june38
28.05.13, 19:00
Witam,
Do napisania sklonil mnie post Marka i wiele wypowiedzianych tam zdan mocno zakulo.
Ale po kolei.
Mam 38 lat, moj partner 33. Poznalismy sie 3 lata temu, mieszkamy razem 2 lata.
Gdy sie poznalismy oboje szukalismy czegos stabilnego, stalego zwiazku. W poprzednich zwiazkach oboje bylismy przekonani, ze dzieci nie chcemy.
Z czasem jednak im bardziej nasz zwiazek sie rozwijal to zaczely sie nagle pojawiac w rozmowach takie slowa jak rodzina, dzieci, malzenstwo.
Ja w poprzednim zwiazku bylam 7 lat i bylam pewna, ze dzieci nie chce. Teraz jestem pewna, ze to z tamtym mezczyzna dzieci nie chcialam. Teraz, z perspektywy czasu mam ta swiadomosc, oraz zal dupe sciska za zmarnowanymi latami. Ale tego juz nie zmienie.
Z tym facetem chce miec dzieci, chce za niego wyjsc, chce sie z nim zestarzec.
On deklaruje podobnie, ale... za deklaracjami nic dalej nie idzie. Tzn owszem checi i pragnienia takie ma, ale jeszcze nie jest gotowy.
Rozmawiamy o tym juz od jakiegos czasu i o ile w drugim roku zwiazku rozmowy te byly bardzo pozytywne i cieple, to teraz czuje, ze zaczynamy sie rozmijac. Mnie co raz bardziej frustruje, ze za tymi rozmowami nie ida konkretne dzialania. Jego deklaracje sie nie zmienily, ale tez wciaz nie ma dla tych planow zadnych ram czasowych. A ja, jakkolwiek desperacko to brzmi, czasu nie mam. Taka jest rzeczywistosc i biologia i tego nie zmienie. Jesli chcemy miec rodzine i dzieci to jest to ostatni moment i on twierdzi, ze doskonale zdaje sobie z tego sprawe.
Ostatnie pare miesiecy temat zaczyna powracac w coraz bardziej nerwowej atmosferze. Boje sie, ze on odczuwa presje z mojej strony, a jednoczesnie nie potrafie odpuscic i cierpliwie czekac, bo frustracja we mnie narasta. I rosnie tez poczucie, ze on gra na zwloke i czeka az na dzieci bedzie za pozno.
Kocham go i chce z nim byc. On wedlug tego co mowi czuje tak samo.
Kilka razy probowalam uzyskac od niego konkretna i jasna odpowiedz, postawic pod sciana i zawsze jest to samo. Tak, on chce rodzine ze mna, chce dzieci, to oczywisce, ale jeszcze nie teraz, bo nie jest gotowy.
Wbrew radom Marka nie potrafie postawic przed nim ultimatum. Nie chce byc desperatka z wyjacym zegarem biologicznym, chce aby on podjal decyzje z wlasnej nieprzymuszonej woli.
Coraz czesciej dociera do mnie, ze to sie moze nie stac i jest to cholernie przykre.
Ostanio jego argument na niegotowosc to to, ze sie czesto klocimy. A klocimy sie wlasnie o to, bo nosze w sobie gule i niepewnosc co do jego planow. Chce i potrzebuje od niego konkretnej deklaracji aby w ten zwiazek i jego sens nadal wierzyc. On uwaza, ze kupno samochodu, remont domu, powinno byc dla mnie dowodem o powaznosci jego planow.
O ile jeszcze nie tak dawno nie mialalm watpliwosci, ze mnie kocha i chce ze mna byc, to ostatnio coraz czesciej kielkuje mysl, ze on swiadomie pozbawia mnie szans na cos czego pragne.
Nie wiem co robic, bo moja desperacja to nie to, ze chce miec dziecko i juz. Ja chce miec rodzine z tym wlasnie mezczyzna i on twierdzi, ze chce tego samego.
Ile mozna czekac az on sie zdecyduje i jak mozna w tej sytuacji spokojnie czekac?