verdana
26.05.12, 09:41
Czy w ogóle nalezy pomagać rodzinie w trudnej sytuacji? W sąsiednim wątku napisałam o młodym chłopaku, który stracił pracę, i chwilowo pomagają mu rodzice. Biscotti stwierdziła: "Zdecydowanie NIE choc ... na obecnym etapie on juz w pewnym sensie okrada swoich rodzicow, ktorzy sami, z wlasnej nieprzymuszonej woli na to pozwalaja czyniac go swoja ofiara ".
O ile zgadzam sie, że"pomoc", dla tych członków rodziny, którzy są w trudnej sytuacji, ale nic im sie nie chce i uwazają, ze po co mają ruszyć d..., skoro jest rodzina - jest bez sensu, to jakoś poraziła mnie wizja rodziny, w której kazdy ma zostać, nawet z największymi problemami, absolutnie sam. Dla jego dobra? Przecież brak pracy w kraju, gdzie jest wysokie bezrobocie, to nie jest coś, co mozna "przeskoczyć" tylko dlatego, zę rodzina wyrzuci z domu.
I gdzie to się kończy? Czy, jeśli mąż straci pracę, to powinnam dać mu trzy miesiace, a potem wyrzucić, bo przecież jeset pasożytem? Czy nie pomagać matce, której emerytura nie starcza do pierwszego (mogła przecież oszczędzać wcześniej, albo moze sprzedać mieszkanie i wyprowadzic sie do kawalerki na wsi)? Nie bedę wymieniać wszystkich mozliwości.
Czy też całkowite odcięcie sie ma dotyczyć tylko dzieci - tzn niezaleznie od sytuacji dzieciom sie nie pomaga?
I czy to dotyczy tylko pieniędzy, czy wszelkiej pomocy?
Tak na zakończenie - im bardziej czytam o tym, jak powinni Polacy i inni wychowywać dzieci, aby były całkowicie neizalezne i nigdy na nic nie liczyły, tym bardziej jestem przekonana, ze nie wszystkie zachodnie rozwiązania są z definicji lepsze od południowo-wschodnich. Wolę zdecydowanie wizję rodziny, w ktorej w razie problemów znajdzie się oparcie, niz rodzinę, której absolutnie nie zależy, aby być razem, a każdy nastawiony jest tylko na to, aby nie dać się okraść.