Dodaj do ulubionych

Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ???

11.09.07, 21:31
Witam wszystkie "forumowiczki" smile))
Problem, z jakim sie do Was zwracam nie jest moze calkiem na temat,
ale co mi tam... Licze, ze glosy doswiadczonych i troche "z boku"
kobiet cos mi rozjasnia...
Od ponad 6-ciu miesiecy spotykam sie z panem, ktory jest
rozwiedziony i ma dwie corki ( 5 i 8 lat). Jest tata weekendowym, w
nieciekawych stosunkach ze swoja ex. I to raczej eufemizm sad( Nasza
relacja nie jest dluga, ale bardzo fajna-rozwijala sie w spodob
bardzo naturalny, bez wielkich slow, ale z super atmosfera i duza
iloscia ciepla i zrozumienia. Az do, no wlasnie... 3 tygodnie temu
poznalam jego corki... Osobiscie uwazalam, ze to za wczesnie i z
perspektywy czasu, mysle ze mialam racje, ale stalo sie jak sie
stalo. Dziewczynki przyjechaly do niego na 2 tygodnie-dla mnie bylo
jasne, ze ja mam 2 tyg. dla siebie. Okazalo sie jednak, ze mamy sie
spotkac. Bylam pelna wiary i dobrych checi, przygotowalam drobne
prezenty jeszcze przed tym jak sie dowiedzialam, ze jednak
zostaniemy sobie przedstawione. Coz mam powiedziec... Zobaczylam
zupelnie nowa twarz mojego "kandydata"-mezczyzne kompletnie
oszalalego na punkcie corek, nie reagujacego na ich, co tu duzo
mowic, niezbyt grzeczne zachowanie, takze w stosunku do mnie...
Postanowilam o tym porozmawiac, w dogodnym momencie, nie mowiac zle
o dzieciach, raczej o tym co nie podobalo mi sie w jego reakcjach, a
raczej ich braku... No i sie dowiedzialam.... Ze najwazniejsza
rzecza w jego zyciu jest obecnie ulozenie sobie relacji z nimi, ze
jestem w jego zyciu bardzo wazna osoba, ale nie jest gotowy na
trwaly zwiazek, ze ma wiele niepoukladanych spraw, ktore musi
pozalatwiac... Krotko mowiac-nic nie rozumiem... Od bardzo dawna nie
spotkalam w moim zyciu czlowieka, ktory tak by o mnie dbal, staral
sie, dawal tyle czulosci. Bardzo mi na nim zalezy, ale nie wiem czy
w obecnej sytuacji ma to sens... Nie zrozumncie mnie zle-ale ja tu
widze jakas obsesje.. Odkladanie zycia na pozniej w imie ukladania
sobie relacji z corkami, na ktore wychowanie nie ma wlasciwie wplywu
(mieszkaja z mama i jej przyjacielem).. No chyba ze to ja nie jestem
ta wlasciwa-bo jesli bym byla to chyba nie mialby watpliwosci...
Czy myslicie, ze nasze malo udane spotkanie (moje i jego
dziewczynek) moglo miec na to wplyw? Czy ktoras z Was miala podobne
doswiadczenia? Pomozcie !!!
Obserwuj wątek
    • nangaparbat3 Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 01:18

      Powiedziałaś mu, ze " o tym co nie podobalo mi sie w jego reakcjach, a
      raczej ich braku..."
      jeśli chcesz zrazic do siebie kochającego rodzica, mow mu takie rzeczy dalej.
      Niewiele rzeczy rani równie mocno co krytyka naszego sposobu wychowywania dzieci.
      jeśli jeszcze dodalaś, ze i tak nie ma wplywu na wychowanie swoich corek - nie
      dziw się, że tak ostro zareagował.
      On Ci mówi jasno - w jego hierarchii wartosci corki stoja najwyzej - a o
      wartosciach sie nie dyskutuje. Bo sie nie da.
      I jeszcze - jeśli facet jest dla Ciebie tak opiekuńczy i czuły, tak sie stara -
      dlaczego spodziewasz się, ze będzie inny w stosunku do swoich dzieci?
      Z tego co piszesz, facet naprawdę jest wart zachodu. 6 miesiecy to bardzo
      niewiele. Jeśli Ci na nim naprawdę zalezy, daj mu czas.

      I zastanów się, czy naprawde ich zachowanie zasługiwało na jakaś "reakcję" - i
      czy Twoje poglady na wychowanie i zachowanie sie dzieci wspołgrają z tym, co on
      sądzi na ten temat - ludzie ogromnie róznia się w tych sprawach.
      Nie piszesz, co się własciwie wydarzyło, wiec trudno cos powiedzieć, ale granice
      wyznaczane dzieciom przez rożnych dorosłych moga bardzo sie róznić - to jest
      temat do dyskusji, a nie do strofowania dorosłego faceta.
      Z tego co piszesz mozna odnieść wrażenie, ze on nigdy nie pozwoli, byś stanela
      (Ty czy ktokolwiek inny) miedzy nim a dziecmi, ale to nie znaczy , że nie zalezy
      mu na Tobie.
    • 13monique_n Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 09:04
      On naprawdę uważa (i powinien), że jego córki są najwazniejsze w
      jego zyciu. A w tej chwili zwyczajnie brakuje mu ich, pewnie się
      obawia stracić ich uczucia, skoro przyjaciel jego ex towarzyszy im
      na codzień.
      Spotkania bywaja mniej lub bardziej udane, szczególnie te pierwsze.
      Jeśli zależy Ci na tej relacji, masz czas i nie musisz na nic
      naciskać, to zaczekaj. Przecież chyba za mąż za niego nie wychodzisz
      i żadnego planu czasowego nie musisz miec.
      Ale podkreślam - jeśli Ci zależy...
    • lilith76 Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 09:13
      Ze najwazniejsza
      > rzecza w jego zyciu jest obecnie ulozenie sobie relacji z nimi, ze
      > jestem w jego zyciu bardzo wazna osoba, ale nie jest gotowy na
      > trwaly zwiazek, ze ma wiele niepoukladanych spraw, ktore musi
      > pozalatwiac...

      Gdybym ja usłyszała taki tekst, to by mi się zapaliła lampka alarmowa i opcja "odwrót". Chyba, że lamarsie nie zależy na stałym związku i jest fajnie jak jest - to ok.
      Przypomina mi się casus balladynki (niech wybaczy, że ją wyciągam), która osiem lat czekała aż jej ukochany będzie gotowy i wszystko sobie poukłada uncertain
      • geos Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 09:52
        > Gdybym ja usłyszała taki tekst, to by mi się zapaliła lampka alarmowa i opcja "
        > odwrót".

        Tu sie zgadzam z toba lilith.
        Miałam takiego delikwenta, tez gadał o braku gotowści na nowy związek, ciut
        inaczej to ujmował ale sens był ten sam. No i ja sobie trzy lata poczekałam i
        ... na szczęście sobie poszłam. Nie było sensu. gośc przez te trzy lata wciąz
        nie był gotowy. wciąz czekał az sie dogada z córkami.
        On ci powiedział prawdę. NIe jest gotów na zmianę typu mam ciebie i mam dzieci,
        na połączenie tego razem. On nawet nie ma pomysłu jak to zrobić. tak myślę.

        • m-m-m Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 10:38
          >>>>> Gdybym ja usłyszała taki tekst, to by mi się
          zapaliła lampka alarmowa i opcja "
          > odwrót".



          Jak nabardziej popieram Lilith.
          Skoro w jego hierarchii obecnie stoisz za jego
          córkami, a nie obok nich to wiedz i piszę Ci to z
          pełną odpowiedzialnością, że on szybko kolejności nie
          zmieni, a koszty emocjonalne dla Ciebie takiej
          nierównowagi będą tyko rosły.
          Poobserwuj go jeszcze z pół roku. Po roku jeśli jego
          hierachia nie ulegnie zmianie, to radzę Ci uciekać od
          niego gdzie pieprz rośnie. Niech sobie hoduje swoje
          księżniczki i skoro nie umie racjonalnie do wychowania
          ich podejść niech ponosi koszty emocjonalne sam, a Ty
          znadziesz sobe kogoś, kto ustawi Cię na równi z innymi
          jego bliskimi.
          • nangaparbat3 Mozecie mieć rację 12.09.07, 10:51
            choć z drugiej strony - zawsze jest jakies ryzyko.
            Jednak najpierw zastanowilabym się, czy Autorka wątku nie wystraszyla go swoimi
            uwagami - ja bym wpadła w panike gdyby ktoś, z kim chcialabym sie zwiazac, juz
            po pierwszym wspolnym spotkaniu z dziecmi zacząłby mi mowić, jak mam postępować.
            I zdiagnozowal obsesje - nawet jeśli nie artykulujemy glosno takich mysli,
            drugiej stronie całkiem łatwo odczuć, ze coś nie tak.
            • mamba30 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 10:58
              Widzisz Nanga, tylko jak na początku sobie nie wyrobisz pozycji, to
              później jest co raz gorzej. Jak to ma wyglądać dalej, skoro jej
              partner nie reagował na złe zachowanie dzieci w stosunku do osoby, z
              którą buduje związek? Jak mniemam takich spotkań będzie wiele i co,
              dzieci maja sie do niej źle odnosić, a ona ma być bierna? Przeczytaj
              sobie mój wątek poniżej. Jest on efektem hodowli księzniczki. Może
              bardziej zrozumiesz, jak się dalej takie coś może potoczyć.
              • nangaparbat3 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 14:59
                Ona nie ma byc bierna.
                Jesli któres z dzieci zrobiło świadomie coś, co sprawiło jej przykrość, powinna
                od razu spokojnie powiedzieć do dziecka: przykro mi, kiedy tak robisz. Bez
                gniewu i złosci.
                Ojciec mogl nawet nie auwazyc tego, co sie stalo.
                Poza tym nie widzę powodu, by oczekiwac jego reakcji, skoro samej sie nie reaguje.
                Jesli takie nasze "przykro mi, kiedy..." wywolaloby jego gniew - wtedy bym sie
                zaczęla zastanawiać.
                ale skoro milczymy - widac nam nie przeszkadza. więc dlaczego on ma reagować?
                • mamba30 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 15:21
                  może dlatego, że to jego dziecko?
            • m-m-m Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 11:02
              Co to znaczy wystraszyć uwagami dorosłego faceta?
              To nauczycielka w szkole też zgłasza uwagi do rodziców
              i co ma uważać, by nie wystraszyć rodzica?
              Zgadzam sie z Mambą, że na złe zachowanie dziecka
              wobec partnera rodzica ten rodzic powinien zareagować
              od razu, bo potem problem będzie tylko narastał.
              • nangaparbat3 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 15:03
                Tak sie składa, ze akurat pracuje w szkole. I nigdy nie zgłaszam rodzicom skarg
                na dzieci czy młodych ludzi. Nie widzę w tym zadnego sensu i jestem takiemu
                postępowaniu absolutnie przeciwna.
                Czasem muszę powiedzieć o tym, ze uczeń zrobił coś złego, niebezpiecznego - ale
                nigdy nie mowie tego w formie pretensji, "niech państwo cos z tym zrobią". Mówię
                "jest problem, zastanówmy się, jak go rozwiazać, jak pomoc dziecku".
                I nigdy - moge na to przysiąc - nie powiedziałam rodzicom, ze uczeń niestosownie
                zachowuje się w stosunku do mnie. To jest sprawa miedzy uczniem a mną, nawet
                jeśli w domu słyszy od rodziców, ze nauczyciele to idioci i nieudacznicy, tylko
                ja sama swoim postępowaniem mogę dowieść, ze tak nie jest - nikt za mnie tego
                nie zrobi.
                • m-m-m Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 15:17
                  Odpowiem Ci tak:
                  akurat tak się skłąda, że kiedyś też pracowałam w
                  szkole (odeszłam kilka lat temu ze względu na śmieszne
                  zarobki) i zgłaszałam rodzicom uwagi na temat
                  zachowania ich dziecka. Widzę w tym sens i uważam
                  takie postepowanie za właściwe.
                  Też nie mówiłam w formie pretensji i też oczekiwałam
                  rozwiązania wspólnie problemu.
                  Nie uważam, aby sprawa zachowania wobec nauczyciela
                  była tylko sprawą między nauczycielem i uczniem, tak
                  jak nie uważam, aby zachowania mojego pasierba wobec
                  mne było sprawą tylko między mną a moim pasierbem, bo
                  ja NIE ZWALNIAM rodzica z obowiązków wychowawczych i
                  nie zamierzałam i nie zamierzam go w tym wyręczać.
                  Załatwiając to we własnym zakresie zwalniam rodzica z
                  konieczności interwencji, a więc konieczności
                  poniesienia konsekwencji jaką jest posiadanie potomka
                  i odpowiedzialność za jego wychowanie.
                  Nigdy nie zwolniłam i nie zwolnię żadnego rodzica z
                  jego obowiązku, czy to był rodzic ucznia z mojej
                  szkoły, rodzic dziecka z sąsiedztwa, czy mój własny
                  mąż.
                  • nangaparbat3 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 15:23
                    Żadna z nas nie ma kompetencji ani prawa , by zwalniać jakiegokolwiek rodzica z
                    obowiązkow wobec dziecka, nie zwalniać, czy w ogóle rozliczać.
                    Szczerze mowiac zupelnie nie pojmuje tego, co tu napisałaś.
                    • m-m-m Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 15:27
                      A wiec do meritum:
                      moim zdaniem rodzic ma prawo i obowiązek wiedzieć o
                      zachowaniu jego dziecka wobec innych osób. Nie
                      przekazanie informacji rodzicowi ucznia o jego
                      niewłaściwym zachowaniu względem nauczyciela, czy
                      kolegi z ławki jest wyręczeniem rodzica w jego
                      wychowawczych obowiązkach.
                      Jaśniej wyrazić się nie umiem.
                      • nangaparbat3 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 15:46
                        Powiem Ci taK; pracuje w szkole juz wiele lat. Nie zauwazyłam, zeby informowanie
                        rodziców o złym zachowaniu sie uczniow przynosiło zbawienne skutki, choc
                        oczywiście czasem jest konieczne.
                        Natomiast wielokrotnie przekonywalam się, ze cuda sprawia mowienie rodzicom o
                        tym, co ich dzieci robia dobrze.
                        Chwalenie poza wszystkim się opłaca - a skarzypyctwo nie.
                        • m-m-m Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 16:16
                          Jakie komiczne słowo rodem z PRL-u: skarżypyctwo.
                          Da mnie zwrócenie uwagi rodzica na niewłaściwe
                          zachowanie jego dziecka jest wręcz oddaniem przysługi
                          temu rodzicowi, a na pewno nie skarżypyctwem: tak
                          naprawdę to co mnie obchodzi zachowanie cudzego
                          dziecka? Oczywiście można dać odpór indywidualnie
                          niewłaściwemu zachowaniu i nie mówić rodzicowi.
                          Udawać, że jego dziecko jest idealne i w tym go
                          utwierdzać tylko to dziecko chwaląc, ale chyba nie
                          tędy droga.
                          Na gruncie prywatnym w stosunkach macocha-pasierbowie
                          uważam za wrecz obowiązkowe informowanie partnera o
                          zachowaniu jego dziecka, szczególnie, gdy macocha nie
                          ma ochoty na wychowywanie cudzego potomstwa.
                          A co do Twojego pomysłu by np. dziecku w wieku
                          szkolnym powiedzieć spokojnie, że jest Ci przykro, gdy
                          on się nieodpowiednio zachowuje to życzę efektów big_grinDD
                          To mnie rozśmieszyło najbardziej.
                          • nangaparbat3 Re: Mozecie mieć rację 12.09.07, 18:38
                            m-m-m napisała:

                            >tak
                            > naprawdę to co mnie obchodzi zachowanie cudzego
                            > dziecka?

                            Skoro tak, to naprawdę dobrze zrobilas rezygnujac z pracy w szkole.


                            > Na gruncie prywatnym w stosunkach macocha-pasierbowie
                            > uważam za wrecz obowiązkowe informowanie partnera o
                            > zachowaniu jego dziecka, szczególnie, gdy macocha nie
                            > ma ochoty na wychowywanie cudzego potomstwa.
                            Cos jakby tajny agent-donosiciel?


                            > A co do Twojego pomysłu by np. dziecku w wieku
                            > szkolnym powiedzieć spokojnie, że jest Ci przykro, gdy
                            > on się nieodpowiednio zachowuje to życzę efektów big_grinDD
                            > To mnie rozśmieszyło najbardziej.
                            Nie widze powodu do smiechu.
                            Za to mialam wiele powodów do radosci.
                            Mówienie w ten sposób jest skuteczne - ale trzeba sprobować, żeby sie o tym
                            przekonać.
                            • m-m-m Re: Mozecie mieć rację 13.09.07, 08:11
                              Powiem Ci, że ja NIE jestem i nigdy nie byłam
                              zwolenniczką wychowywania cudzych dzieci.
                              Moim zdaniem szkoła ma nauczyć konkretnego przedmiotu,
                              a kwestie wychowawcze to problem rodziców.

                              > Skoro tak, to naprawdę dobrze zrobilas rezygnujac z
                              pracy w szkole.


                              Ty tym bardziej powinnaś z pracy w szkole zrezygnować.



                              > Cos jakby tajny agent-donosiciel?
                              >


                              Nie, oczywiście, że nie. Zawsze możesz użeranie się z
                              cudzym dzieckiem uznać za swój punkt honoru.


                              Nie widze powodu do smiechu.
                              > Za to mialam wiele powodów do radosci.
                              > Mówienie w ten sposób jest skuteczne - ale trzeba
                              sprobować, żeby sie o tym
                              > przekonać


                              Jak widać Ty się jeszcze mało przekonałaś, że takie
                              teksty są bez sensu wobec nastolatka, który po prostu
                              CHCE Ci dokuczyć. Doskonale pamiętam jak pojeżdżałam
                              po moim ojczymie i taki tekst by mnie wspaniale
                              rozbawił i sprowokował do dalszego dokuczania. Jest Ci
                              przykro? I o to chodzi.
                              Tylko mi nie wmawiaj, ze to dorosły odpowiada za
                              zachowanie takiego złośliwca big_grinDDDD
                              • 13monique_n m-m-m 13.09.07, 09:02
                                I jeszcze dodaj, że skoro szkoła nie jest do wychowywania, to nigdy
                                nie zrobiłaś "karnej kartkówki" taaaa?

                                swoją drogą - szkoła, moim zdaniem, współwychowuje moje dzieci.
                                Szanuje nauczycieli zaangażowanych i wymagających. Jestem do ich
                                dyspozycji, kiedy uznają, że potrzebujemy oni i ja stworzyc spójne
                                podejście do dziecka.
                                Mnie szkoła także kształtowała i ja do dzisiaj swoim nauczyicelom
                                dziękuję - odwiedzam od czasu do czasu z kawiatami.
                                A przed nangą, o której pracy wiem troszkę - chyle głowę. Chciałabym
                                jak najwięcej takich nauczycieli w szkołach. I wierz mi, rodzice i
                                szkoła moga się szanować i moga współpracować - to daje efekty.
                                • m-m-m Re: m-m-m 13.09.07, 09:11
                                  >>>>> I jeszcze dodaj, że skoro szkoła nie jest do
                                  wychowywania, to nigdy
                                  > nie zrobiłaś "karnej kartkówki" taaaa?
                                  >



                                  Może to Cie zaskoczy, ale NIE zrobiłam nigdy takiej
                                  kartkówki.



                                  >>>>> Mnie szkoła także kształtowała i ja do dzisiaj
                                  swoim nauczyicelom
                                  > dziękuję - odwiedzam od czasu do czasu z kawiatami


                                  A mnie taka szkoła kojarzy sie z zamordyzmem rodem z
                                  PRL-u i kwiaty jak pod pominkiem "wyzwolicieli" ze
                                  wschodu.

                                  Nauczyciel zaangażowany w wykładanie przedmiotu i
                                  wymagajacy z tego przedmiotu to oczywistość, która w
                                  szkole powinna być. Ale to dotyczy PRZEDMIOTU, który
                                  wykłada, a nie użera się z cudzymi dziećmi i jeszcze
                                  uważa to za swój punkt honoru.
                                  • 13monique_n Re: m-m-m 13.09.07, 09:24
                                    m-m-m napisała:

                                    > Może to Cie zaskoczy, ale NIE zrobiłam nigdy takiej
                                    > kartkówki.
                                    Zaskoczyło mnie, to fakt.

                                    > A mnie taka szkoła kojarzy sie z zamordyzmem rodem z
                                    > PRL-u i kwiaty jak pod pominkiem "wyzwolicieli" ze
                                    > wschodu.
                                    To moge Ci tylko współczuć. Moja wychowawczyni to bardzo madra
                                    kobieta, której wpływ na moje wychowanie widzę i doceniam. Podobnie
                                    zresztą, jak moi rodzice. I ja tam chodzę z potrzeby serca (to nie
                                    tylko mięsień do pompowania krwi).

                                    > Nauczyciel zaangażowany w wykładanie przedmiotu i
                                    > wymagajacy z tego przedmiotu to oczywistość, która w
                                    > szkole powinna być. Ale to dotyczy PRZEDMIOTU, który
                                    > wykłada, a nie użera się z cudzymi dziećmi i jeszcze
                                    > uważa to za swój punkt honoru.
                                    hahaha, no jasne. Użeranie się, jak to ładnie nazwałaś, zawsze było
                                    częścią ciężkiej pracy nauczycieli. Dlatego jest ona uważana za taka
                                    cieżką i odpowiedzialną - przynajmniej przeze mnie i moich
                                    znajomych. dzieci w grupie nie są łatwe. Ja to wiem, jako rodzic. A
                                    dla nauczyciela to wysiłek razy 30 szt. na 45 minut.
                                    • m-m-m Re: m-m-m 13.09.07, 09:32
                                      Mnie moja wychowawczyni nie była potrzebna, bo z
                                      powodzeniem rolę wychowawczą pełniła moja śp. mama,
                                      która nigdy nie zwalała obowiązku wychowania mnie na
                                      szkołę, ojczyma czy sąsiadów.


                                      Użeranie się, jak to ładnie nazwałaś, zawsze było
                                      > częścią ciężkiej pracy nauczycieli


                                      Ale za to mają niebotycznie długie wakacje. Na 365 dni
                                      w roku pracują ca 182. I nie dam sobie wmówić, że jest
                                      inaczej, bo jednak jako nauczycielka spędziłam w
                                      szkole 7 lat.
                                      • 13monique_n Re: m-m-m 13.09.07, 09:57
                                        A tak na marginesie - ja nie chcę Ciebie przekonać. Ja mam swoje
                                        zdanie i jest mi z nim bardzo dobrze.
                                        Pomijam fakt, że wolę opuścić wszelkie złośliwe komentarze, bo tutaj
                                        nie całkiem o to chodzi.

                                        PS Jednego sobie nie odmówię - naprawdę Bogu dzięki, że nie
                                        wszyscy "nauczyciele" muszą zostać w szkole i byc NAUCZYCIELAMI.

                                        To by było na tyle.
                                        • m-m-m Re: m-m-m 13.09.07, 10:46
                                          Pomijam fakt, że wolę opuścić wszelkie złośliwe
                                          komentarze, bo tutaj
                                          nie całkiem o to chodzi.

                                          PS Jednego sobie nie odmówię - naprawdę Bogu dzięki,
                                          że nie
                                          wszyscy "nauczyciele" muszą zostać w szkole i byc
                                          NAUCZYCIELAMI.




                                          I kto tu o złośliwości komentarza pisze?
                                          • 13monique_n Re: m-m-m 13.09.07, 11:08
                                            m-m-m napisała:

                                            > Pomijam fakt, że wolę opuścić wszelkie złośliwe
                                            > komentarze, bo tutaj
                                            > nie całkiem o to chodzi.
                                            >
                                            > PS Jednego sobie nie odmówię - naprawdę Bogu dzięki,
                                            > że nie
                                            > wszyscy "nauczyciele" muszą zostać w szkole i byc
                                            > NAUCZYCIELAMI.
                                            >
                                            >
                                            >
                                            >
                                            > I kto tu o złośliwości komentarza pisze?

                                            Ja pisałam o MOJEJ złośliwości wobec Ciebie. Tylko ten jeden,
                                            najbardziej lightowy komentarz sobie pozwoliłam napisać. oczywiście,
                                            że o własnej, osobistej złośliwości. Niczyjej innej staram się nie
                                            oceniać.
                                            • m-m-m Re: m-m-m 13.09.07, 11:18
                                              Mamy różne zdania. Mnie nauczyciel zaangażowany
                                              wychowawczo nie odpowiada, Tobie i owszem.
                                              Ty wychodzisz ze swoich doświadczeń, ja ze swoich.
                                              A też pamietam doskonałego nauczyciela od rosyjskiego.
                                              NAUCZYCIELA, a nie wychowawcę, bo pani od rosyjskiego
                                              miała nauczyć mnie tego języka i to zrobiła, aod
                                              wychowania mnie była zupełnie ktoś inny - rodzic
                                              właśnie.
                                              • 13monique_n Re: m-m-m 13.09.07, 11:22
                                                Uffff, jakby mi lżej po przeczytaniu tego, co napisałaś. Mamy różne
                                                zdania i różne doświadczenia, ja dodam celem uznania zasług moich
                                                rodziców, ze to, że skorzystałam na madrości wychowawczyni, to nie
                                                oznacza, że moi rodzice mnie źle wychowywali. Dzięki niej zyskałam
                                                po prostu dodatkowe "szlify", żeby tak to nieco patetycznie ująć.

                                                Co do reszty, tak jak powiedziałam, nie kontynuuje dyskusji, bo
                                                uzgodniłyśmy totalnie różne poglądy, opisałyśmy je - koniec.
                                                Pozostajemy przy swoich postawach. Dalsze pisanie zatem do niczego
                                                nie prowadzi.
                                  • chalsia Re: m-m-m 13.09.07, 10:16
                                    > Nauczyciel zaangażowany w wykładanie przedmiotu i
                                    > wymagajacy z tego przedmiotu to oczywistość, która w
                                    > szkole powinna być. Ale to dotyczy PRZEDMIOTU, który
                                    > wykłada, a nie użera się z cudzymi dziećmi i jeszcze
                                    > uważa to za swój punkt honoru.


                                    ufff , całe szczęście dla dzieci, że zdecydowałaś się zakończyć
                                    karierę nauczyciela (bo na słowo pedagog nie zasługujesz)
                                    • m-m-m Re: m-m-m 13.09.07, 10:54
                                      Taaak....większość rodziców by chciała by nauczyciel
                                      przedmiotu był też "pedagogiem" czyli zwolnił tychże
                                      rodziców z obowiązku wychowania swoich dzieci i
                                      najlepiej sam za nich ten obowiązek wykonywał.
                                      • chalsia Re: m-m-m 13.09.07, 11:00
                                        > Taaak....większość rodziców by chciała by nauczyciel
                                        > przedmiotu był też "pedagogiem" czyli zwolnił tychże
                                        > rodziców z obowiązku wychowania swoich dzieci i
                                        > najlepiej sam za nich ten obowiązek wykonywał.

                                        no cóż, wśród moich znajomych takich osób akurat nie ma. Normalny
                                        rodzic NIE CHCE SIĘ zwolnić z obowiązku wychowywania, natomiast
                                        oczekuje (i to absolutnie zasadnie) współpracy w tej kwestii od
                                        osób, które mają duży wpływ na dziecko - a więc od nauczycieli.
                                        • m-m-m Re: m-m-m 13.09.07, 11:06
                                          WSPÓŁPRACY i owszem, tu się zgadzam.
                                          Natomiast nanga uważa, że to sprawa między nią, a
                                          uczniem jak on sie do niej odnosi i nie musi o tym
                                          informować rodzica. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam,
                                          że oczywiście nie należy dać sobie wejść na głowę, ALE
                                          rodzica powinno się informować i właśnie z nim
                                          współpracować, a nie udawać, że dziecko jest idealne i
                                          tylko je chwalić.
                                          • nangaparbat3 Re: m-m-m 13.09.07, 15:04
                                            Mamy po prostu inne doswiadczenia.
                                            Jeśli dzieciak odnosi się do mnie niestosownie z bezmyślności, po prostu zwracam
                                            mu uwagę - i z reguły słyszę "przepraszam", i rzadko sie zdarza powtórka z rozrywki.
                                            Naprawdę na palcach moge za to policzyc sytuacje, kiedy uczeń odezwał się do
                                            mnie niegrzecznie w pełni swiadomie i z zamiarem sprawienia mi przykrosci - i
                                            jest tak, ze kazda z tych sytuacji była skutkiem mojego agresywnego zachowania
                                            sie w stosunku do niego (do niej).
                                            Takie są moje własne doswiadczenia, po pracy kilkunastoletniej, którą lubie i
                                            ktorą sie cieszę.
                                            • m-m-m Re: m-m-m 14.09.07, 07:32
                                              A Ty, Nanga to uczysz dzieci w podstawówce, gimnazjum,
                                              czy w szkole średniej?
                                              • 13monique_n Re: m-m-m 14.09.07, 09:31
                                                Nanga dzisiaj nie da pewnie rady tu zajrzeć, więc odpowiem - w
                                                gimnazjum.
                                                A co to, m-m-m, zmienia?
                                                • m-m-m Re: m-m-m 14.09.07, 10:02
                                                  Gimnazjum to porażka reformy edukacji. Najgorsze jest
                                                  to, że gimnazjum TRZEBA skończyć, nawet test po nim to
                                                  fikcja (nie ważne ile punktów się dostanie na tym
                                                  teście, byle nań przyjść).


                                                  A tak w ogóle to znalazłam akurat niezły artykuł:


                                                  www.gazetawyborcza.pl/1,82709,4477073.html
                                                  • 13monique_n Re: m-m-m 14.09.07, 11:34
                                                    m-m-m napisała:

                                                    > Gimnazjum to porażka reformy edukacji.
                                                    Co do tego wszyscy juz są pewni, ale co dalej? nauczyciele, ani
                                                    rodzice (o wariujacych nastolatkach nie wspominając) nie maja nic do
                                                    powiedzenia. Kolejne rządy podejmują te decyzje.
                                                    >Najgorsze jest to, że gimnazjum TRZEBA skończyć, nawet test po nim
                                                    >to fikcja (nie ważne ile punktów się dostanie na tym
                                                    > teście, byle nań przyjść).
                                                    Taaaaa? To ciekawe. Bo mój syn chcąc się dostać do liceów, o których
                                                    mysli, nastawia się na naukę od początku (jest w tej chwili w 2
                                                    klasie i wie, że także test i punkty z niego mają znaczenie).


                                                    > A tak w ogóle to znalazłam akurat niezły artykuł:
                                                    >
                                                    > www.gazetawyborcza.pl/1,82709,4477073.html

                                                    czytałam ten artykuł. Porażający i przerażający. tyle, że ja będę
                                                    prosiła o niegeneralizowanie. Dlaczego? Dlatego, że generalizując
                                                    były, już, minister edukacji wprowadził do szkoły program "zero
                                                    tolerancji", który w przypadku kilku zaprzyjaźnionych gimnazjów nie
                                                    poprawia bezpieczeństwa (o to dba dyrekcja we WSPÓŁPRACY z
                                                    rodzicami), a jedynie dowala biurokracji.
                                                  • m-m-m Re: m-m-m 14.09.07, 11:59
                                                    ....To ciekawe. Bo mój syn chcąc się dostać do liceów,
                                                    o których
                                                    > mysli, nastawia się na naukę od początku (jest w tej
                                                    chwili w 2
                                                    > klasie i wie, że także test i punkty z niego mają
                                                    znaczenie).


                                                    Nie napisałam o tym co decyduje o przyjęciu do
                                                    wybranego liceum, tylko o tym, że żeby skończyc
                                                    gimnazjum trzeba tylko przyjśc na test.
                                                    O punkty na teście stara się ten, kto ma określone
                                                    ambicje co dodalszego gimnazjum. Ilośc punktów jednak
                                                    nie decyduje o samym ukończeniu nauki w gimnazjum.
                                                  • m-m-m Re: m-m-m 14.09.07, 12:02
                                                    co do artykułu zaś to nie genarilizując jest on moim
                                                    zdaniem do bólu prawdziwy.
                                                  • 13monique_n Re: m-m-m 14.09.07, 13:51
                                                    M-m-m, faktycznie, zwróciłysmy na cos innego uwagę. Ja choćby
                                                    dlatego, że z synem często rozmawiam o jego planach i tym, ile pracy
                                                    musi wkładać (i ofc o checi poleniuchowania, żeby nie było słodko).
                                                    Młody jest ambitny.

                                                    Artykuł jest prawdziwy, ale nie jest "jedynie prawdziwy". Może
                                                    dorzucę, co przez to rozumiem. Sa, z całą pewnością i takie szkoły i
                                                    takie dzieciaki. Koszmar. Nikt nic nie robi, bo wszyscy przerzucają
                                                    się odpowiedzialnością.
                                                    Ja absolutnie nie neguję, że jako rodzic w pełni odpowiadam za
                                                    wychowanie moich dzieci. Za ich zachowanie w szkole i to, czy np.
                                                    utrudniaja nauczycielowi pracę (takze wychowawczą). Bo w moich
                                                    oczach nauczyciel to także wychowawca mający silny wpływ na rozwój
                                                    intelektualny mojego dziecka. A że, szczególnie w przypadku
                                                    przedmiotów humanistycznych, trudno to oddzielić od osobowości i
                                                    ideałów samego nauczyciela, to siłą rzeczy na rozwój ogólny moich
                                                    dzieci też wpływa.
                                                    I ja pracę nauczycieli bardzo szanuję.
                                                • nangaparbat3 Monique 14.09.07, 22:45
                                                  13monique_n napisała:

                                                  > Nanga dzisiaj nie da pewnie rady tu zajrzeć, więc odpowiem - w
                                                  > gimnazjum.
                                                  jeszcze raz Ci dziekuje, ale musze sprostować - w liceum.
                                                  • 13monique_n Re: Monique 17.09.07, 09:31
                                                    nangaparbat3 napisała:

                                                    > 13monique_n napisała:
                                                    >
                                                    > > Nanga dzisiaj nie da pewnie rady tu zajrzeć, więc odpowiem - w
                                                    > > gimnazjum.
                                                    > jeszcze raz Ci dziekuje, ale musze sprostować - w liceum.
                                                    Sorki, ze pokreciłam smile. Wiedziałam, że "trudna wersja"
                                                    mlodzieży big_grinDDD
                                                    >
                                                    >
                                              • nangaparbat3 Re: m-m-m 14.09.07, 22:43
                                                m-m-m napisała:

                                                > A Ty, Nanga to uczysz dzieci w podstawówce, gimnazjum,
                                                > czy w szkole średniej?

                                                A ja uczyłam w podstawowce, a teraz w liceum - dość elitarnym, haha (dodatkowe
                                                problemywink.
      • zonka77 Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 11:44
        lilith zgadzam się w 100%
        przeobiłam taki układ na własnej skórze, na szczęście krótko, m in dzięki
        psychologowi.
        Nie ma nic gorszego niż rodzic wynagradzający i zaślepiony. Nic gorszego dla
        dzieci i dla partnera rodzica.
    • mamba30 Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 10:45
      No cóż, uważam, że to nie fair z jego strony, że sobie ustanowił
      taka hierarchię. Już na samym wstępie pokazał Ci, gdzie jest Twoje
      miejsce w szeregu. Przykro mi to mówić, ale wiem z własnego
      doświadczenia, że brak reakcji na złe zachowanie dzieci będzie
      powodował wiele spięć pomiędzy Wami. Mój M też sobie hodował
      księżniczkę, straciłam na tym ja i moje zdrowie psychiczne.

      Nie wyobrażam sobie za bardzo, żeby mój chłop ustawił mnie za
      dziećmi. Nie neguję jego dziecka, ale ja tez człowiek i godne
      miejsce mi się należy, na równi z dzieckiem, a nie z tyłu.

      Rozumiem, że to była pierwsza taka akcja. Porozmawiaj z nim, co
      czujesz, że takie podejście Cię zabolało. Zapytaj się, jak on sobie
      wyobraża Wasz związek, przyszłość. Teraz nie jest gotowy na coś
      trwałego, więc kiedy będzie? Kiedy córki będą pełnoletnie i pójdą
      sobie swoją drogą? Chyba żadna z nas nie zasłuzyła, żeby być ta w
      tle. Szacunek do Ciebie powinien mieć zarówno partner, jak i jego
      dzieci. Obserwuj uważnie swojego misia, czy on aby nie wyleniały za
      bardzo...
    • 13monique_n Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 11:01
      lamarsa, ja jeszcze doczytałam, że on o Ciebie dba.

      To dorzucę kilka słów. Wszystko zależy od tego, ile czasu on jest po
      rozwodzie, jak to się odbyło. Kto odchodził i z jakiego powodu.
      Nie zawsze mężczyzna, który mówi, że jest niegotowy na związek,
      zmysla i jest wygodnickim typem. Tylko Ty wiesz, czy i co dostajesz.
      kategoria Ty i jego dzieci to odrębne sprawy. Może być tak, że on
      tego nie potrafi rozdzielić. A może być tak, że jeszcze trochę czasu
      potrzebuje.
      oceń to ze swojego punktu widzenia - czy potrafisz dac mu czas i ile
      czasu. Co Ci przeszkadza, czego nie dostajesz. Oceń. I wtedy nie
      oszukuj się, jeśli coś Ci przeszkadza, to to sie pogłębi. Jeśli
      widzisz, że związek rokuje perspektywy, jest dla Ciebie ważny, to
      zaryzykuj. Najwyżej boleśnie odchorujesz. A jeśli...
      Mogę Ci tak mnożyć warunki smile Trzymam kciuki za właściwą decyzję
      (Tylko Ty wiesz, jaką)
      • m-m-m Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 11:05
        >>>> lamarsa, ja jeszcze doczytałam, że on o Ciebie
        dba.


        Jak widać przestaje dbać w chwili gdy jego dzieci
        pojawią się na horyzoncie.
        • 13monique_n Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 12:48
          m-m-m napisała:

          > >>>> lamarsa, ja jeszcze doczytałam, że on o Ciebie
          > dba.
          >
          >
          > Jak widać przestaje dbać w chwili gdy jego dzieci
          > pojawią się na horyzoncie.
          Ale zaczekaj, to było PIERWSZE pojawienie się dzieci na horyzoncie.
          Trudno stwierdzić na tej podstawie, czy ten mężczyzna już taki
          zawsze będzie. I naprawdę faceta mozna kopnąć w d... zawsze, tylko
          warto się upewnić co do siebie, swoich uczuć i braku rokowań na
          poprawę sytuacji. Bo inaczej potem można latac i żałować, i jęczęć.
          A kobiety maja ekstremalne ciągoty - albo już, zaraz, rachu ciachu
          Pan ma wszystkie wiedzieć i basta, albo będą się poswięcały d..kowi,
          zywiąc sie iluzjami. A tak czasem warto spróbować pośrodku. Można
          wiele zyskać.


    • chalsia nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego nie ma 12.09.07, 11:07
      Tytuł postu dedykuję tym forumkom, które od razu wysnuły znikąd nie
      wynikający wniosek, że facet hoduje sobie księżniczki (a nie, że
      stara sie je normalnie" wychować w istniejących warunkach).

      Ponadto - dla mnie przynajmniej - oczywistym jest, że dzieci (jak
      już się je ma) są najważniejsze dla "normalnego" rodzica. Dziwi mnie
      np. wypowiedż Mamby - czy Ty, gdyby doszło do wyboru, uznałabyś
      swojego męża za ważnieszego od Twojego syna?

      Facet autorki wątku jasno powiedział (i słusznie), że dzieci są dla
      niego najważniejsze. Nie oznacza to, że autorka wątku nie jest dla
      niego ważne (co ona sama potwierdza pisząc o jego zachowaniu wobec
      niej).
      Natomiast faktem jest, że nie wiadomo, czy ten facet kiedykolwiek
      dojrzeje do tego, by umieć inaczej poukładać wzajemne stosunki
      (sposób kontaktów z dziecmi i autorką wątku), tak by lepiej
      odpowiadało to jego partnerce.
      • mamba30 Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 11:15
        Czytaj Chalsiu ze zrozumieniem, napisałam, że nie jest właściwym
        stawianie partnera z tyły, za dziećmi. Zarówno dzieci jak i osoba, z
        którą żyję wg mnie powinni stać na równi.
        • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 11:23
          Chalsiu, skoro ktoś stawia dzieci za partnerm, a nie
          na równi z nim i oczekuje, ze ten partner poniesie
          emocjonalne koszty złego zachowania dzieci wobec tegoż
          partnera to zdecydowanie dzieci te hoduje, a nie je
          wychowuje.
        • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 11:50
          > Czytaj Chalsiu ze zrozumieniem, napisałam, że nie jest właściwym
          > stawianie partnera z tyły, za dziećmi. Zarówno dzieci jak i osoba,
          z
          > którą żyję wg mnie powinni stać na równi.

          powinni ale de facto równi nie są.
          Gdybyś miała dokonać wyboru komu dajesz swoją nerkę - dziecku
          swojemu czy partnerowi, kogo byś wybrała? Odpowiedzi na takiego typu
          pytania daje możliwość ustalenia kto/co ma priorytet.
          • mamba30 Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 11:54
            nie zastanawiam się Chalsiu nad rzeczami nierealnymi. Raczej zerowe
            prawdopodobieństwo, żeby obydwaj na raz jej potrzebowali. Kocham
            zarówno swojego syna, jak i męża, i sa to dwie różne miłości,
            obydwie ogromne. Nie wyobrażam sobie w zdrowym układzie robić
            jakiegokolwiek pozycjonowania.
          • natasza39 dyskusja nie jest o nerkach 12.09.07, 12:05
            chalsia napisała:
            > Gdybyś miała dokonać wyboru komu dajesz swoją nerkę - dziecku
            > swojemu czy partnerowi, kogo byś wybrała? Odpowiedzi na takiego
            typu
            > pytania daje możliwość ustalenia kto/co ma priorytet.

            Tylko o tym, czy partner/partnerka rodzica ma w ogóle jakiekolwiek
            prawo zwracać uwagę na złe zachowanie dzieci partnera.
            Otóż ma, jak najbardziej. Tym bardziej wtedy gdy bezpośrednio te złe
            zachowania dotyczą owej partnerki, czy partnera.
            Dla przykładu:
            Ani moje dziecko, ani mój partner nie mają prawa powiedzieć jeden
            drugiemu "Ty bucu".
            Zgodnie z teorią Twoją chalsiu, w takim układzie "wartościowania"
            mój syn miałby prawo powiedzieć mu "ty bucu", a mój mąż nie miałby
            prawa nawet się na to poskarżyć do mnie, ani zwrócić mu uwagi.

            ---------------------------------------------------------------------
            Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
            jest z głupcami.
            • nangaparbat3 Natasza 12.09.07, 15:13
              > Zgodnie z teorią Twoją chalsiu, w takim układzie "wartościowania"
              > mój syn miałby prawo powiedzieć mu "ty bucu", a mój mąż nie miałby
              > prawa nawet się na to poskarżyć do mnie, ani zwrócić mu uwagi.
              >

              Absolutnie sie czegos takiego w poscie Chalsi nie doczytałam.
              Ciekawe, co myśli.
              • natasza39 Re: Natasza 12.09.07, 15:19
                nangaparbat3 napisała:
                > Absolutnie sie czegos takiego w poscie Chalsi nie doczytałam.

                Napisałam to przewrotnie.
                Na temat tego, ze dzieci "są dla rodziców zawsze na pierwszym
                miejscu".
                W przypadku "przeszczepów" - moze i tak jest.
                W normalnych sytuacjach zyciowych (o których zresztą jest post
                wątkowy) - juz tak nie jest.
                A zatem nerkę mozna dać dziecku zamiast mężowi, konkubentowi, czy
                kochankowi, ale na złe zachowanie dziecka wobec partnera zezwalać
                się nie powinno.
                A ten partner ma prawo o tym mówic.

                ---------------------------------------------------------------------
                Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
                jest z głupcami.
                • nangaparbat3 Re: Natasza 12.09.07, 15:49
                  natasza39 napisała:

                  ale na złe zachowanie dziecka wobec partnera zezwalać
                  > się nie powinno.
                  > A ten partner ma prawo o tym mówic.

                  To prawda. Oczywista prawda i zgadzam się w 100%. Ale pytanie, jak sie o tym mowi.
                  Co do Autorki wątku domyslam się, ze mówiła o tym w sposób niezbyt dyplomatyczny
                  - a wskazuja na tym okreslenia, jakich uzywa w stosunku do partnera - "obsesja",
                  "oszalały" - to jest wylącznie ocena, potępiajaca i odrzucajaca w dodatku - za
                  to w całym watku nie ma zadnej próby zrozumienia jego postawy. Nie widzisz tego?
                  ---------------------------------------------------------------------
                  > Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
                  > jest z głupcami.
                  • natasza39 Re: Natasza 12.09.07, 15:58
                    nangaparbat3 napisała:
                    > Co do Autorki wątku domyslam się, ze mówiła o tym w sposób niezbyt
                    dyplomatyczn
                    > y
                    > - a wskazuja na tym okreslenia, jakich uzywa w stosunku do
                    partnera - "obsesja"
                    > ,
                    > "oszalały" - to jest wylącznie ocena, potępiajaca i odrzucajaca w
                    dodatku - za
                    > to w całym watku nie ma zadnej próby zrozumienia jego postawy. Nie
                    widzisz tego
                    > ?


                    Nie przeczę. Może i ona dyplomatka nie jest.
                    Oj trzeba być dyplomatą nie lada, zeby partnerowi powiedzieć, że
                    robi głupoty w stosunku do dzieci. Nie raz i nie dwa musiałam wspiąc
                    się na wyzyny, zeby dyplomatycznie przekazać mojemu M to i owo.
                    Jednak nie w tym rzecz...
                    Nie zaprzeczysz , że reakcja partnera na uwagi o zachowaniu dzieci,
                    też dyplomatyczna nie była.
                    Ja tam się do tego odnoszę stricte, bo z tym autorka ma problem.
                    Zresztą pisalam o tym poniżej.
                    Na uwagi (czasem nawet niesłuszne wg. mnie) inaczej zareaguję jak
                    powie to mój partner, a inaczej jak np. nielubiana sasiadka.


                    ---------------------------------------------------------------------
                    Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
                    jest z głupcami.
              • chalsia Re: Natasza 12.09.07, 22:46
                > > Zgodnie z teorią Twoją chalsiu, w takim układzie "wartościowania"
                > > mój syn miałby prawo powiedzieć mu "ty bucu", a mój mąż nie
                miałby
                > > prawa nawet się na to poskarżyć do mnie, ani zwrócić mu uwagi.
                > >
                >
                > Absolutnie sie czegos takiego w poscie Chalsi nie doczytałam.
                > Ciekawe, co myśli.

                bo nic takiego tam nie było, Natasza dokonała dowolnego przekładu na
                swoje.
                Ustalenie priorytetów czyli tego w jakiej kolejności/jak dokonujemy
                wyborów nie przekłada się na zezwalanie na chamskie zachowanie.
                Bowiem jesli dobro dziecka jest priorytetem, to oczywistym jest, że
                dla jego dobra nalezy tępić takie zachowania i odzywki.
          • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 13:37
            Chalsiu, to nie jest dobre porównanie komu dać nerkę,
            a gdyby zamiast partnera stała matka, to komu oddać:
            własnemu dziecku, czy własnej matce?
            • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 13:50
              dziecku oczywiście (i zapewne przy 100% poparciu BABCI)
              • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 13:52
                A ja nie wiem komu, dla mnie to nie jest oczywisty
                wybór tak jak 100% poparcie Babci.
                • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 22:39
                  m-m-m napisała:

                  > A ja nie wiem komu, dla mnie to nie jest oczywisty
                  > wybór tak jak 100% poparcie Babci.

                  to nie jest przytyk - ale nie masz dziecka i może dlatego nie jest
                  to dla Ciebie oczywisty wybór, ani nie masz możliwości poznania
                  stanowiska swojej mamy w tej kwestii.
                  • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 08:14
                    Natomiast Ty Chalsiu nie masz pasierba i nie wiem
                    czemu wypowiadasz się wielokrotnie na tematy nieznane
                    Ci z autopsji.
                    • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 10:11
                      > Natomiast Ty Chalsiu nie masz pasierba i nie wiem
                      > czemu wypowiadasz się wielokrotnie na tematy nieznane
                      > Ci z autopsji.

                      Primo:
                      a co Ty możesz wiedzieć na temat mojego życia prywatnego nie znając
                      mnie osobiście ?

                      Secundo:
                      Ty nie jesteś prawnikiem a się wypowiadasz w kwestiach prawnych.
                      • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 10:58
                        Primo:
                        > a co Ty możesz wiedzieć na temat mojego życia
                        prywatnego nie znając mnie osobiście ?
                        >


                        No właśnie, a co Ty możesz wiedzieć o mnie nie znając
                        mnie osobiście?


                        Secundo:
                        > Ty nie jesteś prawnikiem a się wypowiadasz w
                        kwestiach prawnych


                        Tylko na te, które znam z autopsji i sama miałam z
                        nimi do czynienia (np. spadki).
                        • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:03
                          > Tylko na te, które znam z autopsji i sama miałam z
                          > nimi do czynienia (np. spadki).

                          to w takim razie, zgodnie z Twoim tokiem myślenia nie powinnaś się w
                          ogóle wypowiadać o czymkolwiek co dotyczy wychowania własnych dzieci
                        • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:05
                          > No właśnie, a co Ty możesz wiedzieć o mnie nie znając
                          > mnie osobiście?

                          wiem o Tobie tyle, ile sama napisałaś/piszesz na forach, ja o swoim
                          życiu prywatnym (poza układem ja-eks-dziecko-nexia) nie piszę.
                          • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:13
                            To Ty mi Chalsiu zarzuciłaś, że nie umiem ocenić
                            sytacji wyboru własna matka, własne dziecko, bo
                            dziecka nie posiadam, tak na marginesie matki też od
                            wielu lat nie posiadam, co nie uniemożliwia mi
                            wypowiedzi na ten temat.
                            Ty pasierba nie posiadasz i się wypowiadasz na ten
                            temat. Ja nie posiadam matki i dziecka a też się
                            wypowiadam.
                            Jestem na forum ładnych kilka lat, jeszcze pamiętam
                            Twoje posty o Twoich sprawach dopóki o nich pisałaś. I
                            chwilę kiedy przestałaś też pamiętam, toteż też wiem o
                            Tobie tyle co wtedy pisałaś.
                            • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:33
                              > Jestem na forum ładnych kilka lat, jeszcze pamiętam
                              > Twoje posty o Twoich sprawach dopóki o nich pisałaś. I
                              > chwilę kiedy przestałaś też pamiętam, toteż też wiem o
                              > Tobie tyle co wtedy pisałaś.

                              toteż masz wiadomości sprzed 2 lat, więc nie możesz się wypowiadać
                              na temat czy mam czy nie pasierby w chwili obecnej
                              • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:39
                                Tak jak Ty, czy mam teściową, czy nie, bo o niej nie
                                piszę.
                                • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:47
                                  pisząc o babci w kontekście transplantacji miałam na myśli Twoją
                                  niezyjącą mamę.
                                  Tesciową miałaś jeszcze niedawno (pisałaś o kłopotach z opieką nad
                                  nią), a czy jeszcze żyje - nie wiem.
                                  • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 07:31
                                    NO to Ci odpowiem, właśnie z tego tytułu, ze moja mama
                                    ne żyje od dawna nie umiem jednoznacznie stwierdić ,
                                    ze w kwestii transplantacji byłaby taka
                                    wspaniałomyślna. Może by i była, a jakby i nie to
                                    wychowała mnie tak, że nie miałabym do niej
                                    najmniejszej pretensji o to, że nie zamierza umierać
                                    za wnuka.
                            • e_r_i_n Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 13.09.07, 11:52
                              m-m-m napisała:

                              > To Ty mi Chalsiu zarzuciłaś, że nie umiem ocenić
                              > sytacji wyboru własna matka, własne dziecko, bo
                              > dziecka nie posiadam

                              No cóż, sama dowiodłaś tego piszac, ze nie jestes na 100% pewna
                              swojej decyzji. KAZDA matka wie, jakiego wyboru by dokonała.
                              • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 07:35
                                Nie wiem czy każda. Mnie życie nauczyło, żeby nigdy
                                nie być 100% pewnym co kto zrobi w konkretnych
                                okolicznościach. Np. nie jestem taka pewna, czy matka
                                mojego pasierba by to zrobiła.
                                • e_r_i_n Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 08:38
                                  Mówie o normalnych matkach.
                              • reksia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 08:42
                                e_r_i_n napisała:

                                > m-m-m napisała:
                                >
                                > > To Ty mi Chalsiu zarzuciłaś, że nie umiem ocenić
                                > > sytacji wyboru własna matka, własne dziecko, bo
                                > > dziecka nie posiadam
                                >
                                > No cóż, sama dowiodłaś tego piszac, ze nie jestes na 100% pewna
                                > swojej decyzji. KAZDA matka wie, jakiego wyboru by dokonała.
                                >

                                Dziewczyny czytajcie ze zrozumieniem zamiast przepychania na siłę
                                swych mądrości.M-m-m jasno napisała że wyrór róznych osób mógłby być
                                rózny i ma 100% rację.Zobaczcie ile kobiet wokół porzuca swe dzieci
                                a moze wówczas skorygujecie stanowisko na temat tego że
                                babcia "oddała by" własne życie za wnuka.Ludzie są bardzo,ale to
                                bardzo różni.M-m-m podając taki przykład poruszyła ważny aspekt a Wy
                                zamiast poszerzyc dyskusje walczycie by Wasze było na wierzchu.Takie
                                podejście jest co najmniej niezdrowe;P
                                • e_r_i_n Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 09:19
                                  Babcia nie ma oddawac zycia za wnuka. Mowa byla o wyborze MATKI,
                                  komu oddac nerke - swojemu dziecku, czy swojej matce. Przy calej
                                  mojej milosci dla mojej mamy, wybor jest jasny (co nie znaczy -
                                  prosty). I tak jak Chalsia, jestem pewna, ze moja mama wybor by
                                  poparła.
                                  A w swoim przekonaniu (pewnie podobnie do Chalsi) mysle o
                                  NORMALNYCH, kochających matkach, nie patologiach.
                                  • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 09:55
                                    > A w swoim przekonaniu (pewnie podobnie do Chalsi) mysle o
                                    > NORMALNYCH, kochających matkach, nie patologiach.

                                    potwierdzam.
                                    • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 10:11
                                      A ja przyjmuję, że matka, która nie odda nerki dziecku
                                      nie jest dla mnie matką patologiczną. Ja daje każdej
                                      osobie - w tym i dobrej i złej matce prawo do nie
                                      dania tej nerki lub dania jej innej osobie. Nie
                                      potępiam takiej osoby, bo zdaję sobie sprawę z tego,
                                      ze moja ocena jaka "powinna" być matka nie musi być
                                      słuszna. To, że wiekszość kobiet posiadających dzieci
                                      uważą, ze by oddało nerkę dziecku, a nie własnym
                                      matkom w sytuacji wyboru nie oznacza dla mnie tego, że
                                      mają one jedynie słuszną rację i że mają prawo do
                                      uznawania matki, która tego nie uczyni z różnych
                                      względów za patologiczną.
                                      • e_r_i_n Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 10:19
                                        Kto nazwal taką matkę matką patologiczna? O patologii mowilam a
                                        propos Twoich argumentow o wyrzucaniu noworodkow do smieci, czyli
                                        zerowej milosci.
                                        Matka, ktora kocha dziecko, zrobi WSZYSTKO dla jego dobra. Tak po
                                        prostu jest, chociaz (sorry, ale tak juz jest) nie mając dziecka
                                        mozesz tego nie zrozumiec. Wiez matki z dzieckiem jest po prostu
                                        czyms tak specyficznym i silnym, ze matka nie ma zwyczajnie
                                        watpliwosci, jak zachowalaby sie w sytuacji zagrozenia zdrowia czy
                                        zycia dziecka.
                                        I oczywiscie nie oddanie dziecku nerki nie czyni matki patologia,
                                        ale mysle, ze jednak normalne matki decyzje w chwile by podjely.
                                        • m-m-m Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 10:42
                                          >>>>O patologii mowilam a
                                          propos Twoich argumentow o wyrzucaniu noworodkow do
                                          smieci, czyli
                                          zerowej milosci.



                                          Gdzie, w którym poście napisałam taki argument?
                                          Ale konkretnie gdzie napisałam o noworodkach w
                                          śmieciach?



                                          >>> I oczywiscie nie oddanie dziecku nerki nie czyni
                                          matki patologia,
                                          > ale mysle, ze jednak normalne matki decyzje w chwile
                                          by podjely


                                          Czyli ta co nie odda to nie patologia, ale i nie do
                                          końca normalna, bo nie zrobi tego co na jej miejscu
                                          zrobiłaby większość kobiet?



                                          >>>nie mając dziecka
                                          > mozesz tego nie zrozumiec.


                                          Dla mnie to żaden argument. To, że kogoś lub czegoś
                                          nie mam nie oznacza, że jestem pozbawiona wyobraźni.
                                          Daję każdemu człowiekowi prawo wyboru i dla mnie
                                          matka, która nie odda nerki dziecku ma takie prawo i
                                          nie musi robić WSZYSKIEGO - dalej jest matką
                                          pełnoprawną i normalną.
                                          • e_r_i_n Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 14.09.07, 10:53
                                            m-m-m napisała:

                                            > Gdzie, w którym poście napisałam taki argument?
                                            > Ale konkretnie gdzie napisałam o noworodkach w
                                            > śmieciach?

                                            Przepraszam, to Reksia napisała o porzucaniu dzieci.

                                            > Czyli ta co nie odda to nie patologia, ale i nie do
                                            > końca normalna, bo nie zrobi tego co na jej miejscu
                                            > zrobiłaby większość kobiet?

                                            Nie chodzi o robienie tego, co robi wiekszosc kobiet i branie tego
                                            za wyznacznik normalnosci. Matka w sprawach dziecka dziala
                                            instynktownie. I instynkt mowi matce, ze powinna zrobic wszystko, by
                                            chronic dziecko. Sie zwyczajna natura w czlowieku odzywa.

                                            > Dla mnie to żaden argument. To, że kogoś lub czegoś
                                            > nie mam nie oznacza, że jestem pozbawiona wyobraźni.
                                            > Daję każdemu człowiekowi prawo wyboru i dla mnie
                                            > matka, która nie odda nerki dziecku ma takie prawo i
                                            > nie musi robić WSZYSKIEGO - dalej jest matką
                                            > pełnoprawną i normalną.

                                            Nawet najbardziej rozwinieta wyobraznia nie jest w stanie
                                            podpowiedziec wszystkich reakcji we wszystkich mozliwych sytuacjach.
                                            Pewnosc, o ktorej pisze Chalsia i piszę ja, wynika z tego, co czują
                                            matki - a to wiedzą tylko te kobiety, które matkami są. I tego NIE
                                            DA SIĘ sobie wyobrazic.
                                      • nangaparbat3 i ja nie potepiam 14.09.07, 22:54
                                        matki, ktora nie oddala dziecku nerki - ale byłoby mi jej bardzo szkoda, bo
                                        wiedzialabym, ze jako dziecko była nie dość kochana.
      • natasza39 Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 11:59
        chalsia napisała:

        > Tytuł postu dedykuję tym forumkom, które od razu wysnuły znikąd
        nie
        > wynikający wniosek, że facet hoduje sobie księżniczki (a nie, że
        > stara sie je normalnie" wychować w istniejących warunkach).



        Myślę, że taki właśnie, jak najbardziej słuszny wniosek można
        wyczytać ze słów autorki:
        " Coz mam powiedziec... Zobaczylam
        zupelnie nowa twarz mojego "kandydata"-mezczyzne kompletnie
        oszalalego na punkcie corek, nie reagujacego na ich, co tu duzo
        mowic, niezbyt grzeczne zachowanie, takze w stosunku do mnie...
        Postanowilam o tym porozmawiac, w dogodnym momencie, nie mowiac zle
        o dzieciach, raczej o tym co nie podobalo mi sie w jego reakcjach, a
        raczej ich braku..."

        JEsli ojciec, czy matka nie reaguja na złe zachowanie dzieci,
        szczególnie w stosunku do obcych ludzi, to oni ich nie wychowuja,
        tylko chodują.
        I to w dosłownym tego słowa znaczeniu, tak jak się chowa świnie,
        albo kury, bo jak się ma psa, to madry właściciel go wychowuje,
        czyli "układa".

        Zaś nerwowa reakcja ojca na zwrócenie uwagi i to nie skierowanych
        bezpośrednio o dziecku, ale uwagę skierowaną do dorosłego, który nie
        potrafi temu zaradzić uważam za szczyt przewrazliwienia, które na
        przyszłość nie wrózy nic dobrego.
        Przypomina mi to święte oburzenie mamuśki, która nerwowo reaguje nie
        na własne dziecko plujące na starszą panią, ale właśnie na ową panią
        która zwraca uwagę mamusce, że ma niewychowanego bachora.

        Jestem sama rodzicem i boli mnie jak inni zwracaja uwagę na złe
        zachowania mojego dziecka.
        Ale zagryzam zęby i staram się być obiektywna.
        Kiedy mój młody przegina, to reaguję.
        Obojętnie czy na jego złe zachowanie zareaguje w ten sposób babcia,
        dziadek, wujek, sasiadka, czy mój mąż.
        Zapatrzeni we własne dzieci rodzice, bez względu na to co te dzieci
        są obiektywnie warte, sa twórcami sfrustrowanych i popadajacych w
        depresję dorosłych, którzy nagle po dwudziestu latach zycia w
        poczuciu własnej wyjątkowosci i geniuszu odkrywają, ze ludzie wokół
        twierdzą, ze ani nie są piekni, ani inteligentni, ani się w ogóle do
        zycia nie nadają.
        I potem taka "księżniczka", czy "książątko" odkrywają, że dla innych
        ludzi sa zwykłym plebsem.
        To bolesne bardzo i dupa boli strasznie po takim upadku.

        >
        > Ponadto - dla mnie przynajmniej - oczywistym jest, że dzieci (jak
        > już się je ma) są najważniejsze dla "normalnego" rodzica. Dziwi
        mnie
        > np. wypowiedż Mamby - czy Ty, gdyby doszło do wyboru, uznałabyś
        > swojego męża za ważnieszego od Twojego syna?
        >
        > Facet autorki wątku jasno powiedział (i słusznie), że dzieci są
        dla
        > niego najważniejsze. Nie oznacza to, że autorka wątku nie jest dla
        > niego ważne (co ona sama potwierdza pisząc o jego zachowaniu wobec
        > niej).
        > Natomiast faktem jest, że nie wiadomo, czy ten facet kiedykolwiek
        > dojrzeje do tego, by umieć inaczej poukładać wzajemne stosunki
        > (sposób kontaktów z dziecmi i autorką wątku), tak by lepiej
        > odpowiadało to jego partnerce.
        >
        • zonka77 Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 12:09
          dobrze napisane natasza
        • chalsia Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 12:11
          > Myślę, że taki właśnie, jak najbardziej słuszny wniosek można
          > wyczytać ze słów autorki:
          > " Coz mam powiedziec... Zobaczylam
          > zupelnie nowa twarz mojego "kandydata"-mezczyzne kompletnie
          > oszalalego na punkcie corek, nie reagujacego na ich, co tu duzo
          > mowic, niezbyt grzeczne zachowanie, takze w stosunku do mnie...
          > Postanowilam o tym porozmawiac, w dogodnym momencie, nie mowiac
          zle
          > o dzieciach, raczej o tym co nie podobalo mi sie w jego reakcjach,
          a
          > raczej ich braku..."
          >
          > JEsli ojciec, czy matka nie reaguja na złe zachowanie dzieci,
          > szczególnie w stosunku do obcych ludzi, to oni ich nie wychowuja,
          > tylko chodują.

          nie mamy pojęcia jak się te dzieci de facto zachowały, a jak
          wiadomo - choćby z tego forum - ludzie mają różne podejście do wielu
          spraw (vide rozrzut opinii nt. pasierbiów przychodzących do łózka
          ojca i nexi).
          Tak więc nie opisane przez autorkę "złe" zachowanie mogło polegać
          jedynie na tym, że się z nią nie przywitały albo nie zwracały na nią
          uwagi w czasie spotkania (pierwszego chyba zresztą).
          Oczywiście, mogło być rzeczywiście źle (np. napluły jej w twarz) -
          ale JAK CAŁY CZAS piszę - nie wiemy o tym i w związku z tym
          wnisokowanie od razu o hodowli księżniczek jest NA RAZIE
          bezpodstawne.
          • natasza39 Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 12:16
            chalsiu, nie jest potrzebny szczegółowy opis zachowań dzieci.
            Nieważne czy pluły i przeklinały, czy tylko się nie przywitały.
            W tym zdaniu najważniejsze jest, to, że "rodzic jest kompletnie
            oszalały".
            Jeśli to nie dosłowny "chów księżniczki", to przynajmniej początek
            chowu. I właśnie na tym etapie jest dobrze ów chów ograniczyć i
            rozpoczac wychowywanie

            ---------------------------------------------------------------------
            Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
            jest z głupcami.
            • mamba30 Re: nie ma to jak sobie dopowiedzieć to, czego ni 12.09.07, 12:18
              natasza39 napisała:

              > chalsiu, nie jest potrzebny szczegółowy opis zachowań dzieci.
              > Nieważne czy pluły i przeklinały, czy tylko się nie przywitały.
              > W tym zdaniu najważniejsze jest, to, że "rodzic jest kompletnie
              > oszalały".
              > Jeśli to nie dosłowny "chów księżniczki", to przynajmniej początek
              > chowu. I właśnie na tym etapie jest dobrze ów chów ograniczyć i
              > rozpoczac wychowywanie
              >
              > -------------------------------------------------------------------
              --
              > Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi.
              Podobnie
              > jest z głupcami.

              amen
            • nangaparbat3 oszalaly rodzic 12.09.07, 15:25
              W tym zdaniu najważniejsze jest, to, że "rodzic jest kompletnie
              > oszalały".

              Nataszko, przeciez to tylko bardzo emocjonalna OCENA. Wiecej mowi o Autorce
              wątku niz o tym panu.
          • mamba30 Chalsia, a ja mam do Ciebie jedno pytanie 12.09.07, 12:43
            czy Ty jesteś, bądź byłaś macochą?
            • braktalentu Re: Chalsia, a ja mam do Ciebie jedno pytanie 12.09.07, 12:55
              Mamba, błagam. Co to za argument?
              Naprawdę nie trzeba być meteorologiem, żeby mieć coś do powiedzenia
              na temat pogody.
              • mamba30 Re: Chalsia, a ja mam do Ciebie jedno pytanie 12.09.07, 13:02
                żadnego argumentu nie wysunęłam, zadałam proste pytanie i bynajmniej
                nie dlatego, że uważam, iż osoba nie będąca macochą nie powinna się
                wypowiadać w sprawach związanych z macochowaniem.
                • chalsia Re: Chalsia, a ja mam do Ciebie jedno pytanie 12.09.07, 13:13
                  na to pytanie Ci nie odpowiem - od prawie 2 lat nie piszę o swoim
                  życiu prywatnym (nie związanym z układem ja-dziecko-ex-nexia),
                  bowiem wtedy właśnie się okazało, że eks jest pilnym czytelnikiem
                  moich wypowiedzi na całym portalu gazety (łacznie z macochami).
        • nangaparbat3 tez jestem nmatka i tez reaguje 12.09.07, 15:19
          zauwazyłam nawet, że dość często inni bronia przede mna moje dziecko - ze sie
          czepiam.
          I wiem, ze ludzie maja bardzo zróznicowane poglady na to, co jest
          niegrzecznością, a co nie.
          Nie wiemy, co te dziewczynki robiły, ani dlaczego. Wiec to wlasciwie gadanie o
          niczym.
          • natasza39 Re: tez jestem nmatka i tez reaguje 12.09.07, 15:26
            nangaparbat3 napisała:


            > Nie wiemy, co te dziewczynki robiły, ani dlaczego. Wiec to
            wlasciwie gadanie o
            > niczym.


            To prawda. Nie wiemy. I nawet gdybyśmy wiedziały, to pewnie część
            uznałaby, że dzieci były na spotkaniu super grzeczne, a inne
            powiedziałyby, że to niewychowane bachory.
            Wiemy jednak, z relacji autorki, jaka była reakcja ojca na zwrócenie
            mu uwagi przez partnerkę, na to, ze "nie reagował odpowiednio" (moim
            zdaniem tutaj poprawny był jej przekaz, w którym nie czepia się
            dzieci, ale raczej ojca).
            A reakcja tatusia na uwagi partnerki była taka, że jej od razu
            pokazał miejsce w szeregu. Dobrych parę metrów za dziećmi.
            Nawet jesli mój M zwracałby mi uwagę na niektóre zachowania syna,
            które ja uwazam za normalne, a on za niewłaściwe, to tłumaczę mu
            jaki jest mój punkt widzenia, tłumaczę mu moje metody wychowawcze i
            zawiłości charakteru mojego dziecka, a nie rabię mu w oczy, ze
            zasadniczo to nie interesuje mnie jego zdanie na żaden temat
            związany z synem, bo i tak synus jest dla mnie najważniejszy i nawet
            jak mi na łeb nasra, to jest w porzo, a jemu guzik do tego.
            ---------------------------------------------------------------------
            Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
            jest z głupcami.
      • zonka77 chalsia 12.09.07, 12:06
        > znikąd nie
        > wynikający wniosek, że facet hoduje sobie księżniczki

        Wiesz co, wiem coś o tym, wierz mi. Mój mąż (wtedy jeszcze nie mąż) również nie
        zwracał uwagi za zachowanie dziecka. Pobłażał córce podczas naprawdę
        niegrzecznych zachowań. Było to bardzo widać. I również się nałuchałam że nigdy
        nie będę na miejscu dziecka ani powyżej, oj nawet nie chcę pisać ile paskudności
        się nasłuchałam.

        Oboje z moim mężem dzisiaj wiemy że był czas w którym utrzymaliśmy się razem
        tylko dlatego że szybko zaszłam w ciążę.
        Ale to minęło na szczęście i było już dawno. Przypomina mi się tylko przy takich
        wątkach. Ogromnie się cieszę że jesteśmy razem i nie uciekłam. On miał kupę
        problemów ze sobą które musiał rozwiązać.

        > Ponadto - dla mnie przynajmniej - oczywistym jest, że dzieci (jak
        > już się je ma) są najważniejsze dla "normalnego" rodzica. Dziwi
        > mnie
        > np. wypowiedż Mamby - czy Ty, gdyby doszło do wyboru, uznałabyś
        > swojego męża za ważnieszego od Twojego syna?

        Mnie nie dziwi. Nie zgadzam się ze to normalne że dzieci są ważniejsze dla
        rodzica niż mąż czy żona. Uważam to za nienormalne i niezbyt dobre dla
        małżeństwa i dla dzieci. Każdy ma Chalsiu swoje miejsce w domu i miejsce dzieci
        nie jest zdecydowanie na piedestale czy na pierwszym miejscu. Oddałabym życie za
        córkę, to moje dziecko. Ale za męża również - to mój mąż. Mam takie zdanie bo
        moim autorytetem jest Biblia. Dla nas jako wierzących układ jest jasny - mąż z
        żoną tworzą jednośc, dzieci są ukochane bardzo ale to co jest między nami jest
        inne. Dzieci są na równi kochane z współmałżonkiem. Nie ma pierwszego miejsca.
        Nigdy nie powiedziałabym mężowi że córka jest dla mnie ważniejsza niż on. Nigdy.

        Oczywiście tu o małżeństwie nie mówimy a o początkującym związku ale odniosłam
        się do Twojej wypowiedzi.
        • chalsia Re: chalsia 12.09.07, 12:19
          > Mnie nie dziwi. Nie zgadzam się ze to normalne że dzieci są
          ważniejsze dla
          > rodzica niż mąż czy żona. Uważam to za nienormalne i niezbyt dobre
          dla
          > małżeństwa i dla dzieci. Każdy ma Chalsiu swoje miejsce w domu i
          miejsce dzieci
          > nie jest zdecydowanie na piedestale czy na pierwszym miejscu.
          Oddałabym życie z
          > a
          > córkę, to moje dziecko. Ale za męża również - to mój mąż.

          ależ oczywiście, na codzień.
          Tylko (tak jak zadałam Mambie pytanie) - gdyby obydwoje byli w
          niebezieczeństwie za kogo oddałabyś to życie.
          Mamba uważa to za toretyczne pytanie i nie myśli o tym . Ja uważam
          jednak, że warto sobie stwiać także takie pytania, bo dzieki temu
          możemy dotrzeć do sedna - do tego co jest priorytetem.
          Gdy są dyskusje nt. wiązania się kobiety z dzieckiem z nextem (a i
          takich pań na tym forum sporo) jasno widać, że dla matek jednak ich
          dziecko i jego komfort jest wazniejszy niż "układy" z nexiem.

          Ponadto jest jeszcze jedna zasadnicza różnica - Wy piszecie o
          poważnych już związkach, a w tym wątku mamy do czynienia z 6-cio
          miesięczną dopiero znajomością (i na dodatek facet wprost
          komunikuje, że nie jest gotowy na stały/poważny związek).
          • chalsia Re: chalsia 12.09.07, 12:24
            > Gdy są dyskusje nt. wiązania się kobiety z dzieckiem z nextem (a i
            > takich pań na tym forum sporo) jasno widać, że dla matek jednak
            ich
            > dziecko i jego komfort jest wazniejszy niż "układy" z nexiem.

            dopisek - chodzi o komfort emocjonalny.
            I w sytuacji wyboru dobro dziecka/ dobro związku z nexiem te kobiety
            rozstaną się z nexiem.
            • zonka77 Re: chalsia 12.09.07, 13:49
              wiem że chodzi o krótki związek - pisałam że odniosłam się wypowiedzi o tym kto
              ważniejszy, dziecko czy mąż

              Mam nadzieję że nigdy nie stanę w obliczu takiego wyboru. To kogo bym ratowała
              zależałoby od wielu czynników - nie chcę się rozpisywać bo to dotyczy już mocno
              moich przekonań religijnych a to już temat inny i nie na ten wątek
          • natasza39 Re: chalsia 12.09.07, 12:27
            chalsia napisała:
            > Ponadto jest jeszcze jedna zasadnicza różnica - Wy piszecie o
            > poważnych już związkach, a w tym wątku mamy do czynienia z 6-cio
            > miesięczną dopiero znajomością (i na dodatek facet wprost
            > komunikuje, że nie jest gotowy na stały/poważny związek).

            Z tym się akurat zgadzam.
            Ale w takich okolicznościach nie ma sensu również dyskusja
            o "przeszczepach nerek", bo ja osobiście nie znam nikogo, kto
            oddałby poznanemu przed 6 miesiącami nerkę zamiast własnemu dziecku.

            A zatem skupmy się na tym czy wogóle ktokolwiek ma prawo zwracać
            uwagę rodzicowi na złe zachowania dzieci?
            Moim zdaniem ma!
            Jeśli uzasadnione, to warto się nad tym zastanowić.
            Jeśli nieuzasadnione, to oczywiście, że można sąsiadce
            powiedzieć: "spierdalaj", ale komuś z kim się bawimy w zwiazek mniej
            lub bardziej poważny raczej głupiosmile
            ---------------------------------------------------------------------
            Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
            jest z głupcami.
        • natasza39 Re: chalsia 12.09.07, 12:21
          zonka77 napisała:
          >mąż z
          > żoną tworzą jednośc, dzieci są ukochane bardzo ale to co jest
          między nami jest
          > inne. Dzieci są na równi kochane z współmałżonkiem. Nie ma
          pierwszego miejsca.
          > Nigdy nie powiedziałabym mężowi że córka jest dla mnie ważniejsza
          niż on. Nigdy


          I to jest właśnie clue!
          Nawiasem mówiąc dla wielu małżeństw początkiem końca ich związku
          jest, przez takie właśnie podejście, narodzenie się dziecka/dzieci.
          W patologicznych rodzinach, dysfunkcyjnych powinno się stwawiać
          dobro dzieci na pierwszym miejscu.
          Ale w normalnym związku nie mozna odsunąć męża, czy żony na bok dla
          dzieci.
          Zresztą to sięw przyszłości mści na rodzicu.
          Będzie na zawołanie dziecka do końca swoich dni, taki rodzic.
          I powiem Ci, że znam trysiące takich przykładów wprost z zycia.

          ---------------------------------------------------------------------
          Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
          jest z głupcami.
          • chalsia Re: chalsia 12.09.07, 13:27
            > Ale w normalnym związku nie mozna odsunąć męża, czy żony na bok
            dla
            > dzieci.

            bo w NORMALNYM (czytaj PRAWIDŁOWYM) związku nie zaistnieje sytuacja
            takiego konfliktu interesów (pominąwszy jednoczesną potrzebę
            transplantacji nerek u dziecka i partnera/rki smile))
            • zonka77 Re: chalsia 12.09.07, 13:57
              oj a ty z tą transplantacją się uparłaś smilesmile

              Wiesz co..ja uważam swój związek za NORMALNY. Mój mąż ma córkęze mną a drugą z
              inną kobietą. To nie przeszkadza mu być moim mężem. Nie stawia przedemną ani
              naszj ani swojej córki. Dzieci kocha jak ojciec a mnie jak żonę. Ciężko mi to
              wytłumaczyć żeby źle nie wypadło. Nie wiem kogo by ratował ale wiem że w
              krytycznej sytuacji zawsze stanie murem za mną. Nawet jeśli sięze mnąnie zgadza
              to powie mi to potem. Ogólnie nie ma u nas stopniowania i jest duża dbałość o to
              co jest między nami. Ja też przerobiłam "oszalenie" na punkcie dziecka jak
              urodziłam córcię. Myślę że to był jeden z czynników który ogromnie zmienił
              mojego męża. Kiedy zobaczył jak to jest kiedy współmałżonek stawia cię na drugm
              miejscu. Tak się nie da. Czy w normalnej czy rekonstruowanej rodzinie - nie
              wierzę że tak się da.
              Nie mówię o patologii, kiedy dzieciom dzieje się krzywda (znęcanie, picie itp)

              nie mam pomysłu na sygnaturkę...
              • zonka77 przepraszam za brak spacji/nt 12.09.07, 13:58

              • chalsia Re: chalsia 13.09.07, 12:04
                > Wiesz co..ja uważam swój związek za NORMALNY

                skrót myślowy zastosowałam - normalny (prawidłowy) związek to taki,
                gdy nie istnieje konflikt interesów bowiem dla obydwojga rodziców
                dziecko właśnie jest priorytetem.
                I na Boga, przestańcie mylić stawianie dobra dziecka na pierwszym
                miejscu za brak krytycyzmu, bezstresowe wychowanie czy uleganie
                zachciankom dziecka.
                • e_r_i_n Re: chalsia 13.09.07, 12:19
                  chalsia napisała:

                  > I na Boga, przestańcie mylić stawianie dobra dziecka na pierwszym
                  > miejscu za brak krytycyzmu, bezstresowe wychowanie czy uleganie
                  > zachciankom dziecka.

                  Dokladnie. Abstrahujac juz od macochowych spraw, normalna matka
                  zawsze stawia dobro dziecka na pierwszym miejscu. A znaczy to, ze
                  gdyby kiedykolwiek musiala wybierac w sytuacji, gdy dobro dziecka
                  wyklucza dobro kogokolwiek innego, decyzja jest prosta.
                  Nie oznacza jednoczesnie tego, ze dziecko takie nie dostaje czasami
                  opr, czy tez jest wychwalane pod niebiosa 24h/doba.
        • nangaparbat3 zonka 12.09.07, 15:33
          > Nigdy nie powiedziałabym mężowi że córka jest dla mnie ważniejsza niż on. Nigdy
          > .

          Pewnie, ze takich rzeczy sie nie mowi, ani nawet niepowinno sie rozważać -
          chociaż dziwnym trafem na tym forum podobne rozwazania sa niezwykle cżęste.
          Przypomniało mi sie z dzieciństwa najbardziej znienawidzone przez mnie pytanie,
          zadawane głownie przez stare dewotki: a kogo bardziej kochasz? mamusie czy tatusia?

          Zauważ jednak różnicę miedzy męzem, z ktorym macie dziecko, jesteście razem ileś
          tam lat, przeszliscie niejedno - a kimś, z kim od 6 miesiecy sie spotykasz. Czy
          tez bylabys taka pewna, ze dziecko nie jest wazniejsze?
          • zonka77 Re: zonka 12.09.07, 16:09
            no pewnie że nie miałabym pewności. Jeszcze raz napiszę: odniosłam się ogólnie
            do wypowiedzi chalsi która zapytała o uczucia do meża i dziecka i potem jeszcze
            dodała różnicę między rodziną "normalną" a nie (czyli z next lub nextem). Ja na
            poziomie małżeństwa takiego różnicowania nie uznaję. Na poziomie początkowej
            znajomości owszem, ale mówienie o tym i ustawianie kogoś na niższej pozycji
            mówiąc mu o tym - to nie bardzo mi się podoba. Co więcej stawianie dzieci sobie
            na pierwszym miejscu w uczuciach to jedno, a niereagowanie na ich niegrzeczne
            zachowanie i pozwalanie na wszystko to całkiem co innego, przynajmniej ja tak
            uważam. Kocham córcię o wiele bardziej niż np ciocię a mimo to nie pozwoliłabym
            jej na niegrzecznośc wobec niej a gdybym dostała uwagę co do mojego czy córki
            zachowania to najpierw bym się zastanowiła czy słuszna i jeśli tak -
            powiedziałabym przepraszam i naprawiła. Jeśli nie to również nie mówiłabym że
            córcia jest najważniejsza tylko po prostu bym dyskutowała o konkretnej racji.
            Przecież można kochać bardziej a mimo to wychowywać, prawda? Uczyć szacunku do
            innych - prawda? Jak dziecko na początku dostaje sygnał - do tej pani możesz się
            zachowywać jak chcesz - to wiesz jak to trudno potem odwrócić?

            To jest okropne kiedy rodzic jest zapatrzony w dziecko i każda nawet
            najsłuszniejsza uwaga jest traktowana jako atak. Nie można się nawet bronić
            przed takimi dzieciakami bo też to jest uznawane za nieprzychylnośc i atak.
            Ojejuu, przerabiałam to - naprawdę!

            • natasza39 święte słowa zonka! 12.09.07, 16:15

              Zresztą pisałam o tym.
              Umówmy się, że co innego kochać dzieci, najbardziej na świecie, a co
              innego oczekiwać aby cały świat kręcił się wokół naszych dzieci.

              ---------------------------------------------------------------------
              Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
              jest z głupcami.
            • nangaparbat3 Re: zonka 12.09.07, 18:41
              OK, tylko ze wciąż nie wiemy, co takiego okropnego te dwie małe dziewczynki zrobiły.
            • chalsia Re: zonka 12.09.07, 22:55
              > Przecież można kochać bardziej a mimo to wychowywać, prawda? Uczyć
              szacunku do
              > innych - prawda? Jak dziecko na początku dostaje sygnał - do tej
              pani możesz si
              > ę
              > zachowywać jak chcesz - to wiesz jak to trudno potem odwrócić?
              >
              > To jest okropne kiedy rodzic jest zapatrzony w dziecko i każda
              nawet
              > najsłuszniejsza uwaga jest traktowana jako atak.

              zauważ, że ja nigdzie w tym wątku NIE PISAŁAM by stawianie dziecka
              na pierwszym miejscu miało oznaczać pobłażanie niewłasciwym
              zachowaniom.
              Jakoś kilku osobom całkiem z automatu stawianie dziecka na pierwszym
              miejscu kojarzy się z bezkrytycznym zapatrzeniem w dziecko (choć
              wcale to nie jest jednoznaczne). Ciekawe czemu?
              • zonka77 Re: zonka 12.09.07, 23:07
                bo doświadczyły tego na własnej skórze? Tego że jeśli rodzic na uwagę na temat
                zachowania dziecka odpowiada ze dziecko jest na pierwszym miejscu i złości się i
                nie chce nawet słuchać uwag i traktuje je jako atak na dziecko to jednak takie
                stawianie dziecka na tym nieszczęsnym pierwszym miejscu JEST bezkrytycznym
                zapatrzeniem?

                Chalsia, jeszcze raz zwracam uwagę że w opisanej sytuacji nie chodziło o to że
                nowa partnerka zażądała ustawienia się ponad dziećmi, nie pytała nawet jak
                wygląda hierarchia - po prostu zwróciła uwagę na niegrzeczne zachowanie, również
                wobec niej. A dowiedziała się że dzieci są ważniejsze. A wcale nie o to jej
                chodziło - prawda?
                Co z tego że są ważniejsze? Czy mają być w związku z tym (przepraszam za
                porównanie) świętymi krowami?
                • nangaparbat3 Re: zonka 12.09.07, 23:21
                  Ale własciwie my wcale nie wiemy, jak przebiegała rozmowa.
                  Mozna zwrocic czlowiekowi uwagę w sposob, który powoduje, ze noz się w kieszeni
                  otwiera.
                  My tej rozmowy nie znamy, a Lamarsa jakos nie kwapi sie do uscislania faktow.
                  za to sposob, w jaki wypowiada się o partnerze, dla mnie jest co najmniej
                  niepokojacy (obsesja, oszalały). Juz pisalam, ale powtórzę - to co w tym poscie
                  najbardziej mi sie nie podoba, to absolutny brak chociazby proby postawienia
                  siebie w sytuacji partnera, zrozumienia jego postepowania.
                  Jest zupełnie prawdopodobne, ze Lamarsa na przykład nie moze znieść sytuacji,
                  kiedy partner więcej uwagi poswieca komus innemu niz ona sama - albo kiedy przez
                  jakiś czas całkowicie te uwagę skupia na dzieciach. To oczywiscie moje fantazje,
                  ale i tak moze być.
                  Ja nie zapomne kochanki exa mojej przyjaciolki, ktora mu wlaziła na kolana kiedy
                  odwiedzaly ich jego dzieci. Różnie bywa.
                  • chalsia Re: zonka 12.09.07, 23:34
                    Lamarsa napisała:

                    "Postanowilam o tym porozmawiac, w dogodnym momencie, nie mowiac zle
                    o dzieciach, raczej o tym co nie podobalo mi sie w jego reakcjach, a
                    raczej ich braku..."

                    postawcie się w sytuacji tego faceta - po pół roku znajomości bierze
                    obie córki na zapoznawcze spotkanie ze swoją dziewczyną. Wszyscy są
                    zestresowani, dzieci też. Coś się stało (i zupełnie nie wiadomo co -
                    może naprawdę nic wielkiego). Po spotkaniu kobieta (i to bezdzietna)
                    facetowi de facto zarzuca, że jest kiepskim ojcem - bo tak można
                    właśnie odczytać jej słowa.
                    A nie ma do tego jakichkolwiek podstaw - po raz pierwszy widziała go
                    z dziećmi i już ma pretensje - tak to właśnie facet mógł odebrać. No
                    to jak się poczuł zaatakowany, to wywalił z grubej rury o tym kto
                    jest na pierwszym miejscu. A być może chciał przekazać, że dzieci są
                    prorytetem co nie oznacza braku krytycyzmu do dzieci.
                    _____________________________
                    Oczywiście gdyby dziewczynki np. napluły na nią i ojciec by nie
                    zareagował, to można wtedy rzeczywiście obawiać się, że facet jest
                    bezkrytyczny do dzieci, ma wobec nich poczucie winy itp, itd i to
                    wszystko co na tym forum jest dobrze znane, jako miś dający doopy w
                    roli odpowiedzialnego ojca. I wtedy odczyt calej sytuacji jest
                    trochę inny, a także rokowania dla związku. Niemniej niezbyt
                    właściwa forma komunikatu i tak pozostaje

                    Zasadą podstawową komunikacji jest mówienie o swoich uczuciach, a
                    nie o tym jaki jest drugi człowiek albo co źle zrobił (bo to jest
                    jedynie ocena mówiącego).
                    • zonka77 Re: zonka 13.09.07, 08:32
                      > może naprawdę nic wielkiego
                      myślałam że nie chcę go urazić i że za wcześnie a potem doszło do tego że jak
                      tylko powiedziałam że chciałabym pogadać to już był wściekły.

                      Jestem faktycznie w y j ą t k o w o cięta na takie zachowanie ze względu na
                      własne doświadczenia.
                      • zonka77 ojej powyższy post się uciął więc od nowa: 13.09.07, 08:46
                        > może naprawdę nic wielkiego

                        może tak a może nie - a co to jest coś wielkiego? Naplucie w twarz, tak? Bo dla
                        mnie sygnałem ostrzegawczym byłoby to że dzieci odnoszą się niegrzecznie do taty
                        i do mnie a tata nic na to. Jako nie rodzic można mieć spory problem ze
                        zrozumieniem. Ja nawet jako rodzic mam problem z akceptacją takich sytuacji.

                        > postawcie się w sytuacji tego faceta

                        postawmy się w sytuacji tej kobiety. Pół roku facet był czuły kochający, pół
                        roku czułyśmy się wyjątkowe, jedyne i kochane. Potem idziemy na spotkanie z jego
                        dziećmi i nagle widzimy zupełnie innego faceta! Dzieci nie mamy więc wyjątkowo
                        ciężko to zrozumieć. A kiedy mówimy że nam się coś nie podoba to dowiadujemy się
                        że facet gotowy nie jest, że musi sobie poukładać i że wcale nie jesteśmy dla
                        niego tak ważne jak sądziłyśmy. Mimo że nie chciałyśmy się stawiać na pierwszym
                        miejscu nad dziećmi to jednak nie sądziłyśmy że z hukiem wylądujemy na dalszym
                        planie.

                        Sądzę że to właśnie jego zadaniem było sprawić żeby wszyscy czuli się dobrze.
                        Sądzę również że kiepski sposób wybrał na wyrażenie wątpliwości co do swojej
                        gotowości do związku - wyszło dokładnie tak że na uwagę o dzieciach się zjeżył i
                        wypalił nieadekwatnie do sytuacji. A to prowadzi do wniosku że na punkcie dzieci
                        jest nadwrażliwy i patrzy nieco bezkrytycznie. Ja po prostu dokładnie pamiętam
                        identyczne zachowanie mojego m i dlatego mi się to bardzo kojarzy.

                        Ja się na początku mojego związku właśnie nie odzywałam nic.
                        myślałam że nie chcę go urazić i że za wcześnie a potem doszło do tego że jak
                        tylko powiedziałam że chciałabym pogadać to już był wściekły...

                        Jestem faktycznie w y j ą t k o w o cięta na takie zachowanie ze względu na
                        własne doświadczenia.
                        • chalsia Re: ojej powyższy post się uciął więc od nowa: 13.09.07, 12:08
                          > jest nadwrażliwy i patrzy nieco bezkrytycznie. Ja po prostu
                          dokładnie pamiętam
                          > identyczne zachowanie mojego m i dlatego mi się to bardzo kojarzy.
                          >

                          > Jestem faktycznie w y j ą t k o w o cięta na takie zachowanie ze
                          względu na
                          > własne doświadczenia.
                          >

                          rozumiem, że Ci się tak kojarzy, ale to nie oznacza, że u autorki
                          watku jest taka sama sytuacja.
                          Na tej zasadzie, skoro nie lubię brukselki, powinnam uznać, że nikt
                          nie lubi brukselki. A jak wiadomo - tak nie jest.
                        • nangaparbat3 własne doswiadczenia 13.09.07, 15:15
                          A to prowadzi do wniosku że na punkcie dzieci
                          jest nadwrażliwy i patrzy nieco bezkrytycznie. Ja po prostu dokładnie pamiętam
                          identyczne zachowanie mojego m i dlatego mi się to bardzo kojarzy.

                          Ja się na początku mojego związku właśnie nie odzywałam nic.
                          myślałam że nie chcę go urazić i że za wcześnie a potem doszło do tego że jak
                          tylko powiedziałam że chciałabym pogadać to już był wściekły...

                          Jestem faktycznie w y j ą t k o w o cięta na takie zachowanie ze względu na
                          własne doświadczenia.



                          ale partner (? nie za wczesnie na takie okreslenie?) Lamarsy nie jest Twoim M.
                          Byc moze jest do niego bardzo podobny - ale tylko BYć MOżE. Twoje doswiadczenia
                          nie są jedyne czy uniwersalne (gdybys jeszcze miała 50 kolejnych M reagujacych
                          podobnie, to bym się nie czpiała - al on jest jeden jedyny przecież) - warto
                          ociupinke sie zdystansować, skoro rozmawiamy o innych osobach.
    • braktalentu Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 13:23
      Dorosły facet mówi mi, że jeszcze nie jest gotów na poważny związek.
      Ja, dorosła kobieta traktuję dorosłych facetów poważnie. Zadaję
      sobie pytanie, czy i ile mogę czekać na "gotowość" Pana. Inofmuję Go
      o podjętej decyzji i na tym kończę temat. No, chyba, że w grę
      wchodzi wyprowadzka. Wtedy w zależności od okoliczności "kto u kogo"
      proszę o spakowanie się, lub o pomoc w zniesieniu rzeczy do
      samochodu.

      Pan ma dzieci. To JEGO dzieci i ON decyduje, które zachowania będą
      akceptowane, a które nie. To wcale nie znaczy, że ja muszę
      akceptować te same zachowania w stosunku do mnie i moich bliskich.
      Traktuję dzieci poważnie. I nie ma dla mnie znaczenia, czy
      niegrzecznie zachowa się w stosunku do mnie Jaś sąsiadów,
      pasierbica, czy dziecko w poczekalni u dentysty. Na niegrzeczne
      zachowanie w stosunku do MNIE reaguję sama. Grzecznie i stanowczo.
      Gówno mnie obchodzi, że mamusia Jasia pozwala Mu się lać po mordzie
      traktorkiem i obrzucać inwektywami. JA w stosunku do siebie nie
      pozwalam. Nie zwracam M-owi uwagi na zachowanie Jego córki. Widzi je
      tak samo jak ja i ma możliwość ustosunkować się samodzielnie. Jasno
      wytyczam granice dotyczące mojej osoby i wymagam ich bezwzględnego
      przestrzegania.

      Jeżeli Pan o Ciebie dba. Jest ciepło, miło i przyjemnie, to dlaczego
      nie zaryzykować kolejnych 6 miesięcy? Być może z czasem Jego córki
      okażą się być fajnymi babeczkami i bardzo się polubicie. A jak nie?
      To nie. Jego problemy wychowawcze wcale nie muszą Cię dotyczyć.
      Teściowa też może być mało fajna, ale przecież nie z Nią jadasz
      śniadanie następnego dnia rano.

      A odpowiedzi na poważniejsze pytania będziesz sobie udzielała, gdy
      Wasz związek wejdzie w poważniejszą fazę.
      • m-m-m Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 13:51
        >>>>>Na niegrzeczne
        zachowanie w stosunku do MNIE reaguję sama. Grzecznie
        i stanowczo


        Oczywiście tak, ale ja też oczekuję, że ojciec/matka
        jako świadkowie takiego zachowania swojej pociechy
        również podejmą temat i ustosunkują się do niego
        wychowawczo.
        To tak samo działa jak w szkole na zebraniu:
        nauczycielka mówi do rodziców o kłopotah wychowawczych
        z ich dziećmi, co nie oznacza, że stojąc w klasie pod
        tablicą nie reaguje na ich zachowanie.
    • nangaparbat3 miejsce w szeregu 12.09.07, 15:55
      Gdybym spotykala się z mezczyzną, ktory by mnie, znaną sobie od sześciu
      miesięcy, postwaił PRZED dziecmi, ktore kocha i wychowuje od 5 czy 8 lat, nie
      moglabym sie dziwić, gdyby po paru latach postawił przede mna jakaś bardziej ode
      mnie atrakcyjna slicznotkę.
      • nangaparbat3 PS 12.09.07, 16:03
        To oczywiscie nie znaczy, ze ma im pozwolic na zle zachowanie wobec mnie. Czy
        kogokolwiek innego.
      • natasza39 Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 16:05

        nangaparbat3 napisała:

        > Gdybym spotykala się z mezczyzną, ktory by mnie, znaną sobie od
        sześciu
        > miesięcy, postwaił PRZED dziecmi, ktore kocha i wychowuje od 5 czy
        8 lat, nie
        > moglabym sie dziwić, gdyby po paru latach postawił przede mna
        jakaś bardziej od
        > e
        > mnie atrakcyjna slicznotkę.

        Demonizujesz nanga!

        JA w poście autorki watku nie zauważyłam, że chciała deklaracji
        typu "Ja albo dzieci".
        Raczej zachowała się po partnersku, chcąc skomentowac pewne wrażenia
        ze spotkania, a spotkało ją na wstępie, pokazanie miejsca w szeregu.

        Inna sprawą jest czy po tak krótiej znajomości powinno się
        wogóle "wtracać" w wychowanie dzieci.
        Osobiście pewne zachowania, choć bardzo mnie wkurwiały, komentowałam
        po bardzo długiej znajomości i to wtedy, gdy padły już deklaracje z
        obu stron co dalszej przyszłości.
        ---------------------------------------------------------------------
        Szarańcza jest plagą, chociaż jeden owad nie stanowi plagi. Podobnie
        jest z głupcami.
        • zonka77 Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 16:21
          nanga ale to nie chodzi o to żeby stawiać kogoś na pierwszym, drugim czy piątym
          miejscu!
          Jak dla mnie facet mógłby sobie darować dyskusję o miejscach.
          Nawet jeśli kocha swoje córki najbardziej i są na pierwszym miejscu to nie jest
          równoznaczne z pozwalaniem im na wszystko.
          To, kto jest na jakim miejscu wogóle dla mnie nie jest tu argumentem. Jeśli
          dzieci się zachowują niegrzecznie w stosunku do partnerki i ona zwraca facetowi
          uwagę że jej się to nie podoba a w zamian dostaje odpowiedź że jest mniej ważna
          niż dzieci to dla mnie jest odpowiedź nie na miejscu i nie na temat. Nie
          powiedziała "chcę być na pierwszym miejscu"

          wiesz co podam przykład:
          córka mojego m miała zwyczaj nie pozwalać dorosłym mówić. Jak tylko zaczynałam
          zdanie - ona zaczynała gadać o czymś innym, bardzo głośno żeby mnie zagłuszyć.
          Nie tylko ze mną tak robiła, z babcią jednąi drugą, ze znajomymi - m zero
          reakcji. W końcu się wkurzyłam i powiedziałam m że to nieładnie, że czuję się
          dziwnie musząc milknąć za każdym razem kiedy jego 7 letnia córka wtrąca mi się w
          zdanie. A musiałam bo m mnie uciszał pozwalając gadać córce. I usłyszałam żebym
          nie stawała między nim a córką. Wiesz co - dla mnie to było czyste chamstwo. Nie
          stawałam między nimi tylko domagałam się prostego szacunku i normalnej
          grzeczności. Nie pytałam kogo bardziej kocha tylko prosiłam o podstawowe zasady
          kultury! Obroniłam się w końcu sama. Nie zważając na skrzywioną minę m sama
          powiedziałam młodej żeby nie wtrącała mi się w zdanie bo to bardzo nieładnie
          tyle razy aż zrozumiała że sobie nie pozwolę.
          Moją córkę za coś takiego tępiłabym strasznie bo to niegrzeczne i niemiłe. I
          miłośći miejsce w szeregu nie ma tu NIC do rzeczy!
          • zonka77 Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 16:23
            chyba zaczynam się powtarzać i piszemy z Nataszą to samo smile smile smile
            • m-m-m Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 16:25
              No to i ja dochodzę do "chóru": tez mam wrażenie, że
              cały czas piszę to samo co Zonka i Natasza smile)
              • mamba30 Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 16:28
                ja może mniej piszę, ale dokładnie to samo mam na mysli. Przerobiłam
                w praktyce, o ile czytałyście mój poniższy wątek.
          • zielnaa Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 17:42
            przerabiałam to samo. Z dwóch stron - jako ignorowana przez pasierba
            macocha i jako matka, której mąż zgłaszał uwagi co do zachowania jej
            syna, a swojego pasierba. Przeżyliśmy, dotarliśmy się. Czasem nadal
            są sytuacje zapalne, ale jedyną płaszczyzną, na której można
            osiągnąć porozumienie to zasada "nia ma świętych krów".
            a.
        • nangaparbat3 Re: miejsce w szeregu 12.09.07, 18:50
          Ja tu sie odnioslam przede wszystkim do postu Mamby, ktory zrobił na mnie duze
          wrażenie:


          >>No cóż, uważam, że to nie fair z jego strony, że sobie ustanowił
          taka hierarchię. Już na samym wstępie pokazał Ci, gdzie jest Twoje
          miejsce w szeregu.
    • kimbeli Re: Tylko troche na temat, ale moze pomozecie ??? 12.09.07, 17:55
      Rodzice (rodzic) powinni zadbać przede wszystkim o interes osób
      najsłabszych. Motamy sobie życie tak czy inaczej, szukamy takiego
      układu, w którym nam będzie najlepiej, chcemy być szczęśliwi. mamy
      do tego prawo. Powinniśmy jednak pamiętać o tym, że dziecko
      całkowicie jest zależne od nas.
      Ono sobie „konfiguracji” nie wybiera i nie ono decyduje o tym, że u
      taty spędza weekend i połowę wakacji. A chciałoby mieć taką rodzinę,
      jak kolega z podwórka.
      Bardzo często nie od nas to zależy. Bywa, że jest to jedyne sensowne
      rozwiązanie. Ale trzeba o tym pamiętać, że to my fundujemy naszym
      dzieciom te wątpliwe „atrakcje”, bo to nie one wybierały sobie
      nieodpowiedzialnego ojca (matkę) i nie one podejmowały decyzję o
      rozwodzie czy związaniu się z kimś innym.
      Tu nie chodzi o ustalenie „ważności” w rodzinie czy kolejność
      kochania, ale o chronienie tych, którzy sami o siebie nie zadbają –
      zwyczajnie nie mają takiej możliwości.

      W dobrze pojętym interesie dziecka jest też prawo do wychowania.
      Jeżeli rodzic tego nie widzi, trzeba mu to powiedzieć. I nie ma tu
      znaczenia czy jest to rodzic na co dzień czy na „wychodne”. Skoro
      tego nie widzi – trzeba mu to uświadomić. Inna rzecz w jaki sposób.
      Bardzo często rodzic winny rozpadu rodziny chce wynagrodzić to
      dzieciom. Bywa że dochodzi w związku z tym do kuriozalnych sytuacji.

      Oczywiście do dyskusji jest ocena niewłaściwego zachowania dzieci i
      tolerancja rodziców czy otoczenia. Pamiętać należy również o tym, że
      5-, czy 8-latek jest bardzo podatny na wpływy innych, szczególnie
      jeżeli „wpływającym” jest rodzic niejako „codzienny”, do której my
      możemy mieć liczne zastrzeżenia, ale dla dziecka jest on kimś znanym
      i kochanym. Z kim się liczy. Niektóre zachowania mogą wypływać ze
      swoistej lojalności wobec takiej osoby – szczególnie jeżeli zdaniem
      dziecka jest ona pokrzywdzona przez byłego partnera.


      Znam przypadek, gdzie ukochana córka mojego znajomego, natychmiast
      po ustaniu obowiązku alimentacyjnego zerwała wszelki kontakt z
      ojcem. Już po rozwodzie rodziców były to radzej chlodne uczucia z
      jej strony, chociaż poprawne. Do drugiej żony ojca, którą winiła za
      rozpad małżeństwa rodziców, zawsze odnosiła się wyłącznie wrogo. Nie
      chce znać również swojego przyrodniego rodzeństwa. Czyli może być i
      tak.
    • kicia031 Oszalala obsesja 13.09.07, 12:11
      Z tego, co widze wokol siebie, to wiekszosc rodzicow szaleje na
      punkcie swoich dzieci i ma wyrazne objawy obsesji. Najciekawsze jest
      to, jak pojawienie sie takiej obsesji raportuja ludzie, ktorzy przed
      pojawieniem sie dzieci glosili, ze oni to nigdy w zyciu...

      Dla osoby postronnej moze to byc rzeczywiscie niezrozumiale, a nawet
      bolesne, jesli uwaga potencjalnego partnera, do ktorej bylismy
      przyzwyczajeni ogniskuje sie na kims innym.

      Nie wiem, czy jest w twojej sytuacji jakas sensowna rada - roznie
      sytuacja moze sie rozwinac. Moze warto sie wycofac, jesli mialabys
      byc z tym nieszczesliwa? Poki czas?
Inne wątki na temat:

Nie pamiętasz hasła

lub ?

 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nakarm Pajacyka