Dodaj do ulubionych

A może rzeczywiście jestem "suką"...

12.06.13, 10:09
dziewczyny...nie wiem już, co o tym myśleć.
Jak już pisałam, mój niemąż ma opiekę pół na pół nad 6-letnią dziewczynką. Sąd przynał taki podział i koniec. Jak wygląda nasza rzeczywistość.. otóż - on bardzo często wyjeżdża w różnych sprawach... i oczekuje, że kiedy go nie ma - ja mam zajmować się małą. Ostatnio, kiedy w ciągu tygodnia nie było go trzy dni, powiedziałam, żeby może ustalił, że jak go tak długo nie ma, to niech mała będzie z mamą... On wybuchnął... nazwał mnie "suką", powiedział, że nie lubię jego dziecka, że mi przeszkadza, że jest w swoim domu itd. Ja mu stanowczo zaprzeczyłam, powiedziałam, że nie o to chodzi, że mała ma oboje rodziców i to z nimi ma spędzać czas - nie ze mną. Po paru dniach, on powtórzył, że skoro mam takie podejście, to uważa mnie za sukę...Że nie patrzę na nas jak na rodzinę... a ja uważam, że nie muszę zastępować małej matki ani ojca, bo ma oboje rodziców... Ale zaczęłam się zastanawiać - może faktycznie to ja jestem nie w porządku, może czegoś nie widzę... Może powinnam zostawać z jego dzieckiem bez słowa?
czekam na opinię i pozdrawiam
Obserwuj wątek
    • chanceelise Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 10:37
      Hej, w żadnym razie nie sądzę, że jesteś. Jesteś wielka, że do tej pory godziłaś się na to i zajmowałaś dzieckiem. Jesteś wielka, że w momencie gdy poczułaś, że Cię to uwiera jasno i szczerze o tym mówisz. Jasne, że nie możemy odwracać się plecami do pasierbów mówiąc "to nie moje dziecko", ale skoro ojciec dziecka wyjeżdża często i regularnie, to bez sensu jest przebywanie dziecka z macochą! Sąd przyznając naprzemienną opiekę miał na myśli dobro dziecka i jego czas z RODZICAMI. Taka mała dziewczynka powinna przebywać z mamą, jeśli tata nie może sprawować nad nią opieki. Może spróbuj zwrócić uwagę M na potrzeby dziecka - bo jak to facet skupił się na swoich (tz. należytym wypełnianiu zadania). Życzę znalezienia rozwiązania takiego by każdy czuł się w tej rodzinie dobrze smile Powodzenia!
      • optymist75 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 10:43
        Ja po usłyszeniu,ze jestem suką,spakowałabym sie w jeden dzień.
        • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 10:50
          ja też myślałam o wyprowadzce, ale mamy wspólne małe dziecko i ja mam syna z poprzedniego związku - 10 latka. Nie chcę kolejnych przeprowadzek, a przynajmniej dopóki nie będzie to konieczne... mam słaby charakter
          • optymist75 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 11:02
            Ja mam mocny charakter ale tez dzieci nie mamy wspólnych.
            Za to mamy nastolatka 24h,uczymy sie siebie nawzajem i nie ma dnia by nie trzeba było usiąść i czegos przegadac.W dodatku z mojej inicjatywy bo M pewnych rzeczy nie widzi lub mysli ,ze to moja działka względem młodego.
            I ani ja nie wyzywam go od ostatnich ani od mnie od suk.
            Cichego dnia niestety nie udało sie uniknąć.Ale juz po smile
            Pewnie to kwestia kultury osobistej i szacunku do drugiej osoby ktorą sie w koncu kocha.
          • proszepani13 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 11:02
            Przy takim bagażu przeprowadzka nie jest taką łatwą operacją, ale na pewno nie można tego w ten sposób zostawić? Można się nie zgadzać w pewnych kwestiach, można mieć inne znadnie, ale nie można w ten sposób rzucać w siebie mięsem. Dla mnie taka odzywka oznaczałaby poważną separację. Nawet w jednym mieszkaniu do czasu wyjaśnienia. i nie chodzi mi tu o brak seksu ale generalnie. Aż mnie wmurowało. Jest tysiące słów, którymi mógł wyrazić co myśli. No chyba że rzeczywiście tak myśli i Twoje samopoczucie ma w dupie. A wtedy chyba jednak jedynym wyjściem jest zmiana (życia, mieszkania, partnera).
            Co do tytułu postu milczę, bo chyba sama wiesz że to bzdura totalna.
        • nemo205 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.10.13, 14:10
          optymist75 napisała:

          > Ja po usłyszeniu,ze jestem suką,spakowałabym sie w jeden dzień.
          >
          >

          ja spakowałabym pana.

    • jak.z.nut Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 10:48
      Nie słyszałabym żadnych słów swojego partnera, padających, po słowie "suka"...
      Nie ty masz obowiązki względem dziecka, on może cię ewentualnie poprosić o opiekę a ty ewentualnie się zgodzić...i dziwne jest to ze w ogóle rozważasz swoją "sukowatość" a nie rozważasz jakiego palanta masz w domuwink
      Przepraszam, że tak ostro, ale zagotowało mi sięwink
    • mamameg Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 10:54
      Przerzucił na Ciebie swoje obowiązki i jeszcze ma czelność Cię wyzywać od suk?!
    • karolana Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 11:04
      Nie mam nic przeciwko zostawaniu z niemoimi dzieciami Bywało tak, że ja miałam masę wolnego, niemąż zaiwaniał od rana do wieczora. Ze względów logistycznych dzieci siedziały u nas w domu i ja się nimi zajmowałam. ALE po pierwsze to JA wyszłam z taką propozycją, po drugie było to OKRESOWE.
      Obecnie, ze względu na moje dziecio, którym niemąż zajmuje się tak samo, a nawet więcej niż osobistymi, tym bardziej nie mam problemów jeśli CZASAMI zostaję sama z 3, w porywach do 5 dzieci.
      ALE ponownie - mnie to odpowiada, nie mam z tym problemów, nie czuję się wykorzystywana.
      Wg mnie kluczowe jest tutaj Twoje podejście, Belzebubel, do tematu.
      Jeśli uwiera Cię stała opieka nad pasierbicą i czujesz się wykorzystywana jako bezpłatna opiekunka, to słusznie postąpiłaś mówiąc o tym wprost.
      Tylko teraz tak - czy wiążąc się z tym facetem wiedziałaś jak wyglądają układy, tj. że ma dziecko sądownie przez pół miesiąca, że często wyjeżdża? Czy przegadaliście temat jak ma wyglądać opieka nad jego dzieckiem w czasie, kiedy on jest poza domem?
      Jeśli na początku nie zgłaszałaś sprzeciwu, a teraz nagle zaczęło Ci to przeszkadzać, facet może się czuć oszukany. Wybacz, nie pamiętam czy pisałaś o tym jak było na początku.
      Co się zmieniło od początku Waszego związku?
      Jak wyglądała opieka nad młodą?
      I kolejna rzecz - jeśli dziecko przebywa z Wami przez pół miesiąca, ciężko wymiksować się z opieki nad nim, zwłaszcza jeśli to 6-latka. To małe dziecko, nie do końca samoobsługowe i niestety, trzeba było wziąć to pod uwagę na początku związku.
      Nie każdy nadaje się do tego, by wiązać się z osobą, która ma dzieci z kimś innym.
      Jestem przekonana, że wiążąc się z niemężem popełniłam koszmarny błąd.
      Jak widac, Twój facet ma podejście jakie ma i nie sądzę aby mu się zmieniło. Chce mieć pełną rodzinę z tatą i "mamą" na właściwym miejscu dla swojego dziecka. Ty jesteś na miejscu, więc obsadził Cię w roli "zapasowej mamy".
      Uważam, że jeśli Ci to nie odpowiada, trzeba spakować walizkę, powiedzieć "sorry memory, nie udało się" i odejść w siną dal. I nigdy więcej nie pakować się w związek z dzieciatym.
      • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 11:25
        No właśnie...
        jak poznałam mojego partnera, to zajmował się małą, wtedy malutką przez połowę czasu, miał też opiekunkę na czas swojej nieobecności. Ja zostawałam z nią sporadycznie
        Kiedy zamieszkaliśmy razem, opiekunka odeszła... trwała walka w sądzie, zaszłam w ciążę. Pamiętam, jak przyjechała moja mama - która jest wyjątkowo oszczędna w krytykowaniu innych - i powiedziała - córa - zajedziesz się, on za dużo na ciebie zwala - jesteś w ciąży, masz syna - który też wymaga czasu, masz pracę ( mogę pracować w domu) a jeszcze biegasz i po dwie godziny stoisz w korku ,żeby odebrać małą z przedszkola, bo on nie może... Wtedy wydawało mi się, że muszę mu pomagać, bo inaczej to się nie uda... ale z czasem zaczęło brakować mi sił. Nie miałam fizycznie siły na to wszystko. Powiedziałam mu i się zaczęło.
        Przez czas, kiedy jesteśmy razem, ani razu nie został on z moim starszym synem dłużej niż trwały moje zakupy w sklepie spożywczym. Kiedy ostatnio chciałam spotkać się z niewidzianą długo przyjaciółką, która była przejazdem w moim mieście, on nie mógł zostać z małym na trzy godziny, bo miał duuuużo pracy.
        Pękłam, a boję się odejść - żeby nie chciał walki o nasze dziecko - chociaż powtarzam sobie - przecież on przez cały ten czas ani razu nie został z małym sam, nie wykąpał go, nie usypiał...więc na jakiej podstawie będzie walczył? Swoją córką się zajmuje...naszym dzieckiem nie...
        jak tak sama siebie czytam, to jestem przerażona...
        dzięki za odpowiedzi
        • polifonia1983 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 12:07
          Wydaje mi się, że w tym poście już sobie odpowiedziałaś sama na wszystkie pytania.
          Co do komentarza - dziewczyny mają rację, nie ma sensu więcej dodawać.
        • karolana Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 12:43
          belzebubel napisała:

          > Przez czas, kiedy jesteśmy razem, ani razu nie został on z moim starszym synem
          > dłużej niż trwały moje zakupy w sklepie spożywczym. Kiedy ostatnio chciałam spo
          > tkać się z niewidzianą długo przyjaciółką, która była przejazdem w moim mieście
          > , on nie mógł zostać z małym na trzy godziny, bo miał duuuużo pracy.
          (...)
          > Swoją córką się zajmuje...naszym dzieckiem nie...

          I to jest właśnie powód, dla którego olałabym to wszystko. nie rzucenie "suka", nie cokolwiek innego, ale jednostronność układu.
      • konstancja16 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 11:43
        powtorzyl Ci dwa razy, ze jestes suka, a Ty sie zastanawiasz co robisz zle? sorry, ja tez sie czasem moge poklocic z facetem, przyjaciolka czy kims bliskim. ale bez takich ponizajacych obelg na milosc boska....

        co do Twoich 'obowiazkow' wzgledem pasierbicy najzwyczajnie nie dogadaliscie czegos miedzy Wami. i on oczekuje, ze zajmiesz sie ogolnie pojetym 'domem' w czasie jego nieobecnosci (czyli praniem, prasowaniem, gotowaniem, Twoim dzieckiem, Waszym dzieckiem, jego dzieckiem, psem, kotem i zlota rybka), a Ty bys chciala:
        a. wylaczyc z tej menazerii jego corke, albo
        b. ograniczyc obwiazki, ktore wisza na Tobie do minimum.

        i jedno i drugie zrozumiale. mamy teraz pasierba na stale i zdarza sie (mniej wiecej trzy razy do roku) ze NM wyjezdza na caly dzien (i noc albo dwie). nie lubie tego, jesli tylko jest to dzien wolny od szkoly to staram sie, aby pasierb wyladowal u dziadkow. jak sie nie da to trudno, w koncu jakos daje rade, chociaz odwiezienie jednego na osma, drugiego na dziewiata, wyjscie do pracy, odbior wszystkich i szykowanie kolacji dla wszystkich, dopilnowanie lekcji, zebow i wysluchanie skarg roznych jest upierdliwe. tym bardziej, ze na codzien dzielimy sie obowiazkami.

        tak wiec jest dla mnie oczywiste, ze gdyby wyjazdy NM mialy miec miejsce czesciej lub trwac dluzej to raczej re-negocjowalabym nasz kontrakt przedmalzenski. opiekunka, zmiana pracy na stacjonarna, cokolwiek. ale ja po prostu nie lubie prac domowych i nie po to pracuje zawodowo i zarabiam wlasne pieniadze, zeby potem odwalac cala robote sprzataczki, kucharki, praczki i poslugaczki dla calej rodziny.

        nie wiem jak czeste i jak dlugie sa wyjazdy Twojego partnera, ale jesli sytuacja Cie uwiera to trzeba cos z tym zrobic. wyzwanie Cie od suk nie rozwiazuje problemu z cala pewnoscia.

        btw, czy jak Ty wyjezdzasz to Twoj facet tez zostaje z Twoim synem i Waszym wspolnym dzieckiem i ogarnia to wszystko? wtedy dziala zasada wzajemnosci, mnie sie zdazaja wyjazdy (tez mniej wiecej 2-3 razy do roku) i wowczas NM ogarnia cala chate z menazeria w pakiecie i nawet specjalnie nie narzeka. w przeciwienstwie do mnie wink
    • larysa-1 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 11:34
      Przykro mi, że słyszysz pod swoim adresem takie epitety. Jesteś w niełatwej sytuacji życiowej mając 2 dzieci z innymi partnerami, to też daje większe pole do "popisu" twojemu nm.To wstyd że człowiek, który ma ciebie kochać i wspierać tak wykorzystuje twoje słabości i twoje położenie. Słowo szacunek jest mu najwyraźniej obce.
      Jeśli nie czujesz chęci żeby zajmować się jego córką sama, na własną odpowiedzialność a dziecko ma kochającą matkę to zupełnie nie rozumiem pretensji twojego partnera. Nie leży również w interesie jego córki aby ktoś zajmował się nią na siłę, to rodzi tylko większe problemy.
    • tully.makker Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 14:24
      masz w swoim zwiazku doczynienia z przemoca psychiczna. na razie w formie werbalnej. masz robic to, co twoj partner uwaza ze powinnas robic, inaczej zostaniesz zwyzywana. nazywanie kogolwiek, ale w szczegolnosci matki wlasnego dziecka suka, jest ponizej wszelkiej krytyki. Tym bardziej jest to ponizej wszelkiej krytyki kiedy te obelgi maja na celu wymuszenie na tobie czegokolwiek.

      Na twoim miejscu radzilabym ci sie natychmiast:

      1. zaczac zastanawiac nad przyszloscia bez pana. Czy masz gdzie mieszkac? masz prace? Dochody? Oszczednosci? Wsparcie w opiece nad dziecmi gdybys podjela prace?

      2. Znierac dowody braku zainteresowania waszym wspolnym dzieckiem ze strony ojca, na wypadek gdyby doszlo do walki sadowej ktora moglaby doprowadzic do jego krzywdy. Bo chyba juz wiesz, ze facet, ktory pppodrzuca dziecko obcej bobiecie w imie tego, ze to jest JEGO czas, zamiast dac dziecku szanse spedzic ten czas z matka, to dooopa, a nie ojciec. Tym bardziej musisz myslec o tym, jak chronic swojego synka przed tym, by za kilka raz zamiast z tata spedzla czas z kolejna (niekoniecznie chetna, bo i dlaczego) pania.
      Zacznij prowadzic dziennik odnotowujac, ile czasu ojciec twojego dziecka spedza poza domem, ile czasu codzienie poswieca na opieke nad waszym synkiem... postaraj sie o swiadkow, moga ci nawet podpisywac w zeszyciku np jego nieobecnosci.

      Gdy zrealizujesz powyzsze punkty, bedziesz mogla z rownej pozycji negocjowac z facetem podjecie terapii, ze swiadomoscia ze jesli twoj partner nie przychyli sie do twoich zadan zmian w zwiazku, w tym natychniastowego zaprzestania przemocy werbalnej i wymuszania na tobie zachowan dla niego wygodnych,ktore dodatkowo nie sa w zaden sposob odwzajemniane, to spakujesz bagaze i odejdziesz.

      Tak czy inaczej, poczytaj watki na forum zucie rodzinne, dotyczace przemocy wobec kobiet po urodzeniu dziecka. Lektura nie bedzie pocieszajaca, bo zobaczysz, ze przemoc werblana to rownia pochyla, po ktorej zjedzie wasz zwiazek, a ty zmarnujesz zycie sobie i swoim dzieciom. I ze bardoz trudno, o ile to w ogole mozliwe, by odwrocic ten trend. czego oczywiscie wam zycze.
    • kowalka33 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 17:26
      Nie jesteś naturalnie ale mam wrażenie że tak naprawdę mam wrażenie że najbardziej przeszkadza ci nie ta "nieszczęsna suka " na którą zresztą mogłaś odpowiednio odpowiedzieć (nie popieram magla i rynsztoka ale czasem się nie da...) ale układ opieki naprzemiennej , w której to sześcioletnia dziewczynka jest w domu praktycznie domownikiem. I to tak naprawdę ci nie pasuje i to trzeba było poukładać w głowie jak pakowałaś się w układ z panem, dorzucając do posagu własnego syna. Ja wierzę że to jest trudne , troje dzieci i ty ale to rodzeństwo, rodzina i może skoro jako dorosła wpakowałaś się w taki układ to może to trzeba jakoś ustalić i zorganizować. Innym problemem jest mała aktywność twojego męża czy tam faceta w stosunku do wszystkich dzieci , twojego syna też!!! Domyślam się że może jego wyjazdy związane z praca i zarabianiem kasy na sporą gromadkę . Ale może problemem jest to że go po prostu nie ma, nie angażuje się , może dlatego ta sześciolatka ci przeszkadza. Ja wiem że tu zaraz będę walić w twojego m , doradzać ci rozwód ale to nie jest takie proste w twojej sytuacji. Tobie chyba się wydaje że ten nieszczęsny podział opieki jest winny wszystkiemu a nie jest.
      • batka.makatka00 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 12.06.13, 18:36
        kowalka33 napisała:

        Tobie chyba się
        wydaje że ten nieszczęsny podział opieki jest winny wszystkiemu a nie jest.


        Przede wszystkim nie chodzi o wskazywanie winnego. Problem leży gdzie indziej. Dziewczyna rozmawia, mówi o swoich potrzebach, proponuje rozwiązania, a facet to olewa. Dla niego to problem a on nie chce żadnych problemów. Tych wynikających z codziennej opieki też.

        Kowalka pisze, że są rodziną - zgoda ale skoro ojca notorycznie nie ma w domu to dla pasierbicy niewątpliwie bliższą rodziną jest matka. Zatem propozycja o spędzaniu czasu z matką podczas nieobecności ojca jest jak najbardziej na miejscu! Można naturalnie z nią dyskutować ale nie dopuszczalne jest walić suką! Że niby to najbardziej boli - ano boli! Jeżeli belzebubel (skąd ten nick do ch...ry?!) czuje się zostawiona z całym domem na swoich barkach, a potem w ramach "wdzięczności" usłyszy takie coś to nie ma dziwne. Zwłaszcza jeśli to ona pełni rolę i ojca, i matki (w 50%) dla pasierbicy. Przegięcie.
        Nie namawiam do rozwodu, natomiast strzeżonego...., lepiej być przygotowanym, a rozmowa i to bardzo poważna i radykalna jest konieczna.
    • tully.makker Czytam niektore posty 13.06.13, 08:56
      ... i szczeka mi opada coraz nizej. To, ze wiele osob ignoruje problem przemocy werbalnej, to ejszcze rozumiem, osoby kotore mialy szczescie nie zetkanac sie z tym zjawiskiem naprawde nie rozumieja, jaki proces tu zachodzi i w jak kluczowym momencie swego zwiazku znalazla sie watkodajka.

      Ale widze, ze wiele osob widzi wieksze obciazenie obowiazkami kobiety jako proces zupelnie naturalny, dodajmy, ze cghodzi o obciazenie obowiazkami, ktore nijak sie jej nie przynaleza. Watkodajka ma male dziecko, jak rozumiem, niemowle, albo roczniaka. Taki okaz potrafi zajac 100% czasu nie jednej, ale kilku osobom, no chyba ze jest to wyjatkowo spokojne dziecko ( slyszalam, ze takie sa, ale na oczy nie widzialam)

      Do tego dochodzi jej wlasny syn, 10 latek, ktory mimo ze nie potrzebuje juz podcierania puly, to wciaz matki bardoz potrzebuje. Zaniedbanie go teraz to gwarancja problemow w wieku nastoletnim.

      I do tego dochodzi jeszcze opieka nad 6-latka? Litosci!

      Piszecie, ze skoro sa rodzina, to powinni dzielic miedzy siebie obowiazki i calkowicie sie z tym zgadzam. Widze ten podzial tak: niemowlakiem - wspolnym zamuja sie mniej wiecej tyle samo, tak by kazde nawiazalo wiec z dzieckiem, ale tez mialo czas dla pozostalego potomstwa, no i dla siebie, by choc troche odpoczac.

      Starsze dzieci - o ile w czasie nieobecnosci taty partnerka ogarnia jego corke, to moze liczyc tez na to, ze partner zaopiekuje sie jej dzieckiem, zadba o budowanie wiezi miedzy swoja corka i pasierbem i zwyczajnie odciazy ja od obowiazkow, ktorych w jakims tam okresie ma wiecej w zwiazku z jego wyjazdami.

      Tymczasem model, jaki ktos tu proponowal, to belzebubel ogarnia swoje syna, wspolnego syna oraz corke partnera, a on ewentualnie zajmuje sie swoja corka - jak jest w domu.

      Fair? To chyba w jakims innym swiecie.
      • karolana Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 09:54
        tully.makker napisała:

        > Starsze dzieci - o ile w czasie nieobecnosci taty partnerka ogarnia jego corke,
        > to moze liczyc tez na to, ze partner zaopiekuje sie jej dzieckiem, zadba o bud
        > owanie wiezi miedzy swoja corka i pasierbem i zwyczajnie odciazy ja od obowiazk
        > ow, ktorych w jakims tam okresie ma wiecej w zwiazku z jego wyjazdami.
        >
        > Tymczasem model, jaki ktos tu proponowal, to belzebubel ogarnia swoje syna, wsp
        > olnego syna oraz corke partnera, a on ewentualnie zajmuje sie swoja corka - jak
        > jest w domu.
        >
        > Fair? To chyba w jakims innym swiecie.

        No i właśnie to jest największym (moim zdaniem) problemem tej rodziny - jednostronność układu.
        Użyte przez faceta słowo na S jest sprawą wtórną.
        Z niemężem wychowujemy wspólnie 3 dzieci (od niemal 2 lat dzieciaki są z nami częściej i więcej niż z szanowną mamusią, więc mam pełne prawo stwierdzić, że to my je wychowujemy) w wieku zbliżonym do sytuacji u Belzebubel (1,5 roku, 7 i 11 lat). Wiem doskonale jak wykańczająca jest to praca i nie wyobrażam sobie tego, bym to ja miała na głowie dziecia przez cały czas. Najmłodsze potrafi dać w kość, bo trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo to przecież diablę rogate i na pupie nie usiedzi 2 minut, średnie ma fazę regresu połączoną z buntem (taka ambiwalancja - z jednej strony zachowanie i odzywki Starszego, a z drugiej żądania zajmowania się jakby było małą dzidzią), a najstarsze wchodzi w nastoletniość i trzeba gada pilnować na każdym kroku, bo kombinuje jak koń pod górę byle tylko wymigać się od nauki i obowiązków. Jednym słowem doba jest krótka na ogarnięcie dziadostwa.
        Przerażająca jest dla mnie wizja związku, w którym ja mam OBOWIĄZEK zająć się dziećmi niemęża, w przeciwnym razie jestem suką, która nienawidzi tych dzieci, a niemąż ewentualnie od czasu do czasu łaskawie zerknie na dzieciarnię przez godzinkę, jak będę robić zakupy (oczywiście zakupy dla wszystkich, zeby nie było, ze mam prawo mieć jakieś przyjemności dla siebie).
        I może właśnie dlatego, że u nas nie ma problemu żebym sobie wyszła z koleżanką na pół dnia a nawet całą noc, wyjechała na 2-3 dni na szkolenie, itd., ja nie mam problemu z opieką nad niemoimi dzieciami?
        Sądzę, że wiele macoch miałoby większą tolerancję na opiekę nad pasierbami, gdyby działało to w obie strony - ja zajmuję się twoimi, a ty moimi/naszymi, potem dzieci zajmują się sobą na wzajem, a my zajmujemy się sobą, jednym słowem - wszyscy zajmujemy się wszystkimi. I to jest rodzina!
        U Belzebubel nie ma RODZINY, jest WYZYSK.

        Co do przemocy słownej... wszystko zależy.
        Są ludzie, którzy dają werbalnie upust swojej złości i frustracji, bo muszą spuścić parę, a czasem nie ma możliwości żeby wyjść i pobiegać. To jest oczywiście mało dojrzałe i mało przyjemne dla otoczenia, ale tragedii bym z tego nie robiła.
        Natomiast jeśli jest osoba, która na codzień jest "kulturalna" i używa obelżywych słów z zimną precyzją żeby skrzywdzić lub/oraz zmusić do zastosowania się do określonych reguł...To już należy zastanowić się co będzie następne.
        • tully.makker Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 12:16
          > Użyte przez faceta słowo na S jest sprawą wtórną.

          A jak tak nie uwazam. Nie bagatelizujac nierownosci ukladu, uwazam, ze zastosowanie przez faceta przemocy wobec partnerki, kotra nie chce sie stosowac do jego zyczen i jego wizji rodziny jest sprawa absolutnie kluczowa. Stosujac model przemocy prpasowany przez Patricie Evans, widzimy tu czlowieka, ktory wytworzyl sobie pewna wizje idealnej kobiety, ktora umiescil w ciele swoje aktualnej partnerki. Ta idealna kobieta ma sie zachowywac w okreslony prze niego sposob i nie ma prawa do wlasnej opini, potrzeb ani decyzji o tym co bedzie a czego nie bedzie robic. gdy sprobuje wykroczyc poza ramy zdefiniowane przez partnera, spotyka ja wulgarny, nienawistny atak, kwestionujacy jej moralnosc i czlowieczenstwo. I to nie raz, ale 2 razy. To nie przypadek, ale pewna strategia kontroli nad drugim czlowiekiem.

          Tutaj nie ma dyskusji, argumentow, klotni nawet, tu jest deprecjonowanie kobiecosci i czlowieczenstwa osoby, ktora ma inne zdanie. I chociaz juz nawet reakcje na tym forum wskazuja, ze to zjawisko powszechne, to ja jednak zachecam, by go nie bagatelizowac.

          PS ciekawe, jakie byly przyczyny rozwodu, i czy byla zona tez jest suka?
          • karolana Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 12:26
            Tully dlatego napisałam, że jeśli obelgi służą kontrolowaniu otoczenia należy przyjrzeć się temu i zachować ostrożność, bo jest to bardzo niebezpieczne i zazwyczaj jeśli sprawca nie osiągnie swojego celu werbalnie, posuwa się dajej.
          • belzebubel Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 12:31
            hej dziewczyny, dzięki za komentarze, myślę i myślę...
            co do poprzedniej partnerki, to właśnie też mnie zastanawiało, bo w czasie rozprawy pisała wiele rzeczy, w tym o plamkach na bluzce, ale ani razu nie pojawił się motyw wylgaryzmów użytych w czasie kłótni. Wiele razy słyszałam ich rozmowy i on ani razu przy mnie nie nazwał jej obraźliwie. Natomiast czytałam jej smsy z czasów, kiedy się rozstawali... pamiętam, że były bardzo agresywne i wulgarne, aż mdliło mnie od tego ( więc jest opcja, że wyzywali się regularnie i dla niej to norma, o której nie warto wspominać sądzie). Wczoraj nawet zapytałam go, może głupio, ale przyszło mi do głowy pytanie - czemu, chociaż ona zrobiła mu wiele gorsze rzeczy niż ja - w tym zdradzała go z byłym chłopakiem - nigdy nie nazwał jej tak, jak mnie... Może to ja przez swoją bierną postawę wyzwoliłam w nim takiego agresora słownego... Zastanawiam się, jak naprawiać relacje, kiedy padają takie słowa. Czy można wybaczyć i żyć normalnie? Czy faktycznie staczamy się po równi pochyłej.
            • tully.makker Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 12:51
              No wybaczenie mozna rozwazac, jesli nastapia przeprosiny, wycofanie sie z prob wymuszania czegokolwiek na tobie agresja slowna, lub jakakolwiek inna i realne dzialania na rzecz poprawy na przyszlosc - czyli praca nad soba w postacie lektur, samorozwoju, terapii.

              Ponawiam pytaniek, czy masz dochody i masz w razie czego dokoad pojsc? To bardzo wazny argument przetargowy.
              • belzebubel Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 13:07
                Mam dochody... problem w tym, że jeżeli zdecyduję się odejść - to on będzie musiał sprzedać dom, żeby mnie spłacić. Na głowie stanie życie wszystkich dzieci. Musiałabym odciąć się radykalnie - dodatkowo, ja przeniosłam się do niego o kilkaset kilometrów, więc po wyprowadzce wróciłabym w rodzinne strony, co znacznie utrudni mu kontakt z dzieckiem, a tego nie chcę. Widzę, jak mój starszy syn przeżywa odległość od ojca, który od niedawna zaczął mieć z nim super kontakt... No i nie mam siły na walkę, pół roku temu zakończyła się kilkuletnia historia walki o pól na pół z matką małej. Co chwila są jakieś podjazdówki ze strony eksi i mam ju dość. Z drugiej strony - ja relacje z moim byłym mężem mam bardzo poprawne, chociaż bardzo brzydko było w chwili jego odejścia do innej, to już nawet rozwód przebiegł w miłej atmosferze i trwał 40 minut...
                • tully.makker Re: Czytam niektore posty 13.06.13, 14:45
                  jak bedziesz miala takie podejscie, to facet ma cie w garsci - moze sobie pozwoilic na wszystko, a ty zamiast uniesc sie slusznym gniewem i postawic granice przemocy, bedziesz sie zastanawiac na forum, czy istotnie jestes suka. Otoz nie, nie jestes, i musisz twardo bronic swoich granic i swojej godnosci.
                  Pytanie, czy jestes na to gotowa? To nie przestestwo, ze nie, chociaz osoby ktore rozumieja, wybaczaja i nie do konca wiedza, na co mozna a na co nie mozna pozwolic sa najlepszymi ofiarami.
                • jowita771 Re: Czytam niektore posty 14.06.13, 09:06
                  Piszesz, że Wasze dziecko będzie miało utrudniony kontakt z ojcem, ale teraz też chyba się tatuś nie zajmuje jakoś szalenie dzieckiem, prawda? Czy gdybyś przeprowadziła się, to chociaż starsze dziecko będzie miało bliżej ojca, z którym relacje ma dobre? Bo siedzieć w miejscu, żeby nie utrudniać kontaktu, którego nie ma, nie ma sensu.
                  Zgadzam się z przedmówczynią, która radzi nie bagatelizować przemocy słownej.
                  Moim zdaniem teraz jest próba sił. Jak odpuścisz, zapomnisz o tym, co powiedział i nadal będziesz zajmować się jego córką, to przepadłaś i będzie Ci bardzo trudno w tym związku. Właściwie Ciebie już nie będzie, będzie kukła, która robi to, co powiedział pan. Jak będziesz się buntować, to Cię nazwie tak albo inaczej i wywalczy swoje. Uważam, że nie możesz tego tak zostawić, po prostu nie możesz teraz nadal zajmować się jego córką, bo dasz mu sygnał, że dobrze zrobił nazywając Cię suką, bo przyniosło to taki skutek, o jaki mu chodziło - robisz to, czego on od Ciebie wymaga.
                • mammamia2009 Re: Czytam niektore posty 14.06.13, 20:27
                  >problem w tym, że jeżeli zdecyduję się odejść - to on będzie musiał sprzedać dom, żeby mnie spłacić

                  A to już chyba JEGO problem, prawda? Niekoniecznie trzeba mieszkać w domu, mieszkanie też przecież chyba wchodzi w grę.
                  gdyby sytuacja była odwrotna - tzn. gdyby on chciał odejść, a to by oznaczało, że Ty musisz spzreać dom, żeby go spłącić - to myślisz, że miałby jakieś rozterki w tym temacie? Szczerze wątpię...


                  >po wyprowadzce wróciłabym w rodzinne strony, co znacznie
                  > utrudni mu kontakt z dzieckiem, a tego nie chcę. Widzę, jak mój starszy syn pr
                  > zeżywa odległość od ojca, który od niedawna zaczął mieć z nim super kontakt...

                  Jakby na to nie patrzył, czy zostaniesz czy odjedziesz, któreś z Twoich dzieci będzie miało daleko do ojca... I wydaje mi się, ze jednak łątwiej jest, jeśli dalej ma to mniejsze. Mnie i exa dzieli 600 km, wyprowadziłam się, jak syn miał pół roku (teraz ma 4 lata) - ojciec do niego przyjeżdzą i syn sytuację taką uważa za normalną, bo innej nie zna.
                  • karolana Re: Czytam niektore posty 15.06.13, 11:21
                    > Mnie i exa dzieli 600 km, wyprowadziłam się, jak syn miał  > pół roku (teraz ma 4 lata) - ojciec do niego przyjeżdzą i syn sytuację taką uwa > ża za normalną, bo innej nie zna. 

                    I serio uważasz, że to
                    • karolana Re: Czytam niektore posty 15.06.13, 11:26
                      szlag, wysłało zanim skończyłam

                      > Mnie i exa dzieli 600 km, wyprowadziłam się, jak syn miał  > pół roku (teraz ma 4 lata) - ojciec do niego przyjeżdzą i syn sytuację taką uwa > ża za normalną, bo innej nie zna. 

                      I serio uważasz, że to jest w porządku? Wobec dziecka?
                      Wybacz, ale takie akcje to skrajny egoizm. A gdyby dziecki zostało z ojcem i on wyprowadził się kilkaset kilometrów też nie miałabyć problemu z tym? No tak, ale syn jest z Tobą, nie za Tobą tęskni, nie Ty zaiwaniasz 600km do niego, więc wszystko gra. A Ty przecież masz prawo układać sobie życie. Nieważne jakim kosztem.
                      • mammamia2009 Re: Czytam niektore posty 15.06.13, 20:42
                        >I serio uważasz, że to jest w porządku?

                        Tak. Bo ja odchodząc od Exa nie "ukłądałam sobie życia na nowo", raczej wracałam na stare śmiecie.

                        >Wybacz, ale takie akcje to skrajny egoizm.
                        >A Ty przecież masz prawo układać sobie życie. Nieważne jakim kos
                        > ztem.

                        Nie wiesz, co mną kierowało, ani dlaczego przeprowadziłam, dlaczego mąż nie pojechał za mną - a już na starcie nazywasz to egoizmem. Nie za szybko takie oceny?

                        Gwoli wyjaśnienia: nie układałam sobie życia na nowo. Raczej próbowałam posklejać to stare. Ale po co Ci to wiedzieć... lepiej od razu ocenić, prawda?


                        Swoim postem chciałam tylko zwrócić tylko uwagę autorce wątku, że w jej przypadku, jakby nie patrzył, któreś z jej dzieci jest z dala od ojca.


                        • karolana Re: Czytam niektore posty 16.06.13, 09:58
                          Mammamia, wg mnie zabieranie dziecka 600 km od drugiego rodzica jest zwykłym świństwem wobec dziecka. Dorośli mają obowiązek JAKOŚ poukładać sobie życie tak żeby dziecko miało dwoje rodziców.
                          Belzebubel popełniła błąd wyjeżdżając za pierwszym razem i słusznie stara się nie popełnić go ponownie.
                          Jedynym usprawiedliwieniem dla separacji dziecka od jednego z rodziców jest przemoc tego rodzica wobec dziecka.
                          I bzdurą jest, że małe dzieci nie potrzebują ojca tak bardzo jak matki. Koszmarną bzdurą przywoływaną żeby usprawiedliwić swoje postępowanie.
                          Separacja od rodzica ZAWSZE odbija się negatywnie na dziecku.
                          Ja nie oceniam Ciebie, Mammamia, jedynie to, co zrobiłaś.
                          • belzebubel Re: Czytam niektore posty 16.06.13, 11:07
                            To ciężko jest powiedzieć sprawiedliwe- niesprawiedliwe. Jeżeli mąż ma kochankę, nie ma go całymi dniami w domu, nie widzi się w ogóle z dzieckiem, po czym, kiedy prawda wychodzi na jaw - wyprowadza się, widzi dziecko raz na miesiąc...Czy rzeczywiście wtedy nie można się przenieść? Ja miałam taką sytuację - zainteresowanie było żadne... teraz, po 8 latach, kiedy mój syn zrobił się strasznie podobny do ojca, ten zapałał uczuciami... Nie wiem, może w sumie dla dobra dziecka najwygodniej byłoby zaprosić kochankę te osiem lat temu do wspólnego mieszkania wink
                            • karolana Re: Czytam niektore posty 16.06.13, 13:11
                              Belzebubel odpowiem Ci od drugiej strony - ex separuje ojca od dziecka, nie pozwala na spotkania, kłamstwami w sądzie doprowadza do ograniczenia władzy rodzicielskiej, opowiada dziecku brednie o ojcu i powoduje konflikt lojalnościowy aż dziecko dla swojego spokoju przestaje chcieć widywać się z tatą, a ex w to graj i tylko drze mordę o alimenty. Na chłopski rozum ojciec powinien olać sprawę i wynieść się na inny kontynent żeby móc chociaż na te alimenty zarabiać?
                              Na wszystko można znaleźć usprawiedliwienie.
                              Moim zdaniem niewierność ojca dziecka nie usprawiedliwia utrudniania dziecku kontaktu z ojcem. Dostęp do obojga rodziców jest podstawowym prawem dziecka. Sama widzisz, że teraz Twój syn ma dobre relacje z tatą i tęskni za nim. Może facet dojrzał, może miał złe wzorce w domu... A może jest jakieś Twoje nieświadome działanie, bo obecny partner też nie zajmuje się Waszym dzieckiem...
                              • belzebubel Re: Czytam niektore posty 16.06.13, 13:32
                                zaraz, zaraz...
                                tata mojego starszego syna zlał kwestię widzeń... i zapewniam Cię, że nie utrudniałam tego ja... Pamiętam jak pewnego dnia, kiedy tatuś pojawił się na pięć minut, synek podchodził do kolejnych okien, żeby dłużej widzieć tatusia. Wtedy obiecałam sobie, że nigdy nic złego nie powiem na ojca, choćby nie wiem co nie będę utrudniać... I udało mi się to. Zwyczajnie mąż stracił głowę dla nowej pani i świata poza nią nie widział, przez jakieś pół roku, potem chciał wrócić, ale ja nie umiałam wybaczyć - ktoś może zatem powiedzieć, że przeze mnie starszy syn ma rodziców oddzielnie...ale to już inna historia.
                                Moje nieświadome działanie, które doprowadziło do tego, że mój niemousz nie zajmuje się Naszym dzieckiem... nie wiem, jeżeli jest, to jest nieuświadomione wciąż... może za dużo na siebie biorę. Zawsze musiałam być dzielnymsuperhero... może coś w tym jest... chociaż ostatnio usłyszałam - jeżeli uważasz, że mam się tobą opiekować i dbać o twoje dobre samopoczucie, to źle trafiłaś...
                                • karolana Re: Czytam niektore posty 16.06.13, 15:24
                                  Belzebubel, nie masz wrażenia, że wybierasz mężczyzn tego samego typu?
                                  Właśnie wg kodu, że Ty jesteś absolutnie samowystarczalna, dzielna, zaradna, ogarniająca wszystko i przy Tobie facet... nie musi się wysilać? I wybierasz mężczyzn, którzy pozwalają Ci na działanie wg tego schematu.
                                  A co do Twojego ex... bywa. Mają tak i mężczyźni i kobiety. Żałują potem. Dzieci szkoda sad
                                  Trzymaj się.
                                • tully.makker Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 09:00
                                  Kochana, najwiekszy twoj problem to wieczne poczucie winy i nieumiejetnosc stawiania granic. TY jestes winna temu, ze facet olewa wlasne dziecko i sei nim nie zajmuje? TY jestes winna rozwodu bo nie chcialas przyjac z powrotem puszczalskiego zdrajcy?

                                  No prosze cie!

                                  Dajesz z siebie robic ofiare, to i nic dziwnego, ze facet stosuje wobec ciebie przemoc. Za rok dostaniesz lomot jak nie bediesz robic tego, co pan ci kaze.

                                  Posluchaj co mowi toj partner:

                                  chociaż ostatnio usłyszałam - jeżeli uważasz, że mam się t
                                  > obą opiekować i dbać o twoje dobre samopoczucie, to źle trafiłaś...

                                  Uslysz co on mowi i zrozum, co to znaczy. zastanow sie, jak bedzie wygladalo twoje zycie z tym czlowiekiem. Co bedzie gdy odpukac zachorujesz, albo zwyczajnie bedziesz miala zly dzien? Trudniejszy okres w zyciu.

                                  Myslals o terapii, ktora pomoze ci sie poskladac do kupy? masz na to kase? czas?
                                  • belzebubel Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 10:52
                                    pisząc o rozwodzie itd. chodziło mi o pokazanie pewnego toku myślenia - chodzi mi o podporządkowywanie życia pod innych - karolana napisała, że to błąd, że się wyprowadziłam daleko od ojca dziecka - ja chciałam pokazać, że w ten sposób dochodzi się do absurdu. \

                                    w sumie, to bardzo ciekawe zjawisko, że ktoś wyzwala swoim zachowaniem w innych bestię... z drugiej strony są pary z bardzo długim stażem, które w czasie kłótni rzucają w siebie obelgami, a potem sorki i jedziemy dalej - on ją nazwie suką, ona jego ch"""em i są kwita... i nikt nie mówi o znęcaniu smile moja znajoma mówi, że najgorsze we mnie może być to, że ja właśnie zwracam uwagę bez emocji - że mówię o rzeczach, które powinny mnie ruszać, spokojnie i to może- paradoksalnie wyprowadzać z równowagi rozmówcę... mnie się wydaje to nieprawdopodobne...
                                    • karolana Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 15:34
                                      Czym innym jest odejść od niewiernego męża, a czym innym zabrać dziecko 600 km od ojca.
                                      • tully.makker Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 15:52
                                        O ile ojciec sie zgadza, to ja bym nie widziala problemu. Np dla mojego chlkopa, kry tygodniowo przejezdza 3 - 4 tysiace km, taka odledlosc nie bylaby porblemem w nawet cotygodniowych wizytach. Moj Pierwszy z mkolei latal do ojca samolotem co 2 weekend przez 2 lata, kiedy ex sie przeprowadzil.

                                        Rozna moga byc powody zmiany miejsca zamieszkania, czasami nawet malzenstwo musi zdecydowac sie na okres zycia na odleglosc.

                                        Daleka jestem od tego, by to oceniac negatywnie.
                                      • mammamia2009 Re: Czytam niektore posty 18.06.13, 21:58
                                        > Czym innym jest odejść od niewiernego męża, a czym innym zabrać dziecko 600 km
                                        > od ojca

                                        A jeśli akurat tak się składa, ze owy ojciec od którego zabieramy dziecko i niewierny mąż to ta sama osoba?
                                        • chalsia Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 09:44
                                          > A jeśli akurat tak się składa, ze owy ojciec od którego zabieramy dziecko i nie
                                          > wierny mąż to ta sama osoba?

                                          to nie ma znaczenia
                                          jedyne usprawiedliwienie takiej sytuacji to niemożność ułożenia sobie życia na starym miejscu (np. utrata pracy, brak możliwości zamieszkania - więc powrót do domu rodzinnego) i wiąże się to z uczestniczeniem w kosztach transportu dziecka/ojca by umożliwić im spotkania
                                          w krio jest obecnie zapis, ze ojciec może dochodzić zwrotu części kosztów dojazdów do dziecka, jesli matka z dzieckiem wyprowadziła się daleko - bo jest to traktowane jako utrudnienie kontaktów
                                          • belzebubel Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 10:16
                                            super, oczywiście kochany, odchodzisz, bo już mnie nie kochasz, wiesz widocznie nie zasłużyłam na Ciebie. Powiedz mi tylko, co mogę zrobić, aby ułatwić Ci życie... wiem, jesteś zajęty układaniem sobie życia na nowo i nie masz teraz tak dużo czasu dla naszego dziecka... te dojazdy od niej są takie męczące... ale może przywiozę Ci je raz na jakiś czas., oczywiście w dogodnym dla ciebie terminie .. a potem, jeśli oczywiście będziesz miał więcej czasu, będziesz brał je kiedy tylko będzie Ci wygodnie.... a teraz wybacz, że zmarnowałam ci tyle życia... big_grin
                                            • karolana Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 11:53
                                              Widzisz Belzebubel, operujesz argumentami dotyczącymi dorosłych. Zraniona duma, "ułatwianie życia", itp.
                                              Nie potrafisz oddzielić ex męża od ojca i siebie jako kobiety od matki.
                                              On zdradził i porzucił Ciebie.
                                              Nie wiem jak wyglądało faktycznie jego zachowanie wobec dziecka, ale czytając to co napisałaś zaczęłam dopuszczać możliwość, że wolał odczekać aż zejdzie Ci para zamiast prowokować. Biorąc pod uwagę obecne zainteresowanie dzieckiem mimo olbrzymiej odległości... jako mąż był do dupy. No i? Jest ojcem Waszego syna. Ty widzisz w nim głównie niewiernego męża. Nawet teraz.
                                              Sarkazm generalnie mało trafiony sad Ty sobie układałaś życie, on sobie układał życie. A syn gdzieś tam... musiał się dostosować.
                                              • tully.makker Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 11:59
                                                > Nie wiem jak wyglądało faktycznie jego zachowanie wobec dziecka, ale czytając t
                                                > o co napisałaś zaczęłam dopuszczać możliwość, że wolał odczekać aż zejdzie Ci p
                                                > ara zamiast prowokować.

                                                Nie widujemy dziecka przez kilka lat, bo czekamy az bylej zonie "zejdzie para"?

                                                No prosze cie.
                                        • karolana Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 10:23
                                          mammamia2009 napisał(a):

                                          > > Czym innym jest odejść od niewiernego męża, a czym innym zabrać dziecko 6
                                          > 00 km
                                          > > od ojca
                                          >
                                          > A jeśli akurat tak się składa, ze owy ojciec od którego zabieramy dziecko i nie
                                          > wierny mąż to ta sama osoba?

                                          Chlasia odpowiedziała, ale dodam.
                                          Tak się składa, że nie ma to żadnego znaczenia.
                                          Co dziecka interesuje z kim bzyka się (za przeproszeniem) tato czy mama?
                                          Przecież dziecko w tym nie uczestniczy.Bycie mężem/żoną i bycie rodzicem to dwie różne sprawy.
                                          Co ciekawe, podnoszone jest to nader często przez macochy w aspekcie kontaktów ich mężów z pasierbami (konkretnie pasierbicami). Ale najwyraźniej nie ma już tego argumentu w momencie, kiedy zostaje urażona duma zdradzonej kobiety...
                                          Jeśli nie ma dzieci - wyprowadzajcie się gdzie chcecie. Ja po rozwodzie wyprowadziłam się 3500 km od ex. Ale nie było dzieci!
                                          To, że kobieta rozstaje się z mężem, nawet niewiernym, nie może przekładać się na ograniczanie dziecku kontaktu z ojcem. Niestety, wyprowadzka 600 km ogranicza i utrudnia ten kontakt.
                                          Ojciec musi dojechać, musi mieć gdzie się zatrzymać, itd.
                                          To duże obciążenie czasowe i finansowe.
                                          Poza tym nie ma możliwości uczestniczenia w CODZIENNYM życiu dziecka, a to jest chyba dość istotne.
                                          I bardzo często bywa tak, że w pewnym momencie aspekt czasowo-finansowy zaczyna brać górę (utrata pracy na przykład).
                                          Sorry, ale jak słyszę debilne teksty "gdyby chciał widzieć dziecko, znalazłby sposób" to mnie trafia.
                                          Nasza flanela też nie widziała problemu z wyprowadzeniem się z dziećmi kilkaset kilometrów od obecnego miejsca zamieszkania.
                                          Na szczęście jest to ISTOTNA sprawa, w której ojciec ma prawo decydować.
                                          I tyle było z wyprowadzki tongue_out
                                          • tully.makker Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 10:39
                                            Pytanie, czy to jest ojciec kontaktowy, czy nie. Tkwienie w miejscu w inie tego, ze moze tatus sie zacznie widywac z dzieckiem jest kompletnie bez sensu.
                                            • larysa-1 Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 12:22
                                              Zgadzam się z Karolaną, że wyprowadzka utrudnia kontakt, to naturalne. W moim przypadku nie chciałam alimentów byleby ojciec odwiedzał naszą córkę, chociaż to on się wyprowadził, ale nie płacił i jej nie odwiedzał, więc poszłam po alimenty. W przypadku pasierbicy, znacie moje zdanie - błąd nm, w każdym razie on również nie chciał od matki alimentów byleby odwiedzała, nie odwiedzała, rzadko dzwoniła, mało tego jeździła w pobliże naszego miejsca zamieszkania i mówiła dziecku o tym jednocześnie mówiąc że jej odwiedzić nie może (?!) bo...nie ma pieniędzy, chociaż zeta na nią nie wydawała, bo nm i ja kupujemy jej do tej pory wszystko, a mamusia nic nie płaci i zerwała kontakt, mało tego kiedyś nawet przejeżdżała przez nasze miasteczko, ale biedna powiedziała, że nie wiedziała gdzie ona mieszka (????!!!!! wystarczyło zadzwonić, kupić mapę, cokolwiek).
                                              Ogólnie zgadzam się z tobą Karolana, ale rozumiem też ludzkie sytuacje że kobieta lub mężczyzna układając sobie życie, wyprowadza się. Cierpią na tym dzieci, bezsprzecznie, świat nie jest idealny, nigdy nie był. Powiedzmy sobie jednak jasno że nie we wszystkich przypadkach rodzice biologiczni faktycznie dbają o swoje kontakty z dziećmi, czasami niestety jedynie o nich dużo mówią a nic nie robią tak jak to jest np. w naszym przypadku. Matka pasierbicy wyła jej do słuchawki jak to ona tęskni itp. rozwalając dziecko każdym telefonem, ale jednocześnie jak chcieliśmy nawet zawieźć pasierbicę w pół drogi żeby się biedna nie przemęczyła, to niestety było za mało, trzeba było podwieźć pod dom a następnie odebrać oczywiście w ustalonym przez nią terminie inaczej nie było woli spotkania.
                                              Czy ojciec mojej córki miałby z nią kontakt gdyby się nie wyprowadził, pewnie tak, ale ja mu go nie ograniczyłam, czy matka pasierbicy miałaby z nią kontakt gdyby nm się nie wyprowadził - zapewne, ale i tak może go mieć, nie mamy nic przeciwko żeby pasierbica ze względu na odległość spędzała u niej nawet całe wakacje, ale nie ma z jej strony takiej woli, nie przysyła dziecku nawet kartki z życzeniami na urodziny, chociaż zna adres.
                                              Nie oceniałabym jednoznacznie Belzebubel, nie wiemy jak ojciec dbał o dziecko i jak by dbał gdyby ona się nie wyprowadziła, może kontakty byłyby identyczne jak teraz. A to że ma żal że facet świnia bo ją zdradzał, to zupełnie naturalne, jednak nie sądzę że na tej podstawie utrudnia mu kontakt z synem, po prostu pisze jak było.
                                              • belzebubel Re: udowodnić, że nie jestem wielbłądem ;) 19.06.13, 13:20
                                                larysa - każdy patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń, to zrozumiałe, że ja mówię swoje, a dziewczyny swoje smile nie znamy się, więc pewnie i tak nie przekonam nikogo tutaj, że jestem wyjątkowo nieupierdliwą eks - i że usłyszałam to z ust mojego byłego męża.
                                                każdy przypadek ma jakieś swoje osobliwości. Ja natomiast widzę nawet tu na forum pewien mechanizm - uderz się w piersi, a inni uderzą w ciebie mocniej. Mówisz, fakt - to zrobiłam źle, a usłyszysz skoro zrobiłaś źle to, to na pewno reszta też jest do d""y wink prosty przykład - piszę, byłam wściekła, bo mnie oszukiwał, ale rozwód już braliśmy w przyjaznej atmosferze... a czytam, że to przeze mnie on był ch"""owym ojcem po naszym rozstaniu...
                                                Rodzina to jest odpowiedzialność, dla dobra rodziny jako grupy ma znaczenie, czy ojciec bzyka się z matką czy z sąsiadką. Na jakość życia wpływa to, czy matka i ojciec są ze sobą szczęśliwi... Nie wiem, czy nastolatek, który dowie się, że matka zdradza ojca, powie - spoko mama, ważne, żebyś była szczęśliwa...
                                                Nigdy, przenigdy mój syn nie usłyszał ode mnie złego słowa o swoim ojcu. Widziałam, jak cierpiał, kiedy ojciec znikał na całe dnie, a potem miesiące - to ja w nocy, kiedy budził się i płakał, że chce do taty...mówiłam, że tata musi dużo pracować... a kiedy dzwoniłam i mówiłam o tym jego ojcu, słyszałam, że gram dzieckiem i biorę go na litość, a on jest trzysta kilometrów od domu i nie przyjedzie ot tak.

                                                no i zrobił się temat poboczny smile proponuję go zamknąć.
                                                • karolana Re: udowodnić, że nie jestem wielbłądem ;) 19.06.13, 18:21
                                                  Belzebubel - może faktycznie wygląda to na jakiś "sąd" nad Tobą, nie o to chodzi.
                                                  Wszystko widzimy z daleka, zniekształcone przez emocje każdej z nas i osobiste doświadczenia.
                                                  Ale nikt nie powiedział, że Twój ex był do dupy ojcem przez Ciebie.
                                                  Inna sprawa, że w związku z Twoją przeprowadzką jest mu zdecydowanie trudniej być tatą, takim, jakim powinien być - codziennym, w pełni.
                                                  To z kim sypiają tatuś i mamusia PO ROZWODZIE nie ma żadnego znaczenia.
                                                  To, z kim sypiali przed rozwodem ma znaczenie przede wszystkim dla nich samych.
                                                  Twój ex okazał się ch..ym partnerem. Wiem jak boli zdrada, bardzo dobrze wiem.
                                                  Ale stosunek faceta do wierności małżeńskiej nie przekłada się na jego stosunek do dzieci i warto o tym pamiętać.
                                                  Życie powinno być łatwiejsze, nie?
                                                  Belzebubel, ja Ci szczerze życzę żebyś nigdy więcej nie musiała układać sobie życia na nowo i znalazła szczęście tam, gdzie jesteś. A jeśli się nie uda... chyba powinnaś zrobić to tak żeby nie mieć sobie nic do zarzucenia. Nie poddawaj się terrorowi, żądaj szacunku dla siebie. Ale też patrz z drugiej strony. Ktoś mi kiedyś powiedział, że kompromis to tak naprawdę przegrana, bo żadna ze stron nie jest zadowolona wink
                                                  Ale czasem wyjścia nie ma i trzeba oddać trochę pola.
                                                  Trzymam kciuki.
                                              • karolana Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 13:56
                                                Larysa jasne jest ze nie wszyscy biologiczni dbaja jak powinni. Mam 100% pewnosci ze gdyby odwrocic u nas sytuacje czyli ex musialaby placic oraz odbierac i odwozic dzieci, widzialavy je moze raz na miesiac. Bo jak jtos ma dupe za ciezka zeby na rehabilitacje z dzieckiem isc to i na kontakty nie starczy mu czasu i checi.
                                                I tez rozumiem chec ukladania sobie zycia. Dzieci kiedys odejda a rodzic zostanie sam. Tylko w takim razie warto tez zobaczyc druga strone - JA podjelam decyzje DLA SIEBIE i ktos ponosi koszt tej decyzji. Ponosi dziecko i ponosi ojciec.
                                                Sadze ze czasem nie jest to swiadome utrudnianie tylko "jakos tak wychodzi". Wiec warto zobaczyc ze jednak ten kontakt sie utrudnia
                                              • tully.makker Re: Czytam niektore posty 20.06.13, 09:15
                                                W moim p
                                                > rzypadku nie chciałam alimentów byleby ojciec odwiedzał naszą córkę, chociaż to
                                                > on się wyprowadził, ale nie płacił i jej nie odwiedzał, więc poszłam po alimen
                                                > ty. W przypadku pasierbicy, znacie moje zdanie - błąd nm, w każdym razie on rów
                                                > nież nie chciał od matki alimentów byleby odwiedzała, nie odwiedzała, rzadko dz
                                                > woniła,

                                                Ja osobiscie mysle, ze bledem jest laczenie alimentow z odwiedzinami i utrzymywaniem kontaktow.

                                                Akurat swiatopogladaow ajak najdalej mi do laury Schlessinger, ale znalazlam w jej ksiazce kiedys takie zdanie, ktore bardzo dalo mi do myslenia - ze kluczem do zdrowego, udanego zwiazku jest nigdy nie godzic sie na mniej. I tak budujac jeszcze na tym - po przemysleniach uwazam, ze dajac komukolwiek taryfe ulgowa, wcale nie wyrzadzny przyslugi tej ososbie, wrecz przeciwnie, czynimy z niej kaleke, roszczeniowgo potwora albo osobe ktora nie poczuwa sie do podstawowych obowiazkow.
                                                • tully.makker Re: Czytam niektore posty 20.06.13, 09:16
                                                  Jeszcze w kwestii nigdy nie godzic sie na mniej

                                                  To nie jest tak, ze mi sie to udalo wdrozyc w zyciu, wrecz przeciwnie, ale place za to wysoka cene i na pewno pojde po rozum do glowy.
                              • tully.makker Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 09:02
                                A może jest jakieś Twoje nieświadome d
                                > ziałanie, bo obecny partner też nie zajmuje się Waszym dzieckiem...

                                Przestan ja wbijac w poczucie winy. Facet ma swoj wlasny rozum i dokonuje wlasnych wyborow. Nikt nie odpowiada za dzialania kogos innego, wszyscy mamy wolna wole.
                                • karolana Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 14:07
                                  Tully zejdź proszę z konika. Nie wpędzam w poczucie winy tylko czasem warto zastanowić się nad swoim udziałem w konflikcie zwłaszcza że to kolejna podobna sytuacja. Słyszałaś o samospełniających się przepowiedniach?
                                  • tully.makker Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 14:44
                                    Wyobraz sobie, ze ktos usiluje cie zniechecic do zajmowania sie ktoryms z twoich dzieci. Co wtedy sie dzieje? Pozwalasz na to?

                                    Nie zejde bo moim konikiem - w imie szacunku do mezczyzn - jest nierobienie z nich niepelnosprawnych debili, ktorym wszyscy uniemozliwiaja robienie tego, o czym marzą. Partner Belzebubel doskonale umie sie upomniec o swoje i nie waha sie przy tym uwazac slow obelzywych wobec czkonkow najblizszej rodziny. Gdyby chcial, to zapewne zajmowalby sie swoim dzieckiem. problme w tym, ze nie chce, nie w tym, zer nie moze.

                                    A to, ze watkoddajka wybiera specyficzne typy mezczyn to inna historia. Ale ona ma juz wystarczajaco wysoki poziom poczucia winy, nie ma potrzeby jej jeszcze podnosic. BNie na darmio w biznesie blame culture uchodzi za jeden z najmniej skutecznych sposobowa zarzadzania - bo nic konstruktywnego z tego nie wynika.
                                    • karolana Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 15:30
                                      Tully my zupełnie o innych rzeczach piszemy.
                                      Facet nie chce sie zajmować dzieckie. Dlaczego? Teoretycznie bez znaczenia. W praktyce warto zdiagnozować.
                                      Mam przekonanie oraz doświadczenie, że zajmowanie się dziećmi nie zależy od płci
                                      Wiele razy pisałam, że poza karmieniem "z cycka" facet potrafi WSZYSTKO.
                                      Nie wiem czy Belzebubel ma wysoki poziom poczucia winy, zapewne. Tylko może tak mieć i jednocześnie nie widzieć swojej roli w całej aferze, bo może widzieć jedynie efekt końcowy, który jest syfiasty dla niej.
                                      Nie chodzi więc o samobiczowamie się ale o analizę - jak do tego doszło. Nie w kategorii winy lecz poznania mechanizmów.
                                      • belzebubel Re: Czytam niektore posty 17.06.13, 17:32
                                        hola, hola...
                                        dziewczyny, to, że jestem uległa, nie znaczy, że ktoś ma prawo mnie obrażać. Mój partner poprzedni odszedł do innej, ale nigdy, nigdy mnie nie obraził - co prawda łgał jak pies, ale to już inne mechanizmy chyba działały... wink
                                        nie dam się zwariować - ja nigdy mu powiedziałam mojemu partnerowi, ty "suku", nie zajmę się Twoim dzieckiem ... być może to kwestia kultury... coś, co dla niektórych jest normą, dla innych jest niedopuszczalne...
                                        nie chciałam, aby mój post zabrzmiał "ja jestem święta, a mój facet to cham" zastanawiam się, czy myślenie, że lepiej dziecku jest z matką niż z ciocią nie jest jakimś błędnym rozumowaniem. Jest mi też źle z tym, że ktoś mi bliski, obraża mnie i to na chłodno z jakąś tam własną logiką...
                                        Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze smile

                                        • chalsia Re: Czytam niektore posty 18.06.13, 09:43
                                          zastanawiam się, czy myślenie, że lepiej dziecku jest z matką niż z ciocią nie je
                                          > st jakimś błędnym rozumowaniem.

                                          nie jest błędnym rozumowaniem

                                          Większość ludzi to ssaki.
                                          • karolana Re: Czytam niektore posty 18.06.13, 11:58
                                            chalsia napisała:  > zastanawiam się, czy myślenie, że lepiej dziecku jest z matką niż z ciocią nie  > je > > st jakimś błędnym rozumowaniem.  >  > nie jest błędnym rozumowaniem >  > Większość ludzi to ssaki.

                                            a to już zależy od matki i cioci
                                            • tully.makker Re: Czytam niektore posty 18.06.13, 13:38
                                              Ja jednak mysle ze z wyjatkiem sytuacji patologicznych jednak dziecko powinno przebywac z biorodzicami a nie pod opieka wujka czy cioci.
                                              • karolana Re: Czytam niektore posty 18.06.13, 21:33
                                                tully.makker napisała:  > Ja jednak mysle ze z wyjatkiem sytuacji patologicznych jednak dziecko powinno p > rzebywac z biorodzicami a nie pod opieka wujka czy cioci.

                                                No widzisz... a ja mam raczej niewielkie poważanie dla więzi biologicznych, pewnie wynika to z mojej sytuacji życiowej, i uważam, że dziecko powinno przebywać z odpowiedzialnymi i mądrze kochająmi osobami. Reszta jest mało istotna.
                                                • tully.makker Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 10:36
                                                  uważam, że dziecko powinno przebywać
                                                  > z odpowiedzialnymi i mądrze kochająmi osobami.

                                                  No wlasnie. tak sie sklada, ze w 95% przypadkow najbardziej kochakacymi mdziecko osobami sa biologiczni lub przysposobieni rodzice.

                                                  sa badania z 19-wiecznych niemiec
                                                  • belzebubel Re: Czytam niektore posty 19.06.13, 12:08
                                                    powiało optymizmem wink
                                                    może wydrukuję wyniki tych badań, rzucę na biurko Misia, niech zacznie się zastanawiać big_grin
                                                  • tully.makker Re: Czytam niektore posty 20.06.13, 09:11
                                                    big_grin
    • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 12:22
      Ciężka sprawa. Macie wspólne dziecko, więc w ten sposób córka partnera jest częścią rodziny, tak ja bym to traktował, a rodziny się nie wypędza z domu.
      Głupio wyszło, nie wiemy co nagadałaś partnerowi. Mogło też być ciekawie.
      Nie nazwałbym w ten sposób, ale miałbym o to wielki żal.
      To są bardzo drażliwe sprawy.

      Może trzeba było mocno naciskać na jeden czy dwa dni bez dzieci? Albo chociaż popołudnia, przecież powinnś mieć czas dla siebie.
      Dziecko jest w domu, pracujesz i nie masz już czasu na ciągłe zajmowanie się jeszcze jednym dzieckiem, ale wtedy już konsekwentnie całą dwójką starszych.

      Jeśli się dzieli dzieci na moje, twoje i nasze, to nie jest dobrze.
      Była taka opowieść ludowa, jak po wojnie do samotnej wdowy przyszedł głodny chłopiec z drugim młodszym, którym się zajmował. W młodszym wdowa rozpoznała swojego zagubionego syna, a starszemu powiedziała, żeby został, bo był bratem dla jej syna, więc jest dla niej jej synem. Wiem, że w życiu jest trudniej, ale ten kierunek mi się podoba.
      • larysa-1 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 12:48
        Myślę, że łatwo się tobie pisało a mi ciężko zajmować się moja i nm córką na wyłączność, tak samo autorka jest zawalona dzieciakami a pan uchyla się od spędzania z nimi czasu, opieki nad nimi i odpowiedzialności.
        Mój nm po raz pierwszy w życiu sam w tym roku wyprawia urodziny dla swojej córki, bo był do tej pory przyzwyczajony, że to kobieta, matka, itp. ma się tym zająć, wręcz jakby to był nieomalże zaszczyt, tak samo jak czesanie jej , kąpanie, wożenie, odrabianie lekcji i niestety wszystkie inne czynności, a powód był głupszy niż bezczelne traktowanie kobiet włącznie ze mną "bo to jest dziewczynka", no ręce opadają. Facet ma córkę i oczekuje ode mnie, że z tego powodu że on ma córkę a ja jestem kobietą to mam przejąć wszelkie obowiązki. Poza tym idiotycznym wytłumaczeniem słyszałam wiele podobnych typu: bo on nie wie jak, bo on sobie nie radzi, bo on nie wie co zrobić, bo ja zrobię to lepiej, bo ja też mam córkę, bo ja dobrze wychowuje swoje dziecko i podobne idiotyzmy.
        Wybacz, ale zbłądziłeś, jeżeli u mnie podział obowiązków nad dziećmi będzie 50/50 to przestanę mieć pretensje, że zajmując się swoim dzieckiem mam się także zajmować cudzym. Do tej pory jednak to nie nastąpiło, a pan nie powiem - skutecznie, zaczyna łapać, że jego dziecko to jego odpowiedzialność, jak to załapie to może zacznie również dbać o moja córkę, odrabiać z nią lekcje, jeździć na jazdę konną, itp. wtedy porozmawiamy jak dwoje ludzi wspólnie wychowujący dzieci. Do tego czasu będę jednak walczyć o niezajmowanie się jego dzieckiem.
        Łatwo mówić - powinnaś lub musisz, szczególnie jeśli tak jak u autorki okoliczności życiowe w usamodzielnieniu się od faceta są ograniczone. Niech się facet weźmie do roboty i zacznie być ojcem, bo to odpowiedzialna i ważna funkcja, z której wielu panów nie zdaje sobie sprawy a partnerki służą do wykorzystywania w mało elegancki sposób do opieki nad dziećmi oraz wręcz jak u mnie do przejęcia odpowiedzialności za te dzieci. Nie każda kobieta ma to szczęście że do faceta trafia, że jego dziecko jest jego obowiązkiem a dobrą wolą jego partnerki jest pomagać mu w opiece nad jego dziećmi, z reguły traktowane to jest wręcz odwrotnie, jako zasrany obowiązek partnerki i dobra wola ojca.
        A wyzywanie dodatkowo od suki matki własnego dziecka i partnerki życiowej, bo ośmiela się mieć inne zdanie niż pan i władca jest już poniżej wszelkiej krytyki.
      • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 13:09
        masz rację, podziały nie są dobre, ale ja nie jestem matką jego córki, czyli nie jest ona moim dzieckiem, tak samo jak mój syn ma już ojca i nie potrzebuje drugiego ... Dwie mamy i dwóch tatów to gruba przesada
        • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 14:06
          belzebubel napisała:
          > masz rację, podziały nie są dobre, ale ja nie jestem matką jego córki, czyli ni
          > e jest ona moim dzieckiem, tak samo jak mój syn ma już ojca i nie potrzebuje dr
          > ugiego ... Dwie mamy i dwóch tatów to gruba przesada
          Ja tego nie sugerowałem. Napisałem, że dziecko ojca wspólnego dziecka jest już rodziną, w każdym razie dla mnie. Nie trzeba być ojcem czy matką, żeby być rodziną. Z czasem dziecko lat 6 będzie częściej decydować o sobie, to jest wiek przełomowy. Okaże się wtedy, że dziecko samo pójdzie do matki, gdy ojca nie ma i nikt o to nie będzie się obrażał. Ale wtedy nikt nie będzie dziecka wyganiała z domu i to jest zasadniczy problem. Wtedy jednak warto by było, żeby jednak chciało wrócić na noc do domu ojca.

          Jak się rozstaniesz, będziesz miała dwoje dzieci od dwóch ojców i wtedy możesz sobie powiedzieć "do trzech razy sztuka". Taka powtarzająca się sytuacja może świadczyć o tym, że u Ciebie też nie wszystko jest super. Znałem panie, które miały czworo dzieci od czterech różnych ojców i zawsze mnie to mocno dziwi.

          Macie duży kryzys. Szkoda, bo z kimś innym raczej lepiej nie będzie, a dzieci już mają dość doświadczeń życiowych. Warto szczerze i spokojnie porozmawiać, jeśli jeszcze potraficie, bo za chwilę może już się nie dać rozmawiać.
          • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 14:23
            widzę, że jakiś kreator rzeczywistości wirtualnej i wróż w jednym się tu objawia...
            wiesz, domyślasz się, zakładasz że, przepowiadasz przyszłość. Oby Twoja wizja mojej przyszłości była tak nietrafiona, jak to, czego się domyślasz w wydarzeniach przeszłych smile
            • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 14:38
              belzebubel napisała:
              > wiesz, domyślasz się, zakładasz że, przepowiadasz przyszłość. Oby Twoja wizja
              > mojej przyszłości była tak nietrafiona, jak to, czego się domyślasz w wydarzeni
              > ach przeszłych smile
              Też bym tak chciał, żeby się nie zrealizowała moja wizja. smile
              Każdy ocenia według siebie i po swojemu interpretuje.
              Dla mnie takie wulgaryzmy i z drugiej strony wyrzucanie dziecka z domu (nawet hipotetyczne) byłyby końcem związku.
        • karolana Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 14:26
          No dobra, pomijając dwie pary rodziców, na który to temat mam swoje zdanie, nie rozumiem jednej sprawy.
          Pisałaś, że kiedy wprowadziłaś się trwała walka w sądzie, jednocześnie facet zwolnił opiekunkę i obsadził w tej roli Ciebie.
          Pytanie - dlaczego nadal trwała walka o tak częste przebywanie dziecka u ojca, skoro ojca nie było. Dlaczego wtedy nue zaoponowałaś?
          Wygląda na to, że przegapiony został tu moment ustalenia co do kogo należy.
          Ty zgadzałaś się na wszystko, utwierdzając faceta w przekonaniu, że jego scenariusz jest OK. Teraz jest konieczność przeorganizowania Waszego życia, do czego Ty dążysz. Tylko czy Twój facet tego chce?
          Jeśli nie ma przekonania, że zmiany są słuszne, będziesz kopać się z koniem.
          • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.06.13, 14:56
            Karolana, to, co piszesz jest chyba zgodne z prawdą...
    • jowita771 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 08:37
      Moim zdaniem facet Tobą manipuluje. Opieka pół na pół to chyba trochę za dużo dla niego i chciał trochę tego przerzucić na Ciebie. Nie zdziwiłabym się, gdyby tak celowo ustawiał grafik, żeby "nie tracić" wyjazdów na czas, kiedy małej u Was nie ma. Wybuch złości tylko to potwierdza.
    • proszepani13 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 08:52
      Belzebubel, a może spróbować metody małych kroczków, bo przypuszczam, że z takim nastawieniem chłopa, rewolucja nie ma szans powodzenia. Przerzucenie na niego obowiązku opieki nad dziećmi (wszystkimi, razem z Twoim) kiedy jest w domu. Wtedy łatwiej będzie opiekować się nimi, kiedy zostaniesz sama, bo nie będzie poczucia, że tylko Twój obowiązek. Zwykłe "mój dorogi, ciężko dzisiaj pracowałam popilnuj dzieci, bo muszę się: położyć; pójść na dłuższe zakupy; popracować, bo też zarabiam, itd. W tym czasie możecie: posprzątać, umyć naczynia, odrobić lekcje".
      Często ciężko wyegzekwować na mężczyznach podział obowiązków, bo myślą zadaniowo i konkretne zadanie przed nimi trzeba postawić.
      Wiesz, wydaje mi się, że trzeba wszystkiego spróbować, zanim podejmie się ostateczne decyzje.
      • tully.makker Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 10:27
        A jakie male kroczki ma zastosowac w kwesti nazywania przez pana swoje npartnerki i matki swojego dziecka suka? Ja uwazam,z e moment kiedy pan pierwszy raz ja tak nazwal, zmienil wszystko, cala optyke tej sprawy. I jak czytamy, nie byl to jednorazowy wybryk.
        • proszepani13 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 11:06
          Tak masz rację, dla mnie i pewnie dla wielu zmieniłoby to wszystko. Ale belzebub sama zaznaczyła, że ma raczej słaby charakter i z tego co wnioskuję prędzej byłaby w stanie przeczekać to i potem tylko chować urazę gdzieś głęboko. Nie zawsze da się zastosować radykalne zmiany, a jeśli ma się nie zmienić nic, to lepiej, żeby powoli zmieniać pewne rzeczy które nas uwierają. Stąd taka moja propozycja. Znam osoby, które brnęły coraz bardziej w desktrukcyjny układ, bo nie zrobiły nic, a nie miały siły odejść.
          • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 11:29
            moja uległość nic dobrego nie dała... zaciskanie zębów w imię wyższych wartości i tak zakończyło się wielkim bum... Chyba godziłam się na wszystko właśnie dlatego, żeby kolejna rodzina się nie rozpadła. Jak widać, złą strategię przyjęłam...
            • proszepani13 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 11:57
              Belzebubel nie ma wyjścia, coś z tą sytuacją trzeba zrobić, bo będzie gorzej tylko. Warto jednak zanim podejmie się te ostateczne decyzje, wykorzystać wszystkie inne drogi dogadania się: rozmowę, małe kroczki, listy, terapię czy cokolwiek przyjdzie Ci do głowy, choćby po to, że jak dojdzie do najgorszego, to człowiek będzie miał spokojną głowę, że zrobił wszystko. Dzięki temu nie będą Cię gnębić wyrzuty sumienia, że nie działałaś i nie próbowałaś.
          • tully.makker Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 12:24
            To nie jest kwestia przeczekania, czy posadania urazy. osoba stosujaca przemoc werbalna i wymuszanie bedzie to robic coraz czesciej - dlaczego - bo moze.
            Niektorzy twierdza, ze postawienie stanowczej tamy po pierszym razie moze pomic. Znam przyklady, ktore przecza tej opini, ale to nie powod zeby nie probowac!
    • violadamore Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 11:38
      Jestem wstrzasnieta po lekturze Twojego postu i wszystkich ponizszych. Zdecydowanie nie podoba mi sie postawa Tojego partnera, od A do Z. Moim zdaniem konieczna jest rozmowa, albo list, w ktorym wyluszczysz swoja wizje tego, jak ma wygladac podzial obowiazkow w Twim domu. Na opieke nad 3 dzieci zgodzic sie mozesz, ale nie musisz, a juz a pewno nie ZAWSZE. Opieka naprzemienna ma te zalete, ze mozna ja dostosowywac do grafika rodzicow. Tak robie ja z moim bylym, nie mamy stalego szablonu, tylko ustawiamy terminy wedlug tego, kto kiedy jest w domu. Nic nie stoi na przeszkodzie, zeby ustawiac terminy obecnosci dziecka u Was wtedy, kiedy w domu bedzie jego ojciec, uwazam nawet, ze jest to dosc logiczne, prawda? MOzna od czasu do czasu przejac opieke nad pasierbica, ale na to musi byc Twoja specjalna zgoda i wdziecznosc ze strony faceta. Niedobrze brzmi, kiedy piszesz, ze jestes miekka i ulegla, boje sie, ze dajesz sie wykorzystywac swojemu facetowi, z obawy przed rozstaniem. Nie mozesz mu okazac slabosci, musisz pokazac, ze stac cie bedzie na odejscie, jesli on nadal bedzie traktowal Cie tak jak do tej pory. Musisz jasno zaznaczyc, ze nie bedziesz tolerowac okreslen typu "suka" i nawet w najwiekszych emocjach oczekujesz od niego szacunku. Moim zdaniem potrzebny jest generalny remont Waszych relacji. Nawet jesli na poczatku sie zgadzalas na wszystko, czego on od Ciebie oczekiwal, masz swiete prawo powiedziec stop, kiedy juz nie mozesz tego udzwignac. I normalna reakcja na takie stop jest szukanie rozwiazan satysfakcjonujacych dla wszystkich, a nie wyzywanie od suk. Bron sie przed tym. Znajdz w sobie sile, zeby mu to spokojnie i konkretnie powiedziec, a jesli boisz sie, ze rozmowa zbyt szybko przerodzi sie w awanture, to napisz mu list. Z konkretnymi propozyjami rozwiazan. Mam wielka nadzieje, ze facet sie opamieta. Jak nie, to moze jeszcze proba jakiejs terapii rodzinnej. A jesli i to nie pomoze, to czas odejsc.
    • rybkka24 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 14.06.13, 17:02
      ""Nie każda kobieta ma to szczęście że do faceta trafia, że jego dziecko jest jego obowiązkiem a dobrą wolą jego partnerki jest pomagać mu w opiece nad jego dziećmi, z reguły traktowane to jest wręcz odwrotnie, jako zasrany obowiązek partnerki i dobra wola ojca.""

      ŚWIĘTE SŁOWA. niestety.
      doświadczyłam na sobie, co ciekawe najwięcej do powiedzenia o moich obowiązkach miały KOBIETY z rodziny nm-a.bo przecież do malutkich dzieci to TYLKO kobiety się nadają..

      facet ewidentnie używa PRZEMOCY psychicznej i emocjonalnej
      darmowa opiekunka mu się buntuje to się pan zdenerwował a co!
      on ustalił z eks zasady obecna żona/kobieta ma bez słowa sprzeciwu wykonywać.
      aż mnie mierzi jak czytam o takich układach bo to relacja nie dość że jednostronna to jeszcze na zasadzie pan-służąca
      co ciekawe ty masz się zajmować bez słowa całą trójką on trójką się już nie zajmie i to jest OK?

      za długo pozostawałaś bierna
      agresja może eskalować
      nie wchodź w rolę ofiary dla dobra rodziny?
      myślisz że dla dzieci rola ofiary w domu jest dobra?
      • batka.makatka00 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 15.06.13, 19:18
        Czuje się na forum ogólne wkurzenie na faceta - jak on śmiał? Analizujemy wybuch słowny jako jednostkowy wybryk, który zmusza do wyjaśnienia i zapobieżenia następnym.
        Niestety może okazać się, że jest to przejaw swobody pana niezależnego, któremu żona wyskakująca jak królik z kapelusza, próbuje założyć jakieś pęta. Pan jest święcie oburzony i nie ma oporów przed używaniem określeń nasuwających mu się w imię obrony własnej, niczym niezaburzonej swobody. Zawsze był taki i taki jest, dotychczas jego potrzeby były zaspokojone ale ktoś śmie się buntować zaczyna się bezpardonowa rozgrywka.

        Obym nie miała racji bo jeśli się nie mylę to żadne rozmowy nie pomogą, co najwyżej usłyszysz, że powiedział tak bo go wkur..łaś i o ile nie będziesz tego robić to on też nie będzie musiał tak Cię nazywać!

        Faceci maja niezwykłą umiejętność manewrowania słuchem, wzrokiem, pamięcią. Na własne potrzeby wszystko potrafią potraktować wybiórczo. Czasem ma wrażenie, że nawet własne żony.
        • rybkka24 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 15.06.13, 20:40
          dużym błędem było zgodzenie się na układ pół na pół na samym początku i nieustalenie szczegółów opieki nad dziewczynką
          facet miał jakieś wyobrażenie w głowie na temat obowiązków żony wobec jego córki
          autorka przez czas jakiś je spełniała po czym stwierdziła że ma dość i nie daje rady i ma do tego święte prawo.
          powinni po prostu usiąść i uzgodnić nowy podział obowiązków przy dzieciach
          a ten pan zdaje się być z gatunku wygodnych i roszczeniowych, wziął sobie żonę to mu się należy darmowa opieka nad dzieckiem.

          takie wyjście z pozycji ty musisz, ty masz obowiązki i koniec dyskusji a jak się buntujesz to jesteś suk...ą źle mi się bardzo kojarzy.
          z jakąś tyranią.
          nie znamy faceta.nie wiadomo czy to taki incydent czy on ma generalnie taki roszczeniowy i autorytarny sposób bycia

          i odpowiedz na pytanie w tytule
          nie.nie jesteś suką.za to masz męża który zachował się jak roszczeniowe chamidło
          • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 15.06.13, 22:00
            rybkka24 napisała:
            > takie wyjście z pozycji ty musisz, ty masz obowiązki i koniec dyskusji a jak si
            > ę buntujesz to jesteś suk...ą źle mi się bardzo kojarzy.
            > z jakąś tyranią.
            Ostre oceny pań na tym forum.
            Facet powiedział po chamsku, nie powinien, ale ja rozumiem powód jego wzburzenia. Rozdziela się rodzeństwo, dzieli na lepsze i gorsze, wygania dziecko z domu, a przecież była umowa, że wszyscy są traktowani jak rodzina.
            Została złamana podstawa wspólnego mieszkania.
            Ciekawe, co by było, gdyby to pan powiedział, że jego żona ma zabierać swojego syna, gdy nie ma jej w domu? Pewno byłaby awantura, jak wojna światowa. smile

            Opieka na dzieckiem lat 6 nie jest uciążliwa, ale rozumiem, że gdy się w domu pracuje, to trudno się zająć wszystkim. Warto się podzielić obowiązkami i wziąć kogoś do opieki, chociaż na te 4-6 godzin dziennie, gdy trzeba popracować.
            • rybkka24 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 15.06.13, 22:13
              altz czytasz wybiórczo?
              tylko to co chcesz?
              napisałam że nie wiem czy on ma taki styl generalnie czy tak mu się trafiło.

              >Została złamana podstawa wspólnego mieszkania

              zasady można zmieniać jeżeli zmienią się warunki lub inne czynniki, tutaj urodziło się dziecko+ pani jest przemęczona+ pan zostawia ją we wszystkimi dziećmi regularnie na parę dni
              i można o tym rozmawiać, a nie kwitować jesteś s...nie wiem powtórzę czy takie zachowanie to NORMA w komunikacji pana czy miał gorsze dni (bo powtórzyła się sprawa 2x)

              > Ciekawe, co by było, gdyby to pan powiedział, że jego żona ma zabierać swojego
              > syna, gdy nie ma jej w domu?

              przecież belzebubel pisała ze facet NIE ZAJMUJE się jej synem wcale
              a jak miał to zrobić to był strasznie zapracowany
              czy nie można tego odczytać jako
              jak cię nie ma to zabieraj swojego syna??


              • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 15.06.13, 22:58
                rybkka24 napisała:
                > zasady można zmieniać jeżeli zmienią się warunki lub inne czynniki
                Można zmieniać, ale przy poważnych zmianach trzeba się rozstać.

                > tutaj urodziło się dziecko+ pani jest przemęczona+ pan zostawia ją we wszystkimi dziećmi r
                > egularnie na parę dni i można o tym rozmawiać, a nie kwitować
                Pan jest zdecydowania zazwyczaj poza domem. Pani jest przemęczona, bo trójka dzieci, dom i praca, poza tym musi to sama ogarnąć. Pan mógłby się włączyć, może mniej pracować? Może oddać cała trójkę raz na jakiś czas od dziadków? Nie wiem, nie znam warunków.

                > przecież belzebubel pisała ze facet NIE ZAJMUJE się jej synem wcale
                > a jak miał to zrobić to był strasznie zapracowany
                > czy nie można tego odczytać jako
                > jak cię nie ma to zabieraj swojego syna??
                Nie można, bo tego nie powiedział wprost, a pani powiedziała, co jest zasadniczą różnicą.
                Pan uważa, że to nie męskie, że ma ciekawsze zajęcia, ale do tego trzeba przyzwyczajać rodzica od początku.
                Ja siedziałem z dziećmi (ze swoimi i obcymi), chociaż nie wykonywałem wszystkich poleceń, miałem własne pomysły na zagospodarowanie czasu z dziećmi.
                Co ciekawe, też byłem krytykowany, że za mało, że nie tak itd. smile
                • rybkka24 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 07:09
                  > Można zmieniać, ale przy poważnych zmianach trzeba się rozstać.

                  piszesz mi ze przy zmianach trzeba się rozstać?
                  żadne zmiany nie generują rozstania jeżeli ludzie się kochają, szanują i przede wszystkim potrafią rozmawiać.jeżeli ktoś wykazuje chęć rozumienia i o wartość na potrzeby drugiej strony wszystko da się wypracować.
                  dziwna teoria.

                  Pan mógłby się włączyć, może
                  > mniej pracować? Może oddać cała trójkę raz na jakiś czas od dziadków?

                  mogliby usiąść i się zastanowić.
                  zamiast tego na tę chwilę pan wolał stwierdzić ze ma żonę sukę i zamknąć dialog.
                  może zmieni front.a może nie.

                  > Nie można, bo tego nie powiedział wprost, a pani powiedziała, co jest zasadnicz
                  > ą różnicą.
                  > Pan uważa, że to nie męskie, że ma ciekawsze zajęcia, ale do tego trzeba przyzw
                  > yczajać rodzica od początku.

                  cechy związku to m.in.dynamika i elastyczność.
                  pan wziął panią z dzieckiem i nie wpadł na to że może będzie musiał pomóc przy tym dziecku czasem?
                  trzeba go przyuczać?przyzwyczajać?kolejna dziwna teoria.
                  to jak ktoś nagle zachoruje to nie powinien oczekiwać pomocy bo nie przyzwyczaił od początku że jest chory?
                  pani ma prawo poczuć się zmęczona i ma prawo jeżeli zajmuje się dzieckiem pana oczekiwać że ów pan zajmie się jej synem jak ona chce np.dla relaksu skoczyć na kawę na miasto.

                  > Ja siedziałem z dziećmi (ze swoimi i obcymi), chociaż nie wykonywałem wszystkic
                  > h poleceń, miałem własne pomysły na zagospodarowanie czasu z dziećmi.
                  > Co ciekawe, też byłem krytykowany, że za mało, że nie tak itd. smile

                  spotkałaś się z niewdzięcznością i roszczeniowym podejściem.
                  właśnie przez takie postawy tworzą się problemy.
                  za opiekę i zaangażowani w nie swoje dzieći ta pani o której piszesz powinna podziękować.
                  • rybkka24 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 07:09
                    otwartość na potrzeby oczywiście
                  • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 08:12
                    rybkka24 napisała:
                    > piszesz mi ze przy zmianach trzeba się rozstać?
                    Przy niektórych tak. Nie nic do tego chęć zrozumienia. Jeśli pani będzie uważać, że po wyjściu ojca, dziecko też ma opuścić dom, to powinien się rozstać, dla siebie i dla dziecka. Tak samo pani też nie powinna pewnych spraw akceptować.

                    > pan wziął panią z dzieckiem i nie wpadł na to że może będzie musiał pomóc przy
                    > tym dziecku czasem?
                    > trzeba go przyuczać?przyzwyczajać?kolejna dziwna teoria.
                    Przecież to jest prymitywnie proste. Nie wierzę, że ktoś może tego nie rozumieć.
                    Nad więzią trzeba pracować. Jeśli ojciec do tej pory nic nie robił przy dziecku, to takiej więzi nie ma i chęci na wspólny pobyt z dzieckiem również nie ma.
                    Po rozstaniu więzi się rozluźniają i zanikają. I bardzo dobrze, inaczej nie dałoby się żyć myśląc o wszystkich byłych dziewczynach. Mnie też sporo pracy zajęło wygaszenie więzi z dziećmi, dzięki temu jakoś funkcjonuję i dzieci również, pomimo rozwodu, chociaż było ciężko. Ja wiem, jak to działa. Nie możesz czegoś mieć, to staraj się zapomnieć, będzie lżej.
                    Jeśli pani mówi cały czas, że to jest jej dziecko i ona o wszystkim decyduje, to pan w końcu w to uwierzy. Proste jak budowa cepa.

                    > pani ma prawo poczuć się zmęczona i ma prawo jeżeli zajmuje się dzieckiem pana
                    > oczekiwać że ów pan zajmie się jej synem jak ona chce np.dla relaksu skoczyć na
                    > kawę na miasto.
                    Dla mnie to nie było problemem, bo ja to rozumiem. Chociaż, jak każdy człowiek, jestem trochę egoistą. Pan powinien pomóc, bo są razem i powinien zadbać o pani zdrowie i odpoczynek.
                    • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 08:49
                      ja się zastanawiam - co to znaczy, że wypędzam jego córkę... Czy jeśli dziecko ma oboje rodziców, którzy mieszkają blisko siebie i ustalają grafik, to nie lepiej będzie, jeśli w dni kiedy nie ma ojca, małą zajmowała się matka? Czy faktycznie jest lepiej, żeby mała była ze mną ? ja uważam, że nie. Zastanawia mnie podejście altz. Mój syn, kiedy jedzie do ojca, a zajmuje się nim jego kobieta, nie jest wcale zadowolony, chociaż też bardzo ją lubi i miło spędzają czas. Ale są to dla niego takie przymusowe wakacje u miłej cioci...chciał być z ojcem. Podobnie ma mała, przez ten system opieki ma niedosyt mamy i taty tak naprawdę... i wg mnie lepsze dla niej jest spędzanie czasu tak, aby była jak najwięcej z mamą lub tatą... nie ciociami, wujkami itd...
                      Cieszę się, że wytworzyła się taka dyskusja. Spokojnie sobie muszę to poukładać.
                      • violadamore Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 11:17
                        U nas opieka naprzemienna funkcjonuje w ten sposob, ze kiedy ja mam koncerty i nie ma mnie w domu, w pierwszej kolejnosci pytam ojca dzieci, czy moze je wziac do siebie. Podobnie w druga strone, ustawiamy opieke pod nasz grafik zawodowy, a nie z metra. Dopiero gdy sie cos nie skleja pytam uprzejmie mojego faceta, czy moze przejac paleczke. Czasem mowi od razu, ze tak, czasem, ze wolalby nie, bo ma kupe pracy, ale jesli mam noz na gardle to pomoze, a czasem nie moze i juz i wtedy zalatwiam baby sitter. I jest to dla mnie ok. On tez organizuje weekendy z dziecmi, kiedy jest na miejscu, a nie kiedy wyjezdza. Nie ma z tego powodu wojny swiatowej miedzy nami, ani poczucia, ze jest podzial na dzieci "lepsze i gorsze". Po obu stronach za to jest przeswiadczenie, ze mozemy, ale nie musimy, i jest to zdrowe. Zadno z nas nie czuje sie wmanewrowywane w obowiazki drugiego i to ulatwia szczera chcec pomocy, kiedy ktos jest w opalach. A jesli ktores w danym momencie nie ma sily albo czasu na przejecie dodatkowych obowiazkow (tak, opieke nad "drugimi dziecmi" traktujemy jako extra obowiazek) to komunikuje to wprost i jest to przez druga strone respektowane.
                      • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 12:47
                        belzebubel napisała:
                        > ja się zastanawiam - co to znaczy, że wypędzam jego córkę... Czy jeśli dziecko
                        > ma oboje rodziców, którzy mieszkają blisko siebie i ustalają grafik, to nie lep
                        > iej będzie, jeśli w dni kiedy nie ma ojca, małą zajmowała się matka?
                        Pewno i lepiej, ale to jak zabawa w niedouczonego sapera. smile
                        Lepiej by było, gdyby dziecko było starsze. Wtedy mogłoby powiedzieć: skoro nie ma taty, to idę do mamy. Albo: poszłabym do mamy, ale mam sporo zajęć i muszę coś nadrobić, zostaję.

                        Jeśli się wysyła dziecko do matki, to tam jest jego dom, zamiast dwóch domów. Tutaj jest tylko spotkanie towarzyskie z ojcem, miła odskocznia od realnego życia. Jak przy tym wyglądają relację z młodszym bratem? Chyba przecież również po to dziecko jest tutaj?
                        Tak czy siak, lepiej żeby propozycja wyszła od dziecka.

                        > Mój syn, kiedy jedzie do ojca, a zajmuje się nim jego kobieta, nie jest
                        > wcale zadowolony, chociaż też bardzo ją lubi i miło spędzają czas.
                        To niech się zapyta i nie jedzie, jeśli ojca ma nie być dłużej. Niech ćwiczy asertywność, przecież do ojca jedzie, nie do do jego żony. smile

                        > wg mnie lepsze dla niej jest spędzanie czasu tak, aby była jak najwięcej z ma
                        > mą lub tatą... nie ciociami, wujkami itd...
                        A według niej? Lepiej, żeby o to zapytał ojciec. wink Dziecko jest na tyle duże, że już może jakieś decyzje samo podejmować.
                      • karolana Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 16.06.13, 13:18
                        > Mój syn, kiedy jedzie do ojca, a zajmuje się nim jego kobieta, nie jest wcale zadowolony, chociaż też bardzo ją lubi i miło spędzają czas.

                        No widzisz. A niemoje dzieci wolą być ze mną niż z matką, nawet kiedy ich taty nie ma w domu.
                        Tak jak pisze Altz - dobrze byłoby gdyby to dziecko się określiło.
                        • larysa-1 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 17.06.13, 07:31
                          Dobrze by było gdyby to dziecko się określiło? Nie, najpierw musi być zgoda partnera na zajmowanie się nieswoim dzieckiem, nie przymus i nie obowiązek.
                          Karolana, ty nie masz z tym problemów, ale Belzebubel ma, ja też mam, czy nasze prawa nie mają być respektowane a jedynie wola dziecka? To my już same o sobie decydować nie możemy? Zdaje się że Rybbka i cała batalia kobiet ma tak samo. Ja chcę być zapytana, tak jak to jest u Violadamore, widać że tam rodzice wiedzą że są rodzicami i respektują swoich partnerów. Tam jest szacunek i zrozumienie, a rodzice są odpowiedzialni za SWOJE dzieci.
                          • karolana Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 17.06.13, 10:16
                            Larysa ale zgoda macochy/ojczyma jest dla mnie czymś zupełnie oczywistym! Jedno drugiego nie wyklucza. Poza tym ja nie mam problemu z jednego podstawowego powodu - jestem traktowana jak pełnoprawny i ròwnoprawny z niemężem opiekun a nie "przynieś-wynieś-pozamiataj" zarówno przez niemęża jak i dzieci, a nawet rodzinę niemęża oraz niemąż zajmuje się moim dzieckiem w taki sposób, że ono jest wspólne a nie tylko moje.
                          • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 17.06.13, 11:25
                            > Dobrze by było gdyby to dziecko się określiło? Nie, najpierw musi być zgoda partnera na
                            > zajmowanie się nieswoim dzieckiem, nie przymus i nie obowiązek.
                            (...)
                            > Tam jest szacunek i zrozumienie, a rodzice są odpowiedzialni za SWOJE dzieci.

                            Jasne, że dziecko powinno się określić. Nie zawsze chce iść do mamy, może też mieć własne plany, chociaż często się to lekceważy, bo to przecież tylko dziecko.
                            Musi być jakiś zdrowy rozsądek, 6-latek to nie niemowlak, bardzo dużo już sama zrobi.
                            Nie można nagle powiedzieć, że nie dostanie obiadu, bo tata się kłoci ze swoją partnerką. Rozsądku jakiegoś! Facet przegina, ale to nie znaczy, że za wszystko ma odpowiadać dziecko.
                            Pewne rzeczy zostały przyjęte "przez zasiedzenie", nie warto robić rewolucji, jeśli się chce być z tymi ludźmi, zmiany trzeba wprowadzać stopniowo, ale dziecko jest w tym wieku, że coraz bardziej się obsługuje samo.
                            Można zrezygnować z niektórych rzeczy, na przykład dziecko samo się myje, samo szykuje rzeczy, sprząta pokój, wychodzi do koleżanki z sąsiedztwa, ale nie można zrezygnować z obiadu, porozmawiania i ogólnie traktowania jako człowieka, a nie tylko jako dodatku do własnego dziecka.

                            Smutno się to czyta, że tak piszą kobiety. Gdybym miał się zaopiekować cudzym dzieckiem, zagubionym i znalezionym na ulicy, na pewno bym się nim zajął, jak swoim.

                            Jest wspólne dziecko, więc to męża też jest w części wspólne.
                            A pytać się trzeba męża, jak to widzi, ale wcześniej przedstawić sytuację, a nie czekać, aż będą w powietrzu wisiały siekiery.

                            Ogólnie, wydaje mi się, że nastał czas szybkich decyzji. Uciąć i wyrzucić, a potem z następnym to samo i z jeszcze jednym, a na końcu podsumowanie, że wszyscy faceci są beznadziejni.
                            • belzebubel Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 17.06.13, 11:29
                              przepraszam, a kto nie gotuje dzieciom obiadu ? big_grin kolejny i kolejny... no wiesz. Jeżeli chodzi o mnie to w ciągu 18 lat jest mój drugi związek... w tym tempie to tak za dużo tych kolejnych nie będzie wink
                            • larysa-1 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 17.06.13, 12:16
                              Altz ty chyba nie czytasz co my tutaj piszemy. Autorka zajmuje się nieswoim dzieckiem, ale facet ją po prostu zwyczajnie wykorzystuje i wulgarnie ją wyzywa w razie sprzeciwu. Przeczytaj może jeszcze raz wszystkie posty z tego wątku. Większość z nas jest tymi dzieciakami zawalana, dosłownie i nie jesteśmy ani szanowane ani pytane o zdanie.
                              Proceder z którym większość z nas ma do czynienia jest PATOLOGIĄ. Skoro ktoś jest ojcem, to niech się zachowuje jak ojciec.
                              A jak już piszesz o tym co jest przykre, to powiem tobie że przykre jest traktowanie swojej partnerki jako służącej i opiekunki do dziecka, której można ubliżać w razie sprzeciwu.
                              Czy ty naprawdę uważasz, że jeśli partner znawyzywa wątkodajkę i zmusi ją do zajęcia się jego dzieckiem to komukolwiek wyjdzie to na dobre? Włącznie z tym dzieckiem? Ta kobieta bardzo mu pomogła w opiece nad córką i nadal chce to robić, ale na litość boską nie na tak chorych zasadach. Daj jej być po prostu człowiekiem, bo ma na co dzień 3 dzieci w tym jedno małe i ma prawo być tym zmęczona. Jak facet dalej będzie z nią tak postępował to ich związek raczej nie rozkwitnie.
                              Masz pretensje do kobiet, które nie chcą się zajmować nieswoimi dziećmi, a ja mam pretensje do rodziców, którzy się nie chcą zajmować swoimi dziećmi i bezczelnie w imię własnej wygody przerzucają swoje obowiązki na osoby postronne. Szacunek, szacunek i jeszcze raz wzajemny szacunek, to jedyna droga w związkach.
                              A jeśli tak jak piszesz dziecko ma wybór z kim chce być to na pewno nie wbrew woli tej osoby. Moja córka lubi być u sąsiadów, ale chyba wypada ich najpierw zapytać czy nie mają nic przeciwko, nie sądzisz? Tak samo pytam o zdanie moich rodziców a jej dziadków i tak samo traktuję mojego partnera. Tego samego podejścia chcę również dla siebie i życzę go autorce.
                              • altz Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 17.06.13, 15:21
                                larysa-1 napisała:
                                > Altz ty chyba nie czytasz co my tutaj piszemy. Autorka zajmuje się nieswoim dzi
                                > eckiem, ale facet ją po prostu zwyczajnie wykorzystuje i wulgarnie ją wyzywa w
                                > razie sprzeciwu.
                                Przeczytałem dokładnie i to rozumiem. Potępiam takie zachowanie faceta, ale wyjaśniłem możliwe motywy takiego zachowania. Prawdopodobnie chodzi o zerwanie jakieś niepisanej umowy i facet się wściekł. Facet nie rozumie obciążenia Autorki i potraktował ją jak kapryśną księżniczkę, która wygania jego dziecko z domu.

                                > A jak już piszesz o tym co jest przykre, to powiem tobie że przykre jest trakto
                                > wanie swojej partnerki jako służącej i opiekunki do dziecka, której można ubliż
                                > ać w razie sprzeciwu.
                                Z tym się zgadzam, o czym pisałem wiele razy.

                                > Masz pretensje do kobiet, które nie chcą się zajmować nieswoimi dziećmi, a ja m
                                > am pretensje do rodziców, którzy się nie chcą zajmować swoimi dziećmi i bezczel
                                > nie w imię własnej wygody przerzucają swoje obowiązki na osoby postronne.
                                Jakbyś tak powiedziała, to rozwód byłby na 100%.
                                Może Autorka powinna oddać ich wspólne dziecko ojcu i niech on się nim zajmuje? smile
                                Sama zajmie się "wyłącznie swoim dzieckiem", tym z pierwszego związku.
                                Facet miał prawo się wkurzyć, babka również, każde z nich miało swoje powody.
                                Nie powinni się wyzywać ani straszyć.
                                Przy takim dzieleniu dzieci, jak teraz, rozwód wisi w powietrzu, to jest tylko kwestia czasu.

                                > A jeśli tak jak piszesz dziecko ma wybór z kim chce być to na pewno nie wbrew w
                                > oli tej osoby. Moja córka lubi być u sąsiadów, ale chyba wypada ich najpierw za
                                > pytać czy nie mają nic przeciwko, nie sądzisz?
                                Jasne, że zapytać się trzeba, ustalić, pomóc i się z tego wywiązywać, a jak jest za ciężko, coś usprawnić. Ale nie uważam przykład z sąsiadami za dobry, bo wszystkich łączy już co najmniej dziecko, a mam nadzieję, że coś jeszcze.
    • mazoko Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 18.06.13, 10:23
      Przeczytałam i myślałam i przeczytałam ponownie tytuł posta --
    • nemo205 Re: A może rzeczywiście jestem "suką"... 13.10.13, 14:07
      belzebubel napisała:

      > dziewczyny...nie wiem już, co o tym myśleć.
      > Jak już pisałam, mój niemąż ma opiekę pół na pół nad 6-letnią dziewczynką. Sąd
      > przynał taki podział i koniec. Jak wygląda nasza rzeczywistość.. otóż - on bard
      > zo często wyjeżdża w różnych sprawach... i oczekuje, że kiedy go nie ma - ja ma
      > m zajmować się małą. Ostatnio, kiedy w ciągu tygodnia nie było go trzy dni, pow
      > iedziałam, żeby może ustalił, że jak go tak długo nie ma, to niech mała będzie
      > z mamą... On wybuchnął... nazwał mnie "suką", powiedział, że nie lubię jego dzi
      > ecka, że mi przeszkadza, że jest w swoim domu itd. Ja mu stanowczo zaprzeczyłam
      > , powiedziałam, że nie o to chodzi, że mała ma oboje rodziców i to z nimi ma sp
      > ędzać czas - nie ze mną. Po paru dniach, on powtórzył, że skoro mam takie podej
      > ście, to uważa mnie za sukę...Że nie patrzę na nas jak na rodzinę... a ja uważa
      > m, że nie muszę zastępować małej matki ani ojca, bo ma oboje rodziców... Ale za
      > częłam się zastanawiać - może faktycznie to ja jestem nie w porządku, może czeg
      > oś nie widzę... Może powinnam zostawać z jego dzieckiem bez słowa?
      > czekam na opinię i pozdrawiam


      Nie masz co się stresować tą sytuacją. Ja postąpiłabym identycznie. Skoro on ma przyznane prawa (nie Ty), to znaczy,że to z nim powinna przebywać córka, nie z Tobą. Nie masz żadnego obowiązku zajmować się , bądź co bądź cudzym dzieckiem. Nikt nie ma prawa mieć o to pretensji, zwłaszcza ojciec dziecka. Powinien uszanować Twoje zdanie. To nie z Tobą, a z nim dziecko powinno przebywać. To ON JEST OJCEM, Ty nie jesteś matką. Bardzo ostro zareagował nazywając Cię w ten sposób i ja bym tego nie zostawiła. Dziecko nie należy do Twojej rodziny. Tylko do jego. Nie masz względem niej żadnych praw i obowiązków. Nie do Ciebie należy opieka i wychowanie.
      • batka.makatka00 Re: Belzebubel co u Ciebie? 14.10.13, 18:50
        Odezwałaś się w innym wątku i nie najlepiej to wygląda. Nie chcesz pogadać?
        • belzebubel Re: Belzebubel co u Ciebie? 18.10.13, 19:36
          hej, u mnie powoli - bardzo mi ciężko, kiepsko sobie radzę. Pan bierze małą, kiedy jest sam w domu, po prostu wcześniej ustala z matką małej grafik. Ostatnio eksia wymyśliła szkołę muzyczną i dowiedziałam się od małej, że ja mam z nią ćwiczyć w domu, bo jestem muzykalna ( to słowa małej, powtórzone za matką big_grin ) bardzo ładnie się wykręciłam, mówiąc, że to rodzice ćwiczą z dzieckiem...
          W ogóle to przestawiłam słynne - nie jesteś moją matką, na - nie jestem Twoją matką ... a to daje mi wiele ulg, których Twoja mama nie ma...
          chyba pójdę na terapię - sama, bo misio kłopotów nie widzi
          ale co tam smile
          pozdrawiam
          • batka.makatka00 Re: Belzebubel co u Ciebie? 19.10.13, 07:05
            Piszesz o grafiku spotkań z małą czyli są jakies zmiany? Czy może grafik grafikiem a jest jak było? Bo jak wspominasz o ćwiczeniach muzycznych to raczej wygląda, że raczej wymagania wobec Ciebie wzrastają. Dobrze, ze chociaż ćwiczysz postawę "nie jestem twoją matką" big_grin
            Udało Ci się porozmawiać jakoś konstruktywnie z mężem? Co on na to?

            Poruszyłaś kilka bardzo ważnych spraw wynikających z Twojej osobowości. Spokojne podejmowanie tematów, które powinny wywoływać wrzenie krwi - też to mam i mój facet twierdzi tak jak Twoja znajoma - taka postawa może wpienić drugą stronę do czerwoności. Nie znaczy to jednak, że nagle będziesz reagować jak furiat tylko dlatego żeby dla męża było to czytelne. Według mnie takie zachowania prowokują do awantur a nie sporów, które powinny być rozwiązane. Ale to tylko według mnie.
            Usłyszałaś od m, że źle trafiłaś sądząc, że on będzie się troszczył o Twoje szczęście. Jeśli tak to rzeczywiście ma rację. Tylko kto jeśli nie mąż/żona ma dbać o wzajemne dobre samopoczucie? Może zadaj takie pytanie panu? Jaka właściwie jest jego rola w związku? O dzieci nie dba specjalnie, o Ciebie też nie uważa, że powinien to właściwie co?
            Szczerze Ci współczuję.
            Mam wrażenie, że trafiłaś na mur i próbujesz go głową przebić. Mylę się?







            • belzebubel Re: Belzebubel co u Ciebie? 19.10.13, 22:01
              Grafik jest przestrzegany. Zresztą poprosiłam jego przyjaciół, żeby uświadomili mu moje położenie - myślę, że to mu pomogło. W żadne treningi muzyczne nie dam się wciągnąć. Chyba że za 300 za godzinę - wtedy mogę rzucić pracę i ćwiczyć z nią godzinami big_grin
              Przez zawirowania ciążowe i walkę w sądzie umknęło mi wiele rzeczy. Widzę, ze dopiero teraz dochodzę do siebie po ciąży. Nie stawiałam twardo granic, szłam na ustępstwa, żeby mała miała jak najmniej przykrości. Teraz chcę się odciąć od przeszłości i zrobić tak, żeby żadne dziecko nie musiało już przeżywać cierpienia rozstania rodziców. Jeżeli sytuacja mnie przerośnie, poddam się, ale nie bez starań. Mój były mąż powiedział mi kiedyś, że za słabo walczyliśmy o nasz związek, że ma teraz do siebie żal. Ja nie chcę mieć takiego poczucia, że odeszłam, nie próbując.
              dzięki za troskę i pozdrawiam smile

              • edw-ina Re: Belzebubel co u Ciebie? 21.10.13, 11:46
                Trzymam za ciebie kciuki. Bardzo mocno. To nic fajnego czuć, widzieć, że dzieci nie mają tych samych praw. Walcz, żebyś nie musiała później niczego sobie zarzucić. Ale też nie rób niczego na siłę. Powodzenia!
              • batka.makatka00 Re: Belzebubel co u Ciebie? 21.10.13, 20:10
                pięknie piszesz o staraniach i walce!
                Świetny pomysł z zaangażowaniem przyjaciół.
                Twój były to nie głupi człowiek, szkoda, że tak późno docenia Twoją wartość.
                Poukładasz wszystko. Pasierbicą się nie przejmuj, to ty jesteś panią domu.Powodzenia

Inne wątki na temat:

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka