Dodaj do ulubionych

Czy książki mogą demoralizmować, a ....

17.07.05, 21:33
... jeśli tak, to co z tym fantem zrobić?
Obserwuj wątek
    • braineater Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 21:57
      Na szcęście nie moga, bo to chyba samemu trzeba być zdemoralizowanym, by dac
      się zdemoralizowac ksiązce. Jak się ma w głowie poukładane, żadna ksiązka
      krzywdy nie zrobi.
      Pozdrowienia:)
      • another_story Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 22:07
        Święte słowa.

        Aczkolwiek mnie nieomal zdemoralizowało "Nad Niemnem". Podczas czytania tego
        dzieła miałam ochotę kogoś udusić.
        • kawa_malinowa Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 22:22
          :)
          Do braineatera: Podobno książki odbijają tylko to, co w czytelniku już jest :)
          Do Another (odezwij się do mnie, moja droga): Wyobraź sobie, jaka jest skala
          tej demoralizacji :)
          • tago_mago Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 22:38
            ogromna :).
          • another_story Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 22:48
            > Do Another (odezwij się do mnie, moja droga)

            Kajam się, kajam... Odezwę się wkrótce, przechodzę obecnie etap przejściowy.
            • another_story Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 22:49
              Tiaaa, "przechodzę etap przejściowy"... Ale wiesz, o co biega ;).
            • kawa_malinowa Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 17.07.05, 22:49
              Martwię się... Serio.

              • tad9 Do przedmówców 18.07.05, 05:29
                Skoro - Waszym zdaniem - książka nikogo zdemoralizować nie może, postawmy inne
                pytanie: czy książki mogą wywierać JAKIKOLWIEK realny wpływ na czytelników.
                Zmieniać ich poglądy, nastawienia, sposób widzenia świata, itd, itd. Wiele osób
                utrzymuje, że taka czy inna książka wywarła mocny wpływ na ich życie. Czy nie
                należy im wierzyć? A jeśli im uwierzymy, jeśli uznamy, że książki mogą na
                czytelników wpływać, to na jakiej właściwie podstawie mamy założyć, że ów wpływ
                może być jedynie pozytywny? Lub - od innej strony - czy, skoro książki nie mogą
                wywierać szkodliwego wpływu - można bez obaw pozwalać dzieciom czytać
                WSZYSTKO?
                • daria13 Re: może ad rem? 18.07.05, 09:52
                  tad9 napisał:
                  Lub - od innej strony - czy, skoro książki nie mogą
                  >
                  > wywierać szkodliwego wpływu - można bez obaw pozwalać dzieciom czytać
                  > WSZYSTKO?
                  Pytanie z gatunku retorycznych, baaardzo ciekawe;)
                  Dziecko z natury i z definicji poukładane w głowie dobrze mieć nie może, bo a.
                  brakuje mu odpowiednich doświadczeń, b. jest niedojrzałe emocjonalnie (zależy
                  rzecz jasna od wieku dziecka, ale zakładam, że masz na myśli dzieci-dzieci, a
                  nie młodzież).
                  Pozwalanie dzieciom na czytanie krwawych horrorów z pewnością może budzić w
                  nich lęki i urazy. Opowieści z życia narkomanów mogą zamiast odstraszyć,
                  jakbyśmy sobie tego pewnie życzyli, pobudzić ciekawość, ciężki powieści
                  psychologiczne z pewnością nie beda przez dzieci zrozumiane, moga jedynie
                  obudzić lek przed naturą ludzka. Nie wyobrażam sobie, jaki pozytek mogłoby
                  wynieść dziecko z lektury na przykład Pianistki Jelinek. Tego typu tytuły można
                  mnożyć długo.
                  Tę tezę można by więc rzeczywiście rozszerzyć na osobniki dorosłe, ale
                  niepoukładane, innymi słowy niedojrzałe emocjonalnie, których w sumie nie
                  brakuje. Więc tak, osobom niedojrzałym niektóre książki moga szkodzić, w
                  przeciwieństwie do osób dojrzałych, o skrystalizowanych podlądach,
                  doświadczonych.
                  To wszystko wydaje mi się oczywiste, ale skoro padło pytanie pozwalam sobie
                  odpowiedzieć, choć sensu w pytaniu za bardzo nie widzę z racji tej oczywistości
                  właśnie.
                  Ciekawi mnie do czego zmierzasz tak naprawdę zadając to pytanie. Może
                  przejdziesz do rzeczy?
                  • tad9 Re: może ad rem? 18.07.05, 19:35
                    daria13 napisała:

                    > Dziecko z natury i z definicji poukładane w głowie dobrze mieć nie może, bo
                    >a.brakuje mu odpowiednich doświadczeń, b. jest niedojrzałe emocjonalnie

                    A więc uważasz, że książki demoralizować mogą (przynajmniej osoby
                    bez "odpowiednich doświadczeń" i "niedojrzałe emocjonalnie"). Zgadzam się.
                    Książka to jeden z najniebezpieczniejszych wynalazków człowieka.


                    > Tę tezę można by więc rzeczywiście rozszerzyć na osobniki dorosłe, ale
                    > niepoukładane, innymi słowy niedojrzałe emocjonalnie, których w sumie nie
                    > brakuje. Więc tak, osobom niedojrzałym niektóre książki moga szkodzić, w
                    > przeciwieństwie do osób dojrzałych, o skrystalizowanych podlądach,
                    > doświadczonych.

                    Czy aby nie proponujesz tu czegoś na kształt "błędnego koła"? Książka
                    demoralizuje osoby niedojrzałe, a osoby niedojrzałe, to osoby, które są podatne
                    na demoralizację przez książki. Tak to wygląda?

                    > Ciekawi mnie do czego zmierzasz tak naprawdę zadając to pytanie. Może
                    > przejdziesz do rzeczy?

                    Cały czas jestem rzeczowy.
                • Gość: landryna Re: Do przedmówców IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.07.05, 22:44
                  Czytajac" samotnosc w sieci " zdradzilam meza, czytajac" 100 dni samotnosci"
                  przy momentach, w ktorych dochodzilo do opisu zblizen, mialam ogromna potrzebe
                  uprawiania w ten sam sposob sexu. Moze odbija mi z wiekiem, z cala pewnoscia
                  odbija ale prosze nie komentujcie tego.
        • Gość: bdx Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... IP: *.adsl.inetia.pl 18.07.05, 13:25
          Do realizmu, naturalizmu, pozytywizmu trzeba dojrzeć! To nie jest łatwa w
          odbiorze literatura. Najłatwiej powiedzieć: nuuuuuuuuuuda.
      • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 05:30
        braineater napisał:

        > Jak się ma w głowie poukładane, żadna ksiązka
        > krzywdy nie zrobi.

        A jak się nie ma poukładane?


        > Pozdrowienia:)
        • braineater Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 13:18
          A jak się nie ma poukładane to moze zdemoralizować wszystko - od kazania w
          kosciele, przez kreskówke w telewizji po antyaborcyjne plakaty. Wtedy to już
          raczej nie ma co gadac o ksiązkach.
          Pozdrowienia:)
    • Gość: ABW OCZYWIŚCIE MOGĄ... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 18.07.05, 10:02
      ... jeżeli się ich nie czyta!!!
    • sumire Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 13:19
      Wzdych... Zaraz będzie, że Harry Potter miesza w głowach.
      Wątpię, żeby nieczytanie książek chroniło w jakikolwiek sposób przed
      zdemoralizowaniem. Chyba jednak jest odwrotnie. Na pewno nawet.
    • Gość: Zdanka Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... IP: *.4web.pl 18.07.05, 13:22
      Niewątpliwie, naprawdę demoralizujące jest tylko i wyłącznie zycie.
      • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 19:45
        Gość portalu: Zdanka napisał(a):

        > Niewątpliwie, naprawdę demoralizujące jest tylko i wyłącznie zycie.

        Uważasz więc, że książki nie mogą nieść żadnych "prawd życiowych" i nic nam o
        życiu nie mogą powiedzieć?
    • aaneta Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 14:16
      A co to znaczy "zdemoralizMować"?
    • ada08 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 14:19
      Słowo "zdemoralizować" to może za dużo powiedziane, ale ksiązki
      (utwory) mogą zaszkodzić czytelnikowi, który nie ma "poukladane" :-)
      Np. bardzo młodemu "niepoukładanemu" czytelnikowi mogą zaszkodzić
      utwory propagujące ideologie totalitarne / przypuszczam, że raczej takie szkody
      miał na myśli Tad9 , a nie Harry Pottera, ale może się mylę i nie
      przytoczy zaraz Tad9 wierszy Szymborskiej o Stalinie ? :-))
      a.
      • another_story Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 14:33
        Ja myślę, że książki propagujące totalitaryzm nikogo nie zdemoralizują, bo
        takowych po prostu się nie wydaje. No, niechlubnym wyjątkiem była
        niedawno "Mein Kampf", ale - jak słusznie zauważył mój kolega - wielu skinów ma
        problem z czytaniem ze zrozumieniem ;).

        • ada08 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 14:41
          another_story napisała:

          > Ja myślę, że książki propagujące totalitaryzm nikogo nie zdemoralizują, bo
          > takowych po prostu się nie wydaje.

          Jeśli przyjąć, że jest to wątek o książkach obecnie wydawanych, to
          istotnie książek prapagujących ideologie totalitarne oraz inne bałamuctwa
          być może sę nie wydaje. Myślę jednak, że autorowi wątku chodziło o szersze
          zjawisko szkodliwego wpływu książek i w ogóle słowa pisanego, nie tylko
          teraz , ale i w przeszłości. Bo skąd się wzięło np. "ukąszenie heglowskie" ?
          Nie z muzyki przecież :-) Tu głównie słowo pisane zadziałało.
          a.
        • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 19:48
          another_story napisała:

          > Ja myślę, że książki propagujące totalitaryzm nikogo nie zdemoralizują, bo
          > takowych po prostu się nie wydaje.

          Ciekawe ujęcie sprawy: nie demoralizują te książki, których się nie wydaje.
          Cóż - zgadzam się z tym. A co z tymi, które jednak wydano? Żadna nie była
          szkodliwa?
        • Gość: wojd1 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... IP: 81.15.159.* 20.07.05, 16:45
          takich się nie wydaje?! To polecam jakąś księgarnię "katolicką" albo lektury
          miłośników radia M-a.
      • aaneta Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 14:51
        No właśnie, ja bardzo chciałabym wiedzieć, co Tad9 miał na myśli, mówiąc o
        demoralizacji (już mu wybaczam tę literówkę). Więc bardzo proszę Tada9, żeby
        był uprzejmy doprecyzować pytanie, bo chętnie odpowiem, stęskniłam się za
        Tadem9, tylko muszę wiedzieć, o co mu chodzi. Obawiam się bowiem, że jego i
        moja definicja demoralizacji mogą się różnić, więc dobrze byłoby mieć pewność,
        że mówimy o tym samym.
        • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 15:47
          aaneta napisała:

          > No właśnie, ja bardzo chciałabym wiedzieć, co Tad9 miał na myśli, mówiąc o
          > demoralizacji (już mu wybaczam tę literówkę). Więc bardzo proszę Tada9, żeby
          > był uprzejmy doprecyzować pytanie

          Zdemoralizować znaczy tu mniej więcej tyle, co wywrzeć zły wpływ. Istnieją -
          jak sądzę - rzeczy, które uważasz za złe, czy chociażby niewłaściwe. Może to
          być np. rasizm, lub - przeciwnie - tolerancja rasowa. Przypuśćmy, że za złą
          uważasz rasową tolerancję, wówczas, gdyby ktoś pod wpływem takiej czy innej
          książki zaczął ową tolerancję wyznawać, mogłabyś chyba powiedzieć, że książka
          ta go zdemoralizowała (czy, że wywarła nań zły wpływ). Gdybyś zaś uznawała
          rasizm za rzecz brzydką, mogłbyś mówić o demoralizacji przez książkę, gdyby
          ktoś pod wpływem jej lektury został rasitą.

          > bo chętnie odpowiem, stęskniłam się za
          > Tadem9, tylko muszę wiedzieć, o co mu chodzi.

          Zatem: czy Twoim zdaniem książki mogą demoralizować?

          >Obawiam się bowiem, że jego i
          > moja definicja demoralizacji mogą się różnić, więc dobrze byłoby mieć
          >pewność, że mówimy o tym samym.

          Moja i Twoja definicja demoralizacji zapewne się nie różnią. Różnić mogą się w
          jakimś stopniu nasze systemy wartości, to jednak nie ma tu dużego znaczenia.


          • agrafek ba, ale trzeba tu rozróżnić! 18.07.05, 16:52
            Bo taki, na ten przykład, Platon, zdemoralizować może jak najbardziej, bo też
            celem jego działań jest przekonywanie ludzi, że pewne poglądy na świat są
            właściwsze... Podobnie, choć w innej skali, działają autorzy książek
            kucharskich, zwłaszcza, np. wegetariańskich, które mogą zdemoralizować
            mięsożerców, oraz wszyscy ci, którzy kiedykolwiek napisali jakikolwiek poradnik.
            Zupełnie inaczej jest, natomiast, z powieściami i już miałem napisać, że
            zdemoralizować nijak nie mogą, ale sobie przypomniałem casus Karola Maya, po
            lekturze którego, chłopcy, ponoć, namiętnie uciekali z domów, żeby wyruszyć na
            dziki zachód. Uczynił tak, na przykład, mój rodzony dziadek.
            A już poezja może zdemoralizować, że ho ho, czego dowodem jest poemat
            zamieszczony w zbiorze "Antologia angielskiej poezji metafizycznej", którym to
            poematem, niżej pozdrawiający kiedyś demoralizował... Tylko, czy to było
            skłanianie do złego, tego nie wiem:). A, że dziadek też na dziki zachód nie
            dotarł, to i wpływ Karola Maya nie okazał się zatrważający.
            Kończąc już te wkręty biograficzne, pozwolę sobie wypowiedź podsumować
            stwierdzeniem, że jedne książki mają na zdemoralizowanie szanse większe - są to
            wszelkiego rodzaju programy ideologiczne, inne (poezja, powieści) - mniej. I -
            być może - w przypadku tych drugich, rzeczywiście demoralizują wyłącznie już
            zdemoralizowanych.
            pozdrawiam
          • braineater Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 17:45
            tad9 napisał:


            >
            > Zdemoralizować znaczy tu mniej więcej tyle, co wywrzeć zły wpływ.

            I sądzisz, że ksiązki, filmy, obrazy (by rozszerzyc nieco zagadnienie) mogą
            mieć taki wpływ? Bo ja upierałbym sie jednak, że wszystko zalezy od odbiorcy.
            Przecież nikt nie powie, że Koran czy Biblia to zła literatura, czy też
            szerzej, do zła namawiająca - a jak spojrzeć w historię czy nawet tu i teraz,
            znajdziesz tysiące przykładów na to, że obie ksiązki służa jako źródło
            motywowania coraz to bardziej idiotycznych działań. I co? Wina to ksiązek, czy
            ludzi którzy za pomocą tych tekstów uprawiają manipulacje na wielu poziomach?
            Wydaje mi się, że nader cięzko byłoby sprowadzić 'demoralizowanie' do prostego
            równania przyczyna-skutek, że sam tekst może byc źródłem myśli niebezpiecznych,

            Istnieją -
            > jak sądzę - rzeczy, które uważasz za złe, czy chociażby niewłaściwe. Może to
            > być np. rasizm, lub - przeciwnie - tolerancja rasowa. Przypuśćmy, że za złą
            > uważasz rasową tolerancję, wówczas, gdyby ktoś pod wpływem takiej czy innej
            > książki zaczął ową tolerancję wyznawać, mogłabyś chyba powiedzieć, że książka
            > ta go zdemoralizowała (czy, że wywarła nań zły wpływ).

            książka, która czyni rasistą (lub anty)Nie chce mi się za bardzo wierzyć, by
            bez uprzednich inklinacji, bez wiedzy wcześniejszych, jakas ksiązka może komuś
            tak dokładnie przeorać światopogląd by naraz zaczął głosic rzeczy przeciwne, do
            tych które głosił wcześniej. Natomiast wierzę, że nacięcie się na grupkę
            Weszpolaków może zrobić z człowieka wyznawcę antyweszpolskiej ideologii, jak
            również pobicie przez rosyjskich bandytów może zmienić kogoś w rusofoba - i
            generalnie chyba starałbym się zrozumieć takich ludzi, mimo, że niezgadząłbym
            się z tymi wartościami. Ksiązka, żadna ksiązka nie ma takiej siły.

            Pozdrowienia:)
            • chihiro2 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 18:02
              Zgadzam sie z przedmowca. Sztuka (szeroko pojeta) nie ma az takiego wplywu na
              odbiorce. Znane sa oczywiscie przypadki, gdy to mlodziez po obejrzeniu "Natural
              born killers" kogos tam zabila, usprawiedliwiajac sie, ze to film ich
              zainspirowal. I generalnie uwazam, ze film bardziej moze przyczyniac sie do
              demoralizacji niz literatura. Ale tylko przyczyniac sie, nigdy byc jedynym
              katalizatorem utraty moralnosci.
              Literatura niewatpliwie wplywa na czytajacych, ksztaltuje charakter,
              swiatopoglad, nadaje kierunek rozwojowi intelektualnemu i duchowemu, i w ten
              sposob moze zmienic niejako podejscie do moralnosci. Ale wszystko zalezy od
              czytelnika, jak on odbierze lekture, w jakim stanie psychicznym znajduje sie
              czytajac ksiazke i jak ja zinterpretuje i odniesie do rzeczywistosci, ktora go
              otacza. Nie ma generalnie demoralizujacych ksiazek, sa tylko odbiorcy ze
              sklonnosciami do "stania sie" zdemoralizowanymi. A zreszta - pojecie
              demoralizacji tez trzeba odniesc do wzorcow kulturowych, szerokosci
              geograficznej i czasu w historii...
              • broch Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 18:30
                "Sztuka (szeroko pojeta)" nie istnieje. Jesli sie przy takim okresleniu
                upierasz, to wpadasz w pulapke plynosci definicji, ktora pozwala uznac za sztuke
                kazda aktywnosc prowadzaca do demoralizacji (okreslenie rownie nieprecyzyjne).
              • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 19:36
                chihiro2 napisała:

                > Zgadzam sie z przedmowca. Sztuka (szeroko pojeta) nie ma az takiego wplywu na
                > odbiorce.

                Co więc ma wpływ na odbiorcę, i dlaczego akurat "to" ma większy wpływ niż
                książki?
                • chihiro2 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 19:54
                  Nie napisalam, ze sztuka nie ma wplywu na odbiorce, ale ze nie ma az tak
                  silnego, zeby demoralizowac.
                  Czlowiek zanim zacznie czytac, co nieco wie juz o swiecie (nawet dziecko), jest
                  stworzeniem rozumnym i myslacym i nie da sobie zrobic prania mozgu jakakolwiek
                  ksiazka.
                  Wydaje mi sie, ze film ma wiekszy wplyw na przecietnego odbiorce, jako ze do
                  przecietnego czlowieka obraz trafia latwiej i glebiej go porusza niz slowo
                  pisane. Zaznaczam - przecietnego. Po ksiazke trzeba siegnac, trzeba wykazac
                  odrobine checi i woli, trzeba wybrac ksiazke, zas telewizor mozna wlaczyc i
                  ogladac jak leci, nie majac wplywu na dobor obrazu.
                  • ada08 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 20:18
                    chihiro2 napisała:

                    > Po ksiazke trzeba siegnac, trzeba wykazac
                    > odrobine checi i woli, trzeba wybrac ksiazke, zas telewizor mozna wlaczyc i
                    > ogladac jak leci, nie majac wplywu na dobor obrazu.

                    E, no co Ty ;-)
                    Jeśli ktoś ma w domu 50 książek i 50 programów z kablówki, to tak samo
                    musi "wykazać odrobine chęci i woli", żeby sięgnąć i wybrać ;-)
                    a.

            • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 19:40
              braineater napisał:

              > I sądzisz, że ksiązki, filmy, obrazy (by rozszerzyc nieco zagadnienie) mogą
              > mieć taki wpływ? Bo ja upierałbym sie jednak, że wszystko zalezy od odbiorcy.

              Rozumiem więc, że uważasz, iż człowiek jest tak mocno zdeterminowany przez swe
              wnętrze, że żaden wpływ zewnętrzny zaistnieć nie może. Wszystko, co zeń
              wychynie, jest produktem jego wewnętrznych uwarunkowań, czynniki leżące poza
              nim, mogą pełnić rolę co najwyżej katalizatora. Tak to widzisz?




              > Przecież nikt nie powie, że Koran czy Biblia to zła literatura, czy też
              > szerzej, do zła namawiająca - a jak spojrzeć w historię czy nawet tu i teraz,
              > znajdziesz tysiące przykładów na to, że obie ksiązki służa jako źródło
              > motywowania coraz to bardziej idiotycznych działań. I co? Wina to ksiązek,
              >czy ludzi którzy za pomocą tych tekstów uprawiają manipulacje na wielu
              >poziomach?

              A więc równie dobrze mogły być to nie biblia czy koran, ale instrukcja obsługi
              pralki automatycznej?

              > Natomiast wierzę, że nacięcie się na grupkę
              > Weszpolaków może zrobić z człowieka wyznawcę antyweszpolskiej ideologii

              A lektura tekstów pisanych przez wszechpolaków nie może - Twoim zdaniem -
              nikogo zniechęcić do wszechpolskiej ideologii?

              >
              > Pozdrowienia:)
              >
              • braineater Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 20:07
                tad9 napisał:


                >
                > Rozumiem więc, że uważasz, iż człowiek jest tak mocno zdeterminowany przez
                swe
                > wnętrze, że żaden wpływ zewnętrzny zaistnieć nie może. Wszystko, co zeń
                > wychynie, jest produktem jego wewnętrznych uwarunkowań, czynniki leżące poza
                > nim, mogą pełnić rolę co najwyżej katalizatora. Tak to widzisz?
                >

                W dużym skrócie - tak. To co ewentualnie wpływa to kontakt z drugim
                człowiekiem, typu twarzą w twarz. Ksiązka nie ma, co powtórzę raz kolejny,
                takiej siły przebicia. Przy czym nadmieniam, że cały czas mówimy o ludziach,
                którzy 'mają poukładane' w głowie, maja już jakiś swój swiatopogląd i są w
                stanie go bronić. I tak na przykład wiem, że ze wzgledu na moje poglady, nie
                zmieni mnie np lektura Łysiaka czy dmowskiego, bo po prostu nie pozwolę sobie
                na bezkrytyczna lekturę tychże i zawsze będę ich teksty, chocby nie wiem jak
                dobre warsztatowo - a tego na przykład wspomnianemu Łysiakowi odmówic nie
                sposób, będę filtrował przez własne poglądy i wiedze z innych źródeł.
                >

                >
                > A więc równie dobrze mogły być to nie biblia czy koran, ale instrukcja
                obsługi
                > pralki automatycznej?

                Może Cię to zmartwi, ale mogłaby - popatrz na ludzi wierzacych w 'Protokoły
                Medrców Syjonu', czy antykatolickie teksty Dreischera czy Uty Ranke -Hanneman.
                Wszystko zalezy od tego, czy człowiek słowo pisane przyjmuje jako
                niepodważalną 'prawdę objawioną' czy tez, jak być powinno, całkowicie
                subiektywny wytwór czyichś mysli i fantazji. Tak więc brak dystansu oraz
                obdarzony spora charyzmą manipulator, może z jakiegoś tekstu - nawet instrukcji
                obsługi prali uczynić 'świętą księga' i wmowić ludziom, że mają się kierować
                przykazaniami w niej zawartymi.


                >
                > A lektura tekstów pisanych przez wszechpolaków nie może - Twoim zdaniem -
                > nikogo zniechęcić do wszechpolskiej ideologii?

                Nie wypowiem się gdyz mój jedyny kontakt z tym ugrupowaniem jest tylko via
                media i strony internetowe i jesli miałbym oceniac tylko na podstawie tekstów w
                sieci, to raczej nie może bo kazdy w miare normalny człowiek po pierwsze posika
                się ze śmiechu z głupoty i stereotypowości tych tekstów, a potem, jesli będzie
                natchniony duchem obywatelskim, zgłosi te brednie, łamiące kilkanascie praw na
                raz najbliższej jednostce policji (plan utopijny:)


                Pozdrowienia:)
                • broch Wniosek z tego ze demoralizuja 18.07.05, 21:27
                  "W dużym skrócie - tak. To co ewentualnie wpływa to kontakt z drugim
                  człowiekiem, typu twarzą w twarz."

                  Czyli, drogi braineaterze, ksiazki demoralizuja. Nie ma roznicy czy
                  katalizatorem jest ksiazka czy czlowiek. Zastanow sie. Wszystko zalezy od
                  wrazliwosci odbiorcy, innymi slowy, przy okreslonej wrazliwosci, ksiazki moga
                  demaraliozwac.
                  • braineater Re: Wniosek z tego ze demoralizuja 18.07.05, 21:29
                    Sam tekst Cie nie zdemoralizuje - zdemoralizowac może wykładnia tegoż - a to
                    juz odbywa się poza ksiązką.
                    Ament:)
                    • broch Re: Wniosek z tego ze demoralizuja 18.07.05, 22:49
                      Jaka wykładnia? Zakladajac ze sztuka (ksiazka) jest katalizatorem można
                      powiedzieć że osoba jest "gotowa do demoralizacji" książka tylko tę
                      demoralizację katalizuje. Innymi słowy, bez katalizatora, nie doszłoby do
                      demoralizacji. Można więc uznać książkę za czynnik odpowiedzialny za
                      demoralizację. Szczególnie jeśli autorem jest autorytet.

                      Osobiście uważam że książki nie demoralizują, ale Twoje argumenty, faktycznie
                      dostarczają materiału stronie przeciwnej. :)
                      • braineater Re: Wniosek z tego ze demoralizuja 18.07.05, 22:55
                        broch napisał:

                        > Jaka wykładnia? Zakladajac ze sztuka (ksiazka) jest katalizatorem można
                        > powiedzieć że osoba jest "gotowa do demoralizacji" książka tylko tę
                        > demoralizację katalizuje.

                        Merci - właśnie mi potwierdziłeś założenia:). Jesli ksiązka jest tylko
                        katalizatorem, to demoralizacja tkwi w odbiorcy - czyż nie?:)Katalizatorem może
                        byc cokolwiek, więc sam tekst jest po prostu nieistotny, i może byc przez pana
                        Tad9 wspomniana instrukcją obsługi pralki.
                        >
                        > Osobiście uważam że książki nie demoralizują, ale Twoje argumenty, faktycznie
                        > dostarczają materiału stronie przeciwnej. :)

                        I znowu się zgadzamy - moje argumenty potwioerdzają argumenty strony
                        przeciwnej, Twoje potwierdzają moje, czyli jak zwykle utknęlismy na
                        stanowiskach wyjściowych:P

                        Pozdrowienia:)
                        P.S. ewentualny cd jutro bo dziś promile już nie pozwolą:)
                        • broch Re: Wniosek z tego ze demoralizuja 19.07.05, 01:12
                          niezupełnie potwierdziłem Twoją hipotezę: nawet, jeśli demoralizacja tkwi w
                          odbiorcy, potrzebny jest katalizator aby ją wyzwolić. Innymi słowy bez
                          kataliztora nigdy nie zostanie wyzwolona. Oznacza to iż każdy bodziec włączając
                          w to książki może katalizować demoralizację. Czyli książki (też) są za nią
                          demoralizujące :)))
                          • aaneta Re: Wniosek z tego ze demoralizuja 20.07.05, 15:57
                            Pozwolę sobie w tym miejscu włączyć się do dyskusji merytorycznie, a
                            przynajmniej spróbuję. Ale najpierw poproszę Tada, żeby się poczuł jak Bóg
                            według deistów, co to stworzył, ale potem już się nie wtrąca. Będę dźwięczna.
                            A teraz, proszę szanownych panów Brocha i Braineatera, proponuję ustalić, czy
                            mamy mówić o tym, że:
                            i) książki MOGĄ bądź NIE MOGĄ zdemoralizować,
                            czy też:
                            ii) książki DEMORALIZUJĄ bądź NIE DEMORALIZUJĄ.
                            Bo jeśli mamy mówić o i), to właściwie odpowiedź już padła, i to nie raz, i to
                            ze strony każdego z panów. Owszem książki MOGĄ zdemoralizować, wprawdzie nie
                            wszystkie i nie każdego, ale mogą, i wszyscy się co do tego zgadzają, choć pod
                            pewnymi warunkami. Tylko co z tego? Równie dobrze można powiedzieć, że książki,
                            i nie tylko książki, mogą spowodować dowolną pozytywną lub negatywną przemianę
                            czy zmianę poglądów, ba, nie tylko książki w liczbie mnogiej, pojedyncza
                            książka pewnie też może. I tak sobie możemy gadać do końca świata i nic z tego
                            nie wyniknie.
                            A jeśli mamy mówić o ii), to sytuacja jest jeszcze łatwiejsza, bo nikt przy
                            zdrowych zmysłach nie ośmieli się aż tak generalizującej tezy postawić, zarówno
                            w jedną, jak i w drugą stronę, patrz wyżej, bo jeśli zgodzimy się, że jedna
                            książka może zdemoralizować, to jeszcze nie oznacza, że w ogóle książki
                            DEMORALIZUJĄ, ale też nie pozwala na kategoryczne stwierdzenie, że książki NIE
                            DEMORALIZUJĄ. Dlatego w tym przypadku też nasze rozważania nie będą miały sensu.
                            Ale oczywiście nie o to Tadowi chodziło, żeby mu wykazać, że jego pytanie było
                            głupie. No dobra, może nie było głupie, tylko źle sformułowane, bo co to za
                            pytanie, na które można albo odpowiedzieć jednym słowem, albo książkę napisać.
                            Oczywiście wiemy już, o co Tadowi chodziło tak naprawdę, choć nie było łatwo to
                            od niego wyciągnąć, i nie do końca się udało, ale coś jednak powiedział, więc
                            proponuję teraz na tym się skupić.
                            Otóż, jeśli dobrze zrozumiałam, Tad uważa, że na świecie pełno jest książek
                            demoralizujących, cokolwiek by to miało oznaczać, tak czy owak szkodliwych i
                            nieodpowiednich dla ludzkości, które powodują... ha, nie wiem, co powodują, ale
                            i tak trzeba świat przed nimi i ich szkodliwością chronić, a nawet ratować. I
                            tu dopiero, moim zdaniem, powinna zacząć się dyskusja, choć nie jestem pewna,
                            czy na tym forum, i niekoniecznie w kontekście zasugerowanym przez Tada. Bo
                            niezależnie od tego, jaka jest skala tej demoralizacji i czy ona w ogóle ma
                            miejsce, to na pewno można się zastanawiać, jak zapobiegać czy przeciwdziałać
                            szkodliwym wpływom nieodpowiednich lektur. Bo chyba każdy w miarę racjonalnie
                            myślący człowiek zdaje sobie sprawę, że w obecnych czasach nie ma żadnego
                            sposobu na to, żeby całkowicie i na zawsze uniemożliwić komukolwiek czytanie
                            nieodpowiednich książek, jakkolwiek by tę "nieodpowiedniość" zdefiniować. No bo
                            co, cenzura, indeks, Fahrenheit 451? A co z internetem? A jeżeli nie da się
                            tego całkowicie uniknąć, to może należałoby robić coś, żeby taki jeden z
                            drugim, nawet jak już przeczyta coś gorszącego i okropnego, nie zrobił z tego
                            niewłaściwego użytku? I na to pytanie padła już odpowiedź, z ust, czy raczej
                            klawiatury Braineatera: dojrzałość, może nie tylko emocjonalna, pewnie też
                            społeczna, może jeszcze jakaś inna, w każdym razie dojrzałemu człowiekowi żadna
                            lektura w głowie nie powinna pomieszać. A jeśli mówimy o dzieciach, co i kiedy
                            mogą czy powinny czytać? Moim zdaniem mogą wszystko, jeśli tylko mają
                            odpowiednie możliwości percepcyjne, ale pod okiem i bokiem rodziców bądź kogoś
                            mądrzejszego, bardziej dojrzałego od siebie, żeby w razie potrzeby uzyskać
                            wsparcie bądź przynajmniej jakieś wyjaśnienie czy komentarz. A czy rodzice będą
                            chcieli i czy będą w stanie to dziecku zapewnić, to już zupełnie inna historia.
                            A na zakończenie mojego przydługiego wypracowania pozwolę sobie dorzucić
                            jeszcze jedną uwagę, i niech ona będzie podsumowaniem. A właściwie to nie
                            uwaga, tylko pytanie. Myślę, że warto się zastanowić, ile osób, przynajmniej w
                            Polsce, jest zdemoralizowanych, w powszechnie przyjętym znaczeniu tego słowa, a
                            ile osób czyta książki. Obawiam się, że tych pierwszych jest zdecydowanie
                            więcej, co pokazuje, jaka jest korelacja pomiędzy czytaniem książek a
                            demoralizacją.
                            • staua Re: Wniosek z tego ze demoralizuja 20.07.05, 16:58
                              Tad proponuje wlasnie indeks. Niestety widac, ze chodzi mu znowu o natretne propagowanie pewnych
                              pogladow politycznych, a nie o odpowiedz na tytulowe pytanie. Nie rozumiem, po co na tym forum?
                • Gość: Jerobam Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... IP: 82.197.55.* 20.07.05, 17:04
                  "Może Cię to zmartwi, ale mogłaby - popatrz na ludzi wierzacych w 'Protokoły
                  Medrców Syjonu', czy antykatolickie teksty Dreischera czy Uty Ranke -Hanneman."

                  Nie trzeba wierzyć w antykatolickie teksty, one istnieją. I bardzo dobrze, szkoda tylko, że są czytane tylko przez tak zwanych wątpiących oraz żądnych wiedzy.
              • aaneta Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 18.07.05, 22:28
                Tad, przez chwilę miałam ochotę podroczyć się z Tobą, ale widzę, że nie jesteś w
                stanie wyjść poza dziecinne pytania i książkowe definicje. Absolutna wyższość
                moralna i zero własnej refleksji. I tak w każdej Twojej wypowiedzi, na każdy
                temat. Czy Ty przypadkiem nie jesteś studentem seminarium?
                • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 19.07.05, 00:51
                  aaneta napisała:

                  > Tad, przez chwilę miałam ochotę podroczyć się z Tobą, ale widzę, że nie
                  >jesteś w stanie wyjść poza dziecinne pytania i książkowe definicje.

                  Pozwól więc, że zadam jeszcze kilka pytań. Na czym właściwie
                  polega "dziecinność" moich pytań? Czy są one równie "dziecinne", jak to, które
                  zadał założyciel tego wątku?

                  forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=151&w=24751371
                  >Absolutna wyższość moralna i zero własnej refleksji.

                  Proszę o wskazanie miejsca w tym wątku, w którym przejawiła się owa "absolutna
                  wyższość moralna". Zaś co do własnej refleksji - wątpię, czy można znaleźć na
                  tym forum jakąś myśl, której ktoś inny, gdzieś kiedyś już nie wypowiedział.
                  Dotyczy to mnie w stopniu takim samym jak i innych bywalców.


                  > I tak w każdej Twojej wypowiedzi, na każdy
                  > temat. Czy Ty przypadkiem nie jesteś studentem seminarium?

                  Nie jestem.
    • broch ?? 18.07.05, 18:00
      "Moja i Twoja definicja demoralizacji zapewne się nie różnią. Różnić mogą się w
      jakimś stopniu nasze systemy wartości, to jednak nie ma tu dużego znaczenia."

      Innymi slowy dyskusja nieco bez sensu.
      Ustal kryteria.
      Co uwazasz za wplyw ksiazki a co za wplyw wolnej idei (mozna nie znac skiazki i
      byc wyznawca idei, innymi slowy skiazka nie ma znaczenia jako nosnik idei,
      zwlaszcza dzisiaj w czasach telewizji i radia)

      Innymi slowy zawracanie glowy (i naiwna "prowokacja")
      • Gość: daria13 Re: ?? IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 18.07.05, 23:48
        Czy szanowny założyciel wątku zechciałby łaskawie jednoznacznie wyrazić swoją
        opinię na zadany temat, bo jeśli moje zdolności dedukcyjne mnie nie mylą to
        jest ona pozytywna. Jeśli tak to najbardziej mnie intryguje odpowiedż na drugą
        część pytania. Czyżby wersja Fahrenheit 451?
        • tad9 Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 01:23
          Pojawiły się w tym wątku wypowiedzi głoszące, iż książki mogą demoralizować
          jedynie osoby "niepoukładane" czy "niedojrzałe emocjonalnie". Czy - wobec tego -
          można powiedzieć, że książki wywierają wpływ jedynie na tego rodzaju osoby
          (mniejsza o rodzaj wpływu), zaś po osobach "poukładanych" lektura spływa jak
          woda po kaczce, ani ich nie demoralizując, ani nie umoralniając, ani nie
          zmieniając w żaden inny sposób? Co więc sądzić o autorach takich wypowiedzi:

          "Pięć lat kacetu" - dzięki tej książce jadę właściwymi torami
          "Ewangelia według Jezusa Chrystusa" - po 2-krotnej lekturze odechciało mi się
          chodzić do kościoła
          "Znaczy kapitan" i "Smuga cienia" - zostałem marynarzem
          "Lolita" - miałam 15 lat i ksiązka pokazała mi zmysłowość i miłość
          "Biblia" - po jej przeczytaniu przestałem być chrześcijaninem
          "Listy z Ziemi" - spojrzałem innym okiem na wiarę
          "Malowany ptak" - chyba nie przstałam wierzyć, że w ludziach jest więcej dobra
          niż zła, ale moje przekonania zostały poważnie podkopane
          "Fabula Rasa" - bardzo zmieniła sposób mojego myślenia, pozbyłam się trochę
          egoizmu, zaczełam bardziej kochać świat, każdą chwilę
          "Żródło" - nauczyła mnie szacunku do samej siebie, zmieniłam plany zawodowe,
          zaczełam działać konstruktywnie
          czy:
          "Dziękuję wszystkim pisarzom, muzykom, twórcom filmów, którzy nauczyli mnie
          życia"
          Czyżby na forum "Książki" roiło się od osobników "niepoukładanych"
          i "niedojrzałych emocjonalnie" do tego stopnia, że ... książki wpływają ma ich
          poglądy, postawy, itd, itd...
          • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 02:25
            W dalszym ciągu nie podałeś definicji "demoralizacji wg tad9". Unieważnia to
            każdą tezę którą próbujesz postawić (jeśli w ogóle jakąś chcesz postawić bo
            inencje z braku tejże definicji są niejasne?). Słabość pogłebiają zdania wyrwane
            z kontekstu co pachnie manipulacją i absolutnie niczego nie udowandnia. Jedynie
            wskazuje na fakt iż czytelnicy prowadzą dialog z książką. I dobrze.

            Faktycznie daria ma rację wygląda na to że jesteś świeżo po Bradburym. Albo
            straśnie, ale to straśnie chcesz "bulwersować".



            • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 09:52
              broch napisał:

              > W dalszym ciągu nie podałeś definicji "demoralizacji wg tad9".

              Podałem: zdemoralizować = wywrzeć zły wpływ. Nie rospisywałem się natomiast na
              temat tego, co uważam za "zły wpływ". Nie jest to bowiem wcale konieczne. Nie
              rozmawiamy o tym, co Tad uważa za "zły wpływ", ale o tym, czy książki mogą
              demoralizować czytelników. W takiej rozmowie KAŻDY rozmówca definuje sobie "zły
              wpływ" w sposób, w jaki uważa za stosowny. Możesz np. uznać sobie za "zły
              wpływ" to, że np. ktoś po przeczytaniu "Narkotyków" Witkacego zaczął
              narkotyczne eksperymenty, ktoś inny z takim postawieniem sprawy zgadzać się nie
              musi, uważając tego rodzaju eksperymenty za "zbieranie doświadczeń" (czy
              cokolwiek innego, co nie ma negatywnego charakteru). Tego rodzaju różnica zdań
              nie zmienia jednak faktu, że TY uważasz, iż książka demoralizować może.
              Oczywiście rozmowa o tym, co kto za "zły wpływ" uważa byłaby również bardzo
              interesująca, byłaby to jednak rozmowa na inny temat (choć temat bez wątpienia
              z tematem tego wątku mocno związany). Zanim - ewentualnie - przejdziemy do
              definiowania mojego pojęcia "złego wpływu" wolałbym wiedzieć, czy moi rozmówcy
              uważają, że książki demoralizują, słowem, czy wywierają na czytelników i taki
              wpływ, który moi rozmówcy definiują jako "zły". Jeśli zacznę teraz pisać o
              tym, co sam za "zły wpływ" uważam, moi rozmówcy skupią się głównie na
              dowodzeniu mi, że za "zły wpływ" uważam coś, czego nie powinienem za "zły
              wpływ" uważać. Tego - przynajmniej na tym etapie rozmowy - wolałbym uniknąć.

              >Unieważnia to
              > każdą tezę którą próbujesz postawić (jeśli w ogóle jakąś chcesz postawić bo
              > inencje z braku tejże definicji są niejasne?).

              Niczego to nie "unieważnia", a to co piszę jest wcale jasne.

              > Słabość pogłebiają zdania wyrwan
              > e z kontekstu co pachnie manipulacją i absolutnie niczego nie udowandnia.

              Proszę o wyjaśnienie na czym polega to "wyrwanie z kontekstu", jaki jest
              ów "kontekst" z którego coś wyrwałem, i w jaki sposób zmienia on, to co
              wyrwałem.

              >Jedynie
              > wskazuje na fakt iż czytelnicy prowadzą dialog z książką. I dobrze.

              Masz na myśli dialog wpływający na ich życie?

              > Faktycznie daria ma rację wygląda na to że jesteś świeżo po Bradburym. Albo
              > straśnie, ale to straśnie chcesz "bulwersować".

              A cóż takiego bulwersującego jest w tym co piszę?
              • Gość: daria13 Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.medical / *.crowley.pl 19.07.05, 10:48
                tad9 napisał:
                >Jeśli zacznę teraz pisać o
                > tym, co sam za "zły wpływ" uważam, moi rozmówcy skupią się głównie na
                > dowodzeniu mi, że za "zły wpływ" uważam coś, czego nie powinienem za "zły
                > wpływ" uważać.
                A dlaczego z góry zakładasz i imputujesz swoim rozmówcom, że będą starali się
                coś Ci dowodzić, że się nie zgodzą z Twoją teorią "złego wpływu"? Znowu sam
                przeciwko motłochowi? Prawy i praworządny tad9 kontra zepsuci liberałowie? Nie
                sądziłam, że tak nisko upadniesz, żeby niemal na wstępie coś wmawiać
                uczestnikom dyskusji. Czy myślisz, że na polu walki zostaniemy znowu tylko my,
                znaczy garstka osób, które znają Twoje niektóre poglądy? A co z osobami, które
                nie znają sławnego tada9? Im też chcesz włożyć w usta kontrargumenty wobec
                Twoich poglądów? To forum otwarte zauważ, więc na przyszłość wstrzymaj się może
                z wmawianiem uczestnikom dyskusji czegokolwiek, bo to dyskwalifikuje Ciebie,
                jako poważnego rozmówcę.
                • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 19:23
                  Gość portalu: daria13 napisał(a):

                  > A dlaczego z góry zakładasz i imputujesz swoim rozmówcom, że będą starali się
                  > coś Ci dowodzić, że się nie zgodzą z Twoją teorią "złego wpływu"?

                  Dobrze więc - powinienem był napisać "PRAWDOPODOBNIE skupią się na .....".

                  >Znowu sam przeciwko motłochowi? Prawy i praworządny tad9 kontra zepsuci
                  >liberałowie?

                  Skąd takie opinie?

                  > A co z osobami, które
                  > nie znają sławnego tada9? Im też chcesz włożyć w usta kontrargumenty wobec
                  > Twoich poglądów?

                  Kontragrumenty, a przynajmniej sporą ich część, da się przewidzieć. Jeśli z
                  góry odniosę się do sporej ilości (ewentualnych) kontrargumentów ułatwi to i
                  przyspieszy rozmowę. Dla mnie to plus. Nie odnoszę się do tych kontrargumentów,
                  odnośnie których miałbym problem z odparaciem. Ich odkrycie pozostawiam moim
                  rozmówcom.
              • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 14:08
                jeśli kiedyś "experymentowałeś" (mam na myśli coś mocniejszego niż trawka), to
                wiesz że Witkacy nikogo do narkotyków nie przekona.

                Ostatecznie z Twojej definicji wynika że nic nie wynika: każdy definiuje zło,
                dobro, demoralizację w dowolny sposób. To znaczy że dla jednej osoby
                demoralizująca jest Biblia a dla innej Marx (vide nieudane sofizmaty jednego z
                bohaterów powieści Bradbury'ego wspominanej przez Darię).
                Faktycznie jednak książki nie demoralizują, nie są nawet "katalizatorem",
                demoralizujące mogą być wyłącznie ludzkie akcje.

                Reszty dyskutował nie będę ponieważ to nieco strata czasu (domaganie się
                definicji i wyjaśnienie dlaczego "wyrwanie z kontekstu..":)))). Jeśli zadasz
                pytanie "dlaczego strata czasu" to przeczytaj zdanie zaczynające się od "Reszty
                dyskutował ..."
                • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 15:32
                  broch napisał:

                  > jeśli kiedyś "experymentowałeś" (mam na myśli coś mocniejszego niż trawka), to
                  > wiesz że Witkacy nikogo do narkotyków nie przekona.

                  Przecież był to tylko przykład, mógł być zupełnie inny.

                  > Ostatecznie z Twojej definicji wynika że nic nie wynika: każdy definiuje zło,
                  > dobro, demoralizację w dowolny sposób.

                  Ale też nie rozmawiamy o mojej definicji zła czy dobra, ale o tym, czy książki
                  mogą demoralizować. Jeśli KAŻDY definiuje sobie zło, to - jak sądzę - mógłby
                  uznać książkę, która skłania do czegoś, co uznaje on za złe, za
                  książkę "demoralizującą". Nie uważasz?

                  >To znaczy że dla jednej osoby
                  > demoralizująca jest Biblia a dla innej Marx (vide nieudane sofizmaty jednego z
                  > bohaterów powieści Bradbury'ego wspominanej przez Darię).

                  Jaka książka jest dla kogo demoralizująca, to już inna rzecz. Wpierw należy
                  ustalić czy książki wogóle demoralizować nie mogą. Uważasz, że:

                  > Faktycznie jednak książki nie demoralizują, nie są nawet "katalizatorem",
                  > demoralizujące mogą być wyłącznie ludzkie akcje.

                  Cóż - zarówno napisanie, jak i przeczytanie książki jest "ludzką akcją" (takie
                  mam przynajmniej wrażenie), ale skoro uważasz, że książki nie oddziałują na
                  ludzi w żaden sposób, pozostaje mi tylko przyjąć ten fakt do wiadomości.
                  Udzieliłeś jednej z możliwych odpowiedzi na moje pytanie. Pozostaje mi jedynie
                  podziękować i wyrazić zarazem zdumienie, że masz tak niskie mniemanie o sile
                  literatury.

                  > Reszty dyskutował nie będę ponieważ to nieco strata czasu (domaganie się
                  > definicji i wyjaśnienie dlaczego "wyrwanie z kontekstu..":)))).

                  Uważam za rzecz zykłą, że - gdy ktoś twierdzi, iż wyrwałem coś z kontekstu -
                  pytam, na czym owo wyrwanie właściwie polegało. Dlaczego niby fakt owego
                  wyrwania miałby być tak oczywisty, że zarzut wyrwania nie wymagać by miał
                  żadnego uzasadnienia? Być może jest i tak, że niczego z kontekstu nie
                  wyrywałem, a Ty napisałeś coś przeciwnego ot tak sobie, z takiego czy innego
                  powodu. Ponawiam moją prośbę: jeśli uważasz, że wyrwałem coś z kontekstu -
                  napisz na czym owo wyrwanie polega, i jak wygląda ów kontekst.

                  >Jeśli zadasz
                  > pytanie "dlaczego strata czasu" to przeczytaj zdanie zaczynające się
                  >od "Reszty dyskutował ..."

                  Mam wrażenie, że rzecz wyglada tak - nie jesteś w stanie udowodnić
                  mi "wyrywania z kontekstu", ponieważ niczego z kontekstu nie wyrywałem.
                  • aaneta Czy ktoś Ci już mówił, że przynudzasz? 19.07.05, 15:39
                    Powiem więcej: jesteś nudny jak flaki z olejem. Tak ściemniasz, że aż się
                    niedobrze robi. Czy Ty w ogóle sam rozumiesz to, co piszesz? Jeżeli tak, to
                    gratuluję. A jednocześnie głęboko współczuję.
                    • tad9 Re: Czy ktoś Ci już mówił, że przynudzasz? 19.07.05, 16:43
                      aaneta napisała:

                      > Powiem więcej: jesteś nudny jak flaki z olejem. Tak ściemniasz, że aż się
                      > niedobrze robi. Czy Ty w ogóle sam rozumiesz to, co piszesz?

                      Wskaż miejsce, w którym piszę nie dość jasno. Spróbuję być jaśniejszy. Nikt nie
                      jest doskonały.


                  • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 15:51
                    Jesli nie jestes w stanie podac definicji demoralizacji to jak mozesz dyskutowac
                    czy problem demoralizacji przez ksiazki?

                    Towje dywagacje przypominaja rozmowy sredniowiecznych filozofow o niczym. Takie
                    dyskusje ciagnely sie tygodniami.

                    Przykro stwierdzic ale odnosze wrazenie ze rozmawiam z pietnastolatkiem ktory
                    wlasnie przechodzi faze burzy i naporu.
                    • braineater Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 15:59
                      Mogło być fajnie a znów sie zrobiła walka kogutów:(

                      braineater aka kapłon nietrzebiony:P
                      • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 16:27
                        ..shrug. Jesli lubisz takie dywagacje then be my guest.

                        Moze wiec Ty odpowiesz co kolega chce dyskutowac poniewaz jak do tej pory
                        dzielnie unikal odpowiedzi twierdzac ze dla kazdego demoralizacja ma inne
                        znaczenie co praktycznie konczy dyskusje? Prosilem mistrza o definicje i jedyne
                        czego sie doczekalem to rozwazan na temat "wyrwania z kontekstu" co w sumie
                        przypomina rozmowy z nastolatkiem. Kiepskie proby wymuszenia definicji drugiej
                        strony w celu udowodnienia ze nie o to chodzilo czyli jestes w bledzie. Tak to
                        mozna bawic sie bez konca i do niczego to nie prowadzi. Pardonez moi ale to
                        zawrazanie glowy.
                      • Gość: Zdanka Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.4web.pl 19.07.05, 16:31
                        Ja tylko dodam, że jeśli w ogóle ktos coś wezmie dzięki Witkacemu, to tylko
                        kokainę i tylko dzięki "Pozegnaniu jesieni" , bo znajduje się tam jedna z
                        najwiekszych epifanii "białej wrożki" w literaturze w ogóle (cośkolwiek
                        przereklamowany ten narkotyk zresztą, bo nie kazdy w Tatrach mieszka:P :P :P :P)

                        Natomiast "Narkotyki" Witkacego skutecznie odstaszają od brania czegokolwiek i
                        raczej zdemoralizuje nas amfą kolega z osiedla, nie Witkacy zza grobu, co jest
                        tylko potwierdzeniem mojej tezy,iż demoralizuje tylko i wylącznie zycie.
                        • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 16:53
                          Gość portalu: Zdanka napisał(a):

                          > Ja tylko dodam, że jeśli w ogóle ktos coś wezmie dzięki Witkacemu, to tylko
                          > kokainę i tylko dzięki "Pozegnaniu jesieni" , bo znajduje się tam jedna z
                          > najwiekszych epifanii "białej wrożki" w literaturze w ogóle (cośkolwiek
                          > przereklamowany ten narkotyk zresztą, bo nie kazdy w Tatrach
                          mieszka:P :P :P :P
                          > )
                          >
                          > Natomiast "Narkotyki" Witkacego skutecznie odstaszają od brania czegokolwiek
                          i
                          > raczej zdemoralizuje nas amfą kolega z osiedla, nie Witkacy zza grobu, co
                          jest
                          > tylko potwierdzeniem mojej tezy,iż demoralizuje tylko i wylącznie zycie.



                          Dziękuję Ci za ten post! Ksiązka Witkacego była tylko przykładem, równie dobrze
                          mogłem np. napisać, że lektura "Mistrza i Małgorzaty" skłoniła kogoś do picia
                          nafty, ledwo jednak podałem jakiś przykład natychmiast zaczęło się dowodzenie,
                          że przykład jest kiepski. Tego właśnie rodzaju zjawisko miałem na myśli, pisząc
                          Darii o tym, dlaczego nie chcę pisać tu o tym, co uważam za "zły wpływ". Gdybym
                          to zrobił, rozmowa zmieniłaby się w rozmowę o tym, dlaczego mylę się
                          nazywając "złym wpływem", akurat to a nie co innego.
                          • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 17:41
                            "dlaczego nie chcę pisać tu o tym, co uważam za "zły wpływ". Gdybym to zrobił,
                            rozmowa zmieniłaby się w rozmowę o tym, dlaczego mylę się nazywając "złym
                            wpływem", akurat to a nie co innego."

                            tzn demoralizacja moze byc wynikiem dobrego wplywu? Demoralizacja nastepuje pod
                            wplywem (zlym) czegos. Ty sugerujesz ze demoralizacja moze nastapic pod wplywem
                            ksiazek i tytulow tychze i cagle nie mowisz co ta demoralizacja jest. Dla mnie
                            to wazne bo chce wiedziec czy jestem ku.. zdemoralizowany czy nie. No nie
                            trzymaj mnie w niepewnosci. Aha, jeszcze sie dowiedzialem ze zostanie marynarzem
                            jest wynikiem demoralizacji. Przykladem demoralizacji jest rowniez odejscie od
                            wiary, czytanie (tytulow) ksiazek itp.
                            Uprawiam i lubie zeglarstwo, czytalem pare ksiazek o morzu. Czy jestem
                            zdemoralizowany (Twoj "przyklad" z marynarzem)?
                            Czytalem Witkacego, czytalem Nagi lunch, Wyznania opiumisty (ta ostatnia
                            nawiasem mowiac nudna jak flaki z olejem skutek pewnie zniechecajacy) i pare
                            innych, czy jestem zdemoralizowany?

                            Demoralizacja czyli upadek wartosci moralnych, utrate wiary, pod wplywem
                            ksiazek? Bardzo interesujace. Jakies przyklady?

                            Nawiasem mowiac Zdanka sie myli:
                            patrz "Narkotyki, niemyte dusze" Witkiewicz - rozdział Peyotl
                            Problem w tym ze w polskich warunkach hodowanie peyotu niewiele da, poniewaz
                            wymagane sa okreslone warunki atmosferyczne (plus te ~10 lat czekania...)
                            • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 19:12
                              broch napisał:
                              > tzn demoralizacja moze byc wynikiem dobrego wplywu?

                              ??????

                              > Ty sugerujesz ze demoralizacja moze nastapic pod wplywem
                              > ksiazek i tytulow tychze i cagle nie mowisz co ta demoralizacja jest.

                              Ależ mówię. Podałem definicję demoralizacji.

                              > Dla mnie to wazne bo chce wiedziec czy jestem ku.. zdemoralizowany czy nie.
                              >No nie trzymaj mnie w niepewnosci.

                              Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Czy uważasz, że jakaś książka wywarła na
                              Ciebie zły wpływ?

                              >Aha, jeszcze sie dowiedzialem ze zostanie marynarzem jest wynikiem
                              >demoralizacji.

                              Skoro się tego "dowiedziałeś" znaczy to niezawodnie, że nie dość uważnie
                              przeczytałeś mój post, z którego wyniosłeś ową "naukę". W poscie tym mowa była
                              nie o demoralizacji przez książki, a o WPŁYWIE książek na ludzkie życie. Pisno
                              w tym wątku, że książki mogą odziaływać negatywnie jedynie na
                              ludzi "niepoukładanych", na ludzi "poukładanych" działać bowiem może
                              tylko "życie". Nie widzę doprawdy powodu, dla którego zasadę tę można by
                              stosować tylko do wpływu negatywnego. Skoro bowiem na ludzi "poukładanych"
                              działa JEDYNIE "życie", to chyba każdy, na którego działają książki
                              jest "niepoukładany", niezależnie od rodzaju tego działania. Dlaczego
                              demoralizacja przez książkę miałaby być znakiem "niepoukładania", a
                              umoralnienie przez książkę znakiem takim miałoby nie być? Sam fakt wpływu
                              lektury na życie świadczy chyba o "niedojrzałości emocjonalnej" kogoś, kto
                              wpływu takiego doświadczył, skoro na ludzi "poukładanych" książki działać nie
                              powinny. Czyż nie?

                              >Przykladem demoralizacji jest rowniez odejscie od
                              > wiary, czytanie (tytulow) ksiazek itp.

                              Raz jeszcze: nie były to przykłady demoralizacji, lecz przyklady wpływu książek
                              na życie.

                              > Demoralizacja czyli upadek wartosci moralnych, utrate wiary, pod wplywem
                              > ksiazek? Bardzo interesujace. Jakies przyklady?

                              W zbiorze wywiadów "Oni" Teresy Torańskiej jeden z rozmówców deklaruje,
                              że "zawodowym rewolucjonistą" postanowił zostać pod wpływem lektury książki "Co
                              robić" Lenina. Biorąc pod uwagę to, czym był bolszewizm, uważam, że ksiązka ta
                              osobnika owego zdemoralizowała.

                              • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 19:48
                                albo bierzesz uwagi pani Trojańskiej zbyt dosłownie, albo pani Trojańska nie
                                uwzględnia prostego faktu iż najpierw musiały pojawić się okoliczności
                                "sprzyjające", książka przyszła później, pozwoliła na krystalizację poglądów u
                                osoby już i tak "makrsistowsko zdemoralizowanej".
                                Nie mówiąc już o tym że w tym konkretnym przypadku dalej pozostaje kwestią
                                faktyczna demoralizxacja. Być może iż ktoś święcie wierzył w to co Lenin
                                napisał. Faktycznie nie jest więc osobą zdemoralizowaną. Dla muzułmanina z Iranu
                                wszyscy jesteśmy zdemoralizowani. Ja nie czuję się zdemoralizowanym. Relatywizm
                                poglądów sprawia że wartości święte dla Ciebie dla kogoś są dowodem
                                demoralizacji. Co podsumowując oznacza że książki nie demoralizują. Twój
                                światopogląd czyni czyjąś postawę demoralizującą lub nie. Książki są bierne,nie
                                maja takiej siły. Hitler był siła napędową nazistów, nie "Mein kampf" która jest
                                dostępna w kazdej księgarni i bez Hitlera nic nie znaczy. Gdyby w 33' Fuhrer
                                trzymał w ręku cegłę, jego siła perswazji byłaby taka sama. Ludzie chodzą do
                                kościoła nie znając Biblii. Sztuka nie ma siły przebicia wystarczającej do
                                demoralizacji. Nie znam przykładu w którym przestępca dokonałby gwałtu na
                                nieletniej czytając "Lolitę", nie słyszałem o ku..e która trafiła do burdelu na
                                skutek czytania.

                                Twojej definicjki demoralizacji nie zauważyłem, może zacytuj proszę.

                                Demoralizacja jest wynikiem złego wpływu kogoś/okoliczności na osobę
                                demoralizowaną. Ponieważ rozdzielasz demoralizację i zły wpływ można uznać że
                                demoralizacja może być wynikiem dobrego wpływu.


                                Cytat z marynarzem to była kpina (czego tlumaczyć nie muszę), jeśli wierzysz że
                                po przeczytaniu jednej książki ktoś może podjąć decyzję o zostaniu marynarzem.
                                Tu wracamy do "wyrwania z kontekstu", na decyzję o zostaniu marynarzem miało
                                wpływ dużo czynników, powieśc faktycznie pewnie nie miała wpływu wcale. Nie
                                mniej ponieważ, marynarza nie ma, nie ma jak się spytać co faktycznie
                                zadecydowało o wyborze zawodu.

                                Ponieważ uznałeś że czytanie jest ludzką akcją (i prawda), muszę dodać że
                                pocenie się też to ludzkich akcji należy. Mimo to śmiem wątpić czy zaliczysz je
                                do czynności demoralizujących. Mimo to akcje ludzkie demoralizuja (dziecięca
                                pornografia: zdemoralizowane są ofiary, namawianie nieletnich do kradzierzy to
                                też czynność demoralizująca). Wydawało mi się (wygląda na to że błędnie) że taki
                                rozdział jest dość oczywisty.
                                • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 20:48
                                  broch napisał:

                                  > albo bierzesz uwagi pani Trojańskiej zbyt dosłownie, albo pani Trojańska nie
                                  > uwzględnia prostego faktu iż najpierw musiały pojawić się okoliczności
                                  > "sprzyjające", książka przyszła później, pozwoliła na krystalizację poglądów u
                                  > osoby już i tak "makrsistowsko zdemoralizowanej".

                                  Nie są to "uwagi pani Torańskiej", lecz oświadczenie jednego z jej rozmówców.
                                  Na jakiej właściwie podstawie mam negować to oświadczenie? Dlatego, że Ty
                                  uważasz, iż książki nie mogą wywierać tak silnego wpływu? Dlaczego miałbym
                                  podzielać to mniemanie? Ktoś twierdzi, że pewna ksiązka silnie wpłynęła na jego
                                  życie. Nie widzę powodu, by mu nie wierzyć. Daj mi taki powód, a stanę po
                                  Twojej stronie.


                                  > Nie mówiąc już o tym że w tym konkretnym przypadku dalej pozostaje kwestią
                                  > faktyczna demoralizxacja. Być może iż ktoś święcie wierzył w to co Lenin
                                  > napisał. Faktycznie nie jest więc osobą zdemoralizowaną. Dla muzułmanina z
                                  >Iranu wszyscy jesteśmy zdemoralizowani. Ja nie czuję się zdemoralizowanym.

                                  Wybacz, ale muszę zauważyć, że chyba nie dość dokładnie czytałeś to, co
                                  napisałem. Pisałem wszak, że "zły wpływ" każdy może sobie definiować na właśny
                                  użytek, nie ma więc mowy o "obiektywnej demoralizacji". DLA MNIE rozmówca
                                  Torańskiej BYŁ zdemoralizowany. On sam z tym stwierdzeniem by się nie zgodziił,
                                  Ty także zgadzać się z nim nie musisz. Nie zmienia to faktu, że uważam iż
                                  książki wywierać mogą na ludzi wpływ, który uważam za negatywny, a o to chodzi
                                  w tym wątku.

                                  >Relatywizm poglądów sprawia że wartości święte dla Ciebie dla kogoś są dowodem
                                  > demoralizacji. Co podsumowując oznacza że książki nie demoralizują.

                                  Cóż - relatywizm sprawia także, że to, co dla Ciebie nie jest demoralizacją,
                                  dla innycb nią jest. Czyżby oznaczało to, że książki jednak demoralizują?

                                  >Twój światopogląd czyni czyjąś postawę demoralizującą lub nie. Książki są
                                  >bierne,nie maja takiej siły.

                                  Ale jeśli książki sprawiają, że ktoś przyjmuje postawę, którą uznajesz za
                                  demoralizującą, to TY możesz powiedzieć, że dana książka kogoś zdemoralizowała.
                                  Nie wynika z tego, że wszyscy się z Tobą zgodzą. To już jednak inna kwestia.
                                  Pytam czy TY uważasz, iż książki mogą demoralizować. Pytanie to nie zakłada
                                  istnienia powszechnego systemu wartości. To pytanie o subiektywną oceną.

                                  >Fuhrer trzymał w ręku cegłę, jego siła perswazji byłaby taka sama.

                                  Dowiedź tego.

                                  > Sztuka nie ma siły przebicia wystarczającej do
                                  > demoralizacji.

                                  A czy ma siłę, by wywierać JAKIKOLWIEK realny wpływ na życie odbiorcy?

                                  > Twojej definicjki demoralizacji nie zauważyłem, może zacytuj proszę.

                                  demoralizacja = zły wpływ

                                  > Demoralizacja jest wynikiem złego wpływu kogoś/okoliczności na osobę
                                  > demoralizowaną.

                                  I - Twoim zdaniem - nie może być to wpływ książki. Raz jeszcze muszę znaznaczyć
                                  moje zdziwienie tym, jak nisko cenisz siłę słowa pisanego.

                                  >Ponieważ rozdzielasz demoralizację i zły wpływ można uznać że
                                  > demoralizacja może być wynikiem dobrego wpływu.

                                  Nigdy nie rodzielałem demoralizacji od złego wpływu. Przeciwnie. Pisałem, że
                                  demoralizacja = zły wpływ.

                                  > Cytat z marynarzem to była kpina (czego tlumaczyć nie muszę), jeśli wierzysz
                                  >że po przeczytaniu jednej książki ktoś może podjąć decyzję o zostaniu
                                  >marynarzem.

                                  Nie mam powodów, by negować oświadczenie tej osoby. Ty masz takie powody?

                                  > Tu wracamy do "wyrwania z kontekstu", na decyzję o zostaniu marynarzem miało
                                  > wpływ dużo czynników, powieśc faktycznie pewnie nie miała wpływu wcale.

                                  Skąd wiesz to wszystko? Z kontekstu nic podobnego nie wynika.

                                  >Nie mniej ponieważ, marynarza nie ma, nie ma jak się spytać co faktycznie
                                  > zadecydowało o wyborze zawodu.

                                  Chm..........

                                  > Ponieważ uznałeś że czytanie jest ludzką akcją (i prawda), muszę dodać że
                                  > pocenie się też to ludzkich akcji należy. Mimo to śmiem wątpić czy zaliczysz
                                  >je do czynności demoralizujących.

                                  Nie twierdziłem wszak, że każda akcja ludzka jest demoralizującą, a jedynie, że
                                  pisanie i czytanie jest ludzką akcją.
                                  • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 21:23
                                    Parz nizej, nie wiesz co to jest demoralizacja (ten post czytale po Twojej
                                    odpowiedzi)
                                    "Nie są to "uwagi pani Torańskiej", lecz oświadczenie jednego z jej rozmówców.
                                    Na jakiej właściwie podstawie mam negować to oświadczenie? Dlatego, że Ty
                                    uważasz, iż książki nie mogą wywierać tak silnego wpływu? Dlaczego miałbym
                                    podzielać to mniemanie? Ktoś twierdzi, że pewna ksiązka silnie wpłynęła na jego
                                    życie. Nie widzę powodu, by mu nie wierzyć. Daj mi taki powód, a stanę po
                                    Twojej stronie. "
                                    wyglada na to ze nie rozumiesz co cytujesz. Co wiecej stosujesz jakas tajemnicza
                                    nadinterpretacje: zostal komunista, komunizm jest niemoralny ulegl demoralizacji
                                    (nawiasem mowiac bzdura) bo czytal Lenina.
                                    Alez mnie to nie ineresuje (po ktorej stronie staniesz). Nie udzielasz zadnej
                                    odpowiedzi, nie podajesz zadnej definicji mieszasz nielogicznie demoralizacje ze
                                    zlem, poniewaz bolszewizm nie ma nic wspolnego z demoralizacja.

                                    Poniewaz wg Twojej subiektywnej opinii ksiazki demoralizuja, wedlug mnie nie,
                                    wiec przekonaj mnie ze jest inaczej (czyli odwracanie "kota ogonem" do czego
                                    sprowadzaja sie dyskusje z Toba.


                                    wytlumaczenie JAKIEGOKOLWIEK wypywu znajdziesz w poprzednim poscie ktorego
                                    najwyrazniej nie rozumiesz. Trudno.


                                    Na koniec ten cytat:
                                    demoralizacja = zły wpływ
                                    przeciez napisales ze demoralizacja to co innego niz zly wplyw ktorego
                                    dyskutowal nie bedziesz.
                                    "zdemoralizować = wywrzeć zły wpływ. Nie rospisywałem się natomiast na
                                    temat tego, co uważam za "zły wpływ".

                                    Zastaniwmy sie nad absurdem Twojej odpowiedzi:
                                    co to jest demoralizacja? Demoralizacja to zly wplyw. Zlego wplywu nie bede
                                    tlumaczyl.

                                    Cierpisz na paranoje?

                                    Najwazniejsze: demoralizacja nie oznacza zlego wplywu. Demoralizacja to
                                    zniszczenie podstaw moralnych, utrata wiary w ideal (idealem moze byc zly faszyzm).

                                    Na pytanie czy ksiazki demoralizuja (powoduja utrate idealow), moge odpowiedziec
                                    ze nie, ksiazki nie sa za to odpowiedzialne.
                                    Na pytanie czy ksiazki moga miec zly wplyw, tez daje taka sama odpowiedz
                                    negatywna. Dlaczego? poniewaz ksiazka bedzie niezrozumiala bez uprzednich
                                    doswiadczen (poczytaj "Mein kampf" mieszkancom Sahary i sproboj choc jednego
                                    nawrocic na faszyzm.
                                    Twoj odbior decyduje o ksiazce, zapisane strony na ten odbior nie maja wplywu,
                                    widzisz w ksiazce to co chcesz (nie koniecznie to czym ksiazka faktycznie jest).
                                    • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 08:40
                                      broch napisał:

                                      > wyglada na to ze nie rozumiesz co cytujesz. Co wiecej stosujesz jakas
                                      >tajemnicza nadinterpretacje: zostal komunista, komunizm jest niemoralny ulegl
                                      >demoralizacj i (nawiasem mowiac bzdura) bo czytal Lenina.

                                      Człowiek ów pod wpływem - jak twierdzi - książki zaangażował się w działania,
                                      które uważam za złe. Nie widzę powodu, bym nie mógł określić tego
                                      mianem "demoralizacji". W jakimś sensie stał się kimś, kim nie był wcześniej,
                                      zaczął robić rzeczy, których wcześniej nie robił. Gdyby ktoś, kto wcześniej nie
                                      napadał staruszek, przeczytał taką czy inną książkę i zaczął napadać staruszki
                                      pod jej wpływem, zapewne uznałbyś, że człowiek ów się zdemoralizował, napady na
                                      staruszki oceniasz bowiem - jak sądzę - negatywnie. Nie wiem doprawdy na jakiej
                                      podstawie zdajesz się zabraniać mi mojej własnej oceny ruchu bolszewickiego,
                                      jako "niemoralnego". Jak już zaznaczałem, nie wymagam, by ktoś tutaj zgadzał
                                      się z tym, co ja uważam za "zły wpływ".

                                      > Alez mnie to nie ineresuje (po ktorej stronie staniesz). Nie udzielasz zadnej
                                      > odpowiedzi, nie podajesz zadnej definicji

                                      Ależ podaję definicję. Definicję demoralizacji. Chodzi Ci zapewne o to, że nie
                                      wyjaśniam co JA rozumiem jako "zły wpływ" (aczkolwiek jeden przykład złego
                                      wpływu podałem). Tłumaczyłem dlaczego nie podaję przykładów tego, co uznaję za
                                      zły wpływ, a to, co stało się po tym, gdy przykład taki podałem, świadczy, że
                                      miałem rację - natychmiast zaczęło się dowodzenie, że się mylę, co nie jest
                                      tematem tego wątku. O ile pamiętam podałem za to ogólną charakterystykę "złego
                                      wpływu". Powtarzam, może bardziej szczegółowo: każda chyba osoba uważa pewne
                                      rzeczy za złe, gdyby pod wpływem czynnika C osoba X zaczęła robić rzeczy,
                                      których wcześniej nie robiła, a które osoba A uważa za "złe", osoba A mogłaby
                                      powiedzieć, że C wywarł na X "zły wpływ". Nie potrafię wyjaśnić "złego wpływu"
                                      jaśniej. Przepraszam.

                                      > mieszasz nielogicznie demoralizacje >ze zlem, poniewaz bolszewizm nie ma nic
                                      >wspolnego z demoralizacja.

                                      Człowiek ów, pod wpływem czynnika C (w tym przypadku była to ksiażka)
                                      zaangażował się w coś, co oceniam jako "złe". Nie wiem dlaczego upierasz się,
                                      że nie mogę nazwać tego "demoralizacją".

                                      > Poniewaz wg Twojej subiektywnej opinii ksiazki demoralizuja, wedlug mnie nie,
                                      > wiec przekonaj mnie ze jest inaczej (czyli odwracanie "kota ogonem" do czego
                                      > sprowadzaja sie dyskusje z Toba.

                                      Wybacz, ale nie rozumiem. Dlaczego miałbym przekonywać Cię, że jest inaczej,
                                      skoro jest akurat tak - według Ciebie książki nie mogą demoralizować, według
                                      mnie, mogą.

                                      > demoralizacja = zły wpływ
                                      > przeciez napisales ze demoralizacja to co innego niz zly wplyw ktorego
                                      > dyskutowal nie bedziesz.
                                      > "zdemoralizować = wywrzeć zły wpływ. Nie rospisywałem się natomiast na
                                      > temat tego, co uważam za "zły wpływ".

                                      I czego tu właściwie nie rozumiesz?

                                      > Zastaniwmy sie nad absurdem Twojej odpowiedzi:
                                      > co to jest demoralizacja? Demoralizacja to zly wplyw. Zlego wplywu nie bede
                                      > tlumaczyl.

                                      Nie chciałem tłumaczyć co ja konkretnie uważam za "zły wpływ", nikt nie
                                      powiedział mi, że nie rozumie ogólnego pojęcia "złego wpływu". Naprawdę, go nie
                                      rozumiesz?

                                      > Najwazniejsze: demoralizacja nie oznacza zlego wplywu. Demoralizacja to
                                      > zniszczenie podstaw moralnych, utrata wiary w ideal

                                      Nie widzę powodu, by owego "niszczenia" nie określić mianem "złego wpływu".
                              • broch Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 20:56
                                "W zbiorze wywiadów "Oni" Teresy Torańskiej jeden z rozmówców deklaruje,
                                że "zawodowym rewolucjonistą" postanowił zostać pod wpływem lektury książki "Co
                                robić" Lenina. Biorąc pod uwagę to, czym był bolszewizm, uważam, że ksiązka ta
                                osobnika owego zdemoralizowała. "

                                Tzn faktycznie nie wiesz o czym mowisz (jak wspominalem wyzej domagajac sie
                                definicji).
                                Aby wyjasnic: armia hitlerowska charakteryzowala sie bardzo wysokim morale,
                                Armia Czerwona charakretyzowala sie poczatkowo wysokim morale. Mimo ze obie
                                bronily zlej sprawy.
                                W historii byl papiez ktory przez caly czas pontyfikatu (3 miesiace o ile
                                pamietam) byl pijany. Czlowiek zdemoralizowany wystepowal w imieniu wartosci
                                moralnych.

                                Zastanow sie co to jest demoralizacja (poniewaz ma niewiele wspolnego z dobrem i
                                zlem).

                              • staua Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 23:05
                                A mnie zdemoralizowal podrecznik do proteomiki, bo wykorzystuje rady i sugestie w nim zawarte :-)
                                Tad- zdemoralizowac IMHO nie moga. Moga natomiast 1) pobudzic do refleksji nad trescia i tezami
                                autora 2) jw. ale nad forma 3) podac jakies informacje warte zastosowania lub ciekawe. Jesli ktoryz z
                                tych punktow doprowadza do demoralizacji, to juz tylko kwestia czytelnika, nie ksiazki.
                                • broch Jestem zdemoralizowany 19.07.05, 23:48
                                  Twoją staua wypowiedzią,

                                  Przeboje jest tednak ten zestaw:
                                  ja: czym wg Ciebie jest demoralizacja?
                                  tad9
                                  demoralizacja = zły wpływ
                                  Zlego wplywu nie bede tlumaczyl.

                                  dawno sie tak nie ubawilem.
                                  • staua Re: Jestem zdemoralizowany 20.07.05, 00:20
                                    Tez sie ubawilam :-)))
                      • Gość: ewa Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.07.05, 16:38
                        Mogło! Też żałuję. Zajrzałam tu pierwszy raz i ucieszyłam się, że od razu
                        trafiłam na dyskusję w interesującym temacie (zajmuję się książkami zawodowo i
                        lubię je prywatnie). Ale sama dyskusja nie okazała się interesująca i wbrew
                        pozorom wcale nie jest o książkach. Szkoda...
                        Pozdrawiam
                        • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 16:45
                          Gość portalu: ewa napisał(a):

                          > Mogło! Też żałuję. Zajrzałam tu pierwszy raz i ucieszyłam się, że od razu
                          > trafiłam na dyskusję w interesującym temacie (zajmuję się książkami zawodowo
                          >i lubię je prywatnie). Ale sama dyskusja nie okazała się interesująca i wbrew
                          > pozorom wcale nie jest o książkach. Szkoda...

                          Nie jestem panem tej dyskusji. Uczyń ją bardziej interesującą, a zyskasz moją
                          (i nie tylko) wdzięczność.

                          > Pozdrawiam
                          • Gość: ewa Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.07.05, 17:47
                            Obawiam się, że nie mam takiej Mocy. Przynajmniej nie w tej chwili. Szczerze
                            żałuję. Wdzięczność ładna rzecz. Może kiedyś zasłużę?
                            Pozdrawiam :-)
                            • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 19:25
                              Gość portalu: ewa napisał(a):

                              > Obawiam się, że nie mam takiej Mocy. Przynajmniej nie w tej chwili.

                              Dlaczego? Czy nie masz nic do powiedzenia na temat kwestii demoralizacji przez
                              książki?



                              > Pozdrawiam :-)
                              • Gość: ewa Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 09:15
                                Ależ mam. Całkiem sporo i nie tylko na ten temat. :-)
                                Dużo już tu powiedziano słów "słusznych i sprawiedliwych". Nie chciałabym
                                powtarzać, żeby nie przynudzać.;-) Ale... co mi tam, powtórzę. Myślę, że
                                książki mogą demoralizować. Nie tylko mogą. Demoralizują! Chociaż może
                                demoralizacja to za duże słowo. Może lepiej tu użyć zwrotu "wywierają zły
                                wpływ". Problem dotyka głównie czytelników młodych, którzy dopiero zaczynają
                                przygodę z książką. Obecnie na rynku jest mnóstwo książek dla dzieci i
                                młodzieży, których "wartość" pozostawia wiele do życzenia (może poza wartością
                                czysto ekonomiczną, ta też pozostawia wiele do życzenia, ale z zupełnie innego
                                powodu!)Młodzi ludzie, którzy nie mają "zaplecza" czytelniczego w postaci
                                rozumnego, oczytanego rodzica, narażeni są na niebezpieczeństwo wybrania
                                niewłaściwej lektury, która może nie zrobi im jakiejś krzywdy "zmierzalnej"
                                natychmiast ale może wpływać na to co i jak myślą, na to jak postrzegają świat.
                                Z takich młodych czytelników wyrastają potem czytelnicy dorośli, którzy swoje
                                wyobrażenie o świecie opierają na historiach z Harlequina (dzięki Bogu nie
                                reklamuje się już w telewizji i niektórzy nie wiedzą, że istnieje ;-)).
                                Wystarczy się rozejrzeć dookoła. Bo to wszystko przekłada się potem na jakość
                                naszego życia. Żyjemy w społeczeństwie. A społeczeństwo... jakie jest, każdy
                                widzi.
                                Nie wiem, czy zasłużyłam na Twoją wdzięczność. Bardzo się starałam :-).
                                Ale coś mi mówi, że niedokładnie o to Ci chodziło, kiedy zadawałeś swoje
                                pytanie.
                                Pozdrawiam.
                                • broch Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 16:16
                                  "Myślę, że książki mogą demoralizować. Nie tylko mogą. Demoralizują!"
                                  fantastyczne, moze wiec pani (z kolega tad9 ciezka sprawa, bo twierdzi ze podaje
                                  poczym podaje ale dodaje ze to co innego:)) poda tytuly ksiazek
                                  demoralizujacych. Pozwoli mi to na ustalenie:
                                  a) czy jestem zdemoralizowany (pomijam uwagi o deme.. costam) czytaniem w wieku
                                  lat pietnastu dziel roznych
                                  b) czy moje dziecko jest demoralizowane lektura dziel roznych
                                  c) najwazniesze: moze Pani sie zlituje i zdefinuje te nieszczesna demoralizacje,
                                  poniewaz tad9 cierpi na lekie objawy paranoi i wydusic z Niego definicje inna niz
                                  demoralizacja = zly wplyw (a zlego wplywu tlumaczyl nie bedzie) sie nie da (co
                                  gorsza nie rozumie absurdu powyzszej definicji co niestety oznacza ze dyskucja z
                                  tad9 nie moze byc kontynuowana)
                                  d) co seria Harlequin ma wspolnego z demoralizacja

                                  Nawiasem mowiac uwielbiam zdania pt "Zyjemy w spoleczenstwie"

                                  Z ciekawosci, czy Pani sobie jaja robi czy jest to przemyslane stwierdzenie?



                                  • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 16:53
                                    Ja tylko w kwestii porządkowej, otóz, nie jest prawdą poniższe:

                                    > poniewaz tad9 cierpi na lekie objawy paranoi i wydusic z Niego definicje inna
                                    >niz demoralizacja = zly wplyw (a zlego wplywu tlumaczyl nie bedzie) sie nie da
                                    >(co gorsza nie rozumie absurdu powyzszej definicji )

                                    Pozostaje faktem, że podałem zarówno definicję "demoralizacji", jak i
                                    definicję "złego wpływu". Np. tutaj:

                                    forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=151&w=26579330&v=2&s=0
                                    • broch Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 17:13
                                      "Zdemoralizować znaczy tu mniej więcej tyle, co wywrzeć zły wpływ. Istnieją -
                                      jak sądzę - rzeczy, które uważasz za złe, czy chociażby niewłaściwe. Może to
                                      być np. rasizm, lub - przeciwnie - tolerancja rasowa."
                                      oraz
                                      "Zdemoralizować znaczy tu mniej więcej tyle, co wywrzeć zły wpływ." To sa
                                      pierdoly ktore z faktycznym znaczeniem nie maja nic wspolnego.
                                      Mistrzu, zerknij do slownika zamiast tworzyc nowe definicje. Demoralizacja nie
                                      ma nic wspolnego ze zlym wplywem. Tworzenie nowych definicji pozwala na dowolna
                                      ich interpretacje, "naciaganie" norm juz istniejacych mozna stosowac w szkole
                                      lub na sali sadowej (ale i wowczas musisz miec udokumentowana sprawe) na takie
                                      glupoty to nie mam czasu. Trzymaj sie ustalonych norm, bedzie prosciej.
                                      Jesli nie chcesz uznac zasad i domagasz sie zrewidowania definicji, to nic nie
                                      stoi na przeszkodzie aby zmienic znaczenie kazdego slowa to oznacza niemoznosc
                                      komunikacji. Mam nadzieje ze to jest jasne.

                                      Rasizm? Jesli ksiazka rasistowska moze miec zly wplyw, to daj ja to poczytania
                                      aborygenowi i zrob z niego rasiste. To tez przyklad (ciag dalszy Twojego)
                                      Aby zostac rasista, musisz trafic do okreslonego srodowiska (rasistowskiego)
                                      gdzie zostaniesz przekonany o wyzszosci rasy jednej nad druga, teraz poczytasz
                                      "Chate wuja Toma" i uznasz ze faktycznie negros sa prymitywni. Wowczas z "Nata
                                      Turnera" bedziesz w stanie zrobic ulubiona powiesc rasistowska. Bedzie to jednak
                                      wylacznie Twoja interpretacja ktora z powiescia nie ma nic wspolnego.
                                      • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 18:05
                                        broch napisał:

                                        > "Zdemoralizować znaczy tu mniej więcej tyle, co wywrzeć zły wpływ. Istnieją -
                                        > jak sądzę - rzeczy, które uważasz za złe, czy chociażby niewłaściwe. Może to
                                        > być np. rasizm, lub - przeciwnie - tolerancja rasowa." oraz
                                        > "Zdemoralizować znaczy tu mniej więcej tyle, co wywrzeć zły wpływ."

                                        No i proszę! A jednak okazuje się, że podawałem jakieś definicje.

                                        >To sa pierdoly ktore z faktycznym znaczeniem nie maja nic wspolnego.
                                        > Mistrzu, zerknij do slownika zamiast tworzyc nowe definicje. Demoralizacja nie
                                        > ma nic wspolnego ze zlym wplywem.

                                        Ok. Zerkam do 4 tomowego słownika PWN i czytam: "zdemoralizować dk IV, -zuję, -
                                        zujesz, -zuj, -ował, -owany "spowodować demoralizację, zgorszyć, zepsuć kogoś":
                                        Zdemoralizować młodzież". Twierdzenie, jakoby wszystko to "nie miało nic
                                        wspólnego" ze "złym wpływem" uważam za ryzykowne. Nie widzę doprawdy powodu, by
                                        np. o kimś, kto kogoś "zepsuł", nie można było powiedzieć, że wywarł "zły
                                        wpływ". Skoro jednak razi Cię to, że w definicji słownikowej pojęcie "złego
                                        wpływu" się nie pojawia, nie mam nic przeciw temu, by zmienić moją definicję
                                        na "zdemoralizować = zepsuć kogoś". Mnie jest doprawdy wszystko jedno -ta
                                        zmiana nie zmienia istoty, tego wszystkiego, o czym tu pisałem - a miło mi
                                        będzie sprawić Ci przyjemność.

                                        >Tworzenie nowych definicji pozwala na dowolna
                                        > ich interpretacje, "naciaganie" norm juz istniejacych mozna stosowac w szkole
                                        > lub na sali sadowej

                                        Definiowanie pojęć w trakcie rozmowy jest praktyką zwyczajną (nawiasem mówiąc,
                                        praktyką, którą cenię). Definicje te nie muszą ściśle trzymać się definicji
                                        słownikowych. Nie jest to żadne "wykroczenie", o ile strony zgodzą się co do
                                        takiego rozwiązania. Skoro uważasz, że zdefiniowanie "demoralizowania"
                                        jako "wywierania złego wpływu" jest niedopuszczalne, proponuję zmianę (patrz
                                        wyżej).

                                        > Jesli nie chcesz uznac zasad i domagasz sie zrewidowania definicji, to nic nie
                                        > stoi na przeszkodzie aby zmienic znaczenie kazdego slowa to oznacza niemoznosc
                                        > komunikacji.

                                        Obawiam się, że z tego, że podałem taką a nie inną definicję "demoralizacji"
                                        nic podobnego w sposób nieuchronny nie wynika.

                                        > Rasizm? Jesli ksiazka rasistowska moze miec zly wplyw, to daj ja to poczytania
                                        > aborygenowi i zrob z niego rasiste. (.....)

                                        Powiedz mi więc proszę - czy uważasz, że słowo pisane nie może wywierać na
                                        ludzi ŻADNEGO wpływu? A jeśli uważasz, że jakiś wpływ wywierać jednak może -
                                        napisz jaki.
                                        • broch Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 18:55
                                          widze ze Aborygenow rasizmu nie nauczysz. Czyli nie wplywa. Bo jesli wplywa to
                                          sprobuj z tymi Aborygenami.
                                          Ksiazki dostarczaja wylacznie informacji, czytelnik te informacje interpretuje.
                                          Ktos moze zinterpretowac powiec Styrona jako pochwale rasizmu lub lako protest
                                          przeciwko rasizmowi, wyglada na to ze to czytelnik "demoralizuje" informacje,
                                          sama informacja (zawarta w ksiazce) nie jest demoralizujaca.

                                          "No i proszę! A jednak okazuje się, że podawałem jakieś definicje"
                                          Twoja poczatkowa definicja
                                          demoralizacja = zly wplyw
                                          zlego wplywu dyskutowac nie chciales (poniewaz zly wplyw to dla Ciebie
                                          demoralizacja, tzn faktycznie nie podales definicji). Albo masz powazne problemy
                                          ze zrozumieniem tego co sam piszesz, wiec nie pisz, albo zastanow sie przez
                                          minute co piszesz.

                                          Definicja PWN jest nie pelna (nie mam slownika). Sadze ze wybrales "kawalek"
                                          odpowiadajacy Twojej interpretacji.
                                          Jesli to jest calosc to zdanie o zdemoralizowanej armii mozna interpretowac jako
                                          uwage o zgorszonej Armii. Slyszales kiedys o zgorszonej Armii niemieckiej pod
                                          koniec WWII? To znaczy co pornosy ogladali i sie zgorszyli? Niemozliwe.
                                          Ja mysle ze zdemoralizowana armia to taka ktora utracila dyscypline, karnosc.
                                          Nie mniej jesli zlyszles o jakiejs zgorszonej armii w historii to daj znac.

                                          Za Kopalinskim:
                                          "demoralizacja upadek moralności, zepsucie; brak dyscypliny, karności."
                                          Od kiedy to ksiazki powoduja brak dyscypliny, brak karnosci.
                                          Prosilem o przyklad jednej powiesci po ktorej przeczytaniu dziewczyna rozpoczeja
                                          prace w burdelu lub facet zostal fagasem.
                                          • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 19:28
                                            broch napisał:

                                            > widze ze Aborygenow rasizmu nie nauczysz. Czyli nie wplywa. Bo jesli wplywa to
                                            > sprobuj z tymi Aborygenami.

                                            Tego nie powiedziałem. Najzwyczajniej w świecie nie wiem, czy dałoby się zrobić
                                            w ten sposób rasistów z Aborygenów. Ty zakładasz, że to niemożliwe, ja mówię:
                                            nie wiem. Mogę sobie bez trudu wyobrazić, że przy pomocy książki Hitlera
                                            możnaby zrobić z Aborygenów antysemitów: gdyby była ona JEDYNYM źródłem
                                            mówiącym im o Żydach, z którymi nie mieli zbyt wielu okazji się spotykać,
                                            mogłaby ich nastawić do Żydów negatywnie. Nie widziałbym w tym niczego
                                            nadzwyczajnego.

                                            > Ksiazki dostarczaja wylacznie informacji, czytelnik te informacje
                                            >interpretuje.

                                            Rozumiem więc, że nie przyznajesz słowu pisanemu żadnej mocy perswazyjnej.
                                            Przyznam, że stanowisko to wydaje mi się skrajne (czyżby propagandyści
                                            wszystkich czasów i krajów byli aż takimi głupcami, że nie zauważyli, iż to, co
                                            produkują nie ma żadnej mocy?).


                                            > Ktos moze zinterpretowac powiec Styrona jako pochwale rasizmu lub lako protest
                                            > przeciwko rasizmowi, wyglada na to ze to czytelnik "demoralizuje" informacje,
                                            > sama informacja (zawarta w ksiazce) nie jest demoralizujaca.

                                            Czy to samo odnosi się do każdego innego rodzaju przekazu, czy tylko do słowa
                                            pisanego?

                                            > zlego wplywu dyskutowac nie chciales

                                            Mylisz się. Podałem definicję "złego wpływu". Nie chciałem podawać konkretnych
                                            przykładów "złego wpływu". Tłumaczyłem dlaczego.

                                            > Albo masz powazne problemy ze zrozumieniem tego co sam piszesz, wiec nie
                                            >pisz, albo zastanow sie przez minute co piszesz.

                                            Czy możesz rozważyć hipotezę, że to Ty nie zauważyłeś pewnych rzeczy, które
                                            napisałem?

                                            > Definicja PWN jest nie pelna (nie mam slownika). Sadze ze wybrales "kawalek"
                                            > odpowiadajacy Twojej interpretacji.

                                            Definicja jest pełna. Podałem pełną definicję "demoralizacji" z wydanego w 1995
                                            roku słownika PWN. Pomyliłem jedynie liczbę tomów. Słownik jest 3 tomowy, a
                                            nie - jak zdaje się pisałem - 4 tomowy.

                                            > Jesli to jest calosc to zdanie o zdemoralizowanej armii mozna interpretowac
                                            >jako uwage o zgorszonej Armii.

                                            Muszę przyznać, że masz dość szczególne podejście do słownikowych definicji.
                                            Nie jest przecież tak, że każdy z elementów danej definicji może pasować równie
                                            dobrze tam, gdzie dobrze pasuje inny jej element. Np. w definicji
                                            słowa "równać", pojawiają się elementy "czynić równym, gładkim, płaskim,
                                            prostym, (...), wyrównywać". O ile do określenia "równać płace" pasuje
                                            element "wyrównywać", o tyle element "czynić gładkim" pasuje tu dość marnie.
                                            Obawiam się, ze Twoje podejście czyni z każdego słownika zbiór absurdów.

                                            >Slyszales kiedys o zgorszonej Armii niemieckiej pod
                                            > koniec WWII?

                                            Nie słyszałem też o "wygładzaniu płac".


                                            > Za Kopalinskim:"demoralizacja upadek moralności, zepsucie; brak dyscypliny,
                                            >karności." Od kiedy to ksiazki powoduja brak dyscypliny, brak karnosci.

                                            Nie ma sprawy. W definicji tej także pojawia się "zepsucie", więc moja
                                            propozycja zmiany definicji "demoralizacji" możliwa jest i na gruncie definicji
                                            Kopalińskiego.


                                            > Prosilem o przyklad jednej powiesci po ktorej przeczytaniu dziewczyna
                                            >rozpoczeja prace w burdelu lub facet zostal fagasem.

                                            Rzeczywiście, chyba prosiłeś o coś podobnego. Nie znam takiego przypadku.
                                            Uważasz, że z faktu, że nie jestem w stanie podać takiego przykładu wynika
                                            niezbicie, że książki nie demoralizują? Chmmm.......

                                            • broch Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 20:05
                                              "Rozumiem więc, że nie przyznajesz słowu pisanemu żadnej mocy perswazyjnej.
                                              Przyznam, że stanowisko to wydaje mi się skrajne (czyżby propagandyści
                                              wszystkich czasów i krajów byli aż takimi głupcami, że nie zauważyli, iż to, co
                                              produkują nie ma żadnej mocy?)."

                                              Propagandyści liczą ka Twoją interpretację, Nie na siłe przekonania reklamy.
                                              Marlboro Man nie nawołuje do palenia papierosów (facet w ogóle nic nie mówi). To
                                              jest Twoja interpretacja.

                                              Aborygenów nie przekonasz, ponieważ:
                                              a) nie znają podziału na rasy
                                              b) w z wiazku z a) Żydzi jako rasa jest pojeciem abstrakcyjnym (dotyczy to
                                              generalnie rasy)
                                              c) innymi słowy dzieło Hitlera nie wywoła żadnych emocji, choć powinno mieć zły
                                              wpływ.
                                              d) Aborygeni nastawią sie do kogoś (nie razy) źle, jeśli będzie chciał ich oszukać.
                                              e) będą mieli klopoty z odróżnieniem aryjczyka od Żyda.

                                              Nie ma szans abyś przerobił ich na antysemitów czytajac im książki nazistów
                                              ponieważ całość jest abstrakcją bez związku z ich doswiadczeniem. Nie są w
                                              stanie dzieła zinterpretować.
                                              Nie mniej życzę powodzenia, jeśli tylko jakiegoś Aborygena spotkasz.
                                              • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 21:31
                                                broch napisał:


                                                > Propagandyści liczą ka Twoją interpretację, Nie na siłe przekonania reklamy.
                                                > Marlboro Man nie nawołuje do palenia papierosów (facet w ogóle nic nie mówi).
                                                >To jest Twoja interpretacja.

                                                A nie uważasz, że pewien typ tekstu sprzyja pewnej interpretacji bardziej niż
                                                inny typ? Krótko mówiąc, czy tekst nie może popychać w pewnym kierunku? A jeśli
                                                może, to czy nie należy przyznać mu jednak pewnej mocy sprawczej?

                                                > Aborygenów nie przekonasz, ponieważ:
                                                > a) nie znają podziału na rasy

                                                I cóż z tego? Znają np. pojęcie "plemienia". Skoro istnieje swoboda
                                                interpretacyjna, dlaczego nie przyjąć, że mogliby uznać, że "rasa", to
                                                rodzaj "plemienia", i dojść do wniosku, że istnieje oto plemię Żydów, które
                                                jest zgoła mało sympatyczne.

                                                > e) będą mieli klopoty z odróżnieniem aryjczyka od Żyda.

                                                Przecież wcale nie trzeba znać Żyda, by być antysemitą? Można nielubić Żydów
                                                zgoła platonicznie.

                                                > Nie ma szans abyś przerobił ich na antysemitów czytajac im książki nazistów
                                                > ponieważ całość jest abstrakcją bez związku z ich doswiadczeniem. Nie są w
                                                > stanie dzieła zinterpretować.

                                                Chmmmmm..... Przypuśćmy, że trafia w Twoje ręce dzieło o mieszkańcach planety
                                                X. X-ianie są w nim opisani w sposób negatywny. Dzieło to jest Twoim jedynym
                                                źródłem wiedzy o X-ianach, nie masz powodów, by nie ufać autorowi. Czy
                                                wykluczasz możliwość tego, że dzieło nastawi Cię do X-ian w sposób negatywny?
                                                Sądzę, że napiszesz, iż wykluczasz taką możliwość. Czy jednak nie może się
                                                zdarzyć, że znajdzie się ktoś, kto wpływowi owego dzieła ulegnie? A jeśli tak,
                                                to czy nie należałoby jednak przyznać owemu dziełu pewnej mocy sprawczej?


                                            • broch Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 20:15
                                              "W definicji tej także pojawia się "zepsucie","
                                              O.K. która to książka psuje mortalnie?
                                              Biblia, Stary Testament, Mein Kampf?
                                  • Gość: ewa Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 19:02
                                    Uff. Znalazłam! I spieszę odpowiedzieć. Po pierwsze napisałam, że demoralizacja
                                    to za duże słowo i szczęśliwiej będzie użyć sformułowania "wywierają zły
                                    wpływ". Że wywierają jestem przekonana. I to mi akurat wolno, czyż nie? Pana
                                    nie chcę przekonywać. W końcu żyjemy w społeczeństwie demokratycznym [bardzo
                                    przepraszam, nie mogłam się powstrzymać ;-))!], każdy może myśleć, co myśli i
                                    może to nawet opublikować na różnych "forumach". Ponieważ Pan zadał pytanie,
                                    odpowiadam, bo jestem grzeczna ;-).
                                    Przypomnę, że (moim zdaniem) problem dotyczy głównie czytelników młodych.
                                    Teraz, z głowy nie potrafię podać tytułów, ale jak Pan będzie cierpliwy i nadal
                                    zainteresowany, to może jutro uda mi się zaspokoić Pańską ciekawość. Chociaż
                                    myślę, że (osławiony już i mocno "wydyskutowany") Harry Potter może tu posłużyć
                                    jako przykład. I nie twierdzę absolutnie, że książki o małym czarodzieju
                                    wywierają zły wpływ na wszystkich czytelników bez wyjątku. Na niektórych mogą
                                    nawet wpływać pozytywnie. Ale niektórym mogą zaszkodzić. To delikatna kwestia.
                                    Jest też taka książka "My, dzieci z dworca ZOO" (jednak coś mi się
                                    przypomniało). Czytana przez bardzo młodą młodzież z zapartym tchem i wypiekami
                                    na twarzy. Książka ważna i potrzebna, jednak bez wyjaśnienia i wsparcia
                                    rozumnego dorosłego, mogąca troszeczkę spustoszyć niejedną młodą głowę. Jest
                                    mnóstwo serii i pojedynczych tytułów "romansów dla nastolatek". Myślę, że mogą
                                    również (aczkolwiek nie muszą, to fakt) lekko "wygiąć" młodemu człowiekowi
                                    obraz świata.
                                    Pan w wieku lat piętnastu nie czytał zapewne nic z tych rzeczy, proszę więc
                                    spać spokojnie (sądzę zresztą, że to zapewnienie nie jest panu wcale do niczego
                                    potrzebne:-)). Co do dziecka - wystarczy sprawdzać, co czyta. Jeżeli nic Pana
                                    nie niepokoi jest OK.
                                    Co ma Harlequin do demoralizacji? Znowu przypomnę, że można raczej mówić o złym
                                    wpływie. Znam takie przypadki, kiedy panie nie czytają nic, tylko romanse z
                                    Harlequina i trochę im potem trudno funkcjonować w prawdziwym świecie.
                                    Ale daleka jestem od generalizacji. Nie na wszystkich to samo działa tak samo.
                                    I na koniec, żeby zaspokoić Pańską ciekawość - "nie robię sobie jaj". Wszak
                                    żyjemy w społeczeństwie, czyż nie? ;-))
                                    Pozdrawiam.
                                    • broch Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 19:47
                                      " Czytana przez bardzo młodą młodzież z zapartym tchem i wypiekami
                                      na twarzy. Książka ważna i potrzebna, jednak bez wyjaśnienia i wsparcia
                                      rozumnego dorosłego, mogąca troszeczkę spustoszyć niejedną młodą głowę. Jest
                                      mnóstwo serii i pojedynczych tytułów "romansów dla nastolatek". Myślę, że mogą
                                      również (aczkolwiek nie muszą, to fakt) lekko "wygiąć" młodemu człowiekowi
                                      obraz świata."
                                      Innymi słowy mówimy o interpretacji (właściwej) a nie o informacji (kompletnie
                                      obojętnej). Informację można rónie interpretować i ta interpretacja może być
                                      niebezpieczna.

                                      Wie Pani w wieku piętnastu lat czytałem "Naked lunch" a nie "My dzieci..", które
                                      i wówczas (po przeczytaniu) uważałem za nieco naiwne, choć z innych powodów niż
                                      dzisiaj.

                                      Seria Harlequin nikomu jeszcze krzywdy nie zrobiła, Nieprawdziwy obraz świata,
                                      jest jedynie wynikiem kiepskiego nauczania w szkołach.

                                      Przy okazji, "nowomowa" była już znana za czasów Rewolucji Październikowej (choć
                                      spopularyzował i wprowadził nazwę Orwell), Nie sądzę aby była pani starsza.
                                      Jest to forma wypowiedzi która posługując się stałym zestawem typowych dla
                                      siebie określeń, de facto nie niosą żadnej treści, Być może iż delikatni znajomi
                                      właśnie na ten fakt (braku tresci przy zalewie słów wygląda na to iż nie do
                                      końca zrozumiałych dla Pani) chcieli (bezskutecznie) zwrócić Pani uwagę.
                                      • Gość: ewa Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 20:01
                                        Cóż... Mam nadzieję, że nie muszę znikać z tego forum tylko dlatego, że nie
                                        lubi Pan mojego sposobu "mówienia". Nie jestem doskonała, na szczęście! Proszę
                                        mnie po prostu nie czytać, skoro tak bardzo Panu przeszkadza to, jak się
                                        wysławiam. :-)
                                        Wszystkiego dobrego.
                                      • Gość: ewa Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 20:20
                                        Pisząc o tym, czego nie czytał Pan w wieku lat 15, miałam na myśli serie dla
                                        nastolatków, bardzo obecnie popularne.
                                        Co do definicji nowomowy - posiadam różne słowniki i nawet potrafię z nich
                                        korzystać, ale bardzo dziękuję za "podanie na tacy".
                                        Co do dalszej części Pana wypowiedzi - Pan ocenia...
                                        A ja będę sobie "nowomówić", bo lubię. :-)
                    • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 19.07.05, 16:42
                      broch napisał:

                      > Jesli nie jestes w stanie podac definicji demoralizacji to jak mozesz
                      >dyskutowac czy problem demoralizacji przez ksiazki?

                      Podałem definicję demoralizacji. Demoralizacja to tyle, co "wywarcie złego
                      wpływu". Nie pisałem, co JA rozumiem przez "zły wpływ". "Zły wpływ" każdy może
                      sobie zdefiniować sam. Rozmowie o demoralizacji przez książki wcale to nie
                      uniemożliwia.

                      > Towje dywagacje przypominaja rozmowy sredniowiecznych filozofow o niczym.
                      >Takie dyskusje ciagnely sie tygodniami.

                      To inny temat, ale zaciekawił mnie - czy możesz podać przykład takieh rozowy
                      śreniowiecznych filozofów o niczym?

                      > Przykro stwierdzic ale odnosze wrazenie ze rozmawiam z pietnastolatkiem ktory
                      > wlasnie przechodzi faze burzy i naporu.

                      Cóż mogę powiedzieć? Prosiłem już tutaj kogoś (Ciebie?), by wyjaśnił mi na czym
                      polegać ma "prowokacyjność" tego co piszę, czy moja chęć "bulwersowania".
                      Odpowiedzi zdaje się nie dostałem. To ciekawe - w wątku "Książka, która
                      zmieniła wasze życie", autor zadał pytanie: "Czy macie jakąś ulubioną książkę,
                      która zmieniła wasz sposób postrzegania świata, lub ogólnie wasze życie?", nikt
                      nie zarzucił mu chęci prowokowania, nie zaczęto prosić go o definicję takich
                      terminów, jak "sposób postrzegania świata", czy "zmiana życia", nie sugerowano,
                      że jest 15 latkiem przechodzącym okres burzy i naporu. Po prostu -
                      kilkadziesiąt osób napisało o książkach, które - jak uważają - miały na nich
                      silny wpływ. Słowem - jego pytanie potraktowano zgoła inaczej niż moje. Czy
                      możesz wyjaśnić mi na czym właściwie polega różnica między pytaniem "Czy
                      książka może wpływać na życie", od pytania: "Czy książka może demoralizować"?
                      • aaneta Na czym polega różnica? 19.07.05, 19:32
                        Odpowiedź jest bardzo prosta, drogi Tadzie, nieoceniony strażniku cnoty i
                        obrońco moralności, tudzież człowieku, któremu bardzo leży na sercu "poczucie
                        obyczajności wielu ludzi" - tu odnośnik dla Ewy, która pewnie jeszcze Tada nie
                        zna, więc powinna zapoznać się z jego radosną twórczością w starym wątku pt. Jak
                        wyjść z szafy, że nie wspomnę o forum Feminizm. I nie daj się, Ewo, zmylić
                        niewinnemu stylowi Tada, który stara się jak może nie wyrażać własnego zdania, i
                        trzeba mu przyznać, że wychodzi mu to całkiem nieźle, problem w tym, że nie
                        może, biedactwo, znaleźć równych sobie partnerów w dyskusji i że nikt nie chce
                        odpowiadać na jego niewinne pytania. Dlaczego, ach, dlaczego? Ano dlatego, że
                        kto miał okazję poznać go wcześniej, a nie urodził się wczoraj, ten wie, że te
                        niewinne pytania to nic innego jak ohydna manipulacja i że za nimi kryje się coś
                        zupełnie nie niewinnego. Otóż, jak słusznie stwierdziła kiedyś Daria, Tad uważa
                        się za wyrocznię, wielkiego sędziego, inkwizytora, który jest ponad nami
                        wszystkimi, grzesznymi i występnymi, na dodatek nie rozumiejącymi strasznej
                        natury swoich występków, i ze swej moralnej wysokości próbuje nam, prostaczkom i
                        grzesznikom, uzmysłowić, jacy jesteśmy naprawdę. Stąd te wszystkie niewinne i
                        ziecinne pytania. Jakby coś, to przecież Ty nic nie powiedziałeś, Ty tylko
                        grzecznie zapytałeś, więc skąd taka awantura? Ano stąd, że nie rozmawiasz z
                        dziećmi i że Twoje pytania są ewidentnie tendencyjne, śmierdzą na kilometr złymi
                        intencjami i manipulacją. Ta dyskusja naprawdę mogła być bardzo ciekawa, wcale
                        nie musiała przekształcać się w walkę kogutów, pod warunkiem, że nie Ty byś ją
                        zaczął i nie mieszałbyś w niej.
                        • Gość: ewa Re: Na czym polega różnica? IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 08:33
                          Bardzo dziękuję za "rzucenie światła" na Osobę, która stawia pytania. Jestem
                          już dużą dziewczynką i przeczytałam sobie dyskusję (może nie bardzo dokładnie,
                          ale wystarczająco). Z Tadem rzeczywiście trudno się dyskutuje, dlatego
                          podeszłam do sprawy ostrożnie. Cała ta "rozmowa" przypomina mi trochę
                          polityczne lub społeczne dyskusje w telewizorku. Są ludzie, jest temat, każdy
                          ma coś do powiedzenia, ale nie wszyscy potrafią słuchać. No i nie wszyscy
                          potrafią przyjąć, że inni są Inni. Nie potrafimy się ładnie różnić. To nasza
                          cecha narodowa?
                          Pozdrowionka :-)
                          • tad9 Re: Na czym polega różnica? 20.07.05, 08:49
                            Gość portalu: ewa napisał(a):

                            > Bardzo dziękuję za "rzucenie światła" na Osobę, która stawia pytania.

                            W poscie o którym piszesz napisano o mnie sporo. Kłopot polega na tym, że
                            ilekroć poproszę, by tego rodzaju zarzuty czy oceny zilustrowano przy pomocy
                            konkretnych cytatów z moich wypowiedzi, które ilustrowałyby wszystkie te moje
                            wady - zapada cisza. Przynajmniej było tak do tej pory. Nie wiem jak to
                            rozumieć. Być może autorom "demaskujących" mnie postów zwyczajnie nie chce się
                            ilustrować swoich tekstów, co zresztą byłoby dość zrozumiałe, być może jednak
                            jest i tak, że nie są w stanie tego zrobić. Tym razem poproszę o coś Ciebie -
                            skoro, przeczytawszy ileśtam moich wypowiedzi, doszłaś do wniosku, że to, co
                            napisała o mnie AAneta (?), świetnie oddaje to, co w moich wypowiedziach sama
                            znalazłaś, wskaż mi proszę te z moich wypowiedzi, które mogłyby być ilustracją
                            tekstu Aanety.


                            > Pozdrowionka :-)
                            • Gość: ewa Re: Na czym polega różnica? IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 09:24
                              Witaj :-)
                              Troszeczkę Cię poniosło w interpretacji. Nie napisałam nic o Tobie. Nie mogę
                              tego zrobić. Nie znam Cię (może kiedyś?). Nie skorzystałam z sugestii i nie
                              ruszyłam na poszukiwanie Twoich wypowiedzi w innych wątkach. Nie mogę też
                              zilustrować opinii Aanety. To Jej opinia. Ja wyrobię sobie własną. Za jakiś
                              czas. Wtedy być może zadośuczynię Twojej prośbie. Pod warunkiem, że nadal
                              będziesz zainteresowany.
                              Miłego dnia :-)
                          • aaneta Re: Na czym polega różnica? 20.07.05, 09:30
                            Ależ potrafimy się ładnie różnić i widać to w wielu miejscach, pod warunkiem,
                            że nie ma tam Tada, bo jak on zacznie zadawać swoje inteligentne inaczej
                            pytania, to zaraz robi się smród. Pewnie, że nie wszyscy potrafią słuchać, ja
                            na przykład nie potrafię słuchać bełkotu Tada, chociaż bardzo się staram go
                            zrozumieć i wyłowić z jego wypowiedzi jakiś sens, czytam niektóre jego zdania
                            po kilka razy, próbuję przetłumaczyć albo domyślić się, o co mu chodzi, i nic.
                            Może lepiej, żeby już nic nie tłumaczył, bo jak zacznie, to tak zamota, że już
                            w ogóle nie wiadomo, o co mu chodzi. Właściwie z każdego jego postu zrozumiałe
                            są tylko cytaty, bez których nie może się obejść i których oczekuje od nas.
                            Przykro mi, ale ja akurat nie mam zamiaru spełnić jego oczekiwań, bo nie widzę
                            sensu w powtarzaniu tego, co zostało już napisane. Nie będę analizować i
                            komentować zdanie po zdaniu jego wypowiedzi, żeby udowodnić swoją opinię na
                            jego temat, bo nie mam zamiaru uczyć go pisać poprawnie, logicznie i
                            zrozumiale. Tego powinien był nauczyć się w szkole, a jeśli się nie nauczył, to
                            jego problem. Ja go uczyć nie będę.
                      • beatanu o różnicach 19.07.05, 20:00
                        tad9 napisał:
                        >Czy możesz wyjaśnić mi na czym właściwie polega różnica między pytaniem "Czy
                        > książka może wpływać na życie", od pytania: "Czy książka może demoralizować"?

                        Nie wiem czy mogę, ale spróbuję wyjaśnić. Pytanie pierwsze jest pytaniem bardzo
                        otwartym, skłania do refleksji przeróżnych, skojarzenia mogą pobiec we
                        wszystkich możliwych kierunkach. Pytanie drugie ogranicza bardzo - zakłada, że
                        wszyscy wyznajemy podobny zespół norm, wartości i zasad, którymi się w życiu
                        kierujemy (przynajmniej ja to tak rozumiem) i tutaj zaczynają się schody. O
                        jednym z problemów - o względności takowych norm - mowa już była, nie chcę
                        ubijać jeszcze więcej piany. Problem kolejny: czy ktoś, kto został przez
                        lekturę "zdemoralizowany" (używam cudzysłowia, bo śmieszy mnie nieco to pojęcie
                        w tym kontekście. Zdemoralizowany bowiem według czyjej definicji???) jest w
                        stanie zdać sobie z tego sprawę?
                        Demoralizacja w ogóle jawi mi się jako dziewiętnastowieczne pojęcie, na siłę
                        wyciąganięte z lamusa, na siłę odgrzewane i ogdrzewane raz jeszcze... A
                        potrzykroć odgrzewany samkuje wspaniale tylko bigos...

                        • tad9 Re: o różnicach 19.07.05, 20:12
                          beatanu napisała:

                          > Nie wiem czy mogę, ale spróbuję wyjaśnić. Pytanie pierwsze jest pytaniem
                          >bardzo otwartym, skłania do refleksji przeróżnych, skojarzenia mogą pobiec we
                          > wszystkich możliwych kierunkach.

                          Moje pytanie także jest pytaniem otwartym. Nie narzuca żadnej odpowiedzi.
                          Niczego nie sugeruje. Można na nie odpowiedzieć: "tak, uważam, że książki
                          demoralizować mogą", lub: "nie, uważam, że książki demoralizować nie mogą".

                          >Pytanie drugie ogranicza bardzo - zakłada, że
                          > wszyscy wyznajemy podobny zespół norm, wartości i zasad, którymi się w życiu
                          > kierujemy (przynajmniej ja to tak rozumiem) i tutaj zaczynają się schody.

                          Pytanie niczego podobnego nie sugeruje. Jest to pytanie skierowane do
                          indywidualnych osób, nastawione na indywidualne odpowiedzi. Zwracam uwagę, że
                          wyraźnie zaznaczyłem, że "zły wpływ" każdy może definiować sobie na własny
                          sposób (o co zresztą miano do mnie pretensje)

                          > Problem kolejny: czy ktoś, kto został przez
                          > lekturę "zdemoralizowany" (używam cudzysłowia, bo śmieszy mnie nieco to
                          >pojęcie w tym kontekście.

                          Dlaczego Cię to śmieszy?

                          >Zdemoralizowany bowiem według czyjej definicji???)

                          Np. według TWOJEJ.


                          > Demoralizacja w ogóle jawi mi się jako dziewiętnastowieczne pojęcie, na siłę
                          > wyciąganięte z lamusa, na siłę odgrzewane i ogdrzewane raz jeszcze...

                          Proszę o wyjaśnienie, dlaczego termin "demoralizacja" uważasz, za nieaktualny.
          • Gość: annabellee Re: Wyznania niepoukładanych IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 08:03
            Przytoczone przez ciebie przyklady wskazuja jedynie,ze ksiazki zmuszaja czy
            sklaniaja do myslenia.I chwala im za to i po to sa
            • tad9 Re: Wyznania niepoukładanych 20.07.05, 08:57
              Gość portalu: annabellee napisał(a):

              > Przytoczone przez ciebie przyklady wskazuja jedynie,ze ksiazki zmuszaja czy
              > sklaniaja do myslenia.


              Zgadzam się z tym, a nawet więcej: uważam, że cytaty te świadczą nie tylko o
              tym, że książki skłaniają do myślenia, ale że wręcz potrafią mocno wpływać na
              życie czytelników (nie mam powodów, by podważać oświadczenia, które cytowałem).
              Pytanie brzi: czy ów wpływ zawsze jest pozytywny. Czy nie może zdarzyć się, że
              książka wpłynie na czyjeś życie negatywnie?
    • pipilutek Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 19.07.05, 08:57
      tad9 napisał:

      > ... jeśli tak, to co z tym fantem zrobić?


      ksiazki nie, forum tak.

      pipilutek
      • Gość: daria13 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.07.05, 18:45
        Czy aby wyjść z fazy bicia piany, w którą ten wątek bez wątpienia wszedł, a
        która jest bardzo nużąca, szanowny założyciel wątku zechciałby wymienić tytuły,
        które jego zdaniem mogłyby potencjalnie kogoś zdeprawować, czy może jest to
        znów pytanie zbyt konkretne, zbyt odsłaniające i kolega asekuracyjnie odmówi
        odpowiedzi, jak to ma miejsce do tej pory w przypadku pytania o własną
        definicję "złego wpływu"? Wydaje mi się, że osoba zakładająca wątek powinna
        pokusić się o odpowiedzi na zadawane konkretne pytania związane z tematem
        wątku, bo tylko wtedy dyskusja ma szansę rozwinąć się w sposób poważny,
        rzeczowy, a nie "koguci", jak to określił Braineater.
        Pytanie, w jaki sposób książki wpłynęły na twoje życie, a pytanie o wpływ
        demoralizujący, mają jednakowoż nieco inny ciężar gatunkowy. To drugie w
        podtekście coś sugeruje i głównie stąd podejście rozmówców inne niż w przypadu
        pierwszym, niewinnym rzec by można.
        Na mnie ogromny wpływ miała lektura pierwszej przeczytanej samodzielnie
        książki, a było to Lessie wróć. Od tego momentu zrozumiałam, że jedynym
        prawdziwym przyjacielem może być czworonówg (z rybkami i ptaszkami nigdy nie
        udało mi się nawiązać bliższego kontaktu;) Największym marzeniem mojego życia
        było posiadanie psa, które to marzenie ziściło się dopiero 3 lata temu, ale
        potwierdziło w sposób doskonały lekcję wyniesioną z lektury Lessie:)))
        • tad9 Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... 19.07.05, 19:16
          Gość portalu: daria13 napisał(a):

          > Wydaje mi się, że osoba zakładająca wątek powinna
          > pokusić się o odpowiedzi na zadawane konkretne pytania związane z tematem
          > wątku, bo tylko wtedy dyskusja ma szansę rozwinąć się w sposób poważny,

          Odpowiadam konkretnie na pytania (łącznie z podawaniem tytułów książek)


          > Pytanie, w jaki sposób książki wpłynęły na twoje życie, a pytanie o wpływ
          > demoralizujący, mają jednakowoż nieco inny ciężar gatunkowy. To drugie w
          > podtekście coś sugeruje i głównie stąd podejście rozmówców inne niż w
          >przypadu pierwszym, niewinnym rzec by można.

          Co sugeruje owo pytanie i na czym polega jego brak niewinności?
          • aaneta Nie obrażaj mnie! 19.07.05, 19:39
            Obawiam się, że przegiąłeś. W którym miejscu odpowiadasz konkretnie na pytania?
            Tytuły książek podajesz za innymi. Co wyszło od Ciebie, w którym miejscu
            powiedziałeś coś od siebie? Wiesz co, bardzo Cię proszę, nie traktuj innych jak
            idiotów.
            Proszę Państwa, myślę, że najwyższa pora zakończyć rozmowę z Tadem. Proponuję
            przenieść się do innego wątku, jako że temat jest ciekawy i myślę, że każdy z
            nas ma coś interesującego do powiedzenia, ale, na litość, nie w towarzystwie
            kogoś, kto traktuje nas jak idiotów.
            • tad9 Re: Nie obrażaj mnie! 19.07.05, 20:04
              aaneta napisała:

              > Obawiam się, że przegiąłeś. W którym miejscu odpowiadasz konkretnie na
              >pytania?

              Wskaż mi proszę miejsce w którym tego NIE robię.

              > Tytuły książek podajesz za innymi. Co wyszło od Ciebie, w którym miejscu
              > powiedziałeś coś od siebie?

              Cokolwiek powiedziałem, powiedziałem od siebie. Nie mogę niestety powiedzieć,
              że było to oryginalne, ale "od siebie" i "oryginalne" to jednak dwie różne
              rzeczy. Jestem szczery, z czego nie wynika, że to co mówię, mówione jest po raz
              pierwszy.

              >Wiesz co, bardzo Cię proszę, nie traktuj innych jak
              > idiotów.

              Gdybym uważał tutaj kogoś za idiotę - napisałbym to (patrz fragment o
              szczerości)


              > Proszę Państwa, myślę, że najwyższa pora zakończyć rozmowę z Tadem. Proponuję
              > przenieść się do innego wątku, jako że temat jest ciekawy i myślę, że każdy z
              > nas ma coś interesującego do powiedzenia, ale, na litość, nie w towarzystwie
              > kogoś, kto traktuje nas jak idiotów.

              Wskaż mi proszę miejsce które - Twoim zdaniem - świadczy o tym, że uważam moich
              rozmówców za idiotów, lub przyznaj, że miejsca takiego wskazać nie jesteś w
              stanie. Jeśli zaś chodzi o przeniesienie rozmowy - jestem za. Załóż odzielny
              wątek na podobny temat, obiecuję, że nie będę się doń wtrącał - jeśli mnie o to
              poprosisz. Chętnie coś podobnego poczytam.
            • Gość: ewa Re: Nie obrażaj mnie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 09:39
              Nie jest to głos merytoryczny w tej dyskusji. Przepraszam za dygresję. :-)
              To, czy ktoś "traktuje nas jak idiotów" (jeżeli tak nas traktuje) jest
              problemem tego kogoś. Bo jeżeli sami idiotami się nie czujemy, cóż dla nas
              znaczy czyjaś opinia? Chyba, że Osoba jest dla nas ważna i bardzo nam na jej
              opinii zależy. Ale ten warunek chyba tutaj nie zachodzi? Myślę, że poczułaś się
              obrażona trochę na wyrost. Nie warto. Miej się dobrze i tak o sobie myśl.
              Powodzenia.
              • aaneta Re: Nie obrażaj mnie! 20.07.05, 10:46
                Ewo, dzięki za wsparcie, doceniam to, ale ja też dużą dziewczynką jestem i
                myślę, że jakoś sobie poradzę, możesz więc się o mnie zbytnio nie martwić.
                Skłonna jestem nawet stwierdzić bezczelnie, że mało jest osób, na których
                pozytywnej opinii na mój temat mi zależy, ba, w ogóle niespecjalnie mnie
                interesuje, co inni o mnie myślą, dobrze czy źle, nieważne. Zauważ, że nie
                napisałam, że poczułam się obrażona, tylko poprosiłam Tada, żeby mnie nie
                obrażał, a to zupełnie co innego.
                Tak więc spoko, mam się dobrze i dobrze o sobie myślę, czego i Tobie życzę.
                Pozdrawiam.
                • tad9 Re: Nie obrażaj mnie! 20.07.05, 15:24
                  aaneta napisała:

                  > Zauważ, że nie
                  > napisałam, że poczułam się obrażona, tylko poprosiłam Tada, żeby mnie nie
                  > obrażał, a to zupełnie co innego.

                  Za nic nie chciałbym Cię obrazić!

                  > Tak więc spoko, mam się dobrze i dobrze o sobie myślę, czego i Tobie życzę.

                  I ja życzę Ewie, by czuła się dobrze, i miała o Tobie dobre zdanie.



                  > Pozdrawiam.
                  • Gość: ewa Re: Nie obrażaj mnie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 15:57
                    Złośliwie, ale inteligentnie. Gratuluję. :-)
                    Co do pomysłu na to, jak zaradzić problemowi złego wpływania książek na
                    czytelników, cóż... Myślę, że nie da się tego przeprowadzić "globalnie". Takie
                    próby historia zna. Potomni nie mają na ten temat najlepszego zdania
                    (przynajmniej niektórzy, może komuś podobały się stosy, czy indeksy). Myślę, że
                    trzeba tu działać "jednostkowo". I o ile dorośli odpowiadają sami za siebie i
                    za to, co czytają(tak przynajmniej być powinno), to w przypadku dzieci
                    odpowiedzialność... też ponoszą dorośli (przynajmniej tak być powinno). A więc
                    rodzice powinni się interesować tym, co czytają ich dzieci i nie zostawiać ich
                    samych z trudnymi i "durnymi" lekturami. To trudne. Rodzice, zabiegani i zajęci
                    materialną stroną rzeczywistości, często nie wiedzą z kim ich pociechy się
                    przyjaźnią, nie mówiąc o tym, że kompletnie nie mają pojęcia, co czytają.
                    Czy to rozwiązałoby problem? Nie wiem. Coś by mogło zmienić.
                    Za życzenia dziękuję. Tobie również dużo dobrego, niekoniecznie w kontekście.
                    ;-))
                    • aaneta telepatia? 20.07.05, 16:20
                      Nie wiem, czy zauważyłaś, ale dokładnie w tym samym momencie napisałyśmy to
                      samo, chociaż Ty bardziej zwięźle :)))
                      Niestety, prawie w tym samym czasie Tad napisał, że żałuje tych pięknych czasów
                      ze stosami i indeksami. No comments.
                      • Gość: ewa Re: telepatia? IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 19:17
                        Ja pozwolę sobie skomentować. Bardzo się cieszę! (To odniesienie do
                        podobieństwa i zbieżności w czasie :-).)Bo mi nie do końca jest obojętne, czy
                        inni myślą tak samo jak ja. Lubię sobie myśleć w miłym towarzystwie ;-).
                        Pozdrawiam
                        • tad9 Re: telepatia? 20.07.05, 19:33
                          Gość portalu: ewa napisał(a):

                          > Lubię sobie myśleć w miłym towarzystwie ;-).

                          Nie wiem doprawdy co powiedzieć. Dziękuję Ewo!

                          > Pozdrawiam
                          • Gość: ewa Re: telepatia? IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 19:38
                            Hm... Nie ma za co, zupełnie.
                        • donkej Re: telepatia? 20.07.05, 19:34
                          ja wolę PWN niż Kopalińskiego - językoznawczo lepszy:

                          demoralizować
                          «powodować, szerzyć demoralizację; gorszyć, psuć kogoś»

                          demoralizacja
                          «proces odchodzenia od obowiązujących wartości moralnych, przejawiający się w
                          przestępczości, korupcji, wykolejeniu jednostek; stan upadku moralności,
                          zepsucie; rozluźnienie dyscypliny, karności»

                          Dzieci z dworca ZOO to dobry przykład. Książka była biblią pewnej mojej
                          znajomej, która w końcu "popłynęła". Oczywiście nie sama książka, wiele spraw
                          się nałożyło. Ale ta fascynacja na pewno nie była bez znaczenia - byłam blisko -
                          widziałam.
                          Oczywiście nie twierdzę, że książkę winno się umieścić na indeksie;-)))
                          • donkej Re: telepatia? 20.07.05, 19:37

                            pardon chciałam napisać - wklejam całą definicję.
              • aaneta Re: Nie obrażaj mnie! 20.07.05, 12:03
                I jeszcze jedno: nie musisz się tłumaczyć z powodu niemerytoryczności swojej
                wypowiedzi. Nie prowadzimy dyskusji naukowej, dlatego nie musi być ona ściśle
                merytoryczna. W moim pojęciu to forum jest miejscem, gdzie każdy może wyrazić
                swoją opinię, podzielić się swoimi przemyśleniami, emocjami, wrażeniami, i
                wcale nie muszą one być dokładnie na temat. To mogą nawet być tylko luźne
                uwagi. Wiesz, jak byłoby nudno, gdyby każdy pisał tylko i wyłącznie to, co
                merytorycznie odpowiada tematowi wątku? Pewnie możesz sobie to wyobrazić, ale
                pozwolisz, że zrobię próbę.
                Pytanie: Czy książki mogą demoralizować?
                Odpowiedź: Tak (albo: nie, w zależności od poglądu).
                Koniec dyskusji.
                • Gość: ewa Re: Nie obrażaj mnie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 12:59
                  Podoba mi się! W ogóle mi się tu podoba. :-) Gdzie ja byłam do tej pory???
                  :-)
              • broch Re: Nie obrażaj mnie! 20.07.05, 17:33
                Uwielbiam sformuowania w stylu:
                "Zyjemy w spoleczenstwie."
                albo
                "Nie jest to głos merytoryczny w tej dyskusji. Przepraszam za dygresję"

                Moj jezyk polski moze nie jest najswiezszej daty, ale czy nowomowa powrocila do
                lask?
                Poniewaz (kiedys) glownym zrodlem nowomowy byla telewizja i radio, jesli nic sie
                nie zmienilo, to sadze ze jest Pani ofiara demoralizacji (jezykowej?) pod zlym
                wplywem mass mediow.
                • Gość: ewa Re: Nie obrażaj mnie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 20.07.05, 18:08
                  Hm... Sądzę, że to raczej "staromowa", bo ja już troszkę "wiekowa" jestem. Mój
                  język zawsze powodował uwagi w podobnym stylu, więc przyzwyczajonam (od
                  czasów "głębokiej podstawówki", to długo). ;-) Z tą telewizją to
                  nadinterpretacja. Prawie w ogóle nie oglądam. A jedyne medium, które obecnie
                  dość mocno funkcjonuje w moim życiu, to internet. Ofiarą może i jestem, nie
                  telewizji ale ;-).
                  Odpowiem jeszcze na pytania zadane mi w innym "momencie" tej dyskusji, muszę
                  sobie tylko znaleźć ten "moment". ;-)
          • Gość: daria13 Re: Nie odpowiadasz konkretnie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 19.07.05, 19:53
            Gdybym tylko ja była osobą proszącą o konkrety i pragnącą uzyskać bardziej
            rzeczowe odpowiedzi, to zachodziłaby obawa, że może mało rozgarnięta jestem,
            ale tak nie jest.
            Jedynym tytułem, jaki podałeś od siebie są Narkotyki Witkacego, pozostałe
            tytuły podałeś za kimś, a mi chodziło o "Twoje tytuły", zatem ponawiam prośbę,
            tym bardziej, że z tego jedynego tytułu też z lekka się wycofałeś:P
            Nie odpowiedziałeś też i obawiam się, że możemy się nie doczekac odpowiedzi na
            pytanie Brocha, co mianowicie KONKTRETNIE WEDŁUG CIEBIE oznacza "zły wpływ".
            > Co sugeruje owo pytanie i na czym polega jego brak niewinności?
            Być może nie jest to ścisła definicja, ale dla ułatwienia nazwalabym pytanie
            pierwsze (jak wpływ..)otwartym, a pytanie drugie zamkniętym. Twoje pytanie
            wymusza odpowiedź jedynie pozytywną lub negatywną i jednocześnie w pewnym
            sensie sugeruje Twoje nastawienie , podczas gdy pytanie o wpływ książek pozwala
            na dowolność, na luźne dywagacje, na podzielenie się emocjami związanymi z
            odbiorem książek.
            Jeśli po raz kolejny będziesz unikał odpowiedzi na moje (i nie tylko moje)
            pytania uznam dyskusję za całkowicie jałową.
            • tad9 Re: Nie odpowiadasz konkretnie! 19.07.05, 20:22
              Gość portalu: daria13 napisał(a):

              > Gdybym tylko ja była osobą proszącą o konkrety i pragnącą uzyskać bardziej
              > rzeczowe odpowiedzi, to zachodziłaby obawa, że może mało rozgarnięta jestem,
              > ale tak nie jest.

              Proszę o wskazanie miejsca, w którym - Twoim zdaniem - odpowiadam w sposób
              niekonkretny.

              > Jedynym tytułem, jaki podałeś od siebie są Narkotyki Witkacego

              "Narkotyki" - co łatwo sprawdzić - nie były moim przykładem "książki
              demoralizującym". Były jedynie ilustracją wspomagającą jedną z moich
              wypowiedzi. Nie były też "jedynym tytułem jaki podałem", nie masz jednak
              obowiązku znać wszystkich moich postów, więc nie traktuj tego, co napisałem,
              jako nagany.

              > pozostałe
              > tytuły podałeś za kimś, a mi chodziło o "Twoje tytuły", zatem ponawiam
              >prośbę, tym bardziej, że z tego jedynego tytułu też z lekka się wycofałeś:P

              Z "Narkotyków" wycofywać się nie musiałem, z powodów o których pisałem wyżej.
              Jeśli zaś chodzi o "moje tytuły" - podałem przykład w jednej z odpowiedzi
              Brochowi (?).

              > Nie odpowiedziałeś też i obawiam się, że możemy się nie doczekac odpowiedzi
              >na pytanie Brocha, co mianowicie KONKTRETNIE WEDŁUG CIEBIE oznacza "zły wpływ".

              Ale KONKRETNIE odpowiedziałem, dlaczego nie piszę zbyt wiele na ten temat.
              Zresztą, zważywszy na to, że podałem przykład konkretnego przypadku "złego
              wpływu" nie jestem znów aż tak bardzo tajemniczy.

              > Być może nie jest to ścisła definicja, ale dla ułatwienia nazwalabym pytanie
              > pierwsze (jak wpływ..)otwartym, a pytanie drugie zamkniętym.

              Moje pytanie nie narzuca żadnej odpowiedzi.


              >Twoje pytanie
              > wymusza odpowiedź jedynie pozytywną lub negatywną

              Zupełnie jak pytanie z wątku o wpływie książek na życie. Czyż nie narzuca ona
              odpowiedzi pozytywnej "tak, istnieją książki, które miały wpływ na moje życie",
              lub negatywnej "nie, nie ma książek, które wpłynęłyby na moje życie"?

              Pytanie
    • Gość: itek Re: Czy książki mogą demoralizmować, a .... IP: *.pomorzany.v.pl 19.07.05, 21:26
      Czy ksiazki moga demoralizowac- to zalezy od stosunku czytacza do ksiazki.Ten
      problem wydaje mi sie bardziej podstawowy.
      Jesli czytacz traktuje to co czyta mniej wiecej jako prawde objawiona, nie jest
      wystarczajaco krytyczny, nie ma wlasnych ugruntowanych pogladow na kwestie o
      ktorych czyta, w zwiazku z czym latwo zmienia zdanie, jest labilny, jego
      podejscie do opowiadacza historii jest czolobitne, wowczas ksiazka moze
      demoralizowac, ale nie tylko ksiazka i ksiazka i nie jest chyba ta najwieksza
      demoralizatorka.
      Co z tym robic- nauczyc sie wlasciwego stosunku do ksiazki, to jest chyba do
      zrobienia:)
    • dr.krisk "Demoralizmowac"? A co to takiego .... 20.07.05, 00:23
      .. ta demoralizmacja?
      Czy to to, co robia moralizmatycy?
      • Gość: daria13 Re: Przejdźmy może do drugiej fazy IP: *.medical / *.crowley.pl 20.07.05, 10:14
        Ok. Tad9 będąc w opozycji do reszy dyskutantów dowodzi, że książki mogą
        demoralizować. Jego święte prawo. Nie dowiedzieliśmy się, co jego zdaniem
        oznacza "zły wpływ" z racji jego asekuranctwa, że niby naraziłby się na lawinę
        zarzutów (co zresztą i tak nastapiło). Ale trudno, myslę, że uda nam się żyć
        dalej bez tej wiedzy. Teraz w takim razie może skoro jego pytanie było
        dwuczłonowe, a na druga część pytania nikt z nas odpowiedzieć nie może, bo nie
        zgadza się ze wstepną tezą, tad9 zechce udzielić odpowiedzi na to, jakie ma
        pomysły, zeby zaradzić tej sytuacji. Czy może należałoby powołać komisję do
        zbadania wszystkich książek pod katem ich ewentualnej demoralizacji? Sądzę też,
        że sam powinien,jako gorliwy rzecznik tezy, stanąć na czele tejże komisji, ale
        w tym momencie będzie musiało jednak nastapić jednoznaczne określenie kryteriów
        oceny. Czy po takiej weryfikacji bedziemy trzymać te niebezpieczne pozycje pod
        kluczem, czy dla większej pewności spalimy wszystkie wydania? No więc?
        I jeszcze mała uwaga na koniec; jako że moja aktywność życiowa nie ogranicza
        się do dyskusji na forum, a już na pewno nie tylko w jednym wątku, zdarza mi
        się rozminięcie w czasie i przestrzeni z pewnymi wypowiedziami, dlatego też nie
        zdążyłam zauważyć postu z konkretnym przykładem, zanim poprosiłam o tenże. Moja
        wina. Zwracam honor;)
        • aaneta Re: Przejdźmy może do drugiej fazy 20.07.05, 12:16
          A gdzież on dowodzi, on domaga się od innych, żeby dowodzili, ale nie
          zauważyłam, żeby sam coś dowodził. On tylko twierdzi. A właściwie to naprawdę
          byłoby miło z jego strony, gdyby pokazał nam, jak należy dowodzić swoich
          poglądów, skoro my tego nie potrafimy, co na każdym kroku nam Tad próbuje
          uświadomić. A co do drugiej części genialnego tadowego pytania, to dołączam się
          do prośby Darii i z niecierpliwością oczekuję, że Tad i tutaj da nam dobry
          przykład, i najpierw sam odpowie na swoje pytanie, bo dlaczego właściwie miałby
          tego nie zrobić?
        • tad9 Re: Przejdźmy może do drugiej fazy 20.07.05, 15:21
          Gość portalu: daria13 napisał(a):

          > Ok. Tad9 będąc w opozycji do reszy dyskutantów dowodzi, że książki mogą
          > demoralizować.

          Nie wiem, czy chodzi tu o większość moich dyskutantów. W każdym bądź razie inna
          część z nich stwierdziła, że książki demoralizować mogą. Dotyczy to np. Ewy,
          która napisała "Myślę, że książki mogą demoralizować. Nie tylko mogą.
          Demoralizują", czy Darii (właśnie Ciebie!), która stwierdziła "osobom
          niedojrzałym niektóre książki mogą szkodzić". Nie jest więc tak, jakobym był tu
          jedynym, który uważa, że książka może być narzędziem demoralizacji.

          > Teraz w takim razie może skoro jego pytanie było
          > dwuczłonowe, a na druga część pytania nikt z nas odpowiedzieć nie może, bo
          >nie zgadza się ze wstepną tezą, tad9 zechce udzielić odpowiedzi na to, jakie
          >ma pomysły, zeby zaradzić tej sytuacji.

          Na pytanie to odpowiedzieć możesz także Ty, czy Ewa, oraz reszta tych, którzy
          uznali, że książki mogą demoralizować. Pytasz mnie o zdanie? Odpowiadam:
          niezłym rozwiązaniem był Indeks, niestety został zlikwidowany, a powrót do
          niego byłby trudny, o ile wogóle możliwy. Oczywiście cały czas podejmowane są
          próby cenzurowania i kontrolowania rynku ideii. Np. środowisko feministyczne
          chce ukształtować podręczniki szkolne w taki sposób, by nie obrażały one
          feministycznego poczucia obyczajności, środowisko "Otwartej Rzeczypospolitej"
          chce likwidacji księgarni "Antyk", w której sprzedawane są książki uznane przez
          owo środowisko za "antysemickie" (dla osób z "OR" bowiem "antysemityzm jest z
          takich czy innych powodów czymś "złym"), przykładów tego rodzaju można by podać
          więcej. Może działania grup nacisku, to też jakiś sposób?

          >Czy może należałoby powołać komisję do
          > zbadania wszystkich książek pod katem ich ewentualnej demoralizacji?

          Czy to jest Twoja propozycja? A jaki sposób wyłaniania komisji proponujesz?

          • daria13 Re: Przejdźmy może do drugiej fazy 20.07.05, 16:15
            Po pierwsze wydawało mi się, że nasza dyskusja weszła w fazę rozważań na temat
            złego wpływu książek na osoby dojrzałe metrykalnie i emocjonalnie, na temat
            wpływu na dzieci i osobniki "niepoukładane" dywagacje już zakończyliśmy, więc
            nie rozumiem dlaczego podpierasz się w tym miejscu fragmentem mojej
            wypowiedzi.Nota bene Ewa też miała na myśli osoby nieuksztaltowane i
            niedojrzałe, ale nie o tym obecnie rozmawiamy, gdybyś nie zauważył. I znów
            klasyczny przykład "wyrywania z kontekstu".
            Po drugie zauważ, że szkodzić a demoralizować to nie są synonimy i mówiąc o
            szkodzeniu nie miałam na myśli deprawacji, ale widzę, że Ty lepiej wiesz, co
            miałam na myśli.
            Jakiekolwiek cenzurowanie książek za bardzo mi pachnie dawnymi praktykami i w
            moim odczuciu jest niewłaściwe. Indeks, inkwizycja, palenie książek? Hmmm....
            Jeśli chcesz cenzurowania ksiażek, to co zrobimy z filmem, malarstwem, teatrem
            itp?
            Propozycja z powołaniem komisji z Tobą w roli przewodniczącego była czystą
            ironią, ale aż wierzyć mi się nie chce, że tego nie zauważyłeś;).
            Nie mam propozycji rozwiązania sprawy, bo w moim odczuciu takie rozwiązanie nie
            jest potrzebne. Ale najzabawniejsza jest propozycja Robaka, do tego właśnie
            prowadzą Twoje rewelacje. Czy o to Ci chodziło?
            • aaneta właśnie chyba o to mu chodziło 20.07.05, 16:32
              Mu, czyli Tadowi, oczywiście. Właściwie teraz jestem już prawie pewna, że to
              niby niewinne pytanie i całe dalsze ściemnianie to był pic na wodę po to tylko,
              żeby mieć okazję do zaprezentowania własnych genialnych poglądów, podobnie jak
              w innych wątkach. Tam kanibalizm, tu pochwała indeksu. Obawiam się, że on jest
              chory, i od tej pory powinniśmy go całkowicie ignorować, bo cokolwiek
              ktokolwiek napisze, to będzie to tylko woda na jego młyn. Ja w każdym razie
              stąd spadam. Dziękuję za uwagę i do zobaczenia na innych forach albo w innych
              wątkach, byle nie w towarzystwie Tada.
              • tad9 Re: właśnie chyba o to mu chodziło 20.07.05, 16:43
                aaneta napisała:

                > Mu, czyli Tadowi, oczywiście. Właściwie teraz jestem już prawie pewna, że to
                > niby niewinne pytanie i całe dalsze ściemnianie to był pic na wodę po to
                >tylko, żeby mieć okazję do zaprezentowania własnych genialnych poglądów,

                Aaneto! Jeszcze niedawno miałaś do mnie pretensje, że ukrywam poglądy, teraz
                masz do mnie pretensje, że ich nie ukrywam. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że
                cokolwiek napiszę, będzie użyte przeciwko mnie ....

                :-(((((
            • tad9 Re: Przejdźmy może do drugiej fazy 20.07.05, 16:37
              daria13 napisała:

              > Po pierwsze wydawało mi się, że nasza dyskusja weszła w fazę rozważań na
              >temat złego wpływu książek na osoby dojrzałe metrykalnie i emocjonalnie, na
              >temat wpływu na dzieci i osobniki "niepoukładane" dywagacje już zakończyliśmy,
              >więc nie rozumiem dlaczego podpierasz się w tym miejscu fragmentem mojej
              > wypowiedzi.

              Chętnie wyjaśnię: temat wątku brzmi "czy książki mogą demoralizować", nie
              zaś "czy książki mogą demoralizować osoby zrównoważone i emocjonalnie
              dojrzałe". Pisząc, że książki mogą zaszkodzić osobnikom "niedojrzałym",
              napisałaś zarazem, że książki mogą być szkodliwe. I w tym momencie otwiera się
              pole do drugiej części tytułowego pytania, czyli "co z robić z faktem
              szkodliwości książek". Obawiam się, że - zważywszy na to, co napisałaś - nie
              jesteś wyłączona z drugiej części rozważań.

              >Nota bene Ewa też miała na myśli osoby nieuksztaltowane i
              > niedojrzałe, ale nie o tym obecnie rozmawiamy, gdybyś nie zauważył. I znów
              > klasyczny przykład "wyrywania z kontekstu".

              Niczego z kontekstu nie wyrwałem.

              > Po drugie zauważ, że szkodzić a demoralizować to nie są synonimy i mówiąc o
              > szkodzeniu nie miałam na myśli deprawacji, ale widzę, że Ty lepiej wiesz, co
              > miałam na myśli.

              Skoro napisałaś to, co napisałaś w kontekście mojego pytania, a pytanie to
              mówiło akurat o "demoralizacji", miałem prawo sądzić, że pisząc "szkodliwość",
              miałaś na myśli "demoralizację" właśnie. Być może się pomyliłem. Wyjaśnij więc
              proszę, co miałaś na myśli pisząc o "szkodzeniu".

              > Jakiekolwiek cenzurowanie książek za bardzo mi pachnie dawnymi praktykami i w
              > moim odczuciu jest niewłaściwe. Indeks, inkwizycja, palenie książek? Hmmm....

              Rozumiem więc, że w imię pewnej wartości kulturowej ("wolności słowa"?), gotowa
              jesteś zgodzić się, na to, że pewne osoby odnieść mogą szkody. Cóż - jest to
              jedno z możliwych rozwiązań. Nawiasem mówiąc, w pewnym sensie jestem
              zadowolony, że na takie akurat rozwiązane się zdecydowałaś. Gdy ja, podczas
              naszej rozmowy o homoseksualistach, stwierdziłem, że w imię ochrony pewnej
              wartości kulturowej (mn. pewnej koncepcji "małżeństwa"), gotów jestem zgodzić
              się na krzywdę pewnej grupy osób (w tym wypadku homoseksualistów), zdawałaś się
              mieć do mnie pretensje. Myślę, że teraz, gdy sama gotowa jesteś dopuścić
              możliwość krzywdy ludzkiej, by bronić pewnych, cennych dla Ciebie, wartości,
              rozumiesz mnie lepiej.
              • staua Re: Przejdźmy może do drugiej fazy 20.07.05, 17:01
                Dobrze sie bawisz, Tad, prawda?
                • Gość: itek Re: Przejdźmy może do drugiej fazy IP: *.pomorzany.v.pl 20.07.05, 17:18
                  Po jakie licho dopisujesz sie do tego watku????? Zupelnie nie rozumiem i nie
                  tylko Ciebie.