Dodaj do ulubionych

o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci

27.06.05, 20:19
Pod rozwage:

forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=16726&w=25619631&a=25619631
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=16726&w=25619631&a=25635917
Chyba niektore z was nieslusznie maja takie dobre samopoczucie... Ale w sumie
same sobie robicie w ten sposob "zle" skazujac sie na zycie z takimi
niedojrzalymi tchorzliwymi dupkami.
Obserwuj wątek
    • szymon00 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 21:31
      znów nagonka na facetów? a gdzie jest forum dla facetów gdzie można ponarzekać
      na kobiety: o ich płytkości, braku wyobraźni, szczeniackiego zachowania i ich
      zakłamaniu
      • jo.an.na Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 21:51
        Nie na facetow tylko na nieodpowiedzialnych tchorzliwych dupkow. Wbrew pozorom
        to nie sa synonimy tongue_out.
    • ajmj Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 21:51
      Może ja głupia jestem, ale co chciałaś tak dokładanie przez to Nam powiedzieć?wink
      • jo.an.na Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:14
        > Może ja głupia jestem,

        Mhm, moze i tak

        >ale co chciałaś tak dokładanie przez to Nam powiedzieć?;

        Jeszcze raz fragment:


        ..jest po uszy w niej zakochany(zreszta ona w nim tez) i jest w
        stanie rozwiesc sie z zona,ale tylko wtedy,gdy moja kolezanka da mu
        pewnosc,ze bedzie z nim juz na zawsze

        Juz dotarlo? Chodzi o to, ze czesto gdyby nie pojawil sie jakis katalizator w
        postaci nowej kobiety, facet nie odszedlby od zony czyli takie kobiety takze sa
        winne zaistnialej sytuacji niezaleznie od tego jak bardzo chcialyby sie
        wybielic.


        • ajmj Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:04
          jo.an.na napisała:

          > Juz dotarlo? Chodzi o to, ze czesto gdyby nie pojawil sie jakis katalizator w
          > postaci nowej kobiety, facet nie odszedlby od zony czyli takie kobiety takze
          sa
          >
          > winne zaistnialej sytuacji niezaleznie od tego jak bardzo chcialyby sie
          > wybielic.
          >
          > Aha i jeszcze jedno dodam. Na koniec, bo mi sie juz pisac wkółko tego samego
          nie chce. Ja też uważam, takie kobiety poniekąd za winne. Ale uważam je za
          najmniej winne (nie pisze tu o jakiś kretynkachwink) Ja sama też do winy sie
          poczuwam i miałam swego czasu okropne wyrzuty sumienia. Tak okropne, ze bardzo
          cięzko mi było...Bardzo długo trwało (i tak gdzie niegdzie one we mnie
          siedzą),że przestałam sie obwiniać za CAŁE zło tego świata. Pomogło mi to
          forum, przyjaciele, którzy sa za mną, moja rodzina i Mój M.
          • maxxi26 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:14
            ajmj napisała:

            Ja też uważam, takie kobiety poniekąd za winne. Ale uważam je za
            > najmniej winne (nie pisze tu o jakiś kretynkachwink) Ja sama też do winy sie
            > poczuwam i miałam swego czasu okropne wyrzuty sumienia. Tak okropne, ze
            bardzo
            > cięzko mi było...Bardzo długo trwało (i tak gdzie niegdzie one we mnie
            > siedzą),że przestałam sie obwiniać za CAŁE zło tego świata. Pomogło mi to
            > forum, przyjaciele, którzy sa za mną, moja rodzina i Mój M.
            >

            To identycznie jak u mnie. Wyrzuty sumienia że nie potrafię się poświecić dla
            niweinnego dziecka i że jestem taka zła - ścigały mnie długo i na jawie i w
            snach. Niestety przerosło mnie to maksymalnie. jakbym się miała zmusić do
            spotkań to by się to dla mnie skończyło ciężką nerwicą. Obecnie też uporałam
            się ze swoimi negatywnymi uczuciami i nie obwiniam się za niescześcia świata.
            Nie umiem się po prostu poświęcać a w sytuacji wyboru - wybieram własne dobro.
            Co prawda jest takich trochę osób, nawet z rodziny, które próbują mnie
            uświadmić, ze powinnam się zmusić. Ale wychodzę z założenia, że nie siedząc w
            tym w środku - też miałam inne poglądy. Dlatego rozumiem ich przekonania, ale
            zachowuję własne.
      • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:14
        ajmj napisała:

        > Może ja głupia jestem, ale co chciałaś tak dokładanie przez to Nam
        powiedzieć?;
        > )
        Pewnie to, że są na świecie dupki przezywajace kryzys wieku średniego.
        Zaczyna taki mieć kłopoty ze wzwodem, nie staje mu jak "onegdaj", prostata
        zaczyna sie odzywać.
        A tu nagle młoda dupeczka pojawia sie na horyzoncie. Dowartościowywuje facia,
        bo dupeczka jeszcze nie wie jak ma facet się w łóżku zachować i wierzy, że ten
        uwiąd starczy w gaciach, to norma. Tym niemniej fura, skóra i komóra wynagradza
        jej niedostatki łózkowe.
        Tylko jak to sie ma do mnie 40-letniej baby, która uwiąd starczy od chwilowego
        spoczynu rozróznia i majacej swoja własna furę, skóre i komórę, to ja ni za hu
        hu nie wiem.smile))

        A propos, joana... Stary zwiał ci do małolaty?
        Czasem nie zwiewa do małolaty, postaraj sie i znajdź coś lepszego w
        wyszukiwarce, bo ten przykład mnie nie rusza.
        • jo.an.na Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:18
          > A propos, joana... Stary zwiał ci do małolaty?

          Nie, tylko machnal dzieciaka na boku, a pozniej matka wykitowala i teraz ja tez
          musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we wlasnym domu.

          > Czasem nie zwiewa do małolaty, postaraj sie i znajdź coś lepszego w
          > wyszukiwarce, bo ten przykład mnie nie rusza.

          A szukaj sobie sama, jak masz ochote. To nie jest takie trudne.
          • lilith76 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:20
            prywatna krucjata.
            tym bardziej zapraszam na forum Psychologia.
          • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 23:06
            jo.an.na napisała:

            > > A propos, joana... Stary zwiał ci do małolaty?
            >
            > Nie, tylko machnal dzieciaka na boku, a pozniej matka wykitowala i teraz ja
            tez
            >
            > musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we wlasnym domu.

            No to kopnij w dupę bachora!
            A tak na powaznie....
            Co to ma sie do tego co w linkach podałaś?
            ?Faktycznie chyba jestem za mało "enteligentna"
          • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 10:07
            jo.an.na napisała:

            > Nie, tylko machnal dzieciaka na boku, a pozniej matka wykitowala i teraz ja
            > tez musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we wlasnym domu.

            Tyle piszesz o inteligencji - a niewiele jej trzeba, że wiedząc o tym, ze facet
            ma dziecko i decydując sie na slub, nalezy brac pod uwage, ze moga zajsc takie
            okolicznosci, ze owo dziecko zamieszka z Wami i bedzie je trzeba 'znosić pod
            własnym dachem'. Tak wiec nie wyżywaj się na wszystkich dookoła za swoje zycie,
            bo sama takie a nie inne decyzje podjęłaś.
            • leeya Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 10:19
              On machnal dzieciaka w czasie trwania ich malzenstwa.
              • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 10:30
                Z tego, co sama jo.an.na napisała, jednak jeszcze przed ślubem:
                forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=567&w=17507898&a=17507898
                • leeya Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 12:37
                  Znaczy jo.an.na przedstawiala to tak, ze maz ja zdradzil i ma stad corke. Nie
                  wiedzialam, ze to bylo przed slubem. Co nie zmienia faktu, ze mogla nie
                  wybaczac. Wybacz erin, ale to ciut inna sytuacja niz wiazania sie z juz
                  dzieciatym facetem....

                  Leeya
                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 12:51
                    O dziecku wiedziała przed ślubem, sama napisała: "Wybaczylam mu wtedy, on nie
                    chcial mnie zostawic i wiazac sie z tamta kobieta".
                    Moim zdaniem sytuacja w takim momencie jest identyczna, jak związanei się
                    z dzieciatym facetem. Miała swiadomosc, ze jest inne dziecko, a wiec
                    i zobowiazanie (i teoretyczna mozliwosc przejecia opieki nad tym dzieckiem
                    przez ojca).
                    • leeya Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:54
                      Nie erin, moim zdaniem ta sytuacja nie jest tozsama ze zwiazywaniem sie z
                      dzieciatym facetem. Tu doszlo do zdrady w czasie trwania zwiazku. Ale Ona
                      wybaczyla. Co wiecej, podjela decyzje o slubie z facetem, ktory ja zdradzil.
                      Teraz ponosi konsekwencje decyzji, ktora podjela. Swiadomie weszla w uklad,
                      ktory mogl zaowocowac takim wlasnie zakonczeniem. Musi codziennie patrzec na
                      owoc zdrady meza. To co innego niz codziennie patrzec na dziecko z poprzedniego
                      zwiazku meza. Dlatego mowie, ze laska sama wpakowala sie w uklad, ktory ja
                      przerasta. I sadzac po jej postach, bardzo ja przerasta....

                      Leeya
                      • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:56
                        Jasne, ze musi codziennie patrzec na owoc zdrady - ale to jest relacja ona -
                        facet.
                        A kwestia konsekwencji wynikajacych ze zwiazku z dzieciatym facetem -
                        analogiczna do sytuacji macoch.

                        I ze jej ciezko i sytuacja nieciekawa - nie przecze. Ale dlaczego my pyzy
                        tym 'obrywamy'? Toc to nie nasza, zbiorowa, wina, tylko efekt jej wlasnych,
                        niewymuszonych decyzji.
                        • leeya Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:06
                          e_r_i_n napisała:

                          > Jasne, ze musi codziennie patrzec na owoc zdrady - ale to jest relacja ona -
                          > facet.
                          ----------------------
                          Ojjj... Nie zgodze sie. To jest jej problem, bo WYBACZYLA facetowi. Podjela
                          pewna decyzje, za ktora musi poniesc konsekwencje. Moim zdaniem powinna byc
                          wsciekla tylko i wylacznie na siebie!! Nikt jej nie zmuszal do wybaczenia. SAMA
                          podjela te decyzje.

                          > A kwestia konsekwencji wynikajacych ze zwiazku z dzieciatym facetem -
                          > analogiczna do sytuacji macoch.
                          ------------------------
                          To fakt. Tylko, ze w swoich rozwazaniach powinna od razu zadac sobie pytanie,
                          czy potrafi w ogole patrzec na dziecko, ktore pochodzi ze zdrady. A to inaczej,
                          niz patrzec na dziecko z poprzedniego zwiazku, czyz nie?


                          > I ze jej ciezko i sytuacja nieciekawa - nie przecze. Ale dlaczego my pyzy
                          > tym 'obrywamy'? Toc to nie nasza, zbiorowa, wina, tylko efekt jej wlasnych,
                          > niewymuszonych decyzji.
                          ---------------------
                          Dokladnie to mowie. Moze byc wsciekla tylko i wylacznie na siebie!! Wyzyc sie
                          na forum. Niech jej bedzie, od tego sa fora ogolnie. Ale jeszcze jest kwestia
                          dziecka, ktorego Ona niecierpi. I to jest dopiero dramat, moim skromnym zdaniem.

                          Leeya
                          • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:10
                            leeya napisała:

                            > To fakt. Tylko, ze w swoich rozwazaniach powinna od razu zadac sobie pytanie,
                            > czy potrafi w ogole patrzec na dziecko, ktore pochodzi ze zdrady. A to
                            > inaczej, niz patrzec na dziecko z poprzedniego zwiazku, czyz nie?


                            Oczywiscie, ze inaczej. Ale te pytania, o ktorych mowisz, powinna sobie była
                            zadawac przed paroma laty - gdy wybaczala i decydowala sie kontynuowac zwiazek.
                            Teraz juz po ptakach - i skoro pytan nie zadala, a stalo sie, jak sie stalo -
                            to niech nie rzuca kamieniami we wszystkich dookoła w imie swojego zalu i
                            swojej zlosci.

                            > Dokladnie to mowie. Moze byc wsciekla tylko i wylacznie na siebie!! Wyzyc sie
                            > na forum. Niech jej bedzie, od tego sa fora ogolnie.

                            Niech sie wyzywa, niech wylewa zale. Jakby napisala - jestem wsciekla, jest mi
                            zle, to pewnie wiekszosc z nas by ja 'poglaskala po glowie'. Ale ona wchodzi na
                            to forum i stwierdza, ze wszyscy sa bee, a to tylko dlatego, ze ona cierpi.
                            I na to nie ma zgody - bo nikt jej prawa do zlosci nie odbera.

                            > Ale jeszcze jest kwestia dziecka, ktorego Ona niecierpi. I to jest dopiero
                            > dramat, moim skromnym zdaniem

                            I ja mam identyczne zdanie. Ale rozwiazaniem jest chyba tylko rozwod albo jakas
                            terapia w celu pogodzenia sie z zaistniała sytuacja.
        • capa_negra Cudne Natasza:-) 29.06.05, 21:22
          "Tylko jak to sie ma do mnie 40-letniej baby, która uwiąd starczy od chwilowego
          spoczynu rozróznia i majacej swoja własna furę, skóre i komórę, to ja ni za hu
          hu nie wiem.smile))"


          Ja prawie 40 -letnia baba z etc. tez nie wiem jak smile ..ale tekścior cudny smile
    • lilith76 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:18
      nie widzę związku z tematem forum smile
      może na Psychologia albo "Mój żonaty facet" smile

      jeszcze kilka takich wątków a jo.an.na wyda coś na kształt "Baśni Braci Grimm", które będzie kolportować wsród dorastających panienek.
      • jo.an.na Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:22
        > nie widzę związku z tematem forum smile

        no tak, nic dziwnego, w koncu kojarzenie prostych faktow wymaga (szczatkowej
        wprawdzie ale jednak) inteligencji
        • lilith76 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:29
          przyganił kocioł garnkowi smile

          jo.an.na, podejmij ty wreszcie dojrzałą dezyzję i zostaw chłopa w cholerę skoro dusisz się w tej sytuacji. zostawiając to tak jak jest produkujesz kaleki emocjonalne w domu (dziewczynki), sama gorzkniejesz i stajesz anegdotką tego forum, która przestaje być brana poważnie.
        • damiri Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 22:53
          tyle, ze nie wszystkie macochy to niegdysiejsze katalizatorki...
        • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 23:13
          jo.an.na napisała:

          > > nie widzę związku z tematem forum smile
          >
          > no tak, nic dziwnego, w koncu kojarzenie prostych faktow wymaga (szczatkowej
          > wprawdzie ale jednak) inteligencji

          No naprawde wolałabym miec 21 lat niz inteligencje.
          Jest jak jest mam 40 i nijak dalej nie wiem co ma panienka z linka który
          podałaś, do "machnięcia" dzieciaka przez faceta z którym zyjesz, do faktu że
          peleta ci się teraz po domu (ten dzieciak)i sumarum twego rozgoryczenia z tego
          faktu.

          Jak jestes wredna i nie trawisz sieroty w domu to nie dorabiaj ideologii do
          tego.
          A rady "dobrej cioci" zostaw sobie dla tej sieroty która musisz znosić we
          własnym domu.
          Większości z tego forum i tak one nie pomoga, bo maja sie nijak do naszej
          sytuacji.
          Jak Cie kwestie z żucia wziete przerastaja, to sobie odpuść.
          No po co sie tak męczysz kobieto? Prometeuszem jesteś?
          Kopnij w dupe dzieciaka, faceta i zyj sobie spokojnie.
    • maxxi26 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 23:08
      Czytam kurka balans od jakiegoś czasu o "katalizatorkach" i nie do końca czuję
      bazę. Sama kiedyś zdradziłam swojego faceta za którego miałam w krótkim czasie
      wyjąć za mąż. Ale jakoś mi do głobyw by nie przyszło, zeby winą na moje
      paskudne zachowanie obciążyć tego "katalizatorka". W końcu to ja chciałam i to
      była moja decyzja. Jeśli bym nie chciała, to tabuny katalizatorków mogłyby
      przechodzić obok a ja bym sobie na nich gwizdała. jakieś dziwne obciążanie
      odpowiedzialnością niewłaściwej osoby - moim zdaniem ...
      • chalsia Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 27.06.05, 23:39
        O rany, sięgnij Maxxi po słownik (masz analityczny i ścisły umysł, więc to
        wystarczy) i przeczytaj definicję słowa "katalizator" to Ci się wszystko
        wyjaśni.
        Chalsia
        • mikawi Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 09:38
          tylko że człowiek to nie pierwiastek chemiczny, więc analogia jest nieco na
          wyrost; pierwiastek wchodzi w reakcję mimowolnie bo takie są jego właściwości
          chemiczne, człowiek ma coś takiego jak rozum i wolną wolę więc porównywanie
          tych dwóch spraw jest zbyt dużym uproszczeniem
          • agamagda Katalizator definicja i analogia 28.06.05, 11:54
            Katalizator to substancja, która dodana do układu reakcyjnego przyspiesza
            reakcję i odtwarza się po każdym elementarnym przekształceniu substratu w
            produkt, zgodnie z równaniami
            Katalizator nie wpływa na położenie równowagi reakcji odwracalnej, ponieważ
            przyspiesza (w równym stopniu) reakcję w obie strony. Katalizator może
            zwiększać selektywność reakcji, jeżeli przyspiesza tworzenie się produktu
            głównego, a nie przyspiesza (lub słabiej przyspiesza) reakcji ubocznych.
            Katalizatory wpływają na przebieg reakcji zmieniając jej mechanizm. Zwykle
            odbywa się to poprzez reakcję katalizatora z jednym z substratów prowadzącą do
            nowego, przejściowego związku chemicznego, który następnie reaguje z drugim
            substratem dając produkt końcowy i odtworzony katalizator.
            Całkowicie błędne jest twierdzenie, spotykane w niektórych szkolnych
            podręcznikach, że katalizator nie bierze udziału w reakcji

            Wiec działanie katalizatora jest analogiczne do działania "trzeciej" w związku.
            • mikawi Re: Katalizator definicja i analogia 28.06.05, 11:58
              powtórzę - a ten biedny żuczek - mężczyzna - niczym, prosty jak konstrukcja
              cepa, pierwiastek chemiczny wchodzi w reakcję, bo go katalizator przymusił i
              biedaczek nie miał wpływu na to komu włazi do łózka, znaczy się w reakcję smile
              • agamagda Re: Katalizator definicja i analogia 28.06.05, 12:04
                powtórzę, to analogia tz. porównanie.
                "Katalizator to substancja, która dodana do układu reakcyjnego przyspiesza
                reakcję i odtwarza się po każdym elementarnym przekształceniu substratu w
                produkt, zgodnie z równaniami".
                Nikt, nikogo, do niczego nie zmusza, dodanie (pojawienie się) przyspiesza
                reakcję.wink)). Brak katalizatora nie wywoła reakcjiwink)))
            • maxxi26 Re: Katalizator definicja i analogia 28.06.05, 13:07
              Niezależnie od oświecenia mnie co do definicji (za Agamagda: Katalizator to
              substancja, która dodana do układu reakcyjnego przyspiesza
              reakcję (....) podtrzymuję swoje zdanie.

              Ten kto nie chce, nie wejdzie w żadną lewą relację (reakcję smile i żadne licho
              nie przyspieszy rozpadu związku (reakcji). Stąd też winę ponosi facet bo to
              jego wybór. Katalizatorek jedynie jest niejako złapany przy okazji. Facet i tak
              mając ochotę na zdradę wybrałby w pewnym momencie cokolwiek co by się pojawiło
              na horyzoncie.

              Oczywiscie - można powiedzieć, że gdyby każde 'cokolwiek" co by się pojawiło -
              powidziało "nie dziekuję" - to by facet nie miał okazji. Ale mając na nią
              ochotę i zdradzając chociażby w myślach - to też by było normalnie?

              ja osobiście dziekuję za faceta, który miałby ochotę na inną. I mnie samej nic
              nie powstrzyma jeśli tak wybiorę.
              • ajmj Re: Katalizator definicja i analogia 28.06.05, 13:27
                Toć właśnie to powtarzam właśnie. Co komu po chłopie, jesli On jest tylko wtedy
                wierny, iż żadna go dupa nie chce. Może wreszcie kiedyś wszystkie dojdziemy do
                porozumienia, jesli chórem stwierdzimy, iż poprostu KOBIETY chcą mieć na
                wyłączność swojego mężczyznę, chcą byc kochane, wielbione i chcą być JEDYNYM
                obiektem pożadania i westchnień swojego partnera.
                W momencie gdy tak nie jest, a nasz SAMIEC spogląda pożadliwie na inna kobietę,
                to do jasnej ciasnej, do niej będziemy miały pretensje bo za duży dekolt ma, i
                spódniczkę ledwie zakrywającą wdźięki? Czy do Niego, ze ochotę miałby co nieco
                przelecieć?
                Ja do niego.
                Do niej w momencie gdy: załóżmy mają już gorący romans, On nie potrafi wybrać
                pomiedzy mną a kochanką i Ona zaczyna grać w nieczyste karty, aby nie wiem
                szybciej się streszczałwink Czyli sms obelżywe, telefony , wyzwiska w moją
                stronę.
                Ale tak samo miałbym złe zdanie o Eksi, która w ten sam sposób postępuje ze
                swoim byłym czy z Neksią.
                • ajmj Re: Katalizator definicja i analogia 28.06.05, 13:44
                  I nie jest to tylko moje takie czcze gadanie... Poprostu przeżyłam to nieraz ze
                  swoim byłym...
                  On nie potrafiłby odmówic kobiecie, choć jak twierdził kochał mnie nad zycie...
                  I co myslicie, że jego postepowanie zmieniło mnie?że byc moze przestałam
                  zapraszać ładne koleżanki do domu? Że przestalismy chodzic na imprezy między
                  innymi z moimi i jego ŁADNYMI kolezankami? Że strzegłam go, aby tylko był mi
                  wierny? nie. Po kilku akcjach z jego strony, został sam. Choc był moja pierwszą
                  miłościa i kiedyś bardzo go kochałam, sam mnie wyleczył z tej miłości.
                  Nie zapomne jednej sytuacji. Impreza u nas w domku. Nasi wspólni przyjaciele
                  po zgodzie z naszej strony zabrali do nas jeszcze jedna parę. Impreza była
                  świetna. Tak świetna, że Mój Były sie bardzoooo zapooomniał właśnie z ta nową
                  poznaną dziewczyną. Jak ich nakryłam, to co miałam jego pogłaskać?Na nią się
                  rzucic? Nic z tych rzeczy. Do niej się nie odezwałam, jest mi i była obojętna.
                  Jego spakowałam...
    • leeya Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 00:15
      Aska,

      A daj se spokoj z katalizatorkami. Co ta kobieta zrobila twojemu mezowi??
      Zgwalcila Go?? Nie sadze. Sam chcial. Jakby nie byla ta, to bylaby inna. Jak
      facet chce zdradzic, to zdradzi. Nie wazne czy z Kasia, Zosia, Ela czy magda.
      Zrobi to i tyle. Jezeli wciaz Cie to tak boli, to czemu przyjelas Go?? Albo
      wybaczasz albo nie. Skoro jestescie razem, to chyba wybaczylas. I w tym
      wszystki jeszcze dziecko. Jakos bije w oczy, ze niecoierpisz wrecz pasierbicy.
      Tylko co Ona jest winna? Chyba, ze postanowilas ukarac ja za grzechy rodzicow.

      Jestes w trudnej sytuacji. Sorry, ale moze psycholog pomoglby Ci to wszystko
      poukladac? Moze przynajmniej psycholog dzieciecy pomoglby Ci okreslic metody
      postepowania z Mala?? Ona stracila matke...

      Leeya
    • m-m-m Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 07:17
      Nie, tylko machnal dzieciaka na boku, a pozniej matka wykitowala i teraz ja tez
      musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we wlasnym domu.



      Rozwiedź się z nim, skoro nie możesz mu wybaczyć...
      Jakkolwiek ja rozumiałam Twoją niechęć zaraz po nastałej sytuacji, byłaś
      zaskoczona, ale jak mniemam minęło już kilka ładnych miesięcy.
      Właściwie co chcesz osiągnąć?
      Chcesz z tym panem być czy nie?
      Lepszy byłby rozwód niż stała szarpanina, jestem pewna, że wpływa to na
      wszystkich: i na Ciebie i na Twoje dziecko, pasierbicę i owego sprawcę.
      Ni to dom ni to chałupa, czasu nie cofniesz.
    • ajmj Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 07:32
      i poprostu nie ma dla MNIE żadnych Katalizatorków. Bo ja uważałam i uważam
      nadal, ze DOBREGO związku nawet podczas KRYZYSU nie jest wstanie rozbic żadna
      inna kobieta. I od KOBIETY, która się PRAWDZIWIE KOCHA mężczyzna nie odejdzie
      do innej...


      Skopiowałam moją wypowiedź, bo nie chce mi się więcej pisac, a że głupia jestem
      to jeszcze leniwa, haha.

      A jesli chodzi o joannę, to dziewczyny mają rację. Jestem z chłopem, to znaczy,
      ze wybaczyłam. Jak wybaczyłam to jest dobrze. Jeśli jest dobrze to kwitnie
      miłość. A jeśli chodzi o dziewczynkę, czego jest Bogu ducha winna?
      Bo tak na poważnie. Może trudno jest pokochać od razu dziecko innej kobiety i
      swojego wiarołomnego męża. Ale to tylko dziecko. I przynajmniej starać się
      trzeba, aby dziecko szczęśliwe było i nie odczuwało różnicy, iż jest
      ta "gorsza"...
      No ale ja tylko zły Katalizatorek jestem...
      • magdalens Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 08:08
        i poprostu nie ma dla MNIE żadnych Katalizatorków. Bo ja uważałam i uważam
        > nadal, ze DOBREGO związku nawet podczas KRYZYSU nie jest wstanie rozbic żadna
        > inna kobieta. I od KOBIETY, która się PRAWDZIWIE KOCHA mężczyzna nie odejdzie
        > do innej...

        nie do końca - czasem jest kryzys i dwa uparte charaktery i mimo tego ze
        siękochają to związek się rozpadnie - bo są uparci i sobie nie wybaczą.
      • poxywka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 13:05
        a co to znaczy prawdziwie kocha ? czy uwazasz ze prawdziwa milosc jest zawsze
        tak samo silna i nie ma kryzysow? prawdziwe nie oznacza idealnie
        a jesli sa kryzysy to nie znaczy zawsze, ze ktoras strona juz nie kocha i
        odchodzi; to znaczy czasem, ze nie potrafi wybaczyc; w poligamicznych kulturach
        mezczyzna kocha dwie kobiety; wiec moze to mozliwe ? moj ex twierdzil ze tak smile
        moja mama zostala wczesnie wdowa; ustawila sie kolejka adoratorow do drzwi -
        wielu z nich to mezowie jej przyjaciolek a jeden przypadek nawet lepszy ale
        pisac nie bede; podziekowala; a to ciagle sa bardzo dobre malzenstwa; ale
        faceci sa skonstruowani inaczej niz kobiety i ciezko zrozumiec ich kryzysy, bo
        nasze sa inne; niestety czlowiekiem zadza takze te wsciekle hormony; dlatego
        nawet prawdziwa milosc moze sie skonczyc katastrofa; moze nawet nie skonczy sie
        milosc ale skonczy sie zwiazek; zwlaszcza dlugoletni;

        watki o winie i karze to wydawanie wyrokow; sad przynajmniej moze wysluchac obu
        stron i swiadkow a my nakrecamy sie szukaniem winnego jakby to mialo zmienic
        nasza sytuacje zyciowa; kazdy sam sobie zrobi rachunek i kwita; jednych cenie
        za to jacy sa innych nie ale kamieniem nie rzuce;

        pozdrawiam
        poxywka
    • agamagda Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 11:52
      Joanna twoje zachowanie, wybacz określenie, jest głupie. Gdzie w nim miejsce
      właśnie, jak w tytule o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci.
      Obarczasz winą dziecko, "pałętające" Ci się po domu - za krzywdę, którą
      wyrządził Ci facet, z którym jesteś. Nie widzisz w tym wszystkim pewnej
      niekonsekwencji, albo inaczej chorej "konsekwencji - odpowiedzialności"?.
      Zastanów się, kto jest winny i kto ponosi konsekwencje tego wszystkiego - i
      dlaczego dziecko.
      Sama zdecydowałaś się być z facetem który Cię zdradził, człowieku, o co Ci
      chodzi???
      • elf28 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 12:20
        Jak to o co? O to, że za siebie najtrudniej być odpowiedzialnym. O to, że
        najłatwiej przyczyny szukać w innych a nie w sobie. O to, że jej się wydaje, że
        ona jest cacy a świat zły, i mogłabym tak jeszcze wymieniać i wymieniać.
        Ale lepiej wyżywać się na innych niż samej wziąć się za siebie i pójść po rozum
        do głowy.
        No i dziwić się, że tyle rozwodów mamy....

        • m-m-m Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 12:39
          A ja mam wrażenie, że joanna jest jak balon przepełniony złościa bez ujścia.
          Ponieważ obiekt jej ataków umarł (matka dziecka jej męża) to walczy z
          wiatrakami rozgrzebując stare rany.
          Jest jak jest i albo trzeba facetowi wybaczyć, albo się z nim rozwieść i nie
          szukać po okolicy podobnych przypadków uzasadniajacych stały gniew. Z tym, że
          negatywne emocje wiążą silniej niż pozytywne, niestety.
        • ania_rosa Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 12:45
          Dobra, nie ciągnijmy wątku katalizatorków, bo to zawsze wywołuje emocje i setki
          postów. I w ogóle nie o katalizator się IMHO tu rozchodzi, tylko o to, że
          Joannie żal dupę ściska, że inni mają inaczej niż ona, bo swego czasu podjęli
          inne decyzje. Wiadomo, że najłatwiej wywalać swoje frustracje do cudzego ogrodu
          zamiast zając się swoim zagonem.
          Masz faceta, który Cię zdradził i zrobił dzidziusia na boczku. Twoja broszka, że
          to wybaczyłaś. POniewaz powołujesz się na wysokie IQ, jakiego rzekomo nie
          posiadamy, to polecam przeczytać jeszcze raz post Erin, z którą akurat się
          zgadzam: jeśli wybaczamy zdradę, to istnieje możliwośc, że mamusia dziecka umrze
          i wtedy my będziemy wychowywać owoc tej zdrady. Proste jak budowa cepa. Nie
          trzeba nawet do tego IQ, a nieco logiki i znajomości życia.
          I nie rozumiem, po co piszesz tu posty o katalizatorkach- niezyjąca matka Twojej
          pasierbicy nie ma tu nic do rzeczy. Sama kupiłaś sobie pakiet promocyjny i nie
          doczytałaś tekstu małym druczkiem. My odpowiadac za to nie będziemy, bo to nie
          nasz problem.
          A że wkurza czytanie o tym, że inni jednak nie mają takich problemów, ba, zyją
          całkiem szczęśliwie- no rozumiem, że wkurza. Dojrzałość polega jednak na tym,
          aby nie szukac kozłów ofiarnych, tylko przystrzyc nieco własną capią bródkę.
          Rzuć w cholerę wiarołomnego męza i jego dziecko i zacznij układac swoje własne
          zycie, jesli dusisz się w tym układzie. A jeśli masochizm jest Ci na rękę to
          przynajmniej nie obrażaj nas insynuacjami, jakoby nie myslimy, nie znamy się na
          zyciu i jestesmy niemoralne.
          Rosa
          • elf28 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 12:48
            Nic dodać, nic ująć.
          • done2 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 13:55
            dodać jedno.
            Najbardziej szkoda i żal pasierbicy Joanny. Nie dość, że straciłąamatkę, co dla
            tak małej dziewczynki jest koszmarem, to jeszcze trafiła pod "skrzydła" MACOCHY
            z prawdziwego zdarzenia - czyli takiej, o jakich czyta się w bajkach: "pozniej
            matka wykitowala i teraz ja tez musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we
            wlasnym domu".
            Miejmy nadzieję, że to dziecko jeszcze nie surfuje i tego nie przeczyta.

            Normalnie... bajka o Kopciuszku to pikuś.
            • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:07
              done2 napisała:

              > "pozniej
              > matka wykitowala i teraz ja tez musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we
              > wlasnym domu".
              > Miejmy nadzieję, że to dziecko jeszcze nie surfuje i tego nie przeczyta.

              Done2, nie załapałaś chybawink

              zacytowane przez Ciebie słowa joanny są odpowiedzią na słowa nataszy, cyt.:
              > A propos, joana... Stary zwiał ci do małolaty?

              i, jak sądzę, naśladują one toporny zlekka styl nataszy (a raczej parodiują go
              i w sumie celnie). Na marginesie - ja ten styl lubię, lubię jak ktoś wprowadza
              trochę rubasznego humoru do poważnych problemów.

              No i oczywiście nie chcę tu bronić joanny za bardzo - laska moim zdaniem jest
              lekko nie tegeswink No, ale chyba jak większość z nas.

              Pzdr

              P.S. Słowa "parodiują" nie będę wyjaśniaćwink
              • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:09
                virtual_moth napisała:

                > i, jak sądzę, naśladują one toporny zlekka styl nataszy (a raczej parodiują
                > go i w sumie celnie)

                A ja przez skórę czuję, że jednak to nie parocośtam (nie znam słowa).
              • done2 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:19
                "Nie wyobrazam sobie zycia z ta smarkata pod jednym dachem, patrzenia
                na nia i myslenia o jego zdradzie, opiekowania sie nia."

                Ta wypowiedź Joanny nie była odpowiedzią na niczyje słowa.
                To było po prostu opowiedzenie o sytuacji.

                Może i Joanna parodiowała (cokolwiek to znaczysmile słowa Nataszy, ja uważam, że
                ona małej nie cierpi.
                I tak mi się po prostu tej "smarkatej" żal zrobiło.

                • agamagda Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:46
                  A mi się wydaje że ktoś musi ponieść konsekwencje skoku w bok joaninego faceta.
                  Ona nie może, on też nie, no więc winne jest dziecko.
                  I to nie zadna parodia, ale tragedia małej, mówię serio sad(((
                  • done2 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:48
                    I tak właściwie za karę powinni ją oddać do domu dziecka.
                  • ania_rosa Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 14:52
                    Daj spokój Agamagda, o Małej nic nie wiemy, a zdaje się, że autorka znalazła
                    własnie źródło wszelkich win, tj. forum macochy. Ponosimy zbiorową
                    odpowiedzialnośc, że się Joasi zycie pochrzaniło. Póki winy szuka w macochach to
                    Mała jest bezpiecznawink Ale zaraz, jak to szło? Nie kalaj gniazda, w którym
                    siedzisz? Bo mi tak jakoś dziwnie wychodzi, że Joasia to tyż macocha...
                    Rosa
                    • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:06
                      ania_rosa napisała:
                      Ale zaraz, jak to szło? Nie kalaj gniazda, w którym
                      > siedzisz? Bo mi tak jakoś dziwnie wychodzi, że Joasia to tyż macocha

                      Ano tyż!!!
                      Tyle tylko, że ona ma prawo (sic!) nienawidzieć dziecka, bo jest owocem
                      puszczalstwa jej partnera, a macochy wiażące się z partnerem z przychówkiem
                      legalnym muszą (sic!)kochać pasierbów, choćby te były nie wiem jak wredne!
                      I pomyślcie kochane, jaki świat byłby prosty, gdybyśmy rozmnażały się przez
                      partenogenezę.
                      Wszystkie dzieci byłyby nasze. Wszystkie kochane.
                      Och rozmarzyłam się....
                      • capa_negra rozmarzyłas czy upiłas :-)) złotko :-)) 29.06.05, 21:31

                        • natasza39 Re: rozmarzyłas czy upiłas :-)) złotko :-)) 29.06.05, 22:07
                          no co Ty capa! Chlam dopiero wieczoramismile)
                          Chlam oczywiście dlatego, że mam przeokropnie ździrowaty charakter i po tym jak
                          sobie czasem uświadomię nienawiść do bachorów M, sranie na wycieraczki ex,
                          muszę się napić, żeby nic ze swej jędzowatości nie stracić, bo na kacu jestem
                          jeszcze gorszasmile))

                          I muszę trzymać fason, bo jak będę lepsza, to on mnie rzuci w diabły i zostanę
                          sama!!!
                          Ty wiesz capa jakie to męczące byc na codzień taka żdzirą?
                          Staram się jak mogę i obawiam się, że jak się "zanielę", to on mnie rzuci dla
                          innej zdziry, bo przeciez chłopy juz tak maja.
                          Uciekaja od dobrych w łapy żdzir i jędz. Masochiści w 99%-ach!
                          • capa_negra Re: rozmarzyłas czy upiłas :-)) złotko :-)) 29.06.05, 22:43
                            Toz to juz wieczór kobieto - późny do tego....
                            Ja tam lecę kolejne piwki i zaraz zarycze i sie zabecze.
                            Idzie ku temu, ze mąz mnie rzuci!!!! bo TOLERANCYJNA i WYROZUMIAŁA jezdem -
                            znaczy się zanielałam ..i nawet eksie prawie lubie.
                            Mniej piwa - wiecej zdzirowatości!!!!
                            To moje hasło na najblizsze tygodniesmile
                            A ty pij więcej
                            • natasza39 Re: rozmarzyłas czy upiłas :-)) złotko :-)) 29.06.05, 22:52
                              capa_negra napisała:

                              > Toz to juz wieczór kobieto - późny do tego....
                              > Ja tam lecę kolejne piwki i zaraz zarycze i sie zabecze.
                              > Idzie ku temu, ze mąz mnie rzuci!!!! bo TOLERANCYJNA i WYROZUMIAŁA jezdem -
                              > znaczy się zanielałam ..i nawet eksie prawie lubie.
                              > Mniej piwa - wiecej zdzirowatości!!!!
                              > To moje hasło na najblizsze tygodniesmile
                              > A ty pij więcej


                              Na szczęście dzisiaj mogę dac odpocząć wątrobie, bo sama jestem w domku i mogę
                              być sobą.
                              Ale jutro M wraca z delegacji to na bank muszę sie "zeździrzyć", żeby mu sie
                              nie odechciało mnie kochaćsmile))
                              • capa_negra Tylko jej nie rozpuśc... 29.06.05, 22:56
                                Watroby znaczy się ...jeszcze je nie daj boze abstynencja zaszkodzi a "
                                wontroba w formie ma byc "m coby poziom zdzirowatosci nie spadał smile
                                Ide spac bo sie monz wkurza ....., ze sam w wyrku lezy smile
                • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:19
                  done2 napisała:

                  > Może i Joanna parodiowała (cokolwiek to znaczysmile słowa Nataszy, ja uważam, że
                  > ona małej nie cierpi.
                  > I tak mi się po prostu tej "smarkatej" żal zrobiło.

                  Parodiowała czy nie, napisał prosto i dosadnie, że smarkatej nie cierpi.

                  I ten styl wypowiedzi też mi odpowiada. Prosty i jasny komunikat. Powiedziała
                  coś, co IMHO w sposób zaowalowany wyrażają tu macochy od początków istnienia
                  forum.
                  Wielokrotnie pisałam na forum, ze ja osobiście wolę, gdy ktoś wali prawdę,
                  choćby najboleśniejszą, prosto z mostu, niż plącze się w zeznaniach na
                  temat "winy i kary" i "kochanego synka anielicy, którym tak fajnie jest się
                  opiekować, to nic, że kosztem swojego czasu".

                  Jasne, to nic chwalebnego być kochanką żonatego faceta, rozwalić komuś
                  małżeństwo (czy być katalizatorkiem) czy nie cierpieć pasierba. Moim zdaniem
                  jednak o większym zdrowiu psychicznym świadczy to, że człowiek potrafi się do
                  tego przyznać, a nie to, że "znika" swoje błędy i winy poprzez relatywizowanie
                  czy wrecz pisanie nieprawdy (w którą zresztą po pewnym czasie nawet sam wierzy).

                  Moim zdaniem joanna ma szansę "wyleczenia", ponieważ częściowo nazwała swoje
                  problemy (nichęć do pasierba).

                  Pzdr
                  • mikawi Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:27
                    virtual_moth napisała:
                    > Jasne, to nic chwalebnego być kochanką żonatego faceta, rozwalić komuś
                    > małżeństwo (czy być katalizatorkiem) czy nie cierpieć pasierba

                    ja nie pojmuję tego utartego przekonania że wszystkie macochy rozwaliły komuś
                    małżeństwo, może nie wrzucaj nas wszystkich do jednego wora? również z tym że
                    jak joanna nie cierpi pasierbicy to i wszystkie macochy tak mają. Chyba że sama
                    stosujesz to o czym napisałaś: "(...)relatywizowanie czy wrecz pisanie
                    nieprawdy (w którą zresztą po pewnym czasie nawet sam wierzy)"
                    • derena33 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:31
                      ".....wszystkie macochy rozwaliły komuś
                      małżeństwo, może nie wrzucaj nas wszystkich do jednego wora? ....."

                      Moze do jednego wyra?smile)
                      • mikawi Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:36
                        widzę, że rozmowa z niektórymi samodzielnymi to jak mówienie do słupa
                      • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:40
                        A masz tam gdzieś na swoim panelu kontrolnym opcję 'dodaj/usun'?
                        Czy tylko jedna wersja wydarzen tyczaca konkretnej grupy spolecznej Ci sie
                        miesci?
                    • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:39
                      mikawi napisała:

                      > virtual_moth napisała:
                      > > Jasne, to nic chwalebnego być kochanką żonatego faceta, rozwalić komuś
                      > > małżeństwo (czy być katalizatorkiem) czy nie cierpieć pasierba
                      >
                      > ja nie pojmuję tego utartego przekonania że wszystkie macochy rozwaliły komuś
                      > małżeństwo, może nie wrzucaj nas wszystkich do jednego wora? również z tym że
                      > jak joanna nie cierpi pasierbicy to i wszystkie macochy tak mają. Chyba że
                      sama
                      >
                      > stosujesz to o czym napisałaś: "(...)relatywizowanie czy wrecz pisanie
                      > nieprawdy (w którą zresztą po pewnym czasie nawet sam wierzy)"
                      >

                      Wszystkie rozwaliły!
                      Nawet jak już dawno się rozwiódł, to jakby ta szpetna kochanka się nie pojawiła
                      na horyzoncie, to a nóź widelec chłop wróciłby na łono małżonki?

                      • mikawi Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:41
                        a co z tymi które po rozwodzie szybciej od eksa wyszły za mąż za innego?
                        • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:45
                          mikawi napisała:

                          > a co z tymi które po rozwodzie szybciej od eksa wyszły za mąż za innego?

                          Na takie tez powinien chłop czekać, usychać z tęsknoty i wyć, a nie rozglądać
                          się za innymi.
                          Zresztą co ja mówię rozglądać, to przecież nexie łapią te biedne misie
                          oczywiście na wyrosmile))

                          Jakby tak ryby brały jak te chłopy, to wyciagałoby się rybę za rybą.

                        • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:49
                          mikawi napisała:

                          > a co z tymi które po rozwodzie szybciej od eksa wyszły za mąż za innego?

                          Mikawi, uważasz, że można rozwalić małżeństwo, które już nie istnieje, bo był
                          rozwód???
                          A moze sugerujesz, że niby ja coś takiego napisałam?wink
                          • mikawi Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:51
                            ironia - trudne słowo, sarkazm - jeszcze trudniejsze słowo
                    • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:46
                      Mikawi, OK, nigdzie nie zasugerowałam, że wszystkie macochy na tym forum
                      rozwaliły małżenstwo oraz że wszystkie nie cierpią pasierbów. A jeśli tak
                      zrozumiałaś, to wyrażałam się widać niejasno.

                      W związku z Twoim postem jednak nasuwa się pytanie - czy Ty uważasz, że ani
                      jedna macocha na tym forum nie rozwaliła małżenstwa?wink No bo przecież
                      zdecydowana większość (czy nawewt wszystkie) z Was na forum odrzuca zarzuty o
                      rozwalenie małżeństwa czy żywienie zdecydowanej niechęci do pasierbów.
                      I ja się im w sumie nie dziwię - w końcu to niezbyt chwalebne. Jednak, jak
                      napisałam, wolę przyznanie się do błędu niż "znikanie" problemu,
                      relatywizowanie (bo ona to zła kobieta była). Ja np. jestem na tyle wstydliwa
                      (hehe), że po prostu staram się nie pisać o moich błędach, bo nie chcę się
                      narażać na ataki (usprawiedliwione na pewno), ale też nie ściemniam nikomu
                      dzień i noc, że jestem prawie święta. Nie wmawiam nikomu, że mój facet na
                      poczatku był święty, a dopieor potem sie z niego drań zrobił (lub na odwrót, w
                      wykonaniu macoch, a zwłaszcza takiej jednejwink.
                      Jednak chyba lepiej tchórzliwie milczeć niż np. pisać, ze "ich małżenstwo nie
                      istniało" pomijając fakt, że żona o tym nie wiedziaławink
                      Pzdr

                      • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:49
                        virtual_moth teraz piszesz do rzeczy....smile))
                      • capa_negra k....wa m....ć 29.06.05, 21:42
                        "No bo przecież
                        zdecydowana większość (czy nawewt wszystkie) z Was na forum odrzuca zarzuty o
                        rozwalenie małżeństwa czy żywienie zdecydowanej niechęci do pasierbów."

                        Nie wytrzymam

                        Zastanów sie czasami kobieto co piszesz i .....
                        albo dajmy sobie po ryju
                        albo przyjmij do wiadomości , że są tu i takie które nie dość, że nie rozwaliły
                        małżeństwa to przyjaźnia się zarówno z eksiami jak i z dziećmi męza i eks.

                        A jak jeszcze raz usłysze tekst o BEZ WYJATKU wszystkich " kryształowych
                        pierwszych zonach" i BEZ WYJĄTKU wszystkich wrednych drugich, katalizatorach,
                        ku..vv..ch etc. to naprawde nie ręczę za to, ze nie wyjde z siebie i nie stane
                        obok.
                        I jak sie w końcu wyzbęde wizerunku ober tolerancyjnej capy i pusze wiązanke
                        słow powszechnie uważanych za obelzywe ...

                        Troche obiektywizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło ...i to nie jest smiertelna
                        choroba
                        • virtual_moth Re: k....wa m....ć 29.06.05, 21:59
                          capa_negra napisała:


                          > albo przyjmij do wiadomości , że są tu i takie które nie dość, że nie
                          > rozwaliły
                          > małżeństwa to przyjaźnia się zarówno z eksiami jak i z dziećmi męza i eks.

                          Nie żartuj, capa! Kurcze, ja to myślałam, ze Wy wszystkie to po jednej wodzie
                          jesteście, tego. Złe, wszystkie złe. Apage!wink

                          > A jak jeszcze raz usłysze tekst o BEZ WYJATKU wszystkich " kryształowych
                          > pierwszych zonach" i BEZ WYJĄTKU wszystkich wrednych drugich,
                          katalizatorach,
                          > ku..vv..ch etc. to naprawde nie ręczę za to, ze nie wyjde z siebie i nie
                          stane
                          > obok.

                          Capa, ja Ci pomogę. Wskaż mi tylko taki tekst i kto go napisał, to jak
                          normalnie z bani zaj...e, to aż się zakurzywink)) Nawet nie zdaży drugi raz tego
                          napisaćwink

                          > Troche obiektywizmu nikomu jeszcze nie zaszkodziło ...i to nie jest
                          smiertelna
                          > choroba

                          No dobra, nie zaszkodziło. Eeeee... a komu szkodzi sybiektywizm? Znaczy, że jak
                          ktos napisze "moim zdaniem" to jest źle? Jak dla mnie moze być źle. (żeby tylko
                          nie wywalili, żeby tylko nie wywaliliwink

                          Pzdr
                          • capa_negra Re: k....wa m....ć 29.06.05, 22:36
                            >
                            > Nie żartuj, capa! Kurcze, ja to myślałam, ze Wy wszystkie to po jednej wodzie
                            > jesteście, tego. Złe, wszystkie złe. Apage!wink

                            Nie wiem co myslałas, ale odniosłam sie konkretnie do tego co napisałas

                            > No bo przecież
                            zdecydowana większość (czy nawewt wszystkie) z Was na forum odrzuca zarzuty o
                            rozwalenie małżeństwa czy żywienie zdecydowanej niechęci do pasierbów

                            czy to nie cytat dosłowny z twojego postu ???


                            A mój wpis o BEZ WYJATKU.... no cóż pozwoliłam sobie ( wreszcze) na
                            UOGÓLNIENIE jak nie jedna i niejednokrotnie, obojetnie czy samodzielna czy
                            macocha niejednokrotnie sobie pozwala.


                            Obiektywizm jest trudny - subiektywizm może zniszczyć.

                            Wyszłam za mąz mając 36 lat za faceta z odzysku , wczesniej byłam w 2
                            długoletnich zwiazkach z facetami bez garba i OBIEKTYWNIE patrzac na sprawe
                            to że NAM sie raz czy drugi nie udało to była moja i jego wina , a odejście
                            moje czy jego do innej osoby było tylko i wyłacznie skutkiem naszych
                            wewnetrznych nieporozumień.
                            Oczywiście nie neguje istnienia kobiet, które uwodza cudzych męzów "dla
                            sportu" jak i nie neguje istnienia facetów , którzy sa w stanie puścic w
                            trabe" nawet najfajniejsza babke.
                            Ale w tak zwanych "normalnych zwiazkach" rozpad zaczyna sie od srodka, a nie od
                            katalizatorka
                            I szlag mnie trafia gdy para szuka winy za rozpad związku "gdzieś", a nie
                            przede wszystkim u siebie , bo żadna zona nie jest idealna , a żaden facet nie
                            jest bezwolnym idiota, który poleci za pierwsza lepsza dupa.

                            A i tak na marginesie - nikt cie wywalac nie zamierza ....bo sa tacy co cie tu
                            lubia mimo, ze masz zadziwiający talent do wk..vviania smile...czasami
                            • virtual_moth Re: k....wa m....ć 29.06.05, 23:11
                              capa_negra napisała:

                              > > No bo przecież
                              > zdecydowana większość (czy nawewt wszystkie) z Was na forum odrzuca zarzuty o
                              > rozwalenie małżeństwa czy żywienie zdecydowanej niechęci do pasierbów
                              >
                              > czy to nie cytat dosłowny z twojego postu ???

                              Ten cytat nie mówi o tym, że wszystkie czy zdecydowaną większość macoch uważam
                              za te, które "rozwaliły małżeństwo". Mówi dokładnie o tym, ze macochy
                              generalnie zarzuty o "rozwalenie małżeństwa" odrzucają. Nie mówi o tym, KTO te
                              zarzuty stawia. Nie mówi o tym, że JA te zarzuty stawiam.

                              > Obiektywizm jest trudny - subiektywizm może zniszczyć.

                              Wiesz, ja swojej osobistej historyjki nie bedę przedstawiać, bo to niczego nie
                              wyjaśni ani nie pomoże w przedstawieniu mojego stanowiska. Napiszę tylko, że w
                              historii rozpadu mojego związku nawet obiektywizm "potrafi zniszczyć"wink

                              Pzdr
                              • ajmj Re: hahahahaha 30.06.05, 07:49
                                A ja kiedys solidarnie na rozpad NASZYCH związków wszystkich zainteresowanych
                                obdarzyłam po równiótko 25 %smileNo więc:
                                Mojego Eksa : winny w 25 %wink bo: za duzo za babami latał, więc gdyby taki nie
                                był moze do tej pory bylibyśmy razemsmile
                                Siebie 25 %, bo: jednak odeszłam, a moze mogłam zostać dla dobra: dziecka, psa
                                itd, itpsmilei związałam się z facetem bez ROZWODU - niemoralna jestem.
                                Eksię mojego M 25 %, bo gdyby ciut inna była, moze i by ze sobą byli do tej
                                pory. Jednk baba skutecznie robiła DUŻO, aby związek SAMA ROZWALIĆ. szczegółów
                                nie piszę, bo to ICH sprawy.
                                Mój M 25 %, bo mógł sie bardziej moze strac i związek ratować. A tak to
                                pocieszył się KATALIZATORKIEM.

                                Jędzą nie jestem, choć jak widzę i czytam będę być musiaławink bo mnie tez
                                zostawiwink
                              • ajmj Re: k....wa m....ć 30.06.05, 08:51
                                virtual_moth napisała:

                                > Wiesz, ja swojej osobistej historyjki nie bedę przedstawiać, bo to niczego
                                nie
                                > wyjaśni ani nie pomoże w przedstawieniu mojego stanowiska. Napiszę tylko, że
                                w
                                > historii rozpadu mojego związku nawet obiektywizm "potrafi zniszczyć"wink
                                >
                                > Pzdr


                                Właśnie, ze Twoja historia dużżooo wyjaśnia. Przeczytałam sobie co wczesniej
                                pisałaś. Rzeczowa i konkretna w sumie z Ciebie babka, która w dodatku swoje
                                przeszła. Jak pisałam gdzieś w poście kiedyś, każda Kobita chce mieć wyłącznośc
                                na swojego Partnera. chce byc kochana. Przeciez to normalne chceniesmile Ciebie
                                los potraktował tak jak potraktował i masz w sobie może jeszcze troszkę żalu:
                                właśnie do niego(losu), do Eksa (choć go jak pisałaś w sumie nie kochałaś), do
                                NIch(kobiet) a w szczególności do Pani B, iż TAKIE Kobiety poprostu istnieją.
                                Mojego postu nie odbieraj broń Boże jak atak na Ciebie. Czytałam na bieżąco to
                                co teraz piszesz i chciałam się czegoś więcej poprostu o tobie dowiedzieć, skąd
                                u Ciebie takie a nie inne przekonania.
                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:33
                    virtual_moth napisała:

                    > "znika" swoje błędy i winy poprzez relatywizowanie czy wrecz pisanie
                    > nieprawdy (w którą zresztą po pewnym czasie nawet sam wierzy)

                    A zdradź mi proszę swój sposób wykrywania tej nieprawdy lub relatywizmu.
                    Skąd wiesz, że to, co ktoś pisze - ktoś, kogo znasz jedynie z sieci, pisze
                    nieprawdę? Że ubiera w piękne słowa coś, co tak naprawdę nie jest zdaniem tej
                    osoby? Siedzisz w głowie każdej z nas?

                    PS Jak rozumiem podoba Ci się Kwiatek - ona wprost, bez owijania w bawełnę
                    pisze to, co myśli. I ona z nas wszystkich ma największe szanse smile
                    • agamagda Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:45
                      > PS Jak rozumiem podoba Ci się Kwiatek - ona wprost, bez owijania w bawełnę
                      > pisze to, co myśli. I ona z nas wszystkich ma największe szanse smile

                      To ona myśli?????


                      • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:49
                        agamagda napisała:

                        > To ona myśli?????

                        Pewnie nie mniej, niz Ty smile
                        • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:51
                          e_r_i_n napisała:

                          > To ona myśli?????
                          >
                          > Pewnie nie mniej, niz Ty smile

                          No może i nie mniej, tyle, że inaczejsmile)
                          • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:53
                            Nie wiem, jak, nie wiem ile - w jej glowie (na szczescie) nie siedze smile

                            A ktos tu o jakims relatywizowaniu w wydaniu macochowym mowil.
                            A tu kurcze we wlasnym ogrodku to samo...
                            • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:57
                              e_r_i_n napisała:

                              > Nie wiem, jak, nie wiem ile - w jej glowie (na szczescie) nie siedze smile
                              >
                              > A ktos tu o jakims relatywizowaniu w wydaniu macochowym mowil.
                              > A tu kurcze we wlasnym ogrodku to samo...

                              Ja ludzi dzielę na głupich i mądrych.
                              Prawych i świnie.
                              Dobrych i złych.
                              I dlatego uważam że są też głupie, złe i w sposób świński postępujace macochy,
                              jak też madre, prawe i dobre niemacochy.
                              Na odwrót zreszta jest to samosmile))
                  • balladynka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:35
                    > Jasne, to nic chwalebnego być kochanką żonatego faceta, rozwalić komuś
                    > małżeństwo (czy być katalizatorkiem) czy nie cierpieć pasierba.

                    Virtual, dlaczego uważasz że to nic chwalebnego nie cierpieć pasierba?
                    • agamagda Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:47
                      Odwrócę pytanie , a co w tym chwalebnego???
                      • balladynka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:48
                        nie ciebie pytalam
                        • agamagda Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:09
                          Argument powalający....
                          • balladynka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:33
                            agamagda napisała:

                            > Argument powalający....

                            Argumentów używam, kiedy dyskutuję, nie kiedy nie mam na to ochoty. Chciałam
                            podyskutować z Virtual, nie z tobą. Przykro mi że nie zrozumiałaś.
                            Pozdrawiam.
                      • elf28 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:51
                        Nie, no pewnie, pasierbów trzeba uwielbiać za sam fakt że są.
                        Bzdura jakaś. Kwestia jest złożona a nie czarna albo biała. Układy macocha -
                        pasierb bywają skomplikowane i wiele kwestii na to wpływa. Ale pomijając je:
                        można nie lubić pasierba bo jest np. wrednym dzieciakiem, niegrzecznym,
                        nimiłym, opryskiliwym, roszczeniowym, etc. Powowdów jest wiele i nie ma w tym
                        nic złego. podobnie jak w nielubieniu cioci Krysi, czy teściowej.
                    • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:56
                      balladynka napisała:

                      > Virtual, dlaczego uważasz że to nic chwalebnego nie cierpieć pasierba?

                      Wiesz, ja tak może i nie uważam i sama pewnie, gdybym pasierba miała, to bym go
                      nie cierpiaławink

                      No, ale większość z Was, sądząc po dezaprobacie wobec wyrażenia przez joannę
                      sowjgo zdanie na temat pasierbicy, nie ma zbyt pochlebnego zdania na temat
                      macoch nie cierpiących pasierbów.

                      Może zupełnie niesłusznie?
                      • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:59
                        Przeczytaj uwaznie posty w tym watku. Moze zauwazysz, ze nie tyle krytykowana
                        jest jej postawa wobec pasierbicy, co odgrywanie sie za swoja sytuacje na
                        innych.
                        • agamagda Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:07
                          Nie, postawa wobec dziecka też jest krytykowana.
                      • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:05
                        virtual...Ty naprawde nie dostrzegasz różnicy w tym, że joanna ninawidzi
                        dzieciaka, dlatego, że przypomina jej o zdradzie faceta od zdrowej nienawiści,
                        która może wynikać z faktu, że pasierb jest wredny i dla ojca, z którym żyje
                        macocha i dla niej samej?
                        Tu jest nienawiśc przeniesiona z kochanki męża na dziecko.
                        W przypadku hipotetycznym jest nienawiść zasłuzona wynikajaca ze stosunku jaki
                        dany człowiek ma do nas samych.

                        Zresztą dla mnie joanna jest osobą która chyba lubi tarzać się w nienawiści.
                        Tak jak większośc ludzi musi miec kogoś kochać, tak ona kogoś nienawidzieć.
                        Przykre, że to nienawiść do małego dziecka.
                        Przypomina jej o zdradzie (tak napisała).
                        Ona nigdy mu tej zdrady nie wybaczyła po prostu.
                        Prawda jest taka, że gdyby matka dziecka żyła, to ten facert pewnie zwiałby w
                        końcu do tej kobiety, bo nie da się żyć z osoba, która niby wybacza, a nie
                        wybacza i tarza się w swojej nienawiści.
                        To jest dla mnie chore i nic w tym normalnego nie widze
                        • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:16
                          natasza39 napisała:

                          > virtual...Ty naprawde nie dostrzegasz różnicy w tym, że joanna ninawidzi
                          > dzieciaka, dlatego, że przypomina jej o zdradzie faceta od zdrowej
                          nienawiści,
                          > która może wynikać z faktu, że pasierb jest wredny i dla ojca, z którym żyje
                          > macocha i dla niej samej?

                          Skoro już zwróciłaś mi na to uwagę, to dostrzegłam tę różnicę (choć moim
                          zdaniem nie chodzi o to, czy nienawisć moze być usprawiedliwiona czy nie, tylko
                          czy w ogóle jest). Tyle że uważam zupełnie inaczej niż Ty - jeśli już
                          musiałabym wartościować te "nienawiści", to bardziej nieuzasadniona jest dla
                          mnie ta wynikająca z tego, że dziecko jest np. wredne. Dziecko to dziecko,
                          nastolatki zwłaszcza celują we wredności, nie tylko w stosunku do swoich macoch
                          i jest to niejako wpisane w ich naturę jako dorastających panienek/paniczów.
                          Osoba, która żywi nienawiść do dziecka, bo to ma 12 lat i jest wredne jak to
                          często nastolatkom się zdarza (albo bo jest rozwrzeszczanym dwulatkiem), no to
                          na pewno coś jest tu bardzo nie tak.

                          Bardziej jestem w stanie zrozumieć joannę, która nienawidzi nie samego dziecka
                          za to, jakie jest (bo to dla mnie właśnie bzdura, dziecko to dziecko z serią
                          przypisanych wiekowi cech), ale za to właśnie, ze przypomina jej o przeszłosci.
                          Nie jest tu zatem dziecko podmiotem nienawiści, tylko FAKT iż urodziło się z
                          bolesnych dla joanny okolicznościach.
                          Analogia: podobnie matka może odczuwać niechęć czy nawet nienawiść do własnego
                          dziecka, bo było zrodzone z gwałtu. Myślę, że nikt jej z marszu nie potępi za
                          taką "nienawiść".
                          Co innego panienak, która nienawidzi dziecka swojego faceta, bo to
                          dziecko "jest takie, siakie i owakie". Moim zdaniem to świadczy o
                          niedojrzałości. To tak samo, jakby matka miała pretensje do 2 letniego dziecka
                          o to, że się pochlapało zupą jedząc, albo że 12 latek klnie i popala na
                          przerwie w szkole.

                          Pzdr
                          • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:42
                            A moze taka macocha ma podejscie podobne do Twojego (jesli pomylilam osoby -
                            przepraszam). Wydaje mi sie, ze sama kiedys napisalas, ze dzieci, poza swoim,
                            nie lubisz. I takich kobiet troche jest - tylko jej wlasne jest dla niej do
                            zniesienia.

                            Co do wrednosci - to jest taka wrednosc 'przejsciowa' (bunt dwulatka czy
                            nastolatka), ale jest i wrednosc dlugotrwala, a raczej po prostu niewychowanie,
                            bo np. rodzice probuja kazde zle zachowanie dziecka usprawiedliwic trauma
                            porozwodowa. I takich rzeczy moze macocha nieakceptowac.
                            • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:46
                              e_r_i_n napisała:

                              > Wydaje mi sie, ze sama kiedys napisalas, ze dzieci, poza swoim,
                              > nie lubisz. I takich kobiet troche jest - tylko jej wlasne jest dla niej do
                              > zniesienia.

                              Tak właśnie jest. Gdybyś doczytała dalej wiedziałabyś, że ja za faceta, kórego
                              dziecka nie jestem w stanie zaakceptować, wyjść nie zamierzamwink

                              Pzdr
                              • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:53
                                No cóż, czasami dziecko poznaje się już po slubie. Pomijam juz oczywistosc -
                                ze dziecko sie z biegiem czasu zmienia i z dwuletniego aniołka zmienia się
                                w niewychowanego szesciolatka na przyklad.
                                • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 20:03
                                  e_r_i_n napisała:

                                  > dziecko sie z biegiem czasu zmienia i z dwuletniego aniołka zmienia się
                                  > w niewychowanego szesciolatka na przyklad.

                                  To pewnie wina dziecka, że jest niewychowane? Tak wiem, matki. Tylko matki, bo
                                  niektórzy ojcowie za wychowywaniem swoich dzieci nie przepadająwink

                                  Niech zatem taka hipotetyczna macocha niewychowanego sześciolatka skupi swą
                                  niecheć na matce, a dziecko niech zapisze na lekcje bon tonu.

                                  Pzdr
                                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:07
                                    virtual_moth napisała:

                                    > To pewnie wina dziecka, że jest niewychowane? Tak wiem, matki. Tylko matki,
                                    > bo niektórzy ojcowie za wychowywaniem swoich dzieci nie przepadająwink

                                    Alez skad, wielu ojcow ponosi ogromna wine za niewychowanie dzieci,
                                    bo rozstanie z matka rekompensuja im poblazliwoscia i na przyklad wszystkim,
                                    czego sobie dziecko zazyczy.
                                • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 20:23
                                  e_r_i_n napisała:

                                  > No cóż, czasami dziecko poznaje się już po slubie.


                                  O, to rzeczywiście bolesne. Rosa - jak to było? Miało być tak pięknie, żadnych
                                  pasierbów, żadnych exwink

                                  Erin, my tu rozmawiamy o poważnych rzeczach, a nie o kobietach wychodzących za
                                  facetów, którzy nie przedstawiają im swoich dzieci (bo je olali, np). Tu już
                                  nie chodzi o to, że to nieładnie, gdy okazuje się, że do pasierba żywi się
                                  niechęć, gdy już się go pozna. Nieładnie przede wszystkim dlatego, że wychodzi
                                  się za faceta olewającego swoje dziecko.

                                  Pzdr

                                  P.S. Od razu powiem, że ja też popełniłam ten błąd, ale nie chwalę się tym zbyt
                                  często, a już na pewno nie uważam tego za coś, co mogłoby mnie usprawiedliwiać.
                                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:09
                                    virtual_moth napisała:

                                    > Erin, my tu rozmawiamy o poważnych rzeczach, a nie o kobietach wychodzących
                                    > za facetów, którzy nie przedstawiają im swoich dzieci (bo je olali, np).

                                    A ja mowie o sytuacji, ze macocha nie ma okazji poznac dziecka swojego faceta,
                                    bo ono jest male, wiec wizyty maja miejsce tylko w domu matki (a wiec sila
                                    rzeczy bez next), albo tez nie ma zgody matki na wizyty dziecka w domu ojca
                                    (vide przyklad mikawi - sorki mikawi - a o niej raczej powiedziec nie mozna,
                                    ze niepowazna, a jej facet dzieci olewa).
                                    • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:20
                                      e_r_i_n napisała:

                                      > A ja mowie o sytuacji, ze macocha nie ma okazji poznac dziecka swojego
                                      faceta,
                                      > bo ono jest male, wiec wizyty maja miejsce tylko w domu matki (a wiec sila
                                      > rzeczy bez next),

                                      analogiczna sytuacja. Nie chce mi się gadać o kobietach wiazących się z
                                      facetami, którzy pozostawiają żonę z niemowlakiem czy małym dzieckiem.


                                      > albo tez nie ma zgody matki na wizyty dziecka w domu ojca

                                      tyle ze wtedy uczciwiej byłoby mieć pretensje do matki i ocja tego dziecka, a
                                      nie do samego dziecka, że jest krnąbrne i niewychowane.
                                      • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 08:00
                                        virtual_moth napisała:

                                        > analogiczna sytuacja. Nie chce mi się gadać o kobietach wiazących się z
                                        > facetami, którzy pozostawiają żonę z niemowlakiem czy małym dzieckiem.



                                        Aha, czyli rozwód jest możliwy tylko wtedy, gdy dziecko jest starsze niz...

                                        > tyle ze wtedy uczciwiej byłoby mieć pretensje do matki i ocja tego dziecka, a
                                        > nie do samego dziecka, że jest krnąbrne i niewychowane.

                                        Ale my nie mowimy tu o tym, jakie jest dziecko, tylko o tym, kiedy te dzieci
                                        sie poznaje.
                                • pelaga Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 11:33
                                  > No cóż, czasami dziecko poznaje się już po slubie

                                  No to tez wiele tlumaczy i stosunku ojca do dziecka.
                                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 12:17
                                    pelaga napisała:

                                    > No to tez wiele tlumaczy i stosunku ojca do dziecka.

                                    Mhm. W poscie do Virtual napisałam, ze sytuacja niepoznania dziecka przed
                                    slubem moze nie wynikac z 'olewctwa' ojca, tylko generalnie z klopotow z
                                    kontaktami.

                                    I co w takim ukladzie ma robic eks i next? Czekac az sie sytuacja unormuje?
                                    Czasami to czekanie na wieczne nigdy.
                            • derena33 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:52
                              bo trauma porozwodowa dzieci, istnieje moja droga, mimo protestow ludzi ktorzy
                              rozbijaja rodziny. Najbardziej poszkodowane zawsze jest dziecko, bo dziecku
                              pelna rodzina nalezy sie jak powietrze. Oczywiscie tak jak zdrada dla
                              zdradzajacych, tak i rozbicie rodziny dla rozbijajacych zawsze jest
                              koniecznoscia wyzsza, a dzieci no coz... cierpia z powodu niedojrzalosci i
                              egoizmu doroslych.

                              • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:55
                                Alez oczywiscie, ze cos takiego istnieje. Tylko tak jak niektorzy 'dobrem
                                dziecka' usprawiedliwiaja swoje rozgrywki z były mezem/byłą zona, tak i dziecku
                                mozna robic wszystko, bo ono juz takie pokrzywdzone.
                                Znam kilka osob, ktorzy rodzice sie rozwiedli. Żadne z nich z tego powodu nie
                                zachowuje sie rozkapryszony egoista, co nie zmienia faktu, ze rozwod rodzicow
                                przezyli.
                                • derena33 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 20:13
                                  To jak znasz takie nierozkapryszone osoby,to z czego wnioskujesz o tym ze to
                                  nie ogol, tylko wyjatki?

                                  Czyzby chodzilo ci o wlasne doswiadczenia z macochowania?
                                  Czy tez wrzucenie kamyczka do ulubionego ogrodka?

                                  BO moim zdaniem twoje bardzo skromne doswiadczenia z macochowania nie
                                  upowazniaja cie do ferowania wyrokow na ten temat.

                                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:12
                                    derena33 napisała:

                                    > To jak znasz takie nierozkapryszone osoby,to z czego wnioskujesz o tym ze to
                                    > nie ogol, tylko wyjatki?

                                    Bo znam tez i rozkapryszone, czytam tez co nieco na ten temat na forum.

                                    > Czyzby chodzilo ci o wlasne doswiadczenia z macochowania?
                                    > Czy tez wrzucenie kamyczka do ulubionego ogrodka?

                                    Alez skad - ja wycieczek osobistych w tym watku nie robie, o swojej sytuacji
                                    nie pisze.

                                    > BO moim zdaniem twoje bardzo skromne doswiadczenia z macochowania nie
                                    > upowazniaja cie do ferowania wyrokow na ten temat.

                                    Ferowania wyrokow? Idac tym tokiem myslenia, Ty o macochowaniu i o tym, jakie
                                    macochy (nie)powinny byc pisac nie powinnas.
                                    • derena33 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 22:05
                                      ....Ferowania wyrokow? Idac tym tokiem myslenia, Ty o macochowaniu i o tym,
                                      jakie
                                      > macochy (nie)powinny byc pisac nie powinnas.....

                                      .. Tu sie mylisz, uwazam sie za jak najbardziej uprawniona do wypowiadania sie
                                      na temat macochowania, w koncu moj syn ma jedna, ktora mialam nieszczescie
                                      wiele lat przed znac osobiscie i obserwujac jego z nia kontakty ewoluujace do
                                      w tej chwili ich calkowitego braku,moglam sobie wyrobic zdanie na temat tej
                                      jednej macochy. Moje wnioski niestety nie sa pozytywne.

                                      Macocha w cudzyslowiu bywam, dla corki mojego partnera,lecz tego nie licze bo
                                      ona jest juz dorosla, natomiast dosyc czesto przychodzi mi sie zajmowac jej
                                      mala coreczka, moge wiec swobodnie nazywac sie bacochasmile. I nie sa to kontakty
                                      raz na dwa tygodnie tylko wielokrotne w tygodniu. Zreszta z corka tez.

                                      Biorac pod uwage powyzsze nie rozumiem tematow tutaj sie przewijajacych, typu
                                      bo on za duzo wydaje na swoje dziecko, bo jego dzieci jak skoncza 18 lat to won
                                      do roboty, bo jego kasa to moja kasa. Bo on za duzo czasu spedza ze swoim
                                      dzieckiem, bo ono jest dla niego najwazniejsze, bo jego dzieci sa okropne a
                                      moje jest cudem.
                                      I uwazam, ze wiele mam do powiedzenia na temat macochowania. I nie sa to puste
                                      teorie.
                                      ---------------
                                      .......Bo znam tez i rozkapryszone, czytam tez co nieco na ten temat na forum...

                                      ------------------

                                      Ja znam dzieci rozkapryszone nie tylko z rozbitych zwiazkow, a jezeli chodzi o
                                      forum te czy inne, to wybacz ale dla mnie opowiesci tu czy tam snute malo sa
                                      miarodajne, bo bardzo obciazone subiektywna perspektywa spojrzenia.


                                      • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 08:06
                                        No cóz - Ty masz doswiadczenie, ale tylko z jedna macocha. A wiec znow -
                                        niezbyt wielkie.
                                        A poza tym - tak jak my piszemy nieobiektywnie, tak i Ty sadzisz
                                        nieobiektywnie. Wiec - jestemy w identycznej sytuacji. Tyle tylko, ze ja Ci nie
                                        zabraniam wypowiadac swoich opinii, Ty za to probujesz to robic jesli o mnie
                                        chodzi.

                                        Co do tematow tu sie przewijajacych - to mozna odbic pileczke i napisac, ze ja
                                        nie rozumiem tematu - jak wyciagnac kase (nawet jesli facet ojcem dziecka nie
                                        jest), jak zawyzyc wydatki tak, aby alimenty byly jak najwyzsze itd, itp.
                                        Kazdy psize to, na co ma ochote. A ze uczucia w stosunku do dziecka czy ex nie
                                        zawsze sa pozytywne? Tak tez sie zdarza.
                                        • derena33 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 08:56


                                          A moje wlasne macochowanie to nie doswiadczenie? Chyba chcesz mnie obrazic?smile
                                          • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 10:38
                                            ALez skad, inne metody dyskusji wole. Nie sadz wszystkich swoja miarą smile
                          • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:03
                            virtual_moth napisała:
                            Tyle że uważam zupełnie inaczej niż Ty - jeśli już
                            > musiałabym wartościować te "nienawiści", to bardziej nieuzasadniona jest dla
                            > mnie ta wynikająca z tego, że dziecko jest np. wredne. Dziecko to dziecko,
                            > nastolatki zwłaszcza celują we wredności, nie tylko w stosunku do swoich
                            macoch
                            >
                            > i jest to niejako wpisane w ich naturę jako dorastających panienek/paniczów.
                            > Osoba, która żywi nienawiść do dziecka, bo to ma 12 lat i jest wredne jak to
                            > często nastolatkom się zdarza (albo bo jest rozwrzeszczanym dwulatkiem), no
                            to
                            > na pewno coś jest tu bardzo nie tak.

                            Choć bardzo lubię czytać virtual Twoje posty, to wprost dym idzie mi uszami z
                            wściekłości jak sie cytuje, odpowiadajac mi, słowa których NIE
                            WYPOWIEDZIAŁAM!!!
                            Gdzie ja napisałam, że mozna nienawidziec rozkaprzyszonego dwulatka, albo 12-
                            stolatka przezywajacego trudy dojrzewania?

                            Napisałam że jeszcze jestem w stanie zrozumieć HIPOTETYCZNA sytuację gdzie
                            pasierb jest naprawdę WREDNY.
                            Szczerze pwoeidziawszy, pomimo bujnej wyobraźni, nie przytoczyłam żadnego
                            przypadku, bo nie wiem co to miałoby być.
                            Mozna nie lubić rozkapryszonego dzieciaka, który nie wie co mozna a co mu nie
                            wypada. Ale nienawidzieć go za to? No to trzeba być kopniętym chyba!
                            Można nie lubić 12-stolatka, który wkracza w wiek, że wszyscy naookoło to
                            debile, a on wie co jest dobre a co złe, ale trzeba być faktycznie DEBILEM,
                            żeby go za to nienawidzieć.

                            Nie jestem psychologiem, ale dla mnie przypadek o którym mówimy to nienawiść
                            która została spersonifikowana w osobie dziecka.
                            Zdrada faceta, fakt, że się pogorszy sytuacja materialna, bo następna gęba do
                            wyżywienia, strach przed tym czy małzonek teraz nie będzie czas należny ich
                            prawemu, slubnemu dziecku poświęcac BACHOROWI. Te wszystkie skąd inąd bardzo
                            ludzkie uczucia sa skanalizowane w nienawiści do tego 7-dnioletniego dziecka.

                            A Ty mi tu wciskasz te bajeczki o tym, że to nieładnie nienawidzić dwulatka czy
                            12-stolatka, a to dziecko to można.

                            Wyobraź sobie sytuację, że macocha ma dorosłego pasierba (sa tu takie macochy)
                            i ten pasierb robi jej świństwo. Swiństwo owo nie wynika z relacji pasierb-
                            macocha tylko jest to świństwo czysto ludzkie. I ona ta macocha nienawidzi go
                            za to.
                            Ale nie stoja za tym odczucia zazdrości o faceta i nne takie bzdury.
                            Jest to nienawiść za konkretny czyn, który jeden człowiek zrobił drugiemu
                            człowiekowi.

                            I proszę aby następnym razem nie cytować czegoś czego NIE POWIEDZIAŁAM ani
                            czego nawet NIE POMYSLAŁAM!
                            • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:52
                              Nataszo, ja tylko rozwinęłam tę HIPOTETYCZNĄ sytuację, kiedy zachodzi
                              wartościowanie, cyt. "zdrowej nienawiści, która może wynikać z faktu, że
                              pasierb jest wredny i dla ojca, z którym żyje macocha i dla niej samej?"
                              Tylko rozwijam tę myśl, w końcu pasierb moze mieć i 2 lata, i 12 i może się
                              różnie zachowywać. A jeśli nawet nie potrafisz sobie wyobrazić owej "zdrowej
                              nienawiści", to dlaczego traktujesz jej występowanie jako argument?
                              Swoją drogą, poprzez to moje rozwinięcie owej hipotetycznej sytuacji,
                              przedstawionej przez Ciebie udowodniłam, ze takie wartościowanie nienawiści do
                              dziecka NIE MA SENSU, bo dochodzimy do absurdów. Dowód nie wprostwink

                              OK, mozemy słowo "nienawiść" zastąpić "niechęcia", i to nawet bez
                              przymiotnika "zdrowa". Ja tylko chciałam być precyzyjna w cytatchwink

                              > Wyobraź sobie sytuację, że macocha ma dorosłego pasierba (sa tu takie
                              macochy)
                              > i ten pasierb robi jej świństwo. Swiństwo owo nie wynika z relacji pasierb-
                              > macocha tylko jest to świństwo czysto ludzkie. I ona ta macocha nienawidzi go
                              > za to.
                              > Ale nie stoja za tym odczucia zazdrości o faceta i nne takie bzdury.
                              > Jest to nienawiść za konkretny czyn, który jeden człowiek zrobił drugiemu
                              > człowiekowi.

                              No i teraz znowu piszesz o "nienawisci". Ja nie wierzę w to, że macocha może
                              nienawidzić pasierba, bo ten jej zrobił świństwo. Owszem - jeśli to jest 25
                              letni chłop, który zasadza się na jej kase, czy zrobi dziecko jej córce, to
                              moze być wkurzona. Ale to dorosły chłop. A dziecko? Co dziecko moze zrobić, aby
                              go nienawidzic?

                              Co do joanny, to się zgadzamy - perspnifikuje swoje problemy ze zdradą meza, w
                              OCZYWISTYM obiekcie, czyli w owocu tej zdrady. Jak dla mnie jakoś tam
                              usprawiedliwione, niemniej nadające się do leczeniawink
                              No, a moze joanna po prostu zły dzień miała i jej się wymsknęło.

                              Pzdr



                              • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 22:07
                                virtual_moth napisała:
                                >Co do joanny, to się zgadzamy - perspnifikuje swoje problemy ze zdradą meza, w
                                > OCZYWISTYM obiekcie, czyli w owocu tej zdrady. Jak dla mnie jakoś tam
                                > usprawiedliwione, niemniej nadające się do leczeniawink
                                > No, a moze joanna po prostu zły dzień miała i jej się wymsknęło.


                                No może i się jej wymsknęło, w sumie to ja nawet jako baba babie jej współczuję
                                sytuacji, w której sie znalazła.
                                Cholera wie jak każda z nas zachowałaby się w takiej sytuacji.
                                Szczęśliwa napewno bym nie była z takiego nagłego powiększenia rodzinki, ale w
                                takiej sytuacji dorosły człowiek musi sobie stanać przed lustrem i wóz albo
                                przewóz.
                                Albo ponosić konsekwencje wybaczenia zdrady. Wybaczyła i więcej do tego juz nie
                                wracamy.
                                Albo powiedzieć facetowi- słuchaj, nie moge. Wynocha z mojego życia, bo sie
                                pomyliłam i nie umiem wybaczyć.

                                Reasumując współczuję, dzieciakowi, joannie i kończę juz tą dyskusję, bo po
                                głębokim zastanowieniu sie stwierdzam, że tak właściciwie to ja nie wiem o czym
                                mówię, bo ja nikogo nie nienawidzę, więc w sumie nie wiem co to za uczucie.
                                Czasem we wściekłości mówiłam mojemu mężowi :"nienawidzę Cie"
                                Ale tak naprawde, pomimo krzywd których od niego doznałam, nie potrafiłabym go
                                nienawidzieć.Cząstka jego do dziś jest w moim synu przecież.





                      • balladynka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:26
                        > Wiesz, ja tak może i nie uważam i sama pewnie, gdybym pasierba miała, to bym
                        go
                        >
                        > nie cierpiaławink

                        Aha, bo ja myślałam, że skoro tak piszesz to tak uważasz, ale oksmile) Byłam po
                        prostu ciekawa co Cię skłoniło do takiego uogólniającego stwierdzenia i czy za
                        równie mało chwalebne uważałabyś gdyby któraś z nas stwierdziła, że nie cierpi
                        bratowej, teściowej czy sąsiadki z parteru, czy tyczyło się to tylko pasierbówsmile
                        • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 19:56
                          balladynka napisała:

                          Byłam po
                          > prostu ciekawa co Cię skłoniło do takiego uogólniającego stwierdzenia

                          Do stwierdzenia, że żywienie niechęci do pasierbów jest małochwalebne? Ano
                          skłoniło mnie do takiego stwierdzenia parę komentarzy w tym wątku krytykujacych
                          zachowanie joanny, żywiącej niecheć do dziecka.
                          Nie wiedziałam, że niekóre macochy (czy może większość nawet) uważa, że
                          żywienie niechęci (czy nawet nienawiści) do pasierba bywa usprawiedliwione. To
                          znaczy czasami jest upsrawieliwione, czasami nie jest. Zalezy chyba z kim się
                          dyskutujewink


                          i czy za
                          > równie mało chwalebne uważałabyś gdyby któraś z nas stwierdziła, że nie
                          cierpi
                          > bratowej, teściowej czy sąsiadki z parteru, czy tyczyło się to tylko
                          pasierbów:

                          Bratowa, teściowa, sąsiadka nie są dziećmi partnerów macoch. To właśnie różni
                          te osoby od pasierbówwink
                          Dalej nie piszę, bo musiałabym coś o gałach rzecwink

                          Pzdr
                          • balladynka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 20:56
                            > Bratowa, teściowa, sąsiadka nie są dziećmi partnerów macoch. To właśnie różni
                            > te osoby od pasierbówwink
                            > Dalej nie piszę, bo musiałabym coś o gałach rzecwink

                            Przeciez bratowa to zona brata, tesciowa to mama M a tez czasem ludzie maja
                            trudnosci z lubieniem sie wzajemnym pomimo, ze jest to rodzina bliskiej Ci
                            osoby (mama, brat, a wiec rowniez i dzieci). Bardzo przepraszam ale
                            stwierdzanie ze uczucia do rodziny M powinnas nabrac wraz z wiazaniem sie z nim
                            jest zupelnie niezyciowe, stwierdzanie, ze moze jesli chodzi o tesciowa,
                            bratowa itd to nie, no ale dzieci to jak najbardziej bo galy, to dodatkowo
                            nieuzasadnione rozgraniczenie i niestety jest to wszystko dla mnie absurdalne.
                            • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 22:11
                              balladynka napisała:

                              > niestety jest to wszystko dla mnie absurdalne.

                              Dla mnie absurdalne jest czynienie z niechęci do dziecka faktu AKCEPTOWALNEGO.
                              Dziecko to nie człowiek w pełni ukształtowany jak teściowa czy sąsiadka, z
                              którymi zresztą można kontakty zminimalizować. Dziecko to ktoś słabszy,
                              nieukształtowany, wymagający troski i opieki. To nie jest nasz przeciwnik.
                              Owszem, MOŻNA żywić niechęć do dziecka - ludzie nie są idealni, a nasze emocje
                              domyślnie utemperowane przez psychologów. Jednak ta niechęć nie jest czymś,
                              moim zdaniem, do czego można się bez wstydu i zażenowania przyznać. To jest
                              SŁABOŚĆ człowieka dorosłego, że czyni z dziecka swojego przeciwnika, a nie
                              cnota.
                              Ja mogę napisać, że pewnie nie polubiłabym ewentualnego pasierba, ale nie
                              oczekuję za to pieśni pochwalnych, ani nawet zrozumienia. Rację miałby ten kto
                              napisałby, że mam pewnie jakiś drobny problemik, skoro nie lubię dzieci. O
                              czymś to na pewno świadczy - ja myślę, ze o swojego rodzaju słabosci. Zawsze
                              imponowały mi kobiety mające świetny kontakt z dziećmi, sprawiają wrażenie
                              silnych, ciepłych i opiekuńczych. Ja tego o sobie nie mogę powiedzieć nawet w
                              50%.


                              Pzdr
                              • balladynka Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 09:47
                                Rozumiem Twój punkt widzenia, jednak ja nie traktuję dziecka jak jakiś inny
                                gatunek, przez co z samej racji wieku należy mu się usprawiedliwianie wszelkich
                                zachowań i nagana dla osoby, która tego nie akceptuje, bo powinna być ponad to.
                                Dla mnie to taki sam człowiek jak każdy inny i niestety pewne cechy wychodzą w
                                każdym wieku. Nie wiem, może wpływ na to ma fakt, że spędziłam kilka lat na
                                pracy z dziećmi więc nie patrzę na to przez pryzmat własnego dziecka (a zatem
                                subiektywniesmile W ciągu tych kilku lat obskoczyłam wiele przedszkoli,
                                podstawówek i domów kultury i zdążyłam sobie wyrobić całkiem konkrenty pogląd
                                na kwestie zachowań dzieci a ich a) wychowania, b) cech charakteru i wielu
                                innych kwestii związanych z dziećmi. I ja tam się nie wstydzę, że pewnych
                                wychowanków lubiłam bardziej, innych mniej. Oczywiście co innego okazywanie
                                tego, wiadomo, że jako dorośli powinniśmy się starać być pobłażliwi i
                                wyrozumiali ale bez przesady, pewnych faktów nie zmienię, dorośli których nie
                                lubimy dziś byli właśnie kiedyś takimi dziećmi, których i pewnie wtedy byśmy
                                nie lubili i jakoś tak niepostrzeżenie stali się dorosłymi. Więc nie uważam za
                                wielki powód do chwały że lubię swoją pasierbicę, ani za wielki powód do wstydu
                                i zażenowania że nie przepadam za swoim pasierbem. I nie dlatego że jest
                                dzieckiem M, ani nie dlatego że się czasem niegrzecznie zachowa zgodnie ze swym
                                wiekiem bo nie o psotników tu chodzi, tylko dlatego że tak zwyczajnie w świecie
                                obserwuję w nim pewne cechy które mi nie odpowiadają w żadnym człowieku. I
                                obawiam się, że na nic tu się zda wychowanie Eksi (którego nie krytykuję) czy M
                                (który uważam popełnia dużo błędów), bo to po prostu taki charakter. Rozumiem,
                                że teraz to jest dla Ciebie nieakceptowalne, ale jak gościu skończy 18 lat to
                                już będzie OK, tak?
                  • ania_rosa Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 15:54
                    Na Boga, Virtual, choć uwielbiam Cię szczerze, to tym razem nie wierzęwink
                    Podobnie jak każda matka ma czasem ochotę zabić swoje dzieci i zastanawia sie
                    tylko czy wedle starszeństwa, czy w kolejności alfabetycznej, tak samo jasne
                    jest, że każda macocha i ojczym mają czasem powyżej uszu zycia i problemów. Mój
                    Niemąz tez pewnie czasem ma, i choc Młodego kocha, to niekiedy wymięka.
                    Mnie nie oburzają posty macoch, które piszą tutaj, bo nie powiedzą prosto w oczy
                    pasierbowi "ok, widziały gały co brały, ale twoje porozwalane po domu smierdzące
                    skarpety MNIE WKURWIAJĄ!". Albo czasem zastanowią się, jakby było pięknie, gdyby
                    nie było pasierbów i eksi. Mają do tego prawo. Tak samo ja czasem się
                    zastanawiam, jaki by miał temat mój doktorat, gdybym nie urodziła dziecka.
                    Mam czasem wrażenie, że niemacochy traktują macochy bardzo ostro i stawiają im
                    wysokie poprzeczki. Skarzy się- źle. Nie skarzy się- hipokrytka. A tak w ogóle
                    to zawsze jest to smierdząca sprawa, bo na pewno ukradła komuś męża. Gwoli
                    jasności- i ja ukradłam cudzego męza, a to że od trzech lat mieszkał osobno i
                    nie widział żony na oczy to doprawdy nieistotny drobiazg.
                    Piszę tutaj, jak i na Samodzielnej i nie odczuwam żadnego dyskmfortu
                    psychicznego. Bo nie poczuwam się do żadnych szuflad. A postawa Joanny mnie
                    mierzi nie dlatego, bo jest macochą, a dlatego bo nie znoszę zrzucania
                    odpowiedzialności za piwo, które uwarzyło się samemu. Tak samo wiele
                    samodzielnych matek poraża mnie swoim stosunkiem do życia, jak i poraża mnie
                    pani Kwiatek, która jest dla mnie intrygującą hybrydą chamstwa i bezmyślności.
                    Nie szukam haków na ludzi tylko dlatego, bo mają odmienny stan cywilny. Ludzie
                    to ludzie. Jesli ktoś jest głupi to może być i samotną matką- bohaterką,
                    szczęsliwą męzatką lub macochą.
                    I na pewno nie posunę się do diagnoz, czy Joanna się wyleczy, czy tez nie, oraz
                    czy w ogóle jest chora. Joanna przeświecająca przez posty, które napisała, to
                    kobieta wkurzona na świat, podczas gdy swój gniew powinna skierowac na męza i
                    zastanowić się, dlaczego męza toleruje, a nie toleruje cudzego szczęścia.
                    Rosa
                    • mikawi Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 16:14
                      joanna jest wściekła na samą siebie, bo wybaczyła a raczej tak jej się
                      wydawało. I jest wściekła bo skoro wybaczyła powinno się iść dalej a problem w
                      tym że ona nadal nie może sobie poradzić - raz że ze zdradą, dwa z tym, że
                      (niby) wybaczyła i teraz musi ponosić konsekwencje tego wybaczenia, czyli jakby
                      nie było swojej własnej decyzji. Szczerze proponuję psychoterapię - z myślą o
                      sobie przede wszystkim. Bo tarzając się w przeszłości krzywdzi siebie, męża i
                      dziecko (je najbardziej bo ono tu niczemu nie zawiniło). Bo obarcza dziecko
                      swoją wściekłością na samą siebie że podjęła decyzję o wybaczeniu. A teraz się
                      dusi z tą decyzją.
                    • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:12
                      ania_rosa napisała:

                      > każda macocha i ojczym mają czasem powyżej uszu zycia i problemów.

                      To jest oczywiście jasne. Zatem macochy z tego forum czują niechęć do pasierbów
                      w sposób "lajtowy" i usprawiedliwiony, jak każda matka, tylko jedna joanna się
                      brzydko i nieładnie wyłamuje.
                      Masz rację. Macochy same pod sobą dołki kopiąwink
                      Ja zatem jestem za wersją: joanna po prostu miała chwilowo dość, i tak jej się
                      ulało. Przecież każdej macosze może się zdarzyćwink

                      > Mam czasem wrażenie, że niemacochy traktują macochy bardzo ostro i stawiają im
                      > wysokie poprzeczki. Skarzy się- źle. Nie skarzy się- hipokrytka.

                      Nie spłycajwink Jak się skarży, to moim zdaniem tylko dobrze. Można coś
                      poradzić. Jak się nie skarży i milczy, to też dobrze. Gorzej, gdy jęczy i nie
                      mówi wprost (ale ok, mnie to rybka - mnie jedynie tylko to irytujewink. Źle jest
                      wtedy, gdy żywi niechęć, usprawiedliwia ją w durny sposób i nic nie chce zrobić
                      aby to zmienić. (Choć niektóre nie muszą nic zmieniać, w końcu nie widują znowu
                      aż tak często tych pasierbówwink.

                      > A tak w ogóle
                      > to zawsze jest to smierdząca sprawa, bo na pewno ukradła komuś męża.

                      E tam. Zawsze to exia się bez powodu rzuca (z czystej wredoty), przecież nikt
                      nikomu męża nie kradłwink

                      Gwoli
                      > jasności- i ja ukradłam cudzego męza, a to że od trzech lat mieszkał osobno i
                      > nie widział żony na oczy to doprawdy nieistotny drobiazg.

                      Nieistotny może dlatego, że nie mieli dzieci, a poza tym exia jakoś tak
                      podejrzanie normalnie się zachowuje (z tego co pisałaś, choć moge się mylić).
                      Czyżby nastepna chora - a moze rzeczywiscie małżeństwo już istniało tylko na
                      papierze?wink

                      A postawa Joanny mnie
                      > mierzi nie dlatego, bo jest macochą, a dlatego bo nie znoszę zrzucania
                      > odpowiedzialności za piwo, które uwarzyło się samemu.

                      Taaak. A ja, skoro już jej jakoś tam bronię, to na pewno jestem macochą (bo
                      przecież to macocha, prawda?)wink Jak widzisz, wyłamanie się ze schematów
                      macocha-samodzielna nie jest niczym niezwykłym, skoro nawet ja to czasami
                      czynięwink

                      OK, ja lubię uogólniać (upraszcza to dyskusję), ale wiem, jak niektórzy są
                      wyczuleni na ten środek wyrazu (bo tak to traktuję) i wszystko od razu by brali
                      do siebie.
                      Precyzować jednak nie będę o kogo mi chodzi w swoich aluzjach. Ci, którzy
                      wiedzą, to wiedząwink Zresztą, coś mi podpowiada, że nikt nie ma problemu z
                      odczytaniem tych niuansówwink

                      Joanna przeświecająca przez posty, które napisała, to
                      > kobieta wkurzona na świat, podczas gdy swój gniew powinna skierowac na męza i
                      > zastanowić się, dlaczego męza toleruje, a nie toleruje cudzego szczęścia.
                      > Rosa

                      Nie toleruje cudzego szczęscia? Znaczy czyjego dokładnie?

                      Pzdr
                      • natasza39 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 21:21
                        virtual_moth napisała:

                        Taaak. A ja, skoro już jej jakoś tam bronię, to na pewno jestem macochą (bo
                        > przecież to macocha, prawda?)wink Jak widzisz, wyłamanie się ze schematów
                        > macocha-samodzielna nie jest niczym niezwykłym, skoro nawet ja to czasami
                        > czynięwink


                        Odpowiedz sobie teraz virtual na pytanie: czy tak samo rozumiałabyś "macoche",
                        która jest zmuszona do wychowywania pasierba, któremu nagle umarła matka?
                        No odpowiedz sobie, czy tez usprawiedliwiałabyś nienawiść takiej baby do
                        dziecka, bo np byłoby personifikacja jej nienawisci do nieboszczki ex?

                        Bo ja miałabym takie samo zdanie na temat wredoty i pustoty baby!
                        • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 22:24
                          natasza39 napisała:

                          > Odpowiedz sobie teraz virtual na pytanie: czy tak samo
                          rozumiałabyś "macoche",
                          > która jest zmuszona do wychowywania pasierba, któremu nagle umarła matka?
                          > No odpowiedz sobie, czy tez usprawiedliwiałabyś nienawiść takiej baby do
                          > dziecka, bo np byłoby personifikacja jej nienawisci do nieboszczki ex?
                          >
                          > Bo ja miałabym takie samo zdanie na temat wredoty i pustoty baby!

                          Wiesz, powiedziałabym że jest wredna i pusta, gdyby uważała za akceptowalny i w
                          pełni usprawiedliwiony fakt, że tego dziecka nie cierpi. Gdyby jednak zdawała
                          sobie sprawę z tego, że jej uczucia wobec tego dziecka są złe, chciała to jakoś
                          zmienić, czy choćby tylko zastanawiała się dlaczego tego dziecka nie akceptuje
                          i szukała odpowiedzi, to nie potępiałabym jej.

                          Joanna wydaje mi się zagubiona i sfrustrowana i tak naprawdę odczytuję jej
                          wypowiedzi jako głos wołającego na pustyni.

                          Sama mam ochotę niejeden raz zawyć na tej pustyni, ale zaraz by się hieny
                          zleciały po moje zwłokiwink

                          Miejmy nadzieję, że jeśli rzeczywiście tego dziecka nie cierpi, to przynajmniej
                          zda sobie sprawę, że to jest złe i trzeba coś z tym zrobić.

                          Pzdr
                          • ania_rosa Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 22:34
                            Mnie sie wydaje, że Natasza trafiła celnie: ani mnie ziębi, ani grzeje, kim jest
                            Joanna. Dla mnie może być nawet zuluską feministką. Moja ocena i tak byłaby taka
                            sama.
                            I odpowiedź dla Virtual: tak, uważam, że Joannę w oczy kłują wszytskie życia,
                            które nie spieprzyły się tak, jak jej własne. A ponieważ Macochy z definicji
                            mają skomplikowane układy to można je bezkarnie walnąć. I myślę tez, że ten sam
                            post mógłby być na Samodzielnych- tym razem jako apel do puszczalskich
                            samodzielnych, aby nie wchrzaniały się w cudze małżeństwa. Niestety potencjalna
                            adresatka tego apelu już nie zyje, zas macochy żyją. I oto odpowiedź na pytanie,
                            dlaczego wybrane zostało to forum.
                            Dla mnie to nie jest głos rozpaczy czy prośba o pomoc. To jest dośc bezczelna
                            wypowiedź kobiety, którą skręca cholera, a nie bardzo ma się gdzie wyładować. Ja
                            więc wyłączam swoją empatię.
                            I też mi teoretycznie żal Joanny na zasadzie solidarności płciowej. Ale jest
                            jeszcze coś takiego jak hucpa, której ta pani posiada nadmiar. Ja zaś hucpy nie
                            trawię.
                            Rosa
                    • capa_negra Rosa - po tym tekście jestem twoja fanką :-) 29.06.05, 21:54
                      Nic dodac nic ując - u mnie róznicz taka, że mąż był od trzech lat rozwiedziny.
                      I szlag mnie tafia na wieść, że
                      - każda 2 zona uwiodła męza p[rawowitej pierwszej
                      - każda macocha nienawidzi pasierbów
                      - i genaralnie jeśli nie kazda to na pewno co druga jest zdzira do n-tej potegi.

                      I szlag mnie trafia , że po trzeciej w dniu dzisiejszym rozmowie z eksia o
                      doopie marynie, dlej nie moge powiedzierc, że eks "wredna jest" mimo ze
                      telefony w temacie doopa maryna i dotego nie w pore wkurvviają mnie
                      przeokrutnie
                  • e_r_i_n Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 08:08
                    virtual_moth napisała:

                    > Wielokrotnie pisałam na forum, ze ja osobiście wolę, gdy ktoś wali prawdę,
                    > choćby najboleśniejszą, prosto z mostu, niż plącze się w zeznaniach na
                    > temat "winy i kary" i "kochanego synka anielicy, którym tak fajnie jest się
                    > opiekować, to nic, że kosztem swojego czasu".


                    Ja jeszcze a propos tego. Ty moze wolisz wyrazanie opinii wprost, ale nie tylko
                    Ty na tym forum jestes. I ja sie nie dziwie niektorym macochom, ze wola albo
                    sie ugryzc w palce i nic nie pisac, ale pisac bardzo oglednie i ładnie, byleby
                    nie zostac po raz kolejny przez samodzielne tu goszczace zmieszane z blotem.
            • nangaparbat3 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 23:17
              done2 napisała:

              > dodać jedno.
              > Najbardziej szkoda i żal pasierbicy Joanny. Nie dość, że straciłąamatkę, co
              dla
              >
              > tak małej dziewczynki jest koszmarem, to jeszcze trafiła pod "skrzydła"
              MACOCHY
              >
              > z prawdziwego zdarzenia - czyli takiej, o jakich czyta się w
              bajkach: "pozniej
              > matka wykitowala i teraz ja tez musze opiekowac sie pasierbica i znosic ja we
              > wlasnym domu".
              > Miejmy nadzieję, że to dziecko jeszcze nie surfuje i tego nie przeczyta.
              >
              > Normalnie... bajka o Kopciuszku to pikuś.
              A dlaczego nie miałoby tego przeczytać? Przecież w tym tkwi - po uszy. Dzień po
              dniu. Nie wiem, ile ma lat - ale chyba nie ma dobrego wieku na cos takiego.
              • nangaparbat3 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 28.06.05, 23:55
                Forum sie nazywa "macochy", ale jak widac w tym wątku choćby - a przeczytalam
                cały, bo ciekawy - wazniejsze od relacji z dziecmi są te miedzy dorosłymi. Albo
                sie gada o tych nieszczęsnych chłopach, ktore w tym watku przypominają
                szmaciane lalki (nie bedę się klocic, ze to fałszywy obraz), albo o eksiach, a
                dzieci - gdzies tam, na któryms tam planie.
                Ja jestem samodzielna samotna eksia od siedmiu lat, o ile dobrze pamietam. Ex
                mnie zostawil, nie ja jego. Bardzo go kochałam. Piszę to po to, co by mnie nie
                posądzono o stronniczość.
                Jak czytam o "rozwalaniu małżeństw", chce mi sie śmiać. Rozwalić to można, ale
                tylko własne małżeństwo. Na przykład w ten sposob, ze nie jest sie w stanie
                wybaczyć zdrady. Albo ze sie chce męża kontrolować, co w naszym kraju jest
                chyba powszechne. Albo małzeństwo sie rozpada jakoś samo z siebie, od srodka,
                bo - jak my z exem - para nie potrafi rozmawiać, a raczej pokłócić sie z soba.
                Oczywiscie zawsze wygodnie zwalić na "katalizatora" - chyba w ogole przyjemnie
                miec taką "dziewczynke do bicia".
                Ale stosunek do dzieci to zupelnie inna sprawa. Nie zgadzam sie, ze w porządku
                jest nie znosic pasierba, bo wredny.Człowiek nie jest wredny, wrednym sie bywa,
                i dotyczy to kazdego z nas. Moze niektorzy częściej bywają wredni niz inni. Ale
                nikt nie bywa taki zawsze i w kazdej sprawie, w każdej sytuacji.Zamiast
                przyklejać etykietkę wredoty, mozna przyjrzeć sie dzieciakowi uważniej, wstawic
                w jego sytuacje, popatrzeć na siebie jego oczami, z jego perspektywy. Wierzcie
                mi, to skutkuje. wiem, bo pracuję w takim miejscu, ze nie mogę nie lubić ludzi,
                ktorzy są moimi podopiecznymi. Zdarza sie, że pojawia sie wlaśnie taka na
                pierwszy rzut oka wredota. Ale poświęcenie jej uwagi i pewna autorefleksja
                powoduja, że zaczynam ja lubic. Udaje się. To jak ma sie nie udać z dzieckiem
                kogoś, kogo się - jak ufam - kocha?
                A tak w ogole to się zastanawiam, czy nie warto by w malżeństwie postawić na
                przyjaźń i lojalność, zamiast na miłość i wierność?
                • edzieckokarenina Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 01:14
                  Ale stosunek do dzieci to zupelnie inna sprawa. Nie zgadzam sie, ze w porządku
                  jest nie znosic pasierba, bo wredny.Człowiek nie jest wredny, wrednym sie bywa,
                  i dotyczy to kazdego z nas. Moze niektorzy częściej bywają wredni niz inni. Ale
                  nikt nie bywa taki zawsze i w kazdej sprawie, w każdej sytuacji.Zamiast
                  przyklejać etykietkę wredoty, mozna przyjrzeć sie dzieciakowi uważniej, wstawic
                  w jego sytuacje, popatrzeć na siebie jego oczami, z jego perspektywy. Wierzcie
                  mi, to skutkuje. wiem, bo pracuję w takim miejscu, ze nie mogę nie lubić ludzi,
                  ktorzy są moimi podopiecznymi. Zdarza sie, że pojawia sie wlaśnie taka na
                  pierwszy rzut oka wredota. Ale poświęcenie jej uwagi i pewna autorefleksja
                  powoduja, że zaczynam ja lubic. Udaje się. To jak ma sie nie udać z dzieckiem
                  kogoś, kogo się - jak ufam - kocha?
                  A tak w ogole to się zastanawiam, czy nie warto by w malżeństwie postawić na
                  przyjaźń i lojalność, zamiast na miłość i wierność?
                  **********
                  zgadzam się z tym co piszesz.
                  Pozdrawiam
                • chalsia Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 01:19
                  > Oczywiscie zawsze wygodnie zwalić na "katalizatora" - chyba w ogole
                  przyjemnie
                  > miec taką "dziewczynke do bicia".

                  Ja tam nie zwalam. Wiem co robiłam źle albo czego nie robiłam w związku albo co
                  powinnam była zrobić inaczej. Po prostu mam świadomość, że obecność
                  katalizatora wpłynęła na fakt podjęcia przez eksa takiej a nie innej decyzji i
                  to akurat w takim a nie innym momencie. Bez katalizatora być może i tak byśmy
                  sie rozstali - ale później. A być może byśmy się nie rozstali.
                  Choć z perspektywy czasu nie żałuję, dla siebie, że się stało jak się stało.
                  Żal mi tylko, że moje dziecko nigdy nie zaznało i nie zazna tego, czym jest
                  życie w pełnej i prawidłowej rodzinie.

                  > A tak w ogole to się zastanawiam, czy nie warto by w malżeństwie postawić na
                  > przyjaźń i lojalność, zamiast na miłość i wierność?

                  Nie można być lojalnym nie będąc jednocześnie wiernym (no chyba, że para ustala
                  i godzi się na to, że nie będą sobie wierni natomiast pozostaną lojalni w
                  innych kwestiach). Natomiast można być wiernym jednocześnie nie będąc lojalnym
                  (ale wtedy w już innych aspektach niż uczucia/seks).

                  Chalsia
                • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 10:42
                  W kwestii krnąbrnych dzieci sięz Tobą najzupełniej zgadzam.

                  Co do "rozwalenia małżeństwa":

                  nangaparbat3 napisała:

                  > Jak czytam o "rozwalaniu małżeństw", chce mi sie śmiać. Rozwalić to można,
                  ale
                  > tylko własne małżeństwo. Na przykład w ten sposob, ze nie jest sie w stanie
                  > wybaczyć zdrady.

                  Ja taką logikę nazywam "logiką gwłaciciela", czyli - nie ja jestem winny, tylko
                  ofiara, bo wyzywająco była ubrana. Tak samo - nie ja rozwaliłem małżenstwo,
                  tylko zdradzona, bo zdrady wybaczyć nie potrafiła, tudzież: zdradziłem, bo
                  podczas ciaży i połogu żona nie chciała ze mną spać.
                  Pozostawiam to bez komentarza.

                  > Albo ze sie chce męża kontrolować, co w naszym kraju jest
                  > chyba powszechne.

                  Mówimy o "rozwalaniu małżeństwa" przez katalizatorki, więc jak rozumiem, nadal
                  kontynuujesz myślenie w schemacie "ona mnie kontrolowała, więc zdradziłem"?
                  Zarzucasz nam traktowanie facetów jak marionetki, a sama to robisz.

                  > Oczywiscie zawsze wygodnie zwalić na "katalizatora" - chyba w ogole
                  przyjemnie
                  > miec taką "dziewczynke do bicia".

                  Znowu odwracanie kota ogonem. Skoro kochanka taka biedna, że się na nią winę
                  zwala, to niech wcześniej zadba o to, aby jej przyszły narzeczony najpierw się
                  rozwiódł, a przede wszystkim ZAKOŃCZYŁ poprzedni związek.

                  > A tak w ogole to się zastanawiam, czy nie warto by w malżeństwie postawić na
                  > przyjaźń i lojalność, zamiast na miłość i wierność?

                  Małżeństwo domyślnie zakłada, że się "stawia na przyjaźń i lojalność", co
                  więcej, nawet w "zdrowiu i chorobie", "na dobre i na złe". Kryzysów zatem nie
                  leczy się katalizatorami, tylko albo się idzie do psychologa i walczy, albo
                  kończy związek.
                  Ja rozumiem, ze nie wszyscy są na tyle silni, aby odejść od partnera BEZ
                  katalizatora. OK, niech będzie, ale nie traktujmy tego jak usprawiedliwienie
                  czy czynnik łagodzący zdradę, bo przecież jest konsekwencją słabości
                  zdradzającego.

                  Pzdr
                  • magdalens Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 11:19
                    Virtual powinnaś drukować dyplomy wszystkim mężom którzy oparli się i wygrali
                    ciężką batalię ze wstrętnymi katalizatoramiktóre czychają na nich na każdym
                    kroku i zostali przy swoich cudownych żonach. No i jeszcze dyplomy dla
                    cudownych żon za to że przeszły przez tak ogromne cierpienie i z łaską
                    pozwalają wrócić swoim mężom, któży po reakcji z katalizatorami nie są przecież
                    już tacy sami ( wybrakowani).
                    • virtual_moth Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 12:06
                      magdalens napisała:

                      > Virtual powinnaś drukować dyplomy wszystkim mężom którzy oparli się i wygrali
                      > ciężką batalię ze wstrętnymi katalizatorami

                      Dyplomy to ja podarowałabym tym, którzy NIE MUSIELI się nikomu opierać i
                      walczyć z pokusami. Zresztą, nie bez zażenowania, bo to co powinno być
                      zachowaniem normalnym, występuje tak rzadko, że zasługuje na oklaski.

                      > No i jeszcze dyplomy dla
                      > cudownych żon za to że przeszły przez tak ogromne cierpienie i z łaską
                      > pozwalają wrócić swoim mężom, któży po reakcji z katalizatorami nie są
                      przecież
                      > już tacy sami ( wybrakowani).

                      Nie, dlaczego? To osobista sprawa kobiety czy wybacza zdradę, czy nie. Jest też
                      to kwestią okoliczności - czy np. zdradzał z prostytutkami (teoretycznie
                      łatwiejsze do wybaczenia, przynajmniej dla mnie), czy się "zakochał". Nikt od
                      kobiety wybaczenia nie wymaga.

                  • done2 Re: o katalizatorkach, winie i odpowiedzialnosci 29.06.05, 12:02
                    Mam wrażenie, że mężczyźni traktowani są na tym i na forum Samodzielnych jako
                    bezwolne istoty, nie mające własnego rozumku. To znaczy mają rozumek, tylko
                    malutki. Bardziej krytykuje się nexie niż ich. A przecież to oni zdradzili. Oni
                    odeszli. Oni zostawili rodziny.
                    Bo panowie - w mniemaniu większości, to takie małe dzieci, które powinny się
                    uczyć (czyli być przy żonie), a zamiast tego siedzą przy komputerze (są z
                    Nexią) - bo to ciekawsze. I dzieci można zrozumieć.
                    I winny jest komputer - a właściwie pan Bill Gates. Idąc tą logiką - to Bill
                    Gates jest winny! To on jest katalizatorkiem który sprawia że z dzieci
                    wyrastają tumany. Powiem więcej - on jest przyczyną agresji dzieciaków
                    (agresywne gry komputerowe). Przyczyna nieuctwa i agresji dzieci wcale nie leży
                    w tym, że dzieciom poświęca się zbyt mało czasu, że