zk140t
09.09.06, 23:55
Zaczęło się "tradycyjnie" od jednego piwa zwykłego. Teraz nie starcza nawet 6
MOCNYCH, często wspomaganych czymś mocniejszym. Jestem alkoholikiem
piwnicznym, pijącym w zaciszu swojej kotłowni zawsze wtedy, gdy "najbliżsi"
śpią. Jak większość alkoholików ukrywam się ze swoją chorobą. Nigdy nie
wracam do domu po "jednym głębszym"; nigdy nikt nie widział mnie w stanie
wskazującym... Żyję jednak z ciągłą świadomością zaniedbywanie rodziny, a
szczególnie moich wspaniałych córek ( 7 i 11 lat). Cały wolny czas poświęcam
niestety na "kombinowanie" jak wnieść toto do domu, gdzie toto ukryć i kiedy
toto wypić. Zgłosiłem się kiedyś na numer alarmowy AA w klasztorze w
Licheniu, to kazali mi dzwonić za przysłowiowe "dwa dni", ponieważ terapeuta
jest na urlopie. Olałem to więc i dalej robię sobie "dobrze". SOBIE I NIKOMU
INNEMU. Żona jest w depresji. Sypiamy od wielkiego dzwonu, gdyż prawie
wszystkie wieczory i noce mam zarezerwowane w kotłowni. Dzieci się odsuwają;
coraz rzadziej mam dla nich czas. Na szczęście jeszcze jakoś sobie radzę w
pracy (jestem wysoko wykwalifikowanym specjalistą w firmie międzynarodowej) i
z powodzeniem przyczyniam się do utrzymania rodziny ale i swojego
piwnicznego "towarzysza". Nie wiem jednak, jak długo dam radę takiemu stylowi
życia. Ogólnie źle to wszystko widzę...