agakoziorowska
02.08.06, 20:11
Homeopatia ponad prawem
Prof. Andrzej Gregosiewicz ("Medicus" nr 3/2006)
Słowa kluczowe : homeopatia
Czy budżet powinien finansować projekty badań nad zjawiskiem paranormalnymi?
Formalnie "Prawo farmaceutyczne" jest przykładem ustawy, która w rzetelny
sposób zabezpiecza dobro publiczne. Nakazuje bowiem stosowanie rygorystycznych
procedur kontrolnych chroniących polski rynek przed wprowadzeniem do obrotu
medykamentów niepewnych, niesprawdzonych, przeterminowanych, fałszywych,
nieskutecznych itp. Ominięcie tych procedur zagrożone jest surowymi karami. I
słusznie. Narażanie, na masową skalę, zdrowia i życia ludzkiego to ciężkie
przestępstwo. Jest tylko jeden problem. Co zrobić, gdy autorzy ustawy, dla
sobie tylko wiadomych celów, tworzą zapisy powodujące, że zagrożenia te stają
się realne?
Pamięć wody
Trudno to sobie wyobrazić, ale w porównaniu z niektórymi zapisami w "Prawie
farmaceutycznym", kryminalne sformułowania "lub czasopisma" czy "inne rośliny"
wydają się być niewinnymi pomyłkami. Cytuję art. 21 wspomnianej ustawy:
Produkty homeopatyczne (…) nie wymagają dowodów skuteczności terapeutycznej.
Trudno obejść taki rygoryzm, prawda? Ale to nie wszystko. Autorzy ustawy
dodatkowo szykanują producentów "lekarstw" homeopatycznych, wymagając od
niech, by ich produkty były nie tylko nieskuteczne, ale jeszcze
"rozcieńczone"! Te złośliwe szykany, przełożone na ludzki język, brzmią tak:
"w polskim lecznictwie można stosować każde g…, byle było nieskuteczne i
rozcieńczone". Przepraszam za mocne słowo, ale w tej sytuacji przydałyby się
jeszcze mocniejsze wyrażenia.
Skąd ten niezwykły zapis? Nie wiem. Nie wierzę w zespołowy debilizm autorów
ustawy. Ba, jestem pewien, że można łatwo zidentyfikować nazwiska ludzi,
którzy przeforsowali zezwolenie na import "leczniczego g…". Ciekawe, jak
przekonano właścicieli tych nazwisk, by podjęli ryzyko stanięcia w przyszłości
przed komisją śledczą. Ryzykanci zdawali sobie chyba sprawę, że nie zdołają
wytłumaczyć, dlaczego pozwolili kilku francuskim i niemieckim koncernom
parafarmaceutycznym na warte miliardy zmonopolizowanie nieświadomości polskich
pacjentów. Zapewne jednak wysokość prowizji (przypuszczenie) ogłupiła ich do
tego stopnia, że "zaśpiewali i zatańczyli" tak, jak sobie zażyczyli producenci
homeopatycznych fałszywek. Cytuję: Produkty homeopatyczne (…) podlegają
uproszczonej procedurze dopuszczenia do obrotu.
Jak wiadomo, istotą technologii produkcji "leków" homeopatycznych jest, oprócz
rozcieńczania, wielokrotnie "wstrząsanie" wodnym roztworem "substancji
leczniczej". Według oryginalnej farmakopei należy 10 razy uderzyć naczyniem z
roztworem w skórzaną poduszkę lub książkę oprawioną w skórę. W ten sposób
"lek" jest "dynamizowany". Wprawdzie farmakologia nie zna takiego sposobu
przyrządzania leków, lecz ustawodawca zaakceptował tę magiczna procedurę i
pouczył importerów: Do wniosku [o dopuszczenie leku do obrotu - przyp. autora]
należy dołączyć: opis procesu wytwarzania, w tym opis sposobu rozcieńczania i
dynamizacji, a także wykaz substancji, które ulegają usunięciu w czasie
procesu wytwarzania.
Zdaję sobie sprawę, że nikt nie uwierzy mi na słowo, iż powyższe
sformułowania, akceptujące istnienie zjawisk paranormalnych, zawarte są w
parlamentarnej ustawie. Wszyscy jednak mogą to sprawdzić w internecie. Upewnią
się wtedy, że autorzy ustawy wmawiają nam na przykład, że "dynamizacja" to
realnie istniejące zjawisko. Mało tego, "przyklepują" majaczenia homeopatów o
istnieniu tak zwanej pamięci wody, która to woda "pamięta", co z niej
usunięto. Ten absurdalny pomysł Hahnemanna jest do dzisiaj podstawą homeopatii.
W tym miejscu przypomnę, że naukowy guru europejskich homeopatów - J.
Benveniste - za prace na ten temat otrzymał dwukrotnie od Uniwersytetu
Harvarda nagrodę Ig-Noba (and. ignoble - haniebny, podły). Zdobywca zwykłej
nagrody Nobla w dziedzinie chemii, prof. Dudley Herschbach, tak uzasadniał w
czasie uroczystej uniwersyteckiej gali wybór J.Benveniste na durnia roku:
...przeprowadziłem podobne eksperymenty z wody, co do której miałem pewność,
że obcowała z substancjami organicznymi i rzeczywiście może pamiętać tego
rodzaju oddziaływania. Jeden z eksperymentów nagrałem i teraz chciałbym wam go
odtworzyć (w tym momencie prof. Herschbach puścił nagrany na taśmę
magnetofonową odgłos wody spuszczanej w toalecie). Mam nadzieje, że wszyscy
dobrze to usłyszeliście (M. Abrams, IgNobel Prizes, Orion Books LRD, GB, 2002).
To w Ameryce. A w Polsce? Jak zwykle - i śmiesznie i straszno. Okazuje się
bowiem, że "znajomość zasad terapii homeopatycznej" jest jednym z formalnych
warunków uzyskania specjalizacji I stopnia z farmacji aptecznej. Zasady te
można pogłębić na obowiązkowych kursach, które odbywają się w "jednostkach
organizacyjnych szkoleń podyplomowych przy wydziałach farmaceutycznych
Akademii Medycznych i Collegium Medicum UJ". Program specjalizacji ze
wskazaniem miejsca kursów można znaleźć pod adresem:
www.mcoipz.com.pl/odkm/farmacja.htm.
Metodologia kolejnych rozcieńczeń
Przyznam, że fascynują mnie naukowcy z uniwersyteckich "jednostek
organizacyjnych", którzy wymagają od przyszłych aptekarzy, by na egzaminie
specjalizacyjnym umieli wyjaśnić, dlaczego "w miarę ubywania objętości
lekarstwa staje się ono bardziej skuteczne" oraz jakie zjawiska
fizykochemiczne warunkują powstanie "pamięci wody". Prawdę mówią, znam
nazwiska tych luminarzy polskiej nauki, lecz nie ośmielę się ich ujawnić. Może
zrobią to sami. Na przykład w ramach merytorycznej dyskusji, którą można by
rozpocząć od rozważenia problemu, czy z punktu widzenia współczesnej nauki
sposób uzyskania roztworów homeopatycznych jest poprawny metodologicznie?
Pytanie to zadałem prof. dr. Markowi Kosmulskiemu, kierownikowi Katedry
Elektrochemii Politechniki Lubelskiej, autorowi znanego dzieła Chemical
Properties of Material Surfaces, wydanego w 2002 r. w Nowym Jorku
(hermes.umcs.lublin.pl.users/kosmulski/index/htm). Oto odpowiedź chemika,
który, jak dotąd, nie miał nic wspólnego z homeopatią: "Rzeczywiście, roztwory
bardzo rozcieńczone można otrzymać jedynie metoda kolejnych rozcieńczeń.
Polega ona na tym, że w pierwszym etapie sporządzamy roztwór stosunkowo
stężony, powiedzmy 1 gram składnika H w 1 dm3 wody (roztwór pierwszy).
Następnie odmierzamy, powiedzmy 1 cm3 roztworu pierwszego, uzupełniamy
rozpuszczalnikiem do łącznej objętości 1 dm3, mieszamy i otrzymujemy roztwór
drugi, zawierający 1 mg składnika H w 1 dm3 roztworu. Wartości liczbowe (1
dm3, 1 cm3) użyte w niniejszym przykładzie nie mają wpływu na cały tok
rozumowania. Równie dobrze kolejne rozcieńczenia mogą być w stosunku 1:100,
1:639 lub jeszcze innym. Powtarzając opisaną czynność możemy otrzymać trzeci
roztwór zawierający 1 mikrogram składnika w 1 dm3 roztworu itd.
To wszystko wydaje się łatwe i proste, dopóki nie uwzględnimy paru faktów. Nie
ma absolutnie czystych rozpuszczalników. Nawet najczystsza, redestylowana woda
laboratoryjna zawiera w 1 cm3 niemal cały układ okresowy pierwiastków oraz
tysiące związków organicznych. O ile więc w roztworach pierwszym i drugim
składnik H jest, poza wodą, głównym składnikiem roztworu, to w roztworze
trzecim jest już kilka lub kilkadziesiąt (zależnie od jakości wody użytej do
rozcieńczania) innych substancji, których stężenie i potencjał termodynamiczny
są większe niż stężenie i potencjał termodynamiczny składnika H. W roztworze
czwartym takich czynników będą już setki, a w roztworze piątym - wiele
tysięcy, w tym prawdopodobnie "leczniczy" składnik H. Innymi słowy, należy
sobie zdać sprawę, iż w miarę rozcieńczania okaże się, że "teoretycznie"
obliczone stężenie składnika H jest wielokrotnie niższe niż składnika H w
samym rozpuszczalniku.