mamba30
27.08.08, 10:51
Tym razem to nie będzie problem macochowy a exowo-alimentowy. Mam 14
letniego syna, po walkach w sądzie 2 lata temu podwyższono alimenty
na kwotę 650 zł. - Warszawa, wtedy też nie pracowałam (zjawisko
przejściowe). Szanowny ekhm tata poza alimentami nie dokłada się do
niczego. Przez 2 lata nadprogramowo otrzymałam 100 zł. Od 2 lat
również nie zabiera młodego na wakacje a i weekendy są sporadyczne i
uzależnione od wolnego czasu tatusia. Dam przykład - dziecka nie
miał 8 tyg., chce go wziąć na weekend, mówię spoko, pasuje mi, mam w
piątek gości, więc po niego podjedź. tatuś w piątek nie może, bo ma
imprezę, weźmie w sobotę. Raz w życiu poprosiłam, aby zabrał syna w
konkretny weekend (2 weekend majowy), bo M zrobił dla nas dwojga
rezerwację w Wiśle. Dodam, że nigdzie przez kilka lat nie
wyjeżdżaliśmy. Oczywiście tata miał to w nosie, sam sobie z dziunią
pojechał. Pies go trącał. On nawet nie wie, do którego gimnazjum
poszedł syn, nigdy nie był w szkole, na zebraniu, ale rżnie
wspaniałego fadera, który od czasu do czasu weźmie dziecko, żeby się
pochwalić, jakiego wspaniałego ma syna.
I teraz do rzeczy, wydatki na syna wzrosły, gimnazjum jest
kosztowniejsze od podstawówki, jest w klasie z rozszerzonym
angielskim, dziecko rośnie, częściej musze wymieniać garderobę,
potrzeby młodego również wzrosły, ale to pewnie same dobrze wiecie.
Niedawno odnowiliśmy dziecku pokój, wymieniliśmy meble, komputer,
TV. Od ojca nie chciałam ani złotóweczki, zresztą zapewne bym nie
dostała. Tatuś jak się dowiedział, że wymieniliśmy kompa, zażądał
ode mnie starego, bo jak twierdził należał mu się. Komputer był
zakupiony jeszcze przed rozwodem na raty. Wysłałam do tatusia smsa,
że wydatki i potrzeby wzrosły i czy zamierza coś z tym zrobić sam,
czy woli, żeby rozstrzygnęły to osoby trzecie. Odpisał, że mogłam
nie kupować TV za 2.100 zł. to bym miała kasę i że on ewentualnie
może się dokładać do większych wydatków w miarę możliwości - czytaj,
mam to gdzieć. Jak już wyżej wspomniałam na kilka takich akcji przez
2 lata dostałam całe 100 zł. Gdzie przy końcu 1 klasy gimnazjum
miałam w maju wydatki szkolne rzędu 700 zł. i tata obiecał, że da
200 zł. po 2 miechach dał rzeczone 100 zeta i cisza.
Czy według Was powinnam iść do sądu i się szarpać z nim? Teraz
pracuję, zarabiał dosyć dobrze i jestem w stanie spokojnie nas
utrzymać. Czy warto tracić nerwy, czy powinnam sobie odpuścić? Czy
fakt, że teraz zarabiam ile zarabiam będzie świadczył na moją
korzyść, czy wręcz przeciwnie, sąd stwierdzi, że sama mogę podołać,
więc nie należy się podwyżka. Poradźcie proszę.