andrzej585858
01.12.14, 09:56
"Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim:
Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej
wiary." (Mt 8,10)
Na początku Adwentu Jezus zwraca moją uwagę na problem wiary. Czy ja
naprawdę wierzę, że Jezus jest obiecanym Mesjaszem, Synem Bożym? Czy ja
naprawdę wierzę, że On przyjdzie kiedyś na Sąd Ostateczny, a dziś
przychodzi do mnie w sakramentach, w swoim Słowie, w drugim człowieku?
Setnik uwierzył, że Jezus może uzdrowić jego sługę "na odległość", bez
dotykania go czy nawet potrzeby jego zobaczenia. Uwierzył i otrzymał
upragnioną łaskę. A ja wciąż nie potrafię jak ten setnik wołać do Pana o
ratunek. Dla mnie wciąż się wydaje, że skoro jestem ochrzczony, skoro
należę do Kościoła i spełniam jego nakazy, to mi się pomoc Boża należy
bez wołania - no i potem rzecz jasna mam pretensję do Boga, że nie
wyciąga mnie z moich opresji, że nie leczy moich zranień.
A Jezus mi dziś mówi wyraźnie: "Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze
Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w
królestwie niebieskim." Bo sama formalna przynależność do Kościoła tu
nie wystarczy. Ja nuszę naprawdę uwierzyć, że Jezus może przyjść i mnie
zbawić. Ja muszę uznać, że bez Niego naprawdę nic nie potrafię i muszę
nauczyć się wołać do Niego z ufnością, jak ten celnik.
"Ja zaś jestem ubogi i nędzny,
ale Pan troszczy się o mnie.
Ty jesteś wspomożycielem moim i wybawcą;
Boże mój, nie zwlekaj!"
(Ps 40,18 )