corka-matki
08.12.09, 21:01
Witam!
Pomóżcie mi, doradźcie, podpowiedźcie jak się zachowywać w stosunku do mamy
teraz....Bardzo dużo przeszłam ja, moja mama i nasza rodzina(tato, młodsza
siostra). Nie dałabym rady opisać tego na tym forum ile łez wszyscy wylaliśmy(
wszyscy oprócz mamy) ile nerwów zjedliśmy, ile nieprzyjemności przeszliśmy i
jak zdeterminacją podrabiałam podpisy, używałam podstępów, jak chodziłam
bezradnie od lekarza do lekarza-jak rzucano nam kłody pod nogi, jak nie
spałam, jak błagałam mamę, jak odchodziłam od zmysłów chcąc nie dać jej
zginąć, ratować i pomóc, długo o nią walczyłam-ale mama nie chciała się
leczyć...Opłacałam najlepszych endokrynologów, załatwiałam panie z
laboratorium do pracy aby pobierały krew, uciekałam się do oszustw by
załatwiać zwolnienie do pracy dla niej, bo nie radzono sobie już z jej
zachowaniem a ja bała się o utratę pracy...żadne słowa, prośby, tłumaczenia,
płacze, krzyki nie pomagały....Czasami szukaliśmy jej nocami, ja dostawałam
pożegnalne smsy i zwalniając się z pracy w pośpiechu leciałam do domu, jak już
wiozłam do lekrza i myślałam, że jest chęć współpracy to ganiałam się z nią po
ulicach i nie zwracając uwagi na otoczenie-wyzywała mnie, na to już byłam
obojętna choć bolało....Gdy pierwszy raz wezwałam kartkę i ją zabralśmydo
szpitala psychiatrycznego, nie dałam jej tam zostać, sądziłam, że coś dotrze,
zrozumie, liczyłam nawet na cud....Z nią było tylko gorzej, żyłam od smsa do
smsa, od telefonu do telefonu. Widziałam cierpienie taty i siostry,
wiedziałam, że każdej nocy mają"meksyk"mama nie dawała im spać, chamowałam ją
przed nieuzasadnionymi potrzebami-ale ona wygrywała, udało mi się tylko
powstrzymać przed jazdą pociągiem nie wiadomo, gdzie...Wszczynała awantury w
różnych miejscach, oskarżała ludzi o kradzieże, ja pomogłam dokończyć remont
domu, bo ona nie zrobiła tego a pieniędzy i tak nie chciała dać, spłacałam jej
długi, pożyczki. Doszło do tego, że sama schudłam strasznie, żyłam w ciągłym
lęku o nią i nas, mój mąż zszedł z planu....chciałam się nią opiekować,
zajmować, ale ona nie usiedziała w miejscu, tato zupełnie bierny i załamany,
szkliły mu się tylko oczy, wybuchał, siostra, która wróciła z dalekiej podróży
nie spodziewała się zupełnie takiej mamy. Na początku była raz sobą raz nie
była, potem nie szło się dogadać, oszukiwaliśmy sami siebie, kłóciliśmy się
sami z sobą, że nie jest wariatką, ale nie daliśmy rady już, jej choroba nas
przerosła-widzieliśmy ją, ale zwalaliśmy na nadczynność tarczycy tymczasem
lekarze podejrzewają manię nie wiem jeszcze czy jedno czy dwubiegunową....Mama
jest od piątku w szpitalu....myślałam, że nam ulży a rozrywa nam jeszcze
bardziej serca....nie wyraziła zgody, wkrótce mam rozprawę w sądzie rodzinnym,
ale nie chce jej ubezwłasnowolnić, chce tylko żeby wyzdrowiała, jesteśmy u
niej codziennie-mimo, że grypa i nie wpuszczają, mama nas przytula, całuje,
rozmawia....nie rozumie nas...a może już rozumie, co mamy robić, co jej mówić,
jak się zachować, jest nam ciężko, nikt w dodatku ni ma upoważnienia do kąta,
ja pomagam tacie i siostrze finansowo, mamę leczą na tarczyce i lek na
wyciszenie, rozmawiałam z ordynatorem, w piątek z lekarzem prowadzącym będę
się widzieć. 3dnia mama podpisała papiery , że ja i siostra możemy dowiadywać
się o jej stanie zdrowia. W hospicjum piętro niżej pracuje osoba z mojej
rodziny, która zagląda do mamy też co 2, 3 godziny....szokiem było to misce,
powoli już się przyzwyczajam do niego, mama powtarza, że nie jest głupia i
chce do domu...co ja teraz mam robić, chciałam już ją zabrać po 1 dniu, ale
wiem, że skrzywdziłabym i ją i siebie...a i dlaczego ona po lekach się
trzęsie? Napiszcie co sądzicie. Dziękuję