akastel
20.12.05, 13:31
Moja 17-miesięczna córeczka od wczoraj jest w szpitalu, ma obturacyjne
zapalenie oskrzeli, być może również zapalenie płuc. Przyjechałam do domu
trochę się pozbierać, bo psychika wysiadła.
Miesiąc temu miała infekcję, chyba na tle alergicznym, bo mamy problemy z
alergią. Pierwszy raz brała antybiotyk. Jak wyzdrowiała, zaczęłyśmy leczenie
u najlepszej w moim mieście homeopaty, żeby zapobiec dalszym chorobom i
podleczyć alergię. Oczywiście wizyta słono kosztowała. W zeszłym tygodniu
znowu zachorowała. Byłyśmy u homeopaty najpierw w środę. Dostała jakiś lek. W
piątek już ciężko oddychała i miała kaszel. Homeopata osłuchała ją i
przepisała 2 leki, jeden rezerwowy. Dałam jeden. Do niedzieli jej stan się
nie poprawił. Homeopata kazała dać jej drugi (przez weekend już nie było
osłuchiwania tylko kontakt telefoniczny). Niestety, pomyliłam leki i najpierw
podałam jej ten rezerwowy, a dopiero w niedzielę na polecenie lekarki ten,
który powinien być jako pierwszy, tzn. bardziej prawodopodobny. W
poniedziałek jej stan jeszcze się pogorszył. Do homeopaty nie mogłam się
dodzwonić. W rejonie dostałyśmy od razu skierowanie do szpitala.
Nie wiem, jak sobie to wszystko poukładać. Winię siebie, że za późno
pojechałam do pediatry. Może tradycyjne leki powstrzymałyby rozwój choroby.
Mam też żal do homeopaty, że od razu nie wyryła zapalenia oskrzeli i że nie
było z nią kontaktu telefonicznego, choć poleciła nam w każdym przypadku
dzwonić. Ja po prostu cały czas liczyłam na cudowny efekt tych leków, ale cud
nie nastąpił. Nie wiem teraz, co myśleć o homeopatii. Nie piszę po to, żeby
krytykować ten rodzaj terapii. Mam po prostu mętlik w głowie i nie wiem, czy
zdecyduję się na kontynuowanie tego leczenia po wyjściu małej ze szpitala.
Może ktoś był w podobnej sytuacji? Na tym forum mnóstwo jest entuzjastycznych
opisów świetnych efektów leczenia. Dlaczego u nas tak się nie stało?
Agnieszka