wont
03.05.14, 10:25
Zainspirowany wczorajszą, całonocną dyskusją z przyjacielem, który ma niezrozumiałe dla mnie rozterki dotyczące angażowania się w relację z pewną dziewczyną i obudziwszy się dziś rano, po czterech godzinach snu z potwornym kacem, postanowiłem zając palce czymś pożyteczniejszym niż walenie konia i napisać parę słów o PUA.
PUA jest bowiem, także na tym szanownym forum, trywializowane i spychane do barwnego, przyznam, marginesu jakim są wyżelowani chłopcy spacerujący po galeriach handlowych i wyciągających numery. Ale jednak jest to tylko margines, widoczny efektowny (ale czy efektywny?) margines PUA.
Czym jest PUA? PUA to dla mnie zbiór różnorakich konstruktów filozoficznych, próbujących przybliżyć mężczyzn do prawdy w zakresie tworzenia jak i interpretowania zdarzeń w relacjach mężczyzna-kobieta. Podobnie jak z Buddyzmem – istnieje wiele szkół, dróg kładących akcenty na inne elementy układanki, prowadzących ze sobą zażarte spory, czasem dotyczące spraw fundamentalnych. Na poletku polskim, do PUA zaliczani są zarówno trenerzy od galerii handlowych kładący nacisk na zaliczanie jak największej ilości panienek oraz niejaki Grzywocz, który uczy odsiewania ziarna od plew pod katem stworzenia udanego związku długoterminowego.
OK – czyli ustaliliśmy już, że nie ma czegoś jak jedyna właściwa ścieżka PUA, choć, istotnie, są pewne sprawy kanoniczne, które wyznaje większość.
Skąd się wzięło PUA? Przez tysiąclecia mężczyźni obywali się bez takich ekstrawagancji, podrywali kobiety, zakładali rodziny i płodzili dzieci, zapytacie. Oprócz oczywistej odpowiedzi jaką jest dzisiejszy kryzys męskości, chciałem zwrócić także uwagę na rzecz inną, choć z kryzysem męskości powiązaną. Mianowicie na pojawienie się i wzrost znaczenia klasy średniej. A to właśnie mężczyźni czy chłopcy wchodzący w wiek męski z tej właśnie klasy społecznej mają największe problemy ze zdobywaniem kobiet. Ci, którzy nie mają naturalnego talentu w postaci pewności siebie, atrakcyjności fizycznej czy towarzyskiej – bez pomocy PUA utoną. Kiedyś prawidła dotyczące relacji damsko-męskich objaśniali gówniarzom ojcowie lub wujowie, teraz lukę tę wypełniło PUA. Chłopcy z klasy średniej, wychowywani przez kobiety w przedszkolu, szkole i domu przesiąknięci „bądź dobrym dla dziewczynek” potrzebują kogoś, kto wyrwie ich z matrixa. Dlaczego tak skupiam się na klasie średniej? Dlaczego pomijam w rozważaniach dwie pozostałe społeczne klasy - niższą i wyższą? Dlatego, że oni nie potrzebują PUA. Chłopak z biednej rodziny, u którego byt określa świadomość, nie bawi się w hamletyzowanie tylko łapie za przysłowiowego cyca. Albo mu się uda albo nie uda. Albo zarucha albo będzie walić gruchę sam w domu. Jeden albo zero. Chłopak z bogatej rodziny, pewny siebie, przekonany, że to świadomość określa jego byt, podchodzący do relacji z kobietami z przekonaniem, że wszystko jest tylko kwestią ceny, że mu się należy, jak nie tą to inną, też nie będzie przeżywał rozterek chłopaka z klasy średniej, który zastanawia się czy kupić róże czy też może tulipany. Chłopakom z biednej i bogatej rodziny, żyjącym w całkowicie odmiennym świecie, jest na tym polu dużo bliżej do siebie, niż do średniaka. Podobnie z dziewczynami – spermę przygodnie poznanego na dyskotece gościa zlizywać w obrzyganym kiblu ze swojej twarzy będzie dziewczyna z klasy niższej lub wyższej. Dziewczyna z klasy średniej musi najpierw „pochodzić”…
W jakie PUA wierzę ja? W każde. Uważam, że każda próba wyjścia młodego chłopaka do ludzi, otwarcia się na dziewczyny, zostawienia komputera z gierkami czy pornusami jest megapozytywna. Ale nie oznacza to, że każda jest dla każdego skuteczna. Każdy musi sobie odpowiedzieć na pytanie – czego od kobiet oczekuje i co im zamierza dać. I dobrać strategię pod indywidualne potrzeby.
Ja nie wierzę jednak w skuteczność tego całego ganiania za dziewczynami po ulicach, galeriach czy dyskotekach. Oczywisty plus jaki to niesie to zdobywanie poprzez praktykę pewności i luzu w rozmowach z kobietami, ale w znalezienie w ten sposób partnerki to po prostu nie wierzę. No dobra da numer, ale czy odbierze telefon? Odbierze telefon ale czy umówi się? A jak umówi się to czy przyjdzie? Etc…
PUA może także stać się balastem, zagrożeniem dla szczerości i spontaniczności, kiedy ktoś wiedzę przyjmuje w sposób bezrefleksyjny – np. nie zadzwonię do dziewczyny wcześniej niż 2 dni po spotkaniu bo tak powiedział trener (nie wyjdę na needy) albo zadzwonię do dziewczyny kurtuazyjnie wieczorem zaraz po spotkaniu bo trener powiedział, że trzeba kuć żelazo póki gorące… Chociaż, muszę obiektywnie przyznać, że kiedy grywałem zgodnie z regułami sztuki, to albo zaruchałem albo przynajmniej pomacałem sobie, a jak stawiałem zbyt szybko na szczerość czy spontaniczność to miałem przyklejaną etykietkę frajera i nie lizałem przysłowiowego cyca. Ale to było związane z brakiem u mnie fundamentów i jak wychodziło na jaw, że moja pewność siebie i męskość była tylko pozorna, to traciłem atrakcyjność i zainteresowanie dziewczyny.
Właśnie, samo PUA, bez fundamentów, może stać się zbudowanym na ruchomych piaskach pałacem, który pierdolnie o glebę jak jakiś wietrzyk zawieje.
Oczywiście, trzeba znać zasady, techniki, reguły, patterny, pętle, puszendpulle, lusterka i inne te wszystkie gówna które wymyślili przez ostatnie lata mężczyźni chcący zaruchać. Choćby po to, żeby wiedzieć jakimi pociskami strzela przeciwnik, bo arsenał zachowań mamy jednak podobny :)
PUA, takie prawdziwe PUA, w które wierzę ja, zajmuje się rzeczami pozornie niezwiązanymi z relacjami damsko-męskimi. I w związku z tym, to chyba nawet nie można nazwać PUA :) Chodzi mi o wspomniany wcześniej fundament. Mężczyzna musi zbudować sobie fundament. Być ciekawym mężczyzną. Mężczyzną po prostu. Wtedy żadne PUA-sztuczki nie są potrzebne. Naprawdę… I wtedy nieważne czy zadzwonisz dzisiaj, jutro czy za kilka dni. Zadzwonisz po prostu wtedy kiedy będziesz mógł i kiedy będziesz chciał. A ona odbierze.
Jestem ciekawy co o tym myślicie?
PS. To nie jest materiał autopromocyjny, ja na razie niestety mieszam cement :)