croolick
02.12.09, 01:23
Na pl.misc.kolej pojawiła się ciekawa relacja Bartosza Forjasza:
Jednym z moich ambitnych planów na te wakacje było w końcu piesze
zaliczenie tej linii. No i się udało dzięki wielu sprzyjającym okolicznościom
:-). Ta ciekawa (niestety była już) linia kolejowa jest jedną ze starszych na
ziemiach polskich. Powstała już w 1846 roku jako część ówczesnej magistrali
Wrocław - Legnica - Węgliniec - Żary - Lubsko - Berlin (zwanej też Koleją
Dolnośląsko - Marchijską). Dlaczego ona miała takie wydłużenie, tego niestety
na 100% nie wiadomo. W każdym razie interesujący mnie odcinek był chyba
najciekawiej wytrasowany. Z Żar prowadzi równoleżnikowo do Sieniawy (przed II
wojną światową na tym odcinku biegły tu 4 tory niepołączone ze sobą, po 2
każdej spółki - południowe KD-M i północne spółki Halle - Forst - Żary). Za tą
miejscowością szlak biegnie wzdłuż meandrującej rzeki Lubszy to na sporych
nasypach, czy w głębokich parowach. Niestety zawirowania dziejowe sprawiły, że
tak się stało, iż po wojnie ta trasa (jak inne w tym regionie) zostały bardzo
mocno zmarginalizowane. Co prawda można było zobaczyć na niej bardzo
interesujące relacje pociągów kursujących z Lubska do Jeleniej Góry, Głogowa,
czy Żagania przez Jankową. Oczywiście najpopularniejszą relacją były Żary -
Lubsko. Aczkolwiek rozkład był co najmniej dziwny, jak choćby pociąg do Lubska
wyjeżdżający o 0:55 z żarskiego dworca (RJ 1974/75) Jakoś to się toczyło do
lat 80-tych. Wtedy linia się rozsypała, co zniechęciło do podróży ostatnich
wiernych pasażerów skądinąd najkrótszej trasy między Żarami a Lubskiem. Ruch
tutaj zawieszono w 1990 roku i skazano od razu na śmierć przez rozszabrowanie
poprzez np. fizyczne likwidacje wyjazdów z Sieniawy i Jasienia). Do tego
doszła budowa obwodnicy Jasienia, kiedy to przeryto nasyp tej linii nie
zostawiając już jakiejkolwiek nadziei nawet największym optymistom na
odbudowanie tej linii.
Tyle historii, czas na rzeczywistość. Piątego lipca tego roku wysiadłem z
komfortowego szynobusu rel. Legnica - Tuplice na peronie sieniawskiego dworca
(dawna stacja jest zdegradowana do posterunku odgałęźnego). Myślałem, że
będzie ciekawiej z pogodą, gdyż już w Miłkowicach trafiliśmy na potężną ulewę.
Ale tymczasem w Sieniawie rozpogadziło się. Jeszcze zakup paru potrzebnych
rzeczy do pokonania takiego dystansu i ruszam w drogę. Początkowo dawna linia
do Jasienia biegnie wzdłuż trasy do Tuplic, aby po kilkuset metrach odejść od
niej równoleżnikowo. Po kilkuset metrach od Sieniawy widać jeszcze
pozostałości po przejeździe kolejowym i budce dróżnika. Oczywiście ślad po
linii jest dwutorowy, słupki hektometrowe wskazują na co najmniej przedwojenny
rodowód. Widać także śladu ulewy, ale w da się iść. Linia teraz się obniża i
skręca na północny-zachód aby dołem przejść pod trasą w kierunku Zasiek. Nie
wiem dlaczego, ale zawsze wyobrażam sobie pokonującą to miejsce Oelkę z bipą w
tym nocnym kursie z Żar do Lubska. W tym miejscu słyszę (coraz
krótszego)przejeżdżającego Wafla do Krakowa. Wiadukt tej linii kolejowej jest
w coraz gorszym stanie - brakuje już barierek. Idąc dalej dochodzę do
pierwszego obiektu inżynierskiego robiącego wrażenie - ceglanego wiaduktu nad
drogą Lipinki Łużyckie - Górka. Budowla w dalszym ciągu nieźle się trzyma.
Tutaj też są ostatnie widoczne zabudowania - następne dopiero będą w Lipsku
Żarskim. W tym miejscu trafiłem na innego zaliczaka tej linii - kotka luzem,
idącego w tym samym kierunku, co ja. Po zobaczeniu mnie sierściuch postanowił
kilkoma długimi susami przetrzeć mi szlak i później najpewniej znajdował się w
dość dużym odbiegu przede mną :-P. Kolejny potężny most (oczywiście ceglany)
znajduje się kilkaset metrów za tym wiaduktem. Dalej wchodzi się w las. Cały
czas widać jak linia łagodnie opada ku Lipskowi Żarskiemu. No niestety zbyt
dużo pamiątek po tej trasie nie ma - jest trochę słupków. Nie ma mowy o
szynach, czy nawet podkładach (chociaż jest ich kilka, głównie na dawnych
przejazdach). To już niestety ostatni etap "życia" tej linii - okoliczna
ludność "zaopiekowała się" większością tłucznia stąd. Teraz już tylko przyroda
pożre ślady po niej...Ja tymczasem dzielnie walczę z przyrodą i owadami
połykając kolejne metry. Tutaj linia biegnie w lekkim wykopie. Warto również
zwrócić uwagę na ceglane przepusty. Okazało się też, że całkiem blisko biegnie
droga asfaltowa, a tymczasem ja już mam dość tych chaszczy, pokrzyw i innych
:P. Cóż bycie MiKolem wymaga takich poświęceń! W Sieciejowie kolejny potężny
most. Szkoda, że nie da się zejść na dół i z tej perspektywy podziwiać kunszt
budowniczych sprzed 150 lat. Przed Lipskiem dawna linia kolejowa staje się
drogą gruntową, ale to tylko pozory, bo już za chwil kilka czekają mnie
niespodzianki. Pierwsza to taka, że zostało jeszcze trochę tłucznia (do
wybrania) razem z całkowicie przegnitymi podkładami, a druga to taka, że szlak
zaczyna się robić coraz bardziej zarośnięty aż do takiego stanu, że nie da się
przejść tam. I tak kilkaset metrów muszę przejść naokoło przez jakąś wycinkę,
heh. Przy okazji trafiłem na resztki jakiegoś wiaduktu drogowego nad tą linią,
która biegnie w głębszym wykopie. W końcu niedaleko Lipska Żarskiego pojawia
się możliwość powrotu na szlak, z czego skrzętnie korzystam. Na dawnej stacji
w Lipsku Żarskim robię sobie odpoczynek. Pozostało tu sporo podkładów
betonowych. Obiekty dworcowe są zamieszkane. Jeszcze tylko rzut oka na ofertę
PKS, którą można skwitować mianem "dna" i wyruszam po dawnym starotorzu
stacji. Jako, że słoneczko przypiekało coraz bardziej, a moje zapasy wody
zmalały do zastraszająco niskiego poziomu zacząłem odczuwać trudy podróży. Ten
fragment jest inny niż przed Lipskiem Żarskim. Pozostało większość słupków
hektometrowych, można gdzie niegdzie spotkać podkłady. Linia dalej biegnie w
dół a to nasypie, a to w wykopie. No i jest bardzo dobra droga gruntowa.
Myślę, że nie skłamię jak napiszę, że jest na tyle szeroka, iż można tam
spokojnie przejechać TIR-em, czy czołgiem (tylko, kto w taki sposób zalicza
nieczynne linie kolejowe?! :-P). Linia biegnie w lesie mieszanym, wokoło
śpiewają ptaszki, no słoneczko świeci, co jest w sumie piękną okolicznością
przyrody jak na śmierć linii kolejowej... Droga powoli robi się coraz
trudniejsza w przejściu, pojawia się wiele kałuż. Słychać z oddali ruch
samochodowy, co wskazuje, że już niedaleko do tej nieszczęsnej obwodnicy
Jasienia. Otóż nieprawda - jest jeszcze ona daleko :-P. Kałuże robią się coraz
większe, ale słupki dalej towarzyszą co wygląda coraz bardziej karykaturalnie.
Przed obwodnicą pojawia się jeszcze jeden wiadukt nad drogą gruntową. Trasa do
Jasienia to już brnięcie tym razem w piasku. W końcu po prawie 3 godzinach
marszu docieram do kulminacyjnego punktu tej podróży, czyli sławnej już
obwodnicy Jasienia. Tutaj odpoczywam dumając nad pięknym początkiem, latami
świetności i fatalnym zakończeniem tej linii kolejowej. Te kilkadziesiąt
metrów przerytego nasypu definitywnie zakończyło jej życie. Dalej idę do tego
miasteczka, żeby w końcu uzupełnić płyny w organizmie. Klienci sklepu lekko
się zdziwili, gdy zobaczyli jak szybko wlałem w siebie 1,5 l. mineralki. No
cóż, pić mi się bardzo chciało :). Po tym jeszcze krótka wizyta na stacji.
Trzyma się ona nienajgorzej - na północnej stronie ledwo widoczny ślad po
pociągach towarowych kursujących do Lubska. Zachował się tamże skrajnik. Dawny
budynek dworcowy jest zamieszkały. Gorzej jest ze stroną południową - tutaj
tory do Sieniawy zerwane są do gołej ziemi (właściwie piasku). Tutaj kończę
swoją wyprawę. Tradycyjnie zapraszam do galerii tiny.pl/hxpk4 - niestety
ocalało mi dosłownie parę fotek z kilkudziesięciu, które zrobiłem, głównie z
Jasienia i jedno z okolic Sieciejowa. Co się stało z resztą - nie mam pojęcia
:-(.