gandalph
01.12.20, 01:31
Mniej lub bardziej przypadkowo trafiłem na stronę Wikipedii, gdzie prezentowana jest długa lista największych asów lotnictwa myśliwskiego II W. Św. uszeregowana według liczby potwierdzonych zestrzeleń, to znaczy takich, którzy mieli na swoim koncie najmniej 5 zwycięstw w powietrzu. Nietrudno było policzyć, nie ręcznie oczywiście, że lista obejmuje 1730 nazwisk. Co ciekawe, jest na niej aż 450 pilotów Luftwaffe. Drugą, jeszcze ciekawszą sprawą jest to, że miejsca od 1 do 118 zajmują również piloci Luftwaffe, zaczynając od Ericha Hartmanna z 352 zwycięstwami w powietrzu, dalej Gerhard Barkhorn 301 aż do Leopolda Münstera z 95 trafieniami. Tuż za nim figuruje pierwszy nie-niemiecki pilot, Fin Ilmari Juutilainen, któremu zaliczono 94 zestrzelenia (z domniemanych 126). Akurat czytałem o nim; to był pilot, który w Wojnie Zimowej jednego dnia, w ciągu niecałych 10 minut, „ogolił bez mydła” 5 Sowietów, na szóstego nie starczyło mu już amunicji.
Co zwraca uwagę w tym zestawieniu? Niezwykle skromne osiągnięcia pilotów alianckich; dotyczy to w równej mierze Amerykanów, Brytyjczyków i innych nacji, Sowietów jest tam raptem kilku. Najlepszy z nich, Iwan Kożedub, miał na koncie 66 zestrzeleń oraz 2 samoloty amerykańskie. Słynny Pokryszkin tylko 59. Dalej, Niemcy, łącznie z asami mającymi 100 i więcej zestrzeleń na froncie wschodnim, na froncie zachodnim mieli ich po kilka-kilkanaście. Ktoś powie, że osiągnięcia niemieckie były dęte dla celów propagandowych. Jednakże znane mi są relacje, poza znaną skądinąd pedantycznością i skrupulatnością tej nacji, że pilotowi zaliczano zestrzelenie, gdy samolot przeciwnika albo eksplodował w powietrzu, albo spadł na ziemię po niemieckiej stronie frontu, a w każdym razie w zasięgu widoczności. Jeśli trafiony samolot ciągnął za sobą chmurę dymu runął na ziemię 10 km za frontem lub dalej, zestrzelenie nie było zaliczane. Tak więc dane niemieckie są raczej zaniżone niż zawyżone.
Ale pytanie jest inne. Jakie warunki muszą być spełnione, by lotnicy danego kraju mieli dużo zestrzeleń? Jakość sprzętu – to oczywiste, w tym jakość obsługi naziemnej. Wyszkolenie pilotów? Jasna sprawa! Ale jest jeszcze jedna okoliczność: aby piloci myśliwscy mieli osiągnięcia, muszą mieć co zestrzeliwać. Gdyby np. Niemcy zaatakowali kraj, który w ogóle nie ma lotnictwa, piloci Luftwaffe nie mieliby co zestrzeliwać. I taka też sytuacja zdarzyła się pilotom alianckim, zwłaszcza amerykańskim, którzy weszli do akcji dopiero w drugiej połowie wojny, kiedy Luftwaffe praktycznie nie istniało. Ale… na liście są też obecni piloci włoscy, rumuńscy, węgierscy, słowaccy, chorwaccy. W końcu Amerykanie i Brytyjczycy atakowali z powietrza Ploesti i inne ośrodki w Rumunii. I nad Rumunią też im się dawały we znaki myśliwce rumuńskie, a po drodze chorwackie czy włoskie.
Zmierzam do zupełnie innego stwierdzenia; piloci Luftwaffe, zwłaszcza ci czołowi, osiągali sukcesy przede wszystkim na froncie wschodnim niszcząc setkami samoloty sowieckie, po części jeszcze stojące na ziemi, jak w czerwcu 1941. Ale to znaczy, że nawet jeśli by przyjąć, że dane dotyczące pilotów niemieckich są dęte, to Luftwaffe miała co niszczyć i miała co zestrzeliwać. W końcu, jak potwierdzają sami Rosjanie, Związek Sowiecki górował nad Niemcami liczbą samolotów jak 3:1 lub nawet 4:1 (mowa o czerwcu 1941), oraz że w pierwszych 2-3 dniach wojny Sowieci stracili grubo ponad 2000 samolotów, w większości na lotniskach.
A gdzie są w tym wszystkim polscy piloci? Ano skromniutko: najlepszy Skalski uzyskał 19 zestrzeleń. Pytanie w związku z tym, gdzie są te asy polskich dywizjonów myśliwskich, 303 i innych? Prawda czy mit?