thekamyk
12.12.16, 19:50
Witam
Dzisiaj niestety oblałem swój pierwszy egzamin na prawo jazdy.
Byłem pewny siebie w ogóle się nie stresowałem bo wiem że jeżdżę dobrze i nie popełniam błędów.
A tu na egzaminie zonk nie wyjechałem z placyku...
Samochód którym jeździłem na kursie miał ponad 180tyś przebiegu-Hyundai i20.
Opanowałem go w 100% bezproblemowo ruszałem pod każde wzniesienie, silnik zgasł mi raz i to na 1-szej godzinie jazd.
Mój instruktor po 10 godzinach powiedział że jestem już w 100% gotowy do egzaminów, no ale niestety jest ten przymus 30h.
Teoria za 1 razem 74/74
No i dzisiaj egzamin praktyczny, wsiadam do samochodu patrzę na przebieg- 156km... spodziewałem się różnicy w działaniu sprzęgła ale nie aż takiej...
1 zadanie płyn hamulcowy i światła Stop- zdane.
Łuk perfekcyjnie, egzaminator aż powiedział " noo w końcu dzisiaj będę mógł wpisać jakiś pozytywny wynik egzaminu"
No i przychodzi czas wzniesienia.
Przede mną zatrzymuje się toyota, dziewczyna tak dodała gazu że koła jej zbuksowały ale przejechała, podobno takie coś traktowane jest jako błąd i koniec egzaminu O DZIWO wyjechała z placu na miasto...
Ja nie chcąc przedobrzyć kręcę silnik na 2300obr lekko popuszczam sprzęgło...
puszczam puszczam a tu nic nie łapie... jestem już prawie przy maksymalnym odpuszczeniu a tu nic mi nie chwyciło (bieg na 100% miałem wrzucony bo wrzucałem z luzu już na wzniesieniu)
Samochód podjechał z 10 cm i zgasł no i już sie przestraszyłem lekko bo 20min wcześniej miałem jazdy i spokojnie podjeżdzałem po oblodzonej górce która była 2x bardziej stroma od tej w Wordzie.
Druga próba tym razem dałem 3400obr co już katowało moje uszy, znowu popuszczam sprzęgło i poczułem minimalne drgnięcie na pedale + lekko uniosła się maska.
Samochód podjechał tym razem z 20cm i nagle fuu zgasł.
Zacząłem się śmiać a egzaminator nie wiedział o co mi chodzi.
Potem tak się zdenerwowałem że trzyma mnie do tej pory. Nawet nie wiem co zrobiłem źle...
Wróciłem do Lki mojego instruktora, ten "zwyzywał" mnie żartobliwie co ja takiego odstawiłem :)
Co w końcu zrobiłem źle ??
W piątek tj. 9 grudnia całą godzinę spędziłem na górce 2x bardziej stromej od tej w Wordzie i tylko raz za późno puściłem ręczny ale to może dlatego że już mi ręka powoli drętwiała przez tą godzine :)
Dzisiaj nie miałem z tym najmniejszych problemów nawet na śniegu i lodzie a tu na egzaminie zonk.
Najgorsze jest to że nie da się do tego przygotować...
Popełniając błąd na mieście tj. brak znajomości przepisów itp. mogę to łatwo wyeliminować a tu chodzi o to że jeżdżę bez najmniejszych zastrzeżeń wszystko mam perfekcyjnie opanowane tylko po prostu nie wyczułem sprzęgła podczas mojej 8minutowej jazdy samochodem...
Do tego nie da się przygotować.
Liczyć na szczęście że jakoś złapię to sprzęgło czy dać buta aż koła zbuksują jak u koleżanki przede mną...