metaral
29.07.06, 21:47
Na początku chciałbym z góry podziękować każdemu, kto przeczyta mój post w
całości.
Jestem uzależniony od komputera, a głównie od internetu. To uzależnienie
zniszczyło mi życie. Pierwsze kroki w sieci stawiałem w 2000 roku, ale tak
naprawdę wszystko co złe zaczęło się pod koniec 2004 roku, kiedy zacząłem
mieszkać sam. Świadomość, że nikt mnie nie kontroluje i nikt na mnie nie
patrzy powodowała zupełny brak ograniczeń w obcowaniu z komputerem. Każdą
wolną chwilę w mieszkaniu spędzałem w internecie. Kiedyś miałem przyjaciół,
wielu znajomych i ludzi na których mogłem liczyć. Z mojej własnej winy
zerwałem wszystkie kontakty. To było zupełnie nieświadome działanie -
odmawiałem gdy ktoś chciał wyciągnąć mnie z domu, bo komputer zawsze był
ważniejszy. Zawsze wymyślałem jakieś głupie wytłumaczenie. Nie sądziłem, że
bliscy mogą w pewnej chwili powiedzieć 'nie to nie' i odwrócić się plecami. W
ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że jeżeli ktoś mnie 100 razy próbuje gdzieś
zabrać, to tego 101 razu już nie będzie. Przez prawie 2 lata nie zdawałem
sobie sprawy z mojego nałogu. Liczyłem się tylko ja i monitor. Niestety mam
wszechstronne zainteresowania, które lubię rozwijać. Lubię wiedzieć i
poznawać. A co się do tego najlepiej nadaje, jeśli nie internet?
Dzisiaj jestem wrakiem człowieka. Mam podkrożone oczy, które bez przerwy mnie
pieką, ale jak moze być inaczej skoro średni czas spędzany przed komputerem to
16h/dobe. Wychodzę z domu tylko wtedy, gdy muszę (sprawy urzędowe, jedzenie,
picie, lekarz itp). Gdy wracam ze sklepu z wodą, to dosłownie wbiegam do
mieszkania i od razu siadam przed komputerem. W życiu zapowiadałem się
naprawdę dobrze, można powiedzieć, że miałem przed sobą przyszłość. Niestety
dzisiaj nic z tego już nie pozostało. Moi znajomi już się do mnie nie
odzywają, przyjaciele się na mnie poznali (pomagali mi, gdy tego
potrzebowałem, ale ja od pewnego okresu nie pomogłem im nigdy, więc dali sobie
spokój).
To nieprawdopodobne, ale przez 2 lata uzależnienie było tak duże, że w ogóle
nie zdawałem sobie z niego sprawy. Myślałem, że to po prostu forma spędzania
wolnego czasu. Ostatnio jednak zastanowiłem się trochę nad sobą, doszedłem do
wniosku, że przegrałem wszystko co można było w ostatnim czasie przegrać. Chce
ratować siebie i swoje zdrowie. Dlatego siedzę tutaj i to piszę...nie wiem
czy to ma sens. Do ośrodka dla uzależnień od internetu zgłoszę się dopiero w
ostateczności, sam chce z sobą wygrać. Najlepsze jest to, że kiedyś byłem
uzależniony od środków psychotropowych. Doszedłem wówczas do takich dawek
leku, które kilkanaście razy razy przewyższały lecznicze normy. Wtedy udało mi
się z tego wyjść samemu, bez żadnej pomocy. Różnica pomiędzy tamtym, wydawać
się może, że silniejszym uzależnieniem, a obecnym, jest taka, że leki nie
miały większego wpływu na moje życie, były jedynie miłym dodatkiem. Internet
mi to życie zniszczył, o ile to jeszcze można nazwać życiem...
Myślę teraz nad tym, aby w tym temacie codziennie wieczorem publikować czas,
jaki spędziłem w internecie lub przy komputerze. Pewnie i tak nikt nie będzie
tego czytał, ale mnie da to (być może złudne) poczucie kontrolowania. Myślałem
też o blogu - wtedy tam publikowałbym moje 'osiągnięcia', ale to pewnie i tak
nie ma sensu, bo pewnie też nikomu nie będzie chciało się tego czytać.
Tak, wiem, że dla wielu z Was to nie jest żadne uzależnienie. Że w
przeciwieństwie do opiatów czy alkoholu trudno się przez komputer pożegnać z
życiem. Tylko co mi po takim życiu?
Co mi polecacie?