sloggi
31.10.05, 12:23
Pomysł narodził się, gdy Maja Wołosiewicz, instruktorka stowarzyszenia,
musiała poradzić sobie ze śmiertelną chorobą ojca. Rok temu umarł we własnym
łóżku na jej rękach. By mógł ostatnie chwile spędzić w domu, Wołosiewicz
musiała pokonać opór lekarzy i środowiska, przekonanego, że najlepiej będzie
ojcu w szpitalu bądź hospicjum. To doświadczenie zmobilizowało ją do podjęcia
dialogu na temat śmierci i godnego umierania.
Rok życia
Maja Wołosiewicz stworzyła tzw. grupę levinowską. Uczestnicy od paru miesięcy
pracują według książki Stephena Levina "Gdybyś miał przed sobą rok życia".
Nawiązali też kontakt z Centrum Naturalnego Umierania w Londynie.
Zaczęli od oswajania słowa "śmierć". Każdy uczestnik sporządził testament,
określił, w jakich warunkach chce umierać, jak ma wyglądać pogrzeb, zastanowił
się, czy chce - i jak długo - być podłączony do aparatury podtrzymującej życie.
Niektórzy dopiero tutaj wypłakują żal po stracie kogoś bliskiego, kto odszedł
nawet dwadzieścia lat temu. Ale nie toną w ponurych wizjach własnej i czyjejś
nieobecności. Dzięki myśleniu o śmierci na nowo odkrywają smak życia.
Przypominają sobie, jak intensywnie żyli, gdy byli dziećmi. Na przykład
próbują świadomie zjeść pomarańczę, odczuwając jej smak i zapach. Zaczynają
doceniać to, że mogą oddychać, że mają dwie ręce i nogi.
Ten rok przeznaczyli też na uporządkowanie własnego życia. Zastanawiają się,
co i komu powinni wybaczyć, co inni powinni wybaczyć im, jakie były najlepsze
chwile, które przeżyli.
- To są ludzie, którzy myślą o jakości swojego życia. I zastanawiają się, co
mogą zrobić, by było lepsze i pełniejsze. To bardzo potrzebne, by nie obudzić
się w wieku sześćdziesięciu lat i stwierdzić, że nic się nie osiągnęło w
sensie niematerialnym - mówi Wołosiewicz.
Chcą rozmawiać o śmierci
Odzew na pomysł założenia grupy zdziwił Wołosiewicz i utwierdził w
przekonaniu, że ludzie chcą i potrzebują rozmawiać o śmierci. Na początku
grupa liczyła dwadzieścia osób, teraz jest około czterdziestu. Są ludzie
starsi oraz młodzi i zdrowi, którzy nigdy bezpośrednio nie zetknęli się ze
śmiercią. Ciągle zgłaszają się nowe osoby. Właśnie ruszyła kolejna grupa.
- Promowanie życia przeciwko śmierci owocuje tym, że życie ma gorszą jakość.
Zaczyna być gorączkową ucieczką przed przemijaniem. W ciągłą zabawę,
niedojrzałość, alkohol, narkotyki, we wszystko, co osłabia naszą refleksję -
mówi Wojciech Eichelberger, psychoterapeuta, jeden z wykładowców. -
Paradoksalnie, kultura judeochrześcijańska prezentuje stosunek do śmierci
pełen lęku. Paradoksalnie, bo w społeczeństwie, o którym się mówi, że jest
religijne, temat śmierci nie powinien być tematem tabu. To religia i wiara
pomagają oswoić i, co najważniejsze, wytłumaczyć śmierć.
Eichelberger tłumaczy ten paradoks słabością wiary. - Żyjemy w kulturze
promującej życie, młodość, zdrowie, sukces. Naukowcy wręcz zaczynają nam
obiecywać, że lada chwila znajdą gen odpowiedzialny za śmierć i go po prostu
wyłączą - mówi.
Odejść godnie
"Nawrócić" może nas spełnienie demograficznych prognoz, według których zacznie
ubywać ludzi młodych, a przybywać starych, których teraz uparcie wyrzucamy
poza margines życia społecznego. Praktyczne wymogi rynku sprawią, że do tej
grupy będzie adresowanych coraz więcej reklam, będzie się więcej mówić o jej
problemach.
- Sposób na oswojenie śmierci to nie uciekać od osób starszych, od których
możemy się najwięcej nauczyć. Nie uciekać od rodziców, którzy się starzeją i
umierają. Być wtedy przy nich. To trudne, ale to, co trudne, zmienia nas
często w bardzo pozytywny sposób. Oswoimy się z tym, że nas też to czeka -
mówi Eichelberger.
Maja Wołosiewicz twierdzi, że da się oswoić śmierć. Tylko trzeba o niej mówić,
pamiętając o radości życia.
- Śmierć ciągle jest traktowana jak choroba, z którą trzeba walczyć do końca,
nieraz w warunkach urągających godności ludzkiej. Śmierć jest, w naszym
rozumowaniu, porażką lekarzy. A przecież każdy z nas umrze. Pytanie tylko, w
jaki sposób. Czy otoczony bliskimi, w miejscu, które zna i kocha, czy w
samotności za szpitalnym parawanem - mówi Wołosiewicz.
Według statystyk na choroby śmiertelne w Polsce umiera rocznie trzysta
czterdzieści tysięcy osób. Stowarzyszenie planuje akcję, która będzie
skierowana przede wszystkim do lekarzy. Chodzi o odpowiedź na pytania, w
jakich warunkach umierają chorzy i co można w tym zakresie zmienić.
www.rzeczpospolita.pl/dodatki/warszawa_051031/warszawa_a_7.html