wont2
31.01.22, 22:53
Zaglądam od czasu do czasu ale formuła forum chyba się wyczerpała już do końca, bo o czym mają w końcu rozmawiać ze sobą ludzie, którzy się ani wzajemnie nie rozumieją ani nie lubią?
Miałem iść dzisiaj na "Krzyk" (czytałem, że bardzo udany hołd dla Wesa Cravena) do multikina ale zacząłem się wyluzowywać przy rumie z colą i mi przeszło. Siedzę, klikam od strony do strony bezmyślnie na komórce, i sobie pomyślałem że zajrzę na bdsm i może coś napiszę (albo to rum za mnie pomyślał).
Chyba ostatnim razem pisałem tutaj gdzieś w połowie 2020 roku, na początku tej koronawirusowej tragifarsy. Dzisiaj wiem, że nie ma sensu rozmawiać na ten temat, zbyt wielu przyjaciół i kolegów odeszło. Nie w sensie, że umarli, przymusowe skrzepionki, lockdowny czy zagrzybione namordniki nie zabijają tak efektownie. Po prostu przestali być tak naprawdę moimi przyjaciółmi i kolegami. Nie przyjaźnię ani nie koleguję się z debilami po prostu. Ale ponieważ jestem w głębi serca tchórzem to im tego nie mówię na trzeźwo. A skoro alkoholu z nimi napić się nie mogę, to po co się w ogóle spotykać? O czym w ogóle rozmawiać?
Więc siedzę jak ta pizda od dwóch lat w domu, bo co spotkanie przy alko to kłótnia bo język mi się rozsznurowuje (rozszurowuje?).
W sumie to paradoks, bo bezskutecznie przekonuję do zakończenia tej hucpy ludzi, których nowy wspaniały świat dotyka w sposób bezpośredni, finansowy. Ja z kolei, predestynowany z racji zawodu, który wykonuję, powienienem śpiewać Abba, ojcze, kocham cię czy inne religijne peany dla covida.
Od dwóch lat pracuję, z drobnymi przerwami, z domu, kasa prawie w ogóle nie ucierpiała. Nikt mi też nie kazał się zaskrzepić, niestety ze względów zawodowych ale leżących po stronie chujów niewymagających "ch", czyli żabojadów, z którymi współpracuję, postanowiłem przyjąć dwa tygodnie temu eliksir Johnsona, żeby dostąpić zaszczytu odzyskania pełni praw obywatela UE. A tak czekałem na możliwość zaszczepienia się francuską szczepionką Valnevy, pierwszą w UE tradycyjną szczepionką na bazie inaktywowanego wirusa! Miała być w kwietniu. Cóż, chuje bez "ch", słabo dbacie o swoje firmy...
Co ciekawe, zaraz po przyjęciu skrzepionki rozchorowałem się (chyba, bo przecież żadnych testów nie robiłem) na covida, którego sprzedała mi zaszczypana koleżanka z pracy (siedzieliśmy w pokoju cały dzień dwa dni wcześniej, jeden z nielicznych dni kiedy musiałem fizycznie zameldować się w robocie). Koleżanka zachorowała i poszła na izolację po pozytywnym wyniku testu a ja nieświadomy, prawdopodobnie zakażony, poszedłem na skrzepienie. Jebnęło mnie na dwa dni. Miałem 37,7 (dla mężczyzn to śmiertelna temperatura) i bóle mięśni. Ale przeżyłem, co znaczy że organizm silny skoro przetrwał jednoczesny atak śmiertelnego wirusa i skrzepionki. Ale zaraziłem chyba niezaskrzepioną żonę, która miała przez jeden dzień 38,2 (dla kobiet to dzień jak co dzień) no i zaszczepioną na wszystko zgodnie z harmonogramem córkę, która też miała coś koło tego (no ale to i dziecko i kobieta).
No i zmierzam pokrótce do meritum. Chodzi mi o to, że ostatni okres w moim życiu jest, dzięki tej covidowej paranoi, najpiękniejszym doświadczeniem jakie kiedykolwiek przeżyłem. Spędzam caly czas z żoną i córką (już dziesięciomiesięczną). Jak to w ogóle było możliwe chodzić do pracy i widzieć dziecko tylko przez krótką chwilę rano (bo dopiero się obudziło) i chwilę wieczorem (bo zaraz idzie spać)? Nie wiem, bo dzięki pandemii nie muszę chodzić do pracy. To jest niesamowite obserwować z dnia na dzień, z godziny na godzinę, jak to małe ustrojstwo się rozwija, przytulać, całować, widzieć jak się cieszy, śmieje. To jest coś absolutnie wspaniałego, nadaje w końcu życiu sens. Panowie Niedzielski, Morawiecki, Schwab (być może w odwrotnej kolejności) - nie pozwólcie aby ludzie dali się zwieść omikronowi. Pandemio trwaj!