pralinka07
02.06.22, 08:16
Witajcie, znowu ja i znowu marudzę.
Patrząc na swoje dzieci i ich życie, zazdroszczę im, że mnie to co mają nie spotkało. Choć jest opcja, że będą mieć do mnie o coś kiedys żal (już mają czasem 😉).
Pochodzę z rodziny, gdzie ojciec był mało obecny w życiu, pracował, pił i miał swoje filozofie czasem dziwne.
Matka była niezadowolona często.
Jako najmłodsze dziecko tych dwóch skrajnie różnych osób wiele razy widzialam awantury, bójki, słyszałam słowa których dziecko słyszeć nie powinno.
Nie wiem czemu,ale uwaga matki by "tworzyc" skupiła się na mnie.
Kontrola to było jej hobby, wspomagane przemocą. Widziałam będąc w przedszkolu jak bije moje rodzeństwo bo, nie poszło im w szkole, jak katuje bo, nie rozumieją zadania domowego. Mnie karano również za złe zachowanie. Niezgodne z oczekiwaniami.
W szkole szło mi stednio. Nie starałam się też zbytnio bo, i tak inni w oczach matki są lepsi.
Dobre zachowanie kocham Cię, złe zachowanie- wyzwiska, bicie, obojetnosc.
Lepiła mnie jak z gliny na swoje podobieństwo, miała silny wpływ na mnie, był czas, że chciałam być jak ona.
Matka to introwertyk, siostry też. Ojciec, dusza towarzystwa.
Ja, pół na pół. Jako dziecko miałam koleżanki co w opinii matki było ok. Naturalnie były granice. Jako nastolatka też, choć odstawałam bo, nie chodziłam z nimi do kina. Nie mogłam.
Wpojono mi, że nadmierna towarzyskość to zło, rozrywkowość to kurestwo. Ile razy usłyszałam, że kurwa ze mnie to historia.
Związałam się z kimś spoza towarzystwa, był inny, wydawało mi się, że cool. Na początki Matka kręciła nosem, a kiedy okazało się, że posłuszny jej to klaskała. Kiedys powiedziała, że powinnam z nim zerwać i spróbować życia, chwilowy przebłysk. Ja wtedy zakochana powiedziałam że nie (a szkida) zresztą u jej mniemaniu próba życia to po prostu ktoś inny, a te same zachowania.
Czas leciał. Mnie było coraz trudniej żyć. Wyuczona, że to czy tamto nie dla mnie, ze tam czy tam nie będzie ok, wierzyłam. Byłam pelnoletnia, a nadal widmo matki wisiało.
Z małego miastczka, poszłam do szkoły do wielkiego miasta i o zgrozo, tyle spraw "nie dla mnie" okazało się super. Choć nie umiałam nadal złamać pewnych zachowań. Np. Spędzając noc u koleżanki z miasta nie umiałam pójść do klubu bo, bałam się, nie umiałam się zachować.
Gdzies łatałam świat z którego pochodzę ze światem który mnie wolał.
Matka wyrzuciła mnie w trakcie studiów z domu. Zamieszkałam z facetem. To uświadomiło mi, że chyba nam nie po drodze. Ale cóż było robić, stosował techniki matki, manipulował mną.
Był uwieziona i bezdomna w razie rozstania. Starannie kopał moja pewność siebie.
Z matką pogodziłam się, ona uznała że wcale mnie nie wyrzuciła.
Poznałam kogoś. Burzliwie ale udało się być razem.
Rodzina zawiodła. Woleli wspierać byłego niz mnie.
Jednak zaczynałam dzięki nowemu związkowi poznawać zakazane dla mnie horyzonty i kurde, podobało mi się.
Dzis mam 4 dekady na karku i nadal walczę o siebie. Te ćwierć wieku tresury ciężko mi z siebie wyrzucić. Jest żal bo, nadal czasem mnie atakują bo, uważają, że skoro teraz jestem szczęśliwa to należy im się udział w tym szczęściu i wtrącanie. Uważają, ze przeszłości nie ma.
Chce mieć dobre relacje bo, jestem wrazliwa bo, chce by dzieci miały dziadków ale z drugiej strony mam.zal za te wszystkie krzywdy bo, choć j dobre wspomnienia są, wiem, że są one poniekąd wynikiem posłuszeństwa.