rilian 21.11.05, 14:01 rebornie, stań do walki na miecze świetlne i pokaż co umiesz. uzasadnij nieprzydatność humanistów i ich badań. napisz coś więcej, niż tylko luźne skojarzenia czynności pewnie ci bliskich... Odpowiedz Link Obserwuj wątek Podgląd Opublikuj
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 15:00 Ach co mi tam... mam ochote dzis sie podraznic z kims... Zacznijmu od tego ze w krajach anglosaskich jest wyrazny podzial na sciences and humanities... co dosc jasno odzwiarciedla podzial na nauke i... Jezeli chodzi o przydatnosc to najlatwiej udowodnic istnienie czegos przez podanie przykladu... bo raczej ciezko jest udowodnienie nieistnienia czegos. Wiec proponuje zeby ktos udowodnil przydatnosc humanistow przez podanie konkretnego kontrprzykladu (co mysle ze nie badzie trudne). Nieco trudniejsze bedzie pokazanie ze humanisci to naukowcy... no wiec pilka jest po waszej stronie kortu... Odpowiedz Link
r.richelieu Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 16:26 > Zacznijmu od tego ze w krajach anglosaskich jest wyrazny podzial na sciences > and humanities... co dosc jasno odzwiarciedla podzial na nauke i... i.. człowieczeństwo? Spróbuj żyć bez swojej świadomości w świecie maszyn entej generacji Odpowiedz Link
treborrr Odpowiadam 21.11.05, 16:48 Skończyłem filogię polską. I cóż? I nic. Byłem chyba jedyną osobą na roku – a było nas ze 120 – która wszystko czytała, jak kazali, a nawet więcej. I co? I nic. Praca, referaty... Bodajbym napisał nie wiem jak wspaniałą książkę, to czy ona coś zmieni? Widziałem ich tysiące. Jak brałem z półek w czytelni, to były wśród nich i takie z lat 50-tych, których jeszcze nikt nie rozerwał (edytorzy i miłośnicy starych książek i poligrafowie wiedzą, o co chodzi). A tymczasem kolega mojego kolegi z roku - architekt - buduje jakieś gmachy, piękne uniwersyteckie budynki itp. Inni konstruują jakieś superszybkie rdzenie do procesorów, a ja co mogę? Kilka literek napisać. A wolałbym skonstruować jakiś superancki gaźnik, na widok którego Japońcy od Mikuni wywaliliby gały na wierzch, albo opracować materiał na pasek klinowy, który można by wymienić nie co 50 tys. km., ale po 200 tys. Bo co po humanistach? Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 16:56 Dlaczego od razu maszyny... kolega sfrustrowany i za miecz w zlosci porywa? A gdzie sie podzialy nauki jedi??? Przeciez sciences to takze astronomia, biologia, czy psychologia. Odpowiedz Link
treborrr Odpowiadam jeszcze – cz. 2 dla niepoznaki wyżej 21.11.05, 16:53 1. Mam wymianę pionów kanal. - bo żeliwne rury po 30 latach zardzewiały. I mam przechlapane cztery dni, a potem syf w mieszkaniu. A gdyby ktoś opracował jako doktorat żeliwo nierdzewne te 30 lat temu, to wymianę miałbym za np. 20 lat. Tu humanista może tylko coś powiedzieć na temat „Próchna” Berenta albo Kanału Wajdy. 2. Bo jakiś człowiek nie wymyślił 21 lat temu plomb utwardzanych UV, tylko tłukł amalgamatowe. Więc jak mi się sypnęły, to naraz. A te utwardzane UV od 7 lat się trzymają świetnie. Setki tysięcy Polaków ozłociłoby 30 lat temu polskiego wynalazcę metariału na plomby UV. Co tu poradzi humanista? Odpowiedz Link
tsunami05 plomby i rury 21.11.05, 17:45 treborrr - mnie dentystka mówiła w sobotę, że amalgamatowe plomby sa najtrwalsze - ich okres półtrwania wynosi 50 lat, tylko trzeba je umieć dobrze zakładać. Nie mówiła tego dlatego, ze mi amalgamat zakładała - zakładała normalną światłoutwardzalną plombę - połowa wypłukuje się po 5 latach... 10 razy krócej. To nie wina opóźnienia naukowców. Moze zatem nie tyle mniej nieciekawych prac naukowych tylko lepsze nauczanie na uczelniach zawodowych - żeby stomatolog nie partaczył. Co do rur - wymyślono miedziane - rewelacja, tylko drogie cholerstwo :))) Ale generalnie zgadzam się z tobą - większość prac humanistycznych niestety nie jest kamieniem milowym nauki. Część osób robi doktorat dla siebie, własnej satysfakcji, chce pracować na uczelni itp. Ale mało kto się do tego przyzna. Część też swięcie wierzy w przydatność swych odkryć. Może to i lepiej? Odpowiedz Link
krysiulka Re: plomby i rury - do chemików 22.11.05, 13:17 treborrr - mnie dentystka mówiła w sobotę, że amalgamatowe plomby sa najtrwalsz > e - ich okres półtrwania wynosi 50 lat, ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ CZEGO???? ROTFL :))))))))) www.vertis.pl Wielkoformatowe odbitki przez internet - bardzo tanio! Odpowiedz Link
sunday Ach, DOKŁADNIE to samo... 23.11.05, 14:10 > Ale generalnie zgadzam się z tobą - większość prac humanistycznych > niestety nie jest kamieniem milowym nauki. Część osób robi doktorat > dla siebie, własnej satysfakcji, chce pracować na uczelni itp. Ach, DOKŁADNIE to samo dotyczy doktoratów z nauk technicznych... Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 17:37 A tak na marginesie moj kolega z ogolniaka, ktory konczyl jakis tam wyjatkowy program dla uzdolnionych humanistow na UW teraz pracuje pakujac jakies paczki w Anglii... Odpowiedz Link
rilian moc pierwsza: pchnięcie 21.11.05, 18:14 trebor wystąpił tu z atakiem na jedi studiującego przydatność pomników. powiedz mi, drogi filologu, ile pomników papieża widziałeś i jakie na tobie zrobiły wrażenie? poświęciłem kilka lat, przejechałem kilkanaście tysięcy kilometrów i dioptrię oka prawego na głośne wyartykułowanie zarzutów przeciwko nim. nie chcę przed wnukami wstydzić się ze sztuki, którą tworzyło moje pokolenie i pokolenie moich rodziców. udało się, mam wpływ na jej kształt, mizerny, bo mizerny, ale zauważalny. a sztuka... sztuka jest czymś, bez czego możnaby się w życiu obejść, ale cóż to byłoby za życie... Odpowiedz Link
node Re: moc pierwsza: pchnięcie 21.11.05, 21:07 Nie jestem filologiem, ale przyznam ze nie widze jakiegokolsiek zastosowania twoich studiow tych pomnikow. Kiedys stawiano pomniki Stalonowi teraz Papiezowi... za iles lat beda stawiac nastepnemu. Powiedz mi, czy przynajmniej w twojej pracy zadales pytanie dlaczego te pomniki powstawaly? Dla mnie takie 'badania' to nie jest nawet nauka. Z cala powaga i bez ataku personalnego... ty przynajmniej miales na tyle oleju w glowie zeby zostac gwiazda mediow. To sie liczy ci bardzo na plus. Odpowiedz Link
rilian moc druga: przyciąganie 21.11.05, 21:18 oczywiście, nie jest nauką analizowanie wierszy mickiewicza ani dramatów słowackiego. nauką nie jest interpretacja obrazów gierymskiego ani poglądów na sztukę michelangelo. nauką nie są dywagacje a temat stanów duszy człowieka i społeczeństwa... byli już cesarze wydający edykty przeciwo poetom, historykom i filozofom. były już takie pomysły od których mi się jeżą włosy... cóż. badania moje nie miały na celu OPISANIA pomników jana pawła 2. w mojej pracy odpowiedziałem oczywiście, jak wyglądają, jaki mają kształt, ale również: 1) DLACZEGO stawiamy te pomniki, 2) dlaczego są tak NIEDOBRE, 3) jak mogą powstawać UDANE dzieła, 4) jakie pomysły warte są REINTERPRETOWANIA, 5) jakie są PATOLOGIE w badanym przeze mnie zespole dzieł i procesie ich powstawania... etc etc... oczywiście, po śmierci papieża wytworzyła się otoczka medialna, i super, bo może dzięki temu nowi pomysłodawcy zechcą w większym stopniu nie zatrudniać nieudaczników, może częściej będą organizowane konkursy, już w tej chwili jest szansa na ciekawsze i mądrzejsze pomniki... moja praca na coś się przydaje. moim marzeniem jest, aby nikt nie przyrównywał pomników JP2 do pomników Stalina... Odpowiedz Link
tsunami05 Re: moc druga: przyciąganie 21.11.05, 21:36 Hmmmm - pozostaje się cieszyć, że istnieją na swiecie idealiści - tak dla równowagi. Sama do nich należę w pewnym stopniu. Odpowiedz Link
node Re: moc druga: przyciąganie 22.11.05, 01:34 ok, piekne te punkty 1-5... uno problemo... jak sprawdzisz, ze twoje teorie adresujace to 5 punktow sa prawdziwe? Jak je skonfrontujesz z rzeczywistoscia. Jak zdefiniujesz czy dzielo jest UDANE czy nie? Jakich kryterii uzywasz by ocenic ze pomnik jest NIEDOBRY? A tak na marginesie twojego marzenia... to ten sam typ ludzi, ktory stawia pomniki... i czy to jest JP2 czy Stalin ma juz drugorzedne znaczenie. Odpowiedz Link
treborrr Re: moc pierwsza: pchnięcie 22.11.05, 09:35 Widziałem pewnie ze dwa i nie uczyniły na mnie żadnego wrażenia. Nawet nie pamiętam w jakich są miastach. Jeżdżenie po wszystkich uważałbym za stratę czasu. Sorry, niczego nie umniejszając św. Ojcu Świętemu, ale za kasę na postawienie tych pomników i na wycieczki po nich można by nakarmić trochę dzieci z domów dziewcka. Może trochę to trąci demagogią SLD-owską (to pozór, bo mam poglądy prawicowe), ale sorry, z kupy kamieni pożytek żaden. Odpowiedz Link
gregor_1976 Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 10:11 Node, ten przyklad zupelnie o niczym nie swiadczy, przeciez dobrze o tym wiesz. Moja kolezanka z roku (jestem po biologii), zdolna dziewczyna, pracuje w kasie banku. Moze Twoj kumpel pakuje paczki z wyboru, bo dobrze mu za to placa? Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 13:36 Wolne zarty, od kiedy za pakowanie dobrze placa. Wyjechal za chlebem do Anglii tak jak wielu teraz wyjezdza z Polski... smutne ale prawdziwe. Odpowiedz Link
gregor_1976 Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 15:53 No dobra, moze za pakowanie placa mu lepiej, niz za prace w zawodzie - o to mi chodzilo. Odpowiedz Link
krasnoludek_zadyszek Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 20:25 Wybaczcie, ja nie mam zamiaru udowadniać, że nie jestem wielbłądem, że kultura duchowa - sztuka, literatura, historia itp. oraz badanie tych dziedzin uczy nas wiele o ludzkości, rozwija, pogłębia. Nie mam też wyrzutów sumienia, że nie wynajdę lekarstwa na AIDS czy najlepszego mikroprocesora, i wbrew temu uważam, że mój doktorat będzie miał sens. ________ Multo praestat dedolare sine amore, quam amare, si non possis dedolare. Odpowiedz Link
rilian Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 20:51 też zaczynam się czuć jak wielbłąd. posługując się "logiką" node należałoby poprosić ją o udowodnienie, że jest np: 1) zwierzęciem obdarzonym duszą, 2) naukowcem... prosimy! prosimy o konkrety! Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 23.11.05, 15:09 Po pierwsze node to on a nie ona. Po drugie nie udowodnie ze jestem zwierzeciem obdarzonym dusza, bo twierdze ze nie da sie udowodnic istnienia duszy, wiec na razie klasyfikuje sie tylko jako zwierze... co najwyzej zdolne do wytwarzania kultury. Po trzecie, publikujac w dobrych journal'ach naukowych, bywajac na miedzynarodowych konferencjach, konczac formalnie wymogi otrzymania Ph.D., posiadajac w swoim resume pare pozycji zawodowych z tytulem 'research/researcher' mam prawo uznawac sie za naukowca. Odpowiedz Link
sunday Większa część z nas... 23.11.05, 16:05 > Po trzecie, publikujac w dobrych journal'ach naukowych, bywajac na > miedzynarodowych konferencjach, konczac formalnie wymogi otrzymania > Ph.D., posiadajac w swoim resume pare pozycji zawodowych z > tytulem 'research/researcher' mam prawo uznawac sie za naukowca. Większa część z nas, a przynajmniej ci, którym udało się zrobic doktorat za granicą, może w CV umieścić "dorobek" podobny do Twojego. Niezależnie od dziedziny doktoratu. Odpowiedz Link
node Re: Większa część z nas... 23.11.05, 16:12 Oczywiscie, bo bedac doktorantami jestesmy naukowcami... przynajmniej ci z dziedzin 'scislych'. To bylby jakis koszmar, gdyby wiekszosc tutaj nie miala podobniego 'dorobku'... Odpowiedz Link
sunday Re: Większa część z nas... 23.11.05, 16:31 Podobny do twojego "dorobek" ma KAŻDY doktorant, również ten "humanistyczny". A przynajmniej ci doktoranci, którym udało się wyjechać na doktorat za granicę i ich uczelnię/instytut stać na wysyłanie ich na międzynarodowe konferencje. Odpowiedz Link
node Re: Większa część z nas... 23.11.05, 17:19 hola hola... nie zgodze sie ze lingwista jest naukowcem, nawet jezeli lingwistyczne konferencje nazywaja sie 'naukowymi' Ok.. teraz naprawde wsadzilem kij w mrowisko ;o) Odpowiedz Link
klee Teza o zbyt wysokim stopniu ogólności 23.11.05, 20:34 Z pewnością nie każdy lingwista jest naukowcem. Tylko tyle. Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 23.11.05, 15:11 Poglebia, rozwija, bardzo wazna... yada yada... a moze ktos da konkret, dlaczego cieki niemu swiat jest chocby o drobine lepszy... Odpowiedz Link
chigliack Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 23.11.05, 15:51 Bez humanistyki byłby duuuuużo gorszy... Odpowiedz Link
jonasz14 Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 19:06 Oj prawda prawda bolesna z tymi humanistami.....O ile studia humanistyczne to nie filologia np angielska, niemiecka czy inna chodliwa to wedlug mnie tsrata czasu....znam mnostwo przypadkow bezrobotnych po studiach humanistacznych. Inzynier sie zawsze gdzies wywinie, ma inne podejscie do rzezcywisctosci, bardziej pragmatyczne i zto sie przklada takze na umiejetnosc poruszania sie po rynku pracy. Do tego dochodzi wyraznie wieksze zapotrzebowanie na inzynierow wszedzie.......bo co zrobi np filoiog polski za granica? co tam bedzie robil??? komu potrzebne takie wyksztalcenie? Treborr podjal wazny watek i myse ze ma duzo racji. Odpowiedz Link
margojan Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 21:04 A ja sobie myślę ż4e na kazdym wydziale bywaja idiotyczne badania, nikomu później niepotrzebne i nieprzydatne...Także na politechnice i innych pokrewnych...Może i moja, bardzo humanistyczna praca, nikomu potrzebna, oprócz mnie samej nie będzie... Cóż, czyżbym nie była warta sama dla siebie pewnwgo wysiłku..? A jednak smaków życia, miłości, poswiecenia czy zrozumienia uczymy sie od tych "nikomu niepotrzebnych i niepraktycznych humanistów", od pisarzy poważnych i nie... Z baśni i bajek, nawet tych o kotku, co palił fajkę... Zycie wszystkich dookoła jest dla nas narracją... Bez opowieści, choćby grafomańskich, i nasze życie by nie przetrwało dla nikogo... Nawet dla naszych dzieci... Życie i świat jest opowieścią, a to, że tego nie dostrzegamy, to tylko dowód na to, że jesteśmy potrzebni. My, humaniści,jestesmy lustrami... Inni, zapatrzeni w siebie, dostrzegaja swoje odbicia zapominajac o lustrach - a przecież nie znaliby siebie bez luster. PS. I płaca nam jak lustrom...marnie...dobrze, że niektórym sie jeszcze chce. Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 21:34 Oczywiscie ze wszedzie bywaja idiotyczne badania. Ale nie w tym problem. Po pierwsze czy przedmoity humanistyczne sa nauka? Popelniasz wielki blad sugerujac ze wrazliwosci uczymy sie z badan humanistycznych czy czytajac odpowiednie lektury. To nie tak, nasza wrazliwosc nie ma nic wspolnego z tym czym sie zajmujemy. Nie sadze, ze uczylem sie wrazliwosci od humanistow Odpowiedz Link
margojan Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 21.11.05, 22:52 Nic ci tutaj nie wciskam... Dzielę sie swoja refleksją. I wcale nie chodzi mi o konkretnych humanistów, ale o tę dziedzine zycia, kultury i nauki. Bo jednak humanistyka nauką jest. A ze posluguje sie inną metodologią badawczą... To kwestia narzędzi. Jak nazwa wskazuje humanizm to nauki o dziedzinach ludzkich, a one jako takie dotyczą wszystkich ludzi. I jednak pozwole sobie niezgodzić się z tobą.. Wrażliwości rzeczywiście uczymy sie poprzez lektury.. Tyle,że niekoniecznie z pierwszej ręki. CZęsto przetworzone w matczynych historiach, naukach w kościolach lub filmach... Czy nawet grach komputerowych. Wdzierają sie do swiata ludzi poprzez osiagniecia psychoanalizy, mity,artykuły w gazetach, teksty nawet grafomańskie, a jednak czytane... Opowieści nie reprezentują tylko konkretnych historii, lecz pewien typ kultury do której należymy. To humanizm zapoczatkował historię i to jego koniec przyniesie jej kres. PS. Nie jestem pewna czy Gretkowskiej naprawde placą tak dobrze...Czyli tyle ile jest warta. Lecz w tym nurcie myślenia wnioskuję,że najwięcej warci są w Polsce politycy i prezesi spółek...Gratuluję wszystkim politykom! Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 01:28 Zgoda ze metodologia jest inna... ale zeby mnie przekonac musisz podac jakies konkrety i pokazac ze ta metodologia jest naukowa. Zacznijmy od tego ze to co nazywasz lekturami bardziej odpowiada legendom... prawde mowiac brakuje mi tu odpowiedniego terminu antropologicznego, antropologiczne podreczniki czytalem troche czasu temu i to nie po polsku. Ale to o czym piszesz tak naprawde zajmuje sie antropologia, ktora o ile pamietam nie podpada pod nauki humanistyczne a spoleczne. A to duza roznica, bo rzeczywiscie tam sa metody naukowe, mimo ze powszechnie to wlasnie antropologie uznaje sie za pogranicze nauki i 'humanities'. "To humanizm zapoczatkował historię" Odpowiedz Link
rilian Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 20:48 node, kim ty jesteś i czym się zajmujesz? bo w spisie nie figurujesz, a jestem ciekaw, gdzie się takie idee wykluwają... Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 23.11.05, 15:03 > node, kim ty jesteś i czym się zajmujesz? bo w spisie nie figurujesz, a jestem > ciekaw, gdzie się takie idee wykluwają... Chcesz wiedziec, po to by sobie wytlumaczyc SOBIE moja ulomnosc? Jak tak to ci nie powiem. Odpowiedz Link
margojan Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 22.11.05, 21:29 Do licenji na madrość sie nie przyznaję - ale mam wrażenie, że ty już odkryłeś jej żródła? Jestem literaturoznawcą i opowieści i ich formy są przedmiotem moich badań. Nieantropologicznych. Zeby zaczęła się historia / jako Historia, to ty żądasz trzymania się ścisłej, naukowej terminologii/ nie wystarczy istnieć... Potrzebna jest samoświadomość istnienia, autorefleksja i...zapis. Na pewno opowieść. My ją tworzymy... Nawet tę dotyczącą dinozaurów. I dlatego jak wymrzemy... to wiesz, historii już nie będzie./Chyba,że pojawią się zielone ludziki kontynuujące dzieło...humanistów./ Co do zarobków wyrażających wartość pracy...Rozumiem, że nie uznajesz wartości malarstwa..choćby Vincenta van Gogha, Paula Gauguina. Cóż, zmarli w nędzy robiąc to co lubili. A kochasz Picassa...? Pomimo rożnicy poglądów serdecznie pozdrawiam. Odpowiedz Link
node Zaraz, zaraz... 23.11.05, 15:01 margojan, Zeby bylo jasne nie kwestjonuje przydatnosci kumanistow per se, ale sadze ze to co robicie nie jest nauka. I nie wszystko musi byc. Nie o to chodzi ze nie uznaje wartosci malarstwa bo uznaje, za kazdym razem jak patrze na obrazy Savladora Dali to mnie fascynuja, zachwycaja wielowymiarowoscia. Ale to nie znaczy ze kocham zadnego malarza... bo slowo kocham rezerwuje dla innych uczuc, a jezeli chodzi o fascynacje osobami... well ludzie sa tylko ludzmi i przesadne uwielbianie nie jest w mojej naturze. Mysle ze humanisci przeceniaja role czlowieka... dinozaury byly i to czy poziej czlowiek wytworzyl kulture czy nie nie zmiania w zaden sposob tego faktu w nawet najmniejszym stopniu. Zajmujesz sie swiadomoscia i historia przekazywana z pokolenia na pokolenie... dobrze... ale nie zapominaj ze to tylko czesc, bardzo mala czesc rzeczywistosci. Do tego te opowiesci sa tylko odzwierciedneniem rzeczywistosci, zupelnie zdeterminowana przez nasza materialnosc. Sa przeinaczone przez nasze pragnienia i slabosci. Nie odzwierciedlaja swiata na tyle na ile odzwierciedlaja nasz wyobrazenie o nim. A tego wiekszosc humanistow stara sie nie przyjmowac do wiadomosci. Odpowiedz Link
margojan Re: Zaraz, zaraz... 23.11.05, 21:14 >Mysle ze humanisci przeceniaja role czlowieka... Hmmm...Jeżeli cokolwiek może mieć sens naukowy bez człowieka....? JUŻ WIEM!! To ty sam jesteś tym zielonym typkiem i czekasz na nasze miejsca pracy!!! Odpowiedz Link
malwaaa Re: Zaraz, zaraz... 23.11.05, 21:52 Wątek zaczyna przypominać dyskusję na temat wyższości świąt wielkiej nocy nad świętami bożego narodzenia. Zarówno humaniści, jak i "ściślaki" są nam do życia niezbędnie potrzebni. Jedni nie mogą funkcjonować bez drugich. Howgh. Odpowiedz Link
chigliack Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 23.11.05, 13:21 > O ile studia humanistyczne to > nie filologia np angielska, niemiecka czy inna chodliwa to wedlug mnie tsrata > czasu... Niekoniecznie. Pracuje w firmie rekrutacyjnej i często zdarza się, że szukamy osób z jakimś "dziwnym" językiem np. ostatnio z... hebrajskim! (Choć faktycznie, angielski to podstawa). Myślę, że przyczyny radzenia sobie jednych i nieradzenia innych na rynku pracy leżą ZUPEŁNIE GDZIEŚ INDZIEJ niż w typie odebranego wykształcenia (choć bez znaczenia ono nie jest). Dobry i kreatywny filolog polski poradzi sobie, za granicą (o ile zna angielski) też, a kiepski informatyk nie. Odpowiedz Link
flamengista o potrzebności humanistów:) 24.11.05, 10:52 To może ja też włącze się do dyskusji. Odpowiadając node, postaram się udowodnić przydatność nauk humanistycznych. Na początku krótki rys osobisty - jestem ekonomistą, kierunek ten wybrałem przede wszystkim w oparciu o doświadczenia rodzinne. Ojciec, matka są humanistami pracującymi na uczelni. Babcia jest po fililogii. Tylko dziadek jest fizykiem. Na ich przykładzie doszedłem do wniosku, że humanistów w Polsce się nie ceni. Stąd ekonomia, a nie np. historia czy socjologia. Jednak podczas studiów zdecydowałem się podjąć drugie - humanistyczne studia - bardziej dla rozrwyki niż z prawdziwego przekonania. I to było przełomowe odkrycie! Zobaczyłem, jak bardzo poszerzyły mi się horyzonty naukowe. Ekonomia bez wsparcia nauk humanistycznych robi sie zaściankowa, ograniczona jedynie matematyką i ślepą wiarą w ułomne modele teoretyczne. Przyszłość nauki - można to tłuc bez końca - to podejście interdyscyplinarne. Postęp w danej dziedzinie najłatwiej osiągnąć, patrząc na to, jak przedstawiciele innych dyscyplin krytykują nasze podejścia. W przypadku ekonomii szczególnie cenne jest zdanie historyków czy socjologów, a także psychologów. No, troche się rozpisałem, ale mam nadzieję, że dość jasno przedstawiłem mój punkt widzenia... Odpowiedz Link
treborrr Re: o potrzebności humanistów:) 24.11.05, 15:09 Dobrze, że nie napisałeś „poparłem mój wywód” :–) --- Nigdy nie twierdziłem „won z humanistami”. Pewna wiedza humanistyczna jest niezbędna „ścisłowcom” – temu absolutnie nie zaprzeczam. Tyle że nigdy nie dam się przekonać, że mamy taki sam pożytek z profesora który zajmuje się badaniem właściwości syntaktycznych i semiotycznych przysłówków prasłowiańskich, ile z profesora, który zajmuje się badaniem szczepionek na grypę. Odpowiedz Link
flamengista Re: o potrzebności humanistów:) 24.11.05, 20:43 napisałeś: "nigdy nie dam się przekonać, że mamy taki sam pożytek z profesora który zajmuje się badaniem właściwości syntaktycznych i semiotycznych przysłówków prasłowiańskich, ile z profesora, który zajmuje się badaniem szczepionek na grypę". No, ale to skrajny przykład. Równie dobrze można stwierdzić, że bardzo potrzebny jest profesor socjologii, ekspert w dziedzinie badań procesu asymilacji (w obecnej Europie asymilacja muzułmanów to konieczność), natomiast profesor towaroznawstwa-chemik, specjalizujący się w jakości mleka koziego jest bezużyteczny. Pewna wiedza humanistyczna jest konieczna ścisłowcom, ale i humanistom potrzebne są narzędzia z nauk ścisłych - np. statystyka dla socjologów czy psychologów społecznych... Obie grupy dyscyplin nie mogą sie obejść - jedna bez drugiej! Odpowiedz Link
klee Treborrrze, Kolego po fachu ;-] 22.11.05, 22:45 To właściwie odpowiedź na Twój post znajdujący się tutaj: forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=16566&w=32243646&a=32292490 , ale w związku z tym, że cały ten wątek powstał w zasadzie jako odpowiedź na powyższy, piszę tutaj. Mizerne masz chyba pojęcie o tym, jak funckcjonuje nauka, co? Jakieś usprawiedlienie może stanowić fakt, że ukończyłeś filologię polską, jak pisesz, a na tym kierunku trudno poznać, czym jest nauka i jak działa. Ale po co w takim razie zabierasz głos? To już trudniej mi sobie wytłumaczyć. Sprawa pierwsza - rozwój nauki, jej postępy dokonują się powoli, krok po kroczku i są to postępy mikroskopijne, niezawuażalne (vel nieistotne dla ogólnego rozwoju), jeśli traktować je pojedynczo. Sprawa druga - doktoraty nie powstają po to, by rewolucjonizować naukę, dokonywać podczas pracy na dnimi wiekopomnych odkryć, czy wdrażać wynalazaki poswujące nasz rozwój cywilizacyjny o dwie dekady naprzód. Doktorat jest po to, by rzeczowo i skrupulatnie opisać część, jakiś niewielki, niewielki niezmiernie fragment rzeczywistości lub by udowodnić w sposób wyczerpujący i przekonujący, niepozostawiający wątpliwości jakąś tezę, najlepiej jedną właśnie, jeśli chce się to zrobić dobrze. A wszystko po to, by lepiej rozumieć otaczający nas świat. Proste, nie? Sprawa trzecia - jednostki, które rewolucjonizują jakąś dziedzinę nauki swoimi wynalazkami lub stworzeniem nowej, obiecującej teorii lub metody badań danej dyscypiny są incydentalne i na jedną osobę, która czegoś takiego dokona, przypada ogromna liczba zwykłych szaraczków-rzemieślniczków, którzy robią swoje i robią to rztelenie lub na odwal się. Poza tym to, że ktoś jakiegoś przewrotu w nauce dokona, z reguły nijak się ma do jego doktoratu, to kwestia talentu, daru bożego, wpadnięcia na pomysł, a więc rzecz od dłubania w pracy niezależna. Sprawa czwarta - jest wielu naukowców, których rozprawy habilitacyjne stanowią przełom w ich dziedzinie, a o ich doktratach nikt nic nie słyszał, bo marne były. Okazuje się jednak po latach, że warto było, aby pieniądze podatników były przeznaczone na powstanie takiego właśnie doktoratu, bo bez niego nie byłoby dalszej części. Sprawa piąta - to, że ktoś coś wypracował coś genialnego, okazuje się często pod koniec jego życia, bo to wychodzi w praniu, czy inaczej - składają się na to wszystkie jego prace powstałe w ciągu całego życia. Sprawa szósta - nauka i zastosowanie jej osiągnięć to dwie różne sprawy, nauka nie ma być pragmatyczna, uprawianie nauki i życie to dwie różne sprawy, które łączyć należy tylko w określonych przypadkach. Jeśli kierowalibyśmy się wyłącznie pragmatyką, ewentualnym zastosowaniem naszych osiągnięć, w celu ułatwienia sobie życia, wielu zjawisk i rzeczy niegdy byśmy nie opisali i nie poznali. Człowiek uprawia naukę, żeby zaspokoić potrzebę poznawania, zdobywania wiedzy, podobnie jak uprawia sztukę, żeby zaspokoić potrzebę piękna, wzniosłości, wzruszeń. To są potrzeby, którą świadczą o naszym człowieczeństwie. Jeśli tego nie chwytasz, jeśli tego rodzaju potrzeby są Ci obce, to... nie powiem, że jesteś mniej człowiekiem, ale jesteś człowiekiem inaczej albo innym. I nie rozumiem, czemu potępiasz coś tylko dlatego, że tego nie rozumiesz. Ja też nie uważam (mówiąc w dużym uproszczeniu), aby dziedziny humanistyczne stanowiły część nauki jako takiej, ale to nie znaczy, że należy zarzucić ich uprawianie. I powiem, że czuję się nieswojo, kiedy muszę takie rzeczy tłumaczyć humaniście. Nie uważam oczywiście, że ludzie nie mają prawa wyznawać takich poglądów jak Ty, ale na pewno nie powinny być one obce humanistom. Bo to trochę tak jakby pacyfista uważał, że wojna jest OK. To chyba jakiś błąd i porażka systemu, że ktoś otrzymuje magisterium z dziedziny humanistycznej, kiedy to idee humanistyczne są mu obce i ich nie chwyta po prostu. Teraz pytanie. Jeśli ktoś wpada na genialny pomysł, stawia jakąś kontrowersyjną ale obiecującą, bardzo istotną dla ludzkości (o ile się potwierdzi) hipotezę, ale ktoś zupełnie inny jej dowodzi, to kto z tej dwójki jest według Ciebie tym geniuszem, na którego prace warto łożyć z podatków? A jeśli to dowodzenie rozkłada się na 1.000 osób, to kto w takim przypadku? Dla Ciebie pewnie nikt, bo jeśli wziąć jeden z tysiąca, to uznać przyjdzie, że to w ogóle niczego nie dowodzi, nie wnosi. Ktoś pisze o pomnikach Jana Pawła II? Ja sam nie chciałbym czegoś takiego robić z wielu powodów, ale będę bronił czyjegoś prawa do zajmowania się tym. I z zaciekawieniem sięgnę po tę pozycję, kiedy już powstanie. Dlaczego? Dlatego że w moim mieście jest jeden zupełnie koszmarny moim zdaniem, obrażający wręcz tego, kogo ma przedsatwić, tego rodzaju pomnik. I ciekaw jestem opinii specjalisty na jego temat, a także chętnie się dowiem, ile tego rodzaju obiektów - że tak to ujmę - straszy w naszym karju. Obrażasz się na nauki humanistyczne. Rozumiem zatem, że Twoja praca magisterska poświęcona była jakiemuś zagdnieniu sytuującemu się w obrębie nauk ścisłych, a przynajmniej zbliżała się do tego. Zdardzisz, co to było? I jakie zastosowanie, jakie znaczenie dla potomnych ma to, co stworzyłeś, wypracowałeś w pocie czoła za pieniądze podatników? Odpowiedz Link
treborrr Re: Treborrrze, Kolego po fachu ;-] 23.11.05, 10:48 Otóż, „kolego po fachu” moje studia nie sytuowały się w obrębie nauk ścisłych. Wywód twój oczywiście sążnisty, ale mam wrażenie, że można go zsyntetyzować mniej więcej tak: Studiowałeś za pieniądze podatników nauki humanistyczne, to nie kalaj własnego gniazda – czyba, że w ogóle nie wiesz, o co chodzi! A doktorat niech zrobią z byle czego, bo zmądrzeją na pewno w trakcie habilitacji, która może będzie genialna. A jak nie, to może i tak się przyda, bo nauka się jakoś tam posuwa Otóż nie plwam na humanistykę, tylko ubolewam nad tym, że nasi dorastający naukowcy wolą rozdrabniać się na drobne i zajmować pierdołami – licząc na to, że dopiero po 30 kolejnych latach badań odkryją coś superpożytecznego. Nie mam nic przeciw rozwijaniu wrażliwości, literaturze, refleksji – wciąż bliżej mi do sztuki i kultury (od strony konsumenta że tak powiem, a nie badacza), niż do inżynierii. Tylko że moim zdaniem za dużo pary naszej naukowej idzie w gwizdek wydumanej humanistyki, niż przydatnych zdobyczy technicznych, medycznych, inżynieryjnych itp., którymi moglibyśmy zacząć coś znaczyć w świecie. Pewnie odezwą się głosy, że z takimi nakładami na naukę łatwiej, szybciej i taniej wykształcić pięciu profesorów zajmujących się badaniem przysłówków, czasowników czy znawców onomastyki kociewskiej, a nie jednego chemika inżyniera. Odpowiedz Link
rilian Re: Treborrrze, Kolego po fachu ;-] 23.11.05, 11:56 nie przemuj się, nasze badania najczęściej prowadzimy z własnej kieszeni, odpowiednie czynniki rozdzielające np. granty potwierdzają to, o czym z takim przekonaniem mówisz... choć z pewnością szlag cię trafi, gdy dowiesz się, że do finansowania zakwalifikowano projekt badania obyczajów bożonarodzeniowych i drzewek choinkowych w polskich rodzinach... Odpowiedz Link
klee Lublin górą :-) 23.11.05, 17:04 Znam panią z Lublina, która tym właśnie się zajmuje. Cudowna osoba, więc nie miej jej za złe, proszę. :-) Chyba że to nie o nią chodzi... Odpowiedz Link
klee Błądzimy, ale się kłócimy 23.11.05, 17:00 Sposób, w jaki streściłes mój poprzedni post, dowodzi, że nic z niego nie zrozumiałeś, choć wolę wierzyć, że jednak tylko udajesz, że nic nie zrozumiałeś, wszak jesteś filolog. Może stopień abstrakcji, ogólności tego, o czym pisałem, okazał się zbyt wielki. Mógłbym się ewentualnie posłużyć przykładami, jeśli miałoby to ułatwić sprawę. Czy uważasz za sensowne pisać, że nie studiowałeś żadnego przedmiotu ścisłego, jeśli już wcześniej poinformowałeś, że ukończyłeś filologię polską? I jak mówiłem, też ją ukończyłem, ale podobnie jak Ty literaturoznawstwem się rozczarowałem i magisterkę przygotowałem w związku z tym z czegoś, co bliższe jest naukom nomotetycznym, niż idiograficznym. Jest to jak najbardziej możliwe, tylko trzeba chcieć. Więc jak to z Tobą było? Nie ustosunkowałeś się do tego, co napisałem, powtarzasz raczej swoje wcześniejsze stwierdzenia. Tak się rozmawiać nie da. W dialogu, w dyskusji obie strony muszą się ustosunkowywać do tego, co padło wcześniej, a nie tylko mówić, mówić, mówić swoje. Wycofuje się zatem z dalszej wymiany kwestii, że tak to ujmę, bo mnie rozmowy z ludźmi interesują, a nie wymiany kwestii między nimi. Czyli Tobie nie przeszkadza jednak, że Rilian zajmuje się pomnikami papieża, tak? Wycofujesz się z tego, jak rozumiem. To cieszy. Drażni Cię, że za małe środki są przeznaczane na próby zasotosowań wyników badań nauk ścisłych (bo nie na nie same), a za duże na działalność osób uprawiających nauki idiograficzne, tak? Jeśli tak, to chyba pomyliłeś adres. Powinieneś się w tej sprawie nie tyle do naukowców zwracać, co do odpowiednich organów władzy zajmujących rozdzielaniem środków i opracowywaniem strategii rozwoju nauki polskiej. Tam znacznie prędzej coś wskórasz, a przynajmniej uzyskasz jakieś odpowiedzi. I chcę Cię zapewnić, że nie ma większej różnicy między profesorem zajmującym się badaniem właściwości syntaktycznych lub semantycznych przysłówka a profesorem opisującym właściwości fizyczne czy chemiczne polimerów, światłowodów czy czegokolwiek innego. Są to zajęcia w niemal takim samym stopniu "unaukowione". Zresztą, i tak później wynikami badań ich obu musi się zająć ktoś, kto uprawia jakąś naukę stosowaną, by było możliwe zrobienie z nich użytku dla mas, na czym Ci tak bardzo zależy. A zapewniam, że pożytek i z jednego i z drugiego jest taki sam, równie doniosły lub równie mało istotny, a jeśli nie starcza Ci wiedzy, by to uchwycić, to wytęż chociaż wyobraźnię. Przypomnij sobie zajęcia z leksykologii i leksykografii, pomyśl, czego w Polsce nie ma i zastanów się, na ile jest to ważne i dlaczego. To taka podpowiedź. :-] Zdaje sobie sprawę, że to, co napisałem powyżej, możesz przyjąć tylko na wiarę, bo jak widzę, a co pozwoliłem sobie wytknąć Ci już poprzednio, nie masz większej orinetacji w tym, co to jest nauka. A jeśli masz przyjąć na wiarę ode mnie, to pewnie odrzucisz. I taka nasza rozmowa. Chyba lepiej będzie zatem, jeśli sięgniesz po jakieś opracowanie traktujące o nauce. Trzymaj się ciepło i nie psuj sobie krwi, nie warto. :-) Odpowiedz Link
treborrr Re: Błądzimy, ale się kłócimy 23.11.05, 18:31 O ooo! [tonem bohaterów kreskówek] Poczytałem sobie twoją stronę www. Jestem wstrząśnięty. [cisza] Klee, jesteś moją antytezą. Absolutnie. Usprawiedliwiam cię więc z niezrozumienia pewnych rzeczy. Odpowiedz Link
rilian Re: Błądzimy, ale się kłócimy 23.11.05, 18:51 widzisz, trebor nieomal cię rozgrzeszył. to znak, z jak wielkim umysłem mamy do czynienia. :P Odpowiedz Link
klee Poznajemy się :-] 23.11.05, 20:31 Mimo że nie wykazałeś, czego w Twoim wywodzie nie zrozumiałem, dziękuję za wspaniałomyślność. :-] No i polecam raczej odwiedzić stronę Riliana niż moją. Jest nieporównanie bardziej interesująca, bardziej oryginalna i profesjonalnie przygotowana, mimo że jej autor takimi "bzdetami" się zajmuje. :-P Dziwne, nie? Odpowiedz Link
lodziasta Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 23.11.05, 01:33 Jam jest inżynier ścisłowiec, ale w tym sporze opowiadam się po stronie akceptującej rozwój nauk humanistycznych, rozwój m.in. w postaci doktoratów. Argument mam tylko jeden, dla mnie wystarczający - wyobraźmy sobie nasze życie bez tych wszystkich dziedzin, które można nazwać humanistycznymi. Bez sztuki, bez literatury. Wyobraźmy sobie, że rozwijamy tylko praktyczne i użyteczne aspekty naszego życia. Wyobraźmy sobie, że przestajemy kultywować nasze tradycje, zapomianmy o naszej historii, zarzucamy wszelkie religie. Itd. Ja nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Rozważanie czy humanistyka jest nauką, jest dla mnie tylko kwestią semantyki, bo jak już wspomniano - nie ma potrzeby udowadniac, że wielbłąd jest wielbłądem. I przypomnę humanistom, którzy krzyczą "nie dla finansowania studium pomników papieskich", że ich magisteria też były finansowane z czyichś podatków. Zanim zaczną więc krzyczeć, niech oddadzą kasę. (Zapewne teraz krzykniecie, żeście studiowali zaocznie;-) Odpowiedz Link
klee Nie tak daleko nam do siebie 23.11.05, 02:56 No to ja jako semantyk tylko dorzucę, że to nie tyle jest kwestia znaczenia tego słowa, ile sposobu klasyfikowania (kategoryzowania) różnych rodzajów naszej działalności określanych zbiorczo mianem nauki. Dla mnie po prostu (ale to jest tylko moje prywatne zdanie) nauki idiograficzne nie są naukami. Oj, swego czasy toczyłem zaciekłe spory ze znajomymi humanistami na ten temat, którzy to potępiali tego rodzaju moje spojrzenie. ;-) Inni z kolei sami, nim cokolwiek powiedzieli, zastrzegali, że nie uprawiają nauki, co też było dziwne, bo co zatem robią? ;-) W każdym razie zapewniam, że wśród dyscyplin określanych tradycyjnie mianem humanistyki znajdują się i takie, którym znacznie bliżej do nauk nomotetycznych, niźli do idiograficznych. Nie jest nam zatem tak daleko do siebie. Proponuję w związku z tym, abyśmy nie podkreślali może za bardzo tych różnic między nami, bo tak naprawdę nie do końca należymy do dwu różnych obozów. Nie dzielmy niepotrzebnie, co? A w ogóle temat dla mnie jak zanalazł, bo to taka moja mała idee fix, by będąc humanistą uprawiać naukę (bardziej) ścisłą. Jakoś mi to tam wychodzi, a wzięło się z takiego samego rozczarowania literaturoznawstwem, jakie stało się również - jak się domyślam - udziałem Treborrra. Pozdrawiam! :-) P.S. I wypadałoby teraz, aby jakiś literaturoznawca wytoczył armatę... ;-) Odpowiedz Link
node I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 15:22 Najlepsi humanisci, ktorzy wnosili najbardziej wartosciowy wklad wcale nie byli naukowcami z tytulami dr! I zadnych metod naukowych nie stosowali... po prostu sadze ze naprzde wartosciowi humanisci wyplyna sami z siebie.. bez robienia doktoratow... natomiast cala reszta... dopowiedzcie sobie sami... Odpowiedz Link
sunday Re: I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 15:58 > Najlepsi humanisci, ktorzy wnosili najbardziej wartosciowy wklad wcale > nie byli naukowcami z tytulami dr! No, to samo dotyczy inżynierów, wynalazców, matematyków... "Kariera naukowa" zazwyczaj nie jest dla tych, którzy sami coś nowego robią, a raczej dla tych, którzy lubią dłubać w tym, co zrobili inni. Niezależnie od dziedziny. Odpowiedz Link
sunday Re: I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 16:08 > No, to samo dotyczy inżynierów, wynalazców, matematyków... > "Kariera naukowa" zazwyczaj nie jest dla tych, którzy sami coś nowego > robią, a raczej dla tych, którzy lubią dłubać w tym, co zrobili inni. > Niezależnie od dziedziny. Oczywiście, to przesada. Ale w każdej "pracy naukowej" stosunek dłubania w wynikach innych do własnej twórczej pracy jest olbrzymi. No dobrze, dłubanie też czasem można nazwać twórczym. :) Odpowiedz Link
node Re: I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 16:14 Wystarczy zeby dlubanie bylo pozyteczne... trudno oczekiwac zeby kazda praca byla wyjatkowa... Odpowiedz Link
node Re: I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 16:10 Oj nieprawda. Komputer, laser, mikrofalowka czy loty kosmicznie nie sa wytworem domoroslych geniuszow. W dziedzinach naukowych trzeba sie berdzo duzo uczyc zeby dobrnac do poziomu, ktory pozwala na tworzenie nowych rzeczy. Odpowiedz Link
sunday Re: I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 16:42 > Oj nieprawda. Komputer, laser, mikrofalowka czy loty kosmicznie nie > sa wytworem domoroslych geniuszow. W dziedzinach naukowych trzeba sie > berdzo duzo uczyc zeby dobrnac do poziomu, ktory pozwala na tworzenie > nowych rzeczy. Oczywiście. Jednak dwie uwagi: 1)Gdyby jednak to te generowane "nowe rzeczy" były wyznacznikiem "naukowości" dziedziny, to np. duża część matematyki nigdy by nie została nauką. I dziesiątki innych dziedzin. 2) Mam wrażenie, że pisząc "trzeba sie berdzo duzo uczyc zeby dobrnac do poziomu, ktory pozwala na tworzenie nowych rzeczy" częściowo mylisz "uczenie się" z "gromadzeniem informacji". Odpowiedz Link
ar.pl Re: I JESZCZE JEDNO 23.11.05, 17:39 Uff.... czytam, czytam i zaczynam sie cieszyc, ze jestem troche inzynierem, troche humanista:) Zapowiada sie najdluzszy watek na naszym Forum. Zobaczymy, na jak dlugo starczy Wam sil i cierpliwosci:) Odpowiedz Link
flamengista o potrzebności humanistów:) 24.11.05, 10:55 To może ja też włącze się do dyskusji. Odpowiadając node, postaram się udowodnić przydatność nauk humanistycznych. Na początku krótki rys osobisty - jestem ekonomistą, kierunek ten wybrałem przede wszystkim w oparciu o doświadczenia rodzinne. Ojciec, matka są humanistami pracującymi na uczelni. Babcia jest po fililogii. Tylko dziadek jest fizykiem. Na ich przykładzie doszedłem do wniosku, że humanistów w Polsce się nie ceni. Stąd ekonomia, a nie np. historia czy socjologia. Jednak podczas studiów zdecydowałem się podjąć drugie - humanistyczne studia - bardziej dla rozrwyki niż z prawdziwego przekonania. I to było przełomowe odkrycie! Zobaczyłem, jak bardzo poszerzyły mi się horyzonty naukowe. Ekonomia bez wsparcia nauk humanistycznych robi sie zaściankowa, ograniczona jedynie matematyką i ślepą wiarą w ułomne modele teoretyczne. Przyszłość nauki - można to tłuc bez końca - to podejście interdyscyplinarne. Postęp w danej dziedzinie najłatwiej osiągnąć, patrząc na to, jak przedstawiciele innych dyscyplin krytykują nasze podejścia. W przypadku ekonomii szczególnie cenne jest zdanie historyków czy socjologów, a także psychologów. No, troche się rozpisałem, ale mam nadzieję, że dość jasno przedstawiłem mój punkt widzenia... PS. przepraszam, ale odpowiedź wyświetliła sie też jako odpowiedź w osobnej dyskusji - przeklejam ją tutaj. Odpowiedz Link
malwaaa Re: o potrzebności humanistów:) 24.11.05, 11:55 Dokładnie tak jak piszesz flamengista. Również jestem ekonomistą i dokładnie takiego samego odkrycia dokonałam. Odpowiedz Link
node Re: o potrzebności humanistów:) 25.11.05, 10:57 flamengista, Przeszedlem podobna sciezke i mam podobne poglady, wiec w zgadzam sie z toba. Jest jednak pewien niuans... socjologia czy psychologia (ta ktora masz na mysli, ktora stosuje sie np do decision theory) nie sa naukami humanistycznymi. Odpowiedz Link
flamengista w sumie jednak są... 25.11.05, 11:52 zanim to napisałem, sprawdziłem w internecie;) socjologia i psychologia, a także filozofia i historia są sensu largo zaliczane do nauk humanistycznych. Niemniej i te nauki humanistyczne w wąskim znaczeniu tego słowa - lingwistyka, literaturoznawstwo, przekładoznawsto etc są naukami. Mają swoją metodologię, zestaw narzędzi naukowych służących do badań itd. Nie widzę więc powodów, by je dyskredytować. Odpowiedz Link
klee I to jest właśnie błąd 25.11.05, 13:23 Nie należy się tak sztywno trzymać tych starych podziałów nauk, bo one się po prostu nie stosują do współczesnej rzeczywistości. Psychologia eksperymentalna albo współczesne strukturalistyczne nurty semantyki (lingwistyki) są bliższe naukom nomotetycznym niż idiograficznym. I na marginesie, ja bym literaturoznawstwo dyskredytował jak najbardziej, bo niby jakie są tam metody badawcze. Starają się jakieś wypracować od jakiegoś czasu, ale wątpię, żeby się to kiedykolwiek udało. Tłumaczenia zaś trudno w ogóle brać jako dyscyplinę naukową. Nauka jako taka ma opisywać świat - przedmioty, zjawiska, procesy, oraz wyjaśniać zjawiska. Od rozwiązywania problemów (np. przetłumaczenia tekstu) są już inni, którzy bazują na wynikach badań naukowych. Odpowiedz Link
flamengista znasz się na literaturoznawstwie? 25.11.05, 20:01 bo ja nieszczególnie. więc nie będę dyskutował na tematy, o których nie mam pojęcia. Z pewnością jednak ta dyscyplina ma swoją metodologię i narzędzia badawcze. Najlepiej, żeby w tym miejscu wypowiedział się jakiś fachowiec... Odpowiedz Link
klee Literaturoznawcy do literatury 26.11.05, 01:40 Ja już zachęcałm literaturoznawców do zabrania głosu. Jak dotąd milczą niestety. Piszesz: "Z pewnością jednak ta dyscyplina ma swoją metodologię i narzędzia badawcze." A skąd ta pewność? Czy za podstawę ma tylko fakt, że katedry literaturoznawcze znajdują się na uniwersytetach? To jednak za mało. Myślę, że o metodologii nauki powinni mówić przede wszystkim ci, którzy się tym interesują lub zajmują (naukowo ;-)). Literaturoznawcy i przedstawiciele wszelkich innych dyscyplin dopiero potem. Chodzi bowiem o to, by mieć jakiś punkt odniesienia, jakieś tertium comparationis. Bez tego to nam się mogą różne rzeczy wydawać. Kiedy jednak siedzimy zamknięci w naszej wieży z kości słoniowej, to trudno, byśmy mogli orzekać, jak jest na zewnątrz, czyż nie? Mimo że - jak już kilkakrotnie zauważyłem - literaturoznawstwo nie jest czymś, co by mnie pasjonowało, to jednak było nie było studiowałem je 5 lat i egzamin z teorii literatury też udało mi się zaliczyć, więc jakieś o tym pojęcie siłą rzeczy muszę mieć. I w związku z tym, że kwestia ta była dla mnie szalenie interesująca, ważka, szukałem tej metody, szukałem, ale niczego nie znalazłem. Tam nie ma żadnych solidnych narzędzi, wszystko pływa. Jasne, literaturoznawcy (a ściślej rzecz ujmując - część z nich) przekonują, że mają metodologię badawczą, ale wierz mi, że mają na myśli coś innego. Część zdaje sobie z tego sprawę i przyznaje otwarcie, że niedomagają ;-) w tym względzie, co odważniejsi stwierdzają nawet, że wcale nauki nie uprawiają, ale większość odrzuca tego rodzaju pogląd. Jak dotąd nie udało im się wypracować niczego swojego. Próbują przeszczepić na własny grunt różne podejścia z innych dyscyplin, a to strukturalizm, a to psychoanalizę... Nie mam nic przeciwko takiemu sposobowi postępowania, ale i o no nie przynosi jakichś wymiernych rezultatów. Te zapożyczenia się nie sprawdzają. Zresztą, weźmy ten ostatni przykład - psychoanalizę. Ona sama w sobie nie jest naukowa (w sensie ściłsym), więc trudno, aby budowana w oparciu o nią metoda mogła być skuteczna. Studenci polonistyki muszą co semestr przygotowywać prace zaliczeniowe z literatury danej epoki. I rzecz w tym, że czego by w takiej pracy nie napisać, będzie OK. Możesz tam napisać, co chcesz, coś, w co nie wierzysz, coś, czego nie odnajdujesz w tekście, ale jeśli zrobisz to zręcznie, będziesz przekonujący, to sprawdzający się Twoją pracą zachwyci. A dlaczego? Dlatego, że nie ma tam czegoś takiego jak dowodzenie (jest za to polot :-P). A przecież, żeby można było mówić o nauce, musi być dowodzenie. Obserwując świat, dostrzegasz jakieś prawidłowości, np. że woda zaczyna wrzeć, kiedy ją nieustannie podgrzewać. Obserwujesz to zjawisko i na podstawie tej obserwacji stawiasz tezę: woda wrze w takiej i takiej temperaturze. Następnie dowodzisz jego prawdziwości w ściśle określony sposób, przy użyciu określonych narzędzi. I takie zdanie jest naukowe, jest częścią nauki. Podobnie możesz udowodnić, że w jakimś utworze jest tyle i tyle razy użyty taki to a taki środek poetycki, ale już stwierdzenia typu: został on użyty w celu takim to a takim, nie da się w analogiczny sposób udowdnić. Możesz przedstawić ten cel i może to być przekonujące i interesujące a co najważniejsze - bardzo prawdopodobne, ale nigdy nie będzie naukowe. Praca literaturoznaców jest dla mnie ważna, doniosła, odkrywcza i często niesłychanie interesująca. Trzeba się też zgodzić, że oni z całą pewnością coś opisują, rzecz tylko w tym, że nie robią tego w sposób naukowy, bo tego się w sposób naukowy robić nie da, a przynajmniej nikt jak dotąd nie wpadł na pomysł, jak robić to w taki właśnie sposób. Popper stwierdził, że do miana nakowych mogą pretendować tylko te zdania/stwierdzenia, które są falsyfikowalne. Ja się tego trzymam. Odpowiedz Link
flamengista bardzo ciekawe 26.11.05, 14:01 co napisałaś (swoją drogą znam jednego literaturoznawcę - muszę z nim o tym podyskutować;) Ale w takim razie, jeśli trzymamy się wypowiedzi Poppera, większość socjologicznych teorii jest wyłącznie "naukawa", nie naukowa. Bo na podstawie empirycznych obserwacji formułuje się tezy o dużym poziomie ogólności. Które trudno powierdzić, ale i odrzucić. Niestety, w naukowym świecie ciągle wielu "szamanów", którzy potrafią być medialni i piszą nawet ciekawie, ale chyba nie są jednak naukowcami. Tyle, że to już zupełnie inna sprawa, nie dotycząca tego wątku... Odpowiedz Link
klee Gwiazdy i gwiazdeczki 26.11.05, 20:41 flamengista napisał: > swoją drogą znam jednego literaturoznawcę - muszę z nim o tym podyskutować;) No, no, świetlana perspektywa, nie zazdroszczę. ;-) Ja ileś już takich rozmów odbyłem i teraz raczej ich unikam, bo bywają zazwyczaj - mówiąc oględnie - trudne. :-] > Ale w takim razie, jeśli trzymamy się wypowiedzi Poppera, większość > socjologicznych teorii jest wyłącznie "naukawa", nie naukowa. Bo na podstawie > empirycznych obserwacji formułuje się tezy o dużym poziomie ogólności. Które > trudno powierdzić, ale i odrzucić. Tak, tak, ktoś już tu o socjologii wspominał. Wszelkie nauki społeczne mają spore problemy z metodologią. Ale tu nie tyle chodzi o stopień ogólności tez, co o ich falsyfikowalność właśnie. Weźmy jakieś bardzo ogólne stwierdzenie, no nie wiem, no np.: wszystkie obiekty na naszej planecie składają się z atomów. Teza bardzo ogólna, ale teoretycznie falsyfikowalna, bo możemy szukać jakiegoś obiektu, który nie będzie się składał z atomów, mamy przecież odpowiednie narzędzia, by to ocenić. Tak długo, jak go nie znajdziemy, uznajemy zdanie za prawdziwe, a więc należące do nauki. Albo inny przykład. Wszystkie obiekty na naszaje planecie występują w jednym z trzech stanów skupienia. Też bardzo ogólne stwierdzenie i obowiązujące przez długi czas, ale w końcu zostało sfalsyfikowane, bo fizycy odkryli jakieś stany pośrednie, różnego typu plazmy itp. > Niestety, w naukowym świecie ciągle wielu "szamanów", którzy potrafią być > medialni i piszą nawet ciekawie, ale chyba nie są jednak naukowcami. Tyle, że > to już zupełnie inna sprawa, nie dotycząca tego wątku... To smutny fakt i potem się ludziom wydaje, że to, o czym Bralczyk, Miodek, Markowski czy inne gwiazdy i gwiazdeczki mówią w TV, to jest językoznawstwo. :-/ Odpowiedz Link
marcelina_prust Re: Literaturoznawcy do literatury 28.11.05, 21:28 To ja bym może z mojego literaturoznawczego punktu widzenia coś powiedziała. Nie śmiem wdawać się z klee w spór nt. nie/naukowości nauki o lit., bo o kryteriach naukowości jako takiej niewiele wiem i nie potrafię w związku z tym stwierdzić, czy moja dziedzina jest,czy nie jest nauką. Ale odnieść bym się chciała do kilku stwierdzeń. > Jak dotąd nie udało im się wypracować niczego swojego. Próbują przeszczepić na > własny grunt różne podejścia z innych dyscyplin, a to strukturalizm, a to > psychoanalizę... > Nie mam nic przeciwko takiemu sposobowi postępowania, ale i o > no nie przynosi jakichś wymiernych rezultatów. Te zapożyczenia się nie > sprawdzają. No i tu sie nie zgodzę. To, że nauka o lit. nie wypracowała uniwersalnej metody nie świadczy o tym, że dotychczasowe "zapożyczenia" były niepotrzebne i nieudane. Np. Genette wykorzystał kategorie czasownikowe takie jak czas, tryb, strona (po francusku lepiej oddający problem termin "voix", czyli głos) do analizowania narracji słownych i był to jeden z lepszych pomysłów, jakie pojawiły się w literaturoznawstwie. Pogłębiane i "ulepszane" także przez samego Genette'a funkcjonuje z powodzeniem do dzisiaj i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie analizy żadnego utworu narracyjnego bez odniesienia do genetowskich kategorii. A że nie jest to metoda idealna i uniwersalna? Cóż, wiele jeszcze przed nami, literaturoznawcami. > Studenci polonistyki muszą co semestr przygotowywać prace zaliczeniowe z > literatury danej epoki. I rzecz w tym, że czego by w takiej pracy nie napisać, > będzie OK. Możesz tam napisać, co chcesz, coś, w co nie wierzysz, coś, czego > nie odnajdujesz w tekście, ale jeśli zrobisz to zręcznie, będziesz > przekonujący, to sprawdzający się Twoją pracą zachwyci. Zapeniam, że gdybyś brał udział w zajęciach z TL tam gdzie ja, nigdy byś nie stwierdził, że wystarczy napisać coś zręcznie i z polotem, bez poparcia "tekstowego", żeby było OK. Każdy z nas pracował metodycznie przez 2 semestry nad jednym (sic) niewielkim tekstem i nie było najmniejszej szansy na uwodzenie polotem. Albo się udowodniło, że takimi to i takimi środkami tekst "mówi" (albo zdaje się mówić) takie, a nie inne rzeczy, albo sie nie udowodniło. To, o czym piszesz, to problem dydaktyczny a nie metodologiczny. Stuprocentowość stwierdzeń w analizie literackiej to inna sprawa. >Podobnie możesz udowodnić, że w jakimś utworze jest tyle i tyle razy użyty >taki to a taki środek poetycki, ale już stwierdzenia typu: został on użyty w >celu takim to a takim, nie da się w analogiczny sposób udowdnić. Możesz >przedstawić ten cel i może to być przekonujące i interesujące a co najważniejsze - bardzo prawdopodobne, ale nigdy nie będzie naukowe. W analizowaniu literatury nigdy nie chodziło mi o odkrywanie "całej prawdy o tekście", ale właśnie o uprawdopodobnienie hipotez odczytania za pomocą konkretnych elementów tekstowych i poczucie, że w ten sposób do tej "prawdy" jakoś się zbliżam. Nie wiem, czy opisanie w sposób wyczerpujący i jednoznaczny jest w przypadku literatury w ogóle możliwy. Ale na pewno dyscyplina myślowa i dobór odpowiednich narzędzi badawczych, jakkolwiek ułomne by były, są sprawami podstawowymi, jeżeli nie chce się uprawiać szarlatanerii. Polot nie ma tu nic do rzeczy. Jestli to nauka czy nie? dla mnie to chyba sprawa drugorzędna. Ważne, że znakomita większość forumowiczów nie woła za treborrrem "niech sczezną humaniści";) Pozdrawiam. Odpowiedz Link
klee No i jednak są ci tu ;-) 29.11.05, 04:12 O jak miło! Już się zacząłęm zastanawiać, czy literaturoznawcy odwiedzają w ogóle to forum. :-) Nie powiedziałem, że próby przenoszenia metod badawczych z innych dyscyplin do literaturoznawstwa są zbędne, tylko że się nie sprawdzają. No bo sprawdzają się przecież średnio (nie tylko według mnie). Choć nie podważam tego, że przyczyniły się bardzo do rozwoju tej nauki (nauki ;-)) i być może jakoś tam przybliżają badaczy do wypracowania metody, a może zwiększają tylko mętlik, nie wiem. Część była pewnie zupełnie nieudana. Koncpecji Genette'a nie znam lub nie pamiętam, ale będę szukał sposobności, by się z nią zapoznać. Bo pytań mi się tu kilka nasuwa? Po pierwsze, co to znaczy, że nie jest uniwersalna (racja, że to już o niej dobrze nie świadczy). Po drugie, dlaczego się tego na uniwersytetach (nie na wszystkich w każdym razie) naucza, skoro to takie dobre. No i jak on rozumie te kategorie, którymi się posługuje itd. Ale bez w zględu na to, jakie znajdę odpowiedzi, to i tak pozostanie pewien problem, taki mianowicie, że to nie jest metodologia, tylko pojedyncze narzędzie o ściśłe określonym przeznaczeniu. To nie jest jakaś komplementarna teoria postępowania badawczego, pozwalająca jakieś narzędzia tworzyć, tylko metoda analizy narracji, czy tak? Używasz sformułowania "narracje słowne". Chyba tylko takie mogą być, prawda, czy bardzo się mylę? "Zapewniam, że gdybyś brał udział w zajęciach z TL tam gdzie ja, nigdy byś nie..." Za takimi argumentami - mówiąc oględnie - nie przepadam. :-] Ja nie wiem, kto (i jak) Ciebie uczył analizy tekstu, Ty nie wiesz, kto (i jak) mnie, więc takie licytowanie się nie ma sensu. Zresztą sprawdzić się tego i porównać nie da, bo to już za nami. Ale szkołę miałem tęgą, bym powiedział. To jednak nie jest tu ważne, zważ bowiem, że ja nie pisałem o analizie tekstu, bo ta jest w miarę czytelna, o czym też wspomniałem, tylko o pracach z literatury, a więc o interpretacji. Oczywiście troszkę rzecz przejaskrawiłem, ale wiem z autopsji, że jednak dowolność jest tam ogromna. Prace mają być w końcu samodzielne, twórcze, odkrywcze... Czasem pisałem, co mi przysłowiowa ślina na język przyniosła albo "na ślepo", albo przemycałem celowe prowokacje i zawsze były zachwyty, a przynajmniej uznanie. > W analizowaniu literatury nigdy nie chodziło mi o odkrywanie "całej prawdy o > tekście", ale właśnie o uprawdopodobnienie hipotez odczytania za pomocą > konkretnych elementów tekstowych i poczucie, że w ten sposób do tej "prawdy" > jakoś się zbliżam. Nie wiem, czy opisanie w sposób wyczerpujący i jednoznaczny > jest w przypadku literatury w ogóle możliwy I tym sposobem wracamy do punktu wyjścia, tj. problemu naukowości dyscyplin humanistycznych, w tym literaturoznawstwa. Odpowiedz Link
marcelina_prust Re: No i jednak są ci tu ;-) 29.11.05, 09:11 klee napisał: > > Bo pytań mi się tu kilka nasuwa? ... pozwalająca jakieś narzędzia > tworzyć, tylko metoda analizy narracji, czy tak? Tak, zgadza się. To bardziej narzędzie niż metoda. Ale jest dobrym przykładem na to, że zapożyczenia z innych dziedzin bywają b. udane i jakiś to pomysł na badanie literatury (a właściwie jej wycinka) jednak jest. Genette zresztą wprowadził dużo porządku, również terminologicznego, do literaturoznawczego mętliku, któremu zaprzeczać nie będę. Problem jest taki, że niestety Genette jest słabo tłumaczony (w sensie ilościowym i jakościowym) na polski. Jakieś pojedyncze artykuły w PL i różnych antologiach. Pewnie dlatego raczej na polonistykach się o nim nie mówi. Dla romanistów to taka mała literaturoznawcza biblia (mówię głównie o Figures III, bo tam jest ten "czasownikowy" podział narracji). > > Używasz sformułowania "narracje słowne". Chyba tylko takie mogą być, prawda, > czy bardzo się mylę? Trochę się jednak mylisz:) Opowiadać można również obrazami - tam słowa są tylko jednym z wielu narzędzi opowiadania, ale też może ich wcale nie być (nieme filmy, pantomima, obrazki typu komiksowego bez chmurek itp.) > > takie licytowanie się nie ma sensu. ... ja nie pisałem o analizie tekstu, bo ta jest w miarę czytelna, tylko o pracach z literatury, a więc o interpretacji. dowolność jest tam ogromna. Czasem pisałem, co mi przysłowiowa ślina na język > przyniosła albo "na ślepo", albo przemycałem celowe prowokacje i zawsze były > zachwyty, a przynajmniej uznanie. O rany, to nie miała być licytacja :) Tak zabrzmiało? Chodziło mi o to, że interpretacja też może, a właściwie powinna być poparta tekstowymi dowodami. Jeżeli tego nie ma, a praca jest dobrze oceniona, to nie jest wina literatury, ale oceniającego. Dowolność jest i owszem, ale tylko w tym stopniu, na jaki sam tekst pozwala. Potem jest już nadinterpretacja. > I tym sposobem wracamy do punktu wyjścia, tj. problemu naukowości dyscyplin > humanistycznych, w tym literaturoznawstwa. Ostrzegałam, że (na razie) tej rękawiczki nie podejmę ;) Ale będę myśleć. Jak mnie oświeci, dam znać. Pozdrawiam. Odpowiedz Link
klee Re: No i jednak są ci tu ;-) 29.11.05, 15:02 marcelina_prust napisała: > Opowiadać można również obrazami - tam słowa są tylk o > jednym z wielu narzędzi opowiadania, ale też może ich wcale nie być (nieme > filmy, pantomima, obrazki typu komiksowego bez chmurek itp.) Nie, no to jest jasne, ale myślałem, że rozmawiamy o literaturze. :-) Inna rzecz, że jako termin, a nie jednostka języka ogólnego, "narracja" znaczy w filmoznawstwie trochę co innego niż w literaturoznawstwie. > Chodziło mi o to, że > interpretacja też może, a właściwie powinna być poparta tekstowymi dowodami. > Jeżeli tego nie ma, a praca jest dobrze oceniona, to nie jest wina literatury, > ale oceniającego. Dowolność jest i owszem, ale tylko w tym stopniu, na jaki > sam tekst pozwala. Potem jest już nadinterpretacja. No i właśnie o to chodzi, że tego nie sposób obiektywnie rozstrzygnąć. Ktoś mało zręczny nie będzie w stanie wykazać, że tekst traktuje o tym i o tym, a ktoś bardziej zręczny będzie potrafił przekonać, że jest o o tym i siamtym i jeszcze owamtym. ;-) Odpowiedz Link
sunday Cóż, node i treborr najwyraźniej... 24.11.05, 13:17 ... mylą naukę z inżynierią, która jest co najwyżej "nauką stosowaną". Sposób pracy i sam proces twórczy np. naukowca mechanika i naukowca lingwisty różnią się nieznacznie, jedynie tworzywo jest inne. Tak samo, jak nieznacznie różni się proces twórczy inżyniera projektującego most i tłumacza, czyli specjalistów od zastosowań, niekoniecznie naukowców. Odpowiedz Link
node Re: Cóż, node i treborr najwyraźniej... 25.11.05, 11:39 Niekoniecznie mylimy nauke z inzynieria. Dla mnie (i nie tylko dla mnie) podstawa naukowego podejscia jest powtarzalnosc eksperymentow. To odroznia nauke od magii... Naukowiec mechanik, testujac nowy material bedzi powtarzaz eksperyment wiele razy, w tych samych warunkach i przeanalizuje wyniki uzywajac np. testow statystycznych. Z racji zupelnie odmiennej natury dziedziny ktora zajmuje sie lingwista, taka metodologia jest niemozliwa. Niemozliwe sa powtarzalne eksperymenty, tez lingwisty nie mozna zweryfikowc w tak obiektywny sposob jak moze na to pozwolic naukowiec mechanik. Problem w tym, ze jak dwoch naukowcow mechanikow bedzie mialo rozne zdanie, w wiekszosci przypadkow mozna problem zostrzygnac w laboratorium... u lingwistow tego sie nie zrobi. Odpowiedz Link
klee Zaczynasz jak treborrr 25.11.05, 13:42 Nie masz w czymś orientacji, a stawiasz tezy. To powiem Ci, że one są nic nie warte, a jeśli twierdzisz inaczej, dowiedź ich. Nie wiem, co masz na myśli, używając słowa "lingwista". Jeśli historyków języka, którzy posługują się w większości dziewiętnastowiecznymi metodami indukcjonistycznymi, to rzeczywiście, trudno ich pracę uznać za naukową. Jeśli chodzi Ci o kognitywistów, którzy w ogóle żadnej metody nie mają i coś "tworzą" - podobnie. Ale jest jeszcze współczesny strukturalizm, w którym obowiązują m.in. takie z grubsza zasady, jak te, o których piszesz. Jest ściśle określony przedmiot badań, są ściśle określone testy (bardziej niezawodne od metod statystycznych!) i weryfikowalne wyniki badań. Nie ma tu miejsca na żadną dowolność, na żadną interpretację osobniczą, bo są określone narzędzia i bez względu na to, kto się jakimś problemem zajmuje, jeśli się na tym zna i jeśli posługuje się metdoami w sposób właściwy, dojdzie do tych samych rezultatów. A jeśli badacze będą mieli różne zdanie, to przy pomocy określonych narzędzi, można łatwo sprawdzić, kto ma rację i nie potrzeba do tego laboratorium. Ja więc nie bardzo rozumiem, na czym polega większa naukowość mechaniki, ale gdybyś mógł mi podać jakieś konkrety, byłbym wdzięczny. W końcu nie jestem mechanikiem, więc nie mogę wiedzieć, jak mechanicy pracują, podobnie jak Ty nie jesteś lingwistą i tylko wydaje Ci się, że wiesz, jak lingwiści prowadzą badania. I jeszcze uwaga, wyniki testów statystycznych nie są wcale całkowicie miarodajne, a przez to - całkowicie naukowe. Poza tym sam fakt obserwowania obiektu ma wpływ na jego właściwości, a więc sam proces badawczy laboratoryjny skutkuje przekłamaniem, czy słabiej - niepewnością wyników. Odpowiedz Link
tuptusie Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 24.11.05, 16:52 Czytam wątek i własnym oczom nie wierzę jak można pisać takie bzdury. O jezu tego czytać się nawet nie da a co najgorsze piszą tu ludzie pretendujący do pozycji naukowców albo takimi się nazywający. Skąd biorą się takie pomysły, by krytykować jakieś badania czy wiedzę o której nie ma się pojęcia, bo nie sądzę, by jakiemuś ścisłowcowi udało się rozwiązać kiedykolwiek problem humanistyczny a humaniście problem ścisły. no ale muszę coś napisać, bo jako humanista zostałam tu mocno dotknięta. problem nauk mamy już od przeszlo wieku. zapraszam ścisłowców do lektu ry Hussela, który w "Ideach" czy "Kryzysie nauk Europejskich" szuka wyjścia z impasu, w który zaplatały się nauki ścisłe. nie będę tego rozwijać zainteresowani sami sobie do tego trafią. Po pierwsze skąd przekonanie, że tylko ścisłowcy dotykają życia i potrafią rozwiazać jego problemy. Daj my na to trójkąt: nobel dla tego kto znajdzie mi w rzeczywistości - świecie realnym trójkąt ze wzoru maematycznego. wiele setek lat temu dochodzono do pewnych prawd metodami, które dzisiaj byłyby nazwane jako "nienaukowe", a odkrywano już wtedy rzeczy, które naukowcy dopiero niedawno pojęli (patrz atom - ścisłowców odsyłam do historii filozofii) Pozatym nie znamy wszystkich właściwości naszego mózgu i myślę, że kiedyś może się okazać, że naukowcy wcale nie będą potrzebni, bo kazdy czlowiek będzie naukowcem:) Poza tym jak ściłowcy "dotykają tak bardzo życia" to prosze mi powiedzieć, jaki powinien być wzór na postępowanie by ZAWSZE (bo u ścisłowców ma byś wszystko sprawdzalne i powtarzalne) np: - wychować każde dziecko na dobrego człowieka, - wszyscy potrafili znaleźć sobie odpowiedniego partnera, - by uniknąć wojen religinych, - byprzygotować spoleczeństwo na odrzucenie dyktatora, gdy stanie na horyzoncie, - by nauczać wszystkich tak by nie było niepowodzeń szkolnych i każdy mógłby być naukowcem, - albo na przykład by osiągnięcia ścisłowcow nie były niszczone np przed terrorytów, którzy wykorzystując ich produkty- samoloty niszczyli dzieła innych ścisłowców - dwie wieże. /czymże są wyloty w kosmos gdy np co roku 6 tys dzieci-dziewczynek umiera z powodu fanatyzmu religijnego nakazującego obrzezanie wszystkich kobiet- no ale to widać nie leży na tyle blisko "prawdziwego życia", by się tym zajmowali ścisłowcy/ problem ścisłowców polega na tym, że pretendują do roli wszystkowiedzących, ale chodzących "wokół" innych ludzi, a nie wychodzących do nich. -poza tym dla nich to co nie jest sprawdzalne i powtażalne nie istnieje a jak wiecie złożoność życia ludzkiego i społecznego nie jest do ogarnięcia dla umysłów ścisłych więc po prostu je odrzucają jako nienaukowe (tylko jak się to ma do stwierdzenia, że są bliżej prawdziwego życia niz myh to ja tego nie pojmuję) powyższe problemy stawiam do rozważenia dla ścisłowców i czekam na odpowiedzi "o wielcy" - myślę, że jeżeli uda wam się rozwiazać te problemy, które są niewątpliwie naukowe to wtedy przyniesiecie coś wielkiego dla nauki (bo teraz jest taka moda że trzba być widzialnym przez świat żeby się czuć wartościowym)i dla świata - nobel gwarantowany. nie będę się wiecej rozpisywać. myślę, że jak to zwykle bywa w tego typu sporach, nikogo nie przekonałam a pewnie oberwie mi się nieźle. trudno taki już los ludzi otwartych na róźne sposoby poznania, tym bardziej, że podstawową metodą badawczą (o czym chyba niektórzy zapominają, szczególnie jak czytałam o najeżdżaniu a "pomnikowość" naukową riliana )jest dobieranie METODY do PRZEDMIOTU a nie na odwrót- no ale ścisłowcy chyba to wiedzą co nie?? glowa do góry humaniści (Rilian i inni ogromny szcuneczek) - a poza tym mam taką satysfakcję, że naukowcy byli przez setki lat i jakoś tak średnio im szło a humaniści w ciągu jednego wieku potraili dokonać tak wiele (to mi przypomina trochę ruch feministyczny:) no ale to na innych wątek) pozdrawiam WSZYSTKICH naukowców i tych "hum" i tych "ści" i powinnam napisać jak za dawnych czasów "naukowcy wszystkich krajów I RODZAJĄ łączcie się", bo ma to głęboki sens dla ŻYCIA Odpowiedz Link
klee Zaczynam się gubić 24.11.05, 18:09 Nie za bardzo rozumiem, do czego zmierzasz. Dlaczego przeciwstawiasz ścisłowców, jak ich nazywasz, humanistom? Tworzysz wrażenie, jakoby osoby uczestniczące w dyskusji potępiały dziedziny humanistyczne, dowodziły ich nieprzydatności i wynosiły na piedestał nauki nomotetyczne. Czy robisz to tylko po to, by wykazać jakąś niepojętą dla mnie wyższość nauk humanistycznych nad nomotetycznymi? Przecież poza dwiema osobami nikt tak nie robił, nikt humanistyki nie potępiał. Wręcz przeciwnie, jeśli ludzie próbowali czegoś dowodzić, to tego właśnie, że oba te typy ludzkiej działaności są potrzebne. Zaś ewentualna naukowość humanistyki - istotnie - dyskusji podelga. Tak uważam. Dlaczego nie znaleziono rozwiązań problemów, które wymieniłaś? Odpowiedź jest bardzo prosta mom zdaniem: to nie są sprawy naukowe, albo inaczej: nauka pozostaje wobec nich bezsilna (przecież to jedna z jej cech - jest bardzo ograniczona). Bo właściwie to specjaliści z jakiej dziedziny mieliby niby opracować algorytm, dzięki któremu każde dziecko udałoby się wychować na idealnego człowieka i co to w ogóle znaczy idealny człowiek? Na to ostatnie pytanie mogą szukać odpowiedzi humaniści właśnie, jeśli je sobie postawią, ale ono w ogóle naukowe nie jest. Żaden zresztą normatywizm nie jest chyba naukowy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie chyba próbował dowodzić, że filozofia jest niepotrzebna, wręcz przeciwnie, będzie przekonany o jej niezwykłej doniosłości dla rozwoju ludzkości i powstania nauki właśnie. Jednak nikt rozsądny również nie uzna, że sama filozofia jest nauką, prawda? Podobnie teologia, część subdyscyplin psychologii czy socjologii na przykłąd. Żeby była nauka, to musi być przedmiot badań i spójna, poprawna metodologicznie metoda badawcza, a wyniki badań muszą być powtarzalne. Przypisujesz ścisłowcom jakieś intencje, wywyższanie się. Niektórzy z nich mają się za lepszych, inni nie. I co z tego? Tak już jest, w każdej dziedzinie życia, w każdej grupie. Kochasz to, co robisz, wierzysz w to, to rób to. I tyle. Bo jeśli ktoś przyrównuje się do innych, to dla mnie świadczy to o tym, że jest mu z sobą źle. Ja się humanistyką jako taką rozczarowałem, jak już pisałem, ale to nie znaczy przecież, że uznaję ją za gorszą, uznaję po prostu, że ona nie jest dla mnie, że nie chcę robić tego, co robią humaniści. Ale chcę obcować z wytworami ich działaności. Chcę czytać prace filmoznawców, historyków sztuki, chcę przeczytać rozprawę Riliana. :-) Odpowiedz Link
treborrr Rilian, strzeż się! 28.11.05, 09:28 Klee chce czytać twoją rozprawę! Czy ty Rilian przypadkiem nie urodziłeś się na Jamaice i nosisz dredy?!! Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 24.11.05, 20:58 Mozesz zdefiniowac 'problem humanistyczny'? Wiesz, z samych tez Hussela traci zlymi fluidami... nauki Europejskie? A co to takiego? Nie wiedzialem ze nauki dziela sie na Europejskie i jakie jeszcze... Azjatyckie czy Amerykanskie? Jezeli zas chodzi o kryzys nauk scislych, to totalnie sie nie zgodze z tym, i kazdy kto zna wspolczesna nauke powinien wiedziec ze nauki scisle bardzo agresywnie wchodza w inne dziedziny, np nauki spoleczne. Projekty interdiscyplinarne sa bardzo popularne i powoli zaczynaja odnosic sukcesy. Jezeli chodzi ci w przykladzie z trojkatem o to ze matematyka jest absolutnie nauka abstrakcyjna, to mnie tym nie zaskoczysz. Wszystkie wytwory matematyczne sa abstrakcyjne i nie istnieja w rzeczywistosci. Ale sila matematyki polega na jej niesamowitej spojnosci. Nie wspomnieaszy o przydatnosci, w tworzeniu modei rzeczywistosci. Podalas przyklad z wojnami... a czy humanisci rozwiazali ten problem? Odpowiedz brzmi nie i nie rozwiaza. Zeby kazdy znalazl odpowiedniego partnera... a moze np game theory jest duzo blizsza znaleienu odpowiedzi na to pytanie (bo pamietaj ze jeszcze moze sie okazac ze cos takiego jest niemozliwe!) niz jakiekolwiek humanistyczne wywydy. Odrzucenie dyktatora... a moze jednak spoleczenstwami nie da sie steorwac i nie ma jedynie slusznej drogi dla spoleczenstw (oczywiscie jedynie slusznej bez dyktatorow)... moze tak skomplikowane systemy jak spoleczenstwa ludzkie nie moga byc totalnie kontrolowane i nie powinno mowic ludziom ze dyktatorzy sa beeee... Scislowcy w roli wszystkowiedzacych??? Well... kto tu twierdzi ze dyktaotrzy sa zli... kto tu ocenia kto jest dobry a kto zly? Kto definiuje dobro weglug wlasnego widzimisie? Scislowcy? Ok, czy ktos mi poda jeden konkretny przyklad (skoro jest tego tak wiele) czego dokonali humanisci (poza otrzymywaniem nagrod humanistycznych). I jakos mi sie wydaje, ze naukowcy to sa od jakis 200 lat, z dosc skromnymi poczatkami.. a humaniscie troche dluzej... chyba ze mi sie pomylilo i Arystoteles czy sw. Tomasz z Akwinu byli fizykami... tak dawno o nich sie uczylem... A tak na margineisie... nareszcie ktos podjal godnie temat, ktory bedzie prowadzial do niekonczacej sie, zupelnie jalowej dyskusji... bardzo to lubie... chyba mam w sobie ukrytego humaniste... pozdraiwam Odpowiedz Link
tuptusie Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 24.11.05, 21:17 No i własnie tego się spodziewałam. Mało co zostało zrozumiane, a i widać że nawet z błędem zostało przeczytane przez naukowca. No cóż wnoszę z tego, że nawet to forum nie ustrzegło się przed nagonką na innych co obecnie jest "na topie" i arbitralnym podejściem. szkoda. Odpowiedz Link
rudajula moje trzy grosze 25.11.05, 07:45 O ile mogę wtrącić swoje "trzy grosze" wydaje mi się, że dla każdego, kto zajmuje się nauką właśnie ta jego działalność jest najważniejsza (bo w końcu, dlaczego się tym zajmuje). Nie uznaję natomiast czysto akademickich dyskusji w stylu - kto jest wyżej i kto ma większy wkład w historię ludzkości - humanista czy jak tu zostało określone ścisłowiec (nie podoba mi się to stwierdzenie, ale cóż). W historii ludzkości bowiem - i temu nikt chyba nie chce zaprzeczyć - byli ludzie zarówno z jednej jak i z drugiej strony nauki, którzy mieli na tę ludzkość wielki wkład. Ciśnie mi się na usta tylko jedno stwierdzenie: Jeśli zabrakłoby jednych albo drugich - nie byłoby ludzkości. Bo w sumie wzajemnie się uzupełniamy (bez żadnych wątpliwości). Cała ta dyskusja mam wrażenie przeradza się powoli w udowadnianie że się nie jest wielbłądem. A wystarczyłoby tylko troszeczkę tolerancji i zrozumienia (w końcu kto, jak kto, ale to właśnie naukowcy z jednej i drugiej strony tworzą swego rodzaju elitę kulturową) dla wzajemnych zainteresowań. Ja jestem inżynierem i nie wstydzę się tego. Doktorat "kręci się" wokół zagadnień typowo inżynierskich. A jednak śmiem wątpić czy gdyby nie humaniści zajmujący się nauką byłabym takim samym czowiekiem, jakim jestem. I obawiam się, że nie byłabym. dlatego myślę, że ta dyskusja stanie się jałowa i póki czas - trzeba ją zakończyć. Finito. Koniec. The end Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni. Odpowiedz Link
treborrr Ale o czym będziemy wtedy dyskutować??? 28.11.05, 09:32 Bo - jak sam zauważył Klee – jeżeli będziemy dyskutować nad czymś co jest pewne (np. nad tym, że trójkąt ma sumę kątów 180 st.), to za nic w świecie nie będę się upierał, że ta suma to 270. A tak - jak dyskutujemy nad pożytecznością jednej dziedziny nad drugą – możemy sobie chociaż pogadać! Odpowiedz Link
klee Filolog, tak? 28.11.05, 11:52 Słońce, ja nigdzie ani o trójkątach, ani o zdaniach koniecznie prawdziwych nie pisałem. Powtórzę natomiast coś, czego nadal zdajesz się nie chwytać - nauka nie po to jest, żeby była pożyteczna, nauka ma opisywać rzeczywistość, wyjaśniać różnę zjawiska i procesy, odkrywać prawidłowości, tylko (i aż) tyle. Odpowiedz Link
klee Tak się jeszcze zastanawiam... 28.11.05, 21:18 (...) co Ty masz na myśli, kiedy mówisz o pożyteczności nauki. Kto, i w oparciu o jakie kryteria, miałby decydować o tym, że jakieś badania są na tyle pożyteczne (cokolwiek to znaczy), że warto je podjąć, a inne na tyle niepożyteczne, że podejmować ich nie należy? Gdybyś mógł więc sformułować jakąś ogólną zasadę, w oparciu o którą można by tego rodzaju decyzje podejmować, można by to rozsądzać, byłbym wdzięczny. Wydaje mi się, że może to być bardzo interesujące. Odpowiedz Link
node Re: o niepotrzebności humanistów. watek dla trebo 25.11.05, 11:04 > No i własnie tego się spodziewałam. Skoro sie tego spodziewalas, to moglas prrzygotowac zabojcza riposte... > Mało co zostało zrozumiane, a i widać że > nawet z błędem zostało przeczytane przez naukowca. To wytlumacz... > No cóż wnoszę z tego, że nawet to forum nie ustrzegło się przed nagonką na > innych co obecnie jest "na topie" i arbitralnym podejściem. szkoda. Jaka nagonka? Ze ktos ma inne zdanie to od razu nagonka? Wydawalo mi sie ze odnosze sie do twojich argumentow a nie personalnie... z reszta trudno odnosic sie personalnie na forum, na ktorym sie nie znamy... i wlasnie dlatgo rilanowi nie odpowiedzialem co studiuje i co robilem bo podejrzewalem go o zapedy w kierunku atakow personalnych. A dlaczego niby nagonka na innych jest na topie? Odpowiedz Link
rilian wow... 01.12.05, 13:41 zgodzicie się, że przyczytanie tego wątku, odkąd go opuściłem niegodnie zostawię sobie na potem?... ale widzę, że bardzo ładnie się dysurs rozwinął, iście filozoficznie. racja jest jedna: z pewnością nie odkryjemy prawdy, ale miło sobie popisać... hehe Odpowiedz Link