aganieszka221
26.04.07, 16:51
Cześć dziewczyny i kobietki!!
Od roku prawie interesuję się tym forum, w sumie od kiedy
związalam się z meżczyzną starszym ode mnie o 10 lat (ja mam 25),
rozwiedzionym i z 8-letnią córka z poprzedniego małżenstwa.
Miałam swoje chwile zwątpienia w ciągu tych miesięcy co z nim jestem, ale
nigdy nie było tak, ze chciałam odejść – kocham go, i wiedziałam z kim się
wiążę i jakie problemy w zwiazku z tym mogą wynikać, wiec nieraz zaciskałam
zęby i przetrwałam... Jak jego córka na początku mnie nie znosiła, jak jego
eks sie do nas wtrącala, jak ustalała jemu czas wizyt dziecka, niszcząc tym
samym nasze plany, jak groziła mu, ze córki już nigdy nie zobaczy, jak ze mna
nie zerwie, no i jak najwazniejsze - walczyłam z jego awersją do kobiet,
małżenstwa, przywróciłam mu wiarę w miłość i w to, że nie musi być tak, jak w
jego małżeństwie.
I nikomu się nie skarżyłam, do teraz...
Coś we mnie pekło, od kiedy po raz pierwszy poznałam jego rodzinę. I nie
wiem, czy to kwestia, ze wcześniej tyle złego juz bylo, a ja milczałam, że
teraz przelała się szala goryczy, czy też, bo ta sytuacja jest juz
ekstremalna – ja nie mam siły na dalszy taki związek i rozważam jednak
rozstanie...
Do jego rodziców, gdzie cała jego rodzina mieszka, pojechaliśmy w świeta na
dwa tygodnie z jego córka. Już jego babcia przywitała mnie słowami: „To twoja
DRUGA żona?” W inny dzień najpierw jego wujek, jak mnie zobaczył: „A to kto?
To nie Mariola przecież!” (Mariola to pierwsza żona mojego M.) Na to M.
powiedział, nie, to moja narzeczona, a ten wujek: „Aha, to nie ta pierwsza
twoja, tylko DRUGA?” A mi już łzy do oczu pociekły... W kolejne dni matka M.
i jego ciotka dodały oliwy do ognia, kiedy to siedząc z jego rodzinką przy
stole najpierw zaczeli się wszyscy zachwycać jego córka, potem zaczeły sie
gadki, do kogo jest bardziej podobna, czy do M. czy do Eksi. Potem ta ciotka
zaczeła opowiadać, jaka to z jego eks fajna kobietka była, jak to z nią tam
czy tam była itd. Na te wspomnienia matka M. wyciągnęła album ze zdjęciami i
wszyscy oglądali – ja tez musiałam oczywiście – zdjęcia z ich ślubu, z
chrzcin, i innych wycieczek, kiedy to cala rodzinka jeszcze w komplecie
była... Jakby nic takiego, przy mnie... a mi serce pękało... Brakowało tylko
na suficie transparentu z napisem: „My wszyscy to jedna rodzina, obcym wstęp
wzbroniony”. I te teksty do jego córki...
- Jestes taka ładna jak twoja mamusia...
- Popatrz, twoi rodzice, ale z nich śliczna para...
- Szkoda, że się rozstali...
- Ach, co to był za ślub ...
- A może twoja mama tu jeszcze kiedyś przyjedzie? Ale by było wesoło, taka
fajna kobieta, bardzo ją lubiłam...
...
W pewnym momencie myslałam, że spakuję już moją walizkę i po prostu wyjdę,
jego akurat nie było wtedy, że jak wróci to może mnie na dworcu szukać... Co
za prymitywni ludzie, nie przyszło im na myśl, że mnie mogą urazić? Te
ciśnienie na mnie było tak duże, przypomniały mi się wszystkie wcześniejsze
bóle, i to teraz, to juz było chyba za dużo. Trudny związek, na każdym kroku,
i za każdym razem walka. Ile można znieść?
Przede wszystkim dlaczego oni mnie tak traktują, bo pierwszy raz mnie
widzieli, i nie wiedzieli o czym ze mna gadać? Bo jestem pierwszą kobietą po
jego eks, pierwsza po 6 latach od rozwodu, z ktora jest na poważnie? Może to
dla nich był szok?
Ale to chyba przegięcie, jak wychodząc z pokoju uslyszałam komentarz jego
ciotki: „Ale ona ma chyba szczuplejsze nogi niż Mariolka, nie?”. Boże....
Wieczorem tego samego dnia zadzwoniła Eksia we własnej osobie, bo chciała z
córka porozmawiac, a ile z nią gadała? Minutę. Natomiast matka M. rozmawiała
z nią prawie 20 minut – i to przy mnie! Jak ja sie czułam dotknięta,
upokorzona, jak mi przykro było...
Jakby nigdy nic, jakby nadal była jej synową, rozmawiały sobie o pierdołach,
o sąsiadach, o tej ciotce czy o tamtej, jakby ona nadal należała do rodziny.
Ja tego nie rozumiem. Nie ma y kim roymawiać? Czy oni mnie nie chca? Nie
miałam takiego odczucia. Więc czy nie zasługuję na szacunek? Tylko dlatego,
ze ona ma z M. dziecko, wszyscy o niej sie dobrze wypowiadaja i ja lubią? A
gdzie jestem ja w tym wszystkim, obecna kobieta, jego przyszłość? Gdzie jest
moje miejsce? Czy zawsze bede tylko obok? Przecież wszyscy wiedzą, że oni są
rozwiedzeni, nie rozumiem tego.
Może któraś z Was była juz w podobnej sytuacji, może to tylko przejściowe?
Jak ja mam się zachowywać? Cały czas, ze wszystkich stron jakby Ci dawali do
zrozumienia, ze jesteś tą DRUGĄ, że tam już jest jakaś kobieta, chociaż była,
ale to jej okazują większy szacunek niż tobie?
Ja wiem, ze najważniejsze, co mój M. do mnie czuje i jak mnie traktuje, w
końcu z jego rodziną nie będe żyła tylko z nim, a co do niego nie mam
zastrzeżen, to on mnie przeprasza, choc nie może nic za to, co tamci mówia,
ale choćby chciał mi pomóc w tym bólu, to nie potrafi...
A ja dlatego zaczełam sie nad wszystkim zastanawiać, bo uważam ze mam
problem – nawet jak tylko mentalny. Cały czas mam uczucie, od kiedy ześmy
stamtąd wrócili, że nigdy nie bedę taka wspaniała i cudowna jak jego pierwsza
żona i zawsze bedę tą DRUGĄ. No a z tym mam problem. Ja chcę być dla mojego
meżczyznz tą jedyną i ukochaną, a jak, jak on nawet w rozmowie ze mna, juz
nie wspominając o jego rodzinie, mówi, ze Mariola kiedyś coś tam, czy
tamto... Ze ona tak robiła, ja robię tak... Ze jej się coś takiego wydarzyło,
co mi podobnie... Do ślubu on też nie chce, bo już był a mówi, ze raz w życiu
mu starczy, dziecko tak, ale chłopca, bo córkę juz ma, ewentualnie jak już
ślub to ale bez wesela, bo juz miał, tylko jak już to kameralnie itd.
Rozmawia z Eks przez telefon, ustala kiedy dziecko weżmie a potem przychodzi
do mnie i przytula mnie – choc kiedyś z nią był tak blisko, jak dziś ze mna
jest, a dopiero co odłożyl słuchawkę...
Doszło już do tego, że jestem zazdrosna o jego chwile spędzane z córką, bo
czuję się, jakby calując ją, całował swoją była, w końcu to ona mu je
urodziła i to dzięki niej on jest tak szczęśliwy, że córke ma a ona sama jak
kropla wody do matki podobna... I tak M., w najpiękniejszych chwilach żałuje,
że córki nie ma z nim, to pod jej ferie planuje wakacje (bo oczywiście bez
niej to on nigdzie nie pojedzie) a w weekendy to tylko córka jest
najwazniejsza...tak za nia głupieje...
A dla mnie to on jest tym pierwszym na poważnie, i ja też chciałabym dla
niego znaczyć tyle, ile on dla mnie, a obawiam sie, że nie bede, bo zawsze
bedę tą DRUGĄ... Bo to tamtą kobietę kochał kiedyś nawet bardziej ode mnie,
bo dał jej dziecko i powiedział „tak” - a mi nie chce...
Co mam zrobić? Jak sobie poradzić z tym uczuciem „zazdrości”? Jak Wy sobie
radzicie, przecież też wszystkie jesteście niejako„drugie”? A może z czasem
się tego nie czuje już? Może teraz jestem przewrażliwiona i musze popracować
sama nad soba? I jak przebije związek z jego była (2 lata) to czas zrobi
swoje? Przecież jak czytałam te wcześniejsze wątki na forum, każda z Was ma
własny krzyż do dźwigania. Każda z Was ma problem: czy to bo Eks Was nie
znosi, wtrąca sie aż nadto, albo Wy nie znosicie dziecka M z różnorakich
powodów, albo Eks każe M wybierać, albo bo teściowie nie akceptują itp.
Zawsze COŚ. Może to tu to jest właśnie mój krzyż?
A może powinnam poszukac jednak szcześcia u boku faceta, dla którego bedę tą
jedyną, bo pierwszą? Bo tu teraz bedzie to tylko MOJA powolna walka i mój
płacz, aż się być może uloży. Nie wiem, czy dam radę, jak już dziś mam
wątpliwości... Może nie jestem wystarczająco dojrzała, gotowa na związek z
facetem po przejściach, nie nadaje się po prostu?
Poradźcie mi coś, proszę...
P. S. Ostatnio się zaczęłam zastanawiać, jak radzą sobie kobiety, które są
kochankami faceta jeszcze żonat