fruzelka
11.08.21, 15:25
Hej, tak się składa, że od jakiegoś czasu współżycie z moim mężem było hmm nudne. Unikałam itp. , bo nie było motylków, czasem wyrażałam zgodę raz w tygodniu, bez fajerwerków dla mnie, wieczorem, kiedy zasnęły dzieci. I nagle mi się odmieniło. Stwierdziłam, że przecież seks może być fajny, że nie ma co się korygować, że nie za piękne ciało itp. Że powinnam/ chce czerpać z niego radość. Że poza seksem można to napięcie budować itp. No i pojawił się problem - mąż w to jakby nie wchodzi. Tzn skorzysta jasne, , jest super, bo jestem na tyle świadoma swoich potrzeb, że orgazm nie jest wyczynem. . Ale ja bym chciała, żeby jakieś też przejawy były w ciągu dnia - na zasadzie poglaskania, pocałunku itp. A tu zero. Nic. Nie odtraci mnie, ale zero inicjatywy. A ja chodzę ogólnie pobudzona, myśląca o seksie, jak mnie dotknie od razu motyle ( po prawie 18 latach związku) . Tyle, że mam wrażenie, że on się przyzwyczaił, że było jak bylo. Szybko, napięcie raz w tygodniu zdjęte, a reszta jak mechanizm, przyjaciele, którzy nawet nie dają sobie buziaka w policzek. Jak to zmienić? Czy ja za dużo wymagam jakby? Czy te zmiany przyjdą stopniowo?Czy to nie jest po prostu fajne jak ktoś lekko, niby mimochodem dotknie.. Nie chce już mówić czego potrzebuję, bo mam wrażenie, że i tak patrzy na mnie jak na wariatkę :) z drugiej strony seks potrafi być tak fajny, o ile nie jest to ciche, wykradzione 5 minut przed zaśnięciem.