cze67
19.12.06, 10:02
Ponieważ w przeszłości miałem niezbyt miłe spotkanie z mesje Maleńczukiem:
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=13380&w=6518236&a=6571238
nie dziwi, że do jego muzyki podchodziłem nieco jak do jeża. TO znaczy,
posiadłem jakiś czas temu podwójną kasetę koncertową zespołu Homo Twist i
bardzo mi się ona podobała, ale nie chciało mi się więcej.
Aż do soboty, kiedy to mój kumpel podarował mi górę kaset, wśród których
znalazło się m.in. Moniti Revan. No i wzięło mnie. Tekstowo: wiadomo,
Maleńczuk wali prosto z mostu, a że doświadczenie "w tych sprawach"
(cokolwiek to znaczy) ma duże, to i dużo się można dowiedzieć - generalnie
życie jest brutalne a damsko-męskie aberacje wielce skomplikowane. Ale
szczególnie muzycznie mnie wzięło, jak mówił Lou Reed: nie mam nic lepszego w
muzyce niż bas, perkusja i gitara. No więc muzyka walnęła mnie bardziej
jeszcze niż New York wspomianego lidera VU: rock and roll pełną gębą, fajne
riffy i mostki (he, he). No, ale jak się ma Olafa na basie i Hajdasza na
perkusji, to to musi walić po uszach. I wali. I to jak.
Jakieś doświadczenia z Maleńczukiem w różnych postaciach? Ciekawym, czy ktoś
słuchał jego płyty Cantigas de Santa Maria.