klemens1
03.09.14, 09:47
Kilka dni temu kilku Marsjan próbowało przekonywać, że kapitalistów należy cisnąć, bo jak się nie ciśnie, to cały zysk i tak przeznaczą sobie.
Wczoraj - przy okazji zaniesienia faktur księgowej - wyszedł przypadkowo temat zatrudniania na "umowach śmieciowych", a konkretnie - kto na tym zyskuje.
Księgowa obsługuje kilka dużych firm i wie jak to wygląda.
Konkretnie: pracownik zarabia brutto X, pracodawca do tego dokłada swoje koszty pracy (tak, tak, brutto na PIT-cie to nie jest prawdziwe brutto). Przy przejściu na firmę obowiązuje reguła, że pracodawca płaci brutto (to mniejsze, z PIT-u) + VAT, ale najczęściej dopłaca jeszcze minimalny wymagany ZUS.
W efekcie pracownik z brutto PIT-owego odprowadza 18 lub 19% podatku - na etacie zarabia mniej o 29% z brutto. Więc pracownik zyskuje. Pracodawca również - nawet po doliczeniu opłat zusowskich, przy brutto 5000 (etat netto 3550), pracodawca wychodzi prawie na 0, przy wyższych zarobkach zaczyna zyskiwać.
Takie są fakty. Ale ideologia "po co zmniejszać obciążenia, pracownik i tak nie zyska" faktami się nie przejmuje.