desiree
26.07.05, 21:02
Na początku mojego wpisu, chciałam zaznaczyć, iż intencją moją nie jest
czynienie nikomu zarzutu z niedostatków w wykształceniu (jakiekolwiek by ono
nie było), ani też zamiaru nie mam najmniejszego aby jakością wykształcenia
mierzyć poziom oczytania. Już nie.
Jednak, jedno mnie zadziwia niezmiernie, kiedy po tak zwaną literaturę „klasy
B” sięgają osoby, które wykształceniem wyższym poszczycić się mogą. I tak,
szokuje mnie wciśnięte niedbale do torebki czytadło autorstwa niejakiej „D.
Steel” (o ile prawidłową pisownię jej nazwiska zachowałam) u mającej o sobie
dość wysokie mniemanie (zawodowe) rusycystki, która to z rozbrajającą
szczerością przyznaje, iż zaczytuje się w książkach ww. pani już od dawna, z
radością chcąc mi je pożyczać, kiedy to ja za każdym razem uprzejmie jej
odmawiam.
Przyznaję, iż do tej pory wysokość wykształcenia była dla mnie miernikiem
oczytania i wydawało mi się, że kończąc studia (czy chociażby już liceum),
powinniśmy spotkać na swojej drodze ludzi, którzy ukierunkowaliby nas choć w
minimalnym stopniu, tak, abyśmy w przyszłości potrafili odróżnić dobrą
literaturę od zwykłego chłamu. Ale być może się mylę.