gwiazdeczka-z-nieba
11.09.10, 10:00
pytam czysto teoretycznie, bo sama nie mieszkam już od dawna. Praktycznie odkąd poszłam na studia, w domu rodzinnym byłam gościem. Przyjeżdżałam na święta, nieraz na weekendy, nawet wakacje spędzałam poza domem, gdyż albo podróżowałam, albo pracowałam w mieście, w którym studiowałam.
Ale, mam dużo znajomych, którzy pomimo, że są już po studiach, albo nie studiowali, pracują to mieszkają w dalszym ciągu z rodzicami i to wcale nie w dwupiętrowych willach z osobnymi wejściami tylko w M3 czy M4. Albo wrócili do domu po studiach dziennych, albo byli na zaocznych. Do tego są "na prawach dziecka", że tak powiem. Za mieszkanie płacą rodzice, za media rodzice, za jedzenie i chemię rodzice. Dzieci swoje pieniądze traktują jak kieszonkowe, na przyjemności i rozrywki, gdyż nawet za te studia zaoczne często płacą rodzice.
Nie odkładają np na mieszkanie ani nic w tym rodzaju, wręcz niektórzy nawet zaciągają kredyty na przyjemności.
Na pytania, czy to nie czas iść na swoje, wynająć sobie coś, twierdzą, że szkoda kasy, płacić za wynajem, skoro w domu jest za darmo. Byłoby to w pewnym sensie zrozumiałe, gdyby kwotę, za którą wynajmowaliby mieszkanie odkładali, z myślą o wkładzie na swoje mieszkanie.
Niby jest to oszczędność, nie muszą ponosić kosztów mieszkania, ale tak naprawdę wydaje mi się, że w pewnym momencie człowiek powinien iść na swoje, z wadami i zaletami tego rozwiązania.
Człowiek, który w okolicach 30 nadal jest na garnuszku rodziców, nie ma pojęcia o prawdziwym życiu, o tym ile co kosztuje, o tym, że rachunki nie płacą się same, że lodówka nie napełnia się sama. Naprawdę takie wrażenie odnoszę z rozmów z niektórymi.
A jakie jest Wasze zdanie na ten temat. Czy aspekt ekonomiczny, że nie trzeba za nic płacić, przeważa aspekt samodzielności?
Wiem, że trudno określić granicę, po których urodzinach nie mieszkać z rodzicami, ale zapraszam do dyskusji.