0gw
06.10.12, 02:59
Moje skromne przemyślenia z perspektywy pary przed trzydziestką żyjącej od paru lat w związku
- mam wrażenie, że połowa kolegów i koleżanek ze studiów, liceum, podstawówki to ma bachory* tylko dlatego, że nic lepszego "w życiu im nie wyszło" - też tak macie? Podczas gdy ja dowartościowuję się na FB fotkami z piątej zagranicznej wycieczki w roku (a jakże! tożto żadna dziś rozpusta), koleżanki z liceum zamieszczają fotki jak to niańczą bachory, spacerują z nimi po mieście i jakie to one "szczęśliwe", albo posty, że teściowa bierze dziecko na sobotę (hurra)
- wychodzimy z założenia, że nie ukrywamy swojej orientacji i jednocześnie nie napraszamy się z uświadamianiem znajomych z pracy itp. a, że pracujemy gdzie indziej to wielu znajomych nie wie o naszym związku. Dlatego też wielu dalszych znajomych z pracy sądzi, że jestem singlem. I co z tego wynika? A no, jak ktoś ma 25, 30 lat to już bez dziecka i żony jest co najmniej dziwny. Czuję się czasem traktowany przez to mniej poważnie, jakby posiadanie bachora świadczyło o dojrzałości i poprawności w postępowaniu dorosłego człowieka. Ależ mnie to wnerwia. Gdybym był na niskim stanowisku w jakiejś korporacji ze "szczurami" to na pewno nieposiadanie bachora i tzw. rodziny (w tradycyjnym ujęciu tego słowa) byłoby z pewnością powodem do ostracyzmu czy traktowania gorzej względem posiadających dzieci i chwalących się tym w pracy.
- partner męczy mnie, na szczęście rzadko, pytaniami o chęć dzieci (w sensie, że jeden z nas sobie zrobi ze znajomą, a dziecko będzie mieszkać z tatusiami) wybijam mu to regularnie z głowy, nie godząc się nawet na psa/kota a co dopiero dziecko

- osobiście uważam, że: posiadanie bachora nie świadczy o dojrzałości człowieka, za skandaliczne uważam opinie, że bez bachora życie traci sens (główne wątpliwości partnera - komu zostawimy majątek, co z mieszkaniem itp. - uważam, że po mojej kremacji mało mnie to będzie przejmowało, rozdysponujemy w testamencie dalszej rodzinie, rodzeństwu itp. po co dzieciom?)
- uważam za śmieszne i nierozsądne opinie "a kto ci poda szklankę wody na starość" - ludzie, przebudźcie się. Najpierw tracicie rok na przygotowania do porodu, potem parę lat na wycieranie pieluch itd., potem na wożenie dziecka do szkoły itd itd, potem dziecko nagle sie wyprowadza (lub co gorsza - nie wyprowadza się!) i ma w nosie rodziców aż do momentu gdy na starość dziecko będzie łaskawie was odwiedzać raz na tydzień aby upewnić się "jeszcze żyją, czy już mieszkanko moje" - to takie moje bardzo przedmiotowe i bezpośrednie przemyślenie, bez urazy...
Podsumowując - dziecko to niepotrzebny koszt, balast ograniczający życie, wycieczki, psujący nerwy, a na starość często nie pomagający tylko czekający na spadek (oczywiście w życiu różnie to bywa, ja w miłość itp nie wierzę).
I jeszcze przemyślenia społeczne o dzieciakach spotykanych w przestrzeni życiowej:
- ostatnie dyskusje o "wózkowych" dużo potwierdzają tego co mówię, bachor powodem do dumy? Jakiej?
- bachory drą się bardziej, niż imprezowicze w budynkach wielorodzinnych
- absurdem jest budowanie przez deweloperów osiedli z placem zabaw umiejscowionym w centrum placu osiedla - takie inwestycje kończą się drakami o darcie mordy przez bachory, nigdy nie kupiłbym mieszkania w takiej lokalizacji
- w Norwegii i paru innych krajach dzieci prowadzi się na smyczy i nikogo to nie szokuje, gdybym wierzył w tzw. Boga to bym codziennie modlił się o tę modę w Polsce
To takie moje wolne przemyślenia ku dyskusji. Wiem, że część kontrowersyjna - piszę wprost co myślę i proszę mnie nie obrażać (zresztą mnie nie da się obrazić...).
* - słowo "bachor" jest u mnie synonimem dziecka, które to słowo brzmi dla mnie czasem pretensjonalnie, nie znaczy to, że każde dziecko to wredny bachor itp.