Dodaj do ulubionych

jak znaleźliście pracę na uczelni?

11.05.05, 21:25
Jestem doktorantką na UJ, bez stypendium, bez perspektyw na pracę na tej
uczelni i w ogóle na jakiej kolwiek innej. Nie ukrywam jednak, że taka praca
jest moim marzeniem od baaaaaardzo dawna. Może podpowiecie mi, jak sprawi,
żeby to marzenie się spełniło. Moja prof. mówi, że szanse sa marne, bo
uczelnia nie ma pieniędzy na zatrudnianie nowych pracowników, raczej próbuje
pozbyć się tych mniej zakorzenionych na niej. Co wy na to? Czy po prostu
złożyć podanie i czekać?
Obserwuj wątek
    • ferrr Właśnie, jak? 11.05.05, 21:56
      Po pierwsze: dzień dobry, witam wszystkich:).
      Z moich obserwacji wynika jednoznacznie, że to kwestia kontaktów, pomocy ze
      strony promotora lub innych, "ustawionych" pracowników naukowych. Złożenie
      podania samo w sobie chyba nie jest zbyt skuteczne. Jednak dotyczy to uczelni
      państwowych. A jak jest na uczelniach prywatnych?
      • gdgt Re: Właśnie, jak? 12.05.05, 09:53
        witam,
        a na uczelniach prywatnych jest obecnie tak, jak na panstwowych. mlodzi doktorzy
        (doktorant rzadko ma szanse na prowadzenie dorywczych zajec, o wiekszym
        zaangazowaniu nie ma mowy) trafiaja do uczelni prywatnych z polecenia znajomych
        pracownikow naukowych, ktorych poznali na uczelni panstwowej. pozdr
    • margaretka2002 Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 11.05.05, 23:56
      Wiesz co, ostatnio bylam u Marii i strasznie sie wszystkim chwalila, ze jej
      swiezo upieczona pani doktor (bronila sie w grudniu) dostala prace jako adiunkt
      na Akademii Swietokrzyskiej. Nie pytalam, jak to zrobila, ale widocznie sie da.
      To mnie troche zbudowalo, nie powiem.
    • spring78 Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 00:41
      na mnie tez to pozytywnie zadziałało... ale jak znaleźć pracę na uczelni, z
      którą nie ma się żadnych punktów stycznych? Np. w Akademii Pedagogicznej w Cz-
      wie? Mieszkam tutaj, a skończyłam studia w Krakowie na UJ, więc w ogóle nie
      znam tutejszego środowiska naukowego.
    • 22pagoda Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 09:11
      konkurs na stanowisko, asystenta rzecz jasna, na zupelnie innej uczelni,
      srodowisko naukowe znalam pobieznie, znajomi tam pracowali, podpowiedzieli
      kilka mykow, co zrobic i napisac :)

      ale w mojej katedrze bywa i tak, ze jesli jakis profesor ma swojego magistra,
      to czesto dzieki tem, ktos kto startuje w konkursie, wygrywa go.
      troche to zrozumiale, w koncu ma swojego zaufanego.

      >
    • kakofonia Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 09:21
      nie znaleźliśmy...

      szef mojego zakładu i mój promotor ciągle się dowiaduje, że nie dostanie
      żadnego etatu, bo niedawno dostał nowy pokój... i fotele dwa... i komputer
      jeden...

      jakbyście nie wiedzieli - adiunkt i fotel to produkty ekwiwalentne
    • annarech Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 10:03
      Witam! ja też nie pracuje na uczelni, jestem na studiach doktoranckich. Nota
      bene pracuje na pełnym, 40 - godzinnym etacie(!). Z moich obserwacji wynika, że
      załapanie pracy na uczelni jest kwestią znajomości. Po prostu jeśli profesor
      (promotor) widzi, że warto w ciebie zainwestowac, to "przepchnie" Twoją osobę.
      Ale musisz dac mu sie poznac, tj. chodzic, opowiadac szeroko i barwnie o swoich
      postepach, zainteresowac go swoja praca. Tak robily moje kolezanki. I pracują
      na uczelni.Ja to wypróbuje, jak juz sie obronie :) Powodzenia.
      • malwaaa Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 12:39
        A u mnie w Instytucie 4 miesiące temu robili łapankę na asystenta.
    • ferrr Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 18:39
      A co z zasadą stosowaną na zachodnich uniwersytetach, że nie pracuję się na
      uczelni, na której się studiowało (robiło doktorat)? Czy jakieś polskie uczelnie
      starają się tego przestrzegać?
      • margaretka2002 Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 12.05.05, 20:08
        Raczej wrecz przeciwnie. Praca na uniwersytecie, w ktorym robilo sie doktorat
        to norma.
        • mama.tadka Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 13.05.05, 06:54

          A czy to nie jest w zasadzie prawidlowe? Ja widzę to tak, że okres studiów dr
          to taki okres próbny, podczas którego widać, jak pracuje dany osobnik, czy się
          angażuje, jak prowadzi zajęcia itd. Osobnik taki zna już miejsce przyszlej
          pracy i po jego zatrudnieniu nie trzeba go już wdrażać :)
          A poza tym konieczność pracy na innym uniwerku oznaczalaby konieczność
          przeprowadzki. A przecież duża część doktorantów to osoby z rodzinami, którym
          trudno byloby wszystko przebudować (znalezienie nowej pracy przez męża/żonę,
          sprzedać mieszkanie, kupić nowe, glównie chodzi mi jednak o pracę partnera
          życiowego). W polskich realiach to chyba niemożliwe.
          • margaretka2002 Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 13.05.05, 13:11
            Masz sporo racji, jezeli mowimy o doktorancie ze stypendium. Po doktorancie bez
            stypendium niewiele widac... W Stanach z ta zmiana uczelni pewnie chodzi o
            zapobieganie lapownictwu, podlizywaniu sie, prywacie itd., co niestety u nas ma
            miejsce. To widac jak niektorzy studenci od pierwszego roku laza za
            profesorami, bo ktos im tam powiedzial, ze maja szanse na kariere
            naukowa. "Zaprzyjazniaja sie" z kadra przy piwku itd. U nas rzeczywiscie jest
            problem z mobilnoscia ludzi (no jak musisz miec kupione mieszkanie, zeby w nim
            mieszkac, to rzeczywiscie jest problem...), ale przede wszystkim z niewielka
            iloscia uczelni, nie tylko panstwowych. Tam czlowiek zmienia prace co pare lat,
            wiec rozlaka z rodzina moze byc chwilowa, u nas awansuje sie czesto pzez
            zasiedzenie. A jeszcze inna sprawa jest taka, ze tam sie szybciej konczy
            studia - czlowiek nie jest jeszcze taki stary, kiedy robi doktorat, wiec moze
            poczekac z zakladaniem rodziny...

            • mama.tadka Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 23.05.05, 06:53
              Napisalam chyba wyraźnie, że sprawa mieszkania nie jest problemem. Pomyślalam o
              kupnie, bo w mojej sytuacji to wydaje sie logiczniejsze i tańsze: sprzedaję
              obecne mieszkanie i kupuję nowe.
    • r-kwadrat Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 22.05.05, 16:09
      W zeszłym roku składałem podania do kilku uczelni zarówno państwowych jak i
      prywatnych. Na uczelniach państwowych albo mówiono mi że jest niż, albo ze
      pieniędzy nie ma. Na prywatnych mówiono, że nie mam doktoratu. Ja im na to że
      jestem w trakcie (doktorat z wolnej stopy), a oni mi na to, że prosze pokazać
      dokument potwierdzający otwarcie przewodu. Mówie więc że mogę pokazać
      zaświadczenie podpisane przez promotora mówiące o tym, iż nawiązał on ze mną
      współpracę prowadzącą do otwarcia przewodu. I niestety obecnie wylądowałem w
      szkole ponadgimnazjalnej co w cale nie ułatwia pracy nad rozprawą dr, ale za to
      pozwala zdobyć praktykę w prowadzeniu zajęć.
      Pozdrawiam serdecznie
    • spring78 Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 22.05.05, 22:54
      a ja byłam wczoraj w Krakowie... i są pewne szanse. Aż zrobiło mi się lepiej.
      Ale wiem, że przede mną mnóstwo pracy.
      pzdr
      Ilona
      • r-kwadrat Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 23.05.05, 11:55
        Fajnie. Życze szczęścia. Jak będzie coś wiadomo to daj proszę znać i opowiedz
        jak tego dokonałaś :).
        Pozdrawiam
    • pseudodoktorant Frajerstwo 28.12.05, 19:15
      I to właśnie jest dla mnie frajerstwo: postawić wszystko na jedną kartę,
      poświęcić młodość, a potem i tak dostać kopa od uczelni.
    • flamengista Da się znaleźć pracę bez "pleców" 29.12.05, 12:05
      ale jest to trudne i wymaga sporej wytrwałości.

      Ja po studiach szukałem pracy na 5 uczelniach. Niby w każdej miałem jakieś
      układy, znajomości. W jednej pracę miałem niemal obiecaną;) Ale nic z tego nie
      wyszło.

      Pracę znalazłem dopiero na macierzystej uczelni, gdzie znajomości nie miałem - a
      nazwisko wyrobiłem sobie będąc po prostu dobrym studentem, aktywnie działającym
      w organizacjach studenckich. Przyszedłem tam bez większych nadziei - a tymczasem
      pracę dostałem niemal "od zaraz".

      Co więcej, kilku moich kolegów z pracy dostało etat na podobnych zasadach.
      Oczywiście należymy do mniejszości, ale zawsze to coś. Szacuję odsetek w pełni
      otwartych konkursów na naszej uczelni na conajmniej 20% - moim zdaniem to i tak
      sporo, biorąc pod uwagę polską specyfikę...
    • jancio.wodnik Re: jak znaleźliście pracę na uczelni? 29.12.05, 22:03
      Jak Was czytam to mi ręce i nogi opadają.
      Żaden w wypowiadających się tutal tlumoków, lącznie z tą ninunią która rzekomo
      ma habilitację, nie powinno być naukowcem.

      "Jak znaleźć pracę na uczelni???" no JAK??? JAK??? JAK???

      najlepiej mieć wujka dziekana, a jak nie to można dać jeszcze ogloszenie w
      poniedzialkowej "Gazecie Wyborczej", może akurat komuś się poszczęści

      Żadne z Was tlmoków piszących w tym wątku nie zająknęlo się nawet o
      osągnięciach, publikacjach, punktach KBN, Liście Filadelfijskiej, zagranicznych
      stażach, postdokach.

      Spójrzcie na swój dorobek, na swoją aktywność naukową a zyskacie pelny obraz
      tego jak być naukowcem. Nie w Krakowie to w Warszwawie, Poznaniu, Nowym Jorku,
      Paryżu, Oxfordzie, Sydney, Tokio czy innym ośrodku akademickim.

      Mlodego doktora, który ma sukcesy nie nurtuje problem "jak znaleźć pracę na
      uczelni" tylko którym ośrodku akademickim kontynuować swoją twórczą pracę
      naukową.

      Kompletne zera, które marzą o zahaczeniu się w podrzędnej prowincjonalnej
      szkólce celem odwalania dydaktyki w ogóle nie powinny uzyskać stopnia doktora.
      Tragedią polskiej nauki jest że tego typu jednostki są przepychane dzięki
      znajomościom (znam takie przypadki), nawet jeśli wiadomo powszechnie że osoby
      te nie rokują dobrze. Straszne, że tego typu patologiczne sytuacje stwarzają
      rzeszom tępych kujonów nadzieję, że i oni zdolają "znaleźć pracę na uczelni".
      Ambitny i zdolny mlody naukowiec oczekiwania nie przeżywa tego
      rodzaju "rozterek".
      • flamengista po co tak ostro? 29.12.05, 22:46
        To ładnie, że masz tak duże ambicje, by pisać w ambitnych periodykach i
        zdobywać doświadczenie w zagranicznych ośrodkach badawczych.

        Ale odpowiedz szczerze - czy naprawdę chcesz wyjechać z Polski (albo już
        wyjechałeś) by kontynuowac karierę naukową wyłącznie za granicą?
        • jancio.wodnik Re: po co tak ostro? 29.12.05, 23:48
          Kwestia priorytetów, jeśli ktoś chce być naukowcem *musi* mieć je jasno
          określone

          Nie ma czegoś takiego jak chcenie vs niechcenie wyjechać z Polski, na Zachodzie
          normą jest wymaganie od badacza międzynarodowego doświadczenia, w Polsce też są
          już wydzialy, na których w ogóle nie rozmawia się o stanowisku adiunkta z
          osobami bez postdoka za granicą. Rzecz jasna ludzie zmuszani do wyjazdu dość
          często nie wracają już do Polski, bo im się zwyczajnie nie oplaca.

          "Znajdowanie pracy na uczelni" o której piszecie odchodzi już (raczej
          nareszcie) do przeszlości. Wygrają osoby zdolne, pracowite, mobilne i otwarte.
          Gdy pierdzenie w stolek cale życie w jednym miejscu - bo żona, dzieci, babcia,
          pies i chomiki są "tu" - staje się melodią przeszlosci czas postawić sobie
          pytanie o to czym jest praca badawcza w moim życiu i z czego mogę dla Niej
          zrezygnować; to jest pytanie o pasję, a w polskich siermiężnych realiach wręcz
          powolanie, tym bardziej idea emigracji dla osób, które mają potencjal
          intelektualny wydaje się kuszącą alternatywą. Ci natomiast którym brak
          zdolności lub pasji i tak nie zrobią kariery naukowej, ukończenie dysertacji to
          ostatnia sznasa na odnalezienie się na rynku pracy, kilka lat później może być
          bardzo trudno.....
          • stukacz22 Re: po co tak ostro? 30.12.05, 08:22
            popieram, to co jancio.wodnik napisał,

            niektorzy mysla ze najlepiej to siedziec w Polsce i czekac az trafi sie jakas
            robota, to jest glupota, teraz sa naprawde duze mozliwosci wyjazdow na
            stypednia (jak jest sie dobrym w tym co sie robi) i z tego trzeba korzystac
            • suffo Re: po co tak ostro? 30.12.05, 10:06
              stukacz22 napisał:

              > popieram, to co jancio.wodnik napisał,
              >
              > niektorzy mysla ze najlepiej to siedziec w Polsce i czekac az trafi sie jakas
              > robota, to jest glupota, teraz sa naprawde duze mozliwosci wyjazdow na
              > stypednia (jak jest sie dobrym w tym co sie robi) i z tego trzeba korzystac

              Jak się jest dobrym w tym co się robi? Czy naprawdę tak? Ja uważam, że wystarczy
              to samo co w Polsce - umiejętność sprzedania siebie, sprecyzowane cele (nie
              koniecznie naukowe, a np. chcę mieszkać na południu Francji i zarabiać dużo kasy
              ;-), znajomość języka. Moi bliscy pracują na zachodzie w jednostkach
              naukowo-badawczych i nie potwierdzają opinii, że ci którzy pracują z nimi (robią
              tam doktoraty, habilitacje, kariery ;-) to ci najlepsi.
              Poza tym ja idealistka jestem i chciałabym, żeby nauka polska kwitła i żeby
              zdolne osoby zostawały w kraju i dokonały prawdziwej, pozytywnej reformy
              edukacji. Jeżeli zaś chodzi o pasję naukową, to można ją realizować (tym
              bardziej, jak zarzuci się pomysł założenia rodziny) za 1500 zł. Jednak tu chodzi
              o realizacje wielu innych, często drogich pasji, czego absolutnie nie krytykuję,
              ale to też trzeba sobie uświadomić ;-)))
          • flamengista Nie odpowiedziałeś na mje pytanie:) 30.12.05, 10:11
            To jasne, że dla rozwoju naukowego trzeba jeździć na międzynarodowe konferencje
            oraz na staże badawcze. Tu Ameryki nie odkryłeś;)

            Ale ja celowo zapytałem o stałą pracę naukową za granicą. Wyśmiewane przez
            Ciebie "pierdzenie w stolek cale życie w jednym miejscu - bo żona, dzieci,
            babcia" - nie jest wydumanym problemem. W wielu przypadkach (w tym i w moim) to
            główny powód pozostania w kraju. Nie oznacza to koniecznie marazmu naukowego i
            braku kontaktu ze światową czołówką. Co inego 3-6 miesięczne stypendia naukowe,
            a jeszcze co innego wyjazd na ładnych parę lat.

            U mnie dochodzą jeszcze doświadczenia osobiste. Przebywałem już poza krajem
            przez ponad 3 lata. To wystarczający okres, by wysnuć pewne wnioski. Nie ma
            cudów - za granicą i po 10 latach będziesz dalej Polakiem, będą Cię traktować
            jak kogoś troszkę, ale zawsze gorszego... Nawet na dobrej uczelni.

            Piszę to też z perspektywy doświadczeń rodziny i znajomych moich rodziców.
            Wielu, mając wyższe wykształcenie wyjechało za granicę i porobiło kariery. Ale
            ciągle w ich opowiadaniach przewija się problem dyskryminacji przez miejscowych.

            Aha - i jeszcze jedno. Cieszy mnie Twój optymizm, który każe Ci stwierdzić, ze
            wkrótce w nauce polskiej o awansach będą decydowały tylko kompetencje i staże
            zagraniczne. Ja tego potymizmu niestety nie podzielam. Widzę gołym okiem że dla
            niektórych czas zyskany za granicą (nowe doświadczenia, umiejetności, kontakty)
            był równocześnie czasem straconym na uczelni. Rówieśnicy awansowali, wypadło się
            z towarzyskiego "obiegu" - i trzeba na nowo budować swoją pozycję w środowisku.
            Często takim osobom zazdrości się dorobku i kładzie kłody pod nogi, szczególnie
            przy habilitacji oraz przy staraniach o profesurę belwederską...
            • jancio.wodnik Re: Nie odpowiedziałeś na mje pytanie:) 30.12.05, 13:17
              odpowiedzialem

              > wkrótce w nauce polskiej o awansach będą decydowały tylko kompetencje i staże
              > zagraniczne.

              Nie napiaslem, że "tylko", napisalem że rzeczywistość się zmienia i są ośrodki
              w których to co twierdzisz poniżej nie ma już miejsca, co nie oznacza że nie
              zdarzają się przypadki instalowania średnio rozgarniętych czlonków rodziny i
              znajomych królika w zaprzyjaźnionych katedrach żeby mieli pracę. To się zdarza
              pewnie nie tylko nad Wislą, chodzi raczej o skalę zjawiska, a tak się sklada że
              mam przyjemność obserwować zmiany in plus.

              Ja tego potymizmu niestety nie podzielam. Widzę gołym okiem że dla
              > niektórych czas zyskany za granicą (nowe doświadczenia, umiejetności,
              kontakty)
              > był równocześnie czasem straconym na uczelni. Rówieśnicy awansowali, wypadło
              si
              > ę
              > z towarzyskiego "obiegu" - i trzeba na nowo budować swoją pozycję w
              środowisku.
              > Często takim osobom zazdrości się dorobku i kładzie kłody pod nogi,
              szczególnie
              > przy habilitacji oraz przy staraniach o profesurę belwederską...
              • flamengista dalej czekam:) 30.12.05, 13:33
                Pracujesz naukowo za granicą? Zamierzasz wyjechać? Na jak długo?

                PS. proszę, wymień takie ośrodki, gdzie o angażu nie decydują plecy/znajomości.
                To chyba wyjątki potwierdzajace regułę. Ale odnoszę wrażenie, że w świecie nie
                jest dużo lepiej. Co innego krótkotrwały gran/staż badawczy, a co innego
                długoletnia umowa, dająca poczucie stabilizacji.
                • flamengista i się nie doczekam... 01.01.06, 23:18
                  Hmm, boisz się merytorycznej dyskusji?
              • vovel123 Re: Nie odpowiedziałeś na mje pytanie:) 30.12.05, 14:56
                jancio.wodnik napisał:

                Nie napiaslem, że "tylko", napisalem że rzeczywistość się zmienia i są ośrodki
                w których to co twierdzisz poniżej nie ma już miejsca..

                możesz podać konkretne przykłady? cóż to za ośrodki? chętnie skorzystam...
                • jancio.wodnik Re: Nie odpowiedziałeś na mje pytanie:) 30.12.05, 16:11
                  chętnie skorzystam...

                  chyba jednak nie koniecznie :P
                  • vovel123 Re: Nie odpowiedziałeś na mje pytanie:) 01.01.06, 23:13
                    jancio.wodnik napisał:

                    > chętnie skorzystam...
                    >
                    > chyba jednak nie koniecznie :P

                    czyli jednak totalne bzdury wygadujesz/wypisujesz.....
                    pzdr.
                    • jancio.wodnik Re: Nie odpowiedziałeś na mje pytanie:) 01.01.06, 23:51
                      > czyli jednak totalne bzdury wygadujesz/wypisujesz.....

                      powiem oględnie: nie chcialem być nieuprzejmy
        • dunia77 Re: po co tak ostro? 08.01.06, 23:23
          Pol godzinki na tym forum (ktos uczynny mi podeslal linka) i wlos mi sie na
          glowie jezy... juz sie wlasciwie nie dziwie, dlaczego kiedy wyjezdzalam robic
          doktorat za granice to ludzie na uczelni wpatrywali sie we mnie jak w ufo... ;-)

          Tak i owszem, wyjechalam robic doktorat do Niemiec. Niecaly tydzien po obronie
          pracy dr siedzialam juz w samolocie w drodze do Kalifornii na mojego pierwszego
          postdoca. I owszem, mam normalne zycie (moze nieco bardziej zwariowane niz
          przecietny smiertelnik), meza tez mam (rowniez naukowca)... nastepnej posady
          jeszcze nie mam, i nie mam nawet pojecia, na jakim kontynencie bede mieszkac :-)
          W Polsce na pewno nie.

          Po prostu czytajac ten watek przecieram oczy ze zdumienia, ze polska nauka jest
          AZ TAK prowincjonalna... Poczytajcie sobie forum polskich naukowcow za granica,
          zobaczcie o czym tam ludzie mowia, o impact factorach, ubieganiu sie o granty,
          gdzie warto, a gdzie nie warto, jakie konferencje... a tu tylko o tym, ze
          mieszkanie trzeba kupic, ze magister to brzmi dumnie, gdzie i jakie znajomosci
          i takie tam... nie wiem, gdzie ludzie z takim nastawieniem chca zajsc, ale tak
          jak j.w. podejrzewam, ze pierdzenie w stolek do emerytury na uczelni w Pcimiu
          jest marzeniem wiekszosci...

          Nie uwazam sie za jakiegos super naukowca, czasem wrecz zarzucam sobie zbyt
          male ambicje w porownaniu z niektorymi z mojego otoczenia (bo wole w weekend
          pojezdzic na nartach niz pracowac nad publikacja), ale to, co tu czytam, to...
          • flamengista no i fajnie 09.01.06, 22:31
            Niektórzy jednak nie marzą o wyjazdach na stałe za granicę. Wręcz przeciwnie.
            Tak trudno to zrozumieć?

            Ja byłem przez ponad trzy lata za granicą. Była to olbrzymia frajda, ale i
            wiązało się to z mnóstwem problemów. Dlatego teraz mam zamiar wyjeżdżać (bo że
            wyjazdy w pracy naukowej są nieodzowne, to nie ulega wątpliwości) na maksimum
            6-miesięczne staże. Po prostu dłużej nie wytrzymam.

            A prowincjonalizm nie ma tu nic do rzeczy. To znaczy - może i ma;) Bo, droga
            Koleżanko jeśli dostaniesz się kiedyś na sam szczyt (czego Ci bardzo zyczę) - to
            i tak nie będzie dość dobrze. Bo będziesz Polką - nie Amerykanką, Kanadyjką,
            Brytyjką etc. I na pewno ktoś Ci to przypomni, najczęściej w mało taktowny
            sposób. Taka jest smutna prawda. To właśnie oznacza bycie emigrantem. Dlatego ja
            dziękuję za takie atrakcje.
            • dunia77 Re: no i fajnie 10.01.06, 00:29
              > Tak trudno to zrozumieć?

              W przypadku akurat tego zawodu trudno mi zrozumiec brak moblinosci. Jak ktos
              nie jest elastyczny, to niech uczy w gimnazjum, mozna cale zycie w jednej
              szkole przesiedziec.

              > wiązało się to z mnóstwem problemów.

              Jakich ?

              > Bo będziesz Polką

              Oczywiscie, tak jak i teraz jestem. Masz z tym jakis problem ?

              > I na pewno ktoś Ci to przypomni, najczęściej w mało taktowny

              Alez mi nie trzeba niczego przypominac, wiem, jaki jest moj ojczysty jezyk i
              jaki mam paszport... i nawet, wyobraz sobie ;-), sie wcale tego nie wstydze...
              Niepojete, prawda ?
              Jestem, jaka jestem, bo urodzilam sie w danej rodzinie, danym miescie, danym
              kraju... ani sie tym podniecac, ale i nie ma czego wstydzic... ani na sile sie
              naturalizowac gdziekolwiek... mam nawet nadzieje, ze jestem calkiem dobrym
              antidotum na syndrom polskiego hydraulika i sprzataczki. :-)

              To jest wlasnie prowincjonalne podejscie, o ktorym mowilam, i ktorego niestety
              doswiadczylam w macierzystym instytucie. Polak, ktory wyjezdza za granice, musi
              zaraz wyrzekac sie polskosci. Naprawde nie znasz innych opcji ? Wspolczuje.

              > To właśnie oznacza bycie emigrantem

              Aha, rozumiem, taka mala projekcja wlasnych doswiadczen ?
              Ja sie nie czuje "emigrantka", jestem tam, gdzie jest dla mnie fajna robota i
              tyle. Moim rynkiem pracy jest caly swiat, po prostu. Nie ma potrzeby dorabiac
              do tego emigranckiego etosu ;-)

              Malo ktory polski naukowiec mysli o sobie w ten sposob i stad ta "prowincja"...
              wszyscy narzekaja na brak kasy, a moim zdaniem problem tkwi zuplenie gdzie
              indziej i nie bez przyczyny gros tych, ktorzy na miedzynarodowej scenie sie
              licza, nie ma juz w Polsce...
              • flamengista Nie zrozumiałaś 10.01.06, 10:08
                o co mi chodzi. Ale mogłem jaśniej;)

                No więc: mobilność tak, emigracja nie. Takie jest moje zdanie. Obecnie można
                spokojnie i co roku jeździć na 3-6 miesięczne stypendia oraz na zagranczne
                konferencje bez konieczności wyjazdu na stałe. Na który Ty najwyraźniej się
                zdecydowałaś. Twoja decyzja i ją szanuję, ale jednak większość woli zostać w domu.

                Byłaś w Niemczech i twierdzisz, że bycie Polką/Polakiem nie wiąże sie z żadnymi
                problemami;) Otóż wiąże się. Z dyskryminacją na przykład. Zawdzieczamy to naszym
                wspaniałym rodakom, którzy wystawili nam taką, a nie inną opinię - złodziei
                samochodów, brudasów i pijaków. Co gorsza, tak jest wszędzie. Nie tylko w
                Niemczech, Austrii, Francji, USA, Kanadzie i Australii. Obecnie także tak być
                zaczyna w Belgii, Holandii i Wielkiej Brytanii, gdzie dotychczas opinia o
                Polakach była całkiem dobra.

                Moim zdaniem to jest istotny problem. Cieszę się, że się nie wstydzisz swojego
                pochodzenia (to nie ja to sugerowałem, tylko Ty - pisząc nieco pogardliwie o
                naszej polskiej prowincji) - ale po prostu takie są fakty. Nie zmienisz syndormu
                polskiego emigranta (akurat sprzątaczka i hydraulik to pozytywne przykłady!) -
                aczkolwiek im więcej takich jak Ty wyjedzie pracowac za granicą, tym lepiej dla
                Polski i nas wszystkich (mam nadzieję, że kiedyś jednak do Polski ponownie się
                przekonasz i do niej wrócisz). Bo faktycznie kreujecie dobry obraz naszego
                kraju. Ale to powolny proces.

                (Gdzie pisałem o wyrzekaniu się polskości? Nigdzie. To sama sobie wymyśliłaś.)

                Nie dorabiam żadnego emigranckiego etosu. Po prostu naukowo zajmuje sie sprawami
                migracji, więc trochę się na tym znam. No i faktycznie, mam własne doświadczenia
                (trochę było by dziwne zajmować sie naukowo czymś, o czym się nie ma
                praktycznego pojęcia).

                A problemy, których doświadczasz w momencie emigracji (prędzej czy później -
                więc i Ciebie to czeka):
                - utrata kontaktu ze znajomymi/przyjaciółmi;
                - utrata kontaktu z rodziną;
                - konieczność zerwania więzów z Polską - np. sprzedaż własnego mieszkania/domu
                (na przykładzie mojej rodziny wiem, jak emocjonalnie trudna była to decyzja);
                - szok kulturowy - pojawiający się +/- po roku pobytu w jednym miejscu. Wszystko
                zaczyna Cie denerwować;
                - poczucie wyalienowania w nowym środowisku;
                - dyskryminacja ze strony znajomych, sąsiadów etc. (w najlepszym wypadku głupie
                żarty o Polakach).

                Tyle przyszło mi do głowy, jest tego więcej.

                Aha, naprawdę sądzisz, że wszyscy narzekają na brak kasy, a ci
                ambitniejsi/zdolniejsi już pouciekali za granicę? Mylisz się;) Po pierwsze,
                zarobki w nauce jednak wzrosły - niektórym wystarczaja te pieniądze, szczególnie
                że można dorobić w szkołach prywatnych. Po drugie - żeby mieć stały kontakt ze
                światową czołówką nie jest już konieczne wyemigrowanie na stałe i ciągłe
                zmienianie miejsca pracy. Dzięki internetowi, tanim liniom lotniczym i olbrzymią
                ilością programó stypendialnych można w ciągu roku akademickiego ZAWSZE
                wygospodarować troche czasu na wyjazd. A jak ma się dorobek, wyjechać jako
                visiting profesor do niezłej uczelni, zrobić porządną kwerendę, zaliczyć parę
                konferencji i zarobić niezłe pieniądze.

                Da się, trzeba tylko chcieć:)

                Pzdr
                • dunia77 Re: Nie zrozumiałaś 10.01.06, 21:49
                  > Obecnie można
                  > spokojnie i co roku jeździć na 3-6 miesięczne stypendia oraz na zagranczne
                  > konferencje bez konieczności wyjazdu na stałe.

                  Obecnie ? 10 lat temu tez bylo mozna. I wybacz, ale wyjazd na tygodniowe
                  sympozjum nie podpada u mnie pod kategorie "mobilnosc". To jest absolutne minimum.
                  Paromiesieczny wyjazd to tez nie jest to samo co zanurzenie sie w rzeczywistosci
                  danej instytucji. Przerabialam oba i jestem przekonana, ze takie wakacyjne
                  przejazdzki to sobie mozna... wiadomo co.
                  Wlasnie takie wyjazdy sa bardziej destrukcyjne dla rodziny niz dluzsze, gdzie
                  sie wszyscy razem przenosicie w dane miejsce.

                  > Z dyskryminacją na przykład.

                  Co konkretnie masz na mysli mowiac o dyskryminacji ? Ze ktos w radiu dowcip o
                  Polakach powie ?

                  > Moim zdaniem to jest istotny problem.

                  Jesli ktos ma problem z tym, co obcy ludzie o nim mysla, to rzeczywiscie nie
                  powinien sie ruszac z domu. W ogole sadze, ze naukowiec - jako czlowiek z racji
                  swojego zawodu czesto poddawany krytyce i zmuszony bronic swojego stanowiska -
                  powinien byc wyjatkowo odporny.

                  Nie mowie, ze nie czasem nie bylo pod gorke. Zwlaszcza na poczatku, kiedy nie
                  znalam jezyka. Niemcy sa dosc specyficznym narodem i ciezko przelamac pierwsze
                  lody. Ale mialam wprawe, juz w czasach dziecinstwa, _polskie_ dzieciaki daly w
                  kosc "prymusce"... uwierz, na wlasnej ziemi tez moze byc ostra jazda, bo jestes
                  za biedny, za bogaty, za glupi, za madry, za gruby, za chudy, rudy, blond... i
                  co tam jeszcze chcesz. To co przezylam w Niemczech to juz bylo male piwko...

                  isząc nieco pogardliwie o
                  > naszej polskiej prowincji

                  polska prowincja =/= Polska

                  > ale po prostu takie są fakty.

                  Jakie ? Ja znam tylko jeden fakt: ludzie traktuja Cie tak, jak im na to pozwalasz.

                  > Polski i nas wszystkich (mam nadzieję, że kiedyś jednak do Polski ponownie się
                  > przekonasz i do niej wrócisz).

                  Nie chodzi o "przekonanie", ale o fakty. W Polsce nie mam szans rozwoju
                  zawodowego i tyle. Wierze, ze osoby zajmujace sie bardziej praktycznymi
                  dziedzinami wiedzy maja w Polsce dobrze. Ja zajmuje sie badaniami podstawowymi,
                  ktore sa traktowane po macoszemu nawet w dostatnich krajach... to bylby cud,
                  gdyby nagle w Polsce poplynela rzeka $$$, zeby to finansowac (nie mowie o
                  pensjach, ale ogolnie pieniadzach na badania)...

                  > A problemy, których doświadczasz w momencie emigracji (prędzej czy później -
                  > więc i Ciebie to czeka):

                  Mowisz ? Po prawie pieciu latach emigracji ? Moze na emeryturze, kiedy czlowiek
                  zaczyna myslec nostalgicznie o swoim zyciu...

                  > - utrata kontaktu ze znajomymi/przyjaciółmi;
                  > - utrata kontaktu z rodziną;

                  Masz info z czasow, kiedy jak sie wyjechalo z Polski, to juz wiecej nie mozna
                  bylo wrocic... i kiedy nie bylo skypa ;-)
                  Naprawde, na jakim swiecie zyjesz ?

                  > - konieczność zerwania więzów z Polską - np. sprzedaż własnego mieszkania/domu

                  Od kiedy zabraniaja administrowac polskimi nieruchomosciami zza granicy ?
                  Zaczynam powoli myslec, ze jestem INNA ;-)

                  > - szok kulturowy - pojawiający się +/- po roku pobytu w jednym miejscu. Wszystk
                  > o
                  > zaczyna Cie denerwować;
                  > - poczucie wyalienowania w nowym środowisku;

                  Wiec jestem inna.

                  > - dyskryminacja ze strony znajomych, sąsiadów etc.

                  Moze jednak napiszesz cos wiecej o tej dyskryminacji ? Wycieraczki Ci pod
                  drzwiami palili ?
                  Problemem wiekszosci Polakow za granica jest to, ze wykonuja podrzedne zawody,
                  kiepsko zarabiaja, a wiec i mieszkaja w kiepskich miejscach. Niestety, plebs
                  wiadomo jaki jest - zadziobie kazdego, kto jest *inny*... stad pewnie te opowiesci.
                  Ja mieszkam w "lepszej" dzielnicy (i w Niemczech, i w USA) i mam sasiadow na
                  poziomie. Dla mnie to, o czym mowisz, to s-f.

                  Nie mowie, ze nigdy nie narzekalam. Pewnie, ze tak, zwlaszcza jak mialam PMS ;-)
                  Ale w Polsce tez narzekalam. Czasem wydawalo mi sie, ze krzywo na mnie patrza w
                  sklepie, jak slysza obcy akcent. A potem bylam w Polsce i jak ochrona w
                  perfumerii patrzyla mi na rece, to czulam sie jeszcze marniej ;-)
                  Za to atmosfera w insytucie i polityka wobec mlodych naukowcow jest w Niemczech
                  milion razy lepsza niz to, co doswiadczylam w Polsce.

                  Juz pomijam to, ze stosunek Niemcow do Polakow w ostatnich 2 latach zmienil sie
                  diametralnie i wiele rzeczy, ktore sama mowilam/pisalam stracilo kompletnie
                  aktualnosc. Czas odkurzyc wiadomosci ;-)

                  > Aha, naprawdę sądzisz, że wszyscy narzekają na brak kasy,

                  Wiekszosc jednak narzeka. A jak widze, jak marnie Polacy sa reprezentowani na
                  konferencjach, to przychodzi do glowy, ze cos jest na rzeczy.
                  Czy Twoj insytut wyklada bez zmruzenia okiem 2-3k euro na wyjazd na jedna
                  konferencje czy szkolenie dla doktoranta ? Czy w Polsce doktoranci maja
                  priorytet badan na swiatowej klasy sprzecie (lab, observatorium, cokolwiek)? Ci,
                  ktorych znam, nie. Musza sie starac o unijne dotacje, biegac, zalatwiac, prosic,
                  uzasadniac... jak ja mowie, ze potrzebuje pojechac tu czy tam, czy potrzebuje
                  jakis sprzet czy program... to w 9 na 10 przypadkach po prostu dostaje. Jak
                  gadam z ludzmi z mojej branzy w PL, to dla nich to jest s-f. Dlatego w gruncie
                  rzeczy mam gleboko gdzies, ze ktos krzywo na mnie spojrzy, bo mam taki komfort
                  wlasnego rozwoju, o jakim na tym etapie w Polsce moglabym sobie tylko pomarzyc.
                  Juz pomijam te wasalskie uklady na polskich uczelniach, to "profesorowanie" i
                  "doktorowanie", szytwniactwo... itp.
                  Wyalienowanie ? Wyalienowana to ja bym sie teraz czula na polskiej uczelni,
                  gdyby strzelilo mi do glowy na takiej pracowac.

                  To jest zawsze jakis tam trade-off, ale ja uczciwie mowie, ze nie wyobrazam
                  sobie zrezygnowac z tego, co mam, tylko po to, zeby moc miec latwy dostep do
                  bigosu i mysliwskiej i urzadzic grilla z funflami z podstawowki ;-(

                  a ci
                  > ambitniejsi/zdolniejsi już pouciekali za granicę?

                  Wyjechali (nie "uciekli", zelaznej kurtyny juz nie ma od 15 lat) ci, ktorzy maja
                  podobne podejscie do zycia, co ja (tak sadze) i dostaja szczekoscisku na sama
                  mysl, ze mogli by wrocic (pogadaj sobie z nimi, bedzie ciekawy przyczynek do
                  badan)... Paru jest nieomal czczonych w Polsce, przyjezdzaja, odbieraja dr
                  honoris causa, wyglaszaja mowy i... ale jakos nostalgia ich nie dopada...

                  > (w najlepszym wypadku głupie
                  > żarty o Polakach).

                  No to ja to mam w ogole p*** bo jestem kobieta, a do tego blondynka...

                  > nie jest już konieczne wyemigrowanie na stałe i ciągłe
                  > zmienianie miejsca pracy.

                  Jesli Twoim celem jest ciepla posadka gdzies w Polsce - to nie. W Polsce to
                  nawet nie warto nigdzie wyjezdzac, bo rozluzniaja sie kontakty towarzyskie, a
                  ogolnie wiadomo "blizsza koszula cialu" ;-(
                  Ale jak juz pisalam, nie o to mi chodzilo...

                  Po pierwsze,
                  > zarobki w nauce jednak wzrosły - niektórym wystarczaja te pieniądze,

                  Moze w Warszawie ;-) Mam kontakt z ludzmi z macierzystego insytutu, wzrost
                  zarobkow co najwyzej pokrywa inflacje, a i to nie zawsze.

                  szczególni
                  > e że można dorobić w szkołach prywatnych.

                  A w ktorych wyklada sie astrofizyke ? ;-(
                  Zreszta, wlasnie o to chodzi, ze ja nie chce *dorabiac*, ja chce godziwie
                  zarobic za wykonywana prace naukowa, ew. dydaktyczna. To jest jedna z przyczyn
                  niskiej jakosci polskiej nauki: ludzie bardziej zajmuja sie dorabianiem niz
                  badaniami naukowymi.

                  A jak ma się dorobek, wyjechać jako
                  > visiting profesor do niezłej uczelni, zrobić porządną kwerendę, zaliczyć parę
                  > konferencji i zarobić niezłe pieniądze.

                  I to jest wlasnie najczesciej przesladujacy mnie dowcip na zagraniczych
                  uczelniach: anegdotki o "uczonych" ze wschodniej Europy, co to sie przyjechali
                  na zachod *dorabiac*...
                  • flamengista zupełnie mnie nie przekonujesz... 10.01.06, 22:49
                    Jak masz faktycznie tak zajebiście, to czemu mnie o tym przekonujesz w
                    dłuugaśnym poście? Czemu piszesz oczywistości o rozwoju, pieniądzach? Przecież
                    wiadomo, że na zachodzie naukowcy mają ich więcej, to żadne odkrycie.

                    Tak, skype umożliwia Ci kontakt z rodziną? Super. Znajomych też masz przez
                    skype'a? Może też wódkę z nimi przez skype pijesz;) Proszę Cie o jedno - nie
                    wciskaj kitu. Kumpel też robi doktorat w Chicago, cała nasza paczka ma z nim
                    stały kontakt przez skype i gg. Przyjechał na parę dni do Polski i... to już
                    zupełnie inny człowiek. Zupełnie go nie poznaliśmy. To jest właśnie ten problem,
                    o którym piszesz i którego Ty usiłujesz pominąć.

                    Gratuluje Ci odwagi, szerokich horyzontów i ambicji. Ale nie wmawiaj tym, którzy
                    nie chcą rzucić wszystkiego w Polsce, że tacy jak Ty nie są. Że siedząc w Polsce
                    są skazani na naukową stagnację. Ciekawe - według Ciebie znajomości można
                    utrzymywać przez skype'a, a przez internet nie można prowadzić owocnej
                    współpracy badawczej... Trzeba być koniecznie na miejscu... Ja tu logiki nie widzę.

                    pzdr
                    • dunia77 Re: zupełnie mnie nie przekonujesz... 10.01.06, 23:24
                      > Jak masz faktycznie tak zajebiście, to czemu mnie o tym przekonujesz w
                      > dłuugaśnym poście?

                      Nerwy puszczaja i argumentow zaczyna brakowac... szkoda. Twoj post tez byl
                      dlugi, ale ja nie wynosze z tego wnioskow, ze cos innego jest krotkie ;-(

                      > Czemu piszesz oczywistości o rozwoju, pieniądzach?

                      Nie ja zaczelam pisac o pieniadzach...

                      > Proszę Cie o jedno - nie
                      > wciskaj kitu.

                      Jasssssne, bo Ty masz monopol na prawde absolutna :-/

                      > to już
                      > zupełnie inny człowiek. Zupełnie go nie poznaliśmy.

                      No popatrz. Ja (mieszkajac jeszcze w Polsce) spotkalam kolezanke, ktorej nie
                      widzialam czas jakis. W miedzyczasie urodzila dziecko. Zupelnie inny czlowiek,
                      zupelnie jej nie poznalam ;-(
                      Pisze "oczywistosci", bo Ty je pomijasz. Ludzie sie zmieniaja. Z roznych
                      powodow. Nie trzeba wyjezdzac za granice. Jakis czas nie widziana osoba zawsze
                      wyda nam sie obca.
                      To, co Ty postulujesz, to chyba siedzenie w jednej wsi (nawet takiej
                      milionowej)przez cale zycie, ot, urodzic sie i umrzec w jednym lozku. Czy to
                      jest dla Ciebie ideal zycia ? Jesli tak, nic dziwnego, ze sie nie dogadujemy.

                      Zreszta... moj brat mieszka na tym samym osiedlu, gdzie chodzil do podstawowki i
                      tez ma zupelnie nowych kumpli, a nie tych ze szkoly. Ludzie sie zmieniaja, drogi
                      sie rozchodza, wiezy sie rozluzniaja... Oczywistosci ? Pewnie tak, choc
                      widocznie nie dla Ciebie, skoro tak sie gorszysz, ze ktos nie chodzi co weekend
                      na piwo z kumplami z liceum... a to moim zdaniem raczej norma.

                      > Ale nie wmawiaj tym, którz
                      > y
                      > nie chcą rzucić wszystkiego w Polsce,

                      W wieku 24 latach z reguly ma sie malo do "rzucania". Chociaz, moze i nie. W
                      Polsce ludzie z wyzszym wyksztalceniem zaczynaja "wic gniazdo" srednio jakies
                      piec lat wczesniej niz na zachod od Odry. Stad wiec moze ta niechec do zmian.

                      > Ciekawe - według Ciebie znajomości można
                      > utrzymywać przez skype'a, a przez internet nie można prowadzić owocnej
                      > współpracy badawczej...

                      A Ty uwazasz dokladnie na odwrot, wiec co Ty wiesz o logice ;-)

                      > Trzeba być koniecznie na miejscu...

                      Wspolpracowac to sobie mozna nawet i z zielonymi ludzikami na Trytonie, zgoda.
                      Zeby jednak zdobyc nowe doswiadczenia trzeba ruszyc d***. Wiekszosc komisji
                      rekrutacyjnych na topowych uniwersytetach podziela taka opinie... ale nie sadze,
                      zebys musial sie kiedykolwiek o to martwic ;-(

                      Aha, ale o tej dyskryminacji polskich naukowcow za granica to mi cos ciekawego
                      napiszesz ? Bo moze mnie dyskryminuja, a nie zauwazam ?
                      • klee Ale i tak dziwny wniosek wyciągasz 11.01.06, 04:30
                        dunia77 napisała:

                        > > Jak masz faktycznie tak zajebiście, to czemu mnie o tym przekonujesz w
                        > > dłuugaśnym poście?
                        >
                        > Nerwy puszczaja i argumentow zaczyna brakowac... szkoda. Twoj post tez byl
                        > dlugi, ale ja nie wynosze z tego wnioskow, ze cos innego jest krotkie ;-(

                        Tak się przyglądam tej Waszej rozmowie i też mnie zastanawia, w jakim celu ją
                        rozpoczęłaś.
                      • flamengista koniec dyskusji:) 11.01.06, 11:40
                        Jeśli komuś puszczają nerwy - to chyba nie mnie:) Ja się całkiem nieźle bawię,
                        tylko zupełnie nie rozumiem - po co wogóle ze mną rozmawiasz? Chcesz mnie
                        wyciągnąć z naszego "polskiego zadupia" i ocalić od przeciętności naukowej? A
                        może sama chcesz się dowartościować, pisząc że inni są od Ciebie gorsi?

                        Ja swoje zdanie oczywiście mam, ale wolę po prostu zamilknąć. Do pewnego momentu
                        dyskusja z Tobą była prawdziwą przyjemnością i za nią dziękuję. A o dalszej
                        części rozmowy zapomnijmy...

                        Pozdrawiam serdecznie:)
      • klee Biel, czerń i wiele szarości, jak to w życiu 01.01.06, 15:45
        Według mnie jest wiele prawdy w tym, co piszesz, ale nie jest to na pewno cała
        prawda. Oczywiście Ci najlepsi nie muszą się zabijać o posadę, bo to prędzej
        uczelnie będą się zabijały o nich (choć nie wiem, czy tak jest w Polsce), zaś
        Ci najgorsi nie mogą liczyć na pracę gdziekolwiek. Poza nimi jest jednak
        jeszcze cała masa przeciętnych naukowców (osoby przeciętne są w każdej
        dziedzinie), o które nikt walczył nie będzie, a które jeśli będą o to zabiegać,
        zdobędą pracę w jakiejś przeciętnej szkole wyższej. To chyba zupełnie normalne.
        Dlaczego takie osoby nie miałyby się starać o zatrudnienie?
        • jancio.wodnik Re: Biel, czerń i wiele szarości, jak to w życiu 02.01.06, 00:05
          klee napisał:

          > Według mnie jest wiele prawdy w tym, co piszesz, ale nie jest to na pewno
          cała
          > prawda. Oczywiście Ci najlepsi nie muszą się zabijać o posadę, bo to prędzej
          > uczelnie będą się zabijały o nich (choć nie wiem, czy tak jest w Polsce),

          zabijaly się nie będą, ale szans jest

          zaś
          > Ci najgorsi nie mogą liczyć na pracę gdziekolwiek. Poza nimi jest jednak
          > jeszcze cała masa przeciętnych naukowców (osoby przeciętne są w każdej
          > dziedzinie), o które nikt walczył nie będzie, a które jeśli będą o to
          zabiegać,
          >
          > zdobędą pracę w jakiejś przeciętnej szkole wyższej. To chyba zupełnie
          normalne.

          Można być przeciętnym ksiegowym i dobrze na tym wyjść, ale w nauce nie warto
          być przeciętnym, podobną sytuację mają np. aktorzy i pisarze - albo jesteś
          świetny i masz się nieźle, albo walczysz o przetrwanie w branży skazując się na
          rolę popychadla i stan wiecznej frustracji - są ludzie którzy tak żyją, więc
          pewnie można....Są też ludzie którzy z tytulem dr odnaleźli się jako praktycy i
          wiedzie im się znacznie lepiej, okazjonalnie dorabiając np. w podrzędnej szkole
          wyższej.

          Nawiasem nie powiedzialbym że na miano przecietnego zasluguje np. ktoś kto
          uzbieral 3 punkty KBN przez cale studia doktoranckie, a są też doktorzy którzy
          nie mają żadnego dorobku (sic!)
          >
          > Dlaczego takie osoby nie miałyby się starać o zatrudnienie?
          >
          • klee Zawody walki 02.01.06, 00:16
            Warto, czy nie warto, to inna sprawa. Ja bym nawet powiedział, że to się mija z
            celem po prostu. Bo naukowiec z definicji powinien być jak najlepszy, po to
            jest, podobnie np. jak sportowiec wyczynowy czy pisarz, o którym piszesz. Tu
            się zgadzamy. Chciałem zwrócić uwagę na coś innego. Chodziło mi o to, że
            myślenie, iż wszyscy mogą i powinni być najlepsi jest pewną utopią. Zawsze będą
            szkoły kiepskie i przeciętne, muszą być, bez nich nie byłoby tych najlepszych,
            najbardziej prestiżowych. I siłą rzeczy muszą istnieć kiepscy i przeciętni
            naukowcy, którzy w nich pracują.
            • jancio.wodnik Re: Zawody walki 02.01.06, 01:52
              Zwracasz uwagę na oczywistość, a umknąl Ci dynamiczny aspekt calej sprawy - ci
              którzy dziś jako przeciętni znajdą sobie miejsce w trzeciorzędnych szkolach
              wyższych najdalej za 10 lat, kiedy dzisiejszy boom edukacyjny będzie juz tylko
              wspomnieniem, staną się bezrobotnymi gdyż ich "stabilne" miejsca pracy znikną z
              powierzchni Ziemi. Suma sumarum patrząc perespektywicznie - a tego można chyba
              wymagać od osoby deklarującej wyksztalcenie wyższe, niż wyższe - w tym momencie
              szukanie jakiejbądź posadki w edukacji jest kiepską inwestycją, albo decydujesz
              się dać z siebie maksimum jako naukowiec, albo idziesz do innej pracy. Spójrzmy
              co się dzieje na dolnych piętrach edukacji - nauczyciele nauczaina początkowego
              nie mają roboty, bessa w branży edulacyjnej sięgnie niebawem szkól wyższych,
              tych podrzędnych rzecz jasna, bo najlepsze się utrzymają. Jeśli ktoś chce
              zostać w przyszlości bezrobotnym nauczycielem akademickim to jego sprawa, dziwi
              mnie jednak że bądź co bądź światli ludzie bywają tacy krótkowzroczni.
              • klee Do czego zmierzasz? 02.01.06, 02:48
                Zwróciłem uwagę na oczywistość, bo ją pominąłeś, w Twoim ujęciu w ogóle tej
                kategorii szkół i ludzi nie ma, a oni istnieją przecież. I nie znikną nigdy,
                jak o tym piszesz, zawsze będą szkoły lepsze i gorsze, to rzeczywiście
                oczywistość.

                To nie mnie chyba umyka dynamiczny aspekt sprawy, jak to wdzięcznie określasz.
                To ty zakładasz tej dynamiki brak, jeśli stwierdzasz, że ludzie, o których
                piszesz, muszą zostać bezrobotnymi. Przecież oni mogą po prostu zmienić miejsce
                pracy, przekwalifikować się, może nawet w tym sensie, że zmienią miejsce pracy.
                Na tym moim zdaniem polega też owa dynamika, ich dynamizm. Pewnie w przypadku
                tej kategorii pracowników będzie się to wiązało z jakąś degradacją, ale jest
                możliwe, ba, konieczne po prostu. Na tym polega chyba ten dynamizm, że ci
                ludzie będą potrafili się dostosować do zmieniającej się sytuacji. Ja się na
                tym nie znam, ale ci, którzy się znają, twierdzą, że typowe dla współczesnego
                rynku pracy jest to, iż w ciągu całego życia zmienia się miejsce zatrudnienia
                wielokrotnie. Błędem więc ludzi, o których piszesz, nie byłoby chyba to, że
                chcą się zatrudnić w jakiejś szkole wyższej, która może upaść, tylko to, że
                oczekują, iż będą mieli stałą posadę, gdziekolwiek by się nie zatrudnili. No
                ale takie podejście to problem nie ludzie nauki, tylko ludzi (Polaków) w ogóle.

                Nie rozumiem, co sugerujesz. Jeśli kogoś nie chcą zatrudnić na dobrej uczelni,
                bo jest za słaby naukowo, to ma się z tym pogodzić, uznać, że się nie nadaje, i
                nie próbować gdzie indziej? Może tak zrobić, ale nie musi przecież. Ty uważasz,
                że ktoś taki powinien dać sobie spokój ze szkolnictwem wyższym i szukać
                zatrudnienia w innej branży. Dlaczego? Tego nie rozumiem. Bo mu tę szkołę,
                która go teraz zatrudni, w przyszłości zamkną? A innego zakładu pracy nie
                zamkną? Każdy ma prawo przecież do swoich wyborów.

                Wiedziałem, że po doktoracie nie mam większych szans na zatrudnienie, kiedy się
                nań wybierałem. Czy Twoim zdaniem powinienem w związku z tym z niego
                zrezygnować? Dlaczego? Chciałem się pozajmować nauką chociaż cztery lata, jeśli
                nie mogę całe życie (nie chciałbym zresztą całe życie), to chociaż tyle. Na
                inną pracę, inne prace raczej, mam jeszcze wiele lat. Nie rozumiem, czemu takie
                podejście miałoby być w jakiś sposób naganne.

                Krótkowzroczność jest chyba wtedy, kiedy się myśli, że wytrwa się na jakiejś
                posadzie do końca życia.
                • jancio.wodnik Re: Do czego zmierzasz? 02.01.06, 14:57
                  piszesz strasznie dlugie posty, pewnie jesteś humanista....wiesz może co to
                  abstrakt?
                  nie przeczytalem calego, ale mam wrażenie że kompletnie się nie rozumiemy

                  1. Nie uważam, że ktoś coś powinien albo nie powinien, każdy ma niezbywalne
                  prawo do zmarnowania sobie życia, doktorant też.
                  2. Wyrażam jedynie zdziwienie naiwną postawą wobec swojej kariery - jak by nie
                  bylo - światlych osób.

                  Postawa ta jest podobna do tego, co reprezentują sobą bierni i malo przezorni
                  studenci studenci myśląc o swojej przyszlej pracy: "jak znaleźć pracę po
                  studniach", czyli skończe studia i co dalej ze mną będzie?

                  W odróżnieniu od nich studenci aktywni i trzeźwo myślący o swojej karierze
                  zadbali o swoją przyszlość już w czasie studiów - praca, praktyki, aktywnieść w
                  różnych organizacjach, dodatkowe kursy, itd. itp. To wszystko dopiero przed
                  tymi mniej aktywnymi.

                  Student to tylko student, mlody jest jeszcze jest, ma szanse się poprawić, z
                  resztą studenci są mniej wyselekcjonowaną grupą niż doktoranci. Po czlowieku
                  który ma doktorat można spodziwać się jednak pewnej przenikliwości, jeśli jej
                  nie przejawia zasluguje na krytykę. Oglądanie się na ścieżki kariery starszych
                  kolegów nie ma sensu, ponieważ czasy się zmianily.

                  amen

                  • klee Marny, światły, lapidarny 02.01.06, 15:07
                    Uważasz za sensowne odpowiadać na post, którego się nie przeczytało? "Wyrażam
                    zdziwienie dla takiej postawy - było nie było - światłego człowieka, mam
                    nadzieję." Ale będzie lapidarnie tym razem, skoro tak łatwo się męczysz, a i
                    tego czytać oczywiście nie musisz. Każdy ma prawo do swoich wyborów również na
                    forum. ;-)

                    Wiesz, też uważam, że fajnie, jak ludzie są zaradni, przedsiębiorczy itp. Tacy
                    być powinni i taki chciałbym być ja, staram się być. Ale nie podoba mi się,
                    kiedy usiłujesz do wszystkich przystawiać jednen wzorzec, a tych którzy do
                    niego nie pasują, nie realizują go, jednoznacznie potępiasz.

                    Ad 2) Jak ktoś jest marnym naukowcem, to nie jest światły, nie? Więc się nie
                    dziw.

                    Tyle.
                    • jancio.wodnik wszystko, co się da powiedzieć 02.01.06, 15:16
                      da się powiedzieć krótko

                      1. Nigdzie nie napisalem, że odpowiadam na post. napisalem "mam wrażenie,
                      że....." to jest impresja, a nie odpowiedź na post
                      2. Nie napisalem, że że ludzie _powinni_ być jacyś tam.
                      3. Nie napisalem nic o ludziach w ogóle, tylko o doktorantach nieumiejętnie
                      kieujących swoją karierą.

                      P.S. Ad 2) pokazuje, że masz niezwykle wyśrubowane kryteria "czlowieka
                      światlego" jak takich wysokich wymagań ludziom nie stawiam.
                      • klee Chyba jesteś niezdecydowany 02.01.06, 15:22
                        Ad 1) Twój post znalazł się pod moim, na początku zwracasz się do mnie, więc to
                        jest wyraźnie odpowiedź, choćby i impresyjna, jeśli chcesz. ;-)

                        Ad 2) A ja to znalazłem i to w kilku miejscach.

                        Ad 3) Doktoranci to nie są ludzie?

                        To, czy ktoś jest światły, nie jest w moim rozumieniu zależne od jego
                        wykształcenia, podobnie jak to, czy jest mądry. Od wykształcenia przede
                        wszystkim wiedza zależy i pewne umiejętności.
                        • jancio.wodnik Re: Chyba jesteś niezdecydowany 02.01.06, 16:55
                          > Ad 3) Doktoranci to nie są ludzie?

                          każdy doktorant jest czlowiekiem - duzy kwantyfikator
                          niektorzy ludzie są doktorantami - maly kwantyfikator

                          Pisze o niektorych ludziach, nie o wszystkich. Czy naprawdę tak trudno to pojąć?
                          • klee Może jednak warto czytać, nim się odpowie 02.01.06, 17:17
                            Sprawiasz na mnie wrażenie wyniosłego człowieka. Najpierw potępiasz wybory,
                            których nie rozumiesz, teraz gadasz ze mną z pozycji tego mądrego. Nie, to, o
                            czym piszesz, nie tak trudno pojąć, jeśli skończyło się liceum, ale też ja
                            nigdzie nie napisałem, że mówiłeś o wszystkich ludziach, choć faktycznie część
                            zachowań, które przypisujesz doktorantom dotyczy wielu innych grup ludzi. Czy
                            to tak trudno pojąć (przeczytać)?
                            • jancio.wodnik Re: Może jednak warto czytać, nim się odpowie 03.01.06, 00:00
                              klee napisał:

                              > Sprawiasz na mnie wrażenie wyniosłego człowieka.

                              nie mailem zamiaru Cie urazić

                              a spór ten uważam za beprzemiotowy i moje weń zaangażowanie jest raczej
                              średnie... w końcu to tylko forum

                              dziękuję, że uczynileś swoje posty bardziej przyjazdnymi czytelnikowi poprzez
                              ich skrócenie


                              Najpierw potępiasz wybory,
                              > których nie rozumiesz, teraz gadasz ze mną z pozycji tego mądrego. Nie, to, o
                              > czym piszesz, nie tak trudno pojąć, jeśli skończyło się liceum, ale też ja
                              > nigdzie nie napisałem, że mówiłeś o wszystkich ludziach, choć faktycznie
                              część
                              > zachowań, które przypisujesz doktorantom dotyczy wielu innych grup ludzi. Czy
                              > to tak trudno pojąć (przeczytać)?
                              >
                              • klee Zasada Kooperacji 03.01.06, 00:43
                                jancio.wodnik napisał:

                                > nie mailem zamiaru Cie urazić

                                I nie uraziłeś. Niby dlaczego miałbyś? To już prędzej ja mógłbym - swoją
                                bezpośredniością.

                                > a spór ten uważam za beprzemiotowy i moje weń zaangażowanie jest raczej
                                > średnie... w końcu to tylko forum

                                No popatrz, jak się można pomylić. Mnie się zdawało, że z pewną zaciętością
                                forsujesz swoje stanowisko, mimo że - tu znów wybacz - bez przekonujących
                                argumentów.

                                > dziękuję, że uczynileś swoje posty bardziej przyjazdnymi czytelnikowi poprzez
                                > ich skrócenie

                                Proszę bardzo. To się nazywa stosowanie do jednej z reguł Zasady Kooperacji
                                (językowej) brzmiącej: "bądź zwięzły". Niestety bycie zwięzłem, jak już
                                wcześniej słusznie zauważyłeś, nie leży w mojej naturze, więc nadal będę
                                zapewne pisał długie, rozwlekłe posty, do momentu aż ktoś mi znowu zwróci
                                uwagę. Wtedy, jeśli zechcę być dla niego miły, być może znów się opamiętam i
                                postaram kooperować... na chwilę. :-]

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka