flamengista
29.09.08, 14:55
W najnowszym Wproście 2 artykuły n/t studiów w Polsce.
Tytuły mówią same za siebie:
Wyższa fikcja oraz Dyplom z disco-polo.
Na razie artykuły nie dostępne online, ale wkrótce będą.
W sumie - niewiele ciekawego, ale coś wyszperałem.
Dyplom z disco-polo:
"O tym, jak zdobyte wykształcenie jest wykorzystywane, świadczy badanie
przeprowadzone przez „Wprost". Co dziesiąty losowo wybrany przez dziennikarzy
kelner w warszawskich restauracjach legitymował się licencjatem, a co
dwudziesty dyplomem magistra (zapytaliśmy 150 osób). Wszyscy byli absolwentami
politologii, dziennikarstwa lub pedagogiki"
"poziom studiów będzie spadać, bo w 2008 r., po raz pierwszy od początku lat
90., liczba studiujących się zmniejszyła (o 12 tys. osób), a to oznacza, że
uczelnie będą coraz ostrzej rywalizować o studentów. Niestety, nie poziomem
nauczania, bo ten polskich studentów niewiele obchodzi. Z badań wynika, że aż
trzy czwarte spośród nich nie wie, po co studiuje. Czyli młodzież idzie na
studia nie dlatego, aby zdobywać wiedzę, tylko z braku pomysłu na życie lub
pod presją rodziny czy otoczenia"
Wyższa fikcja:
"Uczelnie nie reagują na sygnały z rynku pracy i praktycznie nie dokonują
zmian w prowadzonych kierunkach studiów (a jeśli już tak czynią, to
najczęściej są to zmiany nazwy na „nowocześniejsze" i ładniej brzmiące).
Oczywiste jest, że także uczelnie państwowe starają się przyjmować studentów
przede wszystkim na te kierunki, na których kształcenie jest tanie (co
oznacza, że jedynymi pomocami dydaktycznymi są kreda, ścierka i tablica). Stąd
absurdalna struktura kształcenia, w której dominują studenci marketingu,
teorii organizacji
i zarządzania, politologii (dawniej nauki polityczne) czy prawa"
"Już teraz na uczelnie zaczyna wchodzić niż demograficzny, a za cztery lata
liczba młodzieży w wieku akademickim zmniejszy się niemal o połowę (dziś 3,9
mln, za cztery lata – 2,2 mln osób). Ponieważ praktycznie dotarliśmy do
maksymalnego wskaźnika pomaturalnej edukacji młodzieży, w podobnej proporcji
powinna się zmniejszyć liczba studentów. A to oznacza, że z edukacyjnego rynku
może zniknąć połowa szkół wyższych. Dobrze by było, aby były to uczelnie
najsłabsze, a najmocniejsze (i najpotrzebniejsze) dzięki zmniejszeniu liczby
studentów poprawiły swój poziom"