anuszka_ha3.agh.edu.pl
27.06.13, 13:05
wyborcza.pl/duzyformat/1,127823,14174867,Sliczny_i_posluszny.html
Co myślicie o tej historii?
Kobieta znęcała się nad dzieckiem i zamordowała je ze szczególnym okrucieństwem, przy współudziale partnera. Siedziała w więzieniu 15 lat. Wyszła i poszła pokutować do klasztoru. Po iluś latach zgodnie z prawem wyrok się zatarł, czyli osoba ta uważana jest przez prawo za niekaraną. Wróciła z klasztoru i została nauczycielką i ekspertem ministerstwa edukacji.
Chyba to nie najlepszy pomysł, z takim życiorysem pracować jako nauczyciel. Ale czy ona zresocjalizowała się?
Pod linkiem jest tylko fragment całego reportażu.
W papierowym wydaniu dziennikarz sugeruje, że nie.
Że w szkole wobec uczniów stosuje podobne sztywne wymagania, jakie stosowała wobec zabitego dziecka. Dziecko zabiła ze złości, że nie spełniało jej wymagań. Z drugiej strony, teraz za karę tylko wali jedynki, nikogo nie bije.
Jest też coś w tym papierowym wydaniu, co mi się nie podoba - dziennikarz wydaje ocenę: sztywne i absurdalne regulaminy, jakie stworzyła ta kobieta dla swoich uczniów to jej osobista bezczelność. Autor komentuje jakoś tak: Jak to możliwe, że po tym wszystkim ona śmie jeszcze czegoś oczekiwać od świata? Np. oczekiwać od uczniów, że pod karą jedynki będą używać niebieskiego długopisu. Ja wiem, że to wszystko przerażający absurd i taka nauczycielka nie powinna pracować w szkole, ale mimo wszystko widziałabym jej pomysły raczej jako tragicznę skazę jej osobowości, a nie złośliwe wywyższanie się.
Wywyższaniu się autor też poświęca dużo miejsca. Że kobieta pochodzi z inteligenckiej rodziny, która uważa się za "lepszą". Po czym poznał, że lepszą? Bo ojciec kobiety napisał książeczkę, historię rodu (przez wieki powstańcy, profesorowie, twórcy polskiego prawodawstwa, przykładni katolicy - jak podkreśla), ale nie zawarł w niej historii własnej córki. Książeczka nie była wydana publicznie, zdeponował ją w Bibliotece Narodowej. Ale na Boga, co do tego mają jacyś dalecy krewni i przodkowie?
Dziennikarz nie chce wyjść na buca, więc rozdwaja się: Pisze reportaż w dwóch osobach, obrońca to niby on, pan redaktor; oskarżyciel to niby tajemniczy internauta przesyłający emaile. Redaktor protestuje, że chyba to już za bardzo przypomina wyszukiwanie dziadka z Wehrmachtu. Ale potem usprawiedliwia się - bo trzeba wiedzieć, jak sprawczyni została wychowana, co wyniosła ze swojej rodziny. No cóż, o tym decydują tylko rodzice - ojciec i matka. I powiedzmy, że kawałek o wymagającej, bijącej matce był usprawiedliwiony. Ale kawał tekstu jest oskarżeniem ogólnie całego rodu o wywyższanie się i lepszość. Niefajne.
Myślę, że może być niefajne dla nawet dalekich krewnych tej osoby. Bo w kilkadziesiąt sekund można znaleźć w internecie prawdziwe nazwisko kobiety. (Ba, to trochę przerażające, ale nawet jej adres zamieszkania i numer telefonu.)
Dziwny ten reportaż. Jednocześnie ciekawy, ale też zostawiający poczucie niesmaku.