giorgio_primo
08.06.05, 19:45
Od bardzo wielu lat piję i interesuję się winem. Od kilku zaś lat wino stało
się nie tylko pasją, ale i pracą.
Jeszcze kilka lat temu miałem możliwość rozmawiać o winie tylko z pasjonatami
wina podobnymi do mnie. Teraz jest inaczej, bo osób pijących wino znam coraz
więcej i więcej, a większość z nich to "normalni", "zwykli" ludzie którzy
lubią wino i ono im smakuje. Chcą je pić, ale nie muszą natychmiast doznawać
głęboko metafizycznych przeżyć w związku z tym.
Coraz bardziej jestem zdziwiony i z lekka przerażony tym co nazywa się
szumnie "popularyzacją" kultury wina w Polsce.
Szanuję wszystkich, którzy mają odwagę wypowiadać się publicznie czy też
potrafią pięknie pisać książki, felietony czy reportaże dotyczące wina.
Podziwiam ich, bo mają zdolność ujmowania myśli w słowa, co nie każdemu
przychodzi łatwo.
Rozmawiam jednak z setkami ludzi i z coraz większym przekonaniem dochodzę do
wniosku, że ta droga nie prowadzi do celu, jeśli ktoś naprawdę chce cokolwiek
zrobić dla popularności dobrych win w Polsce.
Praktycznie obojętnie w jakim kontekście pojawia się wino w mediach
(obojętnie czy specjalistycznych czy "ogólnych") ukazywane jest nieodmiennie
jako coś z najróżniejszych powodów niedostępnego dla przeciętnego Polaka.
Jeśli co roku widzimy wyfraczoną stołeczną elitę przy okazji "Bożole Niuwo"
cmokającą z nad kieliszków w Wiadomościach lub TVN24, snującą mistyczne
treści przy pomocy mało zrozumiałych słów, to jaki sygnał otrzymuje młody
człowiek pijający na codzień piwo? ...którego może i na wino stać będzie już
niebawem, ale czy ta otoczka i bufonada stanie mu się bliska?
Co mniej "wyrobiony winiarsko" czytelnik felietonów Pana Marka Bieńczyka
dowie się o winie? Że jest wielka "magia", "mistyka", że życia nie starczy i
pieniędzy na rozeznanie się choć trochę w tej materii. Że trzeba mieć
rozległe i dobre kontakty wśród środowisk zupełnie mu obcych. Generalnie, że
jest bardzo trudno i właściwie nie wiadomo po co. Przecież Ci co już "złapali
bakcyla" nie zasilą szeregów winnego lobby! Ci co go nie mają, nie rozumieją
z tego nic. Są wystraszeni.
O Magazynie Wino już tyle tu napisane zostało, że właściwie nie ma już niemal
więcej do dodania, choć przypomnę że wciąż nie mogę zrozumieć dla kogo jest
ten periodyk? Wielokrotnie widziałem go w rękach osób, które nie są dotknięte
naszą pasją. Są znudzone po przeczytaniu kolejnego numeru nieprzystępnością
wina bardzej niż przed próbami lektury MW. Inne rezygnują przed rozpoczęciem
czytania, po pobieżnym kartkowaniu. Jeśli MW nie ma być "branżowy", to język
i sposób pisania o winie jest zupełnie nieprzystępny. Dla "branżowców",
źródeł alternatywnej wiedzy jest tyle, że chyba nie dla nich stworzono to
pionierskie wydawnictwo.
Piszę o tym, bo nie mogę zrozumieć dlaczego nikt w Polsce nie potrafi
przemawiać "ludzkim" językiem o winie. Sytuacja jest obecnie taka, że Ci
którzy przez taką "popularyzację" przebrną i wytrwają, mają w sobie tak
wielką determinację, że nikt w ich pasji winnej nie musi ich wspomagać. Na
całą resztę to co się dzieje działa zupełnie odwrotnie. Są ze wszystkich
mediów od wina odtrącani jego fałszywym wizerunkiem "intelektualności"
i "elitarności". Wizerunkiem czegoś zupełnie niedostępnego dla nich. Zbyt
trudnego i skomplikowanego.
Dobranoc Państwu. Idę na wino.