ja-va
11.10.07, 10:55
Od dwóch dni wre na różnych forach dyskusja o tym, czy były
Prezydent kolejny raz na wystapieniu publicznym był pod wpływem
alkoholu.
Padają pytania i odpowiedzi.
Okazuje się, że tym razem to nie goleń, wolność w piciu wina (1
kieliszek czy 10) tylko "leki medyczne na wirus filipiński".
Ja nie chcę podejmować dyskusji, kto jest a kto nie jest
alkoholikiem. Ja jestem.
Ale zastanawia mnie opinia publiczności, wszak temat dotyczy
potencjalnego alokoholizmu osoby publicznej.
Kaczyński w debacie Kwaśniewskim litościwie spuścił zasłonę
milczenia wobec zdarzenia na Ukrainie. Zresztą różni politycy pytani
o komentarz w tej sprawie właśnie tak robią. Wydaje mi się, że
opinia publiczna też. Trwa kampania wyborcza, a jeden z jej
uczestników po raz kolejny jest posądzany o wystąpienie pod wpływem
alkoholu, jest o to pytany przez dziennikarzy wprost.
Pomimo kompromitacji - jednak nadal tak się dzieje, znaczy - musi
pić, czyli znaczy...?
Jakieś dwa tygodnie temu Paweł Kukiz (który sam otwarcie przyznał
się do alkoholizmu) w wywiadzie u Kuby Wojewódzkiego wypowiadał się
na temat Kwaśniewskiego i powiedział, że tak, Kwaśniewski jest
alkoholikiem, bo musi pić - taki był sens wypowiedzi.
Brakuje mi podjęcia tematu, zwłaszcza, że mówi się że 80%
społeczeństwa polskiego pośrednio lub bezpośrednio dotknięta jest
problemem alkoholizmu, wypowiedzi specjalistów uzależnień,
dziennikarze robią z tematu sensację, a nikt rzetelnie do tematu nie
podszedł.
Zwłaszcza, że, jak zapewne wszyscy wiemy, w naszym społeczeństwie
przyzwolenie na picie jest tak powszechne. A po Charkowie używano
nawet określenia "swój chłop".
Gdy wyszła sprawa wystąpienia na Ukrainie nie usłyszałam żadnego
komentarza, że zachowanie Kwaśniewskiego było naganne zwłaszcza w
kontekście wystąpienia przed młodzieżą.
Temat, moim zdaniem jest ironizowany, ze szkodą dla tych, którzy o
swoim problemie już wiedzą, ale np. wstyd przed leczeniem nie
pozwala im się leczyć a nawet przyznać się do problemu.
Co o tym myślicie, Drodzy Państwo?