rzut_beretem
09.06.12, 17:26
gdyby komuś się chciało wklejam link do swojego posta z lutego
forum.gazeta.pl/forum/w,14479,133325338,133325338,horror_horror_.html
Jakoś mnie tak naszło żeby dopisać ciąg dalszy całej historii niestety bez happy endu
Na tydzień przed porodem (znaliśmy termin gdyż to było planowane cc) ex wyrzucił mnie z domu. dosłownie. A było to tak - nie chcąc zaogniać sytuacji, przestałam się do niego odzywać, nic kompletnie, nawet pół słowa. Ex coś chciał ugrać bo co chwilę wbijał mi jakąś szpilę ale kompletnie nie reagowałam. W sądny dzień, rano, powiedział takie oto słowa "albo zaczniesz rozmawiać, a jak nie to wynoś się do rodziców". W dalszym milczeniu spakowałam co najpotrzebniejsze i pojechałam.
Urodziłam dziecko, udało mi się z nim skontaktować dopiero w 2 dobie po porodzie, trochę wybiegiem bo zadzwoniłam na stacjonarny gdyż komórki nie odbierał. Przyjechał zobaczył dziecko i pojechał.
Nie widzieliśmy się miesiąc, kontakt w zasadzie żaden. W wielkanoc przyjechał, pobył ze 2 h, pojechał znowu miesiąc przerwy. Dziecko ma tera 4 m-ce a oni się widzieli ze 3 razy.
Mieszkam u rodziców, w pażdzierniku wracam do pracy, muszę wynająć mieszkanie i dalej żyć.
To tak w telegraficznym skrócie. Przepraszam, może być chaotycznie.
To jednak co mnie dokładnie rozpierdziela, to fakt że swoim 1 dzieckiem pięknie się opiekuje. drugie ma w głębokim poważaniu.
Nawet jak rozmawiamy, to ch... mnie strzela bo jak coś mówię o krzysiu to on mi opowiada o zdzisiu (zmieniłam imiona dzieci) na zasadzie
Ja: krzysiowi chyba zęby będą wychodzić
On: no możliwe bo zdzisio miał 3 miesiące jak jemu zaczęły...
Aha, nie partycypuje w żaden sposób w utrzymanie naszego dziecka. A nie przepraszam, kupil paczkę pileuch i pudełko mleka.
Słuchajcie ode mnie to tyle, dziwię się tą schizofrenią ojcowską ale ok my damy sobie radę.
Dziękuję za zainteresowanie moim wątkiem i powodzenia dziewczyny, forum będę podczytywać mimo wszystko