doomi
21.03.07, 12:27
Do tego wątku natchnął mnie feelek i jego "czy Józefów jest ładny". Parę dni
myślałam czy jest czy nie jest

Ale poważnie, to myślę, że dla osób, które związane są z tymi terenami od
zawsze Józefów to także wspomnienia, to ludzie, budynki, miejsca, ulice które
już nie wyglądają tak samo, a czasami po prostu już ich nie ma.
Nawet Ci którzy osiedlili się tutaj całkiem niedawno często mają (jak
jozefovicz, który przyjeżdżał tu na letnisko) mają jakieś wspomnienia
związane z tym miejscem.
Podzielmy się naszymi wspomnieniami, jak widzieliśmy nasze miasteczko mając
lat kilka, kilkanaście...
Dla mnie Michalin to na pewno
- drewniany dom babci na ulicy uroczej. Dom nadal stoi, ale moja piaskownica
pod jaśminami znajdowała się dokładnie tam, gdzie teraz wjeżdża się na
osiedle TBS na werbeny. Moje dzieciństwo to właśnie tamte podwórka pomiędzy
wieloma w okolicy drewniakami: smak chleba maczanego w zimnej wodzie prosto
ze studni i posypanego cukrem, kogel-mogel ukręcony z jajka zwiniętego z
babcinego kurnika, gołębnik sąsiada Sergiusza, chodzenie na "kolejkę" i
zabawy w podchody w dwudziesto pięcio osobowej grupie okolicznych dzieciaków.
- sąsiad Grześ, który co sobota wyprowadzał z komórki swoją syrenkę, mył ją,
odpalał i znowu wprowadzał do komórki
- stary pan Omlet, który miał chyba ze 110 lat i jeździł na swoim
przedwojennym rowerze. Podobno był obwoźnym fryzjerem
- polana na polnej, gdzie co roku przyjeżdżało wesołe miasteczki
- sklepik z pasmanterią na rogu polnej i świderskiej, gdzie mama kupowała
włóczkę na moje sweterki
- grudziąż na wyszyńskiego i mały warzywniaczek obok, gdzie wiele wiele lat
temu pracował dziadek
- mały sklepik ze słodyczami w drewniaczku na rogu polnej i 22 lipca. Ach
jakie tam były fajne wafelki w kształcie laleczek
- religia w małej salce obok kościoła i okrąglutka siostra Gabryela. Ech ile
przygód się wydarzyło w drodze na religię, a co najważniejsze panowała wtedy
na tych lekcjach prawdziwie uduchowiona atmosfera
- zdziwienie mamy, kiedy przyniosłam kiedyś z owych lekcji ogromny blok
solonego masła i pomarańczowy ser
- w szkole pan Jóźwicki od muzyki, który rzucał w nas kredą, a czasami
kluczami, Dżilli - czyli zawsze elegancka matematyczka Dolińska oraz
krzykliwa i niesympatyczna Patoka
- nieisteniejące już przedszkole na tyłach kościoła i dwie wstrętne
bliźniaczki, które śnią mi się do dzisiaj po nocach
- płaskie latarki o czterech kolorach światła, które były nieodzowne w każdym
nocnym wyjściu z domu babci (także do wychodka)

- brak asfaltu na 22 lipca i dzień kiedy zwieźli ogromne góry białego
tłucznia na podbudowę (ach jakaż to była odmiana po ciągłych zabawach w
piachu)
- gry w wyścigi pokoju kapslami produkowanymi przez brata i jego kumpli.
- oranżada ze szklanym korkiem kupowana najczęściej w sklepiku na teatralnej
(i jeszcze lizaki okrągłe w paski)
- latanie na boska po kałużach letniego deszczu
- jedyne bloki jakie wtedy były to te za "dwójką" i "naczycielskie" na
Spacerowej
- monety jakie się układało na torach przed nadjeżdżającym pociągiem i
gorączkowe poszukiwania ciepłych jeszcze monet (mam nadzieję, że moje dzieci
nie przeczytają tego wątku)

- wielkie kanie które rosły na posesji na armii krajowej i mały Adaś, który
tam mieszkał i którego bardzo lubiłam
Oj, mogłabym tak długo. Rozmarzyłam się i wzruszyłam, ale znam już odpowiedź
na pytanie feelka: TAK, JÓZEFÓW jest ładny, uroczy, mój. Taki się ostał w
mojej pamięci i taki pozostanie!
Mam nadzieję, że dopiszecie dalszy ciąg wspomnień. A może pamiętacie kogoś z
tych, których opisałam?