felyetonista
28.03.07, 07:49
Otoz nasz byly Prezydent pan Aleksander Ka, nazwal swojego przyjaciela od
wodki, niejakiego Jozka Oo - zdrajca. Czy cos jest w tym dziwnego?
I nie, i tak.
I nie, bo po ludziach lewicy, na tak wysokich taboretach, mozna spodziewac sie
wszystkiego. Odstawieni od zrodelka, pragna wody szukajac jej u mniej, lub
bardziej biznesowych biznesmenow. A tych stac, aby wody i to tej ognistej bylo
pod dostatkiem. Jak wiadomo woda, niekoniecznie ta artezyjska rozwiazuje
jezyki, a skryba schowany za kotara potrafi uwiecznic dla pokolen slowa
wieszcza, ktore maja wartosc chocby dorazna.
I tak,
bo przez tyle lat sluzac pod czerwonym plaszczykiem naszych wschodnich
sasiadow, nie oswoili sie z mysla, ze wiekszosc narodu mysli o nich - zdrajcy.
Ups nie, nie... zdrajca to byl ten od AK i ten, kto pielegnowal tradycje
Polski miedzywojennej. Tepili, niszczyli zabijali skuteczniej niz jakikolwiek
inny rezim - bo tak sie robilo ze "zdrajcami".
Ale przyszla wolnosc i nasza lewicowa elyta, zachlysnela sie nia na tyle, ze
powoli, acz niekoniecznie z odpowiednim zrozumieniem zaczyna do nich docierac
znaczenie slowa - zdrajca.
Jak pokazuja slowa naszego bylego Pana Prezydenta, zdrajca jest ten, kto
wsypuje dany uklad, ujawnia i wyciaga na widok publiczny brud i bagno
lewicowych ukladow, interesow i zaleznosci.
Nalezy odstawic taka osobe, bo zdradzil krag osob, ktore przeciez dla dobra
ojczyzny od samego poczatku swojej ziemskiej sluzby, pokazuja narodowi jedyna
i sluszna droge. To nic, ze ta jedyna i sluszna droga wiodla czasami po
sciazkach sciezkach pzpr, po szerokich ulicach Moskwy, po czerwonych dywanach
Kremla - przeciez... no wlasnie, przeciez to nie byla zdrada, prawda?
Polska, to jest jednak bardzo dzwiny kraj...