nemrrod 20.07.06, 14:53 Zakładam oficjalny wątek, wpisuję się na listę i jadę na wakacje, więc proszę zorganizować wszystko tak, żebym zdążył wrócić i zrobić składankę :) Pozdro. Odpowiedz Link Obserwuj wątek Podgląd Opublikuj
kubasa Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 15:26 Ale jaki temat? Ten 40 dni dookoła świata to taki że chodzi o podróz, pociagi, krajobrazy? Odpowiedz Link
jarecki32 Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 15:34 chyba chodzi o world music ze szczegolnym uwzglednieniem USA, England, Scotland, Irland, Canada and Poland. Tez sie zapisuje. Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 15:37 Byłbym za tym, żeby każdy sobie zinterpretował ten temat tak, jak mu jest wygodnie. Nie rzucajmy terminami typu world music, bo jeszcze ludzie zaczną rezygnować twierdząc, że nie słuchają takiej muzyki ;) To, że niniejszym oficjalnie się zapisuję (i stwierdzam, że dane teleadresowe mi się nie zmieniły) jest chyba jasne jak słońce? Odpowiedz Link
roar Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 16:02 Und ich. Natürlich. Selbstverständlich. Odpowiedz Link
good_morning Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 15:49 podróz, pociagi, krajobrazy? jesli to temat, to YES, a jesli nie, to niech mnie ktos wyprostuje :) Odpowiedz Link
pszemcio1 Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 16:10 jestem sfrustrowany, wszyscy w około w mojej robocie awansują ...zapodajcie coś wesołego Odpowiedz Link
grimsrund Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 19:29 "Chcesz pan zabawy, zabaw się pan sam" :) Akces. Odpowiedz Link
polleke Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 21:06 Ja też, ja też! Różne takie: - zgłoszenia zamykam za tydzień, czyli w czwartek 27. - temat - niech zostanie "W 40 dni dookoła świata", ale proszę tu nie narzucać swoich ograniczających interpretacji :), a poza tym oczywiście dozwolone są myki, - wysyłka składanek do połowy sierpnia (Nemrrod chyba zdąży wrócić z wczasów). A reszta to już chyba znana z poprzednich rozdań. Odpowiedz Link
nienietoperz Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 22:59 Jesli tylko mozna, chcialbym sie zglosic jako wierny czytacz (choc rzadki siewypowiadacz) SF. Komu przeslac dane adresowe (mam nadzieje ze adres w UK nie bedzie problemem?) Uklony, Nienietoperz Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 23:08 nienietoperz napisał: > Jesli tylko mozna, chcialbym sie zglosic jako wierny czytacz (choc rzadki > siewypowiadacz) SF. > Komu przeslac dane adresowe (mam nadzieje ze adres w UK nie bedzie problemem?) To jest tu ktoś z adresem spoza UK? ;-) Odpowiedz Link
polleke Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 23:49 nienietoperz napisał: > Jesli tylko mozna, chcialbym sie zglosic jako wierny czytacz (choc rzadki > siewypowiadacz) SF. > Komu przeslac dane adresowe (mam nadzieje ze adres w UK nie bedzie problemem?) Tylko poważne oferty ze zdjęciem na mój gazetowy adres, polleke@gazeta.pl Tutaj można przeczytać, jak hartowała się stal: forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=20715&w=26272058 forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=20715&w=30229617 forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=20715&w=37176935 Odpowiedz Link
mechanikk Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 20.07.06, 23:56 Czy w bazie danych są nadal namiary na mnie, czy mam jeszcze raz wysłać? Bo nic sie nie zmieniło. Odpowiedz Link
polleke Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 21.07.06, 00:17 > Czy w bazie danych są nadal namiary na mnie, czy mam jeszcze raz wysłać? Nie trzeba, wszystko mam. Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 27.07.06, 14:11 Podciągam, bo może ktoś wrócił z wakacji i dołączy w ostatniej chwili. Odpowiedz Link
grimsrund Re: wyswatałam, sprawdźcie maile (n/t) 28.07.06, 00:55 Kurde no, a ja nie ruszyłem jeszcze nawet ze swoją. Ale zacznę już jutro i może będę się nawet trochę starał, bo mnie przypadła wyjątkowo wyśrubowana persona ;)) Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: wyswatałam, sprawdźcie maile (n/t) 28.07.06, 01:21 Mnie również, jak się okazuje. Ale lubię takie wyzwania, w dodatku postawiłem sobie za punkt honoru, że ta składanka będzie moją najlepszą w dotychczasowej historii, więc będę długo nad nią myślał. Będzie fun :) Odpowiedz Link
digsa Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 28.07.06, 15:16 pytanie jest: jak ja mogłam nie zauważyć tego wątku? :< czekałam na nową edycję a teraz będę musiala poczekać na jeszcze następną :( Odpowiedz Link
mechanikk UWAGA! 28.07.06, 20:48 Bardzo proszę AUTORA MOJEJ SKŁADANKI, żeby się wstrzymał z wysyłaniem do prawie ostatniej chwili i wysłał jakoś po 10 sierpnia. To jest trochę ważne. Tanx from the mountain. Swoją wyślę next week więc niech nikt się nie niepokoi. Odpowiedz Link
grimsrund Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 06.08.06, 18:13 No, czwórka wreszcie gotowa! Żem sie namęczył, ale w końcu wyszło. Ponieważ dość szybko uświadomiłem sobie że z powodu gustów rozstrzału w ŻADEN sposób nie zadowolę osoby odbierającej, machłem na to ręką i zrobiłem składankę ot tak, byle się dobrze bawić. Jako klucz wybrałem drogę podróżnika, któren chce zwiedzić sporą część świata - kolejne utwory pochodzą z krajów/terytoriów na trasie jego hipotetycznej podróży przez 5 kontynentów, ze zdecydowaną przewagą klimatów azjatyckich :) Odpowiedz Link
obly Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 07.08.06, 09:09 ej a zapisy? czy są wolne miejsca siedzące? DLA PALACYCH!!! Odpowiedz Link
grimsrund Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 07.08.06, 10:55 Obawiam się, że czwarty pociąg już nieodwołalnie odjechał. Ale jakby co, zawsze mogę Koledze wysłać swoją, w ramach pocieszenia :) Odpowiedz Link
obly Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 07.08.06, 11:27 jeeee.. no tak zaspałem na tąpodróż ;)) z chęcią przyjmę te ramy pocieszenia ;))) Odpowiedz Link
grimsrund Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 09.08.06, 20:39 No to Kolega niech rzuci adresem jakiej tajnej skrzynki kontaktowej, coby można ją było wysłać :) Odpowiedz Link
roar Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 07.08.06, 11:53 Jeśli jestem pierwszą osobą, która dostała swoją składankę, to dobitnie to świadczy o wyższości poczty angielskiej nad polską. :D Recenzja pewnie jutro. W każdym razie szybko - na pewno nie będę się guzdrał jak ostatnio. Odpowiedz Link
good_morning Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 07.08.06, 15:11 dobra dobra, polska poczta tez dziala ;) w przeciwienstwie do mojej stacji dyskow, ktora coraz czesciej odmawia posluszenstwa. dlatego tez prosze autora/-ke mojej skladanki (ktory/-a pisze bardzo ladne drukowane male 'a' ;p) o cierpliwosc: pojutrze poslucham tego na innym komputerze.(no chyba,ze przez pomylke faktycznie przyslal mi pusty dysk ;D) Odpowiedz Link
good_morning ekhm...pardon ;p 07.08.06, 15:23 zapomnialam,ze mam inny sprzet do sluchania w domu, tak sie zzylam z komputerem ;D to tymczasem! (wyspa juz blisko...musze isc dokarmic ryby ;D) Odpowiedz Link
jarecki32 Dostalem i Wysylam 08.08.06, 15:07 wczoraj przyszla paczuszka z Lodzi. Przesluchalem poki co pobieznie i musze przyznac, ze bede potrzebowal sporo czasu aby ogarnac to dzielo, ale na pewno cos napisze. Dzis wysylam moje wlasne dokonanie, w Polsce powinno byc za tydzien Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 09.08.06, 10:59 Wychodzę sobie dzisiaj rano do sklepu po świeże bułki, a tu w skrzynce leży koperta bombelkowa z płytom w sierodku. Musi leżała tam od wczoraj, alem nie przyuważył. Składak nosi dość groźny tytuł "Globalization ain't shit to me", więc nie wiem czy się nie bać przypadkiem. 80 minut, 25 tracków - ech, ileż ja bym dał za to, żeby móc skonstruować składak z taką furą utworów (u mnie średnia czasowa wynosi ponad 5 minut i za cholerę nie umiem nic z tym zrobić). Recenzja będzie w okolicach weekendu. Moja składanka jeszcze dojrzewa niczym winogrona na południowych stokach Szampanii, ale wyleci do adresata lada dzień. Uprasza się o cierpliwość. Odpowiedz Link
nemrrod Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 09.08.06, 11:08 pagaj_75 napisał: > "Globalization ain't shit to me" Ej, kurde, ktoś mi ukradł tytuł :/ Moja składanka miała być bezkompromisowa, ale jestem miękki i powoli się uginam. Wyślę pewnie ostatniego dnia, więc również proszę o cierpliwość. Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 09.08.06, 11:17 nemrrod napisał: > Ej, kurde, ktoś mi ukradł tytuł :/ Jak mniemam to cytat z czegoś? > Moja składanka miała być bezkompromisowa, ale jestem miękki i powoli się > uginam A ja podchodzę do swojej na luzie. Będzie raczej lekko i słodko, choć parę zakrętasów też się przydarzy. W końcu walor edukacyjny musi być. Odpowiedz Link
nemrrod Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 09.08.06, 11:26 pagaj_75 napisał: > Jak mniemam to cytat z czegoś? A nie wiem. Nie myślałem dokładnie o takim, ale też chciałem coś z globalizacją, a ten nadałby się świetnie. Nieważne. > W końcu walor edukacyjny musi być. U mnie tylko walor edukacyjny będzie, dlatego melodii nie przewiduję :] Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 09.08.06, 11:22 Ja wysłałem już w zeszłym tygodniu i teraz czekam na wyczerpującą, obszerną recenzję mojego Dzieła <palacz> Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 13.08.06, 18:01 Ho ho, od recenzji aż gęsto. Do mnie chyba doszła, znaczy jest awizo, zobaczymy jutro. Odpowiedz Link
pagaj_75 Globalization Ain't Shit To Me - recenzja, part I 15.08.06, 13:38 Pierwszy! Po wyjęciu płyty ze skrzynki, obiecywałem, że napiszę w weekend, ale wtedy jeszcze nie słyszałem muzyki. A to co usłyszałem dość mocno mnie zdezorientowało, a nawet zawstydziło, zmusiło do dopracowania mojej własnej składanki. Dość niezwykłą rzecz otrzymałem, przyznaję się bez bicia, że nie wiedziałem jak to wszystko ugryźć. Jakieś drobne żarty w opisach niżej są wyrazem mojej bezradności wobec fenomenu raczej, niż złośliwości. Nie lubię recenzji "track by track", ale forma naszej zabawy niejako do tego zmusza, więc starałem się coś na temat każdej ścieżki napisać. Założyłem, że jest to podróż przez kolejne kontynenty, ale czasami miałem wielkie problemy z dopasowaniem muzyki do miejsca. Mimo że nagrania pochodzą z różnych miejsc na Ziemi, a także z bardzo różnych czasów (niektóre niewątpliwie były hitami wczasach kiedy James Bond rozpracowywał Doktora No), ale mimo to składanka brzmi bardzo spójnie, za co brawa dla autora/autorki (mam wprawdzie podejrzenie kto nim/nią jest, ale tym razem nie będę się wygłupiał i poczekam aż się sam ujawni). OK, no to ruszamy: Numer 1. Spokojniutkie, melancholijne intro (niecałe dwie minuty) na gitary dwie i równie zwielokrotniony głos damski. Ładne, ale to raczej przystawka niż danie główne. Rozumiem, że podróż zaczynamy w JuEsEj? Numer 2. Po hiszpańsku, znów głos damski. Ot, taka popowa piosenka. Gdyby leciała w radiu nie zwróciłbym uwagi. No przykro mi bardzo. Numer 3. Znowu na latynoską nutę, ale tym razem bujają. Nawet całkiem znośnie jak na Latynosów. Bo ja to chyba mam jak Glebogryzarka - nienawidzę muzyki latynoskiej (patrz "Płyta pilśniowa"). A tu w sumie to jedzie (chyba) na jakichś fajnie dobranych samplach. Jest OK, ale nie czuję ciar na plecach. Numer 4. Oooo, bandeon. Czyli jesteśmy w Argentynie? Piazzolla jakiś czy cuś? Lekka sugestia tanga. Bardzo ładne. Numer 5. Hmmmmm... 58 sekund błądzenia po falach radiowych, coś tam przebłyskuje od czasu do czasu, słychać jakieś przebłyski egzotycznych zaśpiewów. Numer 6. Ciąg dalszy numeru 5. Znów fragmenty jakichś luźno dobranych kawałków jakby granych z radia. A głosy ludzkie gadają w różnistych narzeczach, nawet po niemiecku. Kończy się to czymś co brzmi jak Tangerine Dream grający jakąś egipską melodię. Dopłynęliśmy do Afryki? Numer 7. Ale to mi nie brzmi afrykanersko, prędzej po turecku, ale pewnie się nie znam. I tu się zaczyna ta część składanki, o której nie wiem co myśleć, jak oceniać. No fajne to, takie granie z wczesnych lat 60., pasujące klimatem do ówczesnych filmów o Bondzie. Ale skąd to, nie mam bladego. Numer 8. Instrumentalnie. Znów dwie spokojne gitary, w tle jakieś odgłosy w obcych narzeczach. I nagle w gitary wstępuje niepokój, coś się zbliża, faceci w czerni może, nie wiem, no. I kuniec. Numer 9. Ufff, wprawdzie mowa Goethego jest mi obca, ale umim rozpoznać gdy ową słyszę. A więc jednak Europa. Nie wiem o czym śpiewa pan poeta do akompaniamentu gitar akustycznych i smyków. Być może o dzielnym szeryfie stającym w samo południe do nierównego pojedynku z najszybszym rewolwerowcem na całym Zachodzie. Nie, moment, to chyba nie ta strefa czasowa. Przyznaję, że nie jest to muzyka z kręgu moich zainteresowań, niestety. Numer 10. A tutaj po fhancusku. Głosy damskie śpiewają utwór mający w sobie coś z pieśni kościelnej, może nawet to coś z muzyki dawnej jest. Ładne. Pam pam tam pam pam. Numer 11. Nooo, najlepszy numer so far, choć nie umiem opisać tego co tu się dzieje. Głos męski i damski na przemian snujące po angielsku opowieść na tle pojękiwań wiolonczeli i kontrabasu. A w środku nagle zaczynają śpiewać niczym przy ognisku "la la la la". I znów powrót pojękujących smyków. NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE, kurde, ale podoba mi się. Numer 12. Ostry start z kopyta. Muzyka brzmi z lekka po jankesku, nie moja bajka znów, ale wokal wskazuje raczej na tzw. kraje Beneluksu, a może i Skandynawii? Poliglotą nie jestem, więc pewnie znowu autor składanki zrobił mnie w konia. Odpowiedz Link
pagaj_75 Globalization Ain't Shit To Me - recenzja, part II 15.08.06, 13:39 Numer 13. Hehe, tutaj dęciaki bardzo folkloryzyjące zderzone z metalowymi gitarami i perkusją. Początkowo obstawiałem Bałkany jakieś, ale teraz strzelam, że to Finlandia. Namber 2 składanki na razie. NUmer 14. Bardzo ciekawa rzecz. Dzwonki i niezrozumiałe głosy powtarzające jakąś mantrę, nagle wyłania się sitar w tle. I tak przez 5 minut prawie narasta i ewoluuje. I już. A jednak nie! Nagle pojawia się gitara, która to sielski nastrój rozwala w drobny mak. Ekstra, I like it. Numer 15. Jakby powtórka z numeru 9, tylko język inny, chyba angielski. Chyba, bo wokal ukryty w tle i ledwo można zrozumieć. Śpiewajo coś o listach. Jest smutno i słodko zarazem. Za słodko, trochę wymiękam. Numer 16. 2:47 brzdąkania na jakimś bliżej nie zidentyfikowanym instrumencie strunowym szarpanym. Zaangażowanie wykonawcy niewątpliwie wskazuje na odwieczne dążenie człowieka do wzbicia się w powietrze. No nie powiem, robi wrażenie, ale znów zaczyna się na tej płycie przestrzeń, którą trudno mi ogarnąć. Numer 17. I rozwaliło mnie kompletnie. Znów agent 007 wkracza do akcji. Ta gitara, dęciaki. I wreszcie głos i melodia pełna zakrętasów i ozdobników. Choć bałbym się obstawiać czy to orient (chyba jednak tak). Hicior absolutny tej składanki. Numer 18. Znów szarpanie w struny, tym razem jednak zaśpiewy jakiegoś ichniego Koła Gospodyń Wiejskich towarzyszą. Zgłupiałem. To gdzie jesteśmy? W Azji czy w Afryce? Ale kawałek bardzo fajny, serio. Numer 19. Ożesztywmordę. Jakaś stara sentymentalna pieśń w strasznie landrynkowej aranżacji. Nie ogarniam, na szczęście szybko się kończy. Numer 20. Tu niemal równie krótko, ale jak pięknie. Też ze starej trzeszczącej płyty, zaczyna się dęciakami jakby z Nowego Orleanu, ale dalej wchodzi zdecydowanie skośnooki głos. LOL - ten głos trzeba usłyszeć, żeby uwierzyć. Ścisła czołówka. Numer 21. Skok w czasy nasze (jeśli chodzi o brzmienie). Ale nadal Daleki Wschód, Indie lub okolice. Chóralny śpiew na tle smyków z klawisza i jakićhś natywnych instrumentów. Dobrze, że też szybko się kończy. Numer 22. Zaczyna mi brakować słów na opisywanie tego co słyszę. Znów prosta, melodyjna piosenka, choć w aranżacji zdecydowanie inspirującej się młodzieżową muzyką zachodnią z epoki. Lata 70? Obleci. Numer 23. Przerywnik jakiś, minuta ładnej melodyjki granej na cymbałkach, fortepianie i fisharmonii bodajże. Numer 24. Groźnie i smętnie zaczynają smyki. Robi się mroczno. Ba, być może nawet zapada zmierzch. No i tak sobie smętnie te smyki i dęciaki klawiszowe smykają i dmą przez prawie 4 minuty. Wygląda mi to na jakąś muzykę filmową. Raczej nieciekawą, przykro mi bardzo. Numer 25. Na koniec najdłuższy utwór. Znów mrok, ale i pewien trans. Głos płci bliżej nieokreślonej śpiewający po angielsku sugeruje, że wracamy na stare śmieci zachodniej cywilizacji. W tle ktoś bestialsko pastwi się nad gitarą elektryczną. Pojawiają się orientalizujące smyki, bębny z kolei zaczynają bić jakieś szamańskie rytmy. Czyżbyśmy jednak zahaczyli o Afrykę? Zgłupiałem do reszty. No niewątpliwie ciekawe zakończenie składanki, ale przyznam, że czegoś brakuje temu utworowi, by mnie zachwycić. Jest OK po prostu i tyle. A teraz proszę autora/autorkę z Małopolski o ujawnienie się i przybliżenie koncepcji. Za składankę dziękuję, niewątpliwie stanowiła największe wyzwanie dla mnie z dotychczasowych, co jest wartością samą w sobie. Ponadto kilka numerów z niej (zwłaszcza 17) pewnie wypróbuję na znajomych na jakiejś imprezie. Odpowiedz Link
grimsrund (sie ujawnia) 15.08.06, 18:01 (i przypomina, że ostrzegał, iż nie dogodzi) C.D.N. [ dwa śmieszki ] Odpowiedz Link
grimsrund Objaśnienia, Part 1 15.08.06, 23:19 Jadziem dalej. > Numer 13. Hehe, tutaj dęciaki bardzo folkloryzyjące zderzone z metalowymi > gitarami i perkusją. Początkowo obstawiałem Bałkany jakieś, ale teraz > strzelam, że to Finlandia. Namber 2 składanki na razie. Miło wiedzieć, że ktoś czyta moje wątki [ dwa śmieszki ]. Oczywiście, to Finlandia, i ansambl Alamaailman Vasarat z utworem ASUNTOVELKA. Fajowska rzecz. > NUmer 14. Bardzo ciekawa rzecz. Dzwonki i niezrozumiałe głosy powtarzające > jakąś mantrę, nagle wyłania się sitar w tle. I tak przez 5 minut prawie > narasta i ewoluuje. I już. A jednak nie! Nagle pojawia się gitara, która > tosielski nastrój rozwala w drobny mak. Ekstra, I like it. To nasi!!! Serio. Wielki, i zdaje się średnio doceniany w Ojczyźnie duet Karpaty Magiczne ze swojej ostatniej jak na razie (i jedynej przeze mnie posiadanej, niestety), eksportowej płyty SONIC SUICIDE. > Numer 15. Jakby powtórka z numeru 9, tylko język inny, chyba angielski. Chyba, > bo wokal ukryty w tle i ledwo można zrozumieć. Śpiewajo coś o listach. Jest > smutno i słodko zarazem. Za słodko, trochę wymiękam. Rosja. I Romowe Rikoito, jeden z najbardziej znanych tamtejszych zespołów. Być może dałbym Leningrad, ale płyta Sznurowa nadeszła dwa dni po wysyłce kompilacji. Zresztą, i tak zależało mi na czymś spokojniejszym, zanim na płycie przekroczymy wrota Azji... Stąd piosnka WEILAWEI. Słodka, ale sympatyczna (choć może odrobinkę za długa, tu się zgodzę). > Numer 16. 2:47 brzdąkania na jakimś bliżej nie zidentyfikowanym instrumencie > strunowym szarpanym. Zaangażowanie wykonawcy niewątpliwie wskazuje na > odwieczne dążenie człowieka do wzbicia się w powietrze. No nie powiem, robi > wrażenie, ale znów zaczyna się na tej płycie przestrzeń, którą trudno mi > ogarnąć. Jak kolega dobrze wie, bardzo lubię szeroko pojęty folk/country. Tutaj zaś mamy do czynienia z muzykiem, który mógłby być nauczycielem samego Johna Fahey'a. Pod warunkiem, że Fahey urodziłby się w Turkmenistanie, rzecz jasna. Jednym słowem - D.Khansakatov i jego kompozycja URUL CHYKDY. > Numer 17. I rozwaliło mnie kompletnie. Znów agent 007 wkracza do akcji. Ta > gitara, dęciaki. I wreszcie głos i melodia pełna zakrętasów i ozdobników. Choć > bałbym się obstawiać czy to orient (chyba jednak tak). Hicior absolutny tej > składanki. Kolega przybije piątkę! Cieszę się niezmiernie, bo ten utwór jest i dla mnie najbardziej rozwalającą rzeczą całej płyty. Być może jednak istnieje coś w rodzaju muzycznego absolutu, czyli jakości podobającej się wszystkim? Tak czy owak, piosenka JAAN PEHECHAAN HO (z 1965 roku) zwaliła mnie dosłownie z nóg przed kilku laty, ponieważ otwierała genialny film GHOST WORLD. Dla niej (i DEVIL GOT MY WOMAN Skipa Jamesa) wyszarpałem za ciężkie pieniądze soundtrack na eBay'u, a od kiedy zaczęliśmy zabawę składankową kombinowałem, jak by tu ją wrzucić do zestawu. I wreszcie się udało. Co jeszcze? Aha, wykonawca. To Mohammed Rafi, nieżyjący już niestety jeden z legendarnych gwiazdorów Bollywood. A tu klip: www.transbuddha.com/index.php/buddha/comments/6301/ > Numer 18. Znów szarpanie w struny, tym razem jednak zaśpiewy jakiegoś ichniego > Koła Gospodyń Wiejskich towarzyszą. Zgłupiałem. To gdzie jesteśmy? W Azji czy > w Afryce? Ale kawałek bardzo fajny, serio. Te gospodynie zdecydowanie pochodziły z Azji, a konkretnie z Lhasy, w Tybecie. Biedny kraj. > Numer 19. Ożesztywmordę. Jakaś stara sentymentalna pieśń w strasznie > landrynkowej aranżacji. Nie ogarniam, na szczęście szybko się kończy. Kolega to myśli, że w Birmie to ludzie nie mają problemów sercowych. A mają! W każdym razie miała je na pewno panna (a może to pan - kiepska jakość dźwięku to niezaprzeczalny fakt) Saing Saing Maw. Przyza Kolega, że podmiot liryczny cierpi tu z miłości bardzo przekonująco [ śmieszek ] > Numer 20. Tu niemal równie krótko, ale jak pięknie. Też ze starej trzeszczącej > płyty, zaczyna się dęciakami jakby z Nowego Orleanu, ale dalej wchodzi > zdecydowanie skośnooki głos. LOL - ten głos trzeba usłyszeć, żeby uwierzyć. > Ścisła czołówka. Nie wiem nawet, jak się ta Pani nazywa(ła). W każdym razie skarży się na to, że ptaszki co prawda śpiewają, ale jej ukochany już nie powróci. W Kambodży przydarzyło się to kilku milionom ludzi... > Numer 21. Skok w czasy nasze (jeśli chodzi o brzmienie). Ale nadal Daleki > Wschód, Indie lub okolice. Chóralny śpiew na tle smyków z klawisza i jakićhś > natywnych instrumentów. Dobrze, że też szybko się kończy. Wietnam, i znów filmowo. Tradycyjna melodia DO AI wykonana przez chór żeński pod czujnym okiem Richarda Horowitza. Film (całkiem niezły) nosił zaś tytuł THREE SEASONS i opowiadał historie trojga ludzi, którym wojna, choć dawno zakończona, wytyczyła życiowe ścieżki. W jednej z głównych ról - Harvey Keitel. > Numer 22. Zaczyna mi brakować słów na opisywanie tego co słyszę. Znów prosta, > melodyjna piosenka, choć w aranżacji zdecydowanie inspirującej się młodzieżową > muzyką zachodnią z epoki. Lata 70? Obleci. Na Sumatrze lata 70. nigdy się nie kończą! Żartowałem. Ale utwór AYAM DEN LAPEH, wykonywany przez panią Elly Kasim, faktycznie brzmi jak z czasów porucznika Borewicza. Niektórzy do tej pory uważają, że były to piękne czasy. > Numer 23. Przerywnik jakiś, minuta ładnej melodyjki granej na cymbałkach, > fortepianie i fisharmonii bodajże. Czy w Malezji grają post-rocka? No peewnie! To zespół Furniture w krótkim tytułowym openerze udanej płyty TWILIGHT CHASES THE SUN. > Numer 24. Groźnie i smętnie zaczynają smyki. Robi się mroczno. Ba, być może > nawet zapada zmierzch. No i tak sobie smętnie te smyki i dęciaki klawiszowe > smykają i dmą przez prawie 4 minuty. Wygląda mi to na jakąś muzykę filmową. > Raczej nieciekawą, przykro mi bardzo. To poniekąd mój błąd, ale wymuszony trochę ramami czasowymi. Ładniejsze utwory z tej płyty były po prostu znacznie dłuższe... W każdym razie to kompozycja REAR z płyty Left, czyli własnego projektu Takaakiry Goto, gitarzysty Mono. Jednym słowem - Kraj Kwitnącej Wiśni. > Numer 25. Na koniec najdłuższy utwór. Znów mrok, ale i pewien trans. Głos płci > bliżej nieokreślonej śpiewający po angielsku sugeruje, że wracamy na stare > śmieci zachodniej cywilizacji. W tle ktoś bestialsko pastwi się nad gitarą > elektryczną. Pojawiają się orientalizujące smyki, bębny z kolei zaczynają bić > jakieś szamańskie rytmy. Czyżbyśmy jednak zahaczyli o Afrykę? Zgłupiałem do > reszty. No niewątpliwie ciekawe zakończenie składanki, ale przyznam, że czegoś > brakuje temu utworowi, by mnie zachwycić. Jest OK po prostu i tyle. Zaiste, wróciliśmy w objęcia szeroko pojętej "naszej" cywilizacji. A utwór, dość nietypowy dla tej grupy, jest dziełem kapeli The Church. Gabrielowsko- transowy COULD BE ANYONE pochodzi z albumu MAGICIAN AMONG THE SPIRITS - jednej z moich ulubionych płyt grupy. I już. Najszczerzej przepraszam za całościowy dyskomfort uszny!!! Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: Objaśnienia, Part 1 15.08.06, 23:43 grimsrund napisał: > Najszczerzej przepraszam za całościowy dyskomfort uszny!!! Nie no, nie przesadzajmy. Jak już pisałem, składanka stanowi dla mnie pewien fenomen. Wprawdzie żadnego z wymienionych artystów zgłębiać chyba nie będę (niektórych chyba się nie da, nawet gdybym chciał), niemniej walor edukacyjny, poznawczy płyty oceniam wysoko. Cierpień żadnych nie było. a) Może w końcu obejrzę to Sin City bacznie przyglądając się kurtyzanom, hyhy b) No, może te Karpaty Magiczne spróbuję zgłębić, bo kto wie... c) Numer 17! Odpowiedz Link
grimsrund Tracklista 16.08.06, 00:15 1. Liz Durrett - Mezzanine (Mezzanine, 2006) 2. Patricia Vonne - Traeme Paz (Once Upon A Time In Mexico OST, 2004) 3. Sly & Robbie - Softcore Surge (Third World Cop OST, 2000) 4. Dino Saluzzi - Gorrion (Cite De La musique, 1997) 5. ? - Radio Bamako (Bush Taxi Mali - Field Recordings From Mali, 2004) 6. ? - Night In Ancient Egypt (Radio Palestine - Sounds of the Eastern Mediterannean, 2004) 7. Ja'afar Hassan - They Taught Me (Choubi Choubi! Folk and Pop Sounds from Iraq, 2005) 8. Lebanon - Horror Movie (Sunken City, 2006) 9. Darkwood - Der Falken Flug (Unreleased Version) (Looking For Europe - Neo Folk Compendium, 2005) 10. The Konki Duet - On dort mieux quand il pleut (Il fait tout gris, 2004) 11. Thee Majesty - Thee Little Black Boy (Looking For Europe - Neo Folk Compendium, 2005) 12. Kaizers Orchestra - Hevnervals (Evig Pint, 2003) 13. Alamaailman Vasarat - Asuntovelka (Vasaraasia, 2000) 14. The Magic Carpathians Project - Om Ah Sarasvati Namaha (Cosmic Version) (Sonic Suicide, 2005) 15. Romowe Rikoito - Weilawei (Looking For Europe - Neo Folk Compendium, 2005) 16. D. Khansakatov - Urul Chykdy (The Secret Museum of Mankind - Ethnic Music Classics - Music of Central Asia, 1925-1948, 1996) 17. Mohammed Rafi - Jaan Pehechaan Ho (Ghost World OST, 2001) 18. ? - San Xian with 3 Vocals (Streets of Lhasa, 2005) 19. Saing Saing Maw - Lake Thay Mah Smoke (Guitars of the Golden Triangle - Folk and Pop Music of Myanmar (Burma) Vol. 2, 2005) 20. ? - Birds Are Singing But My Lover Won't Return (Cambodian Cassette Archives: Khmer Folk and Pop Music, 2004) 21. Floating Market Women's Choir - Do Ai (How Many Years Must The Moon Age Before It Is Old?) (Three Seasons OST, 1999) 22. Elly Kasim - Ayam Den Lapeh (Folk and Pop Sounds of Sumatra, Vol. 2, 2005) 23. Furniture - Twilight Chases The Sun (Twilight Chases The Sun, 2005) 24. Left - Rear (I Could Stand In Here, 2005) 25. The Church - Could Be Anyone (Magician Among The Spirits Plus Some, 1999) Odpowiedz Link
grimsrund Objaśnienia, Part 1 15.08.06, 21:46 Nu, jadziem zatem. > Numer 1. Spokojniutkie, melancholijne intro (...) Rozumiem, że podróż zaczynamy w JuEsEj? Nie inaczej. Przy okazji mały hajpik - to piosenka Liz Durrett, której wujkiem jest mój wielki faworyt, Vic Chesnutt. On sam towarzyszy tu zresztą latorośli na wszystkich instrumentach, na których dziewczę nie mogło zagrać samo (całą płytę tak zrobili). Wartości rodzinne rule! > Numer 2. Po hiszpańsku, znów głos damski. Ot, taka popowa piosenka. Gdyby > leciała w radiu nie zwróciłbym uwagi. No przykro mi bardzo. Gdyby Kolega oglądał filmy Roberta Rodrigueza, to inaczej by Kolega gadał. Ta piosenka (TRAEME PAZ w wykonaniu Patricii Vonne) pochodzi ze ścieżki dźwiękowej ONCE UPON A TIME IN MEXICO, która jako całość była zresztą znacznie lepsza od filmu. RR jest nawet współautorem omawianego utworu, zaś powabną pannę Vonne można sobie naocznie zobaczyć w innym filmie reżysera - SIN CITY (gra jedną z wysoce zmilitaryzowanych kurtyzan, tę w kowbojskim kapeluszu). > Numer 3. Znowu na latynoską nutę, ale tym razem bujają. Nawet całkiem znośnie > jak na Latynosów. Bo ja to chyba mam jak Glebogryzarka - nienawidzę muzyki > latynoskiej (patrz "Płyta pilśniowa") (...) A ja zupełnie odwrotnie. Sam utwór zaś, zatytułowany SOFTCORE SURGE, sklecili Sly & Robbie, weterani reggae (na którym się nie znam, ale kawałek fajny). To zresztą kolejny temat filmowy, z jamajskiego obrazu THIRD WORLD COP. > Numer 4. Oooo, bandeon. Czyli jesteśmy w Argentynie? Piazzolla jakiś czy cuś? > Lekka sugestia tanga. Bardzo ładne. Brawo! Jak najbardziej Argentyna, i prawdziwy tytan bandoneonu - Dino Saluzzi. Tytuł kompozycji zaś - GORRION. > Numer 5. Hmmmmm... 58 sekund błądzenia po falach radiowych, coś tam przebłyskuje od czasu do czasu, słychać jakieś przebłyski egzotycznych zaśpiewów. Jesteśmy w samym środku Afryki, podsłuchując zachodniego turystę bawiącego się gałkami radia w Bamako, stolicy Mali. > Numer 6. Ciąg dalszy numeru 5. Znów fragmenty jakichś luźno dobranych kawałków > jakby granych z radia. A głosy ludzkie gadają w różnistych narzeczach, nawet > po niemiecku. Kończy się to czymś co brzmi jak Tangerine Dream grający jakąś > egipską melodię. Dopłynęliśmy do Afryki? Tutaj zaś turysta (ale inny niż ten w Mali) skacze sobie nocą po rozgłośniach palestyńskich. Przebywając zresztą w Egipcie, bo tam bezpieczniej. Owo nagranie terenowe nazwał ciekawie - NIGHT IN ANCIENT EGYPT. > Numer 7. Ale to mi nie brzmi afrykanersko, prędzej po turecku, ale pewnie się > nie znam. I tu się zaczyna ta część składanki, o której nie wiem co myśleć, > jak oceniać. No fajne to, takie granie z wczesnych lat 60., pasujące klimatem > do ówczesnych filmów o Bondzie. Ale skąd to, nie mam bladego. Blisko, jednak to nie Turcja. To Irak, a pan nazywa się Ja'afar Hassan. Nie znam oryginalnego tytułu utworu, w każdym razie po angielsku brzmi on NAUCZYLI MNIE. Zważywszy na dość posępną tonację piosenki - aż boję się zgadywać, czego oni go tam nauczyli... > Numer 8. Instrumentalnie. Znów dwie spokojne gitary, w tle jakieś odgłosy w > obcych narzeczach. I nagle w gitary wstępuje niepokój, coś się zbliża, faceci > w czerni może, nie wiem, no. I kuniec. Teraz jesteśmy w Izraelu, a gra zespół o wdzięcznej nazwie Lebanon. Utwór zatytułowany jest HORROR MOVIE i tytuł ten chyba dobrze oddaje ogólny obecny klimat miejsca, w którym powstał. > Numer 9. Ufff, wprawdzie mowa Goethego jest mi obca, ale umim rozpoznać gdy > ową słyszę. A więc jednak Europa. Nie wiem o czym śpiewa pan poeta do > akompaniament gitar akustycznych i smyków. Być może o dzielnym szeryfie > stającym w samo południe do nierównego pojedynku z najszybszym rewolwerowcem > na całym Zachodzie Ja ja, herr Pagaj. To kraj uber alles, w utworze dość dobrze chyba oddającym tzw. romantyczną duszę wielkiego narodu niemieckiego. Grupa Darkwood śpiewa tu jednak nie o dzielnym szeryfie, lecz o dumnym sokole, co wysoko lata. Mogłem oczywiście dać na przykład Basię Morgenstern, ale jako Polak nie lubię się okłamywać. Zarazem to pierwszy z trzech utworów, które zaczerpnąłem z neofolkowej składanki LOOKING FOR EUROPE - kompilacji tyleż pięknej, co ciarki na plecach wywołującej. > Numer 10. A tutaj po fhancusku. Głosy damskie śpiewają utwór mający w sobie > coś z pieśni kościelnej, może nawet to coś z muzyki dawnej jest. Ładne. Pam pam > tam pam pam. Zaiste, Francya to jest. I chwila oddechu przed tym, co nastąpi. Zespół nazywa się The Konki Duet i jest, rzecz jasna, triem. Francusko-japońskim dodajmy. Tytuł - ON DORT MIEUX QUAND IL PLEUT. Płyta, z której piosenka pochodzi, też jest niezgorsza. > Numer 11. Nooo, najlepszy numer so far, choć nie umiem opisać tego co tu się > dzieje. Głos męski i damski na przemian snujące po angielsku opowieść na tle > pojękiwań wiolonczeli i kontrabasu. A w środku nagle zaczynają śpiewać niczym > przy ognisku "la la la la". I znów powrót pojękujących smyków. NIE WIEM CO SIĘ > DZIEJE, kurde, ale podoba mi się. He he, nie mogłem sobie odmówić umieszczenia w zestawie dzieła jednego z największych brytyjskich dziwaków muzycznych, Genezisem O. Wsianką zwanego. Utwór THEE LITTLE BLACK BOY to produkt najbardziej chyba "normalnego" wcielenia tego pana, czyli Thee Majesty, przy czym słowo "normalnego" nie przez przypadek rzecz jasna znalazło się tu w cudzysłowie. > Numer 12. Ostry start z kopyta. Muzyka brzmi z lekka po jankesku, nie moja > bajka znów, ale wokal wskazuje raczej na tzw. kraje Beneluksu, a może i > Skandynawii? Poliglotą nie jestem, więc pewnie znowu autor składanki zrobił > mnie w konia. Tak, to Skandynawia. Konkretnie - Norwegia, a zespół zwie się Kaizers Orchestra. Superoryginalnie to oni nie grają, ale zawsze miło usłyszeć coś na poziomie - i nie po angielsku. Podobno występy kapeli na żywo również mają coś w sobie - panowie lubią bowiem szaleć na scenie pod krawatami i w maskach gazowych. C.D.N. Odpowiedz Link
kubasa Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 15.08.06, 13:43 Czy moge wysłać swoją płyte jutro lub pojutrze? Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 15.08.06, 13:57 kubasa napisał: > Czy moge wysłać swoją płyte jutro lub pojutrze? Nie, musisz ją dziś dowieźć pociągiem :[ Odpowiedz Link
kubasa Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 15.08.06, 14:03 ilhan napisał: > kubasa napisał: > > > Czy moge wysłać swoją płyte jutro lub pojutrze? > > Nie, musisz ją dziś dowieźć pociągiem :[ OBUDZILEM SIĘ Z REKA W NOCNIKU. Przecież dzisiaj świeto. Odpowiedz Link
good_morning Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 15.08.06, 16:25 podobno, jesli ostatni dzien wplaty jest dniem swiatecznym, ma sie prawo dokonac wplaty w pierwszym dniu roboczym po swiecie. mysle, ze da sie to i tu podciagnac:D Odpowiedz Link
good_morning jazda samochodem jest czadowa :D 15.08.06, 16:33 w pierwszych slowach mej recenzji pragne Ci podziekowac drogi autorze (mam pewne podejrzenia) za skladaka poprawiajacego mi nastroj. bardzo ulegam (niestety) klimatom, jakiech slucham i czasem wrecz z zamyslem musze czegos, co lubie unikac... A Twoja plyta, choc to i owdzie wprowadza lekki tru-mrok ;) generalnie sklania nawet, by puscic sie w tany po pokoju. ogolnie jednak nie taka muzyka, ktorej slucham na co dzien, 'nie moje' obszary w sporej czesci :) o! jakas wyprawa rowerowa za oknem przejezdza, pewnie tez ‘w 40 dni dookola swiata’ – taki tytul nosi skladanka 1.zgadlam zgadlam! ;) pierwszy utwor to papa dance. notabene bardzo adekwatny do mojego zycia wers: ‘wyspa juz blisko’ faktycznie, coraz blizej... :) miejmy nadzieje tylko, ze nie skonczy sie na dokarmianiu ryb :))) ’40 dni dookola swiata’ – papa i mama ;p 2. wiedzialam wiedzialam! ;) krtaftwerk – ‘trans-europa express’. od czasu do czasu mozna posluchac :) jaki jest, kazdy wie, co sie bede meczyc i opisywac ;) 3. jakies wesole wegry(?) jak mi sie wydaje, ale co, nie wiem nie wiem, harmonijki i te klimaty, kapelusz , kowbojki i jazda! zaraz zaraz jakies petroleum? o benzynie spiewaja? wrzucam w gugla, chwila... eee, nie chce mi sie szukac, za dlugo by bylo. moze to irlandzki, nie wegierski? pogues? (nie? schowac sie pod stol? ;)) 4. richtig mroczna i w moich klimatach dobijajaca muzyka. zwlaszcza ten jeden dzwiek, na ktorego tle rozwija sie utwor, i na ktorym wybrzmiewa. perkusja dosc wyrazna, jak lubie. takie lekko twinpiksowate, jesli mialabym opisac. napiecie rosnie, krzyk... dla sluchacza bedacego w dolku nieco suicidal tendences ;) ciekawi mnie bardzo, co to i jak szybko zdobede reszte, o ile ona podobna... do sluchania w kolko w kazdym razie... 5. ladne cos, gitarki i mily wokal, zakretasy lekko poludniowoeuropejskie czesciowo. zmiany tempa, bardzo dobrze, teraz jedziemy pociagiem jakby, cholerka, chyba znam wokal, kto to jest? fajna perkusja przy koncu. 6. pani cos tam mamroce, pan kaze jej odlozyc telefon i skasowac wszystkie operacje. ciekawa rzecz, zmienia sie w trakcie , az sprawdzalam, czy to jeszcze ten sam utwor :) poszukalam po tekscie, przyznaje: ‘belle & sebastian’ - Your Covers Blown. 7. super kobiecy wokal, podoba mi sie barwa. jeden z licznych na plycie klimatow a la zawodzenie the cure. (cale szczescie: the cure, joy division i zrecznych nasladowcow uwielbiam. nie znam. 8. o rety, niemiecki na poczatek ;) duzo gadaja znieksztalconymi glosikami przy plumkajacych dzwiekach. jakies zaspiewy blisko wschodnie przy tym, w pierwszej minucie na szczescie zmiany na korzysc, elektronika poswistem zacheca tanecznie, co to za jezyk??? czyzby jeszcze blizej-wschodnio-zza-miedzy??? 9 jazda lekko punkowa z żądaniem ‘kielbasy!’ ;D przypomnial mi sie tu telegram, ktory otrzymalam od kolezanki bedac jeszcze mloda studentka (ona kierunek studiow pedagogika specjalna-resocjalizacja, laczylo nas zainteresowanie muzyka subkultur) o tresci ni mniej ni wiecej jak: „punk-rock zwyciezy!’ - koniec. pani na poczcie miala klopot z pisownia, bohomazy niemal papier rozdarly, przechowuje do dzis te cenna pamiatke ;D 10. usa lata 50-60??? uuuuu... something burning inside :) mam jakies 'the best’ dwie plyty ale blizej mnie to nie interesuje. niemniej mile do tanca. w ogole ta plyta przyda sie na pozegnalne party przed czekajaca mnie przeprowadzka :) 11. z poczatku chris martin niemalze na wokalu i fajne talerze, pozniej wspomagajaca pani. nie mam pojecia, podoba mi sie jednakowoz, choc nie zacheca mnie do szukania reszty tworczosci :) 12. kolejny interpolowy. perkusja zywcem zerznieta z joy division . straszniscie ladne cos w dolujacych klimatach. niestety nie sprawdze, czy to czasami nie z ostatniej interpolu, bo mi gupi komputer nie czyta niektorych plyt z mp3, a grajetko tez przestalo :( ( aha, i super zestaw glosnikow tyz sie sypie, sam sobie glosnosc reguluje, chyba klatwa jakas sasiadow za glosna muzyke ;)) 13. ten sam klimat (dzieki Ci raz jeszcze autorze!) surowe gitarki, milutkie chorki, kurcze tak naprawde nie chce mi sie szukac po tekstach, tym bardziej, ze angielski nie jest tym, co ja umiem najlepiej (jeszcze ;p) 14. niech tylko mi tu damian rice nie wyje sie modlilam slyszac wstep, ale okazalo sie, ze moze byc jeszcze gorzej. to bije yamatsuke na glowe, no nie zdzierze! nie cierpie tego dziwnego spiewania przy akompaniamencie gitarki akustycznej jeno. spiewajacy pan/pani??? zatyka sie, jakby mial sie udlawic. ludzie tak mowia w jakims nieznanym mi jezyku??? serio? :D i jeszcze sie drze na koniec jak atakujacy indianin.. nadaje sie do przeganiania zabyt glosnych ludkow spod okna (do tej pory niezawodny jest ‘dehumanisation’ meshuggah) 15. nie lubie tego utworu troszeczke, choc do rozruszania sie nadaje ‘again, again?’ takie jakies proste to jest jak przyslowiowa budowa cepa. sorry :) 16. wymiata, powalilo mnie na lozko ze smiechu przy pierwszym sluchaniu kiedy wylapywalam ‘piekne dzwieki te’.ta piosenka nie znudzila mnie wcale a wcale ani moich znajomych ;D wiecie co wam powiem? macie mysli pomylone!!! bo tak naprawde liczy sie tylko by-dgos-kie, by-dgos-kie, by-dgos-kie.............!!!!!!!!!!!!!!!! czy-czysciutkie!!!!!!!!!! dzie-ku-je!!! ilhanie??? Odpowiedz Link
ilhan A więc 15.08.06, 17:00 good_morning napisała: > A Twoja plyta, choc to i owdzie wprowadza lekki tru-mrok ;) generalnie sklania > nawet, by puscic sie w tany po pokoju. ogolnie jednak nie taka muzyka, ktorej > slucham na co dzien, 'nie moje' obszary w sporej czesci :) Tak, domyślam się. Z lektury forum nie wynikało mi jakieś szczególne pokrewieństwo gustów, niemniej jednak cieszy mnie, że udało mi się czymś przypodobać :) Dodam też, że był to zdecydowanie najtrudniejszy ze wszystkich temat składanki, pociłem się, sapałem i co tu ukrywać - niestety wyszła mi najmniej fajna z dotychczasowych kompilacji. Jej koncept jest wyjątkowo banalny i dosłowny, zawiera się w objechaniu świata dookoła, taka klamerka, że ruszamy z Polski i do niej powracamy. > 3. jakies wesole wegry(?) jak mi sie wydaje, ale co, nie wiem nie wiem, > harmonijki i te klimaty, kapelusz , kowbojki i jazda! zaraz zaraz jakies > petroleum? o benzynie spiewaja? wrzucam w gugla, chwila... eee, nie chce mi sie > szukac, za dlugo by bylo. moze to irlandzki, nie wegierski? pogues? (nie? > schowac sie pod stol? ;)) Cytuję: Kényes porcelán, és itt áll a zongorán Egy fényes régi-régi-régi-régi lámpa, Talpán zöld betűk, Én vagyok a fény, a tűz Hogy láss az éjszakában - Petróleumlámpa, Milyen szép a lángja I tak dalej. To oczywiście nasi bratankowie - zespół Omega i opener ich drugiego albumu "Tízezer Lépés" z 1969 pt. "Petróleumlámpa". Takie, powiedzmy, westernowe The Beatles - kozacki numer. (cdn. za kilkadziesiąt minut) Odpowiedz Link
ilhan i dalej 15.08.06, 17:53 good_morning napisała: > 4. richtig mroczna i w moich klimatach dobijajaca muzyka. zwlaszcza ten jeden > dzwiek, na ktorego tle rozwija sie utwor, i na ktorym wybrzmiewa. perkusja dosc > wyrazna, jak lubie. takie lekko twinpiksowate, jesli mialabym opisac. napiecie > rosnie, krzyk... dla sluchacza bedacego w dolku nieco suicidal tendences ;) > ciekawi mnie bardzo, co to i jak szybko zdobede reszte, o ile ona podobna... > do sluchania w kolko w kazdym razie... Czwarty etap: Węgry - Francja To Gonzalez i Fromageau czyli duet M83. Wydali bodaj dwa albumy. W skrócie rzecz ujmując "shoegaze na syntezatorach". Tutaj mamy "Gone" z płyty "Dead Cities, Red Seas & Lost Ghosts" z 2003 roku. Mnie też to powala i jakkolwiek płyta mnie kiedyś minimalnie zawiodła, nie musisz się sugerować, bo reszta świata się nią podniecała w całości. > 5. ladne cos, gitarki i mily wokal, zakretasy lekko poludniowoeuropejskie > czesciowo. zmiany tempa, bardzo dobrze, teraz jedziemy pociagiem jakby, > cholerka, chyba znam wokal, kto to jest? fajna perkusja przy koncu. Piąty etap: Francja - Anglia Obowiązkowy punkt każdej mojej składanki, hehe. Dopłynęliśmy na południe Wysp gdzie witają XTC i nieprzypadkowo wybrany "Jason & The Argonauts". Chyba obiektywnie jedno z ich większych osiągnięć. > 6. pani cos tam mamroce, pan kaze jej odlozyc telefon i skasowac wszystkie > operacje. ciekawa rzecz, zmienia sie w trakcie , az sprawdzalam, czy to jeszcz > e > ten sam utwor :) poszukalam po tekscie, przyznaje: ‘belle & sebastianR > 17; - Your Covers Blown. Etap szósty: Anglia - Szkocja *Kompletnie* niereprezentatywny utwór dla tej grupy, ale za to jak dobry. > 7. super kobiecy wokal, podoba mi sie barwa. jeden z licznych na plycie klimatow > a la zawodzenie the cure. (cale szczescie: the cure, joy division i zrecznych > nasladowcow uwielbiam. nie znam. Etap siódmy: Szkocja - Irlandia No, za naśladowców The Cure to kilka osób by Cię pogoniło :) To My Bloody Valentine i wspaniałe "Off You Face". > 8. o rety, niemiecki na poczatek ;) duzo gadaja znieksztalconymi glosikami przy > plumkajacych dzwiekach. jakies zaspiewy blisko wschodnie przy tym, w pierwszej > minucie na szczescie zmiany na korzysc, elektronika poswistem zacheca tanecznie, co to za jezyk??? czyzby jeszcze blizej-wschodnio-zza-miedzy??? Etap ósmy: Irlandia - Brazylia czyli podróż prawie po przekątnej Atlantyku Widzę że good-morning podobnie jak redaktor Piotr Dębowski i ja "nie zna języka brazylijskiego". To ponoć legenda tamtejszego post-punku, grupa Agentss i ich self-titled utwór, po prostu "Agentes". > 9 jazda lekko punkowa z żądaniem ‘kielbasy!’ ;D przypomnial mi sie > tu telegram, > ktory otrzymalam od kolezanki bedac jeszcze mloda studentka (ona kierunek > studiow pedagogika specjalna-resocjalizacja, laczylo nas zainteresowanie muzyka > subkultur) o tresci ni mniej ni wiecej jak: „punk-rock zwyciezy!’ > - koniec. Anegdota piękna :) Na dziewiątym etapie docieramy do USA i zostajemy na dwa utwory. Kryterium absolutnie rasistowskie - pierwszy biały, drugi czarny. "Kiełbasa" to "New Day Rising", tytułowa kompozycja z albumu Husker Du. > 10. usa lata 50-60??? uuuuu... something burning inside :) mam jakies 'the > best’ dwie plyty ale blizej mnie to nie interesuje. niemniej mile do tanca. w > ogole ta plyta przyda sie na pozegnalne party przed czekajaca mnie > przeprowadzka :) Cudo nie piosenka. Jeden z najklasyczniejszych singli Motown - Martha & The Vandellas "Heat Wave". > 11. z poczatku chris martin niemalze na wokalu i fajne talerze, pozniej > wspomagajaca pani. nie mam pojecia, podoba mi sie jednakowoz, choc nie zacheca > mnie do szukania reszty tworczosci :) Przesuwamy się na północ do Kanady. Chris Martin - nieeee. Jedna z najlepszych piosenek świata w metrum 7/4. Broken Social Scene "7/4 (Shoreline)". > 12. kolejny interpolowy. perkusja zywcem zerznieta z joy division . straszniscie > ladne cos w dolujacych klimatach. niestety nie sprawdze, czy to czasami nie z > ostatniej interpolu No nie. Interpol szczególnie na drugiej płycie nawet nie leżał obok takich kompozycji. Z Kanady pomknęliśmy do Nowej Zelandii. The Chills "Pink Frost", piosenka w niebie napisana. 1984! > 13. ten sam klimat (dzieki Ci raz jeszcze autorze!) surowe gitarki, milutkie > chorki Zostajemy na Antypodach, ale to już Australia. A jak Australia, to musieli być The Go-Betweens. Faktycznie podobny klimat, bo te zespoły sporo łączy. Nieśmiertelny klasyk śmiertelnego Granta McLennana - "Cattle & Cane" z 1983. > 14. niech tylko mi tu damian rice nie wyje sie modlilam slyszac wstep, ale > okazalo sie, ze moze byc jeszcze gorzej. to bije yamatsuke na glowe, no nie > zdzierze! nie cierpie tego dziwnego spiewania przy akompaniamencie gitarki > akustycznej jeno. spiewajacy pan/pani??? zatyka sie, jakby mial sie udlawic. > ludzie tak mowia w jakims nieznanym mi jezyku??? serio? :D i jeszcze sie drze na > koniec jak atakujacy indianin.. > nadaje sie do przeganiania zabyt glosnych ludkow spod okna (do tej pory > niezawodny jest ‘dehumanisation’ meshuggah) Tu byłem szczególnie ciekaw reakcji :) Oczywiście Japonia. Legendarny bard, Bob Dylan Kraju Kwitnącej Wiśni czyli Kazuki Tomokawa. Ta piosenka to fenomen - drugiego tak emocjonalnego i jednocześnie skrajnie śmiesznego utworu sobie nie przypominam. Niestety nie ma pojęcia z jakiej to płyty i jak nazywa się utwór, przyjmijmy więc umownie za refrenem: CZTYRYTYTYŃJOOOOAAAA. > 15. nie lubie tego utworu troszeczke, choc do rozruszania sie nadaje ‘aga > in, again?’ takie jakies proste to jest jak przyslowiowa budowa cepa. sorry : > ) To z kanonu właściwie - David Byrne i Brian Eno z albumu "My Life In The Bush Of Ghosts". > 16. wymiata, powalilo mnie na lozko ze smiechu przy pierwszym sluchaniu > kiedy wylapywalam ‘piekne dzwieki te’.ta piosenka nie znudzila mnie > wcale a > wcale ani moich znajomych ;D > wiecie co wam powiem? macie mysli pomylone!!! bo tak naprawde liczy sie tylko > by-dgos-kie, by-dgos-kie, by-dgos-kie.............!!!!!!!!!!!!!!!! > czy-czysciutkie!!!!!!!!!! Pocieszające w dzisiejszych czasach, że wciąż Wielka Muzyka przemawia do ludzi o rozbieżnych gustach. Kompilację zamyka nasz rodak - Seba Raver z Zabrza i jego kultowa "Podróż". Utwór *nieopisywalny*. Niestety Seba podążył śladami Syda Barretta i po nagraniu kilku utworów stracił serce do muzyki, pozostaje wierzyć, że być może kiedyś ten pionier koktajlu złożonego z rave'u i rapu czyli rapidu jeszcze powróci. > dzie-ku-je!!! ilhanie??? Pro-szę! :) Pozdrowienia. Odpowiedz Link
ilhan Tracklista 15.08.06, 17:59 01. Papa Dance - W 40 dni dookoła świata (singiel; 1984) 02. Kraftwerk - Trans Europa Express (Trans Europa Express; 1977) 03. Omega - Petróleumlámpa (Tízezer Lépés; 1969) 04. M83 - Gone (Dead Cities, Read Seas & Lost Ghosts; 2003) 05. XTC - Jason & The Argonauts (English Settlement; 1982) 06. Belle & Sebastian - Your Cover's Blown (Books EP; 2004) 07. My Bloody Valentine - Off Your Face (Glider EP; 1990) 08. Agentss - Agentes (singiel; 1982) 09. Husker Du - New Day Rising (New Day Rising; 1985) 10. Martha & The Vandellas - (Love Is Like A) Heat Wave (singiel; 1963) 11. Broken Social Scene - 7/4 (Shoreline) (Broken Social Scene; 2005) 12. The Chills - Pink Frost (singiel; 1984) 13. The Go-Betweens - Cattle & Cane (Before Hollywood; 1983) 14. Kazuki Tomokawa - WTF (WTF; WTF) 15. David Byrne & Brian Eno - America Is Waiting (My Life In The Bush Of Ghosts; 1981) 16. Seba Raver z Zabrza - Podróż (www.republika.pl/sebarave/) Odpowiedz Link
nemrrod Re: Tracklista 15.08.06, 18:17 ilhan napisał: > 01. Papa Dance - W 40 dni dookoła świata (singiel; 1984) > 16. Seba Raver z Zabrza - Podróż (www.republika.pl/sebarave/) HA HA, na samym początku miałem *identyczny* pomysł na otwieracza i zamykacza mojej składanki, ale wydało mi się to zbyt oczywiste, tak myślałem, że ktoś jeszcze na to wpadnie :) Odpowiedz Link
good_morning Re: i dalej 15.08.06, 22:02 no strasznie nie? co ta morning miejscami nagadala! ;) ale tak to jest,ze czlowiekowi kojarzy sie z tym, czego najwiecej slucha a mi generalnie leci po klimatach. a juz w ogole porownanie do the cure to zaszczyt kurcze ;D a powaznie: w czym blad? niech sie doedukuję :) "Dead Cities, > Red Seas & Lost Ghosts" - tytul mowi sam za siebie, w ciemno bym siegnela pewnie... pozdrawiam :) Odpowiedz Link
ilhan Re: i dalej 15.08.06, 22:56 good_morning napisała: > no strasznie nie? co ta morning miejscami nagadala! ;) ale tak to jest,ze > czlowiekowi kojarzy sie z tym, czego najwiecej slucha a mi generalnie leci po > klimatach. a juz w ogole porownanie do the cure to zaszczyt kurcze ;D > a powaznie: w czym blad? niech sie doedukuję :) Ale o które miejsce chodzi? Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: i dalej 15.08.06, 23:08 ilhan napisał: > Ale o które miejsce chodzi? elementarne, drogi Watsonie: porównanie do The Cure -> My Bloody Valentine Odpowiedz Link
ilhan Re: i dalej 15.08.06, 23:11 pagaj_75 napisał: > ilhan napisał: > > > Ale o które miejsce chodzi? > > elementarne, drogi Watsonie: > porównanie do The Cure -> My Bloody Valentine Aha, ale to, że MBV posiadają fanatyczną otoczkę jest chyba dla wszystkich jasne? To miałem na myśli. Shields raczej Cure się nie inspirował, choć tu żadnym ekspertem nie jestem. Odpowiedz Link
aimarek Re: i dalej 16.08.06, 00:38 Porównanie do The Cure nie jest takie całkiem z dupy. Wprawdzie "Off Your Face" niespecjalnie kojarzy mi się z The Cure, ale wczesne MBV dość mocno inspirowane było tego typu graniem. Wybrany przez Ilhana kawałek to jeden z najbardziej konwencjonalnie chwytliwych numerów Shieldsa i jedna z wielu pereł, jakie ten boss pochował na ep-kach zespołu. Odpowiedz Link
ilhan Re: i dalej 16.08.06, 10:13 aimarek napisał: > Porównanie do The Cure nie jest takie całkiem z dupy. Wprawdzie "Off Your Face" > niespecjalnie kojarzy mi się z The Cure, ale wczesne MBV dość mocno inspirowane > było tego typu graniem. Wczesne = sprzed "Isn't Anything"? Odpowiedz Link
aimarek Re: i dalej 16.08.06, 15:49 ilhan napisał: > Wczesne = sprzed "Isn't Anything"? Tak. Miałem na myśli np. "This Is Yor Bloody Valentine" albo "Ecstasy" i "Strawberry Wine". Nie wiem czy The Cure jest tu akurat najwłaściwszym punktem odniesienia, ale chwilami brzmi to nawet dość podobnie. W każdym razie chodzi o taki klimat mrocznofalowy. Odpowiedz Link
cze67 Re: i dalej 16.08.06, 15:52 aimarek napisał: > Tak. Miałem na myśli np. "This Is Yor Bloody Valentine" albo "Ecstasy" i > "Strawberry Wine". Spytam głupio - znasz te nagrania z CD czy "skądinąd"? Odpowiedz Link
aimarek Re: i dalej 16.08.06, 18:15 cze67 napisał: > Spytam głupio - znasz te nagrania z CD czy "skądinąd"? Nie jest to głupie pytanie, a odpowiedź brzmi: skądinąd. Wszyyyystko znam skądinąd. Odpowiedz Link
nemrrod Re: i dalej 23.08.06, 15:11 ilhan napisał: > Pocieszające w dzisiejszych czasach, że wciąż Wielka Muzyka przemawia do ludzi > o rozbieżnych gustach. Kompilację zamyka nasz rodak - Seba Raver z Zabrza i > jego kultowa "Podróż". Utwór *nieopisywalny*. Niestety Seba podążył śladami > Syda Barretta i po nagraniu kilku utworów stracił serce do muzyki, pozostaje > wierzyć, że być może kiedyś ten pionier koktajlu złożonego z rave'u i rapu > czyli rapidu jeszcze powróci. Ej, sprawdźcie to: www.absynt2.nazwa.pl/absynt/wywiad-sebaraver.htm Świeżutki wywiad, w którym Seba zdradza sensacyjne kulisy powstania "Podróźy" i opowiada o pionierstwie jego muzyki w Polsce. I uwaga: Seba nie wyklucza powrotu! :) Odpowiedz Link
hennessy.williams Pocztówka z wakacji 16.08.06, 19:11 Na razie tylko melduję, że doszła. 5 minut temu wyjąłem ze skrzynki. CDN... Odpowiedz Link
hennessy.williams Re: Pocztówka z wakacji 23.08.06, 15:00 Przepraszam autora, że aż tydzień minął, ale musiałem się osłuchać. Gramy! #1 Panowie z pewnością palili jakieś zioło. Traveling Incognito by the way. Nie wiem co to gra, ale klimat minionych czasów ma fajny. Do zgłebienia. #2 Ładne. Jakbym w kosmos miał startować. Niby niewiele się tu dzieje, ale podszyte to obietnicą czegoś tajemniczego. #3 Zremiksowany Serge Gainsbourg. I akurat znam tę wersję "Aeroplanes". Readymade z płyty I Love Serge. Ten klawisz czyni dobrą robotę. #4 Nie wiem, kto to, ale bardzo mi się podoba. Chętnie wciągnę tę panią na listę ulubionych głosów. To po norwesku? #5 Klimat jak z #2, tylko już jesteśmy w przestworzach. Albo popsuła się aparatura, albo kosmonauci grają w ping-ponga (tę starą grę telewizyjną). #6 David Grubbs i Jim O'Rourke (nawet wokalnie się tu udziela), czyli Gastr Del Sol z płyty Camoufleur. Lubię całość. #7 To powinienem znać. Powinienem, prawda? Charakterystyczne brzmienie, kto tak gra? Podoba mi się, ale nie podoba mi się, że mnie męczy, kto to! #8 Drum&Bass. Nie wzięło mnie to. Może tytuł jakiś znaczący i stąd obecność tego utworu na składance? Ale wytrzymam, nie będę niczego skipował. #9 Podoba mnie się. Szczególnie to, jak się rozwija ten numer. Ale mało słucham takiej muzyki, więc zupełnie nie orientuje się kto to może być. #10 A tu od razu się orientuję. Ze wskazaniem na orient. David Sylvian, Japan, Tin Drum, Visions Of China. Roku tylko dokładnego nie pomnę, więc zostawiam autorowi możliwość doprecyzowania ;) Zacna to płyta. #11 Uuu, Houston mamy problem. Trzyminutowe odgłosy odliczania czasu zwolnione do siedmiuipółminuty? Ewidentnie na coś czekam... #12 Wciąga mnie ten utwór. Po całości - i wokal, i beat. Chętnie wciągnę się w całą płytę, tylko o wskazówki proszę. #13 Kuba? Libre? Pachnie mi to jakimś filmem. Tylko wtedy chyba ta Kuba odpada na rzecz Argentyny... Ciekawe, szczególnie instrumenty perkusyjne. Kolejny duży plus. #14 Perkusja (bębny) dalej robią swoje, ale inaczej. Przeciskamy się przez dżunglę. Na szczęście niedługo, bo chyba wycinają drzewa i mogłoby być niebezpiecznie. #15 Tak się zastanawiam - lądujemy? A może jednak pora podjąć decyzję czy w ogóle wracać do domu. Długie to, więc jednak wracam. Podsumowując: podoba mi się koncept (chyba, że załapałem coś opatrznie). Parę rzeczy skłania mnie do sięgnięcia po więcej - a to chyba zawsze najlepszy efekt swapów. Nie ma specjalnie niczego takiego, coby mnie przeraziło i kazało wyłączyć płytę, mimo że nie słucham na codzień większości z proponowanej tu muzyki. Drogą dedukcji doszedłem, że składanką uszczęśliwił mnie użytkownik z sufiksem 75. A jeśli nie on, to znaczy, że ktoś się tu chamsko pod niego podszywa ;) Wielkie dzięki i proszę o rozszyfrowanie. Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: Pocztówka z wakacji 23.08.06, 20:20 Przebóg! Zostałem rozpoznany. Czyżby po charakterze pisam? :-) Następna składanka będzie musiała czymś zaskoczyć, jak widzę. Przyznam, że choć wymyśliłem temat swapa, a i zapaliłem się mocno do niego, to potem miałem wieeeeelkie problemy. Niestety, wygląda na to, że ostatnio lubię gdy grają dłuuugo, niespiesznie rozwijając pomysły, więc żeby w pełni oddać zamysł jaki mi przyświecał musiałbym zrobić składankę dwupłytową, a tego regulamin nie przewiduje. Zresztą, odbiorca prawdopodobnie nie wytrzymałby raczej tego maratonu. No i tak oto skończyło się na mocno okrojonej, wręcz okaleczonej wersji, ale trudno. Idea jest bardzo prosta i podobna do Grimsrundowej - pocztówka z wakacji, czyli kilkanaście miejsc, w które pagaj chętnie by się wybrał, gdyby go było stać na taką podróż dookoła świata. Ponieważ pagaj klimatyczne zapatrywania ma dość nietypowe (woli raczej chłód niż ciepłe kraje), więc i składanka niestety musiała momentami posiąść ów walor edukacyjny, czyli zahaczyć o muzyczne rejony, które kręcą chyba tylko pagaj i nikogo więcej. Taka uroda całej zabawy ;) No to teraz do rzeczy: > #1 Panowie z pewnością palili jakieś zioło. Traveling Incognito by the way. > Nie wiem co to gra, ale klimat minionych czasów ma fajny. Do zgłebienia. Bardzo możliwe, że palili, bo to takie czasy były - rok 1969, najstarszy kawałek na płycie. To tacy zapomniani brytyjscy psychodeliczni jajcarze, East of Eden się nazywali. Utwór "Northern Hemisphere" otwierał ich debiut "Mercator Projected", dedykowaną XVI-wiecznemu kartografowi Gerardowi de Cremere, zwanemu też Gerardusem Mercatorem. I to tyle wstępu, a teraz ruszamy w podróż ;-) > #2 Ładne. Jakbym w kosmos miał startować. Niby niewiele się tu dzieje, ale > podszyte to obietnicą czegoś tajemniczego. Płyty Christiana Fennesza tą obietnicę spełniają z nawiązką, moim zdaniem. Podróż zaczynamy w Wiedniu, skąd pochodzi autor utworu, a wraz z nim na chwilę udajemy się do Wenecji (a może i gdzie indziej? utwór nazywa się "Rivers of Sand"). > #3 Zremiksowany Serge Gainsbourg. I akurat znam tę wersję "Aeroplanes". > Readymade z płyty I Love Serge. Ten klawisz czyni dobrą robotę. Dodam tylko, że jakiś rok temu latem miałem straszną fazę na ten remiks. > #4 Nie wiem, kto to, ale bardzo mi się podoba. Chętnie wciągnę tę panią na > listę ulubionych głosów. To po norwesku? Po islandzku. Pani nazywa się Ragnheidur Grondal i ponoć w ojczyźnie jest znana i uwielbiana. Tutaj występuje gościnnie, bo utwór swoim nazwiskiem firmuje Jóhann Jóhannsson, jedna z najbardziej rzucających się w uszy postaci na bogatej (mimo niewielkiej populacji kraju) scenie muzycznej Islandii. Solo wydał trzy płyty, z których każda jest kompletnie inna od pozostałych. Masz do czynienia z tytułową piosenką z płyty nr 3 - soundtracku do filmu "Dis", którego w życiu na oczy nie widziałem :) Taka osłoda przed nadciągającym zimnem. > #5 Klimat jak z #2, tylko już jesteśmy w przestworzach. Albo popsuła się > aparatura, albo kosmonauci grają w ping-ponga (tę starą grę telewizyjną). No cóż, z Reykyaviku wykonujemy dość długi lot za koło podbiegunowe, zahaczamy o Grenlandię i znajdujemy się w Kanadzie. "Music for Tundra" - tytuł utworu mówi chyba wszystko. Otwiera on, jeden z najbardziej lodowatych albumów ostatnich lat, "Haunt Me" Tima Heckera, który zaczynał jako producent minimalistycznego techno (pod pseudonimem Jetone), a potem przerzucił się na ambient. > #6 David Grubbs i Jim O'Rourke (nawet wokalnie się tu udziela), czyli Gastr > Del Sol z płyty Camoufleur. Lubię całość. Stany, a jak Stany, to... no cóż, "Mouth Canyon" to najbliższa country rzecz, jaką jestem w stanie przyswoić ;) > #7 To powinienem znać. Powinienem, prawda? Charakterystyczne brzmienie, kto > tak gra? Podoba mi się, ale nie podoba mi się, że mnie męczy, kto to! A nie wiem czy powinieneś. A właściwie - tak! Wszyscy powinni wiedzieć, że Scott Montheit aka Deadbeat fajną muzykę robi, zwłaszcza po rewelacyjnym secie jaki zagrał w warszawskiej Pruderii niecałe dwa tygodnie temu. Deadbeat ma wielką słabość do dubu i innych karaibskich klimatów, przetwarzając je w cyfrowy chill-out, a dzięki jego "Port-au-Prince" nasza podróż zahacza o tamte rejony geograficzne. > #8 Drum&Bass. Nie wzięło mnie to. Może tytuł jakiś znaczący i stąd obecność > tego utworu na składance? Ale wytrzymam, nie będę niczego skipował. Gratuluję niezwykłej intuicji - tytuł wyjaśnia wiele, brzmi "Chomp Samba", a autorem tej nieprawdopodobnej młócki jest Amon Tobin, Brazylijczyk mieszkający w Londynie, gwiazda Ninja Tune. Czyli na moment zatrzymujemy się w Rio. > #9 Podoba mnie się. Szczególnie to, jak się rozwija ten numer. Ale mało > słucham takiej muzyki, więc zupełnie nie orientuje się kto to może być. Heh, drugi raz robię ten trik, pierwszy raz rok temu, na składance dla Aimarka - gdybym dał utwór tej kapeli z wokalem, rozpoznałbyś od razu. To Jamiroquai i podróż do Arnhemland, rejonu północnej Australii zamieszkanej wyłącznie przez Aborygenów odmawiających szerszych kontaktów z cywilizacją. > #10 A tu od razu się orientuję. Ze wskazaniem na orient. David Sylvian, Japan, > Tin Drum, Visions Of China. Roku tylko dokładnego nie pomnę, więc zostawiam > autorowi możliwość doprecyzowania ;) Sześć lat wtedy miałem. "Przeprowadzenie obliczeń zostawia się czytelnikowi jako ćwiczenie", jak to często piszą w książkach matematyczno-fizycznych ;) W ten cwany sposób załatwiłem dwa kraje - Japonię i Chiny. > #11 Uuu, Houston mamy problem. Trzyminutowe odgłosy odliczania czasu zwolnione > do siedmiuipółminuty? Ewidentnie na coś czekam... Ech, wiedziałem, że będzie problem. A to fragment jednej z najpiękniejszych ambientowych płyt wszechczasów, o czym zaświadczyć może również Braineater. Geir Jenssen aka Biosphere oprócz muzyki ma jeszcze dwie pasje w życiu, którym daje wyraz również w swoich utworach. Pierwsza, czysto teoretyczna, to loty kosmiczne. Druga, praktyczna, to łażenie po górach, i to tych dużych. Chukhung to ponoć przepiękna dolina w Himalajach, jak i mierzący ponad 5,5 tysiąca km szczyt Chukhung Ri, na który to podobno Geir kiedyś osobiście się wdrapał. Tam wszystko wydaje się biec w zwolnionym tempie, a w tle słychać jakieś dzwony z buddyjskiego klasztoru. O. :-) > #12 Wciąga mnie ten utwór. Po całości - i wokal, i beat. Chętnie wciągnę się w > całą płytę, tylko o wskazówki proszę. Przelecieliśmy nad Himalajami, więc trochę, choćby tylko udawanej Arabii zwiedźmy. Co do wskazówek, to jest mały problem. Skucha polega na tym, że ta konfiguracja wokalu i beatów przytrafiła się tylko w tym jednym kawałku. Pani nazywa się Mara Carlyle i w swoich solowych nagraniach śpiewa zupełnie inaczej. Utwór nazywa się "Rakimou" i znajduje się na płycie "Not for Threes" jednej z wielkich onegdaj chlub wytwórni Warp - duetu Plaid. Na płycie udzielają się również Bjork i Nicolette (znana ze współpracy z Massive Attack), więc może jednak spróbujesz sięgnąć po ten album, bo jest całkiem (jak na Warpa) przystępny i moim zdaniem nie zestarzał się tak bardzo jak twierdzi Nemrrod ;-) > #13 Kuba? Libre? Pachnie mi to jakimś filmem. Tylko wtedy chyba ta Kuba odpada > na rzecz Argentyny... Ciekawe, szczególnie instrumenty perkusyjne. Kolejny > duży plus. Kuba? Nieee... Zwróciłbym uwagę kolegi na to, że melodia brzmi trochę jakby po żydowsku, czyż nie? To Masada, czyli Johna Zorna nowoczesne podejście do muzyki klezmerskiej. Bardzo warto podejść, zwłaszcza do płyty pierwszej, "Alef". > #14 Perkusja (bębny) dalej robią swoje, ale inaczej. Przeciskamy się przez > dżunglę. Na szczęście niedługo, bo chyba wycinają drzewa i mogłoby być > niebezpiecznie. Afryka dzika musiała być, ale nie miałem pod ręką nic na tyle krótkiego, żeby się zmieściło. No i stanęło na fragmen Odpowiedz Link
pagaj_75 Re: Pocztówka z wakacji 23.08.06, 20:21 ciąg dalszy, bo ucięło: > #14 Perkusja (bębny) dalej robią swoje, ale inaczej. Przeciskamy się przez > dżunglę. Na szczęście niedługo, bo chyba wycinają drzewa i mogłoby być > niebezpiecznie. Afryka dzika musiała być, ale nie miałem pod ręką nic na tyle krótkiego, żeby się zmieściło. No i stanęło na fragmencie z "Dream Theory in Malaya" Jona Hassela, jednej z najbardziej niesamowitych płyt z całego world-musicowego boomu przełomu lat 70 i 80. > #15 Tak się zastanawiam - lądujemy? A może jednak pora podjąć decyzję czy w > ogóle wracać do domu. Długie to, więc jednak wracam. Wrócić możnaby na przykład przez Berlin, gdzie rezyduje duet Monolake, który był jedną z najjaśniejszych gwiazd berlińskiej szkoły ambientującego minimalnego techno z wytwórni Chain Reaction. Tutaj zamykacz z ich długogrającego debiutu, "Hongkong". Muzyka Monolake pełna jest dość niezwykłych odgłosów, oszałamiających dźwięków z egzotycznych lokacji, mógłbym właściwie wypalić Ci całą tą płytę i też niezła podróż z tego by wyszła, choć nie wiem czy zdzierżyłbyś ponad godzinę głuchego beatu na 4 :-) Tutaj raczej dają nura gdzieś w wody Pacyfiku, a może to tylko sen w pociągu powrotnym? ;-) Składanka przystępna w miarę, choć nieco eklektyczna, ale takie było założenie. Jeśli faktycznie coś z tego Cię zainteresowało, to mam poczucie wypełnionej misji. Dzięki za recenzję. Pełna tracklista: 1. East of Eden - "Northern Hemisphere" ("Mercator Projected", 1969) 2. Fennesz - "Rivers of Sand" ("Venice", 2004) 3. Serge Gainsbourg - "Aéroplanes (Readymade's Bold Mix)" ("I Love Serge", 2001) 4. Jóhann Jóhannsson - "Dís" ("Dís", 2005) 5. Tim Hecker - "Music for Tundra" ("Haunt Me, Haunt Me Do It Again", 2001) 6. Gastr del Sol - "Mouth Canyon" ("Camoufleur", 1998) 7. Deadbeat - "Port-au-Prince" ("New World Observer", 2005) 8. Amon Tobin - "Chomp Samba" ("Bricolage", 1997) 9. Jamiroquai - "Journey to Arnhemland" ("The Return of the Space Cowboy", 1994) 10. Japan - "Visions of China" ("Tin Drum", 1981) 11. Biosphere - "Chukhung" ("Substrata", 1997) 12. Plaid - "Rakimou" ("Not for Threes", 1997) 13. Masada - "Ravayah" ("Beit", 1994) 14. Jon Hassel - "Courage" ("Dream Theory in Malaya", 1981) 15. Monolake - "Mass Transit Railway" ("Hongkong", 1997) Odpowiedz Link
hennessy.williams Re: Pocztówka z wakacji 25.08.06, 23:51 pagaj_75 napisał: > #4 Po islandzku. Pani nazywa się Ragnheidur Grondal i ponoć w ojczyźnie jest znana > i uwielbiana. Młodziutka, 22 lata... Tylko niczego nie mogę znaleźć na jej stronie, bo po islandzku. Ale tak szybko się nie poddam. > #8 Gratuluję niezwykłej intuicji - tytuł wyjaśnia wiele, brzmi "Chomp Samba", a > autorem tej nieprawdopodobnej młócki jest Amon Tobin, Brazylijczyk mieszkający > w > Londynie, gwiazda Ninja Tune. Tego pana oczywiście kojarzę, ale nie poznałem. > #9 Heh, drugi raz robię ten trik, pierwszy raz rok temu, na składance dla Aimarka > - > gdybym dał utwór tej kapeli z wokalem, rozpoznałbyś od razu. To Jamiroquai ... a płyta, z której jest ten utwór stoi sobie obok mnie na półce :) A wydawało misie, że znam ich tak dobrze. > #13 Kuba? Nieee... Zwróciłbym uwagę kolegi na to, że melodia brzmi trochę jakby > po żydowsku, czyż nie? To Masada, czyli Johna Zorna nowoczesne podejście do muzyki > klezmerskiej. Bardzo warto podejść, zwłaszcza do płyty pierwszej, "Alef". No to teraz się spaliłem ze wstydu. Po pierwsze dlatego, że jak wydedukowałem, że dostałem twoje dzieło, to mogłem też wydedukować, że będzie Masada, a po drugie dlatego, że sam z siebie powinienem poznać co gra. Raz jeszcze dzięki. Odpowiedz Link
aimarek Re: Pocztówka z wakacji 02.09.06, 12:31 pagaj_75 napisał: >> #13 Kuba? Libre? Pachnie mi to jakimś filmem. Tylko wtedy chyba ta Kuba odpada >> na rzecz Argentyny... Ciekawe, szczególnie instrumenty perkusyjne. Kolejny >> duży plus. > Kuba? Nieee... Zwróciłbym uwagę kolegi na to, że melodia brzmi trochę jakby po > żydowsku, czyż nie? To Masada, czyli Johna Zorna nowoczesne podejście do >muzyki klezmerskiej. Bardzo warto podejść, zwłaszcza do płyty pierwszej, "Alef". To ja proponuję jeszcze ten kawałek ("Ravayah") w ślicznej interpretacji Tima Sparksa z albumu "Masada Guitars". Został właśnie umieszczony Wiadomo-Gdzie (a jak nie wiadomo to pytać). Odpowiedz Link
hennessy.williams Re: Pocztówka z wakacji 02.09.06, 14:05 Dzięki, wzięty. Zaiste ładne to. Pewnie większe fragmenty znajdą swoje odzwierciedlenie w raporcie specjalnym pt. "We wrześniu słuchaliśmy". Ale najpierw muszę się odkopać z innych obowiązków (albo zwolnić się z pracy) i napisać, co było słuchane w sierpniu. Odpowiedz Link
mechanikk Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 16.08.06, 19:11 Dostałem dzisiaj. Na razie powiem tylko, że piękna okładka. Więcej w weekend :) Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 17.08.06, 20:23 Też dostałem. "Boundaries Are Illusion". Domyślam się nawet od kogo :) Będę słuchał po weekendzie, wcześniej nie da rady. Odpowiedz Link
aimarek Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 17.08.06, 22:08 Dostałem składaka i dziękuję pięknie, zwłaszcza, że na pierwszy rzut ucha może być bardzo ciekawie. Jak będę miał trochę czasu to wgryzę się mocniej i skonstruuję jakąś recenzję. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo. Ale pewnie niezbyt prędko, bo harmonogram napięty, a poza tym - jak już gdzieś pisałem - jestem od pewnego czasu obrażony na muzykę. Z góry więc przepraszam Autorkę (wiem skądinąd, że to kobiece łapki spreparowały kompilację) i prosiłbym - jeśli to możliwe - o przesłanie "Czegoś Jakby Okładki ;)" drogą mailową, bo stacja dysków mję się rozkraczyła niestety. Odpowiedz Link
ilhan Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 24.08.06, 11:29 ilhan napisał: > Też dostałem. "Boundaries Are Illusion". Domyślam się nawet od kogo :) > Będę słuchał po weekendzie, wcześniej nie da rady. Przepraszam za poślyzg z recenzją, niestety nieopatrznie umieściłem płytę na samym dnie kartonu w związku z remontem i chwilowo nie jestem w stanie się do niej dokopać :/ Odpowiedz Link
nemrrod Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 21.08.06, 13:03 Dostałem. Składanka jest rockowa. Recenzja w przyszłym tygodniu dopiero. Odpowiedz Link
ayya Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 21.08.06, 18:05 Pewnego pięknego popołudnia zadzwonił do mnie listonosz i przyniósł przesyłkę z płytą CD. Po analizie grafologicznej zarówno koperty, jak i opakowania z płytą doszłam do wniosku, że autorem mojej składanki jest AIMAREK. Przeraziłam się trochę, bo znając upodobania kolegi do brzmień bardzo awangardowych, mogłam nie być w stanie zrozumieć tego dzieła. Nie było tak strasznie, zwłaszcza że czas między niektórymi piosenkami umilał mi pan Jacek Gmoch i Darek Szpakowski ze swoimi złotymi myślami. Początek był niezły, zaczęło się od melodyjnego, sympatycznego kawałka z chwytliwym wokalem. Potem mamy do czynienia z zespołem ala hardcorowa wersja Zakopowera, zawodząca w dziwnym języku. Zresztą motyw śpiewu w nieznanym przeze mnie języku bardziej na ludowo powtarza jeszcze utwór nr 12. Na składance dominują kompozycje instrumentalne takie jak pełny zwrotów akcji futurystyczny nr 4, intrygujący nr 5 (zdecydowanie chyba najbardziej mi się podoba i brzmi jakoś znajomo), hałaśliwe i enegetyczne nr 9, 14 i 16, zawadiacki nr 17 czy minimalistyczny nr 18. Jednakże na płycie odnaleźć można także uwtory, gdzie wkradły się gdzieniegdzie ludzkie odgłosy (nie licząc tych już wspomnianych). W nr 6 są one dość niezrozumiałe, pod nr 8 napotykamy "Bike" Floydów, w nr 11 przez chwilę słychać wpływy satanistyczne, a pod nr 13 obok odgłosów ludzi obecną są też zwierzęce (i masa innych dźwięków przy okazji). Jednakże prawdziwym hiciorem na płycie jest niepozornie ukryta pod nr 11 piosenka Fasolek o myciu zębów. Rozczarował mnie brak Papa Dance (zważywszy na autora składanki), ale poza tym zawartość płyty była dość (nie)przewidywalna jak już zlokalizowałam jej twórcę :) Odpowiedz Link
aimarek Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 22.08.06, 23:47 Początkowo wpadłem w konsternację, że tak pieczołowicie komponowany składak został potraktowany w sposób zdawkowy i ogólnikowy. Potem doszedłem jednak do wniosku, że widocznie przemówił bełkotliwie w języku na tyle odległym, iż nie zdołał zawiązać w AYYI odpowiednich supełków i nie skłonił do szczególnie bogatych przemyśleń. Po chrześcijańsku przyjmuję ten cios, lecz po islamsku - w odwecie za przeoczenie kilku arcydzieł - wyprowadzam serię z karabinu maszynowego, zaś po żydowsku zrzucam Ci na mieszkanie parę bombek i kilka rakietek. Jeśli chodzi o koncept albumu, to postanowiłem olać literalny sens tematu i nie wciskałem na siłę kawałków z różnych stron świata, choć tak się złożyło, że swoje miejsce na kompilacji znalazły utwory z kilku dość egzotycznych krajów. Tytuł należy więc rozumieć w sposób następujący: odbywamy szaloną, nieodpowiedzialną podróż zapierdzielającym przez rozmaite krajobrazy autostopem. Ale do rzeczy. ayya napisała: > Początek był niezły, zaczęło się od melodyjnego, sympatycznego kawałka z > chwytliwym wokalem. To "Hilted" Maxa Tundry z wyśmienitego "Mastered By Guy At The Exchange". Jedna z moich ulubionych płyt rozrywkowych XXI wieku. Cudownie świeża muzyka, którą nie sposób zaszufladkować, bo dzieje się tu tak wiele i w rozmaitych stylistykach, że można by przypiąć przynajmniej kilkanaście łatek. Mnie by pasowało określenie future pop, gdyby nie to, że oznacza ono chyba już jakiś inny genre (niech się wypowiedzą szpece). > Potem mamy do czynienia z zespołem ala hardcorowa wersja > Zakopowera, zawodząca w dziwnym języku. "Bosi" słabo przeze mnie rozpoznanego, a chyba bardzo ciekawego czeskiego bandu Uz Jsme Doma. Strasznie lubię ten kawałek, ale oddajmy głos Jackowi Gmochowi: "to nie jest dośrodkowanie, taki lampion chiński, że wisi, wisi i spada, tylko to jest ostre, w środek i wtedy to jak nóż w masło wchodzi takie coś". > Zresztą motyw śpiewu w nieznanym przeze > mnie języku bardziej na ludowo powtarza jeszcze utwór nr 12. The Ukrainians i „Cherez richku” ze starej Machinowej składanki. Przefajny kawałek. > > Na składance dominują kompozycje instrumentalne takie jak pełny zwrotów akcji > futurystyczny nr 4 Venetian Snares „Szerencsetlen” z ubiegłorocznej płyty. Dosyć lajtowe jak na Snares, ale bardzo bardzo fajne. > intrygujący nr 5 (zdecydowanie chyba najbardziej mi się > podoba i brzmi jakoś znajomo), No, dobrze, że chociaż to doceniłaś. „Cross The North Fork” z ubiegłorocznego „Kensington Blues” Jacka Rose (koleś znany z bardzo ciekawego bandu o nazwie Pelt). Jeśli odpowiada Ci takie granie to sięgnij w pierwszej kolejności po „Fare Forward Voyagers” Johna Fahey, którego Rose ostro kalkuje. Pisałem już o tym parę razy i ponownie polecam gorąco, bo muzyka to nieprzeciętna. > hałaśliwe i enegetyczne nr 9, 14 i 16, Łeee tylko tyle o tych 3 wybitnych kawałkach? No to po kolei: 9 – Dirty Three „Red” z doskonałego „Horse Stories” 14 – Lightning Bolt „Bizarro Zarro Land” a nr 16... to Slint przejesz! W jednym ze swoich największych osiągnięć, czyli „Rhodzie” w wersji epkowej – zabójczo precyzyjne, zrywające czapkę łojenie, odmienne trochę od „Spiderlandu”, ale równie mistrzowskie. > zawadiacki nr 17 „Picnic On A Frozen River” z drugiej płyty Fausta. > czy minimalistyczny nr 18. „Open Ocean” Freda Fritha – gościa, który lokuje się pewnie w top 10 najbardziej kreatywnych, poszukujących gitarzystów lat 70-00. To z jego masterpiśnego „Clearing”. > Jednakże na płycie odnaleźć można > także uwtory, gdzie wkradły się gdzieniegdzie ludzkie odgłosy (nie licząc tych > już wspomnianych). W nr 6 są one dość niezrozumiałe „Deafkids” Booksów. > w nr 11 przez chwilę słychać wpływy satanistyczne Eheheh, no tak, ale Szatan przy Zornie to jak Gargamel przy Freddym Kruegerze. > a pod nr 13 obok > odgłosów ludzi obecną są też zwierzęce (i masa innych dźwięków przy okazji). Znowu Zorn. Niewybaczalne jest natomiast zredukowanie jednego z najbardziej błyskotliwych, sztandarowych przykładów postmodernizmu w muzyce do spostrzeżenia nt. zwierzęcych odgłosów. Kurde, przesłuchaj no porządnie! :[ Tracklist: 1. Max Tundra - Hilted (2:50) 2. 001 (0:11) 3. Uz Jsme Doma - Bosí (2:24) 4. Venetian Snares - Szerencsétlen (4:55) 5. Jack Rose - Cross The North Fork (7:26) 6. The Books - Deafkids (1:10) 7. 002 (0:06) 8. Pink Floyd - 11 - bike (3:22) 9. Dirty Three - Red (3:54) 10. Fasolki - Szczotka, Pasta (1:01) 11. John Zorn - Hammerhead (0:11) 12. Ukrainians - Cherez richku... (3:29) 13. John Zorn - Big Gundown (7:26) 14. Lightning Bolt - Bizarro Zarro Land (4:47) 15. 011 (0:09) 16. Slint - Rhoda (6:53) 17. Faust - Picnic On A Frozen River (2:26) 18. Fred Frith - Open Ocean (5:16) Odpowiedz Link
ayya Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 23.08.06, 00:41 aimarek napisał: > Początkowo wpadłem w konsternację, że tak pieczołowicie komponowany składak > został potraktowany w sposób zdawkowy i ogólnikowy. Potem doszedłem jednak do > wniosku, że widocznie przemówił bełkotliwie w języku na tyle odległym, iż nie > zdołał zawiązać w AYYI odpowiednich supełków i nie skłonił do szczególnie > bogatych przemyśleń. Generalnie jak słyszę tak wysublimowane i awangardowe dźwięki typu Faust i Lightning Bolt (na marginesie, najbardziej niezrozumiała dla mnie płyta 2005 przynamniej z tych, które słyszałam i jak widać, z której nic nie zapamiętałam) to mam mętlik w głowie, bo na moje delikatne uszy maksymalnym eksperymentalizmem do przyjęcia jest poziom ostatniej Ścianki (choć nawet nie w każdym momencie), brzmienie Gang Gang Dance czy, oczywiście, Animal Collective i projektów pochodnych. > lecz po islamsku - w > odwecie za przeoczenie kilku arcydzieł - wyprowadzam serię z karabinu > maszynowego, zaś po żydowsku zrzucam Ci na mieszkanie parę bombek i kilka > rakietek. Mieszkam przy bardzo ruchliwej ulicy, która chyba zagłuszyła te dźwięki ;P > Jeśli chodzi o koncept albumu, to postanowiłem olać literalny sens tematu i > nie wciskałem na siłę kawałków z różnych stron świata, Chwała Ci za to ;) > To "Hilted" Maxa Tundry z wyśmienitego "Mastered By Guy At The Exchange". Maxa Tundry to uwielbiam kapitalne "So Long, Farewell", więcej nie znam. > The Ukrainians i „Cherez richku” ze starej Machinowej składanki. Pr > zefajny kawałek. Czeskie i ukraińskie kawałki faktycznie były bardzo sympatyczne i swoiskie. > Venetian Snares „Szerencsetlen” z ubiegłorocznej płyty. Pierwsz słyszę. > No, dobrze, że chociaż to doceniłaś. „Cross The North Fork” z ubieg > łorocznego > „Kensington Blues” Jacka Rose (koleś znany z bardzo ciekawego bandu > o nazwie > Pelt). Jeśli odpowiada Ci takie granie to sięgnij w pierwszej kolejności po > „Fare Forward Voyagers” Johna Fahey, którego Rose ostro kalkuje. Pi > sałem już o > tym parę razy i ponownie polecam gorąco, bo muzyka to nieprzeciętna. > Może w wolnej chwili zapoznam się, dzięki za cynk :) > Łeee tylko tyle o tych 3 wybitnych kawałkach? Naprawdę niewiele wybitności dosłyszałam w tych kompozycjach, choć nazwy teraz jak czytam to obiły mi się o uszy w przeszłości. > a nr 16... to Slint przejesz! Ale ja nigdy nie wyszłam poza wybiórczą znajomość 4 Głów W Wodzie. > „Picnic On A Frozen River” z drugiej płyty Fausta. Fausta kiedyś słuchaliśmy, nie wspominam najlepiej tej przygody ;) > Eheheh, no tak, ale Szatan przy Zornie to jak Gargamel przy Freddym Kruegerze. Po wsyłuchanych fragmentach nie mogę się z tym nie zgodzić :) > Kurde, przesłuchaj no porządnie! :[ Staram się ciągle, naprawdę. Może wyjście z tą płytą na powietrze lepiej jej zrobi, choć jestem nieco oporna na takie experymenty, a niemuzyczna muzyka mnie trochę przerasta. Poza tym mam jakoś niespecjalnie dużo do powiedzenia w tych tematach, w których ty zapewne jesteś ekspertem. Niemniej dziękuję bardzo za płytę, wbrew pozorom nie było tak źle, jak się wydaje :) Odpowiedz Link
aimarek Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 23.08.06, 01:19 ayya napisała: > > Kurde, przesłuchaj no porządnie! :[ > > Staram się ciągle, naprawdę. Może wyjście z tą płytą na powietrze lepiej jej > zrobi, choć jestem nieco oporna na takie experymenty, a niemuzyczna muzyka mnie > trochę przerasta. W sumie w tym apelu chodziło mi konkretnie o ten jeden kawałek Zorna ("The Big Gundown"). Zobacz no jak to się ślicznie tam wszystko zazębia.. Morricone, zawodzenia, bębenki, Beethoven i cholera wie co jeszcze... Jest to coś w rodzaju mojego prywatnego hymnu he he. W każdym razie wskazuje kierunek moich aktualnych muzycznych riserczów. Odpowiedz Link
ayya Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 23.08.06, 11:53 aimarek napisał: > W każdym razie wskazuje kierunek moich aktualnyc > h > muzycznych riserczów. A moich wprost przeciwnie :) Po prostu źle nas chyba dobrano ;)) Jakby Kubasa dostał taką składankę, myślę, że byłby zachwycony ;) Odpowiedz Link
aimarek Re: Burn Baby Burn, edycja czwarta 23.08.06, 12:49 No to dodam jeszcze, że początkowo składanka miała mieć kształt znacznie bardziej radykalny. Miała być dłuższa i bardziej w klimatach "napieprzamy w instrumenty i patrzymy co z tego wyjdzie". Dopiero po namyśle została przycięta i nieco upopiona. Odpowiedz Link
roar #ileśtam - 40 Days Around the World (And Beyond) 22.08.06, 03:08 Dobra, no, wiem, dupa jestem i tyle. Ja coś obiecam, to najlepsza droga do tego, żebym nie zrobił. Tudzież zrobił tydzień z okładem po terminie. Inna sprawa, że składanka sama sobie winna, ale o tym za chwilę. Zaczynamy... Aha, tym razem postanowiłem sam odkryć skład osobowy składanki. Nie wszędzie mi się udało, więc szczęśliwie trochę wysyłającemu do objaśnienia zostanie. A motywację miałem... cóż, o tym też za chwilę. 01: Warszawa [4/10] Joy Division - Warsaw Ja naprawdę byłem z początku przekonany, że to jacyś młodzi Warszawiacy się produkują, stąd ta prostota i lekka nieporadność... a tu, proszę, legenda post-punka... Cóż, i ich, i mnie, usprawiedliwia to, że faktycznie byli wtedy młodzi... Ech, ale nie nadawałbym się na punka, ewidentnie... :) 02: Praga - Oslo - Amsterdam - Bruksela - Paryż - Bukareszt - Moskwa [6.5/10] Kazik - Ballada o Kobiecie Żołnierza To znam, oczywiście. Kazik nigdy nie zawodzi (Nie wiem, jak można nazwać jego sposób śpiewania, ale nie jest to zawodzenie na pewno.). 03: Manchester [10/10] The Smiths - Cemetry Gates O właśnie. I ja nie mogę dosłuchać płyty do końca, bo notorycznie się zatrzymuję tutaj. Rewind. Rewind. Rewind. To też już znałem wcześniej, ale... wróć. Jak ja mogę mówić, że znałem, skoro słyszę niby któryś tam raz i czuję się, jakby mnie ktoś obuchem przez łeb walnął teraz dopiero? Jak ja "Queen is Dead" słuchałem, że przegapiłem to cudo? Ten tekst? W każdym razie jakbym miał sobie teraz układać -siątkę ulubionych piosenek, to "Cemetry Gates" już ma tam miejsce zaklepane, i to tyle w tym temacie. Dzięki stukrotne. Idę dumać nad swoją durnotą. Smithsów się nie przestaje słuchać, aż się nie zrozumie. 04: Londyn [5/10] The Clash - Guns of Brixton Klasyka. No i w sumie to głupio mi oceniać takie utwory, a co dopiero komentować... toteż może siedzę cicho... 05: Tupelo [7/10] Nick Cave - Tupelo O, tego nie znałem. Zanim sprawdziłem, że to Cave, przygotowałem sobie małą przemówkę o tym, jak to oczywiście jesteśmy już w USA. Jak to jest, że najbardziej amerykańską muzykę nagrywają obcokrajowcy? ;) 06: New York [6.5/10] Polly Jean Harvey - You Said Something Znów bardzo ładne. Tej pani dokonań to nie znam za bardzo, więc nie skojarzyłem. I znów - ależ byłem przekonany, że to jakaś Amerykanka śpiewa, nawet przez chwilę podejrzewałem (równie mało przeze mnie znaną) Patti Smith... (PJ by się obruszyła strasznie, he he.) Ale tekst po Morrisseyu to jednak razi prostotą... (Ale co nie razi prostotą w zestawieniu z Mozem, prawda...?) 07: Dalej New York [6.5/10] The Strokes - New York City Cops Słynni Nowojorscy Policjanci o bardzo małym rozumku. Ej, no, fajne to jest! Nawet nie wiedziałem, że tak fajne. Mam bardziej ulubione utwory z tej płyty, ale złego słowa nie powiem, choćbym chciał. Spoko ci Strokesi są, tak ogólnie. Mam jakieś uprzedzenie do nich, za to ich przewodzenie fali garaż-rewajwlu, ale chyba nieuzasadnione. 08: Chicago [6.5/10] Screeching Weasel - Suburbia Ej, no, fajne to jest! Hiper-melodyjny amerykański punk ze swojego najlepszego okresu. Takie to wszystko bezpretensjonalne, że z początku podejrzewałem jakichś epigonów z przełomu wieków, albo co gorsza, że to No Doubt sobie pastisz walnęli. A tu nie, oryginał. Miłe, zwłaszcza, że nazwy do tej pory nawet nie słyszałem. 09: Los Angeles [6/10] R.E.M. - I Remember California "Skąd ja znam ten głos...? Kurde, no, to jest jakaś gwiazda. Taki charakterystyczny sposób śpiewania, jeden taki tylko jest... Stipe...? Bono...? Vade... tfu, Vedder...? Kurde, trza se będzie te bandy odświeżyć, coby się nie skompromitować kompletnie." Stipe. Ale piosenka tak monotonna, że naprawdę trudno się czegoś uczepić, jak się głosu wokalisty zapomni. W tym to akurat te trzy grupy czasami przodują. :D 10: Mexico City [5.5/10] ??? Tego nie odszyfrowałem. W każdym razie z przyporządkowaniem czasoprzestrzennym nie mam problemu - wczesne lata 90, Ameryka, zachodnie wybrzeże. Charakterystyczna mieszanka grunge'owo-metalowa. Jak znam życie, to albo się walnąłem mocno, albo to jacyś giganci, co ich znać powinienem. :) 11: Port au Prince [7/10] Arcade Fire - Haiti O, do tych państwa sobie nawet ostatnio wróciłem, więc zero zaskoczenia (poza tym, że na punkowo-alternatywnej do tej pory składance dostaję coś takiego). Niezła piosenka ze świetnej płyty. 12: Iquitos [7/10] ??? To chyba najbardziej "grew on me", jak to w krajach o wyższej kulturze muzycznej mówią, przez całe słuchanie. Z początku, oczywiście, rzuciły mi się na uszy smyczkowe ozdobniki. Lubię chamber pop. Bardzo. Ale potem mimo wszystko nie mogłem się przekonać - że za długie, że ciągnie się niemiłosiernie, że ta antyklimatyczna przerwa na pogaduszki z widownią w środku... No ale... co ja się czepiam monotonii - repetition, the best damn thing about pop music. A to duszę ma. 13: Honolulu [6.5/10] Tom McRae - Walking to Hawaii Ładne~e! I to od samiuśkiego początku, od tego genialnego w swej prostocie wersu "Everything is beautiful 'til you take a look around", który niniejszym zgłaszam do zginiętej gdzieś w czeluściach forum wyliczanki najlepszych linijek. No i uśmiech mi się sam na pysk rzuca, jak słyszę, jak usilnie pan wokalista stara się wydobyć z siebie delikatny, chłopięcy głosik. Nie mówię, że mi się to nie podoba, ale... zabawne jest. Pan McRae ma u mnie ba~ardzo duży plus za efektowne zastosowanie smyków. I minus za doprawienie ich toporną, mechaniczną perkusją i sterylną gitarką, która była do zniesienia u Davida Greya, ale potem był James Blunt... no i w ogóle ile można. 14: Tokyo [3/10] Tom Waits - Big in Japan No więc to właśnie ten utwór mnie skłonił do wyszukania sobie tytułów, bo chciałem wiedzieć, co właśnie jadę, a domyślałem się, że coś znanego. Bardzo przepraszam, ale to jest koszmar. Bezsensowny tekst, toporna muzyka - dwa takty w pętelce, wokal... wiadomo. Nie. Utwierdziłem się w przekonaniu, że nie rozumiem fenomenu tego pana. 15: Gaza Strip [5.5/10] ??? No słyszę tam w tekście coś w stylu "I'm here on the Gaza Strip", czyli podpis na okładce się zgadza. Google tym niemniej nic nie wie, więc się poddałem. Podobają mi się te sprzężenia gitar, a tak to nic specjalnego... Brzmi to jak coś, czym się CKoD inspirują. :) 16: Beyond [5.5/10] Goldfrapp - Utopia Panią Goldfrapp bardziej szanuję, niż lubię, a ten utwór w szczególności mi kiedyś obrzydził niejaki Kostrzewa Paweł promując go niemiłosiernie. Doceniam intencję i sam utwór, bo w sumie fajny, ale... skip. 17: Home [6/10] Nick Cave - Right Now I'm A-Roaming Ot, taka sobie przyśpiewka na zakończenie. Jak na Cave'a, nic specjalnego, ale znów - rozumiem intencję. Pasuje. :) Ogólnie jestem mile zaskoczony, że aż mi tyle weszło, bo po pierwszym przesłuchaniu byłem przerażony, że dostałem tradycyjny punkowy mixtape i za nic się przez niego nie przekopię... Ślicznie dziękuję, zwłaszcza za pow... ahem, przybliżenie klasyki, której na składance sporo. Przyda mi się to, a sam pewnie nigdy bym na nią nie trafił z mojego małego symfoniczno-folkowo-IDMowego kącika. A teraz poproszę o oficjalną tracklistę. Odpowiedz Link
nienietoperz Re: #ileśtam - 40 Days Around the World (And Beyo 24.08.06, 21:05 Witam serdecznie, i dziekuje za laskawosc recenzyjna. Jak najbardziej powaznie - nie dosc, ze sama decyzja zgloszenia sie do wysylania skladanki z tym forum zwiazanej wymagala w zwiazku z moim nieuctwem muzycznym wzgledem sredniej forowej wiele odwagi cywilnej, to jeszcze trafil mi sie tak zacny SFowicz na pierwszy ogien... Najpierw uwagi ogolne - oczywiscie okazalo sie, ze mimo pozornie ogolnych planow geograficznych skladanka odzwierciedla mniej wiecej to, czego na mojej polce lezy najwiecej. Nie probowalem w zaden sposob tworzyc zagadkowosci, liczac sie z tak czy inaczej duzo wiekszym niz moje osluchaniem adresata. Teraz juz konkretnie: > 01: Warszawa [4/10] Joy Division - Warsaw > Ja naprawdę byłem z początku przekonany, że to jacyś młodzi Warszawiacy się > produkują, stąd ta prostota i lekka nieporadność... a tu, proszę, legenda > post-punka... Cóż, i ich, i mnie, usprawiedliwia to, że faktycznie byli wtedy > młodzi... > Ech, ale nie nadawałbym się na punka, ewidentnie... :) Coz, moge dodac, ze o Warsaw nalezy pamietac chocby ze wzgledow historycznych - skad wyszlismy, dokad zmierzamy, etc.. > 02: Praga - Oslo - Amsterdam - Bruksela - Paryż - Bukareszt - Moskwa > [6.5/10] Kazik - Ballada o Kobiecie Żołnierza > To znam, oczywiście. Kazik nigdy nie zawodzi (Nie wiem, jak można nazwać jego > sposób śpiewania, ale nie jest to zawodzenie na pewno.). Piosenke slyszalem w roznych wykonaniach (miedzy innymi PJ Harvey), ale Kazikowe zdecydowanie najlepsze. Wersja na skladance jest 'quasi-skalna'. > 03: Manchester [10/10] The Smiths - Cemetry Gates > O właśnie. I ja nie mogę dosłuchać płyty do końca, bo notorycznie się > zatrzymuję tutaj. Rewind. Rewind. Rewind. > To też już znałem wcześniej, ale... wróć. Jak ja mogę mówić, że znałem, skoro > słyszę niby któryś tam raz i czuję się, jakby mnie ktoś obuchem przez łeb > walnął teraz dopiero? Jak ja "Queen is Dead" słuchałem, że przegapiłem to cudo? > Ten tekst? > W każdym razie jakbym miał sobie teraz układać -siątkę ulubionych piosenek, to > "Cemetry Gates" już ma tam miejsce zaklepane, i to tyle w tym temacie. > > Dzięki stukrotne. Idę dumać nad swoją durnotą. Smithsów się nie przestaje > słuchać, aż się nie zrozumie. Brak mozliwosci dodawania czegokolwiek. Moze tylko - Anglia klasyczna, romantyczna, wzruszeniowa. > > 04: Londyn [5/10] The Clash - Guns of Brixton > Klasyka. No i w sumie to głupio mi oceniać takie utwory, a co dopiero > komentować... toteż może siedzę cicho... Tym razem - Anglia znacznie nowsza (choc oczywiscie piosenka starsza). Slowa Strummerowo-typowe, ale podobnie jak na calym London Calling slychac tu juz znacznie wiecej niz prosta puncurowosc. > > 05: Tupelo [7/10] Nick Cave - Tupelo > O, tego nie znałem. Zanim sprawdziłem, że to Cave, przygotowałem sobie małą > przemówkę o tym, jak to oczywiście jesteśmy już w USA. Jak to jest, że > najbardziej amerykańską muzykę nagrywają obcokrajowcy? ;) > USAnska? Hmmm, wydaje mi sie, ze nie wpadlbym na to skojarzenie. Ma cos, co jest wielkim atutem NC&TBS, troche niestety zgubionym na ostatnich plytach - mocny chor w refrenie. > 06: New York [6.5/10] Polly Jean Harvey - You Said Something > Znów bardzo ładne. Tej pani dokonań to nie znam za bardzo, więc nie > skojarzyłem. I znów - ależ byłem przekonany, że to jakaś Amerykanka śpiewa, > nawet przez chwilę podejrzewałem (równie mało przeze mnie znaną) Patti > Smith... (PJ by się obruszyła strasznie, he he.) > Ale tekst po Morrisseyu to jednak razi prostotą... (Ale co nie razi prostotą w > zestawieniu z Mozem, prawda...?) PJ chyba by sie nie obrazila, do inspiracji Patti sie przyznaje. Piosenka prosciutka, ale za to oddaje chyba klimat nowojorskocieply (patrz Eleanor Put Your Boots Back On FFerdinandow). Cala plyta bardzo dobra. > 07: Dalej New York [6.5/10] The Strokes - New York City Cops > Słynni Nowojorscy Policjanci o bardzo małym rozumku. Ej, no, fajne to jest! > Nawet nie wiedziałem, że tak fajne. Mam bardziej ulubione utwory z tej płyty, > ale złego słowa nie powiem, choćbym chciał. Spoko ci Strokesi są, tak ogólnie. > Mam jakieś uprzedzenie do nich, za to ich przewodzenie fali garaż-rewajwlu, ale > chyba nieuzasadnione. Znow piosenka prosciutka, klimat nowojorski radosno-bojowy. > 08: Chicago [6.5/10] Screeching Weasel - Suburbia > Ej, no, fajne to jest! Hiper-melodyjny amerykański punk ze swojego najlepszego > okresu. Takie to wszystko bezpretensjonalne, że z początku podejrzewałem > jakichś epigonów z przełomu wieków, albo co gorsza, że to No Doubt sobie > pastisz walnęli. A tu nie, oryginał. Miłe, zwłaszcza, że nazwy do tej pory > nawet nie słyszałem. Pierwsze polpudlo:-) - w istocie jest to polcover, kapela, ktora gra to akustyczny projekt Jugheada (gitarzysty Screaching Weasel), Even in Blackouts. Swietna grupa na zywo, z sliczna wokalistka i bardzo dobra pierwsza plyta: 'Myths and Imaginary Magicians'. > 09: Los Angeles [6/10] R.E.M. - I Remember California > "Skąd ja znam ten głos...? Kurde, no, to jest jakaś gwiazda. Taki > charakterystyczny sposób śpiewania, jeden taki tylko jest... Stipe...? Bono...? > Vade... tfu, Vedder...? Kurde, trza se będzie te bandy odświeżyć, coby się > nie skompromitować kompletnie." > Stipe. Ale piosenka tak monotonna, że naprawdę trudno się czegoś uczepić, jak > się głosu wokalisty zapomni. W tym to akurat te trzy grupy czasami przodują. :D Mi akurat monotonnosc REM odpowiada bardziej niz przebojowosc, stad wybor. California jakas taka ciut psychodeliczna w tym kawalku. > 10: Mexico City [5.5/10] ??? > Tego nie odszyfrowałem. W każdym razie z przyporządkowaniem czasoprzestrzennym > nie mam problemu - wczesne lata 90, Ameryka, zachodnie wybrzeże. > Charakterystyczna mieszanka grunge'owo-metalowa. > Jak znam życie, to albo się walnąłem mocno, albo to jacyś giganci, co ich > znać powinienem. :) Raczej to drugie: najslynniejsi stoner-rockowcy ze swojej najmniej znanej (a nieslusznie!) pierwszej plyty: Mexicola - Queens of Stone Age > 11: Port au Prince [7/10] Arcade Fire - Haiti > O, do tych państwa sobie nawet ostatnio wróciłem, więc zero zaskoczenia (poza > tym, że na punkowo-alternatywnej do tej pory składance dostaję coś takiego). > Niezła piosenka ze świetnej płyty. U mnie inne akcenty - swietna piosenka z niezlej plyty. > > 12: Iquitos [7/10] ??? > To chyba najbardziej "grew on me", jak to w krajach o wyższej kulturze > muzycznej mówią, przez całe słuchanie. Z początku, oczywiście, rzuciły mi się > na uszy smyczkowe ozdobniki. Lubię chamber pop. Bardzo. Ale potem mimo wszystko > nie mogłem się przekonać - że za długie, że ciągnie się niemiłosiernie, że ta > antyklimatyczna przerwa na pogaduszki z widownią w środku... > No ale... co ja się czepiam monotonii - repetition, the best damn thing about > pop music. A to duszę ma. Duszy ma nawet bardzo wiele; jesli chodzi o monotonie, to i tak wycialem kolo minuty oklaskow i dogadywan z konca kawalka. Gra 'the biggest band in Ireland' (zdaniem znajomego Irlandczyka), plyta jest oczywiscie koncertowa, i nazywa sie odpowiednio (Setlist). Podsumowujac: Fitzcarraldo - The Frames > 13: Honolulu [6.5/10] Tom McRae - Walking to Hawaii > Ładne~e! I to od samiuśkiego początku, od tego genialnego w swej prostocie > wersu "Everything is beautiful 'til you take a look around", który niniejszym > zgłaszam do zginiętej gdzieś w czeluściach forum wyliczanki najlepszych > linijek. No i uśmiech mi się sam na pysk rzuca, jak słyszę, jak usilnie pan > wokalista stara się wydobyć z siebie delikat Odpowiedz Link
nienietoperz Re: #ileśtam - 40 Days Around the World (And Beyo 24.08.06, 21:07 Cd: > 13: Honolulu [6.5/10] Tom McRae - Walking to Hawaii > Ładne~e! I to od samiuśkiego początku, od tego genialnego w swej prostocie > wersu "Everything is beautiful 'til you take a look around", który niniejszym > zgłaszam do zginiętej gdzieś w czeluściach forum wyliczanki najlepszych > linijek. No i uśmiech mi się sam na pysk rzuca, jak słyszę, jak usilnie pan > wokalista stara się wydobyć z siebie delikatny, chłopięcy głosik. Nie mówię, że > mi się to nie podoba, ale... zabawne jest. > Pan McRae ma u mnie ba~ardzo duży plus za efektowne zastosowanie smyków. I > minus za doprawienie ich toporną, mechaniczną perkusją i sterylną gitarką, > która była do zniesienia u Davida Greya, ale potem był James Blunt... no i w > ogóle ile można. O nie! Tylko nie McRae i Blunt w jednym zdaniu! Tom nagral trzy bardzo rowne plyty, ma glowe do aranzu, milo gra na gitarze - ogolnie sie nadaje! > > 14: Tokyo [3/10] Tom Waits - Big in Japan > No więc to właśnie ten utwór mnie skłonił do wyszukania sobie tytułów, bo > chciałem wiedzieć, co właśnie jadę, a domyślałem się, że coś znanego. Bardzo > przepraszam, ale to jest koszmar. Bezsensowny tekst, toporna muzyka - dwa > takty w pętelce, wokal... wiadomo. Nie. Utwierdziłem się w przekonaniu, że > nie rozumiem fenomenu tego pana. Gdzie zaczac? Moze tak: ten Tom faktycznie albo dziala bardzo na tak, albo bardzo na nie. Proba obrony - glos idealnie pasujacy do mrocznego rytmu, tekst celnie opisujacy sytuacje (czuje, jakbym widzial jakiegos rozjarzonego PRowca przychodzacego do Waitsa i tlumaczacego mu z pelnym entuzjazmem: you know, you are really big in Japan!). Zdaje sobie sprawe, ze bezskuteczna. > > 15: Gaza Strip [5.5/10] ??? > No słyszę tam w tekście coś w stylu "I'm here on the Gaza Strip", czyli podpis > na okładce się zgadza. Google tym niemniej nic nie wie, więc się poddałem. > Podobają mi się te sprzężenia gitar, a tak to nic specjalnego... Brzmi to jak > coś, czym się CKoD inspirują. :) Byloby chyba z nimi znacznie lepiej (z CKOD) niz jest. Graja i krzycza klasycy; moglem ulatwic podajac namiar na tytul: River Euphrates - Pixies > > 16: Beyond [5.5/10] Goldfrapp - Utopia > Panią Goldfrapp bardziej szanuję, niż lubię, a ten utwór w szczególności mi > kiedyś obrzydził niejaki Kostrzewa Paweł promując go niemiłosiernie. Doceniam > intencję i sam utwór, bo w sumie fajny, ale... skip. Za pana Kostrzewe nie odpowiadam:-) Goldfrapp zadziwia mnie najbardziej tym, ze w miare mi sie podoba, zwlaszcza pierwsze dwie plyty, mimo, ze stylistyka od reszty polki odroznia sie zasadniczo. Intencja jasna rzecz jasne... > 17: Home [6/10] Nick Cave - Right Now I'm A-Roaming > Ot, taka sobie przyśpiewka na zakończenie. Jak na Cave'a, nic specjalnego, ale > znów - rozumiem intencję. Pasuje. :) Po prostu - wracamy do domu. > Ogólnie jestem mile zaskoczony, że aż mi tyle weszło, bo po pierwszym > przesłuchaniu byłem przerażony, że dostałem tradycyjny punkowy mixtape i za nic > się przez niego nie przekopię... Ślicznie dziękuję, zwłaszcza za pow... ahem, > przybliżenie klasyki, której na składance sporo. Przyda mi się to, a sam pewnie > nigdy bym na nią nie trafił z mojego małego symfoniczno-folkowo-IDMowego kącika. > > A teraz poproszę o oficjalną tracklistę. > 1 Warsaw - Joy Division 2 Ballada o Zolnierzu - Kazik Staszewski 3 Cemetry Gates - The Smiths 4 Guns of Brixton - The Clash 5 Tupelo - Nick Cave and The Bad Seeds 6 You Said Something - PJ Harvey 7 New York City Cops - The Strokes 8 Hey Suburbia - Even in Blackouts 9 I Remember California - REM 10 Mexicola - Queens of Stone Age 11 Haiti - Arcade Fire 12 Fitzcarraldo - The Frames 13 Walking 2 Hawaii - Tom McRae 14 Big in Japan - Tom Waits 15 River Euphrates - Pixies 16 Utopia - Goldfrapp 17 Right Now I'm A-Roaming - Nick Cave and The Bad Seeds Kolejne podziekowania za zyczliwosc, uklony, Nienietoperz Odpowiedz Link
roar Re: #ileśtam - 40 Days Around the World (And Beyo 25.08.06, 15:42 nienietoperz napisał: > Witam serdecznie, > i dziekuje za laskawosc recenzyjna. Jak najbardziej powaznie - nie dosc, ze > sama decyzja zgloszenia sie do wysylania skladanki z tym forum zwiazanej > wymagala w zwiazku z moim nieuctwem muzycznym wzgledem sredniej forowej wiele > odwagi cywilnej, to jeszcze trafil mi sie tak zacny SFowicz na pierwszy ogien... Ech, zaraz tam zacny... Tyle tylko, że długo dosyć już tu piszę, nawet nie zawsze z sensem. ;) > Nie probowalem w zaden sposob tworzyc zagadkowosci, liczac sie z > tak czy inaczej duzo wiekszym niz moje osluchaniem adresata. Ech, zaraz tam osłuchaniem... Weź pod uwagę rozbieżność zainteresowań. Wystarczyłoby trochę więcej drugiej ligi (popularnościowo, nie artystycznie!) i mógłbym nic nie poznać. :) > > 04: Londyn [5/10] The Clash - Guns of Brixton > > Klasyka. No i w sumie to głupio mi oceniać takie utwory, a co dopiero > > komentować... toteż może siedzę cicho... > > Tym razem - Anglia znacznie nowsza (choc oczywiscie piosenka starsza). Slowa > Strummerowo-typowe, ale podobnie jak na calym London Calling slychac tu juz > znacznie wiecej niz prosta puncurowosc. Owszem, słychać, ale niestety nie w warstwie realizatorsko-aranżacyjnej i wokalnej. ;) > Pierwsze polpudlo:-) - w istocie jest to polcover, kapela, ktora gra to > akustyczny projekt Jugheada (gitarzysty Screaching Weasel), Even in Blackouts. > Swietna grupa na zywo, z sliczna wokalistka i bardzo > dobra pierwsza plyta: 'Myths and Imaginary Magicians'. Och, czyli jednak epigoni z przełomu wieków. Wiedziałem. :D No, na tym tle to się piosenka jeszcze bardziej wybija. > Mi akurat monotonnosc REM odpowiada bardziej niz przebojowosc, stad wybor. Nie no, jasne. :) > O nie! Tylko nie McRae i Blunt w jednym zdaniu! Tom nagral trzy bardzo rowne > plyty, ma glowe do aranzu, milo gra na gitarze - ogolnie sie nadaje! Wybacz, mam ostatnio "fazę" na Blunta - od kiedy Yankovic sparodiował "Beautiful", znam na pamięć linię melodyczną, i teraz wszędzie to cholerstwo wyłapuję. Sytuacja typu "boję się otworzyć lodówkę". "My life is brilliant... What, was I too early...? I'm sorry. Should I... start over, or... keep going...? Okay, now...? Now?" > tekst celnie opisujacy sytuacje (czuje, jakbym widzial jakiegos rozjarzonego > PRowca przychodzacego do Waitsa i tlumaczacego mu z pelnym entuzjazmem: you > know, you are really big in Japan!). Okay, ze stwierdzenia o bezsensownym tekście się wycofuję. Co do muzyki to zostaję przy swoim. :) > River Euphrates - Pixies Och. No to dałem plamę. Góra trzy miesiące temu słuchałem tej płyty. Marną mam pamięć. > Kolejne podziekowania za zyczliwosc, Nie no, cholera, marnujesz swój czas składając to do kupy, leci to potem do mnie tysiąc kilometrów... I'M GRATEFUL, MAN. :) Odpowiedz Link
mechanikk Let's Get Out Of This Country 22.08.06, 22:54 Na początku przyznać muszę, że autor składanki wpędził mnie w spore kompleksy, jeśli chodzi o okładkę. Ja takich okładek robić zwyczaju nie miałem w całej historii BBB, do czego przyznaje się teraz publicznie, ze wstydem i obiecuję poprawę w dalszych edycjach. otrzymałem *prawdziwą* składankę, z nadrukiem na CD i w ogóle straszliwie bajerancką. Zagadką jak na razie są dla mnie hermetyczne oznaczenia tracków, z których to oznaczeń wynika, że z każdym utworem pokonuję pewien dystans trasy. Nie wiem jednak według jakiego klucza dystans ów jest mierzony, co jak na razie dodaje płycie atrakcyjności (powiew tajemnicy). A może ja po prostu mało rozgarnięty jestem. 1. Zaczyna się sympatycznym countrowym instrumentalem, podobnym do tych z „Aw C’Mon/No You C’mon” Lambchopa. A może to nawet właśnie Lambchop z tych płyt, wcale bym się nie zdziwił, bo nie zwykłem im się przysłuchiwać, tak mnie zawsze nudziły. Ale tutaj pasuje, nawet bardzo. Ten fragment to 516 km trasy, wg wytycznych autora. 2.Coś z lat 80. zapewne, okolice Johna Peela. Wnioskuje się z brzmienia perkusji, klawiszy i z melodii. W kontekście tego, co na płycie dzieje się dalej, jest to wypełniacz, choć czuć też pewien powiew klasyczności. Tylko 5 km, ale czemu tak mało nie wiem. 3. Znów coś z osiemdziesiątych lat, zapewne również półka wspomnianego dziennikarza. Bardzo ten refren chwytliwy i banjo dodające całości countrowego galopu, w sam raz na 1017 km trasy. Przy okazji pojawia się niepokój, że to jakiś wielce klasyczny band, którego oczywiście nie znam. Zapoznam się jak tylko pojawi się rozszyfrowanie. 4. Znawcą Dylana to ja nie jestem, ale jakoś z nim właśnie kojarzy mi się ta pani, z którą jedziemy przez 375 km. Jest bardzo folkowo, choć aranżacja dość nowoczesna. 5. Znów wokalistka i przy okazji podziękowania dla autora za oddanie sporej ilości miejsca kobietom. Jestem muzyczną szowinistyczną świnią i na paniach śpiewających słabo się znam, a ta płyta ma dla mnie wobec tego, rzekłbym, spory walor edukacyjny. Szczególnie podobają mi się głosy dziecinne (może jestem nawet muzycznym pedofilem, nigdy nie wiadomo), a ta pani taki ma. Śliczna melodia, zalatująca francuskim filmem i coś jakby skrzypce w tle, no i klawesyn, lub klawesynopodobny klawisz – to elementy szczególnie fajne w tym, ciągnącym się przez 207 km utworze. 6. 5 kilometrów z jakąś kobiecą odmianą Orange Juice. Bardzo melodyjne, zabrudzone i do puszczania na full. 7. Chyba jakiś girlsband z lat 60. Niemożliwe, żeby to powstało później. Ciekawe, że to jeden z największych dystansów płyty – 8152 km. 8. Jedyny fragment, który znam, gdyż przed jakimś miesiącem zakupiłem sobie nowego Casha. Przy okazji powiem, że „American V” to jest rzecz wyciskające łzy najszczersze. Jak tego słucham, to mam od razu z 60 lat więcej. Mocne i wielce prawdziwe. Z Cashem dałoby się przejechać więcej niż te 297 km sugerowane przez wydawcę. 9. Wracamy do folkowych kobiet. Jest to żeński odpowiednik Sufjana, ale może tylko to banjo mnie tam nakierowuje. W ogóle – banjo, zajebisty instrument. 3174 km. 10. Instrumentalny, altcountrowy trans, może inspirowany minimalizmem ala Reich, ale co ja się tam znam. Zachciewa mi się zgadywanki, więc zapytam: może to Calexico? 1962 km. 11. Bardzo nerwowe gitary i mniej nerwowa dziewczyna. Ja to, kurcze blade znam, ale za Chiny nie mogę sobie przypomnieć co to. Gugle korci, ale się powstrzymuję. Trasa: 3412 km. 12. Muzyka do filmu drogi (zresztą cała płyta jest do takiegoż). Znów wokalistka, którą musze głębiej poznać. Trasa krótka, tylko 10 km, więc jadę spokojnie, i rozkminiam, dlaczego ja nie znam tych wszystkich głosów. Plus dla autora, że pozbierał na tą płytę utwory pod względem wokalnym w większości, świetne, a jak nie świetne to ciekawe. 13. Składanka, którą otrzymałem nie składa się z muzyki, która wyważa jakiś nowych, nieznanych rodzajów i gatunków drzwi. Być może całe płyty tych wykonawców nie wymiatają. Być może są na nich piosenki idealne do robienia składanek. Tu lekko fałszujący wokalista, jakich ostatnio dużo. Tutaj sporo się dzieje, jeśli chodzi o gęste gitary i równie gęstą perkusję. Dla równowagi marzycielska melodia, w duchu żywszych nagrań Mercury Rev, i ładne skrzypce. 2213 km. 14. „Tududu ujaja o u je” (2278 km). Ten motyw z początku przykuwa uwagę, ale przy późniejszych słuchaniach trochę irytuje. Na szczęście jest on tylko efektowną reklamą, dla naprawdę dobrego produktu, jakim jest chyba najlepsza melodia na składance. 15. Broken Social Scene? Czy będę musiał w końcu się przemóc do sięgnięcia po ostatnią płytę tychże, zwrócić im honor? Śliczne to dobre określenie? 353 km? Zdecydowanie więcej. 16. Refren tej piosenki to chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę fragment tej płyty. Bez popisów, za to wzruszająco. 505 km. 17. „Refren tej piosenki to chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę fragment tej płyty” Myślałem z początku, że to Imogen Heap, ale chyba jednak nie. Jakaś inna mroczna i romantyczna. Świetne, z pomysłem zaaranżowane (saksofon). Ta Imogen, ma w moim przekonaniu nagrać kiedyś coś takiego właśnie, żeby Marek Niedźwiedzki nie bał się zagrać. 1202 km. 18. Pośród 25 utworów musiał się znaleźć jakiś wypełniacz. 1149 km. 19. „To chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę fragment tej płyty” Chcę się umówić z tą dziewoją. 10 km tylko, będziemy musieli wolno jechać? 20. Architecture In Helsinki? No i tu znów moje muzyczne pedofilskie skłonności biorą górę. niby irytujące, ale melodyjki to oni potrafią pisać. 16890 km – najdłuższa trasa, a piosenka krótka. 21. „Refren tej piosenki to chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę fragment tej płyty” Po prostu. 713 km 22. Kojarzy mi się z końcówką Lucky Luke’a, gdy bohater ów malał w kadrze na tle czerwonego słońca, odjeżdżając. Ta piosenka lepiej by tam pasowała, niż to tam, „Lonesome Cowboy” ;) Ale kowboj miałby daleko, bo aż 15813 km. 23. Ehh, Jens Lekman? Albo jakiś klon jego. 823 km 24. A to takie instrumentalne folkowe cudeńko (cudeńko – copyright by P. Kaczkowski). W sam raz, żeby się obudzić o świcie gdzieś w środku lasu. To tyle. Płyta jest zajebiście zajebista, jakby byłe zza pieniądze, to bym kupił. Dziękuję. (Strasznie dużo napisałem, nie chce mi się poprawiać, więc za literówki albo bzdury very sory, jesli są). Odpowiedz Link
mechanikk Re: Let's Get Out Of This Country 22.08.06, 22:57 mechanikk napisał: 1. Zaczyna się sympatycznym countrowym instrumentalem, podobnym do tych z ̶ > 2;Aw > C’Mon/No You C’mon” Lambchopa. A może to nawet właśnie Lambch > op z tych płyt, > wcale bym się nie zdziwił, bo nie zwykłem im się przysłuchiwać, tak mnie zawsze > nudziły. Kurcze. Znaczy, te instrumentale mnie nudziły. W całosci są to płyty więcej niż dobre. Odpowiedz Link
mechanikk Re: Let's Get Out Of This Country 22.08.06, 23:03 13. Składanka, którą otrzymałem nie składa się z muzyki, która wyważa jakiś > nowych, nieznanych rodzajów i gatunków drzwi. Kurcze, tak to jest jak się nie czyta. To "nie" przenieść tuż przed "wyważa". Odpowiedz Link
hennessy.williams Re: Let's Get Out Of This Country 23.08.06, 12:10 mechanikk napisał: > Na początku przyznać muszę, że autor składanki wpędził mnie w spore kompleksy, > jeśli chodzi o okładkę. Ja takich okładek robić zwyczaju nie miałem w całej > historii BBB, do czego przyznaje się teraz publicznie, ze wstydem i obiecuję > poprawę w dalszych edycjach. otrzymałem *prawdziwą* składankę, z nadrukiem na > CD i w ogóle straszliwie bajerancką. Pomyślałem sobie, że jak nie spodoba ci się zawartość płyty, to i tak nie będziesz mógł napisać, że się nie starałem, bo chociaż do okładki się przyłożyłem... > Zagadką jak na razie są dla mnie > hermetyczne oznaczenia tracków, z których to oznaczeń wynika, że z każdym > utworem pokonuję pewien dystans trasy. Nie wiem jednak według jakiego klucza > dystans ów jest mierzony, co jak na razie dodaje płycie atrakcyjności (powiew > tajemnicy). A może ja po prostu mało rozgarnięty jestem. Założenie miałem bardzo proste, bo muzyka którą wybrałem jest prosta ;) Tytuł "W 40 dni..." potraktowałem literalnie. Skupiłem się w większości na klimatach countrowo-folkowych, choć pierwotny pomysł miałem inny (o tem potem). Punktem wyjścia jest Warszawa, a potem jeździmy z miejsca na miejsce. Cyfry to odległości między trackami. Liczyłem dystans w linii prostej: Warszawa-Berlin, Berlin-Berlin (tylko osiedle inne), Berlin-Durnham County, Durnham County-Londyn itd. > 1. Zaczyna się sympatycznym countrowym instrumentalem, podobnym do tych z ̶ > 2;Aw > C’Mon/No You C’mon” Lambchopa. A może to nawet właśnie Lambch > op z tych płyt, > wcale bym się nie zdziwił, bo nie zwykłem im się przysłuchiwać, tak mnie zawsze > > nudziły. Ale tutaj pasuje, nawet bardzo. Ten fragment to 516 km trasy, wg > wytycznych autora. To niemiecka Contriva. Zespół sympatyczny, utwory w większości instrumentalne. Ten akurat skomponowała Masha Qrella. A skojarzenie z Lambchop mi udowadnia, że cholera o czymś zapomniałem... > 2.Coś z lat 80. zapewne, okolice Johna Peela. Wnioskuje się z brzmienia > perkusji, klawiszy i z melodii. W kontekście tego, co na płycie dzieje się > dalej, jest to wypełniacz, choć czuć też pewien powiew klasyczności. Tylko 5 > km, ale czemu tak mało nie wiem. Zostajemy w Berlinie, bo to Katharina Franck i ekipa, czyli Rainbirds. Nie wiem czy Peel to grał, ale ja na jego miejscu bym grał. Kiedyś grali ich sporo w Programie Trzecim. Fajne są pierwsze 3 płyty, największe hity to Blueprint i Sea Of Time. > 3. Znów coś z osiemdziesiątych lat, zapewne również półka wspomnianego > dziennikarza. Bardzo ten refren chwytliwy i banjo dodające całości countrowego > galopu, w sam raz na 1017 km trasy. Przy okazji pojawia się niepokój, że to > jakiś wielce klasyczny band, którego oczywiście nie znam. Zapoznam się jak > tylko pojawi się rozszyfrowanie. Zacny i klasyczny. I na forum omawiany. Prefab Sprout "Faron Young". Świetne, nieprawdaż? W ogóle słowo "galop", tudzież "kłus" pasuje tu jeszcze do paru innych piosenek. Weźmy taką następną... > 4. Znawcą Dylana to ja nie jestem, ale jakoś z nim właśnie kojarzy mi się ta > pani, z którą jedziemy przez 375 km. Jest bardzo folkowo, choć aranżacja dość > nowoczesna. Beth Orton z ostatniej płyty z pomocą Jima O'Rourke'a i M.Warda. A koń nas niesie dalej... > 5. Znów wokalistka i przy okazji podziękowania dla autora za oddanie sporej > ilości miejsca kobietom. Jestem muzyczną szowinistyczną świnią i na paniach > śpiewających słabo się znam, a ta płyta ma dla mnie wobec tego, rzekłbym, spory > > walor edukacyjny. Szczególnie podobają mi się głosy dziecinne (może jestem > nawet muzycznym pedofilem, nigdy nie wiadomo), a ta pani taki ma. Śliczna > melodia, zalatująca francuskim filmem i coś jakby skrzypce w tle, no i > klawesyn, lub klawesynopodobny klawisz – to elementy szczególnie fajne w > tym, > ciągnącym się przez 207 km utworze. Bo ja z kolei feministą jestem. Pierwotnie płyta miała być w całości feministycznie zaangażowana (i muzycznie, i tekstowo), ale wtedy nie mógłbym wrzucić np. Prefab Sprout, więc pomysł zachowuję na kiedyindziej. W tym utworze docieramy do Glasgow, klimatów B&S i słuchamy Isobel Campbell we wcieleniu The Gentle Waves. Moja pani mówi, że to klimatami rosyjskich duszoszcipatielnych pieśni zalatuje. W sumie...? "Falling From Grace". > 6. 5 kilometrów z jakąś kobiecą odmianą Orange Juice. Bardzo melodyjne, > zabrudzone i do puszczania na full. To mój Energizer ostatnich miesięcy. "If Looks Could Kill", czyli numer z ostatniej płyta Camera Obscura, która to dała tytuł całej mojej kompilacji. Uwaga - wciąga jak mój stary Grungig! > 7. Chyba jakiś girlsband z lat 60. Niemożliwe, żeby to powstało później. > Ciekawe, że to jeden z największych dystansów płyty – 8152 km. Z Glasgow do Sevierville w stanie Tennessee droga daleka. A tam w 1966 taką miłą piosnkę nagrała... Dolly Parton. I kto chciałby narzekać na tę panią, niech najpierw posłucha jej dawnych płyt. Wciśnięty przeze mnie "Don't Drop Out" wydał mi się dobrym łącznikiem między #6 a #8. > 8. Jedyny fragment, który znam, gdyż przed jakimś miesiącem zakupiłem sobie > nowego Casha. Przy okazji powiem, że „American V” to jest rzecz wyc > iskające łzy > najszczersze. Jak tego słucham, to mam od razu z 60 lat więcej. Mocne i wielce > prawdziwe. Z Cashem dałoby się przejechać więcej niż te 297 km sugerowane przez > > wydawcę. "If You Could Read My Mind" (chyba najbardziej poruszający z całej płyty American V, bo głos Casha już tu słabnie) to często kowerowany klasyk. Polecam też wersje Dona McLeana i Barbry Straisand, choć po posłuchaniu Casha nie obowiązkowo. > 9. Wracamy do folkowych kobiet. Jest to żeński odpowiednik Sufjana, ale może > tylko to banjo mnie tam nakierowuje. W ogóle – banjo, zajebisty instrumen > t. > 3174 km. Chciałem podtrzymać jeszcze chwilę magię Casha. To Jesse Sykes & The Sweet Hereafter. Cała płyta "Reckless Burning" jest taka! > 10. Instrumentalny, altcountrowy trans, może inspirowany minimalizmem ala > Reich, ale co ja się tam znam. Zachciewa mi się zgadywanki, więc zapytam: może > to Calexico? 1962 km. Bingo. > 11. Bardzo nerwowe gitary i mniej nerwowa dziewczyna. Ja to, kurcze blade znam, > > ale za Chiny nie mogę sobie przypomnieć co to. Gugle korci, ale się > powstrzymuję. Trasa: 3412 km. Chan Marshall aka Cat Power. Free. You Are Free. Moja ulubiona płyta CP. > 12. Muzyka do filmu drogi (zresztą cała płyta jest do takiegoż). Znów > wokalistka, którą musze głębiej poznać. Trasa krótka, tylko 10 km, więc jadę > spokojnie, i rozkminiam, dlaczego ja nie znam tych wszystkich głosów. Plus dla > autora, że pozbierał na tą płytę utwory pod względem wokalnym w większości, > świetne, a jak nie świetne to ciekawe. Wydała mi się na tyle ciekawa, że założyłem o niej osobny wątek. Udzielała się w wielu zespołach, w ub. roku wypuściła własną EPkę, teraz LP. Joan As Police Woman to band, a Joan Wasser to nazwisko. > 13. Składanka, którą otrzymałem nie składa się z muzyki, która wyważa jakiś > nowych, nieznanych rodzajów i gatunków drzwi. Być może całe płyty tych > wykonawców nie wymiatają. Być może są na nich piosenki idealne do robienia > składanek. Tu lekko fałszujący wokalista, jakich ostatnio dużo. Tutaj sporo się > > dzieje, jeśli chodzi o gęste gitary i równie gęstą perkusję. Dla równowagi > marzycielska melodia, w duchu żywszych nagrań Mercury Rev, i ładne skrzypce. > 2213 km. Bo "moje życie jest tak proste jak piosenka ta"... Akurat płyta, z której wziąłem ten utwór ostatnio mnie mocno przyatakowała i trz Odpowiedz Link
hennessy.williams Re: Let's Get Out Of This Country 23.08.06, 12:13 urwało... > 13. Składanka, którą otrzymałem nie składa się z muzyki, która wyważa jakiś > nowych, nieznanych rodzajów i gatunków drzwi. Być może całe płyty tych > wykonawców nie wymiatają. Być może są na nich piosenki idealne do robienia > składanek. Tu lekko fałszujący wokalista, jakich ostatnio dużo. Tutaj sporo się > > dzieje, jeśli chodzi o gęste gitary i równie gęstą perkusję. Dla równowagi > marzycielska melodia, w duchu żywszych nagrań Mercury Rev, i ładne skrzypce. > 2213 km. Bo "moje życie jest tak proste jak piosenka ta"... Akurat płyta, z której wziąłem ten utwór ostatnio mnie mocno przyatakowała i trzyma. "Young Bride" Midlake. > 14. „Tududu ujaja o u je” (2278 km). Ten motyw z początku przykuwa > uwagę, ale > przy późniejszych słuchaniach trochę irytuje. Na szczęście jest on tylko > efektowną reklamą, dla naprawdę dobrego produktu, jakim jest chyba najlepsza > melodia na składance. Od paru lat zawsze jak słyszę ten kawałek, to micha mi się cieszy. Dotarliśmy do Kanady i w ten sposób powitał nas Spookey Ruben. Dziwny to gość i nieco zakręcona jego muzyka. W sumie muszę się sam w nią wgłębić, bo może warto... > 15. Broken Social Scene? Czy będę musiał w końcu się przemóc do sięgnięcia po > ostatnią płytę tychże, zwrócić im honor? Śliczne to dobre określenie? 353 km? > Zdecydowanie więcej. Ciepło, ciepło, ale i tak ślicznie, ślicznie. To Jason Collett z BSS. Tak zaczyna się jego solowa płyta. > 16. Refren tej piosenki to chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę fragment > tej płyty. Bez popisów, za to wzruszająco. 505 km. Śpiewa Amy Millan, która też ostatnio wydała solową płytę. Tutaj ze swoim zespołem. Stars "Look Up". > 17. „Refren tej piosenki to chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę frag > ment > tej płyty” Myślałem z początku, że to Imogen Heap, ale chyba jednak nie. > Jakaś > inna mroczna i romantyczna. Świetne, z pomysłem zaaranżowane (saksofon). Ta > Imogen, ma w moim przekonaniu nagrać kiedyś coś takiego właśnie, żeby Marek > Niedźwiedzki nie bał się zagrać. 1202 km. Ha! Kiedyś późną nocą Mann zachwycał się jej EPką. To Rachael Yamagata ale już z pełnometrażowego debiutu. > 18. Pośród 25 utworów musiał się znaleźć jakiś wypełniacz. 1149 km. Jak wysłałem płytę, to wpadłem w końcu na to, co mi tu nie pasuje. Ten wypełniacz właśnie. W poprzednim numerze Yamagata - takie japońskie nazwisko, więc tu chciałem coś japońskiego. I dałem (to cóż, że z USA) Asobi Seksu. Sama płyta nie jest zła, ale na tę podróż nie trzeba było jej brać ;) > 19. „To chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę fragment tej płyty” > ; Chcę się > umówić z tą dziewoją. 10 km tylko, będziemy musieli wolno jechać? Tu miała być Rosja, ale wyszła tylko połowicznie (to cóż, że z USA). Regina Spektor. Mógłbyś nie dać rady, hłe hłe. > 20. Architecture In Helsinki? No i tu znów moje muzyczne pedofilskie skłonności > > biorą górę. niby irytujące, ale melodyjki to oni potrafią pisać. 16890 km ̵ > 1; > najdłuższa trasa, a piosenka krótka. Z Niujorku (bo nie liczyłem Rosji) do Melbourne. Architecture - się zgadza. It's 5. > 21. „Refren tej piosenki to chyba najlepiej zaśpiewany przez kobietę frag > ment > tej płyty” Po prostu. 713 km Debiutancka S/T płyta Howling Bells. Wokalistka (Juanita Stein) przypomina mi wczesną, w tamtych czasach uwielbianą przeze mnie Heather Nova. Potem się skiepściła. Heather, nie Juanita. > 22. Kojarzy mi się z końcówką Lucky Luke’a, gdy bohater ów malał w kadrze > na > tle czerwonego słońca, odjeżdżając. Ta piosenka lepiej by tam pasowała, niż to > tam, „Lonesome Cowboy” ;) Ale kowboj miałby daleko, bo aż 15813 km. To cóż, że ze Szwecji. Sophie Zelmani konno. Yes I Am. Wszystkie jej płyty są takie. Człowiek się lubi do czegoś przyzwyczaić i żeby nikt mu tego nie zmieniał. Tak właśnie mam z Sophie. > 23. Ehh, Jens Lekman? Albo jakiś klon jego. 823 km Jens, ino w ojczystym języku. > 24. A to takie instrumentalne folkowe cudeńko (cudeńko – copyright by P. > Kaczkowski). W sam raz, żeby się obudzić o świcie gdzieś w środku lasu. Wróciliśmy do Warszawy. Tak się kończy płyta "Mrowisko" Klanu, tak więc i ja skończyłem. Sen... > To tyle. Płyta jest zajebiście zajebista, jakby byłe zza pieniądze, to bym > kupił. Dziękuję. (Strasznie dużo napisałem, nie chce mi się poprawiać, więc za > literówki albo bzdury very sory, jesli są). Very please. Miło mi, że taka prostota do ciebie trafiła. 62,99 się należy ;) Tracklista wkrótce... Odpowiedz Link
hennessy.williams Tracklista 23.08.06, 13:53 1. Contriva "After Work Club" 3:55 [If You Had Stayed... 2003] DE Berlin 516 2. Rainbirds "I Could Be You (Could Be Me)" 3:03 [Rainbirds 1987] DE Berlin 5 3. Prefab Sprout "Faron Young" 3:48 [Steve McQueen 1985] EN Durham County 1017 4. Beth Orton "Rectify" 2:27 [Comfort Of Strangers 2006] EN London 375 5. The Gentle Waves "Falling From Grace" 3:45 [Swansong For You 2000] SC Glasgow 207 6. Camera Obscura "If Looks Could Kill" 3:29 [Let's Get Out Of This Country 2006] SC Glasgow 5 7. Dolly Parton "Don't Drop Out" 2:31 [SP Control Yourself / Don't Drop Out 1966] US Sevierville, Tennessee 6152 8. Johnny Cash "If You Could Read My Mind" 4:30 [American V: A Hundred Highways 2006] US Nashville, Tennessee 297 9. Jesse Sykes & The Sweet Hereafter "Doralee" 4:10 [Reckless Burning 2002] US Seattle 3174 10. Calexico "Pepito" 2:36 [Feast Of Wire 2003] US Tucson, Arizona 1962 11. Cat Power "Free" 3:33 [You Are Free 2003] US New York 3412 12. Joan As Police Woman "Christobel" 3:06 [Real Life 2006] US New York 10 13. Midlake "Young Bride" 4:56 [The Trials of Van Occupanther 2006] US Denton, Texas 2213 14. Spookey Ruben "These Days Are Old" 3:45 [Modes Of Transportation Vol. 1 1995] CA Ottawa 2279 15. Jason Collett "Fire" 2:49 [Idols Of Exile 2005] CA Toronto 353 16. Stars "Look Up" 4:18 [Heart 2003] CA Montreal 505 17. Rachael Yamagata "Letter Read" 3:44 [Happenstance 2004] US Chicago 1202 18. Asobi Seksu "Mizu Asobi" 2:40 [Citrus 2006] US New York 1149 19. Regina Spektor "That Time" 2:39 [Begin To Hope 2006] US New York 10 20. Architecture In Helsinki "It's 5!" 2:07 [In Case We Die 2005] AU Melbourne 16690 21. Howling Bells "Broken Bones" 3:19 [Howling Bells 2006] AU Sydney 713 22. Sophie Zelmani "Yes I Am" 2:53 [Sing And Dance 2001] SE Stockholm 15613 23. Jens Lekman "Jag Tyckte Hon Sa Lönnlöv" 3:19 [Tour EP - USA October 2005] SE Göteborg 189 24. Klan "Sen" 1:49 [Mrowisko 1971] PL Warszawa 623 Total: 58671km Odpowiedz Link
hennessy.williams Re: Let's Get Out Of This Country 25.08.06, 23:54 hennessy.williams napisał: > #15. Ciepło, ciepło, ale i tak ślicznie, ślicznie. To Jason Collett z BSS. Tak > zaczyna się jego solowa płyta. Zapomniałem dopisać, że w tym utworze słychać też Amy Millan - patrz #16 Odpowiedz Link