e4ska
10.03.07, 23:49
Zastanawiam się, jak widzą swoje picie tzw. "normalni", czyli ludzie, którym
nie potrzeba przemądrych terapeutów i aowskich ścisków? Odsunąwszy na bok
kwestię: kto jest, a kto nie jest alkoholikiem, czyli od kiedy zaczyna sie
alkoholizm, warto zadać sobie pytanie - jak to jest z nieabstynentem
niealkoholikiem, czyli ni psem, ni z wydrą.
Czytam oto namolnie odgrzewaną opinię zawodowego alkoholika, aaugusta: "Kto z
tych, tzw. "normalnych" robi sobie przerwy w piciu...!?
(jest okazja, wypijaja jeden, dwa a jak smakuje jeszcze jeden i
na tym oni koncza swe picie - ja zaczynalem...)"
Dziś byłam świadkiem towarzyskiej rozmowy przy zastawionym stole. Oczywiście,
alkohol. Ja nie piję - wiadomo. Ale jeden z uczestników stwierdza, że dziś nie
pije, a właściwie pije bardzo mało, ponieważ w karnawale miał tyle pijackich
imprez, że zwyczajnie nie ma chęci na gorzałę. Zamierza nie pić aż do długiego
weekendu - 1-3 maja. Pełne zrozumienie. Ciągnę temat - że kiedyś też, w
dawnych czasach, rezygnowałam ze spotkań czy np. nie piłam w ogóle lub trochę
z rozmaitych względów.
Jasne, przecież gdyby tak się człowiek nie ograniczał, to zostałby
alkoholikiem - stwierdza akurat niepijący.
Się zgodziłam ze stanowiskiem. Sama z góry zapowiedziałam, że nie piję, bo mam
problemy ze zdrowiem - prawda:)
Gdybyśmy sie swojego czasu trochę bardziej ograniczali, to nie zostalibyśmy
alkoholikami... ale nasze spece, które nikogo wyleczyć nie potrafią, gdyż
szkoda gadać, że tych dwa procent szkolonych trzymających abstynencję przez
trzydzieści lat, to jakiś sukces - spece tłumaczą w naukowych księgach
nadziewanych bzdurami, że wyznacznikiem alkoholizmu jest właśnie ...!!!
ograniczanie, robienie przerw itd.
Trzeba było się ograniczać, ale trochę wcześniej, zanim trzewia pokochały
aldehyd octowy rozcieńczany poranną wódeczką czy piwkiem.
Czemu szkoleni -"leczeni" - alkoholicy nie wiedzą nic o piciu "normalnych"?
Siedzą w tych swoich gettach, z klapkami na oczach, a życie ucieka im przez
palce.