mama_kasia_77
22.07.10, 12:32
Moja historia nie różni się wcale od większości tych,które przeczytałam na tym forum.Książkowo przebiegająca ciąża,idealne wyniki badań,bardzo dobre samopoczucie i nagle ... skurcze.Najpierw jeden, po dwóch godzinach kolejny...Modląc się aby to nie było to co myślę jechałam do szpitala.Niestety nie było dla mnie dobrych wiadomości,poród przedwczesny w toku...Pytałam wszystkich wokoło czy uda się to zatrzymać,usłyszałam "spróbujemy".Podłączono mi kroplówkę,skurcze udało się wyciszyć.Byłam pełna nadziei,byłam gotowa leżeć jak długo będzie trzeba byle tylko maleństwo mogło posiedzieć w moim brzuchu jak najdłużej.
Niestety ktoś chciał inaczej,po dwóch dniach skurcze powróciły,kolejne badania,kolejne próby zatrzymania akcji...w samo południe przyszedł do mnie lekarz - czułam,ze nie ma dobrych wiadomości.Usłyszałam tylko - infekcja wewnątrzmaciczna,musimy wykonać cięcie aby ratować panią,może uda się też uratować dziecko...Płakałam,nie mogłam w to uwierzyć,przecież to dopiero 25 tydzień ciąży.Trzy godziny później na świat przyszła moja córeńka,Julia.Nie widziałam jej kiedy ją wyciągnięto,usłyszałam tylko cichutkie piśnięcie i zaraz wylądowała w inkubatorze.Zobaczyłam ją trzy dni później,kiedy z pomocą męża dotarłam na oddział.Tego co zobaczyłam nie zapomnę nigdy ... maleńkie ciałko w ogromnym inkubatorze,podłączone do aparatury...Nogi się pode mną ugięły ale wiedziałam jedno-to była moja wyczekiwana córeczka,moje 690 gram szczęścia i da radę,musi...
Córka urodziła się z wrodzonym zapaleniem płuc,mimo,że dostałam dwie dawki celestonu nie poradziła sobie z samodzielnym oddychaniem,została podłączona do respiratora.Po dwóch tygodniach kolejne problemy - gronkowiec,prawdopodobnie z rurki intubacyjnej...kilka dni później pani doktor przywitała nas słowami "pogorszyło się,stan jest krytyczny"-gronkowiec był już we krwi.Kiedy patrzyłam na ten mały skarb nie potrafiłam nie płakać,chociaż tak bardzo się starałam...Kilka dni później kolejne załamanie - kolejna sepsa,tym razem we krwi pojawiła się Klebsiella...Nie jadłam,nie spałam,dostawałam zawału na dźwięk telefonu...Na oddział wchodziłam z walącym jak młot serduchem.W końcu udało się,antybiotyki zadziałały,moja księżniczka poradziła sobie i z tym.Nie wiedzieliśmy,ze to jeszcze nie koniec.Wyjałowiony antybiotykami,pozbawiony jakiejkolwiek odporności organizm zaatakowała grzybica,od lekarzy usłyszeliśmy tylko,ze "trzeba być dobrej myśli ale sepsa grzybicza jest bardzo trudna do zwalczenia".Mimo to był jeden mały sukces,małej udało się zejść na respiratorze do 23% tlenu i mimo ogólnie ciężkiego stanu na takim zapotrzebowaniu udało się pozostać.W sumie do respiratora podłączona była 42 dni i mimo,ze nie chciano nam robić zbytniej nadziei spróbowano przełączyć ją na CEPAP.Udało się!!!Nie kryliśmy radości,przecież ciągle słyszeliśmy,że jej płuca są w tragicznym stanie i prawdopodobnie bardzo długo nie zejdzie z respi a 42 dni to może nie mało ale mogło być znacznie gorzej...Na CEPAP-ie jest do dzisiaj,zapotrzebowanie na tlen różne,średnio jakieś 28 %.
Od narodzin Julki minęły równe dwa miesiące,od samego początku czytałam na forum Wasze historie,które dodają mi sił aby przez to wszystko przejść.Tak jak większość z Was pytałam nie raz "Dlaczego ja?" i tak jak Wy wszystkie nie znalazłam odpowiedzi...Przechodziłam też etap obwiniania się,który chyba tak naprawdę jeszcze nie minął. Jeżdżę do Julki codziennie,siedzę przy niej,przewijam,podaję smoczek,śpiewam jej,opowiadam co się dzieje w domu i ile osób na nią czeka.Na razie nic więcej nie mogę dla niej zrobić ale mam nadzieję,że kiedyś zabiorę ją do domu.Oprócz tych infekcji,o których pisałam Julka "zaliczyła"wylewy II stopnia (bez powiększonych komór),przejściowe problemy z brzuszkiem,miała wielokrotnie przetaczaną krew i otwarty przewód Bottala,który udało się zamknąć farmakologicznie,ma stwierdzoną dysplazję oskrzelowo-płucną i zespół zaburzeń oddychania,przeszła kurację sterydami i kilkakrotną podaż surfaktantu,obecnie raz w tygodniu jest badana pod kątem ROP.
Na ścianie oddziału na którym leży Julia,wiszą fotografie uratowanych dzieciaczków a tam między innymi fotografia Emmy,"forumowego" wcześniaczka.
Te fotki tak jak Wasze forum dają nadzieję tam,gdzie w pewnym momencie zaczyna jej brakować.Proszę,trzymajcie kciuki za moją córeczkę.
Kasia z Krakowa.