perissa
13.08.04, 14:39
Jestem okropnie roztrzęsiona. Wyobraźcie sobie, że na własne życzenie - bez
specjalnych wskazań (nie mam bóli podbrzusza ani "złych" upławów, czasem
pojawia się nawracająca grzybica, którą zaraz leczę Dafneginem..) poprosiłam
mojego lekarza (na standardowej wizycie, we wtorek) o pobranie materiału na
posiew z kanału szyjki macicy. Pamiętałam pierwszą ciążę, gdy trafiłam ze
skurczami w 20 t.c. na patologię, tam zrobili mi wymaz z szyjki na posiew i
wyszedł wredny enterococus, który leczono mi dożylnie augmentinem... I teraz
jakoś męczyłam o to lekarza (no i jeszcze po drodze to poronienie...) -
odmówił mi zrobienia tego badania w I trymestrze, stwierdził, że i tak nie
włączy w razie czego antybiotyku. Ale I trymestr minął, a ja byłam
upierdliwa. I zażyczyłam sobie. I powiedziałam, że sama zawiozę próbkę do
szpitalnej bakteriologii i zapłacę za badanie (35zł). No to pobrał.. Dziś
pojechałam po wynik. I wyszłam stamtąd z płaczem. Nie dostałam wyniku, bo
hodują mi tyle świństw, że wynik + antybiogram będą dopiero w poniedziałek.
Jest i enterococus (mój stary "znajomy") i jakiś paciorkowiec i coś
znacznie "groźniejszego" - jak to określono, ale nazwy nie pamiętam.
Mam więc różnych "gości" w mojej macicy, jest wieloskładnikowa infekcja,
którą natychmiast trzeba leczyć antybiotykiem. Zanim uszkodzi płód!!
I to wszystko w świetle braku objawów infekcji, braku sugestii lekarza żeby
wykonać takie badanie... Tylko moja intuicja i przewrażliwienie kazały mi
zrobić to badanie. A gdybym.. nie... tyle dzieci rodzi się przedwcześnie i
martwych! z powodu zaawansowanych infekcji wewnątrzmacicznych... które
wcześniej nie dają objawów..
Dziewczyny, badajcie się jak najwięcej. I czasem ufajcie własnym pomysłom i
obawom, nie polegając w 100% na sugestiach (lub ich braku) lekarza
prowadzącego...
pozdrawiam.