zalmon
09.07.14, 16:16
Witam,
przede mna sprawa rozwodowa w październiku.
opisze pokrotce moją historie, chociaż jej poczatek siega juz roku a nawet dwóch wstecz gdzie zaczeło się źle dziać miedzy mną a moim meżem. po 17 latach zwiazku chyba coś sie wypalilo oprócz tego maż zaczął naduzywać alkoholu. zmeczenie materiału, praca, stresy codzienne, niesnaski, kłótnie, z mojej strony brak ochoty na seks....
mamy oboje ok czterdziestki , dwójke dzieci w wieku podstawówka i gimnazjum.
po kilkunastu??? rozmowach i kłotniach z meżem postanowiłam ze lepiej bedzie mi samej z dzieciakami, tym bardziej, ze facet jest zawziety, mało wylewny itp. on początkowo sie zgodził, podpisał papiery o rozwód bez orzekania o winie, pozew poszedł do sądu. a kiedy połozyłam mu papiery po powrocie z sadu, pierwsze słowa które usłyszałam to: Rozumiem ze od tego momentu mogę sobie kogoś szukac? odpowiedziałam zgodnie z prawda ze tak ponieważ chciałam dac sobie odrobine wytchnienia, spokoju i nie miałam zadnych złudzeń co do przyszłości tego zwiazku a jednoczesnie poczułam sie juz troche zwolniona z obowiazku jakim jest małżeństwo.
około trzech tygodni temu mimo tego ze nikogo nie szukałam weszłam na czat towarzyski pogadalam z kilkoma chłopakami, a z jednym umówiłam sie na spotkanie tak po prostu na kawę. myslałam ze jesli bedzie fajnie to nie tylko na kawie sie skończy...więc nawet sie przygotowałam i ukradłam prezerwatywe z szafki meża :) dziwnym zbiegiem okoliczności do spotkania nie doszło. maż niespodziewanie mnie "sprawdził": przeczytal zapis z czatu odnalazł gumke w torebce... w miedzyczasie zdążył się nieźle upic i narobić mi tzw. wstydu opisując mojej matce moje wyskoki:), które jeszcze nie miały miejsca...
po dwóch, trzech dniach oswiadczył, ze ze sobą skończy przeze mnie, ze zadnego rozwodu mi nie da, itp...potem zdecydowal sie jednak na wszycie esperalu i obiecał ze popracuje nad swoim zyciem. pojechałam z nim do lekarza, pogadalismy długo i szczerze ?? od kilku miesiecy jak przyjaciele. po jakims czasie poszlismy nawet do łozka i spedzilismy naprawde "miodowy tydzien"... tak, tak wiem ze nie powinnam sie na to zgadzac...ale czego nie robi sie zeby znow bylo tak jak dawniej?
problem w tym ze maz wciaz ma w glowie to, ze chcialam go zdradzic, ze flirtowalam z mezczyznami na czacie, sprawdza mi historie w komputerze, pyta kto do mnie dzwoni, czy dostaje smsy i od kogo...przez cały tydzień odwozi i przywozi z pracy...nie patrzy prosto w oczy...
co mam robic w tej sytuacji???????
czy definitywnie zdecydowac sie na rozwód czy dac nam szanse?
nie szukam wrazen, jestem spokojna, lubie zajecia domowe, kocham swoje dzieciaki.
jak ktos jest dla mnie miły odwdzieczam sie tym samym /tu prosze bez podtekstów/
czy jeden mój niedoszły wybryk :) bedzie ciagnal sie za mna przez całe zycie jesli postanowie nadal byc z mezem?
poprosze o rady mam jeszcze troche czasu na przemyslenia...