trzezwiejacy
01.04.07, 10:35
Witam Was!
Kiedys pisałem na tym forum o "dylemacie" chodzenia na mityngi. Traktowałem to jako zło konieczne. To był pierwszy z symptomów prowadzących do nieuchronnego zapicia.
A teraz chcę podzielić się z Wami moją radością. Dzień 24 marca był pierwszym ŚWIADOMYM dniem po zapiciu i trzeżwieniu dnia następnego. To zapicie bardzo przeżyłem zarówno duchowo jak i emeocjonalnie. Nie ukryłem tego faktu na terapii, na którą uczęszczam. Poniosłem konsekwencje i... zrobiło mi się lżej.
Może zabrzmi to trywialnie, ale "coś" we mnie pękło. Zacząłem bardziej zastanawiać się nad samym sobą, analizować siebie i zdałem sobie sprawę, że do tej pory bawiłem się życiem, ulegałem różnym emocjom nie analizując ich pochodzenia. Zacząłem dbać o swój wygląd i ... powolutku odbudowywać miłość do samego siebie. Zacząłem traktować siebie serio, a p[rzede wszystkim kłamać i oszukiwać najbliższych. Bardzo krzywdziłem moją matkę, siostrę i dziewczynę, która NIGDY nie powiedziała "rozstajemy się". Zrozumiałem, że NIE WOLNO i NIE CHCĘ tak żyć!
Ten krótki okres czasu to dla wielu żaden okres w abstynencji, ale dla mnie to bardzo wiele znaczy.
Każdy kiedyś miał ten pierwszy dzień. Przyznałem, że jestem alkoholikiem i uczę się świadomie akceptować ten fakt. Wiem, że nie mogę "doskakiwać" do butelki. Znam swoje objawy głodu alkoholowego i wiem, czego chcę od siebie i co w życiu osiągnąć.
W poniedziałek idę na mityng, dziś kościół, praca na terapię i pobyt z rodziną i dziewczyną. Wieczorem teatr.
Wiele straciłem, ale wiele mogę zyskać! Mam dopiero 29 lat i 10 lat picia za sobą.
Życzę samemu sobie, żeby ta "okrągła" rocznica zakończyła ten smutny rozdział w moim życiu i życiu wszystkich, których kocham!
Za wszelkie słowa będę wdzięczny!
- Piotr
--------------------------------------------------
„Skorośmy słabi – pomagajmy sobie!
Nie mówmy temu, co upadł – nie chcę Cię znać”