twojabogini
08.10.13, 13:54
Wielu współczesnych mężczyzn ma problemy seksualne w związkach, które tworzą. Niektórzy sami wycofują się z seksu, uciekając w masturbację, pornografię, internetowe flirty, pracę, inni z kolei mają problem z partnerkami odmawiającymi lub unikającymi seksu. W większości tych przypadków w tle są konflikty o podział obowiązków, odpowiedzialności, próby sił - małżeńska wojna damsko-męska.
Interesujące rozwiązanie zaproponował terapeuta Jesper Juul - proponując aby mężczyźni we współczesnych małżeństwach pełnili rolę ambasadorów miłości i wzięli na siebie odpowiedzialność za życie miłosne/erotyczne pary. Do tego proponuje, aby zaangażowali się w rodzinę, dom, dzieci - na własnych warunkach, jako partnerzy, nie jako służący.
Tu dochodzimy do problemu - zmywający mają seks rzadziej (badanie omówione na forum kilkukrotnie)- więc zaangażowanie teoretycznie nie popłaca. Jest to prawda, ale połowicznie. Mężczyzna spełniający życzenia żony (zmywający, piorący, zmieniający pieluchy) przestaje być dla niej atrakcyjny. Ale nie dlatego, że wykonuje te czynności, tylko dlatego, że wykonuje je na polecenie żony. Zamienia się w rodzaj nastolatka, z listą obowiązków w ręku, a partnerka powierzając mu pewne obowiązki - wpada automatycznie w rolę osoby, która ocenia także jakość i terminowość wykonania. Zamiast relacji partnerskiej powstaje coś w rodzaju relacji niesforny nastolatek kontra narzekająca mama.
Nie znalazłam badań które ujęłyby problem od tej strony, jest on jedynie sygnalizowany w opracowaniach współczesnych terapeutów, m.in. Jespera Juula (dostępny w języku polskim).
Barierą jest też pokutujące przekonanie, że "mężczyźni nie są stworzeni" do zajęć domowych i opieki nad dziećmi. Tu najczęściej przywoływane są badania młodych szympansów: te płci męskiej łapały samochody, te żeńskiej lale, oraz dzieci: chłopcy rozbrajali misie, dziewczynki szyły ubranka samochodom (to złośliwa parafraza, badano częstość sięgania po zabawki i sposób obchodzenia się z nimi, przyborów do szycia dzieciom trzyletnim nie dawano). Teoretycznie potwierdza to tezę, że współcześnie mężczyźni są zmuszani do przyjęcia ról, których nie są w stanie pełnić z racji swojej biologii, budowy mózgu itp.
O szympansach nic nie wiem, zapoznałam się za to z dużą ilością badań o zachowaniach i zabawach dziewczynek i chłopców. Faktycznie rejestrowane są zachowania odmienne i skorelowane z płcią dzieci, chłopcy statystycznie częściej wybierają samochody, dziewczynki lalki. Rzecz w tym, że to "częściej" to nie jest "dużo częściej" (54% chłopców i 51% dziewczynek np. sięgało częściej po zabawki typowe dla własnej płci), a we wnioskach z tych badań autorzy jasno piszą, że nie jest wiadome, czy wynika to z wychowania i autoidentyfikacji z płcią, czy z uwarunkowań biologicznych. Coraz częściej pisze się, że znaczącym czynnikiem jest jednak gender.
Obserwuję także dzieci w akcji (mam kontakt z własnymi i sporą grupą ich towarzyszy zabaw, dzieci znajomych i przyjaciół) - chłopcy, których ojcowie zajmują się nimi, "opiekują się" lalkami, "gotują", jeśli ich ojcowie gotują itp. Tendencji takich nie wykazują chłopcy, których ojcowie są "tradycyjni". Być może identyfikacja płciowa następuje bardzo wcześnie i polega nie na tym, że "robię to do czego stworzyła mnie natura", tylko "robię to co inni mężczyźni w moim otoczeniu".
Tak naprawdę zastanawia mnie sposób socjalizowania dzieci - bo socjalizujemy je na ogół do świata, który już nie istnieje. Nadal wspieramy tradycję w wychowaniu - dziewczynkom kupując zestawy garnków, chłopcom klocki. Z jednej strony dziewczynki dostają więcej chłopięcych zabawek, z drugiej strony - nadal są wychowywane "na dziewczynki". Chłopcy nie są niemal wcale socjalizowani do współpracy, wykonywania obowiązków domowych i opieki nad dziećmi - a tego będą od nich wymagać na ogół ich partnerki. Nadal wychowywani są do pełnienia ról, które odeszły do lamusa.
Wydaje mi się jednak, że niezależnie od socjalizacji i budowy mózgu, mężczyźni są w stanie ugotować zupę, umyć podłogę zrobić sensowne zakupy bez szczegółowej instrukcji i rozwiesić pranie. Nie są chyba jako ogół głupsi niż najgłupsze z kobiet, które bez problemu te czynności ogarniają. Sądzę też, że są w stanie robić to z własnej inicjatywy, a nie na polecenie partnerki. Myślę, że taka postawa rozwiązałaby znaczną ilość problemów seksualnych, przynajmniej w tych parach, które spotykam i z którymi mam do czynienia na co dzień. W tych parach wycofanie jednej ze stron, to najczęściej efekt braku porozumienia w podstawowych sprawach, a masturbacja, "bóle głowy", przeciążenia pracą - to symptomy, nie przyczyny.
Par, które dotyka problem braku seksu w małżeństwie przybywa. Terapeuci świata zachodniego mówią już o epidemii. Nic dziwnego, skoro tyle par ma trudności w wypracowaniem harmonijnej współpracy.
Tytułem wyjaśnienia - tematem jestem zainteresowana w dwójnasób: po pierwsze zawodowo stykam się z problemem BSM, po drugie w życiu osobistym stykam się z problemem podziału odpowiedzialności w rodzinie (co zdecydowanie rzutuje na jakość i częstotliwość mojego własnego życia seksualnego oraz poziom mojej satysfakcji, jak to ujęła moja przyjaciółka: ze służącym lub przeciwnikiem na dłuższą metę trudno utrzymać satysfakcjonującą relacją seksualną). Tak - za obecny stan rzeczy w większej części obwiniam mężczyzn niż kobiety i ich wkład we współczesne problemy małżeństw uważam za większy o tyle, o ile dążą oni do zachowania tradycyjnych przywilejów, jakie mieli w małżeństwach ich ojcowie i dziadkowie, o ile udają imbecyli, którzy nie potrafią starannie zmyć naczyń i włączyć się w prace domowe BEZ instrukcji partnerki.
Jeśli ktoś problem męskiego zaangażowania, socjalizacji chłopców i dzieci, przyczyn społecznych BSM widzi inaczej - chętnie przeczytam.