Dodaj do ulubionych

"Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi

31.01.15, 07:52
Własnie skończyłam czytac. Autor pisze, że w latach 1980-1981 "brak produktów osiągnał prawdziwy społeczny stan alarmowy.... Warzywa i owoce - nie licząc ziemniaków i jabłek - były nie do zdobycia."

Dwie strony dalej wszystko sie wyjasnia. Owoce to dla autora-Włocha: pomarancze, cytryny, banany. Warzywa -kalafiory, brokuły, salata.:DDDD

Pamietam,ze gotowlam bardzo czesto zupe jarzynowa na wolowinie z koscia - marchew, ziemniaki, pietruszka, seler, por - bez problemu.
Obserwuj wątek
    • horpyna4 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 31.01.15, 08:20
      No wiesz, w Wielkiej Brytanii podczas wojny też były straszne kłopoty z zaopatrzeniem. W niektórych sklepach zabrakło czekolady.

      W porównaniu z takim podejściem, to ten gość nie okazał się jeszcze największym głupkiem. Ostatecznie ze sklepów ziało pustką; bywało tu i ówdzie wrażenie, że prawie nic nie ma. Ale skoro jego potrzeby były zawężone tylko do kilku gatunków owoców i warzyw, a ich brak oznaczał klęskę, to wychodzi tak, jak z tą czekoladą.
      • plater-2 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 31.01.15, 08:34
        Jesienia 1979 lub wiosna 1980 bylismy z mezem na filmie "Chiński syndrom". Historia o elektrowni jądrowej, rdzeń elektrowni juz-juz przebija się na drugi koniec globusa !

        A widownia nic a nic sie nie przejmuje zagładą świata ! Scena przyjecia dla dziennikarzy wzbudzila na sali wielkie emocje. Okrzyki i wzdychania - "szyneczka', "mniam-mniam"...

        Podobna historie opisuje autor "Czerwonej Atlantydy". Chodzilo o przedstawienie, ktorego rekwizytem byl banan !

        Widownia regowala bardzo zywiolowo, tym bardziej ze aktor banana obierał i powoli zjadał.

        Banany sie skonczyly, rezyser zaproponowal zastapienie banana jablkiem.… Na to jednak nie zgodzil sie autor !

        W rezultacie uzywano ogorka pomalowanego na zółto, ale aktor nie zjadal go, tylko ogladal.

        Czyli ogorki byly ? Bo juz głupia jestem ?

    • plater-2 ha-ha ! 31.01.15, 08:40
      www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/899831,Bezmiesny-poniedzialek-czyli-sposob-komunistow-na-braki-w-zaopatrzeniu
      • aga-kosa Re: ha-ha ! 31.01.15, 09:14
        Znam sympatycznego pana Henryka. Ma 94 lata i nie ma sklerozy, pewnie d l a t e g o , że mięsa z powodu komuny nie jadał w poniedziałki a w piątki z powodów religijnych.
        Jak słyszy, że za komuny był tylko ocet i musztarda - to pyta czy ktoś nie zrobił na Polakach doktoratów: A/ Jak przeżyć na occie i musztardzie
        B/ Ekonomiczny na podstawie Z Załuckiego: "bo istnieje taka zasada, że Polak, więcej wydaje niż zarabia...
        a tę resztę.... dokłada" aga
        • plater-2 pszczelarze dlugo zyja 31.01.15, 09:39
          Pan Henryk jest zatem w wieku mojego ojca.
          Moj ojciec tez nie ma sklerozy. twierdzi, ze to dlatego,ze był pszczelarzem (amatorem).

          Ja sie urodzilam za komuny i na "sol-ocet-musztarde nie dam sie nabrac.

          Zsada ze wiecej wydaje niz zarabia pochodzi z tego,ze za komuny rozbudowane byly "boki" czyli lapownictwo, kradziez w zakladach pracy oraz wymiana towarowo-uslugowa.
        • a_weasley Symbole i konkrety 03.02.15, 01:11
          Aga-kosa napisała:

          > Znam sympatycznego pana Henryka. Ma 94 lata i nie ma sklerozy,
          [...]
          > Jak słyszy, że za komuny był tylko ocet i musztarda - to pyta czy ktoś nie zrob
          > ił na Polakach doktoratów

          ...a ja pytam, czy pan Henryk, daj mu Boże żyć 110 lat, nie padł przypadkiem ofiarą złośliwego Niemca na A i to wcale nie tego, co ludziom chowa różne przedmioty.
          Ja bowiem, choć wnukiem bym mu mógł być, pamiętam półki w samach zastawione szeregami butelek z octem, bo to był jedyny towar w danym momencie dostępny. 1981 rok mianowicie. Widok ten w pewnym czasie dość częsty stał się symbolem permanentnych chwilowych trudności w handlu. Posłużenie się symbolem nie znaczy, że ktoś twierdzi, jakoby taki stan utrzymywał się przez dziesięciolecia i powszechnie.
          Niezdolność zaś do odróżnienia symbolu od konkretu jest właśnie charakterystyczna dla ofiar niejakiego Aspergera.
          Natomiast faktem jest, że w Polsce Ludowej stały kolejki po masło i po Encyklopedię Powszechną, jak nie chwilowe trudności z proszkiem, to chwilowe trudności z groszkiem, jak się skończył okresowy brak pasty do zębów, to przejściowo brakowało pasty do butów, a nagie haki w sklepie mięsnym to chyba nawet pan Henryk pamięta.

          I tylko nigdy nie brakowało... owoców i warzyw.
          • aga-kosa Re: Symbole i konkrety 03.02.15, 17:36
            a-weasley, chyba przesadzasz. Gdzieś Ty spędzał dzieciństwo. Trzydzieści pięć lat temu pracowaliśmy i mieliśmy dwójkę dzieci, które należało ubrać i nakarmić.
            Nasze pokolenie, nauczone przez nasze "przedwojenne" matki było przyzwyczajone do szanowania żywności. Potrafiliśmy, jak to się kiedyś mówiło zupę z gwoździa ugotować.
            Gospodynie licytowały się ile weków stoi w spiżarni.
            Fakt, że często trzeba było ustawić się w kolejce, ale ja to traktowałam jak szansę na sprawianie radości rodzinie. Cieszyły różne drobiazgi i myśmy umieli się cieszyć.
            Nasz narodowa zaradność: hodowla królików, praca na "odróbki" u gospodarzy w zamian pół świniaka, ziemniaki, owoce....
            Teraz na wsi, którą znam - mieszka prawie pięćdziesiąt rodzin i nikt nie hoduje żadnego stwora, żadnych warzyw na ogrodzie, mleko kupują w kartonikach w mieście ....
            Te miejskie zakupy są teraz chyba mniej zdrowe niż kiedyś ocet i musztarda. aga
            • a_weasley Re: Symbole i konkrety 03.02.15, 22:12
              Aga-kosa napisała:

              > Gdzieś Ty spędzał dzieciństwo.

              W Warszawie.

              > a-weasley, chyba przesadzasz.

              Możemy podyskutować, tylko najpierw wskaż w mojej notce, gdzie konkretnie przesadziłem. Zwłaszcza że Twoje wywody o zapobiegliwości, zaradności i narodowych specjalnościach doskonale uzupełniają to, co napisałem.

              > Fakt, że często trzeba było ustawić się w kolejce, ale ja to traktowałam
              > jak szansę na sprawianie radości rodzinie.

              Dla mojej chrzestnej, gdy miała 10-11 lat, szansą sprawienia radości rodzinie było podkradzenie w kołchozie pół kilo grochu.

              > Cieszyły różne drobiazgi i myśmy umieli się cieszyć.

              Fakt. Powodem do radości były rzeczy, które w cywilizowanym świecie są oczywistością, jak kupienie większej ilości papieru toaletowego albo dwóch kilo szynki. A jak ktoś TRAFIŁ akumulator, to się w rzyć kopał ze szczęścia. A teraz co? Akumulatory stoją długim szeregiem na półce, do wyboru, do koloru.
              "Kto woła o proporcje, temu proponuję, żeby podczas szaleńczego bólu zębów uśmiechnął się radośnie z powodu posiadania obu nóg" ( (C) Stefania Grodzieńska).
          • luccio1 Re: Symbole i konkrety 13.06.15, 11:06
            Pamiętam mój powrót do Kraju, do rodzinnego Krakowa, po rocznym pobycie na zachodzie. Czerwiec 1981: na półkach sklepów państwowych ocet i herbata "popularna". Chleb, gdy się pojawił, okazywał się ciemniejszy, niż pamiętałem z czasu przed wyjazdem, a miąższ rozsypywał się w pył, z odkrojonej kromki zostawała w ręku sama skórka.
      • luccio1 Re: ha-ha ! 04.06.15, 16:55
        Za Gierka wprowadzono zróżnicowanie regionalne dnia postu państwowego - w Krakowie przesunął się z poniedziałku na środę.
    • a_weasley Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 03.02.15, 22:16
      Plater-2 napisała:

      > Autor pisze, że w latach 1980-1981 "brak produktów
      > osiągnał prawdziwy społeczny stan alarmowy.... Warzywa i owoce - nie licząc zi
      > emniaków i jabłek - były nie do zdobycia."
      >
      > Dwie strony dalej wszystko sie wyjasnia. Owoce to dla autora-Włocha: pomarancze
      > , cytryny, banany. Warzywa -kalafiory, brokuły, salata.:DDDD

      Co do owoców, owszem, wyjaśnia się. Co do warzyw nie, bo nie wiem, jak brokuły, nie jadałem wtedy, ale kalafiory i sałata bez problemu, jak i wszystko, co rośnie w Polsce.
      Nie wiedzieć czemu bitwa o handel ominęła rośliny jadalne i ozdobne.
      • grrrrw Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 04.02.15, 08:53
        Salata i kalafiory zima byly nie do kupienia.
        • horpyna4 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 04.02.15, 09:01
          Na warszawskim bazarze przy ul. Polnej można było kupić wszystko, oczywiście po odpowiedniej cenie. Robili tam zakupy m.in. pracownicy ambasad, bo dla nich było i tak tanio ze względu na faktyczny przelicznik naszej niewymienialnej waluty.
      • horpyna4 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 04.02.15, 08:57
        Nie wiedzieć czemu? Przecież to jasne - większość ich była produkowana prywatnie. Mogło brakować produktów przetworzonych (np. mąki, bo miała po drodze państwowe młyny), ale surowce owocowe i warzywne dostarczali na rynek bezpośrednio ci paskudni i antysocjalistyczni "badylarze".

        Dość zabawnie bywało z kwiatami. Pamiętam, że któregoś roku u schyłku komuny w Warszawie (może nie całej, ale w znacznej jej części) późną jesienią zabrakło kwiatów. Było to krótko, ale jak ktoś akurat trafił na Janusza, czy Elżbietę, to mógł iść z bukietem chryzantem. Nawet ładnych, pojedynczych, przypominających barwne margerytki, ale inne kwiaty szklarniowe ponoć masowo wtedy wysyłano do Moskwy.
        • plater-2 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 04.02.15, 12:12
          Niepotrzeba schyłku komuny. Moja mama umarla w marcu 1984, nie mozna bylo dostac kwiatow, nawet facet, co robil wience , rozlozyl rece. Zaproponowal kwiaty z bibulki.
          • horpyna4 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 05.06.15, 08:04
            Dla mnie to właśnie był schyłek, tylko 5 lat do końca; 35 już miałam za sobą.

            Mój ojciec zmarł jesienią 1984. Rok później na Wszystkich Świętych był już nagrobek i chciałyśmy położyć jakąś wiązankę... koszmar, ile się wtedy nabiegałam, zanim udało mi się zdobyć jakąś ostatnią, nieco pokraczną.
            • luccio1 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 05.06.15, 17:59
              Jesień 1984, Kraków. Do sklepów mięsnych rzucili łopatkę wieprzową - import z Chin. Zamrożone porcje po 2-3 kg, owinięte w folię plastykową (grubą), z wielkimi napisami: INSPECTED WUHAN, INSPECTED TSINGTAO, INSPECTED HARBIN- i podobnymi (z nazwami innych miast).
              • leziox Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 23.06.15, 12:11
                Pamiętam czasy 1981 oraz wcześniejsze.
                Nie przesadzajcie z tym octem. Ocet, owszem, również się przydawał.
                Ale tak: w sklepach zawsze był też nabiał, twarożki, sery żółte. Chleb oczywiście. Czego nie było, to trzeba było wystać czyli np. proszek do prania i pieczenia, masło, olej, wata, podpaski i tego rodzaju ciekawostki. W zależności od okoliczności brakujące towary zamieniały się miejscami i raz były te a raz inne.
                Nikt jednak z głodu nie umierał, chociaż mięsożernym żyło się ciut trudniej.
                Jednak czy ktoś pamięta, jak wspaniale wysportowane społeczeństwo mieliśmy wtedy? Jak wyglądały dzieci, kobiety, mężczyźni? Osoba z nadwagą była osobą albo chorą albo z Marsa.
                A teraz? Mamy wszystko i wszędzie, również setki tysięcy grubych dzieci które pewnie już takie zostaną do końca chorego życia.
                Przeklinałem wprawdzie razem z innymi komunę, a jednak nie wszystko było tak czarne jakby to chcieli widzieć ludzie słabo pamiętający tamte czasy.
                • plater-2 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 23.06.15, 14:11
                  Ser marki "Jakibędzie" później wyparty z rynku przez ser marki "Jakbędzie" ;).

                  Oczywiscie,ze nie glodowalo. Wszystko, co normalnie powinno znajdowac sie w sklepie ludzie wykupili i trzymali w garazach, tapczanach itd.

                  Zamieniali sie.

                  Zycie towarzyskie kwitlo.
                  • leziox Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 23.06.15, 15:29
                    Trzeba było jakoś żyć. Komórek nikt nie miał. Coś załatwić trzeba było osobiście, w budce telefonicznej zawsze ktoś urywał sluchawkę.
                    Nie było siły, człowiek musiał się z innymi spotykać.
                    A że kupowało się na zapas? Wychodziło się przecież z założenia że nigdy nie jest tak, aby nie mogło być gorzej.
                    Ale z drugiej strony miało się jakby więcej czasu dla siebie.
                    Nawet stojąc w kolejkach.
                    • luccio1 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 24.06.15, 01:14
                      Mieliśmy wówczas - wszyscy razem i każdy z nas z osobna - o 34 lata mniej.
                      • luccio1 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 24.06.15, 02:10
                        A jednak - mimo upływu czasu, który powinien zacierać i usuwać z pamięci rzeczy nieprzyjemne - nie zapomniałem:
                        już późna jesień 1981 (październik, może nawet listopad). Odstałem kolejkę, wziąłem co było i na co miałem kartki, już-już pakuję na wierzch ostatni sprawunek: 5 jajek (tyle "dawali" na głowę), cały szczęśliwy, że załapałem się na ostatnie 5 sztuk. Aż tu Pani, w kolejce pierwsza za mną, zaczyna płakać - właśnie o te jajka, że jej "nie doszły". Wyjąłem, oddałem.
                  • luccio1 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 24.06.15, 02:16
                    > Oczywiscie,ze nie glodowalo. Wszystko, co normalnie powinno znajdowac sie w skl
                    > epie ludzie wykupili i trzymali w garazach, tapczanach itd.

                    Mama trzymała podręczny zapas: mąki, kasze, cukier - w pudle, które stało w większym pokoju tuż obok mojego biurka - i przy drzwiach na balkon.
                    Mąka koniec końców zaczęła "żyć" - i trzeba było wyrzucić wszystko, prócz cukru.
                    • ewa9717 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 24.06.15, 11:34
                      Po okresie braków wszystkiego zostało nam kilkanaście kilo kaszy ułozonej na wierzchu wielkiej szafy. Kasza została okazyjnie hurtem kupiona dla psów i nie zdążyła "wyjść", a tu się system zmienił i w sklepach zaczęło być ;) No ale się nie zepsuła, powoli poszło, jako że psy były trzy, a i bezdomni stołownicy się trafiali ;)
                      • balamuk Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 24.06.15, 21:16
                        Psów nie było, więc zapasy mąki i kaszy ograniczone, a i tak z nowym ustrojem jakieś robaczki się w nich pojawiły, przyszło wywalić. Za to cukru przedtransformacyjnego zostało pół szafki, kupowanego za kartki na wódkę, papierosy, czekoladę, pobocznie jakoś, na szczęście nie pamiętam dokładnie... Oczywiście na przetwory. Zapas był, że ho ho.
                        I do tej pory pamiętam kanapki z szynką i pomidorem, gdzieś późną jesienią - leżałam koszmarnie przeziębiona, a rodzina jakoś tę szynkę i pomidory upolowała dla biednego dziecka. Raj to był zupełnie nieoczekiwany. ;)
                        • referee Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 25.06.15, 19:02
                          leziox napisał:

                          > Pamiętam czasy 1981 oraz wcześniejsze.
                          > Nie przesadzajcie z tym octem. Ocet, owszem, również się przydawał.
                          > Ale tak: w sklepach zawsze był też nabiał, twarożki, sery żółte. Chleb oczywiśc
                          > ie. Czego nie było, to trzeba było wystać czyli np. proszek do prania i pieczen
                          > ia, masło, olej, wata, podpaski i tego rodzaju ciekawostki. W zależności od oko
                          > liczności brakujące towary zamieniały się miejscami i raz były te a raz inne.
                          > Nikt jednak z głodu nie umierał,

                          No właśnie. Nie było takiego ubóstwa jak teraz. Pisałem niejednokrotnie. Nie pamiętam ludzi grasujących tak masowo po śmietnikach (a mieszkałem w dzielnicy robotniczej).

                          chociaż mięsożernym żyło się ciut trudniej.

                          Zgadza się. Ale pozwolę sobie na pytanie retoryczne.
                          Czy mięso jest naprawdę takie zdrowe? Czy naprawdę trzeba je jadać w dużych ilościach?
                          Dodam, że jestem mięsożerny, ale świadomy tej zależności i tego co jadam.

                          > Jednak czy ktoś pamięta, jak wspaniale wysportowane społeczeństwo mieliśmy wted
                          > y? Jak wyglądały dzieci, kobiety, mężczyźni? Osoba z nadwagą była osobą albo ch
                          > orą albo z Marsa.

                          Zdecydowanie się zgadzam. W innycm wątku pisałem, że jakby nie krytykować komuny i systemu polityczno-ekonomicznego PRL, to jeżeli chodzi o sport komuniści zdecydowanie stawiali na tą branżę - tak masowo jak i wyczynowo (wiem coś na ten temat, gdyż od U-7 do U-17 grałem wyczynowo w piłkę nożną, a później już po za PRL, po kilku letniej przerwie wróciłem do mojej sportowej pasji, wiążąc się z nią zawodowo)
                          PRL budowała masowo objekty i ośrodki sportowe, nie zakładając zysku, co może w kontekście ekonomicznym było nielogiczne ale w napewno w socjalnym bardzo korzystne obywateli PRL.

                          > A teraz? Mamy wszystko i wszędzie, również setki tysięcy grubych dzieci

                          Tak, to jest poważny problem- przecież nadwaga to przyczyna wielu chorób


                          które p
                          > ewnie już takie zostaną do końca chorego życia.


                          Tutaj się nie zgodzę. Ojciec zabrał mnie na trening piłki- miałem 6 lat i byłem bardzo gruby.
                          Po dwóch miesiącach treningów przestałem być grubaskiem. Na sport nigdy nie jest za poźno.

                          > Przeklinałem wprawdzie razem z innymi komunę, a jednak nie wszystko było tak cz
                          > arne jakby to chcieli widzieć ludzie słabo pamiętający tamte czasy.

                          Podzielam tą opnię.
                          • horpyna4 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 25.06.15, 21:59
                            Myślę, że każdy ma inne doświadczenia. Ja pamiętam jeszcze czasy Bieruta, kiedy to za opowiedzenie dowcipu można było przekiblować parę lat. Byłam dzieckiem, ale wtedy dzieci należało uświadamiać politycznie, żeby czegoś nie chlapnęły przypadkiem przy nieznajomych.

                            Komuna nie była jednolita. Inaczej wyglądało życie w latach 50., inaczej w 70. Było też różnie w zależności od miejsca. Dlatego też wspomnienia mogą być bardzo różne.

                            Co do grzebania w śmietnikach, to wtedy starano się jak najmniej wyrzucać i zawartość śmietników była zupełnie inna, niż obecnie - nie było co z nich wybierać. To wtedy była bieda, tyle że równo podzielona, a więc nie tak bardzo odczuwalna.

                            Grubych ludzi było bardzo dużo, właśnie z powodu braków mięsa. Od mięsa się nie tyje, a jak go nie było, to zapychano się potrawami mącznymi. Możliwe, że nie było tylu grubych dzieci, ale wtedy nie istniały te różne "zapychacze" typu chipsy, które małolaty wcinają masowo bez opamiętania. Za to wśród starszych było sporo osób z pokaźną nadwagą, zwłaszcza kobiet. Mężczyzn mniej, bo może wielu z nich ciężej pracowało fizycznie, ale też była wśród nich wysoka umieralność. W grupie wiekowej powyżej 70 lat mężczyzn było bardzo niewielu, kobiety zdecydowanie przeważały.

                            Co do głodu, to do dziś pamiętam pewne wydarzenie z połowy lat 50. Jedna z ekspedientek w najbliższym sklepie spożywczym nie potrafiła kraść (czy podkradać) i kiedyś zemdlała z głodu. Po prostu pensje bywały bardzo niskie, a ona samotnie wychowywała dwójkę dzieci. Te najniższe pensje były w zawodach, w których można było coś sobie "zorganizować" - był to zwyczaj, który przyszedł z ZSRR. Tam z góry zakładano, że wszyscy kradną, jeżeli mogą, więc można mniej płacić na takich stanowiskach, na których można "dorobić". Poza sprzedawcami byli to np. konduktorzy kolejowi, którzy brali w łapę od pasażerów bez biletu mniej, niż bilet kosztował w kasie.

                            Tyle, że nie było wtedy ludzi naprawdę bogatych - poza prominentami partyjnymi oczywiście, ale ich szary człowiek nie oglądał. Biedni nie mieli z kim się porównać. A ci trochę lepiej sytuowani tak naprawdę byli dużo mniej zamożni od dzisiejszych wielu "biedaków". Nie brakowało im pieniędzy głównie dlatego, że nie mieli na co ich wydać.
                            • plater-2 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 26.06.15, 09:06
                              Potwierdzam. Smieci prawie nie bylo.Dzisiaj ludzie grzebia po smietnikach, bo szukaja puszek. A kiedys puszek nie bylo, a jak sie pojawily stanowily cenna ;) ozdobe mieszkania.

                              Mieszkalam w malej miejscowosci, potem w wojewodzkim miescie, wszedzie ludzie mieli piece ! Dywaniki-szmaciaki ludzie robili nie dlatago, zeby sobie w modnym stylu country domek urzadzic ale dlatego, ze szkoda im bylo zupelnie porzadny kawalek materialu spalic w piecu.

                              A na zapleczu domow, nawet kamienic - ogrodki lokatorskie.

                              Co mozna bylo spalic, palilo sie w piecu. Odpadki organiczne wynosilo sie do ogrodka na kompost.

                              Słoik z zakretką twist (Gierek), butelka, szczególnie taka z kapslem na wajchę (Gomułka) słuzyła latami nikt nie wyrzucał takich rzeczy.

                              Pod koniec Gomułki pojawiły sie zagraniczne torby plastkowe zwane reklamówkami. Taka torbe sie mylo, suszylo...




                              • horpyna4 Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 26.06.15, 12:19
                                Właśnie. Plastikowa torebka śniadaniowa to był skarb wielokrotnego użytku. W ogóle plastiki dawniej były rzadkością.
                                • leziox Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 26.06.15, 13:03
                                  To prawda że socjalizm przechodził różne fazy a i podział biedy nie był równomierny.
                                  Zależnie od tego widziało się to co się widziało w zależności od miejsca w którym się mieszkało.
                                  Osiedle na którym się wychowywałem, było pełne ludzi na emeryturze, rencie, chorych, w różny sposób upośledzonych oraz tzw. marginesu społecznego, czyli złodziei, chuliganów i alkoholików.
                                  Daję słowo że nie pamiętam stamtąd ani jednej osoby z nadwagą.
                                  Po śmietnikach chodziła stała ekipa, zajadle walcząca o utrzymanie stref swoich wpływów i biada nowej twarzy, która chciałaby tymże ludziom zabrać sprzed nosa ich makulaturę, złom czy butelki. Dzieci były wypuszczane samopas na cały dzień i hasały tabunami po bliższej i dalszej okolicy, wracając automatycznie na czas obiadu, o ile takowy był, lub dożywiając się samodzielnie na pobliskich działkach pracowniczych.
                                  Tzw. reklamówki traktowane były z szacunkiem godnym podziwu i noszone do sklepu aż do momentu całkowitego zużycia się. Nagminnie stosowano też siatki i torby płócienne, można powiedzieć że nic się nie marnowało.
                                  Cały czas nie opuszcza mnie dziwne wrażenie, iż mimo wszechobecnej biedy żyło się jakoś weselej a i więzy rodzinne znaczyły nieco więcej niż teraz.
                                  Temat rzeka ale i tak dobrze że jest gdzieś takie wspomnieniowe forum na którym można powspominać dawne czasy /młodości / a młode pokolenie może to poczytać w charakterze baśni, bo tak chyba na to patrzy młodzież.
                                  O ile poczyta.
                            • referee Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 04.07.15, 00:12
                              horpyna4 napisała:

                              > Myślę, że każdy ma inne doświadczenia. Ja pamiętam jeszcze czasy Bieruta, kiedy
                              > to za opowiedzenie dowcipu można było przekiblować parę lat. Byłam dzieckiem,
                              > ale wtedy dzieci należało uświadamiać politycznie, żeby czegoś nie chlapnęły pr
                              > zypadkiem przy nieznajomych.

                              Słuszna uwaga. Z opowiadań rodzinnych wiem, że okres PRL stalinizm od 1944 do 1956 można śmiało .porównać do gehenny okupacji niemieckiej i sowieckiej z 1939-1945.

                              Relatywny luz (tzw. odwilż) to 1956 -1964 (chyba do protestu intelektualistów w formie petycji?) względnie do 1968 (Marzec 68 i inwazja wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji)

                              Najprzyjemniejszy etap PRL to dekada Gierka 1970-1980

                              Od grudnia 1981 do 1985 (pierwsza amnestia-chyba data umowna tzw odwilży junty Jaruzelskiego), to powrót do stalinizmu: skrajne ograniczenie praw jednostki, drakońskie prawo wojenne i w konsekwencji drakońskie, bezpodstawne / w stosunku do norm/ kary.
                              To dziesiątki, jeżeli nie setki skrytobójczych mordów
                              To temat rzeka. Winni niestety nie zostali ukarani.

                              > Komuna nie była jednolita. Inaczej wyglądało życie w latach 50., inaczej w 70.
                              > Było też różnie w zależności od miejsca. Dlatego też wspomnienia mogą być bardz
                              > o różne.

                              Otóż to.

                              > Co do grzebania w śmietnikach, to wtedy starano się jak najmniej wyrzucać i zaw
                              > artość śmietników była zupełnie inna, niż obecnie - nie było co z nich wybierać
                              > . To wtedy była bieda, tyle że równo podzielona, a więc nie tak bardzo odczuwal
                              > na.

                              Masz racje Horpyna. Pominąłem istotny fakt, że obecnie śmietniki, to nie te z lat komuny.
                              Lapidarnie - jakość odpadków jest wyższa, etc.

                              Co jednak nie zmienia faktu, że ubóstwo w Polsce wzrasta i to jest bardzo niepokojące


                              > Grubych ludzi było bardzo dużo, właśnie z powodu braków mięsa. Od mięsa się nie
                              > tyje, a jak go nie było, to zapychano się potrawami mącznymi.

                              Zgadza się

                              Możliwe, że nie
                              > było tylu grubych dzieci, ale wtedy nie istniały te różne "zapychacze" typu chi
                              > psy, które małolaty wcinają masowo bez opamiętania.

                              Zgadza się plus ogólnie trend wśród młodzieży na:

                              fast food
                              wolny czas przy kompie i bez sportu, etc
                              brak dyscypliny, który komuna nam po prostu narzuciła (dyscyplina jest potrzebna do sukcesu)

                              > Za to wśród starszych było
                              > sporo osób z pokaźną nadwagą, zwłaszcza kobiet.

                              Mężczyzn mniej, bo może wielu z
                              > nich ciężej pracowało fizycznie, ale też była wśród nich wysoka umieralność. W
                              > grupie wiekowej powyżej 70 lat mężczyzn było bardzo niewielu, kobiety zdecydow
                              > anie przeważały.
                              >
                              > Co do głodu, to do dziś pamiętam pewne wydarzenie z połowy lat 50. Jedna z eksp
                              > edientek w najbliższym sklepie spożywczym nie potrafiła kraść (czy podkradać) i
                              > kiedyś zemdlała z głodu. Po prostu pensje bywały bardzo niskie, a ona samotnie
                              > wychowywała dwójkę dzieci. Te najniższe pensje były w zawodach, w których możn
                              > a było coś sobie "zorganizować" - był to zwyczaj, który przyszedł z ZSRR. Tam z
                              > góry zakładano, że wszyscy kradną, jeżeli mogą, więc można mniej płacić na tak
                              > ich stanowiskach, na których można "dorobić". Poza sprzedawcami byli to np. kon
                              > duktorzy kolejowi, którzy brali w łapę od pasażerów bez biletu mniej, niż bilet
                              > kosztował w kasie.

                              Tego nie wiedziałem. Ciekawe

                              Pozdrawiam i życzę przyjemnego weekendu


                              • balamuk Re: "Czerwona Atlantyda" Luigi Geninazzi 04.07.15, 17:23
                                referee napisał:

                                > Najprzyjemniejszy etap PRL to dekada Gierka 1970-1980

                                Od 76 to nie był wcale przyjemny okres, zarówno o propagandę, jak i o zaopatrzenie mi chodzi. A i wcześniej, jako permanentnie wystające w kolejkach dzieciątko, szaleństwa nie zauważyłam. Nie podejmę się analizy porównawczej, bo lata 50. i 60. znam tylko z opowieści. Może po prostu słowo "najprzyjemniejsze" jakoś mi zgrzyta.
                                >
                                > Od grudnia 1981 do 1985 (pierwsza amnestia-chyba data umowna tzw odwilży junty
                                > Jaruzelskiego), to powrót do stalinizmu: skrajne ograniczenie praw jednostki,
                                > drakońskie prawo wojenne i w konsekwencji drakońskie, bezpodstawne / w stosunku
                                > do norm/ kary.
                                > To dziesiątki, jeżeli nie setki skrytobójczych mordów
                                > To temat rzeka. Winni niestety nie zostali ukarani.

                                A tu już pełnoletnia byłam. Stan wojenny został zniesiony w święto Wedla w 1983. Przeżyłam ten okres z całym dobrodziejstwem inwentarza i do głowy by mi nie przyszło porównywanie go z terrorem stalinowskim, znanym z opowieści rodziny i literatury. Chyba jednak nie te proporcje.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka