Dodaj do ulubionych

Oczytanie, a wykształcenie.

26.07.05, 21:02
Na początku mojego wpisu, chciałam zaznaczyć, iż intencją moją nie jest
czynienie nikomu zarzutu z niedostatków w wykształceniu (jakiekolwiek by ono
nie było), ani też zamiaru nie mam najmniejszego aby jakością wykształcenia
mierzyć poziom oczytania. Już nie.
Jednak, jedno mnie zadziwia niezmiernie, kiedy po tak zwaną literaturę „klasy
B” sięgają osoby, które wykształceniem wyższym poszczycić się mogą. I tak,
szokuje mnie wciśnięte niedbale do torebki czytadło autorstwa niejakiej „D.
Steel” (o ile prawidłową pisownię jej nazwiska zachowałam) u mającej o sobie
dość wysokie mniemanie (zawodowe) rusycystki, która to z rozbrajającą
szczerością przyznaje, iż zaczytuje się w książkach ww. pani już od dawna, z
radością chcąc mi je pożyczać, kiedy to ja za każdym razem uprzejmie jej
odmawiam.
Przyznaję, iż do tej pory wysokość wykształcenia była dla mnie miernikiem
oczytania i wydawało mi się, że kończąc studia (czy chociażby już liceum),
powinniśmy spotkać na swojej drodze ludzi, którzy ukierunkowaliby nas choć w
minimalnym stopniu, tak, abyśmy w przyszłości potrafili odróżnić dobrą
literaturę od zwykłego chłamu. Ale być może się mylę.
Obserwuj wątek
    • Gość: daria13 Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 26.07.05, 22:02
      Z przykrością muszę stwierdzić, że Twoja teza jest absolutnie błędna.
      Wykształcenie z oczytaniem często nie ma nic wspólnego, znam całą rzeszę
      wykształconych osób, które czytają wyłącznie prasę kolorową, a na książki
      Marqueza mówią "kupa gówna", dosłownie, jak również osoby bez wykształcenia,
      które czytają dużo i dobrze. Pewnie nikt nie robił badań statystycznych pod
      kątem ilości i jakości lektur a wykształceniem czytających, ale nie zdziwiłabym
      się, gdyby okazało się, że procent ludzi z wykształceniem wyższym czytających
      Manna i Dostojewskiego jest bardzo niski.
      Wybacz osobiste pytanie: w jakim jesteś wieku, jeśli to nie tajemnica?
      Pozdrawiam:)
      • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 26.07.05, 22:22
        to zależy również o jakim wykształceniu mówimy; teraz każdy jest wykształcony,
        bo taki wymóg, ale to naprawde nie ma nic do rzeczy - banda kretynów z
        papierkami i dyplomami. dawniej wykształcona była określona grupa ludzi, którą
        uważać można było równiez za oczytaną. wiecie, kogo nazywa sie obecnie
        inteligencją? ludzi ze srednim wykształceniem! przy czym inteligencja
        przedwojenna to osoby z dyplomami wyższych uczelni (a wiadomo, że poziom troche
        sie róznił). do czego zmierzam: bezsensownoscia jest mówienie o jakimkolwiek
        wykształceniu, bo ono nic nie znaczy (a przynajmniej niewiele); chociaz z
        drugiej strony wątpię, żeby robotnik, czy fryzjerka (przepraszam za dosadność)
        czytali Manna, bo jeszcze jakaś manna by wyszła...
        • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 22:49
          Gość portalu: melaine_koina napisał(a):

          > do czego zmierzam: bezsensownoscia jest mówienie o jakimkolwiek
          > wykształceniu, bo ono nic nie znaczy (a przynajmniej niewiele); chociaz z
          > drugiej strony wątpię, żeby robotnik, czy fryzjerka (przepraszam za
          dosadność) czytali Manna, bo jeszcze jakaś manna by wyszła...

          I tu się z Tobą niezgodzę. Tak, jak ja operowałam do tej pory stereotypami,
          tzn. z góry zakładałam, iż osoba z wyższym wykształceniem czytać winna,
          przynajmniej w większości, literaturę wysoką, tak Ty uważasz, że robotnik
          niekoniecznie zrozumie twórczość Manna. Stereotypy często biora się z niewiedzy
          i uciążliwego naklejania ludziom etykietek, typu: "dyplom", "bez dyplomu".
          Przyznaję, iż jeszcze niedawno sama tak czyniłam (tkwiąc w ogromnym błędzie),
          ale teraz, zanim ocenię człowieka przez pryzmat jego wykształcenia, najpierw
          zapytam co czytuje.
          • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 26.07.05, 23:03
            nie twierdze ze nie zrozumie tylko ze w ogóle nie przeczyta, bo po pierwsze
            nawykły nie jest, a po drugie po 14-godzinnym dniu pracy bedzie myslał tylko o
            jedzeniu i spaniu; co nie oznacza, iż potępiam ludzi "pracujących" - gdyby
            wszyscy tylko czytali, dawno bysmy z głodu pomarli...
            • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 23:28
              hmmm...Szczerze mówiąc, to znam sporo ludzi z wyzszym wykształceniem na kasach
              w hipermarketach i w tym podobnych miejscach...A zresztą duzo by mówić i
              niekoniecznie na forum Ksiązki...Znam i polonistów , którzy po studiach ksiązką
              się nie splamili...W ogóle, jak tak pomyslę, to dużo równych dziwnych rezczy
              zdarzyło mi się poznać w tym moim krótkim zyciu...
              Magistrów, którzy calej pracy nie przeczytali, doktorow , którzy robią doktorat
              na kolejnych prezentach dla kierownika katedry, faceta, ktory zakochał się we
              włsnych słuchawkach itp...E, może pójdę spać, bo już pózno:)
              • melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 23:32
                a Ty glonojadzie wiecznym pesymistą będziesz? dziwić się nie trzeba, kiedy sie
                troche popatrzy dookoła, bo właściwie, gdzie by nie spojrzeć, tam pustka...
                :)
                • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 23:39
                  Pesymizm jest niezwykle ujmującą pozą:) Lepszy jest chyba tylko cynizm, byle
                  nie popadać w przewartościowanie, bo traci się wdzięk. A co do pustki - wrećz
                  przciwnie , ja mam do czynienia z horror vacui:)
                  niemniej jednak dzis jestemm nawet szczęsliwy - bingo i mam Bunga z allegro:)
                  • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 23:40
                    niemniej jednak sadzę , że słuchawki, nawet profesionalne, nie są właściwym
                    obiektem do lokowania uczuć...
                  • melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 23:47
                    znaczy, że nie dostrzegasz pustki, tylko sie jej obawiasz; czy przeciwstawiasz
                    ją próżni?
                    :)
                    • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 17:51
                      Zapełniam czym mogę:))Byle nie widzieć i nie dać sobie możliwości , żeby ją
                      zobaczyć:)
                      • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 17:55
                        w takim razie nie do końca jest to pesymizm...
                        • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 17:59
                          Heh, widzisz to po prostu rodzaj parawanu - jak wszystko na tym świecie...Jak
                          najlepiej zapomnieć o smierci? Pomysleć o seksie...i tak to działa, jedno
                          oswaja drugie i chowa grożne.
                          • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 18:04
                            ale i tak się nie ucieknie... ech, wszędzie widzę tę melancholię
                            • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 18:07
                              Melancholik nie ucieka , on od początku wie, że nie ucieknie, bo nie ma przed
                              czym w co:)
                              BTW. A jak tam z pojeciem wzniosłosci, posunęło się coś do przodu, czy tkwimy
                              w miejcu?
                              • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 18:11
                                no właśnie w tym uciekaniu melancholika widzę wzniosłość; dązy do czegoś
                                niewyrażalnego, chociaż wie, że z góry skazany jest na porażkę
                                Pozdrawiam:)
                                • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 18:16
                                  Heh, melancholik jednak nie działa swiadomie i nie wie, co móglby wyrazic,
                                  gdyby mógł w ogóle cokolwiek wyrazic naprawdę i w tym widzę słabość Twojej
                                  teorii:)
                                  Ale jak już cos więcej napiszesz, to daj znać, co powstało:)
                                  • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 18:43
                                    dlatego tutaj odróżniam melancholię od nudy, która nie widzi żadnej nadziei
                                    (nie wie skąd, po co, gdzie -jest bez celu), natomiast melancholia działa, jest
                                    twórcza i w tej twórczości się zatraca; jej dziełem jest ironia jako najlepszy
                                    sposób poradzenia sobie ze sobą, czyli ironia jest obecna zarówno wewnątrz, jak
                                    i zewnątrz melancholika

                                    wziosłość równiez nie musi być świadoma; wchodząc na jakiś szczyt nie musimy
                                    definiować celu wędrówki (ba, rzadko kiedy jestesmy w stanie to zrobić - tu
                                    wracamy do początku), ale wiemy, że przeżywamy coś nieprzecietnego,
                                    niewyobrażalnego

                                    to chyba moja teza, ale argumentów szukać trzeba
                                    Pozdrawiam:)
                                    • Gość: Czytelnik Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.pl / *.leczna.enterpol.pl 28.07.05, 18:52
                                      Przepraszam, że się wstrącę, ale co do tej klasyki, to jak długo osoba
                                      wykształcona miałaby czytać tego Manna czy Dostojewskiego? Moim skromnym
                                      zdaniem, jak się chce być wykształconym, to należy mieć całą klasykę za sobą, a
                                      nie czytać i czytać starocie przez całe życie, jakby nie było współczesnych
                                      dobrych książek. Klasykę można przeczytać przez kilka lat czytając po dwie
                                      godziny dziennie.
              • en.door.fina Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 00:33
                Zakochał się we własnych słuchawkach..??
                • glonojad19 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 17:47
                  Tak , w słuchawkach:)))))))Nie rozstaje się z nimi w ogole, chyba tylko jak
                  śpi to zdejmuje, a do małych nie nalezą:))))

                  Przeczytałem cala ponizszą dysputę i powiem jedno:
                  Ludzie, jedzcie na wakacje, bo Wam się procesory przegrzewają, że stwarzacie
                  takie problemy...Wyszktałcenie, wykształcenie...A może popatrzcie jaka kadra
                  naukowa uczy, a nie jacy studenci:P
              • amagde Re: Oczytanie, a wykształcenie. 29.07.05, 12:08
                Piszesz, że znasz polonistów, którzy po studiach nic nie czytają. Ja studiuję
                polonistykę(III rok studiów dziennych, znana państwowa uczelnia) i muszę
                stwierdzić, że na moim roku jest wiele osób, które z danej epoki literackiej
                nawet nie przeczytały, a przejrzały zaledwie kilka pozycji, podczas gdy lista
                lektur to często kilkaset tekstów. Przeraża mnie, że potem taki "erudyta",
                który na ćwiczeniach z historii literatury korzystał ze ściąg dla licealistów,
                a na egzaminach wykorzystywał ich tzw. mini wersje, pójdzie nauczać. Jeśli
                przyjmą go do tzw. dobrej szkoły, dzieci zamęczą go pytaniami i szybko wyjdzie
                jego niekompetencja. Jeśli pójdzie do szkoły słabszej, zarazi tylko ową
                niekompetencją swoich uczniów...
            • aaneta Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 23:55
              Zakładam, że żartowałaś z tym przypisywaniem 14-godzinnego dnia pracy
              robotnikom. Bo jeśli mówimy o takich robotnikach, co to w fabryce przez cały
              dzień wkręcają śrubki, to oni raczej nie pracują po 14 godzin dziennie,
              aczkolwiek jest bardzo prawdopodobne, że nawet jeśli pracują po 8 godzin, to i
              tak nie czytają, bo nie mają takich potrzeb. Choć pewnie zdarzają się wyjątki.
              Natomiast znam wiele osób, którzy robotnikami w powyższym sensie nie są, a
              pracują po 14 godzin dziennie, i to na najwyższych obrotach. Przerabiałam to na
              własnej skórze, więc mogę Cię zapewnić, że po czymś takim to nawet o jedzeniu
              się nie myśli. Ale jeśli taki stan (nieczytania) trwa dłużej, to zaczyna Ci
              czegoś brakować. Doświadczyłam tego i było to naprawdę bardzo przykre, tym
              bardziej, że po okresie takiej bardzo intensywnej pracy jeszcze długo nie mogłam
              dojść do siebie, zwłaszcza że nałożyły się na to jeszcze inne sprawy, które mnie
              absorbowały tak bardzo, że kompletnie nie mogłam czytać. Potem powoli zaczęłam
              dochodzić do siebie i teraz jest już całkiem nieźle, chociaż jeszcze do dawnego
              stanu mi daleko. Opowiadam o tym dlatego, żeby podkreślić znaczenie nawyków, o
              których wspomniałaś mimochodem, tzn. w tym przypadku potrzeby czytania, którą
              jedni mają, a inni nie, niezależnie od poziomu wykształcenia i tego, co się w
              życiu robi. Skąd się ta potrzeba bierze, to już zupełnie inny temat, chociaż
              równie interesujący. Sama mam przyjaciół, którzy studiów nie skończyli z różnych
              względów, ale czytają dużo i dobrze, jak to określiła Daria. Prawdę mówiąc,
              podejrzewam nawet, że nie skończyli studiów między innymi dlatego, że
              przeszkadzały im w czytaniu.
              W związku z powyższym proponuję uznać za udowodnioną tezę o braku związku
              pomiędzy oczytaniem i wykształceniem, i zająć się czymś ciekawszym, na przykład
              podawaniem przykładów, co potrafią czytać i czym się zachwycać ludzie uchodzący
              za wykształconych. Mnie w tej chwili, z uwagi na późną porę nasuwa się tylko
              jeden, chyba mało oryginalny: polonistka, która uczyła mojego syna w szanującym
              się warszawskim liceum, może nie tym z najwyższej półki, ale jednak, w
              maturalnej klasie polecała do czytania Grocholę. Polecała i zachwalała.
              • Gość: Magduśka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.ie.lodz.pl 27.07.05, 15:52
                to pocieszające, co napisałaś,
                ja właśnie się zastanawiam, czy nie rzucić pracy,
                bo nie mam kiedy czytać,
                wracam zmęczona
                i, albo jem, albo czytam
                weekendy "zabiera" mi rodzina i przyjaciele,
                tylko nie wiem z czego będę żyła...
                ale pokusa jest ogromna: tyle wolnego czasu.....
            • dobiasz Re: Oczytanie, a wykształcenie. 28.07.05, 21:27
              Gość portalu: melaine_koina napisał(a):

              > nie twierdze ze nie zrozumie tylko ze w ogóle nie przeczyta, bo po pierwsze
              > nawykły nie jest, a po drugie po 14-godzinnym dniu pracy bedzie myslał tylko o
              > jedzeniu i spaniu; co nie oznacza, iż potępiam ludzi "pracujących" - gdyby
              > wszyscy tylko czytali, dawno bysmy z głodu pomarli...

              14-godzinny dzień pracy, to dzisiaj mają raczej ci wykształceni... Prawda jest
              niestety taka, że pracując umysłowo w prywatnej firmie nie ma się czasu ani
              ochoty czytać. Gdybym przestawiał palety w Biedronce, albo pracował od 7 do 15
              w państwowym urzędzie to może wieczorem miałbym ochotę dla odmiany poczytać
              dobrą literaturę. A po parunastu godzinach pracy umysłowej, to człowiek ma
              ochotę tylko na prysznic, wino i sensacyjny film :-(

              Pozostaje urlop - z plecakiem pełnym książek :-)
            • margonik Re: Oczytanie, a wykształcenie. 29.07.05, 23:09
              Myślę, że jesteś w wielkim błędzie. Osobiście znam kilku ludzi z wykształceniem
              zawodowym, którzy bardzo dużo czytają i bynajmniej niekoniecznie literaturę
              niskich lotów.

              A nawiązując do dnia pracy, to wielu intelektualistów zasuwa teraz po 14h, a
              luksus 8h dnia pracy dotyczy niemal głównie kadry niskowykwalifikowanej.
              • melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. 29.07.05, 23:35
                tak jest w istocie, gdyż człowiek rzadko kiedy poprzestaje na tym, co juz
                osiągnął, a ludzie wykształceni/oczytani, czy licho wie, jak ich nazwać, mają
                większe ambicje, stąd tez ich potrzeba sięgania po literaturę, czy inne
                ambitniejsze formy "rozrywki"

                autorka wątku chciała (tak myślę) spojrzeć na sprawę całościowo, bo przeciez
                wiadomo, że nigdy na pewno i na zawsze, czy w ogóle; wyjątki istnieć będą i
                chwała im za to
                pozdrawiam :)
              • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 30.07.05, 10:53
                margonik napisała:

                > Myślę, że jesteś w wielkim błędzie. Osobiście znam kilku ludzi z
                wykształceniem zawodowym, którzy bardzo dużo czytają i bynajmniej niekoniecznie
                literaturę niskich lotów.>

                > A nawiązując do dnia pracy, to wielu intelektualistów zasuwa teraz po 14h, a
                > luksus 8h dnia pracy dotyczy niemal głównie kadry niskowykwalifikowanej.


                I to są, Twoim zdaniem, prawdziwi intelektualiści? Toż tu cała dyskusja toczy
                się właśnie wokół tego, kogo w dzisiejszych czasach można uznać za
                intelektualistę. Robotnika czytającego Manna, czy panią magister lubującą się w
                Grocholi. Definicja intelektualisty mija się dziś z prawdą, bo okazuje się, że
                dyplom wręcz ogranicza.

                Zastanówmy się dlaczego intelektualista, zgadza się na pracowanie po 14h na
                dobę? Robi to dla przyjemności? A może dla zwykłej mamony? Bo przecież dziś
                trzeba się pokazać, co się ma i że się zasuwa od rana do wieczora, żeby potem z
                czystym sumieniem powiedzieć – jestem zmęczona/y, należy mi się oglądnięcie
                głupiego serialu. Dlatego w dzisiejszych czasach taki pseudointeligent czyta
                marne książki (bo zmęczenie, bo brak czasu) albo chodzi to kina na komercyjną
                sieczkę. Bo tak naprawdę wszystko już zostało sprowadzone do zarabiania i
                wydawania pieniędzy, czego być może taki (pseudo) inteligent harujący 14 h na
                dobę zwyczajnie nie zauważa, a pewne sfery naszego życia zostały zniszczone lub
                wypchnięte przez rozrywki najniższych lotów.
                • Gość: itek Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.pomorzany.v.pl 30.07.05, 11:27
                  Prosty wniosek z Twojej wypowiedzi: Ty oczywiscie nie jestes pseudointeligentem,
                  bo nie pracujesz po 14h/dobe, a w dodatku wszystko zauwazasz, stoisz o niebo
                  wyzej tego motlochu goniacego za kasa, jestes bystra, masz we wszystkim racje na
                  forum i nie tylko, jestes bardzo piekna i bardzo elokwentna. Starczy?
                • Gość: Lekarka na dyzurze Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: 80.50.167.* 30.07.05, 13:39
                  Nie zgadzam się z twoim stwierdzeniem :
                  Pseudointeligent wg ciebie = harujący 14 godzin. wg tej skali jestem
                  półgłówkiem ( może mniej ), gdyż w dzisiejszą sobotę mam dyżur 24-godzinny w
                  oddziale.
                  Mam ze sobą książkę, ale jej nie otworzę, bo już wiem, dzień zajmie mi kobieta
                  krwawiąca z przewodu pokarmowego.
                  Ta dyskusja nie ma sensu. Czytam wszystko,, ale nie będę udawać snoba,
                  twierdząc, że czytam 8-10 książek w tygodniu. ( Czy takim osobom, kto inny
                  gotuje, pierze, wychowuje dzieci ? )
                  Jest to dyskusja o czytaniu tak głupia jak np. Twierdzenie, że ktoś kto zje
                  ziemniaki w mundurkach, to wiejski cham , a salowa, która twierdzi,że ona pija
                  tylko kawę , to wielka dama.
                  Dyskusja tak głupia, jak stwierdzenie, że ludzie z wyzszym wykształceniem
                  siedzą na kasach w hipermarkecie. ZAPYTAM PO JAKIEJ UCZELNI ? Wyższa szkoła
                  czegoś tam , ktorych w każdym mieście pełno. Bo ja osobiście bardzo lubię
                  takie ogłoszenia np; WYŻSZE STUDIA W FALENTACH. ( przy E7 - wjazd południowy do
                  W-wy.) Skończysz te studia i do Nomi np, lub do Selgrosa pakować. Myśle, że i
                  ta dyskusja o studiach też dziwna, Jeśli na polonistykę w Pciniu Dolnym dostaje
                  się każdy, to studiuje każdy, nawet ten kto pisać nie umie. Znam pobieżnie
                  studentkę po pierwszym roku takiej polonistyki. Toż ona nawet poprawnie mowić
                  nie umie. Pamiętam ją jako dziecko w starszym wieku przedszkolnym około 6 rok
                  życia ( ale bez stycznosci z przedszkolem - drogo ! ) jej rozmowa skłądała się
                  głównie z pytań typu : Paaani, a po co ma pani takie małe nogi ? , paaani, a po
                  co ....on ????
                  Zapytajcie , czy jej rodzina używa toalety w piętrowym , murowanym , własnym
                  domu, nie. Na podwórku ( w osiedlu typowych domów kostek z lat
                  siedemdziesiątych ) wybudowali sławojke, ..Przez jakiś czas hodowali nawet
                  świnie. Zrezygnowali. Niestety obecnie mimo załozenia na całym osiedlu sieci
                  gazowej, do ogrzewania właśnie, ci ludzie palić będą drewnem. Co oznaczało
                  piłowanie, w ogrodku ) tych drewnianych bali przez około tydzień. Zaoszczędzą
                  na opale, okolo 300zł/rok. Jak myslicie, czy ta dziewczyna przeczytała, czy
                  miała w domu książki. Mają za to dwa samochody, cyfrową TV. A dlaczego chce
                  pracować w szkole - bo szwagierka, która pracowała przy samoprzylepnych
                  reklamach ( nie wyszło ) zaczepiła sie w wiejskiej szkole i uczy rosyjskiego.
                  To musi być fajna fucha nic nie umieć, ale nie szkodzi. Dzieci mało w wiejskiej
                  klasie. Pozdr. Ps. jeśli za wykształcenie zawodowe uznamy zawodówke, nie
                  technikum, to NIE ZNAM ŻADNEGO,KTÓRY PO TAKIEJ SZKOLE CZYTA COKOLWIEK. Ps.
                  inaczej z kobietami - kobiety po zawodówkach mają i czytają modlitewniki.
                  • Gość: robol Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.adsl.hansenet.de 01.08.05, 00:08
                    jakze mylisz sie moja droga lekarko na dyzurze

                    jednakze jest paru "podludzi" z tzw."zawodowka" aczkolwiek skonczona w latach
                    70-tych ktorzy sa doskonale oczytani i posiadaja blyskotliwa erudycje.Jako
                    czlowiek po 40-tce nie wiem jak jest obecnie?
                    wyobraz sobie ze rozne losy i niedole nie pozwalaly dawniej ludziom skonczyc z
                    tzw."dyplomem" (czy to ciaza dziewczyny,czy tez pochodzenie inteligenckie ,czy
                    poporostu nienawisc czynna do dawnego rezymu uniemozliwialy nauke na uczelni)nie
                    przeszkadzaly jednakze w czyaniu Remarque-a Mann-a(w oryginale notabene) czy tez
                    Monteskiusza ,oraz grubo liczac okolo 10 tysiecy (SIC) innych dziel zaliczanych
                    nie tylko przez was "inteligentow"do literatury pieknej.Wiele moich dawnych
                    wspolpracownic i wspolpracownikow "z dyplomem" nie wie nawet jak sie te
                    nazwiska pisze,a w pracy jeszcze w Polsce, glownym zajeciem tzw.Pani Jadziczy
                    tez Hani z sekretariatu(notabene dyplomowanej" bylo parzenie herbaty, z braku
                    umiejetnosci innych.Wiem jak sie konczylo dawniej licea i technika ,i poznalem
                    niestety mierny poziom wiedzy tam zdobywanej,zweryfikowanej jednakze realiami
                    .Samo zycie zweryfikowalo Dzieki Bogu tych "dyplomantow" chyba ze w Sejmie
                    siedza (ludzie drodzy kto dal tej z warkoczem mature????).Ilu tez
                    "dyplomowanych"pokonczylo z dyplomen w tzw."indywidualnym toku studiow"z
                    ramienia partii niedawno nam milosciwie rzadzacej?
                    Moze i szata czyni czlowieka ,ale czy dyplom?
                    popatrz naokolo siebie ilu idiotow toba rzadzi i sproboj od czasu o czasu ze
                    swoim fryzjerem porozmawiac na tematy "wzniosle" albo z twoim mechanikiem
                    samochodowym o historii starozytnej...............
              • Gość: dobre sobie Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.master.pl / *.master.pl 30.07.05, 11:39
                Niskowykwalifikowana kadra i 8 godzin pracy dziennie?????? o NIE ,nie u nas . U
                nas tacy ludzie są maxymalnie wykorzystywani, znam przypadki kiedy kobiety
                pracują jak woły od 6 rano do 17 wieczór ,przez cały tydzień, od poniedziałku
                do soboty zeby było jasne, za sobotę mają niską premię w wyskokości 20-30
                złotych, nie maja praktycznie żadnych praw. Jest jedno wyjście zwolnić się z
                pracy,ale wtedy ze swoim wykształceniem zawodowym nie znajdą innej posady.
                Masakryczne to jest:(
          • Gość: greta Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 28.07.05, 12:16
            jakiś dziwny sposób oceniania ludzi masz...
            płytkie to
          • Gość: wami41 WSZYSCY JESTESCIE W BLEDZIE (melaine-kokoina) IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 29.07.05, 08:41
            Nie czytalem wszystkich postow, ale po pierwszych pieciu twierdze ze jestescie
            w bledzie. Wyksztalcenie to nie tylko dyplom wyzszej uczelni. Mozna byc
            wyksztalconym i inteligentnym bez dyplomu i odwrotnie. W swiecie dzieli sie
            poziom wyksztalcenia na formalne(dyplomy) i nieformalne. Moim zdaniem im wyzszy
            poziom wyksztalcenia tym wieksze wymagania co do prasy i literatury. Autorka
            tych kiczkow ktore czyta rusycystka pisze dla ludzi, tzw.plebsu(przepraszam)bo
            na tym robi kase.
            • aaneta Re: WSZYSCY JESTESCIE W BLEDZIE 29.07.05, 09:01
              > Nie czytalem wszystkich postow

              Może jednak powinieneś przeczytać? Bo akurat ja i parę innych osób, mniejszość
              wprawdzie, ale jednak, twierdzimy dokładnie to, co Ty.
            • Gość: melaine_koina Re: WSZYSCY JESTESCIE W BLEDZIE (melaine-kokoina) IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 29.07.05, 11:10
              ja się z Tobą zgadzam; mówiąc jakiekolwiek wykształcenie miałam na myśli takie,
              które zostało potwierdzone papierkiem, a nie ogólnie zdobyta wiedzę (w
              jakikolwiek <może za często używam, tego słowa, stąd te niedomówienia> sposób)

              serdecznie pozdrawiam:)
              niedługo wyjdzie czarna kokaina:)
          • Gość: Anulka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.ghnet.pl 29.07.05, 18:18
            Wykształcenie nie swiadczy o inteligencji i kulturze w dzisiejszych czasach. O
            dyplom jest łatwiej niż o prawo jazdy, wystarczy zapisać sie do jakieś "Wyższej
            Szkoły Umiejętności" (w trybie oczywiście zaocznym), najlepiej na pedagogikę
            czy resjocjalizację i ma sie magistra, niestety, tylko na papierze.....
      • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 26.07.05, 22:32
        Gość portalu: daria13 napisał(a):

        > > Wybacz osobiste pytanie: w jakim jesteś wieku, jeśli to nie tajemnica

        Chcesz wiekiem zmierzyć stopień mojej naiwności? :-) Jeśli mój wiek coś tu
        tłumaczy, mam lat 24 (nieskończone).
        • Gość: daria13 Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 26.07.05, 23:00
          To raczej nie o naiwność chodziło, ale o ilość poznanych w życiu ludzi:)
          Pozdrawiam:)
          • Gość: karollina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.internetdsl.tpnet.pl 27.07.05, 01:07
            mysle,ze to nie ma ze soba kompletnie zadnego zwiazku.ucze sie w studium
            fryzjerskim,a wiec bede w przyszlosci fryzjerka i juz teraz mam potrzebe
            poznania klasyki literatury,dlatego manna napewno przerobie i duuuuzo innych
            klasykow,ale nie tylk bo takze czytam np.marqueza,wiec bardoz prosze nie
            uogolniac fryzjerek:P co prawada kolezanki ze szkoly dziwnie na mnie patrza
            kiedy czytam jakas ksiazke twierdzac,ze je oczy bola od ksiazek:D a co
            poniektore "ambitniejsze" przynosza haleqiuny albo wlasnie d.steel:P pozdrawiam
      • milestone Re: Oczytanie, a wykształcenie. 28.07.05, 11:05
        Ale, na Boginię, stosunek do Marqueza jako wyznacznik oczytania? Czyli, jak
        rozumiem, uważasz, że osoba oczytana musi lubić Marqueza?
        Domyślam się, że 13 w Twoim niku to wiek - nic się nie martw przejdzie Ci
        zamiłowanie do iberoamerykańskich pisarzy.

        Emilia
        • mietowe_loczki Re: Oczytanie, a wykształcenie. 28.07.05, 11:10
          Podaj swój wyznacznik, a założę się, że pojawią się w odpowiedzi takie same
          posty, jak ten Twój.
    • broch Oczytanie i wykształcenie nie ma 27.07.05, 01:19
      Wyksztalcenie oznacza aktywne zainteresowanie wieloma dziedzinami, oczytanie
      jest opcjonalne.
      Można nawet uznać że osoby wyłącznie literacko oczytane mają wykształcenie
      raczej przeciętne.

      "Na początku mojego wpisu, chciałam zaznaczyć, iż intencją moją nie jest
      czynienie nikomu zarzutu z niedostatków w wykształceniu (jakiekolwiek by ono nie
      było)"

      zabawne :)
    • Gość: Monika Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.tele2.pl 27.07.05, 08:43
      Ja jestem wykształcona. Czytam duzo dobrej literatury oraz cała mase literatury
      fachowej (prawo, podatki, itp). Czasem jednak nadchodzi taki dzień, że dla
      totalnego odpręzenia musze przeczytać sobie jakies "dziełko" które nie wymagam
      myslenia i specjalnego wysiłku. Nie uważam żeby było w tym coś złego. Mózg tez
      czasem potrzebuje odpoczynku.
      • Gość: mlask Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.internetdsl.tpnet.pl 27.07.05, 09:04
        hmm, a mi jednak wydaje sie, ze teza autorki postu, wiazaca wyksztalcenie
        wyzsze z oczytaniem, jest, a wlasciwie powinna byc trafna. od osoby,
        szczegolnie z wyksztalceniem uniwersyteckim, powinno sie wymagac juz
        wspomnianej szerokiej wiedzy "ogolnej", w tym podstawowej znajomosci klasyki
        literatury. cofnijmy sie 30 lat wstecz (ja coprawda tych czasow nie
        pamietam :), ale z nam z opowiesci rodzicow), cala Polska zaczytaywala sie
        wtedy w marquezie, faulknerze itd. rozmawialo sie o takich ksiazkach na
        spotkaniach studenckich, w kawiarniach. stad w bibliotece moich rodzicow, nie
        ma zadnych pozycji pokroju pani d. steel, bo nigdy w zyciu nie przyszloby im
        do glowy zeby zakupic tak watpliwej jakosci towar. niestety obecnie student
        studentowi nierowny, mamy mnostwo szkol prywatnych, ktore oferuja tylko
        wyrobienie papierka, a nie faktyczna wiedze, a kultura masowa tak namieszala
        mlodym ludziom w glowie, ze ktos bez wyniosionego z domu nawyku czytania,
        wchodzac do empiku, zapewne siegnie po pozycje z listy bestsellerow, a nie
        chociazby po hrabala. zreszta, ja sama jako studnetka kierunku humanistycznego,
        wzbudzilam konsternacje wsrod kolezanek z roku, gdy zobaczyly, ze czytam na
        wykladzie "wszytstko o moich dziwkach" marqueza. po ich niepewnych minach
        wywnioskowalam, ze nie maja pojecia kim jest marquez, co wiecej, uwazaly
        zapewne, ze czytam jakis perwersyjny romans :P
        • Gość: Monika Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.tele2.pl 27.07.05, 09:22
          Dawniej w ogóle zycie było inne. Wszystko toczyło się spokojniej, zyło się bez
          stresu. Dzisiaj kiedy wracam do domu po kilku godzinach w biurze, a po południu
          muszę przeczytac jakąs nowa ustawę (która pisane jest takim językiem ze trzeba
          uruchomić wszystkie komórki mózgowe zeby cokolwiek pojąc) to wieczorem często
          nie mam juz siły na cos z wyższej półki.
          Problem jest może bardziej nie w tym, że ludzie wykształceni mało czytaja (i to
          niezbyt ambitna literaturę) tylko w tym że dzieci i młodzież nie czytają w
          ogóle. W ksiązkach trzeba zasmakować, polubic czytanie. Jak się tego nie zrobi
          we wczesnej młodości to potem juz jest bardzo cięzko. Ja wiekszośc ambitnej
          klasyki przeczytałam w czasach szkolnych. Zresztą - wtedy wszyscy czytali. W
          mojej szkole urządzane były konkursy czytelnictwa. Nikogo nie dziwiło czytanie
          ksiązek. Dzisiaejsza młodziez nie czyta i dziwi się czytającym. To kto ma
          wyrosnąc z takich ludzi?

          > wzbudzilam konsternacje wsrod kolezanek z roku, gdy zobaczyly, ze czytam na
          > wykladzie "wszytstko o moich dziwkach" marqueza
          A to "ciekawy" wykładzik musiał byc ;-)

          • Gość: stamp Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.bsb.com.pl 27.07.05, 15:41
            > Dawniej w ogóle zycie było inne. Wszystko toczyło się spokojniej, zyło się
            bez
            > stresu. Dzisiaj kiedy wracam do domu po kilku godzinach w biurze, a po
            południu
            >

            O jakim 'dawniej' piszesz? O tym 'dawniej', w ktorym po pracy szlo sie stac w
            calonocnej lub wielonocnej kolejce po telewizor, pralke i tym podobne maszyny,
            o tym 'dawniej' w ktorym w drodze z pracy stawalo sie w ogonkach po mieso,
            cukier, papierosy (wstretne Radomskie, Poznanskie, Sporty), papier toaletowy?
            To ja juz - wiesz co? - wolę poczytać ustawę!
            Nie narzekajmy z przyzwyczajenia!
            Pozdrawiam.
        • Gość: Zdanka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.4web.pl 27.07.05, 09:31
          Oj, ale to były inne czasy - normalnie jakbym słyszała moja matkę ...Wtedy
          wszyscy czytali Marqueza i Jerofiejewa ze sztandarowym "Moskwa- Pietuszki",
          grali na gitarze i śpiewali Wysockiego oraz dręczyło ich po nocach kino
          moralnego niepokoju:)))))))...Ale , z drugiej strony - pytanie brzmi dlaczego?
          W dużej mierze, dlatego, że w TV występował na dwóch programach Wojciech
          Jaruzelski, nie było video, nie było internetu, a w sklepie pasmanteryjnym
          siedziala pani zarabiająca oczka w pończochach, bo pończoch tez nie było:)) No
          i nie było masy szmiry , która lezy obecnie na pólkach księgarskich, a
          wspomniane przez Ciebie ksiazki dostawało się spod lady, albo od kumpla, który
          dawał do pzreczytania jako arcydzieło.jakos trudno mi sobie wyobrazić kogoś a
          `la bohaterka "Człowieka z marmuru", czytając romans...Ona ideowo musiała wtedy
          czytać co najmniej egzystencjalistów:) I szczerze, jestem przekonana , że 50%
          tego, co wtedy miało miejsce, też było modą na coś, snobowaniem się na coś
          itp...Teraz nie ma jasnej idei, więc nie można sie jednoczyć, bo trudno
          jednoczyć sie w imię hasła "generacja nic, generacja nie, generacja nikt,
          generacja żle"...
        • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 11:15
          A na jakiej uczelni Ty studiujesz? Zapewne na państwowej i nie masz pojęcia o
          uczelniach prywatnych. Wszystkie wrzucasz do szufladki "dla
          pseudowykształconych, którym nie chce się uczyć". To krzywdzące dla tych
          prywatnych uczelni, które niejednokrotnie swoim poziomem przewyższają to, co
          oferują niektóre uczelnie państwowe. A Ty, jako osoba wykształcona powinnaś,
          zamiast oceniać innych, wziąć się za siebie: to niedopuszczalne, zeby studentka
          powtarzała szkodliwe i niesprawiedliwe stereotypy. W ten sposób
          zdyskwalifikowałaś się w oczach wielu osób i oczytanie na pewno w niczym Ci nie
          pomoże.
          P.S. Wyrobienie papierka (i nic ponad to) oferują też niektóre uczelnie
          państwowe. Czy to już powód, żeby uogólniać i złorzeczyć na wszystkie takie
          uczelnie?
          • maldives No nie! 27.07.05, 12:02
            Gość portalu: Inka napisał(a):

            > A na jakiej uczelni Ty studiujesz? Zapewne na państwowej i nie masz pojęcia o
            > uczelniach prywatnych. Wszystkie wrzucasz do szufladki "dla
            > pseudowykształconych, którym nie chce się uczyć". To krzywdzące dla tych
            > prywatnych uczelni, które niejednokrotnie swoim poziomem przewyższają to, co
            > oferują niektóre uczelnie państwowe

            Znowu jakas frustratka, która nie dostała się na normalne studia i musi
            studiowac prywatnie??????????
            • Gość: Inka Re: No nie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 12:10
              Dlaczego zaraz frustratka? Nie jestem sfrustrowana, lecz zadowolona z prywatnej
              uczelni, którą ukończyłam i na której wiele się nauczyłam. A że,jednocześnie
              chciałam obronić inne uczelnie prywatne przed stereotypami i niesprawiedliwymi
              atakami? To chyba normalne, prawda? Skoro uważam, ze takie uogólnianie to
              niesprawiedliwość. A dlaczego nie napiszesz, ze osoby, które z bliżej nie
              znanych mi powodów atakują studentów uczelni prywatnych, to frustraci? Przecież
              można też postawić taką tezę. A właściwie to może ktoś mi wytłumaczy, dlaczego
              rodzice są przeszczęśliwi, jeśli mogą zapewnić swoim dzieciom naukę w prywatnej
              szkole podstawowej, a już prywatnym szkołom wyższym towarzyszą odmienne reakcje?
              • Gość: melaine_koina Re: No nie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 17:10
                bo do prywatnych podstawówek chodzi sie z wyboru (rodziców), a do prywatnych
                ponadpodstwowych/ponadgimnazjalnych i wyższych z konieczności
                • Gość: alexa Re: No nie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 21:43
                  tak, tak...
                  szczególnie, jeżeli są to uczelnie na takim poziomie, jak Colegium Civitas,
                  SWPS czy ta japonska szkola ksztalcaca informatykow.
                  ludzie, zauwazcie w koncu, ze takie klasyfikowanie, panstwowe - lepsze,
                  prywatne - zle jest juz dawno nieaktualne, teraz wszystko zalezy od poziomu
                  uczelni, znam wiele szkol panstwowych do ktorych pasują wszelkie stereotypy
                  przypisywane ogolowi uczelnie niepanstwowych.
                  pozdrawiam
                  studentka UW, ktora chcialaby studiowac na jednej z uczelni prywatnych, ale
                  niestety jej nie stac :!
                  • Gość: melaine_koina Re: No nie! IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 28.07.05, 09:50
                    no właśnie, mam koleżankę w SWPS, nie płaci czesnego, bo dostała się jako jedna
                    z najlepszych i jeszcze stypendium dostaje - więc jezeli ktoś płaci, to też z
                    konieczności.
                    pozdrawiam:)
                    zawsze są wyjątki, a my mamy tendencję do uogólniania
          • mietowe_loczki Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 12:25
            Inko, jeżeli sama nie ugrzęzłaś w stereotypie, rzuć kamieniem, bo w dość typowy
            sposób zareagowałaś na naprawdę subtelną krytykę uczelni niepaństwowych. Mlask
            napisała, pośród wielu innych rzeczy, "niestety student studentowi nierówny,
            mamy mnóstwo szkół prywatnych, które oferują wyrobienie papierka." Skąd taka
            ostra reakcja? "Mnóstwo" nie oznacza "wszystkie:, pisałam o tym niżej, ale
            nauczona doświadczeniem zrobiłam dopisek z masą zastrzeżeń - nauczona
            doświadczeniem, że niektórzy forumowicze reagują na słowa-klucze. Pod koniec
            mlask wrzuca kamyk do, w pewnym sensie, swojego ogródka - jest zaskoczona, że
            jej koleżanki z roku, na kierunku humanistycznym, prawdopodobnie nie słyszały o
            Marquezie. Jak to ma się do tego, że powtarza "szkodliwe i niesprawiedliwe
            stereotypy" o uczelniach państwowych? Na początku swojego wpisu robisz
            założenie, że mlask jest z państwowej, chociaż ona sama nic takiego nie pisze.
            Stąd następny stereotyp - uczelnie prywatne z defincji są krytykowane tylko i
            wyłącznie przez studentów i absolwentów uczelni państwowych.

            Dalej uogólniasz - "w ten sposób zdyskwalifikowałaś się w oczach wielu osób."
            Naprawdę? W czyich konkretnie? Wpis mlask uważam za jeden z bardziej wyważonych
            w tym wątku, a oceniam tylko po tym, co pisze. Zdecydowałam się na swój
            dopisek, bo z przykrością zauważam narastającą tendencję do umieszczania uwag
            ad personam, przypisywanie autorom postów najdziwniejszych intencji, wreszcie
            wyczytywanie w nich tego, czego tam zwyczajnie nie ma.

            pozdrawiam
            • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 12:31
              Chciałabym Ci tylko zwrócić uwagę na to, że Mlask napisała: "uczelnie
              niepaństwowe", a nie poprostu "uczelnie" sugerując, że tylko tego typu
              uczelnie "produkują" pseudointeligentów. Więc jednak ta wypowiedz do pewnego
              stopnia była stereotypowa. Niczego się nie musiałam doszukiwać. pozdrawiam
              • mietowe_loczki Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 22:07
                Zobacz - określenia typu: uczelnie "dla pseudowykształconych, którym nie chce
                się uczyć" i "uczelnie produkujące pseudointeligentów" pochodzą od Ciebie, nie
                od mlask. To Twoja reakcja na zdanie: "mamy mnóstwo szkół prywatnych, które
                oferują tylko wyrobienie papierka." Pominęłaś "mnóstwo," zareagowałaś
                emocjonalnie i, w rezultacie, sama zdeprecjonowałaś w pewien sposób siebie i
                uczelnię, na której byłaś. Tak groźna, czy może nieprzyjemna, może być
                nadinterpretacja. A ja właśnie o tym.
    • marcelina_prust Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 08:52
      Nie to, że bronię polonistki albo rusycystki, ale myślę, że nawet tzw.
      oczytanym ludziom może się zdarzyć przeczytanie czegoś, nazwijmy to "mniej
      ambitnego". Bo np. po całym dniu umysłowej pracy i główkowania, człowiek może
      mieć po prostu ochotę na coś lekkiego i niewymagającego żadnego wysiłku. Tak
      dla odmiany. A swoją drogą - w tramwaju Proustem się raczej ciężko delektować.
      Nie skreślałabym więc tak en bloc wszystkich osób, które mają czytadła w
      torebce. Chyba że je polecają innym, to już poważniejsza sprawa (zwłaszcza na
      lekcjach polskiego, zgroza!!!)
      pzdr.
      • aaneta Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 09:46
        marcelina_prust napisała:
        > po całym dniu umysłowej pracy i główkowania, człowiek może
        > mieć po prostu ochotę na coś lekkiego i niewymagającego żadnego wysiłku. Tak
        > dla odmiany.

        Zgadzam się, ale czy to musi być od razu chłam? Jest mnóstwo lekkiej, ale
        dobrej literatury. Ja sama nie czytam zbyt wiele z najwyższej półki, ale nawet
        dla rozrywki czy odprężenia nie sięgnęłabym po Grocholę! Tak się czepiam tej
        Grocholi, ale jej z ciekawości kiedyś spróbowałam, parę lat temu wpadło mi w
        rękę jakieś jej opowiadanie, przeczytałam całą jedną stronę i zrobiło mi się
        niedobrze. Gdybym miała coś takiego czytać, to zmęczyłabym się bardziej niż
        jakąś ustawą czy dziełem naukowym. Więc rozróżnijmy literaturę "mniej ambitną"
        od chłamu, nie bójmy się tego słowa, i powiedzmy sobie wprost, że czytania
        chłamu nie da się niczym usprawiedliwić. Zastanawiam się nawet, czy czytanie
        chłamu nie jest gorsze od nieczytania, bo nieczytanie może nie rozwija, ale
        przynajmniej nie ogłupia.
        • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 11:26
          Ocena "to chłam, a to nie" jest dość subiektywna. Ja również nie lubię
          Grocholi, ale chętnie dla odprężenia sięgam po książki Moniki Szwaji, lub Ireny
          Matuszkiewicz. Obiektywnie patrząc, to są to wszystko czytadła, być moze ktoś
          powie, że na tym samym poziomie. Tyle, ze nie jestem w stanie znieść sposobu, w
          jaki pani Grochola pisze, a podoba mi się sposób pisania pozostałych dwóch pań.
          Ktoś może jednak uważać odwrotnie. Nie zabronie mu mieć własnego gustu.
          Aha, chciałam jeszcze dodać, że tzw. czytadła nie ogłupiają mnie. Czy to
          znaczy, ze dobrze je dobieram, czy raczej, ze jestem na ogłupianie odporna?? ;)
          • aaneta czy tzw. czytadła ogłupiają 27.07.05, 12:53
            Pewnie nie każde i nie każdego, masz rację, celowo trochę przegięłam. Jeśli
            czytasz nie tylko takie książki, a oprócz tego jeszcze funkcjonujesz w normalnym
            świecie, umiesz myśleć i potrafisz krytycznie podejść do tego, co przeczytałaś,
            to na pewno nie zgłupiejesz od jednego czy drugiego czytadła. I oczywiście
            trudno jednoznacznie i obiektywnie odróżnić chłam od wartościowej literatury, to
            kwestia zarówno gustu, jak i niemożliwości ustalenia kryteriów. Ja osobiście
            odrzucam z założenia to, co wtórne, banalne, konwencjonalne, jeśli zauważę choć
            ślad jakiejś kliszy czy schematu, to odstawiam, bo mnie po prostu nudzi. Na
            temat podanych przez Ciebie autorek nie potrafię nic powiedzieć, bo ich nie
            znam, ani jednego zdania z ich twórczości, ale najwyraźniej jest w nich coś
            innego niż w Grocholi, skoro one Ci się podobają, a Grochola nie. Może język,
            może dowcip, może mniej banalna fabuła. Ważne, że potrafisz to zauważyć i że nie
            ograniczasz się do takiej literatury. Gorzej z tymi, którzy w ogóle nie próbują
            niczego innego, czytają np. tylko romansidła albo tanią sensację, to, moim
            zdaniem, ogranicza i ogłupia, a jeżeli zdarza się ludziom wykształconym, którzy
            powinni mieć szerokie horyzonty, tzn. potrzebę ciągłego poznawania świata w
            najróżniejszych jego aspektach, to już tego nie mogę zrozumieć ani pogodzić się
            z tym. Można powiedzieć, że to ich problem i strata. Niestety, to nie tylko ich
            problem, bo po pierwsze z takimi nie da się pogadać, są straszliwie nudni, a po
            drugie traci na tym całe społeczeństwo. Może takie uogólnienie brzmi tutaj zbyt
            patetycznie, ale gdyby ograniczyć rozważania do jednej grupy społecznej, np.
            nauczycieli, to już nie powinno być wątpliwości, wystarczy zastanowić się, czy
            jest nam wszystko jedno, czy nasze dzieci są nauczane przez nauczycieli
            czytających (tzn. o szerokich horyzontach) czy nieczytających albo czytających
            tylko np. Grocholę.
          • Gość: ALL Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 20:38
            zdecydowanie się z tobą zgadzam- styl grocholi jest żałosny, przypuszczam, że
            takie książki mogłyby pisać wszystkie polskie kurki domowe
            szwaja to co innego!!!!!!
        • marcelina_prust Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 20:46

          >
          > Zgadzam się, ale czy to musi być od razu chłam?
          > dla rozrywki czy odprężenia nie sięgnęłabym po Grocholę!
          Więc rozróżnijmy literaturę "mniej ambitną" od chłamu.


          Nie pisałam o chłamie, ale o książkach mniej ambitnych właśnie. A o Grocholi
          nie wspomniałam ani słowem, nie czytałam jej zresztą i na razie nie mam ochoty.
          Chodziło mi o zwrócenie uwagi, że ślepa krytyka wszystkiego co nie jest ambitne
          mija się z celem. I nie sądzę też, że książki kiepskie literacko, chłam jak to
          określasz, mogą być gorsze od nieczytania i ogłupiać. Tylko książki
          propagandowe i demagogiczne są niebezpieczne, ale to już zupełnie inna para
          kaloszy.

          pzdr.
        • alicjawkrainiegarow Re: Oczytanie, a wykształcenie. 28.07.05, 11:44
          Ojej, no i nie wytrzymałam, miałam tylko czytać , ale napiszę.
          Jak może się zrobić, niedobrze od czytania? Od jedzenia, to rozumiem.
          Ale tak już bez żartów, co do Grocholi, to ona jest raczej lekkostrawna ;),
          czytasz potem zapominasz...Albo działasz, jak moja niezbyt wykształcona
          sąsiadka, która po obejrzeniu "Nigdy w zyciu" na DVD, sięgnęła po inne książki
          tej Pani i...postanowiła zmienić swoją niezbyt wesołą sytuację rodzinną i ...
          jakoś powoli z dołka wychodzi.
          Proust czy Mann jakoś chyba jej by nie pomogli...
          Samo czytanie dla czytania to jest jakaś wartość, ale jeszcze fajniej jest tą
          wartość spożytkować, nie?
          Ja to z chęcią bym przeczytała coś na temat kultury osobistej, jak ona się ma
          do wykształcenia? Co Wy na to?
    • akondze Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 08:58
      desiree napisała:
      "[...]Przyznaję, iż jeszcze niedawno sama tak czyniłam (tkwiąc w ogromnym
      błędzie),
      ale teraz, zanim ocenię człowieka przez pryzmat jego wykształcenia, najpierw
      zapytam co czytuje."

      Trafiłaś w pewną pułapkę dotyczącą oceny ludzi...
      Bo ludzi nie można oceniać ani na podstawie wykształcenia, ani oczytania.
      Pytając, co czytują można jedynie ocenić ich oczytanie.
      Równie dobrze można kogoś zapytać, czy zna wzór na pole powierzchni kuli (czy
      jej objętości) i jeżeli nie, to zmieszać go z błotem, że nie szanuje królowej
      nauk ;)
    • Gość: :/ Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 10:47
      Dlaczego odbierasz ludziom prawo do samodzielnego decydowania, czy uwazają coś
      za chłam, czy nie. Czy coś im się podoba, czy nie. To, że ktoś jest
      wykształcony, wcale nie znaczy, ze nie ma prawa dla rozluxnienia przeczytać
      czegoś "lekkiego, łatwego i przyjemnego" Trochę tolerancji dla ludzkich gustów.
    • mietowe_loczki Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 10:51
      Ktoś napisał już wyżej, że obecnie zdobycie wyższego wykształcenia nie stanowi
      jakiegoś większego problemu - to niestety prawda. Większość wyższych szkół
      prywatnych jest nastawiona na zysk (zrozumiałe) i na wstępie nie ma zbyt ostrej
      selekcji - wystarczy przeciętne świadectwo maturalne z LO w Pcimiu Dolnym. Po
      trzech latach przepychania studenta z semestru na semestr i z roku na rok
      przepycha się go również przez egzamin licencjacki (szkoda zmarnować tego czasu
      i "nauki"). Następnie taki delikwent maszeruje na dwuletnie magisterskie (gdzie
      też płaci) i po pewnym czasie ma papier (bo szkoda zmarnować mu 5 lat, i skoro
      męczył się już tak długo...). Profesorom nie zależy zbyt na śrubowaniu poziomu,
      bo przecież z czesnego delikwenta wypłacane są im wynagrodzenia. W rezultacie
      magistrem może się w tej chwili stać dosłownie k a ż d y. Dlatego, desiree,
      wykształcenie, obawiam się, nie jest miernikiem czegokolwiek, o czytaniu nie
      wspomnę. Znam panią doktor ze wszystkimi tytułami, pięcioma specjalizacjami i
      mądrymi publikacjami, której główną pożywką intelektualną jest czytanie naj i
      vivy i oglądanie serii serialów na wszystkich możliwych kanałach, znam też
      panią bez wyższego wykształcenia, która po przeczytaniu Ulissesa miała tak
      świeże i mądrą spostrzeżenia, że długo nie mogłam wyjść z podziwu. Bo ona kocha
      czytać.

      PS. Zastrzeżenie zupełnie nie na temat - krytyka naturalnie nie dotyczy
      wszystkich szkół prywatnych, zastrzegam od razu, krytyka nie dotyczy również
      wszystkich studentów jednej określonej szkoły niepaństwowej, są chlubne
      wyjątki, no i wreszcie: w wielkopolskim jest przecież jedna szkoła
      niepaństwowa, która śmiało może konkurować z Akademią Ekonomiczną i niektórymi
      wydziałami UAM.
      • pistis_sophia Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 11:01
        Nie bardzo mam pojęcie, jak ambitna (w różnym pojmowaniu tego słowa) lektura ma
        do wykształacenia. Jednak mam na codzień okazję obserwować życie literackie
        stolicy i jedno napawa mnie przerażeniem. W większości nie chodzi o pracę, nie
        chodzi o wykształcenie. Chodzi o bycie "trendy". Fuj, nienawidzę tego słowa.
        Kiedyś grzechem było nie mieć encyklopedii w domu. Teraz Broń Boże nie mieć
        przynajmniej po 1 tytule Browna czy Grocholi na domowej półeczce, to zgroza.
        Książki znów stały się modne. Osobiście nie mam nic do wymienionych tu
        pisarzy, "Kod Leonarda.." przeczytałam sama, ale nie o to chodzi. Większość
        ludzi kieruje się teraz modą. Mało jest osób, które wybierają pojedyńcze
        tytuły, czy książki mniej znanych pisarzy. Większość nie zna nawet tematyki
        danej powieści. Chodzi o to, że "pani Tereska" z księgowości ma, a "pan Józek"
        z administracji wczoraj kupił. I to jest bardzo smutne!
        • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 11:31
          > Chodzi o bycie "trendy". Fuj, nienawidzę tego słowa.
          Ja też. Podobnie działa na mnie "full wypas" i inne dziwaczne określenia.
    • sto100 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 10:59
      Oj napisałam się dużo i gdzieś wcięło,pewnie nie ten klawisz nacisnęłam.
      Meritum powtórzę zatem, założenie śliczne. ale idealistyczne,niestety.To tak jak z dobrych zachowaniem, czy jak inni mówią kulturą osobistą.Wykształcenie powinno zobowiazywać, ale życie pokazuje odwrotnie,zbyt często.Zatem trzeba mówić, pisać, głośno.Bo przeszkadza.
      I chociaż ja ,w słabości ducha,raz na parę lat skuszę się chłamem literackim, to potem zwyczajnie mam czytelniczego kaca.Prosze mi wierzyć.Słabość nie jest istotna, ważna jest potrzeba ducha.Ta kaca nie daje.
    • Gość: eroica Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.adsl.inetia.pl 27.07.05, 11:10
      Mój ojciec należy do tzw. pokolenia Kolumbów - rocznik 1924. Był w Niemczech na
      przymusowych robotach, zabrano go, gdy miał 16 lat. Tam nauczył się szybko
      języka, wrócił do kraju w 1946. Piszę o nim, bo od dziecka widziałam go
      czytającego książki. A dziecko naśladuje dorosłych, więc od 5. roku życia
      czytałam. Jestem polonistą.
      Wracając do ojca, nie skończył szkół w PRL-u, miał już 22 lata, trzeba było
      zapracować na życie, a po wojsku miał już 24. Pochodził ze wsi, na którą nie
      wrócił, późno się ożenił, pracował jako spawacz i czytał, czytał, czytał...
      I tak jest do tej pory. Emeryt od dawna, ma więc dużo czasu. Czyta powieści
      historyczne (Bunsch, Kraszewski, Parnicki), metodycznie - wszystkie po kolei,
      ale "Kod Leonarda..." "połknął" w trzy dni. Podobnie "Świętego Graala".
      Powiedział, że na współczesną ma jeszcze czas.
      Podrzucę mu coś od czasu do czasu - Huelle, Coelho, Kosiński, Fuentes, Martel.
      Przeczyta i uparcie wraca do swojej historii.
      Napisałam to wszystko, bo znam innych 70-80 latków, którzy nie przeczytali nic.
      Ojciec nie jest wykształcony, a jednak...Wniosek tylko jeden - oczytanie nie
      zależy od wykształcenia.
      Znam prawników, lekarzy i filologów, których jedyną rozrywką jest oglądanie
      amerykańskich filmów akcji albo seriali na polsacie i tvn-ie.
    • pinos Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 11:13
      Nie rozumiem, dlaczego dziwi Cię sięganie "po literaturę klasy B".
      Mam wyższe wykształcenie.
      Czytam w zasadzie wszystko co mi się podoba - od Steinbecka, przez Peake'a po
      romanse historyczne. O zgrozo niektórym nawet te romanse polecam. Czytam też
      fantastykę w dużych ilościach. I kryminały, i powieści o seryjnych mordercach.
      I książki naukowe - paleontologiczne, historyczne.
      A ponadto czytam kodeksy i ustawy. Umowy.
      Czytam to, co mi się pdoba. A na wszelkie pytania odnośnie tego, dlaczego
      klasa "B" mam kilka odpowiedzi i każda z nich jest prawdziwa:
      1. W komunikacji miejskiej nie lubię czytać dobrych książek, bo mam wrażenie że
      coś z nich tracę. A od czytania jestem uzależniona.
      2. Czytam od 4 roku życia. W podstawówce zapisana byłam do biblioteki dla
      dorosłych. ja klasykę już przerobiłam, nowe wartościowe rzeczy przerabiam na
      bieżąco.
      3. Czytam 8 do 10 książek tygodniowo. Bo jak pisałam wcześniej, jestem od
      czytania uzależniona. 2/3 z tego to literatura lekka łatwa i przyjemna.
      4. Czytam dla przyjemności, a nie po to by coś komuś udowodnić. A przyjemności
      są duze i małe, ambitne i proste (jak słońce na plaży, trawa pod stopami i
      głupiutka książeczka albo narodziny dziecka, ślub czy zetknięcie z arcydziełem).
      • aaneta Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 11:29
        Pinos, jak Ty to robisz? 8-10 książek tygodniowo? Ja czytam dość szybko, ale
        nawet gdybym nie robiła nic innego, tylko czytała, to i tak chyba nie dałabym
        rady, mój umysł by nie przerobił.
        Literatura klasy B to nie jest problem, gorzej z literaturą klasy M, N, O itd.
      • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 11:35
        Bardzo mądre słowa! A mogę zapytać ile godzin dziennie zazwyczaj poświęcasz na
        czytanie? Pytam, bo ja też czytam 8, czy 10 książek, ale nie tygodniowo, ale
        miesięcznie..
        • pinos Re: Oczytanie, a wykształcenie. 28.07.05, 10:31
          Odpowiem zbiorczo.
          Na czytanie przeznaczam dziennie (pn-Pt) około 4 godzin, plus dojazdy
          autobusami. Nawet jak jestem zmęczona straszliwie, to nie potrafię się położyć
          nie czytając.
          A w soboty i niedziele - tyle ile się da. Czasami 8 godzin, czasami więcej... a
          że czytam szybko, to lżejszych książek (np. fantasy) w weekend potrafię około 6
          przeczytać. I tylko książek brak... a raczej pieniędzy na nie.
          Ja naprawdę jestem uzależniona.
      • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 11:42
        pinos napisała:

        > Nie rozumiem, dlaczego dziwi Cię sięganie "po literaturę klasy B".
        > Mam wyższe wykształcenie.
        > Czytam w zasadzie wszystko co mi się podoba - od Steinbecka, przez Peake'a po
        > romanse historyczne. O zgrozo niektórym nawet te romanse polecam. Czytam też
        > fantastykę w dużych ilościach. I kryminały, i powieści o seryjnych
        mordercach.
        > I książki naukowe - paleontologiczne, historyczne.
        > A ponadto czytam kodeksy i ustawy. Umowy.
        > Czytam to, co mi się pdoba. A na wszelkie pytania odnośnie tego, dlaczego
        > klasa "B" mam kilka odpowiedzi i każda z nich jest prawdziwa:
        > 1. W komunikacji miejskiej nie lubię czytać dobrych książek, bo mam wrażenie
        że
        >
        > coś z nich tracę. A od czytania jestem uzależniona.
        > 2. Czytam od 4 roku życia. W podstawówce zapisana byłam do biblioteki dla
        > dorosłych. ja klasykę już przerobiłam, nowe wartościowe rzeczy przerabiam na
        > bieżąco.
        > 3. Czytam 8 do 10 książek tygodniowo. Bo jak pisałam wcześniej, jestem od
        > czytania uzależniona. 2/3 z tego to literatura lekka łatwa i przyjemna.
        > 4. Czytam dla przyjemności, a nie po to by coś komuś udowodnić. A
        przyjemności
        > są duze i małe, ambitne i proste (jak słońce na plaży, trawa pod stopami i
        > głupiutka książeczka albo narodziny dziecka, ślub czy zetknięcie z
        arcydziełem)

        Pinos,
        z Twojego postu wynika, że czytać można wszystko, jeśli tylko ma się na to
        ochotę. Wytłumacz mi tylko jedno, po co zaśmiecać sobie umysł czytaniem dla
        przyjemności literatury prostej, łatwej i przyjemnej? Nie wydaje Ci się to
        zwyczajną stratą czasu ?
        Jeśli chcemy czytać tylko dla samego faktu czytania czegokolwiek, mieszając
        tzw. literaturę wysoką z grafomańskim bełkotem, to prędzej czy poźniej
        przewartościujemy samo pojęcie czytania i doprowadzi to do sytuacji, że Ty
        Pinos, radośnie stwierdzisz, że czytasz wszystko, ponieważ przyjemność czytania
        jest najważniejsza. Zupełnie nie zastanawiając się nad tym, że czasem można
        czytać mniej, a lepiej. A nie pochłaniać wszystko bezmyślnie.

        • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 11:48
          Uuu, a dlaczego niby ja, czy Pinos, czy ktokolwiek inny nie miałby czytać
          poprostu dla przyjemności, bo lubi?? Ja czytam, bo lubię. I nie ma w tym nic
          złego, co najwyżej czasem z żalem konstatuję, ze niektórzy nie dorośli do tego,
          by ze zrozumieniem podchodzić do zainteresowań innych ludzi...
          A teraz pozwolisz, ze radośnie stwierdzę: przyjemność czytania JEST
          najważniejsza! Pozdro:)
          • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 12:12
            Gość portalu: Inka napisał(a):

            > Uuu, a dlaczego niby ja, czy Pinos, czy ktokolwiek inny nie miałby czytać
            > poprostu dla przyjemności, bo lubi?? Ja czytam, bo lubię. I nie ma w tym nic
            > złego, co najwyżej czasem z żalem konstatuję, ze niektórzy nie dorośli do
            tego,
            >
            > by ze zrozumieniem podchodzić do zainteresowań innych ludzi...
            > A teraz pozwolisz, ze radośnie stwierdzę: przyjemność czytania JEST
            > najważniejsza! Pozdro:)

            Chyba się nie rozumiemy. Nie kwestionuję tu prawa do czytania dla przyjemności,
            tylko poddaję pod wątpliwość jakość tej przyjemności i nie ukrywam, że dla mnie
            jest ona dość istotna. I będą mnie zadziwiać osoby z wyższym wykształceniem,
            które dla przyjemności czytają literaturę łatwą i lekką, czyli taką, która nie
            wymaga żadnego wysiłku intelektualnego, bowiem do tej pory wydawało mi się, iż
            takie wykształcenie do czegoś zobowiązuje. Ale okazuje się, że znowu się
            myliłam.

            • Gość: Inka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 12:22
              "Czytanie i obowiązek to dwa niezbyt zgodne pojęcia. Najpiękniejsza książka,
              gdy musi być przeczytana, staje się wrogiem."
              Antoni Słonimski

              Więc może lepiej niech ludzie wykształceni nie czują się do niczego
              zobowiązani. :) A może wtedy częściej i chętniej będą sięgać po coś "z wyższej
              półki".
              Zgadzam się z opinią jednej Akondze, ze osoby, które cały dzień pracują przede
              wszystkim umysłowo potrzebują potem trochę wytchnienia, żeby później móc znowu
              sięgnąc po coś ambitnego, lub poprostu mieć siły do pracy.
              Pozdrawiam i znikam:))
            • Gość: M Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.tele2.pl 27.07.05, 14:14
              I będą mnie zadziwiać osoby z wyższym wykształceniem,
              > które dla przyjemności czytają literaturę łatwą i lekką, czyli taką, która
              nie
              > wymaga żadnego wysiłku intelektualnego, bowiem do tej pory wydawało mi się,

              > takie wykształcenie do czegoś zobowiązuje. Ale okazuje się, że znowu się
              > myliłam.


              Według Ciebie osoba z wyższym wykształceniem nie powinna robic nic co jest
              przyjemne. Jaki sens ma czytanie dla przyjemności? Jaki sens ma jedzenie czegoś
              smacznego (choć może niezdrowego)? Jaki sens ma śpiewanie?
              Kobieto..... wyluzuj, bo z takim nastawieniem do zycia staniesz się szybko
              zgorzkniała i będziesz tylko innym utrudniać życie !
              • Gość: melaine_koina Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 17:25
                zacznijcie najpierw czytać ze zrozumieniem, a potem obrzucać się błotem
        • pinos Re: Oczytanie, a wykształcenie. 28.07.05, 09:38
          Pytałaś: "po co zaśmiecać sobie umysł czytaniem dla przyjemności literatury
          prostej, łatwej i przyjemnej? Nie wydaje Ci się to > zwyczajną stratą czasu ? "

          Jak robienie czegoś dla swojej przyjemności może być stratą czasu? Jeżeli coś
          mnie nudzi, odkładam to. Jeżeli mnie bawi, czytam dopóki jest zabawne,
          przyjemne, sympatyczne...
    • akondze Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 12:09
      mietowe_loczki napisała:
      "[.....]Znam panią doktor ze wszystkimi tytułami, pięcioma specjalizacjami i
      mądrymi publikacjami, której główną pożywką intelektualną jest czytanie naj i
      vivy i oglądanie serii serialów na wszystkich możliwych kanałach, znam też
      panią bez wyższego wykształcenia, która po przeczytaniu Ulissesa miała tak
      świeże i mądrą spostrzeżenia, że długo nie mogłam wyjść z podziwu. Bo ona kocha
      czytać".

      eroica napisała:
      "[.....]Napisałam to wszystko, bo znam innych 70-80 latków, którzy nie
      przeczytali nic.
      Ojciec nie jest wykształcony, a jednak...Wniosek tylko jeden - oczytanie nie
      zależy od wykształcenia.
      Znam prawników, lekarzy i filologów, których jedyną rozrywką jest oglądanie
      amerykańskich filmów akcji albo seriali na polsacie i tvn-ie".

      Widać tu pozornie pewien kontrast: wykształcona pani doktor i czyta kolorowe
      czasopisma; z drugiej strony jakaś niewykształcona pani, co się zachwyca
      Ulisessem i niewykształcony ojciec innej forumowiczki czytający powieści
      historyczne.

      ..no ale przecież co w tym dziwnego?
      Czy tak trudno zrozumieć panią doktor z kilkoma fakultetami, że po
      wyczerpującej umysłowo pracy naukowej chce się rozluźnić czytając jakieś
      nieskomplikowane bzdurki?
      Albo człowiek pracujący na codzień fizycznie, że pragnie się
      nieco 'zintelektualizować'?
      Przecież to normalne - jak ktoś zawodowo pracuje mocno mózgiem, to po pracy
      chce się rozluźnić... i odwrotnie też to działa.

      • sutekh1 Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 12:12
        ci którzy kochają czytać potrafią fajbnie mówić o tym co czytają
      • mietowe_loczki Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 12:34
        akondze, to była moja prywatna, własna reakcja na założenie desiree, że powinna
        istnieć zależność między poziomem oczytania a wykształceniem. Właściwie i ja i
        eroica napisałyśmy o jednym, a potem ty dokładnie o tym samym :) idę sobie stąd.
        • Gość: Iza Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 13:06
          Rany, co ja zrobiłam!! Studia wyższe skończyłam!! W sumie nie wiedziałm, ze
          mimochodem uroczyście ślubowołam czytanie tylko książek uznanych za
          intelgentne.
          Ludzie, nie popadajcie w skrajność - i dajcie innym czytac, to, co lubią bez
          ich zbędnego oceniania.
          Ja lubię czytać. Czytam zarówno ksiązki mądre, jak i głupie. I wcale nie czuję
          się jakaś szczególnie ogłupiała po przeczytaniu jakiejś lżejszej powieści.
          Z książką to tak jak z filmem - czasami aż chce się coś głupszego obejrzeć, by
          potem z przyjemnością wrócić do wartościowszych dzieł.
          Pozdrawiam :)
          • Gość: Joanna Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 27.07.05, 13:11
            Zgadzam sie z Iza. Nie generalizujmy i nie przypisujmy ludziom cech, ktorych
            nie maja. Mozna szastac przykladamy: moj dziadek-skonczona podstawowka, a
            przeczytal wiecej ksiazek ode mnie i to nie tylko klasy"B". Mam wiele kolezanek
            na studiach, ktore z ksiazek najbardziej lubia....telewizor :-) I co z tego, ze
            to studia humanistyczne? Znam informatykow, ktorzy czytaja wszystko co popadnie
            i ludzi po polonistyce,, ktorzy czytaja rominsidla.

            Nie generalizujmy, prosze!

            Pozdrawiam serdecznie.
      • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 13:16
        akondze napisał:



        > Czy tak trudno zrozumieć panią doktor z kilkoma fakultetami, że po
        > wyczerpującej umysłowo pracy naukowej chce się rozluźnić czytając jakieś
        > nieskomplikowane bzdurki ?
        > Albo człowiek pracujący na codzień fizycznie, że pragnie się
        > nieco 'zintelektualizować'?
        > Przecież to normalne - jak ktoś zawodowo pracuje mocno mózgiem, to po pracy
        > chce się rozluźnić... i odwrotnie też to działa.

        To dziwne, ale zawsze mi się wydawało, że wysiłek fizyczny męczy bardziej i po
        takiej pracy trudniej jest odpocząć przy ambitnej książce.

        • Gość: Stefka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: 195.117.117.* 27.07.05, 14:03
          Bardzo irytuje mnie postawa typu "nie generalizujmy, pozwolmy innym robic co im
          sie chce, nie popadajmy w skrajnosci" Moze i takie mdlawo-nijakie wypowiedzi sa
          politycznie poprawne ale nie wnosza niczego do dyskusji , a juz z pewnoscia
          zadnej pikanterii. Ciekawa rozmowa jest dla mnie fascynujaca wtedy, kiedy
          spieraja sie, dyskutuja osoby o zdecydowanych, jasnych i wyraznych pogladach a
          nie wyznajace zasade "Panu Bogu swieczke a diablu ogarek".

          Wracajac do tezy "oczytanie a wyksztalcenie" - doskonale rozumiem wszystkich,
          dla ktorych slowo "wyksztalcenie" jest synonimem wiedzy, inteligencji i dobrego
          smaku. Niestety - w dzisiejszych czsach to laczenie nie ma juz zupelnie racji
          bytu.
          Jestem lekarzem i sposrod znanych mi osob tej samej profesji nie spotkalam
          nikogo, kto w ogole czytalby ksiazki. Owszem, niektore Panie nosza ze soba na
          dyzury wspomniane juz Grochole i inne Steel, ale nawet i to nie jest regula.
          A moze wynika to z faktu, iz mieszkam i pracuje w malych, powiatowym miasteczku?
          • aaneta Re: Oczytanie a wykształcenie 28.07.05, 11:48
            Dzięki wielkie za poparcie, ale, jak pewnie zauważyłaś, jesteśmy tu w
            mniejszości. Dinozaury albo coś. Najwyraźniej pojęcie wykształcenia jako
            synonimu wiedzy, inteligencji i dobrego smaku, jak napisałaś, jest z innej,
            dawno minionej, epoki. Nawet nie wypada o tym mówić, bo Cię zlinczują. No bo jak
            można wymagać od kogoś, kto ciężko zapycha przez cały dzień, żeby jeszcze czytał
            dla przyjemności ambitną literaturę! Albo oglądał ambitne filmy, albo słuchał
            ciekawej muzyki. Przecież zmęczyłby się jeszcze bardziej, więc niezależnie od
            tego, czy to jest tzw. robotnik czy dzielna pani menedżer, serwuje się dla
            wszystkich sieczkę, łatwostrawną papkę, żeby się przypadkiem ktoś nie
            przemęczył, nie musiał myśleć, nie przeżył czegoś wzniosłego, jakichś emocji, bo
            jeszcze by mu zaszkodziło. I jeszcze oburzenie: jak można się dziwić, że ktoś
            chce się odprężyć, czytając tak po prostu dla przyjemności. Tak, dziwię się, że
            komuś sprawia przyjemność czytanie chłamu, tak samo dziwię się, że komuś podoba
            się ta muzyczna sieczka, którą słychać w radiu i w każdym sklepie, tak samo
            dziwię się, że się ludzie zajadają hamburgerami i świństwami typu gorący kubek.
            Tak, dziwię się i będę się dziwić, taka jestem, niedzisiejsza, nietutejsza, nie
            z tego świata po prostu.
            • terpentula Re: Oczytanie a wykształcenie 28.07.05, 12:08
              Pomieszałaś dwie różne sprawy. Czym innym jest wymaganie czy też oczekiwanie od
              osób wykształconych wiedzy, oczytania dobrego smaku itp., a czym innym
              krytykowanie osób wykształconych za to, że czasem sięgają także po rzeczy mniej
              ambitne, oprócz, a nie zamiast literatury wyższego rzędu.
              Ja się z Tobą całkowicie zgadzam co do Twojej definicji wykształcenia jako
              synonimu wiedzy, inteligencji i dobrego smaku, ale nie uważam, żeby ze szkodą
              intelektualną dla ciężko pracującego inteligenta bylo okazjonalne sięganie do
              lekkiej literatury czy muzyki. Nie wyobrażam sobie zresztą, żeby np. chirurg po
              kilkugodzinnej operacji odniósł jakiś pożytek intelektualny z czytania Manna,
              bo jest na to zwyczajnie zbyt zmęczony, a wymagająca lektura wymaga świeżego
              umysłu. Tymczasem kryminał może zrelaksować ww. chirurga. Nie musi to oznaczać
              bynajmniej, że ten sam chirurg w innym czasie z przyjemnością do rzeczonego
              Manna nie zasiądzie.
            • alicjawkrainiegarow Re: Oczytanie a wykształcenie 28.07.05, 12:10
              ej, jest jedno co łączy Cię z dzisiejszym światem.
              Stres i nerwowa reakcja na odmienne poglądy.
              A co czytujesz dla odprężenia?
              • terpentula Re: Oczytanie a wykształcenie 28.07.05, 12:27
                Wyjaśnij mi, dlaczego uważasz moją reakcję za nerwową i podejrzewasz mnie o
                stres? Przecież podałam konkretne argumenty. To ja mam wrażenie, że w tej
                dyskusji zwolennicy czytania wyłacznie literatury ambitnej zamiast odpowiadać
                na konkretne argumenty krytykują przeciwników z pozycji elit intelektualnych
                (dvide: do argumneów mojego posta się nie ustosunkowałaś, natomiast zrobiłaś
                wycieczkę osobistą).
                A dla odprężenia czytuję b. różne rzeczy, najchętniej szeroko pojętą literaturę
                faktu, ostatnio Pruszyński i Brandys, nieodmiennie Wańkowicz, relacje
                podróznicze, ale także Musierowicz czy L.M. Montgomery.
                Rozumiem, że Ty dla odprężenia sięgasz po Prousta? A może podobnie jak autorka
                wątku nie musisz się odprężać, bo masz ten komfort, że pracujesz koncepcyjnie
                przez 6 godzin dziennie, a stres nigny Cię nie dotyczy?
                • alicjawkrainiegarow Re: Oczytanie a wykształcenie 28.07.05, 13:15
                  terpentula napisała:

                  > Wyjaśnij mi, dlaczego uważasz moją reakcję za nerwową i podejrzewasz mnie o
                  > stres? Przecież podałam konkretne argumenty. To ja mam wrażenie, że w tej
                  > dyskusji zwolennicy czytania wyłacznie literatury ambitnej zamiast odpowiadać
                  > na konkretne argumenty krytykują przeciwników z pozycji elit intelektualnych
                  > (dvide: do argumneów mojego posta się nie ustosunkowałaś, natomiast zrobiłaś
                  > wycieczkę osobistą).
                  > A dla odprężenia czytuję b. różne rzeczy, najchętniej szeroko pojętą
                  literaturę
                  >
                  > faktu, ostatnio Pruszyński i Brandys, nieodmiennie Wańkowicz, relacje
                  > podróznicze, ale także Musierowicz czy L.M. Montgomery.
                  > Rozumiem, że Ty dla odprężenia sięgasz po Prousta? A może podobnie jak
                  autorka
                  > wątku nie musisz się odprężać, bo masz ten komfort, że pracujesz koncepcyjnie
                  > przez 6 godzin dziennie, a stres nigny Cię nie dotyczy?

                  Dotyczy jak diabli, ale jest innego rodzaju, ale najpierw wyjaśnię tę wycieczkę
                  osobistą. Mój poprzedni post nie dotyczył twojej wypowiedzi, bo jej jeszcze nie
                  zdążyłam wtedy przeczytać, a wypowiedzi aanety i jej stwierdzeń,że jest
                  niedzisiejsza, że gorące kubki i tak dalej.
                  ale sytuacja wydaje mi się ciekawa, bo podejrzewam,że w obecnej sytuacji jakiej
                  jesteśmy z chęcią zamieniłybyśmy się, rolami ;))) W ty miejscu się uśmiecham,
                  ale nie złośliwie, tylko zwyczajnie bez żadnych podtekstów.
                  Otóż moja praca koncepcyjna polega na: dyżurze 24 godziny na dobę,zarządzaniu
                  czteroosobowym przesiębiorstwem, "fullservice" - pranie, sprzątanie,ogród,
                  kreatywne zabawy z dwójką malutkich dzieci. W trakcie: projektowanie
                  graficzne,ilustracja i nieustanny wysiłek aby nie wypaść poza nawias , być
                  kreatywnym i móc za rok, dwa wrócić do "normalnej" pracy, i nie być
                  tylko "gospodyniądomowąkompeel".
                  A Prousta niestety nie czytam, raczej Kundera, Hrabal, takie czeskie klimaty,
                  wbrew pozorom optymiści...
                  Kiedyś Musierowicz i owszem, i Muminki( są super!)




                  • terpentula Re: Oczytanie a wykształcenie 28.07.05, 13:29
                    W takim razie przepraszam za nieporozumienie, ale Twoja poprzednia wypowiedź
                    wydawała mi się reakcją na moją.
                    Również bardzo lubię Kunderę i Muminki, za to do Hrabala jakoś nie mogę się
                    przekonać.
                    a co do wypowiedzi Anety - widzę, że zdania na ten temat mamy podobne
                  • aaneta stres i nerwy 28.07.05, 14:39
                    Bałagan mały nam się zrobił, przy takiej ilości postów trudno jest się czasami
                    połapać, kto do kogo się zwraca, ale może sobie poradzimy. Wiedziałam, że o tym
                    stresie to do mnie, tylko nie mogłam od razu odpisać.
                    Ależ jaki stres i nerwy, do tego mi bardzo daleko, a nawet opisałabym swoją
                    postawę w tym momencie i wobec tego tematu następująco: ręce i nogi się uginają
                    (był kiedyś taki dżingiel w starej Trójce, może pamiętacie). Za stara jestem,
                    żeby się denerwować z powodu takiej czy innej dyskusji. Mnie tylko martwi to, że
                    wszystko wokół mnie staje się byle jakie, że coraz więcej jest miernoty, że
                    coraz łatwiej ludzie przyjmują za normę to, co kiedyś uchodziło za totalne
                    bezguście, że coraz mniej jest ludzi, którzy mają jakieś ambicje, którym się
                    chce, a coraz więcej takich, którzy mają dyplomy, kasę, a nawet władzę, a
                    reprezentują sobą naprawdę niewiele. Bo mówimy, moim zdaniem, o szerszym
                    zjawisku, to nie jest obgadywanie konkretnych osób z powodu ich bezguścia, co
                    rzeczywiście byłoby niegrzeczne, zgodnie z tym, co wczoraj napisała Agni.
                    Nieprzypadkowo parę osób poruszyło tu problem jakości kształcenia na wielu
                    prywatnych, ale i państwowych uczelniach. Nieprzypadkowo ktoś wspomniał o braku
                    kultury osobistej studentów, nie dresiarzy z blokowisk, tylko właśnie studentów.
                    To nie jest problem jednej pani rusycystki czy drugiej pani polonistki, które od
                    czasu do czasu poczytują sobie tanie romansidła. Żeby te panie przynajmniej były
                    dobrymi fachowcami, nie miałabym zastrzeżeń, tak jak nie gorszy mnie pani
                    profesor Janion, oglądająca namiętnie Dynastię. Niestety, problem jest szerszy,
                    bo jest bardzo wiele osób (z dyplomami, a jakże!), które nie czytają ani
                    literatury pięknej z wyższej półki, ani literatury pięknej z niższej półki, ani
                    nawet literatury fachowej. Mało tego, w ogóle ich pojęcie o kulturze jest nikłe,
                    że nie wspomnę o postawach życiowych, ale nie chcę się powtarzać. I nie jest to
                    tylko moje widzimisię, bo nie dalej jak wczoraj Gazeta opublikowała wyniki
                    badań, z których wynika, że ludzie, którzy mało czytają, nie uczestniczą też w
                    kulturze w innych jej aspektach.
                    • alicjawkrainiegarow Re: stres i nerwy 28.07.05, 16:10
                      Ojej, Aaneto, nie mogłaś od razu napisać,ż chodzi Ci o tak zwany problem
                      "po łebkach"? Tu akurat muszę się z Tobą zgodzić, jeśli dobrze to określiłam.
                      A ze stresem, to nie chodziło mi o to,żeby Cię urazić, ale wydawało mi się,
                      że piszesz pod wpływem emocji...Zresztą nie Wiem jak Ty, czy inni tu piszący,
                      ale ja na forum zawsze wyczuwam jakieś napięcie, może to ta anonimowość...
                      Czasem nie jesteśmy łatwi i uprzejmi w tej pisaninie( tak bym to ujęła).
                      A co do łatwej literatury, to uważam,że jest potrzebna,dla kontrastu na
                      przykład. No i dla relaksu, jak kto woli...
                      • aaneta Alicjo 28.07.05, 16:19
                        Nie uraziłaś mnie, nie przejmuj się. Emocje - oczywiście, ale to nie to samo, co
                        nerwy.
                        Wiesz, tak naprawdę to nie od razu chodziło mi o problem "po łebkach", jak go
                        nazywasz, ja mówię "bylejakość", uświadomiłam to sobie dopiero w trakcie
                        dyskusji. A w kwestii łatwej literatury jeszcze raz powtórzę, że też nie mam nic
                        przeciwko, ale uważam, że należy rozróżnić łatwą od szmiry, czyli chłamu.
    • Gość: nocka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.eltronik.net.pl 27.07.05, 13:28
      • Gość: nocka Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.eltronik.net.pl 27.07.05, 13:35
        Monika pisze, że dawniej były inne czasy, zawsze są inne czasy.Tylko literatura jest dobra albo nie.Jeżeli musisz czytać te fatalne ustawy, fatalne,bo pisane przez ignorantów prawnych i językowych,to tym bardziej potrzeba czytania mądrych książek.Inaczej nie umiem.Kicz literacki nie jest wytłumaczeniem, można czytać, ale tylko to.Można mieć nawet na półce,jak kto lubi tylko,że to zupełnie nic nie mówi o wykształceniu.Vide wyżej słowa sto100.Popieram te poglądy.
        • terpentula Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 14:07
          Mam pytanie do desiree - czy pracujesz koncepcyjnie przez kilkanaście czy
          chociaby kilka godzin dziennie? Mam wrażenie, że nie, w przeciwnym razie
          miałabyś więcej zrozumienia dla sięgania po literaturę lekką po dłuższym
          wysiłku intelektualnym, po którym czaeem trudno zebrać myśli i skupić się na
          czymś poważnym.
          Ja czytam dużo literatury poważnej, ale czasem mam zbyt przegrzane szare
          komórki, żeby skupiać się na Mannie czy delektować Kunderą. Wówczas z
          przyjemnością sięgam chociażby po krytykowaną tu Grocholę i na godzinkę odrywam
          się od rzeczywistości. I nie uważam, by szkodziło to mojemu rozwojowi
          intelektualnemu czy nie przystało absolwentce uniwersytetu.
          • umyslscisniety Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 14:29
            mann zgodze sie,ze jest trudny,ale kundera jest latwy :)
            • terpentula Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 14:38
              dlatego też napisałam o delektowaniu się, a nie skupianiu na lekturze. I
              podtrzymuję, że w stanie zmęczenia intelektualnego trudno delektować się
              subtelnościami lektury i wyłapywać niuanse, co w przypadku Kundery ma znaczenie
              niebagatelne, chociaż rzeczywiście trudną lekturą nazwać tego nie mozna.
          • desiree Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 14:46
            terpentula napisała:

            > Mam pytanie do desiree - czy pracujesz koncepcyjnie przez kilkanaście czy
            > chociaby kilka godzin dziennie? Mam wrażenie, że nie, w przeciwnym razie
            > miałabyś więcej zrozumienia dla sięgania po literaturę lekką po dłuższym
            > wysiłku intelektualnym, po którym czaeem trudno zebrać myśli i skupić się na
            > czymś poważnym.

            Terpentulo,
            Owszem, myślenie koncepcyjne wykorzystuję w mojej pracy przez ok. 6 godzin
            dziennie. Pracowanie przez kilkanaście godzin w ten sposób z twórczym myśleniem
            nie miałoby bowiem nic wspólnego. I być może dlatego Ty jesteś zmęczona i
            wypalona, a mnie, wręcz przeciwnie, wysiłek intelektualny w pracy, zachęca do
            poszukiwań i dalszego rozwoju intelektualnego poza nią. I dlatego, to co jest
            odpoczynkiem dla Ciebie, dla mnie jest stratą czasu. Mimo podobnego poziomu
            wykształcenia, jak mniemam, różnimy się diametralnie.



            • terpentula Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 15:03
              Wyobraź sobie więc, że niekórzy pracują koncepcyjnie po kilkanaście godzin na
              dobę, pracowałam tak, wiec wiem, co mówię. Obecnie mam nienormowany czas pracy
              i sporo czasu na ambitne lektury, ale staram się zrozumieć ludzi, którzy są w
              innej sytuacji. Rozumiem, że Twoje życie polega na nieustającym rozwoju
              intelektualnym, ale większość wykształconych ludzi haruje całymi dniami i jest
              zbyt zmęczona, by każdorazowo sięgać po lekturę ambitną.
              A wracając do mnie - wbrew Twoim twierdzeniom nie jestem zmęczona ani wypalona,
              mało tego, sporo czytam, zazwyczaj tzw. literaturę poważną, ale nie ZAWSZE.
              Ostatnio nawet popełniłam rzecz straszną z Twojego punktu widzenia: kupiłam i
              przeczytałam magazyn kobiecy. Oczywiście wiem, że po wyczerpującej podóży
              zagranicznej powinnam sięgnąć po Prousta...
            • Gość: M Re: Oczytanie, a wykształcenie. IP: *.tele2.pl 27.07.05, 15:07
              A jakie Ty w ogóle masz wykształcenie, co robisz i ile masz lat?
              • terpentula Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 15:16
                Jak sądzę, nicki istnieją po to, żeby można zachować anonimowość. Ukrywasz się
                pod jedną literką a oczekujesz ode mnie sporo informacji o charakterze
                osobistym. Jestem po prawie i dziennikarstwie, wiek 30+, z zawodu redaktor w
                dzienniku ogólnopolskim. Wystarczy?
                • Gość: M Sorry, ale........... IP: *.tele2.pl 27.07.05, 15:57
                  ..... to było pytanie do desiree. Jest pod jej postem nie pod Twoim.
                  • terpentula Re: Sorry, ale........... 27.07.05, 16:02
                    Desiree pisała, że ma 24 lata. Też jestem ciekawa, czym się zajmuje, skoro ma
                    nieabsorbującą czasowo a wymagającą intelektualnie pracę.
    • Gość: milutka Re: terpentula, nie przystoi IP: *.eltronik.net.pl 27.07.05, 14:20
    • qui_pro_quo Re: Oczytanie, a wykształcenie. 27.07.05, 14:45
      Niczego nie ujmując Autorom tzw. "lżejszych powieści": nie czytam (podobnie jak
      nie oglądam telenowel, czyli seriali tv). Kiedyś słyszałam taką
      sentencję: "Życie jest za krótkie, żeby czytac dobre książki. Trzeba czytać te
      najlepsze." Pozdrawiam.
    • agni_me Kosmetyki, a zamożność 27.07.05, 15:39
      Na forum „kosmetyki” wpis desiree wyglądałby tak:

      Na początku mojego wpisu, chciałam zaznaczyć, iż intencją moją nie jest
      czynienie nikomu zarzutu z niedostatków w zamożności (jakakolwiek by ona
      nie była), ani też zamiaru nie mam najmniejszego aby jakością kosmetyków
      mierzyć poziom człowieka. Już nie.
      Jednak, jedno mnie zadziwia niezmiernie, kiedy po tak zwane kosmetyki „klasy
      B” sięgają osoby, które pewną zamożnością poszczycić się mogą. I tak,
      szokuje mnie wciśnięte niedbale do torebki mazidło pani Ireny Eris
      (o ile prawidłową pisownię jej nazwiska zachowałam) u mającej o sobie
      dość wysokie mniemanie rusycystki, która to z rozbrajającą
      szczerością przyznaje, iż smaruje się kremami ww. pani już od dawna, z
      radością chcąc mi je pożyczać, kiedy to ja za każdym razem uprzejmie jej
      odmawiam.


      Ta drobna zamiana (książki na kremy) mam nadzieję uwidoczni sens wypowiedzi
      desiree, który zdaje się umykać z racji fatalnego stylu autorki (btw po kimś
      oczytanym spodziewałabym się ładnych zdań przynajmniej).

      Każdy ma prawo do swoich wyborów, także książkowych. Stoją za nimi
      doświadczenie, potrzeby, styl życia, kompleksy, marzenia. Dziwienie się
      wyborom i komentowanie jest w najgorszym guście. Oczywiście fajnie poprawić
      sobie samopoczucie kręcąc nosem, że inni to nie są tacy oczytani i przez to są
      nudni. Tyle, że to w znacznie gorszym stylu niż Grochola, a nawet Daniel
      Steel.

      Książki ponoć uwrażliwiają, pomagają zrozumieć świat i bliźniego (nie jestem o
      tym przekonana odkąd czytam to forum). Są ludzie, którzy uciekają w książki.
      Za kilka groszy dostają świat, w którym jest wszystko poukładane i proste. Zło
      jest karane, cnota nagradzana, seks taki, że ziemia drży, czy jak to tam,
      kopciuszek trafia na swojego księcia. Nie trzeba myśleć, wystarczy czytać.
      Proste i tanie wzruszenia. Potrzebują takiej ucieczki i robotnice i fryzjerki
      i panie profesor. I nawet jeśli to jedyna lektura, nie ma w tym nic złego.
      Natomiast śmieszne, ale też gdzieś straszne są niektóre wypowiedzi w tym wątku
      typu „czytania chłamu nic nie usprawiedliwia”.
      • terpentula Re: Kosmetyki, a zamożność 27.07.05, 15:54
        Zgadzam się z Tobą co do zasady, może z jednym małym wyjątkiem: jeżeli pani
        profesor sięga wyłącznie po lektury lekkie, łatwe i przyjemne, może to budzić
        pewien niepokój co do jej poziomu intelektualnego...
        Razi mnie nietolerancja autorki wątku i jej poczucie wyższości intelektualnej
        wobec ludzi, którzy czytają literaturę mniej ambitną, nawet jeśli nie jest to
        ich jedyna strawa duchowa. Ostatecznie trudno oczekiwać od lekarza na trzech
        etatach czy pani profesor w trakcie rozwodu, żeby każdą wolną chwilę spędzali
        nad trudną lekturą. I to, że czytają np. kryminały, nie świadczy źle o ich
        poziomie intelektualnym.
      • aaneta Re: Kosmetyki, a zamożność 27.07.05, 16:26
        Obawiam się, że trochę za daleko pojechałaś, Agni. Już pal sześć porównanie
        czytania książek do używania kosmetyków, zwłaszcza w kontekście zamożności,
        chociaż wydaje mi się to naciągane, ale może to dlatego, że nie kręci mnie w
        ogóle temat kosmetyków, może gdybyś napisała o perfumach, moja reakcja byłaby
        inna, tzn. taka analogia byłaby dla mnie przekonująca.
        Niestety, dalsze Twoje uwagi są już kompletnie bzdurne. Gdzie jest napisane, że
        nie wolno oceniać ani krytykować cudzych wyborów? Gdyby tak było, nie istniałaby
        cała krytyka literacka, filmowa itp. W codziennych sytuacjach też nie da się
        tego uniknąć i robi to każdy, Ty w swoim poście też, krytykujesz bowiem nas,
        krytykujących.
        Czy jest nieprawdą stwierdzenie, że ludzie, którzy nie czytają, są nudziarzami?
        To wynika z moich doświadczeń i obserwacji, a parę lat już przeżyłam i z wieloma
        ludźmi miałam do czynienia. Jeżeli Twoje doświadczenia są inne, najwyraźniej
        miałaś więcej szczęścia. Ale zauważ, że ja nie odsądzam takich ludzi od czci i
        wiary, nie mówię, że są beznadziejni i bezwartościowi, tylko że są nudni, że nie
        ma z nimi o czym rozmawiać. Spróbuj przesiedzieć z takimi parę godzin np. przy
        piwie. Można zdechnąć z nudów. Takie jest moje zdanie, być może Ciebie rajcują
        rozmowy o kasie, ciuchach, samochodach i tym podobnych pierdołach, mnie nie.
        A co jest strasznego w stwierdzeniu, że czytania chłamu nic nie usprawiedliwia?
        Przypominam, że mówimy o ludziach wykształconych, a zatem reprezentujących
        pewien poziom rozwoju, nie tylko intelektualnego, z którego powinny wynikać
        oczekiwania i potrzeby większe niż innych ludzi. Moim zdaniem człowiek nie
        powinien schodzić poniżej pewnego poziomu, choć oczywiście nie potrafię tego
        poziomu zdefiniować, ale jeżeli schodzi poniżej, to po prostu cofa się w
        rozwoju. Nie chodzi tu więc o stwierdzenie typu: ale ta pani jest beznadziejna,
        skoro czyta taką Grocholę, tylko o to, że ta pani nie powinna marnować swoich
        możliwości i czasu na czytanie byle czego.
        • Gość: itek Re: Kosmetyki, a zamożność IP: *.pomorzany.v.pl 27.07.05, 16:32
          > Gdzie jest napisane, że
          > nie wolno oceniać ani krytykować cudzych wyborów?

          Agni napisale, ze nie nie wolno, ale ze w zlym guscie. Takie drobna roznica:)
          • aaneta Re: Kosmetyki, a zamożność 27.07.05, 16:37
            Nie zmienia to sensu mojej wypowiedzi, ale dziekuję za uwagę.
            • iza_dora Re: Kosmetyki, a zamożność 27.07.05, 16:55
              " Gdzie jest napisane, że
              nie wolno oceniać ani krytykować cudzych wyborów?"

              Ale Twoje powyższe słowa nie tyle zmieniają, co przeinaczają wypowiedź agni_me.
        • agni_me Daria, a zrozumienie 27.07.05, 17:44
          Jak zwykle, dario, dużo emocji i niechęć do czytania tak, by zrozumieć.

          Zdaje się, że istnieją jakieś podręczniki dobrego wychowania, choć w mojej
          rodzinie przekazywało się wiedzę o tym, że nie komentuje się upodobań innych
          ludzi dobrym przykładem. Mogę poszukać jakiegoś tytułu, jeśli czujesz taką
          potrzebę.

          Nie chciałabym ci tłumaczyć różnicy pomiędzy krytyką sztuki, a krytykowaniem
          tego, że Iksińśkiej podoba się Grochola, czy że nosi zielony, chiński
          podkoszulek do pomarańczowych spodni. Mam bowiem nadzieję, że widzisz tę
          różnicę sama. Mam także wrażenie, że przy minimum dobrych chęci będziesz
          wstanie zauważyć co, jak zechciałaś to nazwać, krytykuję.

          Znam wielu nieoczytanych ludzi, którzy są pasjonującymi rozmówcami. Otwierają
          mi oczy na światy nie do znalezienia w książkach. Myślę także, że poza kasą,
          samochodami i ciuchami istnieje tak wiele tematów, że średnio inteligentna
          osoba potrafi znaleźć wspólny, a nie dotyczący książek i przy tym się nie
          nudzić.

          Wykształcenie oznacza zdobycie wiedzy w jakiejś dziedzinie. Nic więcej. Nie
          rozumiem dlaczego od magistra chemika miałabym prawo oczekiwać czegoś więcej
          niż od technika chemika (poza znajomością chemii oczywiście). Mało tego,
          oczekiwanie takie wydaje mi się szaloną naiwnością w czasach, kiedy wyższe
          wykształcenie jest powszechnym minimum.

          Wyrażenia typu „nic nie usprawiedliwia czytania chłamu” są dowodem albo
          kompletnej bezmyślności, albo braku empatii. Bo niby dlaczego nie
          usprawiedliwia i kto nie usprawiedliwia? Ja tych usprawiedliwień widzę wiele.
          Idiotyzm stwierdzenia jest tym większy, że sugeruje istnienie „nadgustu”
          forumowych pańć.

          Śmieszą mnie ludzie, którzy lepiej wiedzą jak powinni żyć ich znajomi i
          sąsiedzi. Co powinni jeść, czytać, oglądać i słuchać, co uważać, jakim partiom
          politycznym sprzyjać. Najczęściej zresztą jako punkt odniesienia traktują
          siebie. Kwintesencje dobrego smaku.
          • agni_me Re: Daria, a zrozumienie 27.07.05, 17:52
            jej, bardzo cię, dario, przepraszam - rozmawiałam w czasie pisania o tobie i
            stąd ta pomyłka. Anetoo, to oczywiście post do ciebie.
            • aaneta Aneta a zrozumienie 27.07.05, 20:01
              Załapałam, a Daria dzisiaj z daleka od netu, więc się nie martw, może się nie
              obrazi.
              Jest takie powiedzenie: przyganiał kocioł garnkowi, itd. Obawiam się, że jeżeli
              ja nie umiem czytać ze zrozumieniem, to Ty tym bardziej.
              Nigdzie nie użyłam określenia "oczytany". Mówię o tych, którzy czytają książki
              bądź nie. Nie wiem, co to znaczy "oczytany", tzn. co albo ile należy przeczytać,
              żeby zasłużyć na to miano. Ja sama nie uważam się za oczytaną, w potocznym
              rozumieniu, ja tylko lubię czytać.
              Nieoczytani ludzie, o których piszesz, że są wspaniałymi rozmówcami, na pewno
              istnieją, ale to, że są nieoczytani, nie oznacza, że nie czytają w ogóle, w to
              nie uwierzę.
              Nie napisałam też, że z ludźmi czytającymi rozmawiam tylko o książkach. Chodziło
              mi o to, że z takimi ludźmi można rozmawiać na wiele tematów, bo mają szersze
              horyzonty, i nawet jeżeli się zdarzy, że dwie osoby czytają zupełnie inne
              książki, to i tak znajdą wspólne tematy do rozmowy. Z osobami nieczytającymi
              jest to o wiele trudniejsze, ale nie twierdzę, że niemożliwe.
              Co do wykształcenia, to, widzisz, ja mam bardzo staroświeckie podejście. Może
              powinnam raczej używać określenia "człowiek światły", bo "wykształcony"
              rzeczywiście oznacza w tej chwili wykształcenie specjalistyczne, a nawet im
              wyższe, tym bardziej specjalistyczne, co mi się niespecjalnie podoba. Ale to
              temat na inną dyskusję. W każdym razie istotne jest to, że człowiek światły, a
              nawet tylko wykształcony, ma z reguły za sobą taki trening intelektualny, że
              niezrozumiałe jest dla mnie, jak może nie odczuwać dyskomfortu czytając coś
              poniżej swojego poziomu. To tak jakby matematyk, zajmujący się na co dzień
              jakimś kawałkiem matematyki wyższej, zaczął dla odprężenia po ciężkim dniu pracy
              rozwiązywać słupki na poziomie trzeciej klasy szkoły podstawowej. Nie sądzisz,
              że nie tylko nie sprawiłoby mu to satysfakcji, ale nawet nie przyniosłoby
              odprężenia?
              W związku z powyższym przyznaję, że moje sformułowanie o braku usprawiedliwienia
              dla czytania chłamu było niewłaściwe, chodziło mi raczej o brak zrozumienia dla
              osób, które marnują możliwości swojego umysłu. Rzeczywiście, świadczy to o
              pewnym braku empatii z mojej strony, trudno, nikt nie jest doskonały. Ale jeśli
              gdzieś tu widzisz narzucanie komuś mojego czy czyjegokolwiek gustu, to jest to
              nadinterpretacja. Jak sobie ktoś chce czytać tę nieszczęsną Grocholę, to niech
              sobie czyta, jego problem. Ale nie przesadzajmy z dobrymi manierami i
              poprawnością polityczną, bo w końcu wyjdzie na to, że w dobrym tonie będzie
              tylko rozmowa o pogodzie. Czego Tobie ani sobie nie życzę.
              • agni_me Re: Aneta a zrozumienie 28.07.05, 01:02
                Na czym polega moje niezrozumienie? Na tym, że ty piszesz "nie czytają", a
                ja "nieoczytany"? Nie wydaje mi się, żeby to jakoś zmieniało sens, zwłaszcza,
                że sugerujesz, iż czytanie byle czego jest jeszcze gorsze od "nie czytają". :)

                Człowiek światły, jak każdy potrzebuje odpoczynku. I każdy ten odpoczynek
                rozumie inaczej. Jedni kopią grządki i patrzą jak rośnie zielę, inni stawiają
                pasjansa, inni dziergają. Zero intelektualnej pożywki, ale nikt nie posądza ich
                o rozrywki poniżej poziomu. Natomiast słabość do brazylijskiego serialu czy
                czytanie Trędowatej, które takoż mogą być formą odpoczynku prowokują do
                biadania nad marnowaniem umysłu. Niby na czym polega ta różnica?
            • aaneta Agni a zrozumienie 27.07.05, 20:51
              Jeszcze jedna, bardzo istotna, moim zdaniem, uwaga odnośnie tych osób, z którymi
              możesz prowadzić bardzo interesujące rozmowy, pomimo że nie są one (te osoby)
              oczytane.
              Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że jesteś sporo młodsza ode mnie, a jeśli
              tak, to nie mogłaś zauważyć jednej rzeczy. Faktycznie, nie ma problemu ze
              znalezieniem ciekawych tematów do rozmowy w grupie osób dwudziesto- czy
              trzydziestoletnich, nawet jeżeli są to osoby, które nie czytają książek.
              Zapewniam Cię, że w grupie czterdziestolatków jest już o wiele gorzej. Jeśli mi
              nie wierzysz, to zapamiętaj tę rozmowę i zweryfikuj to, co powiedziałam, za parę
              lat. Jestem pewna, że przyznasz mi rację. Nie chcę tu występować z pozycji
              matrony, ale naprawdę wiele spraw wygląda inaczej w zależności od tego, ile masz
              lat. Pozdrawiam.
              • agni_me Re: Agni a zrozumienie 28.07.05, 00:24
                To bardzo ciekawe, co piszesz. Zawsze wydawało mi się, że wraz z wiekiem tematy
                rozmów mogą, jeśli w ogóle, się zmieniać, a nie zanikać. :)
                • aaneta Re: Agni a zrozumienie 28.07.05, 21:49
                  Agni, mnie też się tak kiedyś wydawało. Na wszelki wypadek zastrzegam, że nie
                  dotyczy to wszystkich, ale, niestety, znakomitej większości. Ludziom się po
                  prostu nie chce, coś już tam w życiu osiągnęli, więc co się będą wysilać.
                  Brzuchy rosną, neurony zanikają, kobiety są zmęczone, faceci znudzeni, komu by
                  się chciało szukać nowych przeżyć czy odkryć. Najlepsze to, co sprawdzone i
                  niewymagające wysiłku, umysłowego czy jakiegokolwiek innego. Żeby tylko w
                  spokoju doczekać emerytury.
          • biblioteczny_kurz Re: Daria, a zrozumienie 28.07.05, 09:10
            jeśli mógłbym dorzucic małą uwagę/spostrzeżenie...do tej uroczej wymiany
            poglądów...czuję sie trochę jak wkładający palce między futrynę a drzwi ;-)))
            Oczywiście zgadzam sie z powyższym, ALE....

            tak się składa iz w obecnej mej sytuacji materialnej nie stac mnie na własne 4
            kółka, więc zaszczyt "mnię kopnął" ogromny i korzystam z usług MPK, spędzając
            każdej doby "urocze" 3 godziny w środkach transportu publicznego. I o ile
            poziom tych usług poprawia się z każdym rokiem o tyle poziom kultury w tychże
            niejednokrotnie odpowiada bardziej obskurnym zaułkom w co lepszych powieściach
            fantasy. Co gorsza przedział wiekowy stale się poszerza o ile przesuwanie się
            granicy dolnej może oburzać, ale zapewne niewielu już dziwi, o tyle z coraz
            większym zdziwieniem obserwuję dziczenie obyczajów i zanik ELEMENTARNYCH
            odruchów z pierwszych stron podręcznika do savoir-vivre'u wśród gawiedzi
            studenckiej.
            I nie wyglądają mi oni na miłośników Gombrowicza, Manna...ba! Nie wyglądają mi
            na miłośników Harlequina nawet. ;-)))
            Uważam że książka wychowuje (oczywiście nie może li tylko ona pełnić tej roli:
            rodzice, szkoła, szerokopojęte społeczeństwo).
            Niestety obecnie ksiązka to produkt, który musi się dobrze sprzedać, musi się
            dobrze wypromować, gdyż ma wielu silnych konkurentów na rynku rozrywki, hobby,
            sposobów spędzania wolnego czasu. Obecnie wiele osób wybiera rozrywkę łatwą,
            tanią i nie-wymagającą-wysiłku-intelektualnego. Skoro w szkole podstawowej,
            gimnazjum czy w "ogólniaku" nie wymagano tego i wystarczało przez tyle lat
            ślizgać się na ściągach i OPRACOWANIACH LEKTUR to po jaką chol... "na stare
            lata" ma ktoś TYLE CZYTAĆ??? Przecież to męczące!! TYLE STRON!!! A ilu jest
            studentów, którym nie chce się nawet NOTOWAĆ na wykładach skoro jest ksero na
            parterze?
            Uważam że bezcenną umiejętnością jaką daje czytanie JAKICHKOLWIEK książek jest
            rozwijanie wyobraźni, umiejętność budowania "zdań podwójnie podrzędnie
            złożonych", posługiwanie się synonimami, również w jakimś zakresie z gramatyki
            i ortografii (o ile korekta była dobrze zrobiona) :-))).
            Wystarczy posłuchać czasami te "dialogi na cztery nogi" (nie trzeba nawet
            podsłuchiwać) i policzyć ilość wyrazów użytych do przeprowadzenia rozmowy.
            To też raczej bibliofile nie są...

            --------
            nie przeczę że osoby ze wstrętem do książek nie mogą być urodzonymi erudytami,
            z wyrobionym światopoglądem i doskonałym gustem, ale uważam że są to raczej
            wyjątki, a na pewno RZADZIEJ można spotkać "oczytanego kretyna/kę"

            pozdrawiam
            • alicjawkrainiegarow Re: Daria, a zrozumienie 28.07.05, 12:01
              Pięknie, zwłaszcza to o kulturze osobistej obecnych studentów.
              Kiedyś jeżdżąc tramwajami, autobusami można było, sie dowiedzieć wielu fajnych
              rzeczy, a teraz wszechwładne Ku...piiiiiiiiiiiiii....ku.......i jeszcze raz
              ku...i gdzie tu miejsce na "zdania podwójnie podrzędnie złożone"? Odeszły w
              cień...
              • mathias_sammer Re: Daria, a zrozumienie 28.07.05, 12:02
                alicjawkrainiegarow napisała:

                > Pięknie, zwłaszcza to o kulturze osobistej obecnych studentów.
                > Kiedyś jeżdżąc tramwajami, autobusami można było, sie dowiedzieć wielu fajnych
                > rzeczy, a teraz wszechwładne Ku...piiiiiiiiiiiiii....ku.......i jeszcze raz
                > ku...i gdzie tu miejsce na "zdania podwójnie podrzędnie złożone"? Odeszły w
                > cień...

                Kazdy ma wybor. Punkt, fajer abend.

                M.S.
        • Gość: anula Re: Kosmetyki, a zamożność IP: *.internetdsl.tpnet.pl 02.08.05, 14:57
          A ja rozumiem Agni.

          > Być może Ciebie rajcują rozmowy o kasie, ciuchach, samochodach i tym
          podobnych pierdołach.

          Moim zdaniem nie można z jej wypowiedzi odczytać powyższego stwierdzenia,
          raczej coś wręcz przeciwnego.
          Ja tak jak Agni zauważam pewną skłonność do poprawiania sobie samopoczucia
          poprzez stawianie siebie ponad innymi maluczkimi. Różnica polega tylko na tym
          co wybieramy sobie jako element świadczący o naszej pozycji w grupie. Proszę
          tylko aby ktoś nie zarzucił mi, że stawiam na równi kosmetyki i książki, bo tak
          oczywiście nie jest. Chodzi mi jedynie o pewien mechanizm.
          Nie byłabym też tak krytyczna w stosunku do Desiree jak Agni, bo rozpoczęła
          całkiem ciekawą dyskusję, chociaż momentami denerwującą :)
      • broch Re: Kosmetyki, a zamożność 27.07.05, 17:15
        "Zgadzam się z Tobą co do zasady, może z jednym małym wyjątkiem: jeżeli pani
        profesor sięga wyłącznie po lektury lekkie, łatwe i przyjemne, może to budzić
        pewien niepokój co do jej poziomu intelektualnego..."

        pewien pan noblista (polowa lat 90') nie czytal lit, ani troche, slowo honoru.
        Podwazanie Jego poziomu intelektualnego byloby mowiac delikatnie nierozsadne. To
        samo dotyczy wspominanej pani profesor, osadzanie Jej wyksztalcenia na podstawie
        wyborow literackich kiepsko swiadczy o Tobie raczej niz o tej pani.

        "Czy jest nieprawdą stwierdzenie, że ludzie, którzy nie czytają, są nudziarzami?
        To wynika z moich doświadczeń i obserwacji, a parę lat już przeżyłam i z wieloma
        ludźmi miałam do czynienia."
        To swiadczyloby raczej o slabym wyksztalceniu. Jesli ktos nie zna nic za
        wyjatkiem literatury, faktycznie to nieco malo aby uznac kogos za osobe
        wyksztalcona.
        Innymi slowy nie mozna z Toba rozmawiac o:
        alternative splicing,
        "Marteau Sans Maitres"
        o pracach Cesara Pelli
        roznicach miedzy Sisley'em a Pizarro
        kwarkach
        kontrowersjach zwiazanych z teoria "Intelligent Design"
        otwarciach szachowych
        itd itp

        Tylko literatura? to faktycznie nudne. Nie mowiac juz o tym ze ilosc powiesci
        jest tak duza ze mimo iz rozmowcy sa oczytanie, nie bardzo jest o czym rozmawiac.

        "tylko o to, że ta pani nie powinna marnować swoich możliwości i czasu na
        czytanie byle czego." Bzdury. Jesli "ta pani" jest zdolnym fizykiem, nie
        czytajacym lit klasy A, to Twoj argument jest nieco nie przemyslany delikatnie
        mowiac. "Ta pani" moze miec na swoim koncie osiagniecia o ktorych marzyc nie
        mozesz, w zwiazku z czym sugerowanie ze "ta pani" marnuje swoje mozliwoasi jest
        glupie.


        Osoby ktory uwazaja ze czytanie lit klasy A rowne jest wyksztalceniu budza
        litosc, naprawde.
        • aaneta książki a literatura 27.07.05, 20:32
          Rzeczywiście, nie można ze mną rozmawiać na żaden z tematów, które wymieniłeś,
          bo ich nie znam, ale co to ma do rzeczy, oprócz tego, że się popisałeś
          znajomością paru haseł z encyklopedii albo innego słownika?

          > To swiadczyloby raczej o slabym wyksztalceniu.

          Czyim, przepraszam, moim czy moich rozmówców? I co to ma do rzeczy?

          > Jesli ktos nie zna nic za
          > wyjatkiem literatury, faktycznie to nieco malo aby uznac kogos za osobe
          > wyksztalcona.

          Kogo jak kogo, ale Ciebie naprawdę nie podejrzewałam o taki brak logiki. Albo po
          prostu nie zauważyłeś, że rozmawiamy od wczoraj o zależności odwrotnej. Może
          zacznij w końcu czytać posty, już nie mówię, że wszystkie, nawet niekoniecznie
          moje, ale może chociaż niektóre, bo to już kolejny raz, kiedy reagujesz na
          jakieś pojedyncze hasło, które wpadło Ci w oko, i piszesz zupełnie nie na temat.

          > Tylko literatura? to faktycznie nudne.

          Czy ja gdzieś napisałam, że z ludźmi czytającymi książki można rozmawiać tylko o
          literaturze? Nie to miałam na myśli, patrz powyżej, wyjaśnienie w moim poście
          pt. Aneta a zrozumienie. A specjalnie dla Ciebie uwaga, że literatura (książki)
          to nie tylko literatura piękna, a tym bardziej nie tylko powieści.

          > "Ta pani" moze miec na swoim koncie osiagniecia o ktorych marzyc nie
          > mozesz

          No i znowu próbujesz mnie wpędzić w kompleksy. I po co Ci to? A może ja mam na
          swoim koncie osiągnięcia, o których Ty nie możesz marzyć? Ale nie o tym
          rozmawiamy. Mój uwaga o marnowaniu możliwości może jest zbyt pozytywistyczna,
          ale tak już mam, nic na to nie poradzę. Może kiedyś wyrosnę.

          > "Ta pani" moze miec na swoim koncie osiagniecia o ktorych marzyc nie
          > mozesz, w zwiazku z czym sugerowanie ze "ta pani" marnuje swoje mozliwoasi jest
          > glupie.

          Nie widzę związku pomiędzy pierwszą a drugą częścią powyższego zdania. Możesz mi
          wyjaśnić, jakim cudem z pierwszej części wynika druga?

          > Osoby ktory uwazaja ze czytanie lit klasy A rowne jest wyksztalceniu budza
          > litosc, naprawde.

          Kto tak uważa? Wskaż mi osobę z tego forum, która tak uważa. Ale skoro nie
          przeczytałeś całej dyskusji, to skąd możesz wiedzieć. Powiem Ci więc: rozmawiamy
          o tym, czy wykształcenie, jakkolwiek rozumiane, zobowiązuje do czytania
          literatury ambitnej, czy też człowiek wykształcony może sobie z czystym
          sumieniem i bez wpadania w kompleksy pozwolić na czytanie chłamu.
          Pozdrawiam.
          • broch Re: książki a literatura 27.07.05, 20:51
            tematy ktore wymienilem to przyklady, uwazam ze osoba czytajaca lit piekna nie
            rozni sie niczym od osoby czytajacej lit fachowa, jesli to jest wszystko.

            Moze Twoje osiagniecia sa niezwykle i w ogole, jesli tak to powinnas wiedziez ze
            argument o marnowaniu sie jest idiotyczny. Noblista ktorego wspominalem nie
            czyta lit pieknej, zgodnie z Twoimi pogladami, facet marnuje sie. Jak kazdy by
            sie tak "marnowal" to zylibysmy w duzo lepszym swiecie.

            "ozmawiamy o tym, czy wykształcenie, jakkolwiek rozumiane, zobowiązuje do
            czytania literatury ambitnej, czy też człowiek wykształcony może sobie z czystym
            sumieniem i bez wpadania w kompleksy pozwolić na czytanie chłamu."

            I to jes idiotyzm ta wiara ze wyksztalcenie zobowiazuje to czytania. Znam
            wystarczjaco duzo osob ktore nie czytaja, sa bardzo wyksztalcone, i naprawde
            rozmowy z nimi sa ciekawe. Jesli takich osob nie znasz to wspolczuje, ale w
            efekcie Twoja opinia przypomina opinie osoby zyjacej w ciemnej komorce, ktora
            wyprowadzila stad wniosek ze wszedzie jest ciemno i ciasno. To swiadczy o braku
            wyobrazni, nie o wyksztalceniu.
            pa, pa
          • pinos Re: książki a literatura 28.07.05, 10:48
            Aaa... Skoro "rozmawiamy o tym, czy wykształcenie, jakkolwiek rozumiane,
            zobowiązuje do czytania literatury ambitnej, czy też człowiek wykształcony może
            sobie z czystym sumieniem i bez wpadania w kompleksy pozwolić na czytanie
            chłamu" to moja ofdpowiedź brzmi: może. Może sobie pozwolić na wszystko.
            Na tym polega wolność. Wolność wyboru, któa powinna być szanowana.
            Bo osoba genialna, błyskotliwa i inteligentna może przeprowadzać badania nad
            DNA, a jednocześnie czytać Grocholę. I nie mówmy o obowiązku - wobec kogo,
            siebie? Muszę rano wstać gotowa do pracy. Jeżeli wypoczynkiem będzie czytanie
            książki kucharskiej, to ją poczytam. A jeżeli będę miała ochotę na Cortazara,
            to poczytam sobie jego. Albo połączę przyjemne z pożytecznym i przeczytam
            romans historyczny po niemiecku. Albo Pieśń o Nibelungach po starogermańsku.

            Zależy to od chwili, od nastroju, od kondycji fizycznej i psychicznej...
        • terpentula Re: Kosmetyki, a zamożność 28.07.05, 10:06
          broch napisał:

          > "Zgadzam się z Tobą co do zasady, może z jednym małym wyjątkiem: jeżeli pani
          > profesor sięga wyłącznie po lektury lekkie, łatwe i przyjemne, może to budzić
          > pewien niepokój co do jej poziomu intelektualnego..."
          >
          > pewien pan noblista (polowa lat 90') nie czytal lit, ani troche, slowo honoru.
          > Podwazanie Jego poziomu intelektualnego byloby mowiac delikatnie nierozsadne.
          T
          > o
          > samo dotyczy wspominanej pani profesor, osadzanie Jej wyksztalcenia na
          podstawi
          > e
          > wyborow literackich kiepsko swiadczy o Tobie raczej niz o tej pani.
          >
          Czytaj ze zrozumieniem. Nie oceniam konkretnej pani profesor (to był przykład,
          nie miałąm nikogo konkretnego na myśli, tym bardziej dziwi mnie Twoje pisanie o
          niej z wiekiej litery - zdumiewający przejaw szacunku dla hipotetycznej
          nieoczytanej pani profesor) ani nie podważam niczyjego poziomu intelektualnego.
          Świadomie użyłam słów "niepokój" oraz "może", nie stwierdziłam więc
          kategorycznie, że ktoś ma kiepski poziom intelektualny, ponieważ nie czyta
          literatury ambitnej. Rozumiem, że są geniusze, którzy nie potrzebują poprzez
          literaturę pogłebiać swojej wiedzy i wystarczą im własne badania, ale to
          naprawdę jest rzadkość. Natomiast ograniczanie się do czytania literatury -
          nazwijmy to - brukowej, zazwyczaj, choć przyznaję, że nie zawze, świadczy o
          pewnym ubóstwie intelektualnym.
          • broch Panienka desiree i "wyksztalcenie" 28.07.05, 14:08
            "..Twoje pisanie o niej z wiekiej litery."
            O Tobie tez pisze z duzej litery, choc nie znam Cie.

            Wymogi o ktorych piszecie maja stanowic wymog bycia tzw osoba kulturalna (bo
            wyksztalcenie konczy sie na szkole i jedyny faktycny wymog to czytanie lit
            fachowej w celu podniesienia umiejetnosci zawodowych, co nawiasem mowiac malo
            kto robi).

            Wg zalozycielki watku wystaczy czytac (lit kat A) aby spelnic obowiazek osoby
            wyksztalconej (kulturalnej). O beznadziejnej prostocie takiego rozumowania
            swiadczy fakt ze po tzw kulturoznawstwie absolwent z natury czytal duzo wiec
            wyglada na to ze jest osoba swiatowa/kulturalna/wyksztalcona w przeciwie3nstwie
            do absolwenta wydzialu fizyki.

            Jesli Panienka desiree ogranicza sie do czytania lit pieknej jedynie, dla mnie
            absolutnie nie spelnia wymogu osoby "wyksztalconej". Spelnia wymog osoby
            wystarczjaco prymitywnej aby uznac ze oczytanie daje Jej okreslony status
            (poniewaz spelnia "obowiazek").

            Jesli Panienka desiree, nie zna (minimum) biegle jednego jezyka obcego i
            przyzwoicie drugiego, jesli nie zna Signaca, Cage, Fleishmanna (nazwiska
            przykladowe, chodzi o szerokosc zainteresowan, nie o konkretne dziedziny/osoby)
            to znaczy ze spelnia obowiazek o ktorym pisze w mniejszym stopniu niz moja
            pietnastoletnia corka ktora wlada biegle angielskim, hiszpanskim, interesuje
            sie architektura, malarstwem, muzyka, literatura, astronomia.

            Jesli Twoja Przykladowa Pani profesor ogranicza sie wylacznie to czytania (nawet
            jesli to bedzie Joyce na spolke z Pynchonem) to dla mnie nie spelnia wymogu o
            ktorym Panienka desiree pisze... co oczywiscie znaczy ze jesli panienka desiree
            jedynie czyta i mysli ze wspomniany warunek spelnia, to mowiac delikatnie jest w
            bledzie.
            • aaneta Re: Panienka desiree i "wyksztalcenie" 28.07.05, 14:48
              Brochu, naucz się może czytać ze zrozumieniem, bo przypisujesz Desiree poglądy,
              których nie wygłosiła. Inaczej mówiąc, przestań odwracać kota ogonem, że się tak
              kolokwialnie wyrażę, bo najwyraźniej nie zrozumiałeś mojej wczorajszej uwagi o
              braku umiejętności logicznego rozumowania.