sea_dog
02.06.05, 15:10
Opisywałam kiedyś swoją historię - on 43 lata, ja - 30, jego dziecko - 23
lata. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Facet zarabia średnio, ja zarabiam średnio - razem mamy dużo jak na dwie
dorosłe osoby. To znaczy, tak mi się wydawało, że mamy. Jakieś kilka miesięcy
temu, mój pan dostał - nawet nie wiem czego - wyrzutów sumienia? Owe wyrzuty
skłaniają go do odpalania 1/4 (wersja oficjalna) pensji swojej córce. Wersja
nieoficjalna to tyle, że w połowie miesiąca kończy mu się kasa (po tym jak
zrobi ze mną zrzutkę na wynajęte mieszkanie) i jedynym zakupem sa papierosy i
jakieś drobne kwoty płacone kartą w markecie. Opłacenie rachunku na kwotę np.
300 zł traktowane jest w kategoriach nadludzkiego wyczynu. Szlag mnie trafia
z kilku powodów: on nawet nie raczył zapytać, czy NAS stać na taki spory i
dosyć regularny wydatek. Myśle, że nas nie stać, ale to jego dziecko, więc
niech płaci. Uświadomiło mi to, że zyjemy razem, ale obok siebie. Z drugiej
strony kazdy mój wydatek kończy się tym, że sobie odpuszczam, bo pod jego
argumentacją moja chęć zakupów topnieje. Od paru lat przekładam z miesiąca na
miesiąc kupno aparatu fotograficznego (może wymysł, ale mi zalezy),
zarabiając powyżej średniej krajowej jakieś dwa lata temu zapomniałam, co to
są "perfumy" itp. Myślę, że jego uciśnione dziecko, właśnie sobie
przypomniało (panna jest na utrzymaniu matki, dodatkowo normalnie pracuje, i
nieźle kosi ojca). Jeśli chodzi o wspólne wakacje - Sea odkłada (on nie ma z
czego, bo życie tyle kosztuje! to już było bezczelne

, raty - Sea niech
weźmie, może zacznijmy odkładać na zakup mieszkania? "Ja nie mam z czego, ale
TY możesz". Zaczynam na niego patrzeć jak na kogoś całkiem pozbawionego
ambicji.
Kompletnie nie wiem, jak mam poruszyć ten temat. Jakakolwiek dyskusja na
temat kasy wywołuje burzę. Temat jego dziecka go dołuje, więc również go nie
ma. Mnie dołuje temat rachunków, które trzeba zapłacić. I dołuje mnie również
to, że na koniec miesiąca zostaje mi puste konto. Nie wiem co mam robić.
Facet zachowuje się w taki sposób, jakby mnie karał za to, że go wyciągnęłam
z ramion familii. Za lepszą praca też raczej sie nie rozejrzy. On problemu
nie widzi żadnego, ja czuję, że lada dzień wybuchnę. Gdyby to było małe
dziecko nie poruszałabym nawet tego tematu, ale ona jest niewiele młodsza ode
mnie, choć na tyle młodsza, żeby wyczaić, że jej się "należy" (mam młodszych
braci więc wiem, jak to działa). Czuję się jak stara złośliwa ciotka,
najgorsze jest to, że gdy się poznawaliśmy zachowywał się w stosunku do mnie
o 180% inaczej. Być może dlatego teraz tak boli.
Tylko błagam, niech nikt mi nie pisze, ze to jakaś konsekwencja brania sobie
na kark faceta z przychówkiem. Ja też jestem dzieckiem swoich rodziców, ale
kurcze mój ojciec nigdy nie dostawał takiej palmy, zeby mi oddawać połowę
zarobków. Jestem wstanie sie utrzymać sama, ale nie widze powodu, żeby
utrzymywać dorosłego faceta, bo on z kolei utrzymuje dorosłe dziecko.
Może napisałam nieskładnie, ale wszystko to, co na watrobie mi leży.
pozdrawiam i czekam na Wasze opinie...
Sea