Dodaj do ulubionych

Wielodzietnosc w oczach dziecka

05.10.08, 17:14
Jola na wielodzietnych.net zamiescila taki artykul, przeczytajcie prosze,
skomentujcie, co sadzicie?


HE INDEPENDENT

Najnowsza moda na wielodzietność może świadczyć o egoizmie rodziców i
krzywdzić dzieci.

Kiedy przeczytałam o Helenie Morrissey, ambitnej londyńskiej businesswoman,
która właśnie urodziła ósme dziecko, powróciło wspomnienie z mojego
dzieciństwa. Był koniec lipca, dawno temu. Jechaliśmy z braćmi samochodem
rodziców na wakacje do domku na plaży na amerykańskim Wschodnim Wybrzeżu,
gdzie dorastałam. Byliśmy już w połowie drogi, kiedy ktoś z nas, chyba moja
matka, powiedziała: - O Boże, zapomnieliśmy Richarda.

Richard, piąty z siedmiorga dzieci, był największym z nas rozrabiaką i bawił
się w swoim pokoju, kiedy pakowaliśmy samochód. Rodzice mieli tyle na głowie
(dzieci, walizki, jedzenie), że o nim zapomnieli.

Na naszym zielonym przedmieściu w New Jersey, nasza rodzina była jedną z
najmniej licznych. Kulturowa i religijna tradycja nakazywała mieć bardzo dużo
dzieci. Moje najlepsze przyjaciółki pochodziły z irlandzkich rodzin, w których
było po 10-12 rodzeństwa. Mieszkali w ogromnych, chaotycznych domostwach.

Ojcowie jeździli do pracy do Nowego Jorku, matki bywały w podmiejskich klubach
i popijały martini. Dzieci biegały samopas. Matki nie były w stanie nawet
fizycznie, a co dopiero emocjonalnie nad nimi zapanować. Im większa rodzina,
tym więcej wszy i zasmarkanych nosów. Któregoś lata złamałam w jednym z tych
domów nogę, popchnięta przez sąsiada. Matki nie było w domu tego popołudnia -
po karetkę zadzwoniła kucharka.

Mój ojciec był Włochem, więc rodzice byli bardziej troskliwi i surowi. Co
niedziela chodziliśmy na mszę, co wieczór wspólnie jedliśmy kolację. Mieliśmy
szczęście. Uczyliśmy się muzyki, tańca, śpiewu, pływania, mieliśmy wakacje i
piękne ubrania. Rodzice bardzo się kochali, nie byli uzależnieni od alkoholu i
mieli zasady. Ojciec umarł w 1995 roku. Oboje byli przemiłymi ludźmi, mama
nadal jest. Mimo to, życie w wielodzietnej rodzinie było ciężkie. Choć rodzice
bardzo się starali (ojciec czytywał mi Doktora Seussa, matka była
harcmistrzynią), każde z nas, dzieci, cierpiało w taki, czy inny sposób.

Nigdy ich nie obwiniam, bo naprawdę robili wszystko, co w ich mocy. Ojciec,
profesor, który poświęcił życie pracy z dziećmi z getta, był wyczerpany
harówką na kilku etatach, którą zarabiał na dobre życie dla nas wszystkich.
Matka należała do pokolenia, które odmawiało korzystania z nianiek. Urodziła
pierwsze dziecko w wieku 24 lat, a ostatnie - mnie - w wieku 42.

Kiedy miała 30 lat, była już matką czwórki. Pamięta, że kiedyś zostawiła moją
trzyletnią siostrę samą w domu z dwójką niemowląt, żeby pobiec do sklepu po
mleko. Kiedy wyszła na ulicę odwróciła się i zobaczyła siostrę łkającą w
oknie. Wróciła najszybciej, jak mogła, ale często powtarzała: "Co miałam
zrobić? Byłam sama i musiałam kupić mleko." Jednak siostra pamięta ten dzień
do dziś.

Choć matka znajdowała czas, żeby czule nas pielęgnować, kiedy chorowaliśmy na
ospę albo odrę, nietrudno sobie wyobrazić, jak była zmęczona pod koniec dnia.
"Idź i poczytaj książkę, kochanie" mawiała łagodnie, kiedy wieczorami
próbowałam wdrapać się jej na kolana. Czytając gazetę miała jedyne pięć minut
dla siebie.

Jak się często zdarza w dużych rodzinach, także w mojej dochodziło do
tragedii, które pozostawiły trwały ślad. Jeden z braci stracił oko, bawiąc się
z dziećmi w ogrodzie. Inny urodził się z guzem mózgu. Siostra umarła na
zapalenie opon mózgowych w wieku dziewięciu miesięcy. Moja załamana matka,
która mówi, że ten dzień był najsmutniejszy w całym jej życiu, nie mogła sobie
nawet pozwolić na żałobę. - Inne dzieci mnie potrzebowały - mówi ze smutkiem.

W mojej rodzinie rywalizacja między rodzeństwem nie ustała do dziś. Wszyscy
konkurowaliśmy o niepodzielną uwagę rodziców. Bracia rozrabiali, a ja
oddaliłam się i pogrążyłam w marzeniach. Richard umarł młodo. Nazywał siebie i
innego brata, Joego, Straconymi Chłopcami.

Jego krótkie życie pełne było tragedii, uzależnień, nieszczęść, w końcu zabił
go niezdiagnozowany rak płuc.

- Byli dobrymi rodzicami. Chodziliśmy do najlepszych szkół. W wieku 14 lat
miałem własny motocykl. Ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek naprawdę ze mną
rozmawiali. To nie ich wina, byli zmęczeni - powiedział mi pewnego razu.

Trudno się dziwić, że i ja, i moja siostra mamy tylko po jednym dziecku.
Podjęłam taką decyzję na długo, zanim zostałam matką.

- Znam siebie i wiem, ile mogę na siebie wziąć - mówiłam. Właśnie dlatego nowe
zjawisko "supermatki" mnie szokuje. Te samice alfa, które chcą trójki,
czwórki, piątki, albo więcej dzieci i oczekują, że wskoczą w ciasne dżinsy
trzy tygodnie po porodzie, jak Angelina Jolie. I wszystkie mają mężów
bankierów, dzięki czemu, jak sądzę, mogą folgować swoim zachciankom.

W pewnym sensie rozumiem ich egoizm. Ciąża i poród to najcudowniejsze
doświadczenie na świecie. Znam odczucie po urodzeniu dziecka - pragnienie
kolejnego - taka jest biologia.

Jednak to nowe zjawisko rodzenia na wyścigi będzie miało fatalne konsekwencje.
Nie wierzę, żeby te pozornie doskonałe kobiety, są w stanie dać tak wielu
dzieciom wystarczająco dużo miłości, zaspokoić wszystkie ich potrzeby i
wytrzymać napięcie.

Dzieci wymagają czasu, uwagi i miłości. Ale dobry rodzic musi znaleźć czas dla
siebie, nie może się stać wrakiem człowieka. Spróbujcie zorganizować położenie
do łóżka ósemki dzieci. Na porządne przeczytanie bajki trzeba 25 minut.
Godzinę zajmuje kąpiel, godzinę kolacja. Jak podołać temu osiem razy w ciągu
jednego wieczoru? Bez pomocy to niemożliwe. Czyli któreś z dzieci nie dostanie
tego, czego potrzebuje.

Mieszkam we Francji, która po Irlandii ma największy wskaźnik urodzeń w
Europie. Wiele tutejszych kobiet motywują zasiłki na dzieci i bezpłatne
państwowe żłobki i szkoły. Ale te kobiety mają też skłonność do rywalizacji i,
jak to ujęła jedna z moich przyjaciółek, "szpanowania".

Kiedy mój syn miał pół roku, lekarz zasugerował, że jeżeli chcę mieć następne
dziecko, powinnam się pośpieszyć. Popatrzyłam na niego ze zgrozą. Przeżywałam
właśnie fazę, którą wielki brytyjski psychoanalityk nazwał "pierwszymi stoma
dniami zakochiwania się". Byłam tak oczarowana moim synkiem, że nie mieściło
mi się w głowie, że można by podzielić miłość, którą go obdarzałam.

Nie jestem idealną matką. Często myślę o tym, że mój syn jest jedynakiem i
martwię się, czy to nie wpłynie na jego późniejsze życie. Popełniam mnóstwo
błędów. Być może w przyszłości zdecydujemy się z mężem na adopcję dziecka, bo
oboje spędziliśmy wiele lat pracując w strefach konfliktów zbrojnych i widok
porzuconych dzieci doprowadzał nas do rozpaczy. Jednak mój syn jest
szczęśliwy, bo jest kochany i, przede wszystkim, chciany. Nigdy nie zapomnę
dnia, kiedy mając mniej więcej osiem lat, zapytałam matkę, czy planowała mnie
urodzić. Będąc najuczciwszą osobą, jaką znam, pomyślała chwilę i powiedziała:
- To był przypadek, ale szczęśliwy. Potem przez całe lata sama siebie
nazywałam "Przypadkiem".

Mam nadzieję, że wszystkie te wyczynowe matki zastanowią się nad przyszłością
swoich sześciorga, siedmiorga albo ośmiorga dzieci. Ciąża i poród to jedno.
Wypuszczenie dziecka samopas w surowy i bezlitosny świat, to zupełnie co innego.

Janine di Giovanni
Obserwuj wątek
    • mamaanieli Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 05.10.08, 21:05
      no, jeśli tak wygląda ichniejsza wielodzietność, to rzeczywiśćie
      współczuję. trauma zrozumiała. może ja w jakimś innym świecie żyję
      po prostu... w każdym razie, gdy najdzie mnie ochota na piąte,
      przeczytam ten materiałwink))
    • mamamaria3 Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 07:50
      przeczytałam i tak jakoś mi smutno. Nas było (jest) 4 i starszy brat (drugi z kolei) ma złe wspomnienia z dzieciństwa - ciągle czegoś było mu brak, w tym, że mówi tylko o kwestii materialnej, a on zawsze był szpaner. Długo zastanawiał się nad pierwszym dzieckiem, jeszcze dłużej nad drugim. Ja (trzecia z kolei) nie mam złych wspomnień, zawsze chciałam mieć dużo dzieci, było to dla mnie normalne. Może wszystko zleży od podejścia i od systemu wartości, także u dziecka?
      Ale po tym tekście myślę: co będą wspominały moje dzieci?!
    • bibba Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 11:25
      bardzo ciekawy.

      mysle, ze wsrod rodzin wielodzietnych (z wyboru) jak wszedzie jest
      cale spektrum modeli rodzinnych, i jedynym co je laczy jest wlasnie
      wielodzietnosc, koniec kropka.

      autorka opisala normalna rodzine - gdzie rodzice naprawde byli
      zaangazowani - i gdzie pomimo tego nie udalo sie zaspokoic potrzeb
      wszystkich dzieci na wszystkich plaszczyznach.

      i tak to jest.

      wielodzietnosc, jak jedynactwo - zawsze bedzie miala jakis negatywny
      aspekt - i a kazdej rodzinie bedzie on mial swoje odbicie.
      • tusia21 Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 11:53
        Wlasnie ostatnio tez sie nad tym zastanawialam. Moja wielodzietnosc
        nie byla z wyboru.Chcialam dwoje dzieci. Majac jedno urodzilam
        blizniaki. Bardzo martwi mnie to, ze nie mam czasu dla starszej
        corki, ze ona zawsze musi czekac, albo czegos nie moze, bo
        blizniaczki sa jeszcze male. Mysle sobie ile czsu bym z nia
        spedzala, ile rzeczy bysmy mogly razem zrobic, gdybym miala wiecej
        czasu. Jednak caly czas pocieszam sie, ze jeszcze chwila i wszystkie
        zaczna sie wspolnie bawic, a starsza corka bedzie miala w koncu
        jakies plusy z posiadania rodzenistwa.
    • nata76 Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 15:13
      Choc mam prawie 4 dzieci z wyboru, to podobnie, jak mamaniela, jak
      mi sie zachce kolejnych,to sobie poczytam ten artykuł.
      PO prostu znam swoje limity i ograniczenia i wiem,ze optymalnie 4
      dzieci jestem w stanie w miare obskoczyc,zeby tych zgrzytów,co w
      artykuje cytują,nie było.
      Oczywiscie,zawsze sa problemy,rywalizacja miedzy rodzeństwem,czy
      problemy z jedynakiem....
      Ale...jednak inaczej sie wychowuje 2-4 dzieci,a inaczej 10, jak w
      artykule....

      MOj maz pochodzi z rodziny,gdzie ich było 6. Jego rodzice i
      wujowie,własnie z włoskich rodzin, gdzie normą była8 dzieci i wiecej.
      Oczywiscie, inne czasy kiedys były i inne priorytety,ale...chyba
      była to walka o byt.Dosłownie i w przenosni.
      U mojego meza dzieci sie same wychowywały, bo tesciowa musiała sie
      domem zajac,a tesc cały czs w pracy. Najgorzej miała jedyna meza
      sioistra, bo musiała sie cała piatka braci zajmowac. Twierdzi,ze
      niecierpiała tegi i dalteg w wieku 17 lat wyszła z maz. Co prawda
      sama ma teraz wiecej dzieci i jedyna córke, która w ten sam sposób
      wykorzystuje.....Smutno mi na to patrzec.....

      A artykuł smutny dla mnie, bardzo.......
      • verdana Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 15:27
        ja myślę, ze wielodzietność 3-4, a 8-10 to zupelnie nie to samo
        zjawisko.
        Znam kilka naprawde wielodzietnych rodzin (6-7 dzieci) , z bardzo
        zaangażowanymi rodzicami i tez mi się wydaje, ze dzieci nie dostają
        jednego - czasu.
        Bez czasu dla dziecka (nie dzieci, dziecka) jest trudno wychowac
        szczęśliwego czlowieka.
    • hedonka Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 15:43
      A ja sobie myślę: jaka mądra, refleksyjna, wrażliwa na innych, a jednocześnie
      niezależna osoba wyrosła z tej dziewczynki, założyła rodzinę, jest aktywna, nie
      pisze, czy jest szczęśliwa czy nie
      a dzieciństwa nikt nie miał idealnego i nie będzie miał, choć tak bardzo tego
      dla naszych dzieci pragniemy...
    • anna_sla Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 19:27
      to jakieś straszne ekstremum smile)

      a to:
      > Dzieci wymagają czasu, uwagi i miłości. Ale dobry rodzic musi znaleźć czas dla
      > siebie, nie może się stać wrakiem człowieka. Spróbujcie zorganizować położenie
      > do łóżka ósemki dzieci. Na porządne przeczytanie bajki trzeba 25 minut.
      > Godzinę zajmuje kąpiel, godzinę kolacja. Jak podołać temu osiem razy w ciągu
      > jednego wieczoru? Bez pomocy to niemożliwe. Czyli któreś z dzieci nie dostanie
      > tego, czego potrzebuje.

      właśnie to testuję ;P idzie mi nieźle ;D
      • luxnordynka Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 06.10.08, 21:17
        Mam podobne przemyslenia, a raczej obawy, jakie wyrazila autorka...wciaz sie
        boje, ze ktores z moich dzieci, w fazie buntu czy nie, stwierdzi, ze nasza
        wielodzietnosc sprawila, ze nie czulo sie do konca kochane. My robimy wszystko,
        czasem prawie wszystko, zeby dzieci byly szczesliwe. Nie oczekujemy w zamian
        nic. To takie czyste uczucie, intencja. Wypalasz sie do granic mozliwosi, pod
        koniec dnia czujesz niemilosierne zmeczenie, ale tez satysfakcje, ktora daje
        sily do podjecia trudu kolejnego dnia... ale to tylko nasze widzenie (rodzicow),
        a jak odbiorze to kazde nasze dziecko? Juz teraz podejrzewam, ze Martusia bedzie
        nas surowo oceniac, zwlaszcza w fazie buntu. Jak ja to zniose, jak wytlumacze?
        Nie wiem, przeciez nie bede mowic, jak bardzo sie poswiecalam, bo tak nie jest.
        Bycie z dziecmi to dla mnie wysilek pelen radosci. Nie wyobrazam sobie siebie w
        innym zyciu typu praca zawodowa, kariera, 1 dziecko, czas dla siebie i
        wypoczynek, pieniadze na usamodzielnienie dziecka (choc taki styl tez jest chyba
        fajny i NIGDY go nie neguje), teraz czuje sie naprawde spelniona, nie tesknie za
        praca (choc ja lubilam), nie mam pragnienia wyrwania sie z domu (lubie
        samotnosc, ale moze to byc samotnosc w wlasnym domu, jak maz zabierze raz w
        tygodniu dzieciaki), a jednak czasem nie panuje nad nasza czwrorka, i nie chodzi
        o logistyke, z tym radze sobie niezle, zreszta to najmniej wazne. Chodzi o czas,
        uwage... zdarza mi sie powiedziec "Idz poczytaj ksiazke w swoim pokoju" i to nie
        LAGODNIE! (jak mama autorki), jak jest za duzy jazgot wyganiam dzieci do swojego
        pokoju, a moze w tym czasie chcialoby mi cos powiedziec o sobie... zauwazylam,
        ze starszaki wola opowiadac sobie o swoich sprawach szkolnych niz nam. Powod
        jest dla mnie jasny- wolą bo musza, bo w halasie nie da sie nic powiedziec, a
        maluchy halasuja... ja sama nie zawsze chce ich sluchac, bo moja glowa nie jest
        w stanie tego pomiescic i choc staram sie pokazac, ze slucham z uwaga, pytam,
        dzieci wyczuwaja moje zmeczenie... Bylo lepiej, jak mialam mniej dzieci... I co
        z tego, ze w rodzinie 2+1 moze byc gorzej, dla mnie to zadne usprawiedlkiwienie
        (ma byc dobrze zarowno w rodzinie 2+1, jak i 2+8)... ja wiem, ze w mojej
        rodzinie, gdy bylo mniej dzieci, bylo lepiej... ale sa tez plusy naszej
        wielodzietnosci (dzieci tego chyba nigdy nie zauwaza, a uswiadamianie ich byloby
        nie na miejscu, to jakby tlumaczenie sie z naszych wyborow)-dzieci maja siebie,
        lubia sie, maja sie z kim bawic, nabywaja roznych pozytywnych cech charakteru,
        ktorych jedynacy sa pozbawieni (maja inne mocne strony), problemy, ktore sa
        nieodlaczna cecha kazdego malzenstwa nie spadaja na 1 dziecko, tylko sie
        rozkladaja, latwiej je zniesc, nawet sie z nich posmiac (nasze dzieci kiedys
        nagraly nasza powazna klotnie i mialy niezly ubaw, my potem tez), jedynak raczej
        by to przezywal... No coz, jestesmy rodzina z 4 dzieci i musimy tak trwac, robic
        wszystko co w naszej mocy, majac tez czas dla siebie, bo inaczej sie nie da i
        nie oczekiwac, ze dzieci beda WDZIECZNE. Moze ktores napisze i pusci w eter
        podobny artykul, ja zdziwiona nie bede, ale bede spokojna, bo wiecej dac nie
        moge, mam naprawde czyste intencje w wychowaniu swoich dzieci. Pozdrawiam dosc
        chaotycznie, Ewa
        _________________
        • anna_sla Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 07.10.08, 13:44
          rozumiem Twoje obawy/wątpliwości, ale.. identyczne relacje widuję w rodzinach
          2+2 i akurat znajome z rodzin 2+2 dziwią mi się, że zdążam przytulić każdego
          wtedy kiedy potrzebuje, wysłuchać w odpowiednim momencie, choć nie zawsze
          zrobić. Moja najstarsza już wie, że i tak dostanie ode mnie to czy tamto, ale
          może to być za 10 minut. Młodsze też się tego uczą, choć z racji wieku idzie im
          to zrozumienie wolniej. Moja córka jest przyzwyczajona, że czasem nie ma wyjścia
          jak rozmowa w hałasie i przywykła do tego tak bardzo, że nawet jak hałasu nie ma
          to mówi głośno ;P DLa niej najważniejsze jest by ją w ogóle wysłuchać. Dla
          maluchów widzę, że też... Na razie moi są maluszkami i ciężko jest
          wygospodarować czas aby z każdym posiedzieć sam na sam na kolanach. Lubią to.
          Wgramolą się nam i mogą się tulić z pół godzinki, co nie zawsze jest realne, bo
          24 godziny na dobę rywalizują z dwójką rodzeństwa + 8-10 godzin dziennie jeszcze
          z obcymi dziećmi, które do nas przychodzą (choć nie każde pakuje mi się na kolana).

          Usypiając dzieci dziwnym trafem znajduję czas by przytulić choć na kilka minutek
          wszystkie dzieci. Większość usypia w moich ramionach a liczba ich jest różna
          każdego dnia, od 4-ki do 7-mki. Może ja mam taką dziwną podzielność uwagi, a
          może nie, ale potrafię rozmawiać i słuchać z dwójką-trójką dzieci na raz.. tyle,
          że czasem widzę, że oni sami się gubią co do kogo w danej chwili mówię, a nie
          zawsze operuję imionami ;P kieruję tylko wzrok/rękę..
          • andaba Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 07.10.08, 17:07
            Kiedyś moją tesciową odwiedziłą dawna lokatorka, która wychowywała sie w rodzinie gdzie było 10 dzieci.

            Znalazłam wątek, który napisałam "na gorąco" pod wpływem rozmowy z nią, kawałek zacytuję:
            "Powiedziała, że to najgorsza głupota mieć tyle dzieci, ze dawniej była ciemnota, to się dało zrozumieć, ale jak tak można dzisiaj dzieci krzywdzić. Że ona przez to, że z takiej rodziny licznej była, to dziś jest wrakiem, bo tyle się w życiu narobiła, bo nikt jej nic nie dał. Zwłaszcza tak liczne rodzeństwo jest katastrofalne dla dzieci najstarszych, bo one najbardziej cierpią i fizycznie i psychicznie przez odpowiedzialność, która na nich spada. Wprawdzie stwierdziła, że pięcioro-sześcioro to jeszcze może być, ale dziesięcioro to gruba przesada."


            Też mi to dało do myślenia...
            Z drugiej strony uważam, że troje-sześcioro dzieci to znowu nie tak dużo, my się w takich rodzinach wychowaliśmy i nie skarżymy się jakoś nadzwyczajnie i liczymy, ze nasze dzieci tez nie będą się skarżyć.
            No i tej roboty jednak jest mniej - nie ma porównania między obowiązkami współczesnego nastolatka, a nastolatka kilkadziesiąt lat temu, zwłaszcza na wsi. Mimo wszystko dziś nawet na najbardziej tradycyjnych gospodarstwach roboty jest mniej. Dzieci posyła się do przedszkoli, rodzice mają większą świadomość, że kontakt z dzieckiem jest nie do przecenienia, nikt nie obarcza dzieci obowiązkami poad siły.

            Cóż, mam nadzieję, że moje nie będą na mnie bardzo narzekać za kilkadziesiąt lat.
        • anna_sla P.S. 07.10.08, 16:58
          Chciałam dodać, że ja też czasem wysyłam dzieci do drugiego pokoju, najczęściej
          prosząc i tłumacząc dlaczego, że dość mam tego jazgotu, ale bywa, że po prostu
          wyganiam i już a na pewno nie pozwalam na bunty histerii, by coś wyegzekwować
          ode mnie. Zawsze mówię im, że tego nie toleruję i w ten sposób nie będę z nim
          rozmawiać..
          • luxnordynka Re: P.S. 07.10.08, 23:09
            a ja dzis mialam zly dziensad(( Bylam "typowa" zmaczona mama...potrzebuje ciszy,
            zdystansowania sie, a tu Marysia na przemian z Wojtusiem jeszcze teraz budza sie
            co kilka minut. O co chodzi? Nie wiem, nawet nie chce wiedziec, padam i
            zmeczenie fizyczne nie ma tu nic do rzeczy...Chce ciszy!!! Ehh. Tak bez sensu
            wpisalam tu ten post, przepraszam, Ewa
            • hisia Bycie mamą 08.10.08, 00:56
              wielodzietną to bardzo ciężka praca... Ja mam trójkę i myśle, że
              udaje mi się raczej "obsłużyć" towarzystwo, ale ja nie pracuję.
              Zdarzają się gorsze dni, wtedy mogę zawsze liczyć na pomoc
              najstarszego syna, który na kwadrans zabiera najmłodszą córeczkę z
              pola mojego widzenia... Ale przenigdy nie dawałam mu do zrozumienia,
              ze to jakiś jego obowiązek, że musi zajmować się małą siostrą,
              uważam, że to nie starsze dzieci dopilnowywują i wychowują młodsze,
              ale zawsze rodzice. Poświęcenie uwagi każdemu z osobna, poskromienie
              hałasu, wysłuchanie wymaga niekiedy gimnastyki, ale bardzo pilnuję,
              aby znaleźć czas dla każdego dziecka. Oczywiście starsi chłopcy
              rozumieją, ze czasem muszą poczekać jakiś czas, mała zawsze ma
              pierwszeństwo.
              Pozdrawiam wszystkie mamy wielodzietne!!
              hisia
              • tusia21 Re: Bycie mamą 08.10.08, 09:16
                Chyba tez duzo zalezy od roznicy wieku miedzy rodzenstwem. U mnie
                cala 3 jest jeszcze mala .
                • fizula Re: Bycie mamą 23.10.08, 23:50
                  Wielodzietność w oczach moich dzieci jest czymś godnym pożądania. Co
                  prawda mamy tylko trójkę dzieciaczków, ale kibicują nam one gorliwie
                  mówiąc, jak to bardzo oni chcą mieć siostrzyczki, braciszków, im
                  więcej tym lepiej (wymieniają jakieś monstrualne liczby). Gdy
                  najmłodsza Tosia siedziała jeszcze w brzuszku, to licytowali się,
                  czy ma być bliźniakami czy trojaczkami, a może... Hehe. Nawet teksty
                  typu: "Mamusiu, ja się dziś w drodze ze szkoły modliłam, żebyście
                  mieli dzidziusia"
                  A i jeszcze jako przykład podają nam znajomych z ósemką dzieci :o) I
                  jak tu mieć tylko trójkę? No nie wiem, nie wiem.
    • efciaeb Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 28.10.08, 19:16
      To jest jeden przypadek na.. no, właśnie na ile? Pomijając rodziny tak zwane
      niewydolne wychowawczo. Podobny tekst mogłabym napisać o swoim dzieciństwie,
      chociaż byłam jedynaczka. Nigdy nie miałam z kim porozmawiać o swoich
      problemach, zawsze sama, zawsze z kluczem na szyi, zawsze radząca sobie ze
      wszystkim sama. Taki charakter rodziców, a nie norma wielodzietności.
      I prawdę mówiąc, mi taki tryb życia odpowiadał. Nikt się nie wtrącał w moje
      sprawy. Zawsze o wszystkim decydowałam sama. Gdy teraz patrzę na swoje lata
      młodzieńcze to myślę, że pewnie kilku pomyłek mogłam uniknąć, ale z drugiej
      strony wcale nie byłoby mi dużo lepiej będąc ciągle kontrolowana przez rodziców.
      Pętak pojmuje demokrację jako wolność plucia na ludzi - A. Michnik
      • slonisia Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 29.10.08, 09:56
        Sądzę że takie przestrogi (jestem z wielodzietnej rodziny i mnie skrzywdzono, czy jestem jedynaczką i mnie skrzywdzono) niewiele wnoszą do dyskusji ile mieć dzieci. Każdy musi sam podjąć decyzję odnośnie posiadania dzieci i każda sytuacja ma swoje plusy i minusy. Tym bardziej ze myślenie typu: muszę każde pocałować (bo ktoś straszył ze jak nie to...)odbiera spontaniczność w wyrażaniu miłości, bo równo znaczy mniej... Mam trójkę dzieci i jednemu z nich muszę poświęcać o wiele więcej czasu niż pozostałym bo ma problemy w komunikacji z rówieśnikami. Reszta dzieci współuczestniczy nieświadomie w terapii, słucha rozmów jak ważne są relacje z rówieśnikami etc. Dziecko w rodzinie wielodzietnej wychowuje się otoczone ludźmi i nigdy nie jest przygniecione widmem samotności, co ze swojego dzieciństwa wspominam jako najbardziej przytłaczające uczucie... Bo człowiek jest stworzony by żyć pośród innych, dawać i przyjmować miłość. Gdy ktoś ma naturę samotnika jest to być może jedyna okazja i etap w jego życiu (na dzieciństwie życie się nie kończy i również nie należy tego okresu przeceniać) żeby choć trochę wyjść ze swojego egocentryzmu i nauczyć się wychodzić do innych. Walka o swoje w poszanowaniu praw innych jest nauką na całe życie a jednak w domu odbywa się to najmniej boleśnie....
        Moja samoocena ukształtowała się prawidłowo nie w domu rodzinnym (gdzie zawsze grałam rolę młodszej siostrzyczki z dwoma lewymi rękoma) ale wielki wpływ wywarła na mnie nauczycielka j.polskiego z liceum. Od niej usłyszałam - postaraj się bo stać Cie na wiele - wystarczyło że uwierzyła we mnie i wymagała. Nie poświęciła mi wiele czasu... A było nas 30 nastolatków w klasie bardzo rozkrzyczanej, którą ona jednak jako jedyny nauczyciel potrafiła utrzymać w ryzach... i pokazać że nasze choryzonty wybiegają dużo dalej niż na piciu piwa w knajpie...
        Wierzyć w swoje dzieci (ich możliwości) i kochać, przepraszać za wszystko co złe.... i dać im rodzeństwo albo/i możliwość przebywania wśród rówieśników.... to uważam za kapitał który da dziecku siłę w życiu dorosłym. Dziecko samo musi się nauczyć szukać ochronnego parasola miłości, zgłaszać swoje potrzeby... w życiu dorosłym da mu to szansę na spełnienie i uchroni od frustracji niezaspokojonych potrzeb bo... tylko czekam aż ktoś mnie przytuli. Znam sporo takich życiowych nieszczęśliwców którzy czekają. Jak również takich którzy nigdy nie idą na kompromisy bo nigdy nie musieli (dzieciństwo) i są sami (nie daje to im szczęścia).
        Czasami dziecko musi poczuć głód (uczucia, zrozumienia) by nauczyć się co z tym można zrobić (jak zgłosić). I że czasem trzeba czekać na swoją kolej. Tak dziecko uczy się powoli BYCIA SAMODZIELNYM a oto chodzi w wychowaniu. Uczę mówić swoje dzieci o sobie, czego chcą o i oduczać zadawania pytań - one same maja mówić. Uczę wychodzenia ze skorupy, dawania.

        I na koniec uważam ze rodzina zawsze moze być szczęśliwa - czy jest jedno czy kilkanaścioro dzieci. Wyzwanie życia jest wielkie - niech każdy podejmie je sam i uwierzy że da radę. Wtedy na pewno da smile Po co starszyć ???
        • dor.otka Re: Wielodzietnosc w oczach dziecka 04.11.08, 23:16
          > I na koniec uważam ze rodzina zawsze moze być szczęśliwa - czy jest jedno
          > czy kilkanaścioro dzieci. Wyzwanie życia jest wielkie - niech każdy podejmie >
          je sam i uwierzy że da radę. Wtedy na pewno da smile Po co starszyć ???

          tego mi było trzeba smile

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się

Nie pamiętasz hasła lub ?

Nakarm Pajacyka