pralinka07
23.05.22, 11:30
Witam, wybaczcie na początku moje natręctwo,że wracam tematycznie do wątku który już był ale wraca do mnie.
Parę faktów na początek.
Jestem niepoprawną romantyczką, osobą o dużej wrażliwości, marzycielem, mrga zakompleksiona o niskim piczuciu wartosci a jednocześnie z kimś kogo mozg mocno stąpa czasem po ziemi. Jestem od wielu lat mężatką. Przez długi czas siedzislam z dziećmi w domu. Gdy wyszlam do ludzi, do pracy zafascynowali mnie inni faceci. Jak kiedyś pisałam, nie tak by zdradzać męża, po prostu powiało nowością. Fascynacje pojawiały się często parę dni przed miesiączką.
Wcześniej pisałam o dwóch fascynacjach. No bo, dwie w sumie były. Jednak przydazylo się jeszcze coś o czym zapomniałam. Otóż kiedy zaczęłam prace jeden z kolegów był pomocny i zabawny, dobrze mi się z nim czas spędzało. To też było przed okresem. Jednak nie było to mój typ faceta. A którejś nocy przysniło mi się, że zdradziłam z nim męża, sen nie był szczegółowy, ale obudziłam się z tak realnym poczuciem winy, że bałam się, że to prawda. Po czasie jakimś poczułam, że zaczynam dobrze dogadywać się z kimś kto wcześniej wręcz mnie drażnił, okazało się, że ma parę cech które ma też mój mąż, to sprawiło, że polubiłam go, jemu chyba nawet się spodobałam i przez to chyba wpadłam w pułapkę fascynacji. Na szczęście nadal miał cechy które wzbudzały we mnie chęć mordu. Dobrze nam się dogadywało. O znowu tuż przed miesiączką ciut bardziej chciałam z nim gadać. Zaznaczyć musze, że ani przez moment nie przesyłam kochać męża. No i chyba najgorszy z razów, kiedy spotkałam człowieka który mnie urzekł nie wiem czym. Może tym, że okazał atencję (znowu przed miesiączką) a mi jej brakowało, brakowało mi wtedy też kopa by zadbać o siebie i tego kopa dostałam. Chciałam się mu podobać,poznać go. Jednak po paru dniach, kiedy uświadomiłam sobie co wyprawiam, jak ręką odjął przeszło.
Kiedys jeden kolega, próbował złapać mnie w pułapkę, nie dałam się, połechtało, że się podobam, chciałam się podobać ale nic więcej. Wiedziałam, że jest "niebezpieczny".
Jak pisałam w innym wątku, czuje obrzydzenie i wstyd. Ponoć w długich związkach się to zdarza.
Aby sytuacja była bardziej klarowna dodam, że mniej więcej w tym czasie (teraz to widze) w moim związku było chłodno ciut. Mąż trochę zachowywał się jak mój ex. Pochłonięty pracą i nie widział mnie, czułam się odrzucona.
Poza tym jakoś odsunęlismy się od siebie, kochałam go i kocham, a jednak w tym czasie sporo się kłóciliśmy. Odnosiłam wrażenie, że czepia się o wszystko, że mu przeszkadzam. Niemal wszystkie zbliżenia były moją inicjatywą. Wiedziałam, że go kocham, a jednak te sytuacje się zdarzyły mi. Wiedziałam, że nie jestem w stanie dotknąć nikogo innego bo, za chwilę zaspokojenia ciekawosci zapłacę stratą tego co dla mnie najważniejsze. Jednak gdzies równolegle ta atencja, wyobraźnia, że mogę komuś się podobać, flirt.
Szukałam sposobów by zainteresować mną męża, ale po krótkich poprawach wracały złe. Kiedy pisaliśmy ze sobą, gadaliśmy przez telefon było bosko, kiedy wracał kłóciliśmy się.
Ok, może miał za dużo stresu wtedy w pracy, a mi po prostu hormony we łbie namieszaly .
Zastanawia mnie też czy może w tej oziębłości był nie tylko stres, a może on też coś przeżywał z kimś, może to go oddaliło. Ta kolejka górska trwała parę miesięcy, od dawna już jest ok, a do mnie to wróciło jak lodowaty nóż.
Nie chce mu opowiadać o tym bo, po co. Zwłaszcza, że cały czas go kochałam i kocham. Przeszliśmy próbę. Jednak chyba potrzeba mi analizy osób z zewnątrz.
Czy jestem normalna?