GoĹÄ: Winniczka
IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl
06.10.09, 14:04
Znajomi, znając moją miłość do wina, zaprosili mnie podczas mojej ostatniej wizyty w Warszawie na obiad, którego zwieńczeniem miały być świetne wina.
To miała być dla mnie niespodzianka i prezent z okazji urodzin. Kiedy wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się na Wał Miedzeszyński w duchu ucieszyłam się że choć dla mnie to nie będzie nowe doświadczenie, to znowu zawitam do Boathouse, gdzie jedzenie jest fajne i wybór win znakomity w cenach jakie w Warszawie nie są zbyt wygórowane.
Okazało się jednak, że pojechaliśmy dalej. Do Józefowa. Ucieszyłam się, że poznam jakieś nowe miejsce. Dojechaliśmy na miejsce, do dość obskurnej budy, zwanej "Gospoda Nad Jeziorem". Pomyślałam, że w końcu nie szata zdobi człowieka i może wnętrze zaskoczy mnie pozytywnie. Niestety dalej było już tylko gorzej!
Przywitała nas pusta sala i odpychający wzrok znudzonej obsługi. Opryskliwe i pogardliwe powitanie dało mi do zrozumienia, że nie jesteśmy mile widzianymi gośćmi, odrywającymi pracowników od pasjonującej lektury kolorowej prasy plotkarskiej. Wszechobecny smród starego tłuszczu i stęchlizny wywoływał lekkie mdłości. Nie wiem jak obsługa jest w stanie tam przebywać!
Pomyślałam żeby pod jakimś pretekstem namówić jednak znajomych na zmianę lokalu, ale nie bardzo wypadało mi tak dyskredytować miły, w ich mniemaniu, gest na moje urodziny. Wykręciłam się dietą i zatruciem (po mojej właśnie zakończonej podróży do Azji brzmiało to wiarygodnie) z konieczności jedzenia. Niestety musiałam obejrzeć i poczuć nosem to co dostali moi towarzysze! To był prawdziwy horror. Nie wierzyłam własnym oczom, że w 2009 roku, w europejskiej restauracji możliwe jest podawanie dań pochodzących prosto ze stołówek zakładowych schyłkowego PRL. Każde warzywo rozgotowane i o mdłych kolorach (mrożonki?). Polane suto roztopionym, zjełczałym łojem udającym oliwę. Zamiast mięsa podano jakieś suche, kwaskowo śmierdzące wióry o kolorze jasnobrązowym. Zbierało mi się na wymioty.
Temu wszystkiemu towarzyszyły zamówione z wielkim trudem paskudne i skandalicznie drogie wina. Czegoś podobnego jeszcze nigdy, nigdzie na świecie nie spotkałam. Kelner potrafił jedynie w żałosnym stylu udowadniać nam jakimi jesteśmy winnymi laikami i jakie to nasze wybory są złe. Prawda jest taka, że wybór z bezmyślnie skonstruowanej karty win mógł być tylko wyborem najmniejszego zła - lista win w tym wyszynku to dowód zupełnej ignorancji. Wina białe podano niemal zamrożone. Czerwone z trudem nadawały się do picia: bez zapachu, bez smaku, kwaśne i niestety przerażająco drogie!
Nie rozumiem jak można w obecnych czasach zrobić w jakimkolwiek lokalu absolutnie wszytko źle. Poczynając od wystroju, czystości, uprzejmości i kompetencji obsługi a kończąć na jakości jedzenia i karcie win.
W swoim długim życiu jadałam w setkach miejsc i zawsze choć coś można było zapisać każdemu miejscu na plus! Choćby atmosferę czy gościnność. Tu zawiodło wszytko.
Ostrzegam każdego, kto może spróbować skusić na wizytę w tym strasznym miejscu: nawet nie myślcie o jedzeniu i degustowaniu wina w Józefowie! To może odcisnąć się trwałym śladem na psychice co mniej odpornego człowieka i zniechęcić do wina oraz kuchni na całe życie!