chill
21.06.14, 18:00
Być może wsadzę kij w mrowisko...
Czytam Forum, czytam i niemal każdy ma kredyt na dom/mieszkanie. Na 10, 20 lub 30 lat. Raty od 1000zł w górę. Dostaje pensję-znaczna jej część "idzie" na spłatę kredytu. A potem zaczyna się kombinowanie-jak przeżyć za resztę, na czym zaoszczędzić... Co to będzie, gdy nieplanowo zepsuje się samochód lub zachoruje dziecko. O widmie utraty pracy nie wspomnę. Może i bym się nad tym nie zastanawiała, ale mam w najbliższym otoczeniu dwie kredytowe historie i trzecią "w drodze"...
I tak oto na podstawie przemyśleń urodziło się pytanie-czy naprawdę każdy musi mieć własny (tzn. na kredyt) dom? Czy z wynajmowaniem lub mieszkalnictwem komunalnym jest coś nie tak? A może to tylko nasze negatywne skojarzenia z tym związane? Owszem, na stare lata fajnie jest mieć coś swojego. A jeszcze fajniej dostać mieszkanie po babci i mieć kłopot z głowy. A jednak nasz kraj jest jednym z niewielu, gdzie istnieje taki straszliwy pęd do zakupu mieszkania czy domu niekiedy naprawę za wszelką cenę...
HISTORIA 1
On-właściciel firmy, ona-pracownik biurowy. Dochody miesięczne na poziomie 18 tys netto. Biorą kredyt na dom (900tys), kupują nowe auto (100tys). Niestety urządzenie domu w stanie developerskim jest kosztowne, a bank nie chce zwiększyć kwoty kredytowania. Biorą więc 150tys kredytu obrotowego na jego firmę. Niebawem wprowadzają się do urządzonego domu i bach-przychodzi kryzys 2008 roku, obroty firmy spadają, dochód kurczy się do 7-8tys. Rata kredytu rośnie do 6tys (oczywiście kredyt we franku). Do tego kredyt obrotowy, rata za samochód... I w 2014 roku sytuacja patowa-zapożyczeni po uszy nie mogą sprzedać domu, bo gdyby nawet sprzedali go cudem za wygórowana kwotę to i tak nie są w stanie pokryć kwoty pozostałego kredytu, o innych zobowiązaniach nie wspominając. Żyją więc za pożyczane od znajomych pieniądze, które oddają 10 każdego miesiąca i 15 znów pożyczają...
HISTORIA 2
On i ona-status zawodowy podobny, tylko dochody mniejsze, około 5-6tys netto. Biorą kredyt na mieszkanie 200tys. Dwa lata spłaty kredytu bez kłopotów, ale nagle jego firma traci kluczowych kontrahentów i po roku szamotaniny trzeba ją zamknąć. Zostaje im do dyspozycji niecałe 3tys miesięcznie, z czego 1,2 tys na ratę kredytu. Ale dochodzą dawne zobowiązania-pożyczka na remont mieszkania. Efekt-rosnące długi, także w opłatach za mieszkanie i u dostawcy energii. Tutaj również wartość mieszkania jest niższa niż kwota pozostałego kredytu.
Teoretycznie odpowiedź jest prosta-nie przemyśleli, postąpili pochopnie itp. Ale każdy z nas biorąc kredyt nie myśli o tym, że za rok jego firma upadnie lub straci pracę? Nie wspomnę już o kwestii spłaty raty przez następnych 20 lub 30 lat. Tym bardziej, że w większości budżetów w PL jest to naprawę znaczna kwota i w zasadzie przez większość swej młodości płacimy, odmawiając sobie i rodzinie wielu rzeczy. Czy warto? Zapraszam do dyskusji