blackvelvet99
30.12.21, 22:59
Jak w tytule, matka męża jest osobą o dużym nasileniu cech narcystycznych. Jeśli się mylę, poprawcie mnie.
Nie wiem, czy ma zaburzenie narcystyczne, czy tylko rys. Ważne, że te cechy są i są uciążliwe i tylko mogę się domyślać, co mąż przeżył, będąc dzieckiem i 20 latkiem.
Otóż, mając 20 lat, zawiódł matkę tym, że nie dostał się na wymarzony kierunek studiow. Ponoć mama mu wybrała ten kierunek, gdy był w szkole podstawowej.
Jeśli to nie jest narcystyczne, to mówcie.
Dla mnie to absolutnie chore.
On mi zdradzał tylko urywki z ich życia i to pod wpływem przypływu emocji, wspomnienia.
Np. Raz mi powiedział, że mama kazała mu wysłać kartę z wakacji do dyrekcji szkoły. Po to, by rodzina była uważana za dobrą, on był wtedy wzorowym uczniem, wiem że go cisnęła.
Dziś facet ma nerwicę, przewlekła od 10 lat. Inna sprawa, że jej nie leczy, bo same leki, które bierze, nie rozwiążą problemu.
Ja w jego rodzicach nie mam żadnego wsparcia. Oni chcieli utrzymywać ze mną pozytywne relacje, ale uważaja, że ja jestem winna, bo oni starali się byc mili, a ja ich odrzuciłam, bo jestem zaburzona.
Coz, wygodne tłumaczenie.
Oczywiście, bo zaburzeni ludzie zwykle trafiają na podobnych sobie, ale pod względem rozsądku chyba ze mna nie najgorzej.
Poza tym moje zaburzenia polegają na czymś innym, niz u tej pani.
Nawet mówię i piszę do niej pani.
Po tym, co zrobiła, nie mam ochoty mówić mamo, zresztą szybko odkryłam, co to za ludzie.
Mąż jest trochę inny od matki i ojca, aczkolwiek on w tej całej ukladance relacyjnej przybiera najbardziej wygodna pozycje - odcina się, jest bierny.
Na moje prośby starał się stawiać matce i rozmawiał z nią na temat zachowań względem mnie, ale zawsze kończyło się w ten sam sposób.
Tak, że ona nic nie zrobiła, nic nie powiedziała, ja mam urojenia i ją pomawiam. Tak się nauczyli z mężem bronić, gdy ktoś śmie mieć do nich "zarzuty".
Oni w swoim postrzeganiu siebie, mają się za przyjaznych, pomocnych i bardzo ułożoną rodzinę.
Tylko pytanie, dlaczego ich dzieci, każde z nich ma zaburzenia osobowości?
Maz ma to stwierdzone i to nie jest na szczęście narcyzm. Córka też jest zaburzona, ale oni udają, że każdy jest normalny.
Tylko, że postawa męża mnie boli, ale na nie mam zamiaru stawać na rzęsach, by to zmienić.
Obecnie doszło do tego, że my razem już nie mieszkamy, mąż uważa, że ja mam zaburzenia j boi się ze mną żyć, on też jest osobą zaburzoną.
Wiem, że takie związki to wyzwanie.
Tylko jak na niego wpłynąć, bo jego zachowanie nie wypływa jedynie z mojej jakże strasznej osobowości.
Mieszkam teraz jakiś 1 km od niego, to nie jest daleko.
A mimo to, on mieszkając tak blisko, wiedząc że nie mam nikogo, że jestem sama, siedzi na obiadku niedzielnym u mamusi.
To nie ma znaczenia, kto jest zaburzony i na co.
To jest moim zdaniem jego wygodne tłumaczenie.
Bo wiedząc, że ja zle znoszę samotność (wcześniej mieszkaliśmy razem ok. 4 lat), on całą niedzielę mnie nie odwiedził.
W tym momencie jest takim dochodzącym mężem i sytuacja jest dla mnie chora i patologiczna.
Fakt, jak byliśmy razem, też było patologicznie - przemoc emocjonalna, fizyczna - latały przedmioty.
Więc to jakieś rozwiązanie.
Jednak uważam, że to nie jest sedno problemu.
Problemem jest to, że on mieszka z mamą i tata, a do mnie przychodzi, kiedy chce.
Powód oficjalny - nie umiemy razem żyć.
Tylko mnie się wydaje, że nawet jak ludzie nie umieją razem żyć, to nie izolują się od siebie, tylko mieszkają razem, a szukają pomocy na zewnątrz. Jemu taki uklad bardzo pasuje.
Teraz namawia mnie usilnie na terapię, a jakieś 3 lata temu, olewał mnie, aż doszło do takiego spiętrzenia problemów. Co mnie nie dziwi, wiedziałam, że tak to się skończy.
Dla mnie to jest brak lokalności. Nie można zrzucać winy na zaburzenia partnera, samemu sobie takiego wybierając i samemu będąc zaburzonym.
I to jest źródło problemu, a jak Wy to widzicie?
Fakt, nie opisałam wszytskich zachowań jego matki.
Tylko, że tu problemem nie jest matka tak naprawdę, tylko to, jaką on przyjmuje postawę.
On potrafi mnie z nią obgadywać tzn. Do niej
Teraz emocje już mu się zmieniły i chce wspólnej terapii, ale chyba po opisie ewidentnie widać, jak on mną steruje i jaka jestem zależna od jego decyzji, jak ja się dostosowuję do niego.